Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Jak oswoić swoją mroczną stronę" jest książką, o której jest dość cicho w social mediach, a to dlatego, że to poradnik. O tych zawsze się mniej mówi mimo, że od kilku lat się to, na szczęście, zmienia na lepsze. Dlaczego na szczęście? A no, bo często są to książki bardzo ważne dla osób, które potrzebują pewnego rodzaju wsparcia, popchnięcia w odpowiednią stronę. I ta właśnie była dla mnie jedną, wielką niewiadomą, a czy była warta uwagi?

Niewiele stron, bo ledwie dwieście, a tekstu bardzo dużo i to wartościowego. Ale to nie typowa książka, w której mówią jak poprawić swoją kondycję psychiczną, jak zaakceptować siebie, bo tutaj zahaczamy o cięższy klimat, a mianowicie o toksyczność. Bo w każdy, z nas taka cząstka jest.

Kompleksy, złe samopoczucie spowodowane myśleniem o sobie w negatywny sposób, a na to wszystko wpływamy nie tylko my sami, ale także otoczenie i ludzie, którzy potrafią nam włożyć do głowy obrzydliwe myśli. Kumulowanie w sobie takich rzeczy powoduje, że prędzej czy później, wybuchają niczym bomba atomowa siejąc w naszej świadomości zniszczenie.

Jak niskie poczucie wartości ma społeczeństwo? Ile osób skrywa w głębi siebie ogrom cierpienia i nie dąży do spełniania marzeń i pragnień? W tej książce znajdziecie podpowiedź jak z tym walczyć, jak zacząć po prostu lepiej żyć.

Ze swojej strony bardzo polecam, bo choć bardzo rzadko sięgam po tego typu książki, to każda jedna jest dla mnie odkryciem, przyjemną odskocznią od innych gatunków.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Feeria.

"Jak oswoić swoją mroczną stronę" jest książką, o której jest dość cicho w social mediach, a to dlatego, że to poradnik. O tych zawsze się mniej mówi mimo, że od kilku lat się to, na szczęście, zmienia na lepsze. Dlaczego na szczęście? A no, bo często są to książki bardzo ważne dla osób, które potrzebują pewnego rodzaju wsparcia, popchnięcia w odpowiednią stronę. I ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziennik Sir Collina" na pierwszy rzut oka przyciąga bardzo ciekawą okładką. Z góry wiadomo, że w środku będą jakieś przygody, ciekawa historia fantasy. W środku śnieżnobiałe kartki, za którymi osobiście nie przepadam, ale wiem, że wiele osób uwielbia. Do tego miejscami grafiki na papierze jak by był delikatnie spalony. O szczegóły tutaj zadbano i faktycznie sugeruje tutaj to wszystko, że jest to właśnie dziennik.

A kim jest Sir Collin? Młody człowiek z marzeniem ogromnym, bo chce zostać rycerzem. W jego życiu jednak niekoniecznie jest na to miejsce, a przynajmniej nie według jego ojca. Bo wiecie, dwunasty syn, wielkie wobec niego plany i w tym wszystkim chłopak, który chciałby inaczej żyć. Niestety, ojciec wysyła go w zasadzie na wojnę, do zakonu, gdzie ludzie walczą z demonicznymi magami. I w tym miejscu zaczyna się akcja, której ja oczekiwałam przez pierwsze strony. Miałam nadzieję, że szybko się rozkręci.

I choć w końcu się rozkręciła, to miałam wrażenie, że czegoś brakuje. Główny bohater to naprawdę świetny człowiek, próbujący mimo rozlewu krwi podążać za tym, co słuszne i choć tęskni za rodziną, to ma obok siebie wiele osób, ale czy to może stłumić tęsknotę i samotność?

Ten dziennik jest faktycznie spisaną opowieścią o przebytej drodze, o walkach, demonach, zakonie, a przy tym o marzeniu o byciu rycerzem, o innym zupełnie życiu.

I w końcu to historia, która mam nieodparte wrażenie, jest opowieścią wielu młodych ludzi, a ubrana w fantastykę pełną gębą. Bo przecież ilu wylatuje z gniazda rodzinnego, robi coś, czego chcą rodzice, a sami chcieliby inaczej żyć, prawda? Ilu ulega tej presji, a mimo to tęskni za domem i rodziną? No i ilu poszukuje swojej drogi, próbuje robić coś dobrego, cokolwiek znaczącego, nie dać się złamać?

Widać w tej historii ogromną pasję do pisania. Bardzo się cieszę, że jest napisana dobrze, jest wciągająca, a przy tym nie ma w niej błędów (choć być może tylko ja ich nie dostrzegam!). Mknie się wraz z Collinem przez historię tak niezwykłą, jak się tylko dało. Czy pogardziłabym całą serią? Absolutnie nie! Z chęcią nawet każdy tom mógłby być o innym z jego braci!

Także, jeśli szukacie fantastyki ciekawej, nieco innej, ale przy tym bardzo, bardzo wciągającej, to jest to strzał w dziesiątkę!

Recenzja powstała we współpracy z Maksymilianem Jakubiakiem.

"Dziennik Sir Collina" na pierwszy rzut oka przyciąga bardzo ciekawą okładką. Z góry wiadomo, że w środku będą jakieś przygody, ciekawa historia fantasy. W środku śnieżnobiałe kartki, za którymi osobiście nie przepadam, ale wiem, że wiele osób uwielbia. Do tego miejscami grafiki na papierze jak by był delikatnie spalony. O szczegóły tutaj zadbano i faktycznie sugeruje tutaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak często zdarza się Wam zaczynać serię od losowego tomu? I jak to wpływa na odbiór danej serii?
U mnie często tak jest, bo gdy trafi się coś ciekawego, co wybieram ze względu na np. okładkę, to się nie zastanawiam nad tym czy to seria. Ot, ryzykuję czy mi się dana książka spodoba. Czasami to właśnie któryś już tom serii. I tak było z „Lucy i morze”, po którą sięgnęłam nie patrząc na to czy to seria. Czy się opłaciło?
Bo „Lucy i morze” to czwarty tom serii. Aczkolwiek uważam, że można czytać w zupełnie odwrotnej kolejności, bo w tej części mam dokładnie nakreślone relacje Lucy, głównej bohaterki z jej byl mężem i wpadamy w pandemię. Przyszło jej przez to zamieszkać właśnie z byl mężem pod jednym dachem ponownie, a że utrzymywali dobre stosunki, to teoretycznie nie powinno być kłopotu.
Ale jak wiemy wszyscy warunki pandemiczne potrafiły rozbić niejeden związek i zniszczyć przyjaźnie. Do tego sąsiedzi, którzy są wrogo nastawieni i wszystko to co znamy czyli szycie swoich maseczek, strach, izolacja i jedna wielka niewiadoma.
To bardzo przyjemna lektura, podtrzymująca na duchu i zdecydowanie inaczej odbierana niż jak by była czytana w trakcie lockdownu. Po takim czasie podchodzi się do tego inaczej, a jednak też często pojawiała mi się w głowie myśl „no tak, tak było”.
Całe mnóstwo emocji, a przy tym ciężko się od niej oderwać, bo otula niczym ciepły, polarowy koc.
No i bohaterowie. Sympatyczni, niczym przyjaciele od lat. Jak by się ich znało i lubiło od bardzo dawna.
To wszystko sprawiło, że od razu zapragnęłam przeczytać pozostałe tomy tej serii i jestem przekonana, że wydarzy się to w niedalekiej przyszłości.
Czy polecam? Owszem, jako taką cosy opowieść, na gorsze dni i taką po prostu zwyczajną, a jednocześnie niezwykłą. Dla relaksu, dla odprężenia, z herbatą w ręku 🙂
Recenzja powstała we współpracy z Wielka Litera

Jak często zdarza się Wam zaczynać serię od losowego tomu? I jak to wpływa na odbiór danej serii?
U mnie często tak jest, bo gdy trafi się coś ciekawego, co wybieram ze względu na np. okładkę, to się nie zastanawiam nad tym czy to seria. Ot, ryzykuję czy mi się dana książka spodoba. Czasami to właśnie któryś już tom serii. I tak było z „Lucy i morze”, po którą sięgnęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytacie poradniki? W ogóle zwracacie uwagę na to, czy dana książka coś wnosi do Waszego życia?

