Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bookstagram: Entropia Kontrolowana

Z czym kojarzy się Omnifagus? Z czymś absolutnie okropnym? Lepkim i wijącym? Trochę obrzydliwym? …a może z absolutnie niczym?
Cóż, odpowiedź zdaje się być niejasna, dlatego zapraszam serdecznie na recenzję, która spróbuje przybliżyć czym jest fikcja dziwności przedstawiona przez Rafała Nawrockiego w serii opowiadań zebranych w tym zbiorze.

Zauważyłam, zagłębiając się w przedstawiane historie, że autor zdecydowanie próbował zbudować tajemniczą mitologię świata na wzór i podobieństwo Lovecrafta (nie lubię prozy Lovecrafta). Ale to może tylko moje wrażenie… Narracja, mimo że prowadzona w ciekawy sposób, momentami mnie przerastała. Była zbyt ciężka, wulgarna i „brudna”. I nie tylko w dialogach wymienianych przez bohaterów. Osobiście dziwnie się z tym czułam, trochę niekomfortowo.

To, co moim zdaniem działało fenomenalnie, to krótka forma opowiadań spiętych kompozycyjną klamrą, która tworzy oddzielną historię. Uwielbiam podobne zabiegi! Taka struktura może wydawać się nietypowa, dlatego długość opowiadań jest kluczowa. Gdyby były dłuższe, mogłabym zacząć zadawać niewygodne pytania dotyczące narracji. Tutaj poziom dziwności i niedopowiedzeń był odpowiedni i spełniał moje oczekiwania.


Dodatkowo, Rafał Nawrocki doskonale malował obrazy swoim tekstem. Jego opisy są tak żywe, że mogłam niemal zobaczyć to, co (chyba) chciał przedstawić. Jakość opowiadań w zbiorze była zróżnicowana, ale ogólnie oceniam ją pozytywnie. Moim ulubionym opowiadaniem było to o ogródkach działkowych (zawsze czułam, że te miejsca są podejrzane).

I jeszcze jedno! Na końcu znajduje się omówienie miejsc, w których dzieje się akcja każdego z opowiadań! Gdybym wiedziała od początku (ogarnęłam temat przy trzecim opowiadaniu), to na pewno od razu bym do nich zajrzała.

Ogólnie polecam, dla mnie ta przygoda była początkiem fascynacji wierd fiction w dorosłym życiu.

Bookstagram: Entropia Kontrolowana

Z czym kojarzy się Omnifagus? Z czymś absolutnie okropnym? Lepkim i wijącym? Trochę obrzydliwym? …a może z absolutnie niczym?
Cóż, odpowiedź zdaje się być niejasna, dlatego zapraszam serdecznie na recenzję, która spróbuje przybliżyć czym jest fikcja dziwności przedstawiona przez Rafała Nawrockiego w serii opowiadań zebranych w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Taylor Jenkins Reid, królowa wrzucania nas w „wymyślone jak prawdziwe historie” zrobiła to ponownie! To znaczy, z mojej perspektywy ponownie. To druga książka (po historii Evelyn Hugo), po którą zdecydowałam się sięgnąć. I znów się nie zawiodłam. Evelyn miała wycinki brukowców, Daisy ma opinie krytyków. I fantastycznie! Bo zostajemy w konwencji, ale ją urozmaicamy.

Tym razem wychodzimy jeszcze szerszy obraz sytuacji. Zamiast dwutorowej (względem czasu akcji narracji), pojawiają się perspektywy postaci uwikłanych w wydarzenia. Dynamika historii z perspektywy dwóch głównych bohaterów (w tym tytułowej Daisy) jest świetna, wciągająca! Niestety, reszta pozostaje lekko w tyle. Szczerze przyznam, że trochę się gubiłam wśród imion i perspektyw na samym początku.

Ostatecznie stwierdzam, że mnogość perspektyw nadała całości historii dobry klimat. Tym razem to zagranie się sprawdziło, a fakt, że obserwujemy te same sytuacje (koncerty, trasy) i otrzymujemy ich różne interpretacje, nadaje dodatkowego waloru.
To Wszystko jest jak cofnięcie się o kilka kroków od znanej nam rzeczywistości (singli, płyt, okładek, wywiadów, nagród), do tajemniczej krainy motywacji do pisania tekstów i emocji podczas ich tworzenia. I dociera do nas ile tak właściwie nigdy do ciebie nie dociera…

Kiedy zaczynałam z książką, zastanawiałam się, czy nie wolałabym przeczytać biografii faktycznie istniejącego w historii zespołu (wiele z nich, myślę, mogłoby mnie zainteresować). Ostatecznie sięgnęłam jednak po historię The Six – sztucznego tworu powstałego w głowie autorki. I bardzo dobrze. Nieprawdziwe, być może uproszczone i „kontrolowane” warunki dla laika niezwiązanego ze środowiskiem muzycznym (takiego jak ja), to brak narażenia na tryby chaosu prawdziwej rzeczywistości, które mogłyby okazać się niezrozumiałe.
W tym przypadku autorka trzymała wszystko w ryzach, pozwalając poznać klarowna wersję historii. Bez zniekształceń, na którą podatna jest ludzka pamięć i niedopowiedzianych lub pominiętych niewygodnych fragmentów. Wszystko w mocy autorki.

Końcówka… Cóż, nie jest zła. Nie jest tak dobra jak u Evelyn, ale niech was to nie zniechęci!

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Taylor Jenkins Reid, królowa wrzucania nas w „wymyślone jak prawdziwe historie” zrobiła to ponownie! To znaczy, z mojej perspektywy ponownie. To druga książka (po historii Evelyn Hugo), po którą zdecydowałam się sięgnąć. I znów się nie zawiodłam. Evelyn miała wycinki brukowców, Daisy ma opinie krytyków. I fantastycznie! Bo zostajemy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Powieść, której klimat niesamowicie igra z moralnością, zarówno naszą (czytelników), jak i głównej bohaterki. Kuang świetnie balansuje na granicy (i to nie jednej). Wywołuje refleksje nad etyką ludzkich działań i pokazuje, jak może funkcjonować psychika osoby, której na pozór udało się uniknąć odpowiedzialności za wątpliwe moralne postępowanie.

Nie ukrywam, jestem i zawsze byłam typem czytelnika, który uwielbia być zaskakiwany pomysłami na historie. Tak już mam… A w tej książce aż roi się od pomysłów na różne opowieści (w końcu wszystko kręci się wokół autorek książek). I ja w tym wszystkim byłam jak: o kurde, ale bym to czytała!

