-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2015
2015-08-27
2015-12-31
Najlepsza książka z serii jak dotychczas. Druga część piątego już tomu przypadła mi najbardziej do gustu. Mimo śmierci pewnej osoby, którą kocham, mimo że zachowanie tej postaci działało mi na nerwy. Wszystko działo się tak niepostrzeżenie j w zawrotnym tempie. "Spiski, podstępy, szepty, kłamstwa, tajemnice wewnątrz tajemnic (...)" Ten cytat doskonale odnajdą klimat i fabułę tej książki. Dzięki tym rzeczą cały cykl zyskał taką popularność. Ludzie uwielbiają bohaterów, ale kochają tych cwanych i przebiegłych. Marzymy o tym by wykorzystywać swoją urodę i pozycję jak Cersei; śnimy o tym by swoje wady i ułomności wykorzystywać jako własne zalety jak Tyrion. Chcemy myśleć przyszłościowo i zapomnieć o urazach wyssanych z mlekiem matki jak Jon.... Chcemy tego wszystkiego. A ta książka nam to daje.
Najlepsza książka z serii jak dotychczas. Druga część piątego już tomu przypadła mi najbardziej do gustu. Mimo śmierci pewnej osoby, którą kocham, mimo że zachowanie tej postaci działało mi na nerwy. Wszystko działo się tak niepostrzeżenie j w zawrotnym tempie. "Spiski, podstępy, szepty, kłamstwa, tajemnice wewnątrz tajemnic (...)" Ten cytat doskonale odnajdą klimat i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-24
Piękna, niesamowita, wciągająca książka o przyjaźni, odwadze i honorze. Nic dodać nic ująć
Piękna, niesamowita, wciągająca książka o przyjaźni, odwadze i honorze. Nic dodać nic ująć
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-06
2015-12-21
2015-12-02
2015-12-13
W liceum podczas omawiania epoki romantyzmu przerobiliśmy chyba wszystkie dzieła Mickiewicza oraz Słowackiego. Zahaczyliśmy też o twórczość Norwida. Na tą epokę poświęciliśmy cały semestr, jednak nie wspomnieliśmy o żadnym dziele naszego polskiego, genialnego komediopisarza, gdyż Fredro genialnym komediopisarzem był.
Czytając te komedię, nie raz się uśmiałam mimo że od napisania ich minęły dwa stulecia. Przedstawieni bohaterowie, mimo że żyjący w tamtych czasach i swojego szlacheckiego pochodzenia, posiadają typowe, dla nas Polaków cechy. Myślę, że Fredro wręcz w mistrzowski sposób je demaskuje oraz obnaża.
Mimo, że te utwory bawią, to również skłaniają do myślenia. Nie jeden wieczór spędziłam rozmyślając nad problemami społecznymi przedstawionymi w "Mąż i żona" oraz "Pan Jowialski".
W liceum podczas omawiania epoki romantyzmu przerobiliśmy chyba wszystkie dzieła Mickiewicza oraz Słowackiego. Zahaczyliśmy też o twórczość Norwida. Na tą epokę poświęciliśmy cały semestr, jednak nie wspomnieliśmy o żadnym dziele naszego polskiego, genialnego komediopisarza, gdyż Fredro genialnym komediopisarzem był.
Czytając te komedię, nie raz się uśmiałam mimo że od...
2015-11-27
Wiele osób postać Róży irytuje, denerwuje oraz sprawia, że ma się ochotę rzucić tą książką w ścianę. Ja kocham tą postać. Jej zachowanie mnie bawi. Zapewnię jest tak dlatego, że postać Róży przypomina mi gderliwe, wredne, mogące powiedzieć to co myślą, stare matrony. Bo właśnie tak wyobrażałam sobie tą kobietę. To kobieta o ostrym i ciętym jak brzytwa języku. Ten typ ludzi lepiej mieć po swojej stronie.
Wiele osób postać Róży irytuje, denerwuje oraz sprawia, że ma się ochotę rzucić tą książką w ścianę. Ja kocham tą postać. Jej zachowanie mnie bawi. Zapewnię jest tak dlatego, że postać Róży przypomina mi gderliwe, wredne, mogące powiedzieć to co myślą, stare matrony. Bo właśnie tak wyobrażałam sobie tą kobietę. To kobieta o ostrym i ciętym jak brzytwa języku. Ten typ ludzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-15
Nie rozumiem tej książki. Pierwszy raz,w jakiejkolwiek książce nie znalazłam postaci, którą bym polubiła. Nawet w "Lalce", uwielbiałam czytać sceny z niektórymi postaciami. A tu nic. Jak dla mnie ta lektura to strata czasu.