Ja postanowiłam spróbować, bo nigdy mnie tego typu książki nie interesowały. Ale dopóki nie sprawdzi się na własnej skórze, to nigdy nie wiadomo, prawda?

W ten sposób w moich rękach pojawiła się nowość od @wielkalitera czyli „Odnowa”. Przykuła wzrok, zainteresowała mnie okładką i krótkim opisem.

O czym jest? O nawykach. Każdy z nas jakieś ma. Pozytywne i negatywne. Czasami dziwne, czasami wpływające na nasze codzienne życie, a czasami chcielibyśmy je wprowadzić aby właśnie to życie było lepsze.
Bobu tłumaczymy się brakiem czasu, pieniędzy czy po prostu lenistwem. Łatwiej jest spychać złe emocje w czeluści umysłu. Tylko w końcu one wypłyną.

Ta książka ma pokazać nam jak możemy maleńkimi krokami brnąć do przodu, powoli coś zmieniać. Bo to wcale nie muszą być nagle ogromne życiowe zmiany, ale już każda mała zmiana może mieć wpływ na dużą część naszego życia.

No i muszę przyznać, że tak właśnie jest. Z jednej strony wytyka się sobie błędy, niechęć do działania, bycie leniem i odkładanie wszystkiego na później. A z drugiej łatwo dostrzec, że to wszystko nie jest takie trudne, jak mogłoby się wydawać, bo w środku jest masa ćwiczeń i instrukcji!

Spodobała mi się ta książka i sprawiła, że mam ochotę sprawdzić także inne tego typu :)

Jeśli przepadacie za poradnikami to polecam, choć pewnie nie będę do końca obiektywna gdyż to mój pierwszy raz!

Recenzja powstała we współpracy z Wydanwictwem Wielka Litera.

Czytacie poradniki? W ogóle zwracacie uwagę na to, czy dana książka coś wnosi do Waszego życia?

Ja postanowiłam spróbować, bo nigdy mnie tego typu książki nie interesowały. Ale dopóki nie sprawdzi się na własnej skórze, to nigdy nie wiadomo, prawda?

W ten sposób w moich rękach pojawiła się nowość od @wielkalitera czyli „Odnowa”. Przykuła wzrok, zainteresowała mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Spirala zła" to już ósmy tom serii z Martin'em Servaz'em w roli głównej i choć od premiery poprzedniej części minęły prawie trzy lata, to wielu czytelników bardzo czekało, w tym ja. Bo Minier to jedno z nazwisk, które u mnie są na liście ulubieńców i z chęcią sięgam po jego kolejne powieści nawet jeśli nie są idealne. A Wy macie takich autorów?

No i właśnie dlatego, gdy tylko zobaczyłam tę zapowiedź wiedziałam, że muszę ją mieć i przeczytać. I choć jest to już kolejny tom, to pojawiły się informacje, że można śmiało czytać bez znajomości poprzednich. Osobiście się z tym nie zgadzam, bo mimo, że to zupełnie oddzielna historia, to jednak Servaz jest tutaj głównym bohaterem, a to, co działo się wcześniej ma ogromne znaczenie i wpływ na jego decyzje i to, co robi.

A propos Servaz'a to tym razem staje przed zagadką kryminalną do rozwiązania. Pewien reżyser, unikający kontaktu z ludźmi nagle wszystkich zaskakuje, bo zaprasza do swojej posiadłości w Pirenejach studentkę chcącą przeprowadzić z nim coś na kształt wywiadu. Ale jak na kryminał przystało, mamy też trupa. W szpitalu psychiatrycznym zostaje zamordowany mężczyzna. Istotne jest to, że jest on scenarzystą wspomnianego wyżej reżysera. Żeby tego było mało, to nie jest jedyny trup w tej opowieści. Czy Martin wyplącze się z tytułowej spirali zła?

Jak na Miniera przystało mamy kawał świetnej historii, na którą widać, że był pomysł, plan, a później dobre wykonanie. Może nie jest idealnie, bo momentami miałam wrażenie, że autor aż za bardzo się zapędza i robi się nierealnie, to jednak zaserwował mieszankę kryminału i dreszczowca w swoim stylu.

"Spirala zła" jest dość ciężką książką i może niesamowicie wpłynąć na nastrój, bo w trakcie czytania czuć jak by powoli czytelnika zalewała ciemna, gęsta, depresyjna smoła. Ciężko się z tego wygrzebać, zostaje to w głowie. Akcja nie jest napędzana, tylko właśnie posuwa się powolutku do przodu odkrywając kolejne elementy układanki, a mimo to na końcu pojawia się pewnego rodzaju zaskoczenie, bo kandydatów na mordercę było całkiem sporo.

Servaz nie zawodzi. To ten sam bohater, którego można było poznać już w poprzednich tomach serii i z przyjemnością ponownie za nim podążałam ku rozwikłaniu tego wszystkiego i czując, że wręcz się zmienia w zupełnie innego człowieka. Czyżby to śledztwo miało mieć na niego aż taki wpływ?

Mimo, że momentami obawiałam się, że Minier przesadzi, pójdzie w tym wszystkim za daleko, to jednak wybrnął i stworzył kolejną bardzo dobrą książkę. Zostawił sobie także furtkę na kolejne, ale nie można powiedzieć, że tego nie robił za każdym razem przy poprzednich częściach. To po prostu jest taki element, który ma dać nam, czytelnikom, nadzieję na następne powieści i jest zawsze tak wżerający się w mózg, że czeka się jak na naprawdę wyśmienity serial.

Recenzja powstała we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis.

"Spirala zła" to już ósmy tom serii z Martin'em Servaz'em w roli głównej i choć od premiery poprzedniej części minęły prawie trzy lata, to wielu czytelników bardzo czekało, w tym ja. Bo Minier to jedno z nazwisk, które u mnie są na liście ulubieńców i z chęcią sięgam po jego kolejne powieści nawet jeśli nie są idealne. A Wy macie takich autorów?

No i właśnie dlatego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka, o której można powiedzieć, że tworzy świetne opowieści fantasy? Co uważacie? Mnie do tej pory nie zawiodła, wręcz uwielbiam jej książki i z chęcią sięgam po każdą kolejną. A tym razem "Znak i omen" to pierwszy tom nowej serii. Musiałam więc sprawdzić czy zapowiada się na coś dobrego!