Co więcej, zanurzenie się w kulisy rynku wydawniczego (nawet, zgaduję, lekko podkoloryzowanego) było fascynującym doświadczeniem. Precyzyjne wypunktowanie mechanizmów działania tego świata dodatkowo wzbogaciło fabułę i pozwoliło spojrzeć na tę branżę z zupełnie nowej perspektywy (z drugiej strony lustra).

Niektóre fragmenty znakomicie współgrały z moim doświadczeniem zawodowym (praca biurowa). Ja naprawdę wiem, co to znaczy, kiedy po wymianie kilku maili dochodzi do włączenia w konwersację przełożonych, kierowników, czy dyrektorów (oczywiście „do wglądu”). To jak pójście na noże, otwarte wypowiedzenie wojny, a czasem zadanie ostatecznego ciosu. W książce bardzo dobrze dało się odczuć napięcie towarzyszące tym chwilom.

Zachwyciła mnie autentyczność zawiści odczuwanej przez główną bohaterkę. Sposób, w jaki próbuje ją racjonalizować i zrozumieć. To było niezwykle przekonujące i wzbudzało we mnie wiele emocji. Myślę, że to nie jest łatwo pisać o nienawistnych uczuciach w taki sposób. Z jednej strony obrzydliwy, z drugiej tak autentyczny, że aż wprawiający w dyskomfort.

Całokształt powieści skłania do refleksji nad naturą kłamstwa i prawdy. Czy te dwie kwestie naprawdę są tak jednoznaczne rozdzielne i się wykluczają? Autorka świetnie buduje tę narrację, stawiając czytelnika przed dylematami moralnymi. Czy życie w kłamstwie to życie z piętnem? A może to w ogóle nie kłamstwo? Może skoro wszyscy wierzą w rzeczywistość dookoła to tylko otacza nas półpłynna i niedopowiedziana prawda?

"Co gdyby rynek wydawniczy był historią sensacyjną?" - pytanie, które pozostaje w mojej głowie po lekturze. I myślę, że już samo to pytanie powinno zachęcić do sięgnięcia po Yellowface!

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Powieść, której klimat niesamowicie igra z moralnością, zarówno naszą (czytelników), jak i głównej bohaterki. Kuang świetnie balansuje na granicy (i to nie jednej). Wywołuje refleksje nad etyką ludzkich działań i pokazuje, jak może funkcjonować psychika osoby, której na pozór udało się uniknąć odpowiedzialności za wątpliwe moralne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Dzisiaj przeniesiemy się w czasie do epoki, w której wizje spotkań z życiem pozaziemskim były dziwne, fascynujące i rozkwitały jako zupełnie nowy motyw w literaturze i popkulturze. Nie będę ukrywać, jestem podekscytowany dzieleniem się z wami recenzją książki, z której motywu wykluło się wiele innych dzieł kultury. To trochę jak zaglądanie do ukrytego od lat źródła. Zajrzałam do tego źródła/ nowego wydania Inwazji Porywaczy Ciał. I co tam znalazłam?

Dziwność, dziwność i po trzykroć dziwność! I jednocześnie pewną… Typowość dla swoich czasów? Nie zrozumcie mnie źle, im mocniej związuję się z literaturą popularno-naukową XX wieku, tym łatwiej się w niej odnajduję. A co mam na myśli mówiąc o typowości? Cóż, historia została po raz pierwszy opublikowana w latach 50. więc możecie się spodziewać omdlewających kobiet i smętnych głównych bohaterów działających pomimo przeciwności losu i lęku o własne życie.

Książka otwiera przed nami wrota motywu obcej cywilizacji podstępnie (no i z czasem też zupełnie oficjalnie) kolonizującej mieszkańców Ziemi. Ale ale… Wbrew pozorom, historia do końca pozostaje bardzo tajemnicza. Nie dostajemy wielu odpowiedzi. Właściwie powód samej kolonizacji zostaje ledwie napomknięty.
Muszę w tym momencie zrobić jedną dygresję. Kiedy przeczytałam o absorbowaniu przez obcych wody z powietrza (i nabieranie przez to masy) wyobraziłam sobie figurki dinozaurów, które wrzucało się do kubka z wodą na noc i rano wspomniana figurka (nomen omen po zaabsorbowaniu wody) podwajała swoją objętość. Nie mogłam wyrzucić tego obrazu z głowy! Cudowna literatura science fiction! Właśnie po takie skojarzenia do niej zaglądam!

Kończąc podpowiem, że po książkę naprawdę warto sięgnąć. Jako po źródło. Doświadczenie. Zwłaszcza, że mamy do niego taki piękny i łatwy dostęp! Myślę, że warto poznać historię motywu, który na dobre i na zawsze zakorzenił się w naszej kulturze.

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Dzisiaj przeniesiemy się w czasie do epoki, w której wizje spotkań z życiem pozaziemskim były dziwne, fascynujące i rozkwitały jako zupełnie nowy motyw w literaturze i popkulturze. Nie będę ukrywać, jestem podekscytowany dzieleniem się z wami recenzją książki, z której motywu wykluło się wiele innych dzieł kultury. To trochę jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Ehh, literatura azjatycka… Jakież smutne byłoby moje życie, gdybym jej nie poznała! I mówię tu zupełnie serio. Osoby autorskie z tamtego rejonu świata mają niesamowitą zdolność do ubierania w słowa i historie nieuchwytnego realizmu magicznego. Dawniej zachwycałam się każdą książką napisaną w przez autorów pochodzących z tamtego rejonu świata, ale chyba im więcej poznaję, tym bardziej podnoszę poprzeczkę i staję się coraz bardziej krytyczna.
Albo po prostu Kamogawa to wyjątek potwierdzający pewną regułę.

Gdybym miała krótko ocenić Tropicieli Smaku powiedziałabym: zdecydowanie jest to meh/10. A teraz rozwinę. Ogólnie, sam koncept bardzo przypadł mi do gustu. Określiłabym go jako uroczy i przytulny. Odkrywanie potraw ważnych dla poszukujących, osobiste historie osób zgłaszających się po usługę (pod przykrywką zwykłych opowiastek o jedzeniu sprzed lat), kot, który próbuje wkraść się do lokalu... No cud, miód i orzeszki (jakby powiedział mój tata).