Nie rozumiem tej książki. Pierwszy raz,w jakiejkolwiek książce nie znalazłam postaci, którą bym polubiła. Nawet w "Lalce", uwielbiałam czytać sceny z niektórymi postaciami. A tu nic. Jak dla mnie ta lektura to strata czasu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-02
Nawet nie wiem kiedy tą książkę przeczytałam... ona jest tak rewelacyjna. Zakochałam się w niej. Ta okładka, ta historia...
Zacznijmy jednak od początku.
Na książkę czekałam od czerwca bodajże. Dostałam wtedy na urodziny kartkę podarunkową do Empika i przez cały ten okres czasu próbowałam się powstrzymać, by nie kupić czegoś innego. Naprawdę nie wiem jak tego dokonałam. Posiadam chyba jednak silną wolę.
Gdy przyszła paczka z książką, najpierw przez pierwsze kilka minut zachwycałam się tą przecudowną okładką. Potem przeszłam do "narkotyzowania się" zapachem. Przez bite półgodziny siedziałam w nosem w książce. Dosłownie! Uwielbiam zapach książek z tego wydawnictwa.
Jak wreszcie zabrałam się do lektury, nawet nie zauważyłam kiedy zbliżyłam się do ostatnich stron! Co prawda, przez szkołę głownie, lektura tych pięciuset stron zajęła mi około 4 dni. Jednak to były jedne z najlepiej spędzonych dni w moim życiu.
Na początku, gdy usłyszałam o nowej serii pisanej przez Riordana potraktowałam to jako próba zarobienia większej ilości pieniędzy. Myślałam, że będzie to bardziej na poziomie Kronik Rodu Kane, które mimo że pokochałam, nie dorastają do pięt Percy'emu Jacksonowi czy Olimpijskim Herosom. Myliłam się! Magnus Chase ma w sobie wszystko co najlepsze w historiach Ricka Riordana. Niecodzienny bohater, którego narracja i niecodzienne komentarze nie rzadko wywołują śmiech. Świat mitologiczny, taki przecież obcy dla współczesnych czytelników przedstawiony w sposób prosty i zrozumiały.
Czytając ciągle przyłapywałam się na porównywaniu Magnusa (ciągle wymawiam jak mango, nie jak magnez) do Percy'ego oraz Sam do Annabeth. (Gdy ona się pojawiała miałam fangirling w najczystszej postaci). Zestawiałam też mitologię oraz bogów greckich/rzymskich do tych nordyckich. Mimo niewielkich podobieństw, książka jest niesamowita, genialna, wspaniała, fantastyczna... Mogę długa wymieniać. Po prostu czuję, że zaczęłam kolejną niesamowitą serię.
Nawet nie wiem kiedy tą książkę przeczytałam... ona jest tak rewelacyjna. Zakochałam się w niej. Ta okładka, ta historia...
Zacznijmy jednak od początku.
Na książkę czekałam od czerwca bodajże. Dostałam wtedy na urodziny kartkę podarunkową do Empika i przez cały ten okres czasu próbowałam się powstrzymać, by nie kupić czegoś innego. Naprawdę nie wiem jak tego dokonałam....
2015-10-29
Po drugą część "Uczty dla wron" sięgnęłam pewny odstęp czasu po przeczytaniu pierwszej części. Można więc powiedzieć, że po tą część sięgnęłam raczej jak po osobny tom. Jednak muszę powiedzieć, że czytając obydwie książki miałam w głowie te same myśli. Książka jest genialna, tak idealnie zawikłana, wątki się tak cudownie przeplatają... po prostu coś niesamowitego.
Nie ukrywam, z serialem jestem na bieżąco, więc nie powinnam czuć typowego uczucia niewiedzy, które towarzyszy zawsze przy pierwszym czytaniu danej pozycji. Jednak czułam to! Mogę więc tylko dziękować twórcą serialowej ekranizacji za to, że wiele wątków zostało zmienionych lub po prostu pominiętych. Dzięki temu mimo znajomości, dość dobrze, ogólnej fabuły, nadal zdarzenia w Królewskiej Przystani mnie zadziwiały. Ciągle mam przed oczami scenę w Dorne: Książę Doran Martell ściskający figurkę smoka i mówiący "Ogień i krew". Nie macie pojęcia jak słowa wpłynęły na mój cały dzień.