Główna bohaterka ze zdolnością, która mogłaby zmienić świat. Potrafi zobaczyć ludzkie wspomnienia i to nie tylko osób żyjących, ale także nieboszczyków. Wyobraźmy sobie jak mogłoby to zmienić nasz świat. Ile morderstw można by wyjaśnić, ile zbrodni, kłamstw, niejasnych sytuacji. To teraz pomyślmy o tym, że w świecie Valei, gdzie wszystko jeszcze jest podsycone magią, wojną, a jej życie zostało dawno temu wywrócone do góry nogami gdy zamordowano jej rodzinę. Od tamtej pory żyje z daleka od swojej ojczyzny, ale w końcu ma do niej wrócić by móc pomóc wykorzystują swoją moc. A to, co tam zastanie niestety jest jeszcze gorsze niż jej się wydawało. Wojna to mało powiedziane, brak perspektyw na jej rozwiązanie. Wydaje się, że tylko wybicie dwóch z trzech ludów może doprowadzić do pokoju.

Strzygi, czarownice, wiccany. Postaci jest całe mnóstwo w tej książce, a pojawiają się także duchy. No wiadomo, główna bohaterka ma odczytywać wspomnienia także zmarłych, więc ocieramy się i o zaświaty. Do tego wojna, polityczne zagrywki i odkrywanie siebie tak naprawdę. Valea pragnęła rodziny przez to, że wychowywała się wśród ludzi i bała się zaufać komukolwiek. Ale czy to, że wraca do ojczyzny na wezwanie dziadka jest tym, czego szuka?

Te wspomniane wyżej postaci są bardzo ciekawie przedstawione, każdą możemy poznać do tego stopnia, że bez problemu wyobraźnia tworzy ich obrazy. Przypuszczam, że każdy z czytelników przylgnie do którejś z nich choć wcale nie są takie czarno-białe i dobre lub złe. Przyciągają tym, że ciężko się czegoś po nich spodziewać.

Jak na Woolf przystało, książka ocieka magią. Uwielbiam to, z jaką lekkością prowadzi czytelnika przez tworzone przez siebie światy i jak różnorodne one są. Bo szczerze mówiąc obawiałam się, że w końcu zacznę dopatrywać się podobieństw, schematów. Ale na szczęście mamy nową serię, pierwszy tom, niemal pięćset stron czystej, niepohamowanej przyjemności.

Możecie się ze mnie ponabijać, ale odkąd wróciłam do fantastyki, uwielbiam, gdy pisarz wyciąga swoje macki, chwyta za gardło i wciąga w świat tak niesamowity, a jednocześnie tak dojrzały, pełen humory i inteligentnych postaci, że aż chce się więcej.

Akcja mknie i to bardzo szybko. Dzieje się tak dużo i w takim tempie, że cierpiałam gdy musiałam odłożyć tę książkę na kilka godzin i zwyczajnie pójść do pracy. To zdecydowanie najlepsza powieść jaką przeczytałam w tym roku. Ba! Jedna z najlepszych fantasy. Jestem nią zachwycona, czekam na drugi tom i będą ją polecać na lewo i prawo.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Jaguar.

Autorka, o której można powiedzieć, że tworzy świetne opowieści fantasy? Co uważacie? Mnie do tej pory nie zawiodła, wręcz uwielbiam jej książki i z chęcią sięgam po każdą kolejną. A tym razem "Znak i omen" to pierwszy tom nowej serii. Musiałam więc sprawdzić czy zapowiada się na coś dobrego!

Główna bohaterka ze zdolnością, która mogłaby zmienić świat. Potrafi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytacie książki popularne, o których jest głośno? Tak było z "50 twarzy Greya", a co z następnymi powieściami tak poczytnej autorki? Bo "Mister" to właśnie dzieło słynnej E.L. James i wcale nie było o niej aż tak głośno, jak o jej poprzednich książkach, czy słusznie?

Mamy Londyn w roku 2019 i w tym miejscu muszę się przyznać bez bicia, że byłam święcie przekonana, że cofnę się o co najmniej kilka dekad w tył, do przepięknego Londynu właśnie. I choć pałam do niego niezrównaną miłością, to powieści dziejące się współcześnie uwielbiam i chętniej czytam niż te historyczne. Poza miejscem akcji poznajemy głównego bohatera. Mężczyzna, który nigdy nie pracował, bo nie musiał. Mężczyzna, przez którego łóżko przewinęło się mnóstwo kobiet. Czyżby w końcu się miał zakochać? No a oprócz tego w końcu musi przyjąć na siebie mnóstwo obowiązków, a przecież miał się tylko bawić i żyć w dostatku!

Ta opowieść nieco pachnie rodziną królewską i dziwnymi koneksjami, planami, ogromem pieniędzy. Zwłaszcza, że jednak akcja dzieje się w Anglii, gdzie to wszystko staje się jeszcze bardziej podobne do znanej nam rodziny. Czyżby faktycznie inspiracja tym, co mogłoby być zatuszowane?

Maxim jest człowiekiem, który bardzo irytuje. Zwłaszcza na początku, gdzie ma się wrażenie, że ro rozwydrzony dzieciak. Ale, co w zasadzie oczywiste, w końcu ma się przekonać o potędze miłości. Czy to nie jest już nieco oklepany motyw? A na przeciwko niego cicha myszka z wielkim talentem budząca w nim emocje, bo przecież właśnie jest taka małomówna. No szczerze mówiąc powiewu świeżości to tutaj nie ma.

I choć chyba każdy spodziewa się kolejnego erotyku spod pióra James i faktycznie go tutaj dostaje, to błędnie założyłam, że może to być bardziej komedia romantyczna. Zawiodłam się po całości pod tym względem, ale zdecydowanie czytało się szybko i przyjemnie. To lekka historia, nieco trzymająca w napięciu więc czeka się na dalsze wydarzenia niecierpliwie.

Każdy, kto lubował się w Greyu, mimo jego niepochlebnych opinii, utaj także będzie usatysfakcjonowany. To po prostu ciekawa opowieść, bo był pomysł, jest dobre wykonanie, ale czuć tutaj, że autorka leci na jedno kopyto i dla niektórych to będzie zaleta, a dla niektórych wada. Dla mnie wada, bo wiedziałam praktycznie od początku co będzie dalej.

Podsumowując: "Mister" jest dobrze napisany, ciekawy, ale mimo, że nie powiem, że to źle spędzony czas, bo bawiłam się przednio, to nie znajdzie się w mojej topce.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.

Czytacie książki popularne, o których jest głośno? Tak było z "50 twarzy Greya", a co z następnymi powieściami tak poczytnej autorki? Bo "Mister" to właśnie dzieło słynnej E.L. James i wcale nie było o niej aż tak głośno, jak o jej poprzednich książkach, czy słusznie?

Mamy Londyn w roku 2019 i w tym miejscu muszę się przyznać bez bicia, że byłam święcie przekonana, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wolicie czytać serie czy historie zamknięte w jednym tomie? Wiem, że to pytanie pada dość często, ale czy umiecie odpowiedzieć jednoznacznie? U mnie królują serie, uwielbiam gdy mogę wracać do bohaterów, do wykreowanego świata, ale i jednotomówki są często po prostu zamkniętymi historiami, bez możliwości rozwinięcia na kolejne części i to też jest świetna opcja.