Problem pojawił się, kiedy odkryłam, że niestety, realizacja konceptu w ogóle nie pokrywała się z moim wyobrażeniem na jego temat. Dialogi były trochę zbyt sztywne, nienaturalne. Irytująca powtarzalna struktura opowiadań (bo właściwie każdy rozdział funkcjonuje jako osobna historia) też dawały mi w kość. Nieustanna repetycja zasad, które panują w lokalu (i nieustannie podobna reakcja na te zasady ze strony klientów) sprawiały, że przewracałam oczami z myślą: „Borze tucholski, przecież ja już to wiem”. To wszystko wydało mi się niezwykle pretensjonalne. Ale książka jest krótka, da się przebrnąć…
…pytanie, czy warto?

Jest absolutnie jeden niezaprzeczalny powód, dla którego warto (i nie, nie jest to kot, bo jego w tej historii jest tyle ile… No wiecie, kot napłakał) i są to opisy przygotowywanych potraw. Niemal poetyckie! Takie, że aż pocieknie wam ślinka! Mówię wam!
Szczerze? Nie wiem o jaki przepis bym zapytała (może kartoflankę mojej babci), ale na pewno chciałabym czegoś podobnego doświadczyć. Tylko na wstępie zaznaczyłabym, że naprawdę znam zasady (bo szlak by mnie trafił, gdyby ponownie ktoś zaczął mi je tłumaczyć).

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Ehh, literatura azjatycka… Jakież smutne byłoby moje życie, gdybym jej nie poznała! I mówię tu zupełnie serio. Osoby autorskie z tamtego rejonu świata mają niesamowitą zdolność do ubierania w słowa i historie nieuchwytnego realizmu magicznego. Dawniej zachwycałam się każdą książką napisaną w przez autorów pochodzących z tamtego rejonu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Bardzo cenię literaturę postapokaliptyczną. Swoją przygodę zaczęłam już w liceum (i to od wysokiego C pod postacią Metra 2033). Ale to było dawno i nieprawda… Chociaż trochę kusi, żeby odświeżyć pamięć (i wrócić do podziemi moskiewskiego metra). Skupmy się na tym, co pozostaje po końcu świata (smooth).

Książka zdecydowanie dostaje dużego plusa za konsekwencję. Jeden czynnik doprowadził do upadku świata, funkcjonującego na znanych nam warunkach, i tak pozostaje. Koniec, kropka. Nie ma babrania się z potworami i zombie wyskakującymi znikąd (chociaż wcześnie nie było o nich ani słowa), mętnych wyjaśnień, deus ex machiny czy odstępstw w magiczną stronę (równie niespodziewanych jak wcześniejsze zombie). Może wyczytaliście to między wierszami, ale naprawdę nie lubię „praktycznych”, z perspektywy autora, niespodzianek w „moim” post-apo. Ustalamy setting i się go trzymamy.

Pod względem klimatu, historia zdecydowanie działa jako queerowa książka młodzieżowa. I to jest w porządku. A jako powieść o zagładzie ludzkości? Cóż… Nabiera wyraźniejszego klimatu gdzieś w połowie. I to też jest w porządku.

Bardzo mocno staram się trzymać zasady oceny książek pod kątem spójności z gatunkiem, do którego przynależą. Niestety, im starsza jestem, tym trudniejsze staje się utożsamianie z głównymi bohaterami młodzieżówek (tak, jestem bardzo mocno świadoma, że przestałam być główną grupą docelową). Coś jednak czuję, że gdybym była tak z 10 lat młodsza (nie żebym była jakoś bardzo stara, ale, gdybym cofnęła się do lat nastoletnich), bardziej mogłabym wczuć się w relacje.

Niemniej jednak, to, że nie ma tu nadmiernego romantyzowania szkodliwych motywów, zdecydowanie odbieram jako plus. Oceniam tę kwestię bardzo restrykcyjnie, bo uważam, że motywy, które były mi podawane kiedy byłam bardziej podatna na bezkrytyczne ich przyjmowanie, nie zawsze korzystnie wpływały na mój sposób postrzegania pewnych zjawisk. Poza tym, nawet jeśli nie identyfikowałam się z bohaterami, wciąż bardzo dobrze bawiłam się przy Tym, co pozostaje po końcu świata (smooth x2).

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Bardzo cenię literaturę postapokaliptyczną. Swoją przygodę zaczęłam już w liceum (i to od wysokiego C pod postacią Metra 2033). Ale to było dawno i nieprawda… Chociaż trochę kusi, żeby odświeżyć pamięć (i wrócić do podziemi moskiewskiego metra). Skupmy się na tym, co pozostaje po końcu świata (smooth).

Książka zdecydowanie dostaje dużego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_kontrolowana

Zawsze, kiedy siadam do recenzji sprawdzam notatki, które spisywałam w trakcie. Obecnie to już całkiem pokaźny katalog w jednej z mobilnych aplikacji. W przypadku Ballady Ptaków i Węży jedyne notatki, które zapisałam to: „Dobre wyważenie”, „Świat przedstawiony niesamowita sprawa” i „Podoba mi się”. Można uznać, że było dobrze. Pozwólcie, że rozwinę.

Nie będę ukrywać, to zwiastun filmu zainspirował mnie do przeczytania Ballady. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że powstał prequel Igrzysk (moja relacja z tą książką nie była zbyt ciepła, od kiedy, jako nastolatka próbowałam się zabrać za czytanie). Ciekawie odkrywało się wydarzenia w książce i jednocześnie dopasowywało je do fragmentów trailera. A teraz, świeżo po seansie filmowym, stwierdzam z całym przekonaniem: warto sięgnąć zarówno do książki, jak i do filmu.

Fascynujące, jak przełożenie treści na taśmę oraz wprowadzenie (moim zdaniem słusznych) zmian fabularnych wpłynęło na delikatne „przesunięcie” akcentów i mocniejszych momentów w jednego dzieła względem drugiego. Żadne z nich nie jest gorsze, odbiór każdego jest nieco inny.

Koniec o filmie, powrót do książki. Przerosła moje oczekiwania. Realia życia w młodym Kapitolu i fakt, że patrzymy na nie przez pryzmat przyszłego antagonisty zasadniczej trylogii, od samego początku sprawiły, że historia wydawała się bardziej intrygująca.
Głównych bohaterów odebrałam jako dobrze napisane postaci. Z motywacjami, wieloma wymiarami. W przypadku części tych drugoplanowych miałam trochę wrażenie „statystów” - narzędzi potrzebnych główniejszym bohaterom do pchnięcia fabuły, bez większej głębi.

Nie mam zamiaru jednak krytykować otwartej formy niektórych wątków i niedopowiedzeń, które znajdują się w historii, bo to akurat coś, za czym wprost przepadam w literaturze. Nie chcę też zbyt wiele zdradzać z fabuły, bo naprawdę bardzo ciekawie doświadcza się „na ślepo” wszystkiego, co autorka ma nam do zaoferowania. Osobiście bardzo się cieszę, że w tym przypadku najpierw sięgnęłam po książkę i dopiero później obejrzałam film.

Bookstagram: Entropia_kontrolowana

Zawsze, kiedy siadam do recenzji sprawdzam notatki, które spisywałam w trakcie. Obecnie to już całkiem pokaźny katalog w jednej z mobilnych aplikacji. W przypadku Ballady Ptaków i Węży jedyne notatki, które zapisałam to: „Dobre wyważenie”, „Świat przedstawiony niesamowita sprawa” i „Podoba mi się”. Można uznać, że było dobrze. Pozwólcie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagran: Entropia_kontrolowana

Uroczy, słodki i lekko niezręczny – czy takimi słowami określa się najlepszy romans jaki może nam dostarczyć retelling mitologicznej historii? Sama nie wiem, ale słuchajcie… To działa! I to przez wielkie „D”.

Zacznijmy może od kreski, która prezentuje się naprawdę fantastycznie. Tła są dopracowane (i nawet fragmenty dziejące się w królestwie umarłych nie zanudzają niezmiennością i ponurym klimatem), kadry w czytelny sposób ukazują kolejne sekwencje historii, a dynamika mimiki bohaterów bezbłędnie pomaga odczytywać towarzyszące im emocje. Cały panteon bogów przedstawionych w pierwszym tomie (na czele oczywiście z Persefoną i Hadesem oczywiście) ma dobre skrojone i przemyślane projekty postaci (i to na tyle dobrze, że zmusza do zastanawiania: „O, ciekawe jakby w tym świecie wyglądał ten, a tamten bóg, a stwór).

Relacja głównych bohaterów jest, tak jak wspomniałam wcześniej, urocza i okraszona sporą dawką niezręczności (i to zarówno po stronie bogini wiosny, jak i władcy podziemi). Są ukradkowe spojrzenia, rumieńce i wspólne „wpadki wizerunkowe”, które, jako czytelnicy możemy obserwować z nieukrywaną satysfakcją.

Dodatkowo, nie ma dyskomfortu związanego z wyraźnie zarysowaną różnicą wieku między bohaterami (tak jak miało to miejsce w Lore Olympus) oraz ich poziomem dojrzałości (obydwoje zachowują się jak duże dzieci, które nie potrafią w romanse). W ogóle wiek nie jest wspominany, ale w tej interpretacji zarówno projekty postaci oraz ich działania nie wskazują na nic „podejrzanego”.

Jedyne, czego się obawiam, to fakt, że najprawdopodobniej długo dane będzie nam czekać na kolejny tom Punderworldu. Niech was to jednak nie zniechęci przed czytaniem! Pierwszy tom już sam w sobie to zdecydowanie perełka godna Waszej uwagi!

Bookstagran: Entropia_kontrolowana

Uroczy, słodki i lekko niezręczny – czy takimi słowami określa się najlepszy romans jaki może nam dostarczyć retelling mitologicznej historii? Sama nie wiem, ale słuchajcie… To działa! I to przez wielkie „D”.

Zacznijmy może od kreski, która prezentuje się naprawdę fantastycznie. Tła są dopracowane (i nawet fragmenty dziejące się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Nie będę kłamać – cozy fantasy nie jest gatunkiem, z którym byłabym niesamowicie mocno zaznajomiona i związana. Dopiero kiedy zaczęłam sprawdzać, okazało się, że coś właściwie już czytałam (w jednym z zestawień, Ruchomy zamek Hauru został zakwalifikowany do tej kategorii).

Nie jestem jednak osobą, która odmówiłaby przyjemności płynącej z otulania się książkowym kocykiem zwłaszcza jesienią porą.

Miałam trochę problem ze sposobem prowadzenia narracji przez autorkę. Proszę, nie zrozumcie mnie źle. Z założenia uważam, że reprezentacja i inkluzywność w literaturze jest bardzo ważna i potrzebna. Niemniej jednak, sposób w jaki autorka przedstawiała bohaterów wydał mi się dość jednostajny. Trochę jakby wybijała rytm: wiek, etniczność, paleta kolorów, ewentualnie orientacja *powtórz przy kolejnej pojawiającej się postaci*.

Bardzo podobało mi się to, jak w książce przedstawiono magię i jej zasady. Osobiście, gdybym dowiedziała się teraz, że magia (pojmowana w sposób dosłowny) istnieje w realnym świecie, życzyłabym sobie, żeby funkcjonowała w taki sam sposób. Co więcej, relacja między główną bohaterką i innymi postaciami również wypadła nieźle. Nie było to może nic głębokiego i przeszywającego do szpiku kości, ale interesowało mnie na tyle, że nie czułam znużenia czytaniem.

Niestety, nie mogę przejść ponad największym problemem, który moim zdaniem najbardziej dotknął tę pozycję. Mam na myśli beztroskie porzucanie wątków. Działalność głównej bohaterki w mediach społecznościowych? Pretekst, do którego nie wracamy, kiedy przestaje nam być potrzebny. Wątek spotkań klubu czarownic? Trochę urwany… Nauka młodych wiedźm? No, też jak nam się przypomni że trzeba… I tak cały czas.

Czy to znaczy, że nie warto sięgać po tę pozycję? Nie, absolutnie! Jest lekka i przyjemna, jak ciepły wiatr na twarzy we wczesnojesienne popołudnie… Albo pyszny sernik dyniowy. Nie musi mieć sensu i konsekwencji w jadłospisie, żeby smakował i dawał radość.

Bookstagram: Entropia_Kontrolowana

Nie będę kłamać – cozy fantasy nie jest gatunkiem, z którym byłabym niesamowicie mocno zaznajomiona i związana. Dopiero kiedy zaczęłam sprawdzać, okazało się, że coś właściwie już czytałam (w jednym z zestawień, Ruchomy zamek Hauru został zakwalifikowany do tej kategorii).

Nie jestem jednak osobą, która odmówiłaby przyjemności płynącej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram:
@entropia_kontrolowana

Ostatnio coraz częściej (przynajmniej w mojej bańce informacyjnej) mówi się o relacjach parasocjalnych. Dla przypomnienia: to rodzaj interakcji, w której jedna strona, (często osoba publiczna) zaczyna odgrywać rolę mentora, (nomen omen) idola, a nawet potencjalnego partnera relacji romantycznej w oczach swojego fana. Jest to często jednostronna relacja, w której znana osoba może być niedostępna lub mało zaangażowana emocjonalnie w interakcje z fanami.