Jedną z moich ulubionych serii jest właśnie ta z Josie Queen. I dzisiaj właśnie o piątym tomie słów kilka. Z przypomnieniem, że najlepiej czytać w odpowiedniej kolejności.

Tym razem Josie i jej partner udają się do domku jego matki na niedzielny obiad. Sielanka, wieś, wszystko pięknie się zaczyna i trwa do momentu aż znajdują kobietę martwą, z ustami pełnymi ziemi. Dookoła ciała lży rozrzucony różaniec i do tego pojawia się teczka z nazwiskiem człowieka, który kiedyś zaginął i jest zdecydowanie najbardziej rozpoznawaną osobą w miasteczku właśnie ze względu na to, że zniknął.

Josie zaczyna prowadzić śledztwo wraz ze swoją ekipą i jej związek może przez tą sprawę przejść konkretną próbę, a to dopiero ich początki. Co za tajemnice skrywała starsza kobieta i czy Noah, partner Joasie to przetrwa?

Za każdym razem, gdy pojawia się zapowiedź nowej książki od Lisy Regan zakładam, że znów będzie trup, znów śledztwo i zagadka kryminalna. Tylko, że w przypadku tej serii to nie jest wcale takie oklepane, bo zawsze autora wyskakuje z jakąś zagmatwaną historią i wyciąga tajemnice, które być może już gdzieś we wcześniejszych tomach się przewinęły. To dlatego wszystkie części są ze sobą spójne i czyta się jak kolejne odcinki serialu.

Josie jak zwykle nie zawodzi, choć momentami nieco mnie irytowała podejściem do sprawy i tym, że Noah nie powinien brać w niej udziału. Jednak idą ramię w ramię i próbują rozwikłać zagadkę. Tym razem Regan ponownie skupiła się właśnie na tej relacji po to, żeby zbudować jeszcze większe napięcie i zainteresowanie czytelnika.

Trzeba przyznać, że autorka ponownie to zrobiła. Stworzyła świetny thriller, w którym akcja nie ciągnie się przez strony zanudzając, a wręcz jest tak dynamiczna, że leci się na wstrzymanym oddechu. Tym właśnie charakteryzują się powieści od Regan i na szczęście każda kolejna powieść jest lepsza, rozwija warsztat i z niecierpliwością się czeka na kolejne.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Dolnośląskim.

Wolicie czytać serie czy historie zamknięte w jednym tomie? Wiem, że to pytanie pada dość często, ale czy umiecie odpowiedzieć jednoznacznie? U mnie królują serie, uwielbiam gdy mogę wracać do bohaterów, do wykreowanego świata, ale i jednotomówki są często po prostu zamkniętymi historiami, bez możliwości rozwinięcia na kolejne części i to też jest świetna opcja.

Jedną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Marek Stelar - czytacie, znacie, lubicie jego książki? Ja bardzo często po nie sięgam. W końcu to kryminały, które uwielbiam, a przy tym także polski autor, a jak wiemy nasi potrafią tworzyć świetne historie kryminalne. Dlatego jak tylko pojawiła się w zapowiedziach wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i do tego miałam tę przyjemność (lub nieprzyjemność, to opowiem dalej) mieć ją w rękach przedpremierowo.

Jest to nowa seria autora, z niejakim Vogel'em w roli głównej. A jest to człowiek, który pod nowym nazwiskiem ułożył sobie życie. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo dwadzieścia lat wcześniej miało miejsce jedno wydarzenie. Wyobraźcie sobie, że takie coś może odmienić człowieka, zniszczyć mu życie, plany, marzenia. Od tamtej pory wiele się jednak zmieniło, ale w końcu dopada go przeszłość. Najpierw dowiaduje się, że ginie jego ojciec, którego nie widział właśnie od lat. Później znajduje w wodzie dryfujące ciało kobiety z dziurą po kuli... zaczyna więc prowadzić swego rodzaju śledztwo wraz z Iwoną Banach z CBŚP. Podąża śladem ojca, a ten prowadzi go do Niemiec i tajemniczej kasety VHS. Czy uda mu się w końcu odnaleźć odpowiedzi i spokój?

Marek Stelar potrafi stworzyć świetną powieść, zagadkę kryminalną i wodzić czytelnika za nos. Nie raz to udowodnił i najnowszą książką także. To naprawdę światowy poziom, można śmiało "Ptasznika" postawić obok zagranicznych pisarzy i wcale, ale to wcale nie będzie dobiegał warsztatem, pomysłem i wykonaniem.

Tym razem także stworzył coś świeżego, nieprzewidywalnego i kurczę... to naprawdę kawał dobrego kryminału trzymającego w napięciu do ostatniej strony. I przede wszystkim nie zamykamy się tutaj na jednym trupie i śledztwie, ale także zagłębiamy się w życie prywatne Vogel'a.

A propos Vogel'a. Nietypowy bohater, ale z typowymi dla kryminału problemami. Ma swoją przeszłość, wcale niekolorową, ma swoje problemy, wręcz nieco jest depresyjny. Nadal czekam na bohatera z lekkim ADHD, uśmiechniętego, ale chyba nie w tej branży, prawda?

To kryminalna gratka dla wszystkich miłośników kryminałów, ale także dla fanów powieści Stelara, bo Iwona Banach tu występuje nie pierwszy raz. Ja ją uwielbiam i uważam, że to jedna z ciekawszych kobiecych postaci. Jak na tego typu powieści przystało, mamy lekki schemat silnej, niezależnej osobowości dążącej do odkrycia prawdy i tajemnic. To nie przeszkadza w darzeniu jej sympatią, a w duecie z Vogel'em to już w ogóle.

I jako podsumowanie powiem, że wypowiadam się o "Ptaszniku" w samych pozytywach, ale prawda jest taka, że w obecnych czasach, gdzie pisać może każdy i wydać swoje powieści także (chociażby jako self), serducho samo się raduje jak trafia na dopracowaną, dobrą książkę. A to początek serii, więc przyszedł ten czas, że czas zapytać autora kiedy drugi tom.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Filia.

Marek Stelar - czytacie, znacie, lubicie jego książki? Ja bardzo często po nie sięgam. W końcu to kryminały, które uwielbiam, a przy tym także polski autor, a jak wiemy nasi potrafią tworzyć świetne historie kryminalne. Dlatego jak tylko pojawiła się w zapowiedziach wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i do tego miałam tę przyjemność (lub nieprzyjemność, to opowiem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki RAK Grzegorz Filarowski, Nadia Szagdaj
Ocena 8,8
RAK Grzegorz Filarowski...

Na półkach: ,

Jakie macie podejście do książek na faktach i to jeszcze takich, których akcja dzieje się w mieście, w którym mieszkacie?
Dla mnie „Rak” to właśnie taka historia. Z chęcią po nią sięgnęłam, a czy było warto?