Książka prezentuje ciekawy kontekst kulturowy i ukazuje „kulturę idoli” w niezbyt pozytywnym świetle jako pełne i bezkrytyczne oddanie, szalony konsumpcjonizm (posunięty do naprawdę absurdalnych granic) i swoisty eskapizm w pełne zaangażowanie w życie idola (a przynajmniej te części którą chce/ musi zaprezentować).

Osobiście, zawsze czułam rezerwę względem „bezgranicznego fanowania” znanym osobom. Jasne, mam swoje empatie i antypatie wśród szeroko pojętych infulencerów, aktorów, artystów, pisarzy i celebrytów. Staram się jednak nie zapominać, że „idole” to tak samo jak my wszyscy ludzie z krwi i kości. Nieidealni, popełniający błędy.

Co bardzo ciekawe, książka nie „skręca” fabularnie w żadną drastyczną stronę (nie mówię nic więcej, żeby nie spoilerować zbyt mocno). Bardzo ją za to doceniam. Pozostawiła po sobie niedosyt, ale brak „niesamowitości”, zrywów, pościgów i wybuchów nadał całokształcie historii bardzo dużą autentyczność. Po prostu zaufałam, że faktycznie podobna historia mogłaby się wydarzyć (i zapewne wśród osób związanych z kulturą idolską wydarza się bardzo często).

Bookstagram:
@entropia_kontrolowana

Ostatnio coraz częściej (przynajmniej w mojej bańce informacyjnej) mówi się o relacjach parasocjalnych. Dla przypomnienia: to rodzaj interakcji, w której jedna strona, (często osoba publiczna) zaczyna odgrywać rolę mentora, (nomen omen) idola, a nawet potencjalnego partnera relacji romantycznej w oczach swojego fana. Jest to często...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: entropia_kontrolowana

Służące do wszystkiego to obszerny materiał o (zgodnie z deklaracją wydawcy) „białych niewolnicach”, który „rozbrajałam”/ czytałam dość długo.

Uważam jednak, że w przypadku trudnych tematów warto poświęcić adekwatnie długi czas, niezbędny dla przyjęcia oferowanej dawki informacji i ładunku emocjonalnego, które wnosi poszerzanie wiedzy w danym zakresie.

Reportaż stanowi dobrze wyważone połączenie przekrojowego, wielowymiarowego obrazu losu służących w ogóle, z historiami konkretnych kobiet (kiedy zachowane zostały informacje i bardziej szczegółowe dane), stanowiącymi jednostkowe przykłady opisywanych wcześniej zjawisk.

A jakie to były zjawiska… A raczej - nadużycia? Praca powyżej 15 godzin dziennie; brak możliwości swobodnego opuszczania mieszkania/ domu „państwa”, brak zapewnienia odpowiednich warunków mieszkalnych i sanitarnych, molestowanie, naruszanie nietykalności cielesnej, bezpodstawne oskarżenia… I to tylko kilka z tych, które jestem w stanie na jednym oddechu wymienić z pamięci na kilka miesięcy po lekturze.

Książka w niesamowicie dogłębny sposób ukazuje klasizm, jako zjawisko wpływające odczłowieczająco na podlegające mu grupy społeczne. A co gorsza, możemy zadać sobie pytanie: Czy współcześnie rozwinęliśmy się społecznie w kierunku lepszego zrozumienia tego zjawiska? i nie odnaleźć na nie pozytywnej odpowiedzi...

Może na mniejszą skalę, może w lekko zmienionym wymiarze… Ale przecież… Nawet teraz wkłada nam się do głowy, że osoba wykonująca pracę fizyczną jest w jakimś zakresie „gorsza” od innych.

Bookstagram: entropia_kontrolowana

Służące do wszystkiego to obszerny materiał o (zgodnie z deklaracją wydawcy) „białych niewolnicach”, który „rozbrajałam”/ czytałam dość długo.

Uważam jednak, że w przypadku trudnych tematów warto poświęcić adekwatnie długi czas, niezbędny dla przyjęcia oferowanej dawki informacji i ładunku emocjonalnego, które wnosi poszerzanie wiedzy w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bookstagram: Entropia Kontrolowana

Wiecie jak to jest… Lubicie jakiś temat, zależy wam na dotarciu do możliwie największej ilości dzieł z nim związanych. Kiedyś książki o aniołach były dla mnie taką „gorącą kwestią”, później przyszedł czas na utopie i dystopie (Well… I’m just exactly like the other girls). Teraz tym tematem są wiedźmy i… Retellingi historii mitologicznych (w ogóle, ale w szczególe te, odnoszące się do mitologii greckiej).

Na domiar złego, cała „faza” zaczęła się w moim przypadku od (według mnie wcale nie nudnej) Kirke autorstwa Madeline Miller. No ale do brzegu, bo podchodzę do tematu jak pies do jeża.

Tysiąc Okrętów jest po prostu strasznie… Płaskie. Jasne, zmieniamy perspektywę, opowiadamy historię przez wieki widzianą z perspektywy mężczyzn oczami kobiet. Z tego co pamiętam, w opisie od wydawcy „odgrażano się”, że będzie to hołd dla kobiet, których życie zmieniła wojna trojańska
Może jest to problem i „potrzeba” chwycenia zbyt wielu przysłowiowych srok za ogon. Zbyt wiele perspektyw do ogrania, zamiast sprzedawać nam silny narracyjny głos, objawia się w powieści jako kakofonia rozedrganych chórków. Bez pogłębienia psychologii postaci, bez jasnego przedstawiania ich motywacji. Stało się, bo mitologia tak chciała.

Jasne, w tej książce można wybierać: O! Ta perspektywa mi się podobała (u mnie to była perspektywa Trojanek oraz, bardziej gorzka niż tragiczna, perspektywa Penelopy), a ta nie (perspektywa bogiń), ale czy nie lepiej byłoby dostać bardziej okrojone, ale w pełni funkcjonujące i satysfakcjonujące dzieło? Zostawiam was z tą myślą.

Do recenzji podchodziłam jak pies do jeża (czytałam ją w czerwcu). Ale myśl o tym, że średnio mi się podobała dojrzewała we mnie niczym jabłko niezgody...

Bookstagram: Entropia Kontrolowana

Wiecie jak to jest… Lubicie jakiś temat, zależy wam na dotarciu do możliwie największej ilości dzieł z nim związanych. Kiedyś książki o aniołach były dla mnie taką „gorącą kwestią”, później przyszedł czas na utopie i dystopie (Well… I’m just exactly like the other girls). Teraz tym tematem są wiedźmy i… Retellingi historii mitologicznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

Wiecie czego czasem nie robię? Czasem nie podejmuję rękawicy jakiejś szerokiej i zakrawającej o multiwersum franczyzy (miałam tak z Marvelem). Odpadam, kiedy na siłę jestem „przekonywana” do obejrzenia dodatkowego serialu, bo będą tam znaczące wątki dla treści, które już mnie zainteresowały, i w które zainwestowałam czas (to już case Gwiezdnych Wojen). Czasem skala po prostu przerasta jednostkę, a w Remake’u znajdziemy odpowiedź: dlaczego?

Remake to nie jest „zwykła” książka o popkulturze, podrzucająca nam ciekawostki, które prawdopodobnie możemy znaleźć na Wikipedii fandomu danego dzieła. To dogłębna analiza obecnej kondycji popkultury (nienajlepszej zresztą) w oparciu o faktyczne przykłady (które nie są obce czytelnikowi będącemu aktywnym „konsumentem” tworów kultury masowej).

Michał Ochnik posiada niesamowitą zdolność do analizowania zjawisk i odkrywania ich drugiego albo i trzeciego (często gęsto przesyconego komercyjną naturą) dna. I w dodatku robi to z humorem adekwatnym do podejmowanej tematyki. Chodzenie na „bardzo daleko posunięty kompromis ze swoim budżetem” wchodzi do kanonu moich powiedzonek.

Wartość dodaną stanowiło dla mnie że, automatycznie odtwarzał mi się w głowie „audiobook” czytany głosem autora (który znam dość dobrze ze względu na wideoeseje. Serdecznie je polecam swoją drogą). Wartość ujemną (I guess) stanowiła konstrukcja niektórych zdań. Składam to na karb dysleksji, ale szyk niektórych zdań był dla mnie trudniejszy w odbiorze.

https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

Wiecie czego czasem nie robię? Czasem nie podejmuję rękawicy jakiejś szerokiej i zakrawającej o multiwersum franczyzy (miałam tak z Marvelem). Odpadam, kiedy na siłę jestem „przekonywana” do obejrzenia dodatkowego serialu, bo będą tam znaczące wątki dla treści, które już mnie zainteresowały, i w które zainwestowałam czas (to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

W pierwszej kolejności porozmawiajmy o polskim wydaniu. To, które posiadam (drugie polskie wydanie) zawiera obwolutę z tytułem Georg. Ukryta pod spodem okładka skrywa jednak inne imię. To bardzo „sprytny” zabieg, ponieważ książka opowiada historię transpłciowej dziewczynki (dziewczynki, bo bohaterka jest dzieckiem i warstwa fabularna „rozbija się” głównie o przedstawienie szkolne).

Uważam, że ta książka jest bardzo potrzebna. Potrzebna w naszej świadomości, na naszych regałach i w bibliotekach. Potrzebna, żeby od najmłodszych lat uczyć o równości i empatii. Potrzebna, żeby doświadczenia transpłciowości nie stanowiły dla nas (jako ogółu społeczeństwa) kontrowersji i „tematu” podlegającego cenzurze.

Gdybym miała zarekomendować, zdecydowanie poleciłabym tę książkę dzieciom i młodzieży (aby uwrażliwić ich na kwestie związane z tożsamością płciową u rówieśników lub pokazać postać literacką, z którą same będą mogły się utożsamiać), ale także nauczycielom, rodzicom i innym opiekunom. Przecież, dorośli mogą (i powinni) wesprzeć dzieci znajdujące się pod ich opieką, na drodze odkrywania siebie.

Historia w książce opowiedziana jest w sposób bardzo czuły, ale jednocześnie nie pozostawia żadnych wątpliwości w kwestii tożsamości płciowej głównej bohaterki. Nie ma mowy o (tak dobrze znanym) schemacie „wymyślania sobie”, czy też „wyrastania z tematu”. Myślę, że to czyni tę książkę wyjątkową. Główne przesłanie, kierowane do osób transpłciowych w przypadku Georga/ Melissy, to: Hej, wszystko z tobą/wami w porządku! To jak czujesz/czujecie siebie jest w porządku.

Osobiście uważam, że gdyby więcej osób spojrzało na tę kwestię w ten sposób, świat stałby się odrobinę lepszym miejscem.

https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

W pierwszej kolejności porozmawiajmy o polskim wydaniu. To, które posiadam (drugie polskie wydanie) zawiera obwolutę z tytułem Georg. Ukryta pod spodem okładka skrywa jednak inne imię. To bardzo „sprytny” zabieg, ponieważ książka opowiada historię transpłciowej dziewczynki (dziewczynki, bo bohaterka jest dzieckiem i warstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszamy na IG: @entropia_kontrolowana

🕐 Ciężko mi nie odnosić tego reportażu do Kwiatów w pudełku autorstwa Karoliny Bednarz. Jasne, Korea Południowa i Japonia to nie jest „to samo” i absolutnie niewłaściwym uogólnieniem byłoby podobne stwierdzenie. Dostrzegam jednak pewien wspólny punkt w kontekście obydwu obszarów ujętych w reportażach. Fale popularności (anime, k-pop, dramy, technologiczne nowinki), które opłynęły i zawładnęły całym światem zupełnie przesłaniające problematyczne kwestie związane z rozwojem społecznym tych państw.

🕑 Jak dobrze, że powstają reportaże o podobnym kalibrze i tematyce. Reportaże, które burzą wypromowane wyobrażenie o danym miejscu na świecie i nakreślające poważne problemy społeczne bez „soczewki orientalnego zachwytu”. Choć Korea Południowa może sprawiać wrażenie państwa wysoko rozwiniętego Przesłonięty uśmiech bez ogródek obnaża kwestie społeczne (jak seksizm, przemoc oraz wiele innych nadużyć), które niestety nie poszły w parze z rozwojem przemysłowym, popkulturalnym i technologicznym.

🕓 Anna Sawińska przedstawia czytelnikom historię Koreanek, zdradzając na początku opowieści ich wiek oraz imiona. Dzięki temu każda historia z anonimowej i odległej staje się znacznie bardziej „trafiać” do odbiorcy reportażu... Tak mi się przynajmniej wydaje. Ja tak czułam. I naprawdę bardzo mocno czułam to co czytałam.