Stalker z tindera. Człowiek, który oszukał, wykorzystał w okrutny sposób wiele kobiet. Był nieuchwytny, ale w pewnym momencie jeden człowiek postanowił, że go złapie, że musi ponieść konsekwencje. Szkoda tylko, że takie działania podejmuje się dopiero w momencie, gdy to dotyka nas lub naszych najbliższych, prawda? Bo tu jest sedno tej opowieści. Autor, jeden z dwojga był w pewnym sensie jednym z głównych bohaterów tej książki. To on postanowił się sprzeciwić temu procederowi i temu, że policja w zasadzie nie była w stanie schwytać tytułowego Raka.

Iwo Rak to mężczyzna z jednej strony czuły, dbający o kobietę i robiący wszystko żeby ją uwieść w najgorszym momencie jej życia. Na przykład takiej, która jest w trakcie rozwodu. A później robi się brutalny. I zaczynają się pytania. Jak to możliwe, że tyle kobiet omotał? Jak to możliwe, że tyle było naiwnych? Ta książka ma być przestrogą, co oczywiste, ale w głowie po lekturze pozostaje jeszcze pytanie: czy naprawdę takie proste jest oszustwo? Naprawdę wystarczy chcieć?

Nie jest to cienka książka i trzeba mieć świadomość tego, że jest brutalna. Jeśli znacie książki Szagdaj, a ja wcześniej czytałam, to wiecie, że potrafi opowiadać historie i tutaj też się to udało w duecie z Filarowskim. I jak zawsze powtarzam, że według mnie pisanie parami to nie do końca powieść któregokolwiek z autorów, tak tutaj właśnie mam takie wrażenie, że zbyt dużo było kompromisów.

Co nie zmienia faktu, że oderwać się od niej nie da, jest wstrząsająca, dająca do myślenia, zostawia czytelnika z kacem i to także tym moralnym, bo trzeba sobie zadać pytanie, czy byśmy pomogli komuś, komu dzieje się krzywda? Czy interesujemy się takimi tematami dopiero, kiedy to dzieje się nam lub naszym bliskim? Otóż to. Bo znieczulica jest wszechobecna.

Podsumowując: powieść na faktach, która napędza trybikowi w głowie, nie pozwala zasnąć dopóki się nie skończy czytać, a na koniec pozostawia w głowie myśli o kobietach, które przez to piekło przeszły i czy psychicznie i fizycznie to przetrwały. „Raka” po prostu trzeba przeczytać!

Jakie macie podejście do książek na faktach i to jeszcze takich, których akcja dzieje się w mieście, w którym mieszkacie?
Dla mnie „Rak” to właśnie taka historia. Z chęcią po nią sięgnęłam, a czy było warto?

Stalker z tindera. Człowiek, który oszukał, wykorzystał w okrutny sposób wiele kobiet. Był nieuchwytny, ale w pewnym momencie jeden człowiek postanowił, że go złapie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co myślicie o polskiej fantastyce? Macie swoich ulubieńców, czy raczej sięgacie tylko po zagranicznych autorów? Od jakiegoś czasu uwielbiam czytać wszystko, co wychodzi spod skrzydeł SQN, bo ta fantastyka jest naprawdę świetna. Co do Kubasiewicz i jej serii z czarodziejkami z ulic, to miałam do drugiego tomu wielkie oczekiwania, bo pierwszy był naprawdę świetny.

Tym razem w szkole magii rozpoczyna się kolejny rok akademicki, a nasza główna bohaterka będzie już na trzecim. Dziewczyna uczy się magii praktycznej. Co to oznacza? Dokładnie to, co dobra powieść fantasy może nam zaoferować, czyli dużo zaklęć, niebezpieczeństwa, rozpoznawanie fałszywych luster, czy ćwiczenie umiejętności rzucania kulami ognia. Ale nie to jest najważniejsze dla Nataszy, bo ona ma przeczucie, że wydarzyło się coś złego, ponieważ jej współlokatorka zniknęła. Wiele osób nic sobie z tego nie robi, inni sugerują, że może sama zrezygnowała i nie jest łatwym zadaniem przekonać kogoś, że trzeba zacząć szukać i dowiedzieć się co się stało.

Zwykle mówię, że mi za mało stron w książkach fantastycznych. I w tym przypadku jest dokładnie tak samo. Uwielbiam, gdy możemy zagłębić się w magiczny świat, poznać go i jego mieszkańców i przez długie godziny z niego nie wychodzić. Dlatego mam niedosyt, a tak było także z pierwszym tomem. Jestem przez to nieco zawiedziona, bo znów muszę czekać na następną część.

Bo musicie wiedzieć, że jest to naprawdę bardzo dobrze napisana opowieść, w której jest wszystko, co seria fantasy mieć powinna. Szkoła magii, studenci, zaklęcia, magiczne stworzenia i śledztwo! Śledztwo, które daje dodatkowo namiastkę kryminału... to po prostu genialny pomysł był i został zrealizowany w świetnym stylu.

Zapytacie czy to powieść dla nastolatków. I tak, i nie. Uważam, że każdy fan Harry'ego Potter'a będzie ukontentowany choć faktycznie chciałoby się tej treści więcej i więcej. Czyżbyśmy mieli kolejną świetną polską serię?

Podsumowując: w świecie, w którym przyszło żyć Nataszy nie jest lekko, czyhają niebezpieczeństwa, a akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Jak już rozpocznie się lekturę, to nie ma najmniejszych szans na nawet krótką przerwę i te kilka godzin można nie jeść, nie pić, tylko czytać!

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem SQN.

Co myślicie o polskiej fantastyce? Macie swoich ulubieńców, czy raczej sięgacie tylko po zagranicznych autorów? Od jakiegoś czasu uwielbiam czytać wszystko, co wychodzi spod skrzydeł SQN, bo ta fantastyka jest naprawdę świetna. Co do Kubasiewicz i jej serii z czarodziejkami z ulic, to miałam do drugiego tomu wielkie oczekiwania, bo pierwszy był naprawdę świetny.

Tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak często zdarza Ci się kupić książkę tylko dlatego, że spodobała Ci się okładka?

Często powtarzam, że uwielbiam wziąć książkę w ciemno i ludzie się oburzają, że chociażby nie sprawdzam opisu czy gatunku. Tak, robię tak, bo uwielbiam, gdy historia mnie zaskakuje, a jak mam przy okazji wyjść ze strefy komfortu, to nie mam nic przeciwko.

Ze „Swallow” było trochę właśnie tak. Przeglądałam nowości i zapowiedzi aż mignęła mi ta okładka. Napisałam do wydawnictwa, książka do mnie przyjechała i postanowiłam, że te 600 stron ma mnie w 100% zaskoczyć. Wiedziałam czego się mniej więcej spodziewać, ale opisu nie tknęłam!

Więc co znalazłam w środku? Dwoje bohaterów, każde zupełnie inne i każde zagubione. Ona cicha myszką, siedzącą w swoim kącie z książką. W jej głowie ciągle pojawiają się wspomnienia, które nie dają spokoju. I on, totalne przeciwieństwo, ryzykant igrający ze śmiercią. I ta dwója zostaje postawiona przed sobą niczym przez przeznaczenie. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale też znane są nam historie związków, gdzie wręcz bliźniaczo podobne charaktery znalazły wspólny język. Czy głównych bohaterów w takim razie ciągnie do siebie, bo fascynuje ich ta odmienność?