🕘 Każda z historii stanowi również punkt wyjścia do przedstawienia szerszego kontekstu kulturowego dla omawianego tematu. To bardzo gorzka świadomość dotycząca opresyjnego względem kobiet systemu dotykającego tak wielu płaszczyzn i poziomów. Praca zawodowa, z góry założona rola w małżeństwie i społeczeństwie... Czytając na przemian wzbierała we mnie złość i smutek. Zakazy i nakazy atakujące kobiety, bez względu na ich wiek, ze wszystkich stron. To ich codzienność.

Zapraszamy na IG: @entropia_kontrolowana

🕐 Ciężko mi nie odnosić tego reportażu do Kwiatów w pudełku autorstwa Karoliny Bednarz. Jasne, Korea Południowa i Japonia to nie jest „to samo” i absolutnie niewłaściwym uogólnieniem byłoby podobne stwierdzenie. Dostrzegam jednak pewien wspólny punkt w kontekście obydwu obszarów ujętych w reportażach. Fale popularności (anime,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam na Instagrama:
https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

To nie jest moje pierwsze (ani drugie, ani nawet trzecie) rodeo z Wojownikami. Nie czytałam wszystkich tomów wydanych w Polsce (dzięki wydawnictwu Nowa Baśń trochę tego mamy i bardzo dobrze swoją drogą), ale jestem dość mocno związana i mam wiele ciepłych uczuć w stosunku do pierwszej i drugiej serii wydawniczej. Na podstawie tego uznałam, że pomimo lekkiego przytłoczenia ilością wydanych tomów, to będzie dobry moment aby „wgryźć się” z powrotem w fandom.

Przykro mi to mówić, ale uważam Szlak słońca za dość słaby punkt na tle moich wcześniejszych doświadczeń z serią. Nie jest to związane z moim nagłym „wydorośleniem”, bo wciąż dobrze układam swoje życie z działami kultury dedykowanymi młodszym odbiorcom (nie zapomnijmy, że Wojownicy to seria, która potrafi dawać traumę zarówno młodszym i starszym czytelnikom). Jest możliwie, że miałam po prostu zbyt wygórowane oczekiwania względem tej książki. Wielki początek serii, która była dla mnie bardzo ważna? Brzmi jak dziejowe wydarzenie.

Ostatecznie, historia i bohaterowie, których dostałam nie zapadli mi w pamięć. Przez książkę faktycznie przepłynęłam jak zawodowy żeglarz, ale niestety nie wzięłam z niej nic „dla siebie”. Nie zostawiła ani negatywnych ani pozytywnych emocji… Zupełnie nic, pustkę.

Czy w związku z tym planuję przeczytać kolejne tomy? Oczywiście, że tak! Mam nadzieję, że fabularnie będziemy piąć się w górę i coraz bardziej ukorzeniając się w znanych realiach świata. Ten tom już zasugerował kilka znanych motywów, więc mam nadzieję, że będziemy dokładnie zgłębiać historię ich ugruntowywania się na przestrzeni całej serii.

Zapraszam na Instagrama:
https://www.instagram.com/entropia_kontrolowana/

To nie jest moje pierwsze (ani drugie, ani nawet trzecie) rodeo z Wojownikami. Nie czytałam wszystkich tomów wydanych w Polsce (dzięki wydawnictwu Nowa Baśń trochę tego mamy i bardzo dobrze swoją drogą), ale jestem dość mocno związana i mam wiele ciepłych uczuć w stosunku do pierwszej i drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z serii: najpierw książka później firm [3/23]

Zawsze się trochę martwię, kiedy w książce pojawiają się dwie linie czasowe. Obawiam się zagubienia między skokami w czasie (mam tak samo, kiedy z rozdziałami zmienia się narrator i perspektywa prowadzonej historii). Prawda jest taka, że w 99% przypadków to naprawdę dobry zabieg, który podkręca tajemnicę i dodaje dynamiki czytanej książce. Historia Kya’i nie jest tutaj wyjątkiem.

Książkę skończyłam pod koniec stycznia, więc z perspektywy pisania tej recenzji minął już ponad miesiąc… Mimo wszystko wciąż potrafię przywołać emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Obezwładniająca, niemal namacalna samotność bohaterki, jej wymuszona przez sytuację zaradność i… Ufność, granicząca momentami z naiwnością, wynikającą z pragnienia zaspokojenia podstawowej potrzeby przynależności do grupy. Czułam to wszystko i bardzo mocno na przestrzeni akcji kibicowałam głównej bohaterce. Uroniłam też łzę. Jedna z relacji opisanych w powieści bardzo mocno mnie poruszyła (i bynajmniej nie był to żaden z wątków romantycznych).

Jedynym w co trudno mi było na początku uwierzyć było samotne dzieciństwo głównej bohaterki - nieudolność pracowników opieki społecznej, nieczułość mieszkańców miasteczka… Bardzo długo myślałam, że w dzisiejszych czasach coś podobnego nie mogłoby mieć miejsca. A później zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno?

W każdym razie, uważam, że powieść absolutnie zasługuje na szum medialny, który wokół niej powstał. Czy jest to historia, która zmieni całkowicie świat i wartości, które wyznaję? No, pewnie nie. ALE! Jest to dobrze napisana powieść, piękna pod względem języka i opisów przyrody oraz bardzo autentyczna w swoim ładunku emocjonalnym. Powiedziałabym, że to szalona historia w spokojnej narracji.

Z serii: najpierw książka później firm [3/23]

Zawsze się trochę martwię, kiedy w książce pojawiają się dwie linie czasowe. Obawiam się zagubienia między skokami w czasie (mam tak samo, kiedy z rozdziałami zmienia się narrator i perspektywa prowadzonej historii). Prawda jest taka, że w 99% przypadków to naprawdę dobry zabieg, który podkręca tajemnicę i dodaje dynamiki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że nie lubię książek, które opierają się na motywie dziecka znanej z kultury (lub popkultury) postaci. Dziecko archanioła, nastoletni potomek szatana, syn Anubisa i tak dalej… Mimo niechęci dałam szansę Córce bogini księżyca (chociaż zasadniczo już sam tytuł powinien ją skreślić z mojej listy „do przeczytania”) i naprawdę się nie zawiodłam. Muszę przyznać, to naprawdę wyjątkowo dobre wykorzystanie tego motywu.