Ta historia nie jest łatwa. Przede wszystkim to dość konkretna opowieść, bo 600 stron to nie jest książka do przeczytania na jedno podejście, ale wciąga tak, że gdy się ją odkłada na półkę, to i tak się o niej cały czas myśli, mieliście kiedyś wrażenie, że coś do Was „mówi”? No to wyobraźcie sobie, że ta książka coś takiego robi, że nawet jak się siedzi do niej tyłem, to czuć, że coś jest na rzeczy. Jak by ktoś człowieka obserwował.

Bo ta powieść do lekkich nie należy. Całe mnóstwo emocji i ludzie, których życie nie rozpieszczało. Czy mogą znaleźć w końcu spokój? Bo każde z nich tego spokoju potrzebuje.

To dopiero pierwszy tom, ale po poznaniu bohaterów i zakończenia wbijającego czytelnika w ziemię, mam nadzieję, że to nie będzie jednorazowy strzał, a seria, po którą będziemy sięgać regularnie ciesząc się, że ma tak dużo stron.

Ta walka z przeszłością, z traumami, atakami paniki i próby radzenia sobie z rzeczywistością na różne sposoby mogą być idealnym pomysłem dla osób, które właśnie są w takim momencie życia, że same nie wiedzą czego chcą i czują, że to wszystko przytłacza.

Podsumowując, to cudowna opowieść i choć nie spodziewałam się aż tak dobrej historii, to była to książka, o której jeszcze długo będę myśleć.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Jaguar.

Jak często zdarza Ci się kupić książkę tylko dlatego, że spodobała Ci się okładka?

Często powtarzam, że uwielbiam wziąć książkę w ciemno i ludzie się oburzają, że chociażby nie sprawdzam opisu czy gatunku. Tak, robię tak, bo uwielbiam, gdy historia mnie zaskakuje, a jak mam przy okazji wyjść ze strefy komfortu, to nie mam nic przeciwko.

Ze „Swallow” było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Antoine De Saint-Exupery to autor, którego zdecydowanie nie trzeba nikomu przedstawiać, ale znamy go właściwie głównie jako osobę, która stworzyła Małego Księcia, prawda? A widzieliście już "Twierdzę", powieść, która miała być swego rodzaju testamentem pisarza?

Mamy tutaj snucia filozoficzne. Utopijne marzenia, kult miłości, odwagi, wierności, a przy tym pokonywania własnych słabości. To niemal siedemset stron opowieści, którą wręcz należy się zachwycać, pozwolić popłynąć myślom, a później rzucić się w wir kaca czytelniczego.

Bo musicie wiedzieć, że w środku faktycznie znajdujemy utopijną wizję, która przesiąka do podświadomości i ma zamiar tam zostać. Już po kilku stronach wiadomym jest, że trzeba ją sobie dozować, nie pędzić przez nią, a wręcz sobie dawkować. Tylko czy kogoś jeszcze dziwi, że Saint-Exupery coś takiego stworzył?

Bardzo mi szkoda, że nie mógł jej dokończyć i faktycznie, jak już zdążyłam w wielu miejscach doczytać, od mniej więcej połowy widać, że już nie przyłożył ręki do korekty, poprawek, nie nanosił swoich wizji. I chyba niestety nikt nie może mu dorównać, więc zostajemy z taką niedokończoną myślą.

To opowieść, którą należy pokazywać wszystkim i jest idealnym pomysłem gdy pada pytanie typu: co kupić nastolatkowi, przyjaciółce, babci? No właśnie tę, bo jest przeokrutnie uniwersalna i absolutnie cudowna.

Podsumowując: nie mogę przejść nad nią do porządku dziennego i zajmie w biblioteczce miejsce zaszczytne.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Bellona.

Antoine De Saint-Exupery to autor, którego zdecydowanie nie trzeba nikomu przedstawiać, ale znamy go właściwie głównie jako osobę, która stworzyła Małego Księcia, prawda? A widzieliście już "Twierdzę", powieść, która miała być swego rodzaju testamentem pisarza?

Mamy tutaj snucia filozoficzne. Utopijne marzenia, kult miłości, odwagi, wierności, a przy tym pokonywania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzisiejsza premiera i nazwisko budzące cały ogrom skrajnych emocji. Od narzekania na to, że podjął się kontynuacji kultowej serii Millenium, po zachwyty nad nową serią, której tom drugi to właśnie "Memoria".

Wyobraź sobie, że żona, która zginęła lata temu nagle pojawia się na jednym ze zdjęć. Przypadek, podobizna, a może jej śmierć była sfingowana? W końcu podobno spłonęła w cysternie. Z taką sprawą zgłasza się pewien człowiek do duetu Rekke i Vargas, czyli dwójki znanej nam już z tomu pierwszego. Rekke zauważa na zdjęciu dużo więcej i jest przekonana o tym, że kobiecie grozi niebezpieczeństwo i na pewno żyje. Jakim cudem może mieć taką pewność?

żeby dodatkowo cała sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, to Vargas ma wrażenie, że to nie jest przypadek. Wszystko co się dzieje miało swój początek w przeszłości, z którą on ma wiele wspólnego.

Często powtarzam, że autorzy potrafią zaskakiwać czytelników i Lagercrantz zaczął dość nieszczęśliwie, wpadając w sam środek serii, którą uwielbiało wiele osób. Mnie Millenium nigdy nie kręciło, a kontynuacja okazała się gdzieś tam wpaść w moje gusta czytelnicze i dlatego sprawdziłam także serię z Rekke i Vargas'em. Polubiłam ją od razu i czekałam na drugi tom bardzo niecierpliwie. Było warto!

Drugi tom można śmiało czytać bez znajomości pierwszego, ale gwarantuję, że później przyjdzie ochota na nadrobienie "Człowieka, który wyszedł z mroku", bo "Memoria" to kawał świetnego kryminału, zakręcona okrutnie i wymieliła mi mózg na papkę.

Oprócz tego, co bardzo ważne, bohaterowie są ludźmi z krwi i kości, za którymi wskoczyłoby się w ogień. Z chęcią ponownie się z nimi spotkałam, a że są to dwie różne osobowości i przy tym to nie kolejna seria, w której główną parą są policjanci, śledczy, to już w ogóle przepadłam.

A żeby tego było mało, to w książce poruszone są także inne tematy, nie tylko samo śledztwo, poszukiwanie elementów nieoczywistych, nieco cofanie się w czasie, ale również zahacza o ludzkie problemy takie jak edukacja, polityka, nasze psujące się niemal z dnia na dzień nastroje i relacje.

Podsumowując, nie można oceniać pisarza po jednej powieści i po tym, że podjął się jakiegoś projektu aby coś dokończyć. Potrafi napisać powieść wciągającą, genialną, a przy tym także brutalnie szczerą. Polecam!

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Wielka Litera.

Dzisiejsza premiera i nazwisko budzące cały ogrom skrajnych emocji. Od narzekania na to, że podjął się kontynuacji kultowej serii Millenium, po zachwyty nad nową serią, której tom drugi to właśnie "Memoria".

Wyobraź sobie, że żona, która zginęła lata temu nagle pojawia się na jednym ze zdjęć. Przypadek, podobizna, a może jej śmierć była sfingowana? W końcu podobno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zastanawiacie się czasami jaki autor wykonuje zawód i czy przekłada coś z pracy na swoje powieści? Thomas Arnold jest farmaceutą i główny bohater "Działania niepożądanego" także nim jest.

Dwóch bohaterów i ich matki. Jedna z nich ma omamy więc jej syn prosi lekarza aby się emu przyjrzał. W momencie gdy ta prośba wybrzmiewa on sam zaczyna odnosić wrażenie, że ktoś go obserwuje. Drugi z mężczyzn przyjeżdża do rodzinnego domu aby pożegnać zmarłą matkę, która okazuje się, że była sąsiadką Marii. Kobieta w noc śmierci sąsiadki miała koszmar, słyszała jęki i krzyki, tylko czy to był sen? Czy to za ścianą nie działo się coś złego?

Uwielbiam thrillery medyczne. Sięgam po te polskich autorów, jak i zagranicznych i muszę od razu powiedzieć, że autor stanął na wysokości zadania. Stworzył trzymającą w napięciu powieść, a to nie lada wyzwanie zwłaszcza patrząc na ilość stron.

Bohaterowie są bardzo ciekawie skonstruowani i aż chciałoby się zapytać ile własnych cech autor upchnął, bo o ciekawostkach stricte dotyczących leków już nie wspomnę. Różowa tabletka będzie mi się śnić o nocach, bo to ona zapoczątkowała lawinę wydarzeń w tej książce.

Zawsze powtarzam, że książki, w których akcja mknie na łeb, na szyję są moimi ulubionymi i w tej to tempo jest aż nadto ekspresowe. Kto by pomyślał, że przez tak długi czas można trzymać czytelnika w napięciu... gdyby się tak zastanowić i stworzyć z tego film, to siedzielibyśmy w kinie ze trzy godziny wgapiając się w ekran z popcornem w ręku, który by nie dotarł do otwartej buzi. Zbyt wiele się dzieje żeby mieć czas na popcorn!

Nie będę ściemniać, że spodziewałam się tak dobrej książki. Nie zakładałam wiele, ale też nie sądziłam, że to będzie taka petarda.

Recenzja powstała we współpracy z G3.

Zastanawiacie się czasami jaki autor wykonuje zawód i czy przekłada coś z pracy na swoje powieści? Thomas Arnold jest farmaceutą i główny bohater "Działania niepożądanego" także nim jest.

Dwóch bohaterów i ich matki. Jedna z nich ma omamy więc jej syn prosi lekarza aby się emu przyjrzał. W momencie gdy ta prośba wybrzmiewa on sam zaczyna odnosić wrażenie, że ktoś go...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytacie fantastykę młodzieżową ale tę 18+? Ja generalnie uwielbiam fantastykę w każdym wydaniu. Mogą to być typowe młodzieżówki albo ciężka, wymagająca skupienia lektura dla osób, które w tym gatunku się obracają. "Dziwna i uparta wytrwałość" to zdecydowanie ta pierwsza, dlaczego?

Poznajemy głównego bohatera Valesiana. Przyszło mu żyć w świecie, gdzie małżeństwa są planowane ze względów politycznych. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, bo aranżowany ślub ma być z dziewczyną i oczywiście nasz bohater go nie chce, ale w pewnym momencie okazuje się, że do ceremoni nie dojdzie. Pewne rzeczy dotyczące przyszłej żony Valesiana wychodzą na jaw i niespodziewanie ojciec każe mu wziąć ślub z jej... bratem.

To nie jest typowa opowieść o tym, że małżeństwa są aranżowane dla korzyści politycznych i kobieta ma za zadanie rodzić dzieci. Ta książka jest tak nietypowa, że wręcz zaskakuje co chwila tym, co stworzyła wyobraźnia autorki.

Jest to ksiązka trudna, przepełniona bolesnymi scenami, traumą, morderstwami, a przy tym jest napisana tak lekkim językiem, że się przez nią mknie. Tylko już po przeczytaniu zostaje się z natłokiem myśli, z potrzebą przetrawienia tego, co właśnie się poznało.

Czekam już na drugi tom, bo jestem niesamowicie ciekawa, co autorka jeszcze może nam przekazać.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SeeYA.

Czytacie fantastykę młodzieżową ale tę 18+? Ja generalnie uwielbiam fantastykę w każdym wydaniu. Mogą to być typowe młodzieżówki albo ciężka, wymagająca skupienia lektura dla osób, które w tym gatunku się obracają. "Dziwna i uparta wytrwałość" to zdecydowanie ta pierwsza, dlaczego?

Poznajemy głównego bohatera Valesiana. Przyszło mu żyć w świecie, gdzie małżeństwa są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie książki z motywem postapo? Dla mnie to jedne z najciekawszych powieści i jak tylko widzę taką na horyzoncie to wiem, że spędzę z nią kilka godzin (lub kilkanaście gdy tomiszcze jest opasłe). Tym razem to nieco ponad sześćset stron, więc nie jest to najcieńsza, ale też nie najgrubsza książka.

"Koniec świata to dopiero początek" miałam premierę w listopadzie, a ja mam wrażenie, że nadal jest o niej dość cicho. Czy słusznie?

Mamy świat spokojny, rozwijający się gwałtownie i to przecież dobrze, a gospodarki mimo przeciwności utrzymują się na dobrym poziomie. Przecież nie możemy narzekać, prawda? Wojny nas nie dotykają bezpośrednio, nie musimy się martwić o jutro. Ale czyżby? Peter Zihan przedstawia obraz świata, który jest przerażający i to wszystko nie nastąpi jak w typowej powieści postapokaliptycznej za kilkadziesiąt lat, a za kilka, kilkanaście.

Okazuje się, że autor przewidział jak to będzie dalej wyglądać, a jako laikowi ta książka otwiera oczy na wiele zagadnień i faktycznie pokazuje jak niewiele wiedzą ci, którzy nie za bardzo się interesują wszystkim, co dzieje się na świecie.

To nie jest typowe postapo i chyba dlatego jest bardziej przerażające, bo z sci-fi wspólnego nic nie ma, a pokazuje czytelnikowi, że lada moment nasz świat, nasze życie, zacznie się zmieniać. Czy na dobre? Właśnie nie. Mimo, że może się wydawać, że sobie dobrze radzimy, a rozwój jest gwałtowny, to za chwilę może być tak, że będziemy walczyć o przetrwanie.

To dość ciężka książka i nie mam tu na myśli jej objętości. Choć czytałam z ogromnym zaciekawieniem, to i uświadomiła mi, że poza naszym spokojnym życiem coś się w świecie dzieje i niewiele brakuje aby ten spokój zburzyć.

W środku jest mnóstwo faktów naukowych, ale wszystko ubrane jest w język przystępny. Polecam bardzo osobom, które interesują się światową gospodarką i tym, co nas otacza. To kawał świetnej lektury.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.

Lubicie książki z motywem postapo? Dla mnie to jedne z najciekawszych powieści i jak tylko widzę taką na horyzoncie to wiem, że spędzę z nią kilka godzin (lub kilkanaście gdy tomiszcze jest opasłe). Tym razem to nieco ponad sześćset stron, więc nie jest to najcieńsza, ale też nie najgrubsza książka.