Tą książką rozpoczęłam rok 2023 i stwierdzam: to było naprawdę godne otwarcie nowego sezonu czytelniczego. Ze względu na segmentową strukturę fabuły (przechodzenie między jej częściami trochę smuciło – każda z nich była dobra, ale też bardzo mocno mnie ekscytowało) przez książkę płynie się z coraz większym i większym zainteresowaniem. Potwornie uwielbiam opisy brokatowych szat, które nosili bohaterowie i chociaż było ich dość sporo (tych szat, nie bohaterów), nie czułam się znużona tematem.

Czasami postaci w powieściach młodzieżowych bywają… Irytujące? Infantylne? To, na szczęście, nie jest podobny przypadek. Faktycznie, fabuła kręci się w pewnym sensie wokół trójkąta miłosnego (co jest częstym tropem), ale nie popada przy tym bardzo sztampowe schematy (albo po prostu znam zbyt mało literatury młodzieżowej, żeby je rozpoznać i poczuć się nimi znużona). Podsumowując, bawiłam się fantastycznie i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać aż sięgnę po drugi tom serii (chociaż bardzo doceniam, że pierwszy już sam w sobie stanowi zamkniętą całość).

Zacznijmy od tego, że nie lubię książek, które opierają się na motywie dziecka znanej z kultury (lub popkultury) postaci. Dziecko archanioła, nastoletni potomek szatana, syn Anubisa i tak dalej… Mimo niechęci dałam szansę Córce bogini księżyca (chociaż zasadniczo już sam tytuł powinien ją skreślić z mojej listy „do przeczytania”) i naprawdę się nie zawiodłam. Muszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz od dawna poczułam, że chcę napisać coś o przeczytanej książce!

…bo to jest po prostu takie dobre!

Dla mnie był to pierwszy kontakt z autorem. Przyznaje się bez bicia, że przez ponad pół roku szukałam książek Kazuo Ishiguro na regale z literaturą japońską – nie musicie nic mówić, za każdym razem kiedy o tym pomyślę czuję się jak ignorantka, na którą faktycznie wyszłam.

Na szczęście wreszcie odnalazłam się z autorem. Wybór padł na Klarę, nie raz i nie dwa widziałam to wydanie w księgarniach i trochę do niego wzdychałam i trochę czekałam na moment, aż wpadnie w moje ręce na dłużej.

Narracja (która jest prowadzona z perspektywy tytułowej Klary) sprawia, że przez powieść płynie się trochę jak po spokojnej rzece (w kilku momentach wpadając odrobinę mocniejszy nurt) obserwując interesujące widoki na każdym z brzegów. W sposobie przedstawienia historii bardzo doceniam to, jak prosto jest opowiedziana. Moim zdaniem fantastyczną umiejętnością jest przekazywanie ciekawych treści i snucie opowieść w sposób tak płynny i „nieudziwniony”.

Wykorzystanie humanoidalnego sztucznego tworu w roli głównej postaci to interesujący zabieg, który sprawił, że silniej przeżywałam emocje towarzyszące pozostałym, ludzkim, bohaterom. Co więcej, łapałam się momentami na tym, że zapominałam czym jest Klara i kiedy dochodziło do bardziej „syntetycznego” momentu w narracji, szybko orientowałam się, że trwałam w pewnym… oszustwie? Oszustwie, które autor na mnie sprowadził, a ja uradowana poleciałam prosto za nim jak głupia.

Polecam przeczytać – dla tych immersyjnych „oszustw”, które funduje nam autor. Dla mnie jest to początek długiej przyjaźni z twórczością Kazuo Ishiguro (zwłaszcza, gdy już wiem, gdzie odnaleźć jego książki).

Pierwszy raz od dawna poczułam, że chcę napisać coś o przeczytanej książce!

…bo to jest po prostu takie dobre!

Dla mnie był to pierwszy kontakt z autorem. Przyznaje się bez bicia, że przez ponad pół roku szukałam książek Kazuo Ishiguro na regale z literaturą japońską – nie musicie nic mówić, za każdym razem kiedy o tym pomyślę czuję się jak ignorantka, na którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam na bookstagrama: @entropia_kontrolowana

Kiedy książka irytuje tak mocno, że musisz ją kilka razy odkładać! Ale i tak wracasz...

🪶 Wrony to historia opowiedziana w sposób bardzo bezpośredni (może poza oniryczną końcówką). To historia o "normalnej" codzienności i rozwoju relacji… To potworna historia dysfunkcyjnej rodziny. To czerwone lampki zapalające się jedna po drugiej, z każdym kolejnym akapitem. To historia, która uderza z taką siłą, że odradzałabym ją osobom wrażliwym na treści związane z problemami i traumami w rodzinie.

📚 Narracja w książce jest prowadzona dwutorowo, a jej zmiany bywają bardzo płynne. Na początku obawiałam się, że przy tak dynamicznych zmianach perspektywy trudno będzie zachować spójność i jasność przekazu. Tak się na szczęście nie dzieję – narracje bohaterek (matki oraz córki) są tak różne, że nie sposób ich pomylić choćby zmieniały się co zdanie.

🪶 Określając, jakie emocje towarzyszyły mi podczas czytania Wron, wymieniłabym: żal, bezsilność, smutek, wściekłość, nadzieję, irytację, czułość… To już całkiem spory przekrój jak na książkę kalibru niespełna 200 stron.

📚 Treść powieści sprawiła, że po raz kolejny zaczęłam się głęboko zastanawiać nad kwestiami rodzicielstwa oraz sposobu w jaki jest ono postrzegane przez społeczeństwo. Książka idealne obrazuje, że nie powinno ono stanowić obowiązku wywołanego jakąkolwiek presją, tylko być świadomą decyzją podejmowaną przez dojrzałe jednostki. Dziecko to nie zabawka, spełnienie oczekiwań i wyobrażeń albo trofeum do chwalenia się przed znajomymi.

🪶 Sama nie jestem i nie planuję zostać rodzicem, dlatego ciężko mi powiedzieć, czym rodzicielstwo w takim razie tak dokładnie jest. Na ten moment wiem już jednak, czym być nie powinno.

Zapraszam na bookstagrama: @entropia_kontrolowana

Kiedy książka irytuje tak mocno, że musisz ją kilka razy odkładać! Ale i tak wracasz...

🪶 Wrony to historia opowiedziana w sposób bardzo bezpośredni (może poza oniryczną końcówką). To historia o "normalnej" codzienności i rozwoju relacji… To potworna historia dysfunkcyjnej rodziny. To czerwone lampki zapalające się jedna...

więcej Pokaż mimo to