"Koniec świata to dopiero początek" miałam premierę w listopadzie, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do serii Fjallbacka podchodziłam zawsze bardzo ostrożnie, bo niektóre tomy mi się podobały, a inne były zupełną pomyłką. Ale jednak po kolejna sięgałam z nadzieją, że tym razem to będzie ten świetnie napisany. Jest to też kwestia tego, że preferuję zdecydowanie powieści kryminalne, w których akcja mknie, nie ciągnie się powolutku. A Lackberg tworzy typowo skandynawską literaturę czyli właśnie trzymającą w napięciu, bardzo wolno brnącą do przodu.

Jak to w tej serii, na dzień dobry mamy trupa. A właściwie trupy, bo zbrodnie są dwie. Znany fotograf i poczytny pisarz padają ofiarami mordercy. Są bardzo brutalnie potraktowani i nic nie wskazuje na to, żeby to były połączone ze sobą sprawy. Czyżby tym razem nie był to seryjniak?

Równolegle Erica bada morderstwo sprzed czterdziestu lat i być może to ono ma jakiś związku z tym, co obecnie się dzieje.

Kolejny raz Lackberg stworzyła świetną zagadkę kryminalną, ciężko jest się domyślić o co chodzi, a zakończenie jest zaskakujące. To ogromny plus i bohaterowie, których już znamy, schemat także nam znany więc można powiedzieć, że to taka komfortowa seria, po której wiadomo czego się spodziewać.

A mimo to ja mam niedosyt, bo wszystko dzieje się zbyt wolno. Przyzwyczaiłam się jednak do tego, że z tą serią mam skomplikowaną relację i nie zaskoczyło mnie to, że momentami miałam ochotę pospieszać bohaterów w ich działaniach.

Nie zmienia to jednak faktu, że to kawał dobrego kryminału i mimo, że to już jedenasty tom serii, to nadal zaskakuje, nadal przyciąga i nadal chce się więcej.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.

Do serii Fjallbacka podchodziłam zawsze bardzo ostrożnie, bo niektóre tomy mi się podobały, a inne były zupełną pomyłką. Ale jednak po kolejna sięgałam z nadzieją, że tym razem to będzie ten świetnie napisany. Jest to też kwestia tego, że preferuję zdecydowanie powieści kryminalne, w których akcja mknie, nie ciągnie się powolutku. A Lackberg tworzy typowo skandynawską...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Obawiacie się Blue Monday? Podobno to najbardziej depresyjny dzień w roku, ale czy nie można go odczarować? Więc dziś recenzja książki z niebieską okładką! A mowa o "Kontrataku", powieści, która premierę będzie miała 24 stycznia 2024 roku.

Myślę, że wiele osób kojarzyć będzie książkę "Almond" i "Kontratak" to właśnie jej druga powieść wydana w Polsce. Tym razem postanowiła opowiedzieć nam, czytelnikom o trzydziestolatkach mieszkających w Korei Południowej. Są to osoby, które bardzo chciałyby żyć jak dorośli, ale ich problemem jest miejsce, w którym przyszło im żyć. Choć nie możemy się porównywać do nich, to główna bohaterka, która pracuje w korporacji ma bardzo podobne problemy do tych, które spotykają i nas, Europejczyków, Polaków. Nie zarabia zbyt wiele i nawet nie ma złudzeń, że będzie ją kiedyś stać na choćby podstawowe rzeczy. Nie ma też perspektyw na awans. Smutne? W pewnym momencie pojawia się w jej firmie nowy stażysta i od razu nawiązują nić porozumienia. Postanawiają działać po cichu, konspiracyjnie, uprzykrzać życie innym. Czy to nie jest zbyt ryzykowne i co to może właściwie zmienić?

Już po przeczytaniu sprawdziłam, że zebrała ta książka nagrody i wcale się nie dziwię, bo temat kontrowersyjny, trudny, a opisany tak, że nie da się od niej oderwać. Pochłonęła mnie w całości i aż mi było szkoda jak skończyłam czytać, bo polubiłam niesamowicie główną bohaterkę, niemal moją rówieśniczkę i zwyczajnie poczułam, że mogłybyśmy się nawet zaprzyjaźnić.

Po przeczytaniu "Kontrataku" zaczniecie doceniać to, co macie i to, że mimo iż harujecie, jest czasami ciężko i naprawdę źle, to nijak się to nie umywa do tego, co przeżywają osoby żyjące w Korei Południowej. Natomiast trzeba się cieszyć, że być może będą chcieli zmienić swój los.

Niesamowita opowieść o tym, że niektórzy nie mogą mieć nawet złudzeń, że będą mieli pieniądze, że będzie ich starczało na coś więcej niż podstawowe życie. Poruszająca czułe struny i zostająca w głowie na dłużej.

Czyżbym już w styczniu miała powieść kandydującą do najlepszych tegorocznych premier? Tak to wygląda.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mova.

Obawiacie się Blue Monday? Podobno to najbardziej depresyjny dzień w roku, ale czy nie można go odczarować? Więc dziś recenzja książki z niebieską okładką! A mowa o "Kontrataku", powieści, która premierę będzie miała 24 stycznia 2024 roku.

Myślę, że wiele osób kojarzyć będzie książkę "Almond" i "Kontratak" to właśnie jej druga powieść wydana w Polsce. Tym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytacie książki, które zdobywają nagrody? Ja staram się chociaż czasami po taką sięgnąć i dlatego w moich rękach wylądowała powieść “Ciężar atramentu”.

Londyn z dwóch perspektyw czasowych, bo współcześnie, ale także w XVII wieku. Dwie kobiety, nigdy się nie mogły poznać, gdyż każda żyła w zupełnie innym czasie i świecie i jedna zagadka, którą próbuje rozwiązać jedna z naszych głównych bohaterek, a w wyścigu bierze z nią udział mężczyzna, Aaron. Mają konkurencję. Nie tylko oni chcą się dowiedzieć co wydarzyło się wieki temu.

Z tą samą zagadką powiązana jest druga główna bohaterka, bo to ona była skrybą niewidomego człowieka, rabina. I to właśnie o niej chcą się czegoś dowiedzieć Aaron i Helen.

Dwa światy, dwie różne kobiety, a łączy je siła, ambicja i w tym wszystkim historia Żydów. Każda z bohaterek dopracowana w najmniejszym szczególe, choć to postaci fikcyjne, to mogłoby się wydawać, że powieść została stworzona na faktach. I owszem nieco historii w niej jest.

To bardzo trudna książka, choć nie dziwię się, że nagradzana, bo faktycznie po mistrzowsku napisana. Czuć w niej cały ogrom emocji, a przy tym można poczuć się, jak by się było w Londynie. Także tym z XVII wieku, bo opisany jest tak, że wyobraźnia kreuje pełny, przepiękny jego obraz.

Objętościowo dość potężna książka, ale wydana w twardej oprawie, szacie graficznej zapierającej dech.

Recenzja powstała we współpracy z Wydanwicwem Czarna Owca.

Czytacie książki, które zdobywają nagrody? Ja staram się chociaż czasami po taką sięgnąć i dlatego w moich rękach wylądowała powieść “Ciężar atramentu”.

Londyn z dwóch perspektyw czasowych, bo współcześnie, ale także w XVII wieku. Dwie kobiety, nigdy się nie mogły poznać, gdyż każda żyła w zupełnie innym czasie i świecie i jedna zagadka, którą próbuje rozwiązać jedna z...

więcej Pokaż mimo to