W wielu książkowych TAGach pojawia się taka kategoria jak "Postać, którą jednocześnie kocham jak i nienawidzę". Zwykle nie miałam tutaj jakiegoś szczególnego bohatera książkowego... aż do teraz. Teraz bez namysłu daję Cercei. Kocham ją za jej spryt, inteligencję oraz sposób w jaki radzi sobie, i to fantastycznie!, w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Jednocześnie nienawidzę ją właśnie za to, jak usuwa wszelkie przeszkody na swojej drodze. Nie cierpię sposobów w jaki sposób chroni swoje dzieci, a przynajmniej myśli że to robi. To co zrobiła Małej Królowej... Ugh! (Myślę jednak, że moja sympatia do Margery jest spowodowana serialem nie książką. Za mało jej tam było!)
Jedynym minusem tej książki jest brak moich ukochanych postaci (mam nadzieje, że prędko nie zginą, chociaż znając Martina...). Co jakiś czas zastanawiałam się co słychać u Matki Smoków, Karła albo Bękarta na Murze. Oj zdecydowanie mi ich brakowało! Eunucha zresztą też (te jego rozmowy z Karłem!).
Po drugą część "Uczty dla wron" sięgnęłam pewny odstęp czasu po przeczytaniu pierwszej części. Można więc powiedzieć, że po tą część sięgnęłam raczej jak po osobny tom. Jednak muszę powiedzieć, że czytając obydwie książki miałam w głowie te same myśli. Książka jest genialna, tak idealnie zawikłana, wątki się tak cudownie przeplatają... po prostu coś niesamowitego.
Nie...
2015-09-11
Po przeczytaniu tej książki, żałuje jednego - okrojenia kanonu lektur. Co spowodowało, że właśnie ta pozycja nie jest poruszana na lekcjach. Przez co mojemu pokoleniu i tym późniejszym będzie coraz trudniej zrozumieć tą książkę, świat w niej przedstawiony. Jako osoba urodzona po '89 roku zupełnie nie rozumiem postawy tych ludzi, ich oddania, wielkości Partii oraz jej kultu. Dla mnie to całkowicie nie pojęte, jak można aż tak bardzo podporządkować się systemowi. Jako Polka, jestem wychowana w społeczeństwie, który walczy z władzą i systemem.
Czytając, nie raz porównywałam tą powieść, do współczesnych książek dystopijnych typu "Igrzyska Śmierci". Podczas gdy te współczesne są napisane pozytywnie, czytając "Rok 1984" czułam smutek, otaczającą mnie szarość i wszechobecny strach. (Czy nie tymi słowami dzisiaj opisuje się czasy PRL-u?). Naturalistyczny opis urwanej ręki leżącej na chodniku, czy fragment gdy O'Brian opisuje atak wygłodniałych szczurów na ludzką twarz wprawiały mnie w osłupienie i powodowały mdłości.
W przypadku Wielkiego Brata, podczas opisywania jego wyglądu na plakat, raz oczyma wyobraźni widziałam Hitlera a raz Stalina. Myślę, że to wiązało się z tym, czym w systemach wprowadzonych w Rzeszy i w ZSSR był pojedynczy człowiek. Nic nie znaczącym tworem.
Nie sposób nie przyznać, że książka jest mocna. Nawet bardzo. Naucza i pokazuje, jak bardzo system zarówno komunistyczny, jak i faszystowski, jest zły i nie odpowiedni dla człowieka.
Winston twierdził, że prole, czyli nic nie znaczące masy, stojące na samym spodzie drabiny społecznej, mają szansę skończyć z znanym mu światem. O'Brianen bardzo postarał się, wyperswadować to głównemu bohaterowi z głowy, co z resztą mu się udało. Ze mną jednak sobie nie poradził. Powstrzymuje teorię Smitha, ponieważ tak jak on, zauważyłam w tych ludziach... ludzi. Jakkolwiek by nie zabrzmiało. Członkowie Partii, zarówno tej Wewnętrzej jak i Zewnętrznej, przypominali mi bardziej zwierzęta lub zwykłe pudełka bez tego, co czyni nas ludzkością. Może WB i Partiia wypleniła człowieczeństwo ze swoich, ale z proletariatu nie.
Po przeczytaniu tej książki, żałuje jednego - okrojenia kanonu lektur. Co spowodowało, że właśnie ta pozycja nie jest poruszana na lekcjach. Przez co mojemu pokoleniu i tym późniejszym będzie coraz trudniej zrozumieć tą książkę, świat w niej przedstawiony. Jako osoba urodzona po '89 roku zupełnie nie rozumiem postawy tych ludzi, ich oddania, wielkości Partii oraz jej kultu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-31
Nie będę owijać w bawełnę - po książkę sięgnęłam, ponieważ w jej ekranizacji gra Jennifer Lawrence, którą uwielbiam. Jednak mam w zwyczaju, a przynajmniej się staram, najpierw czytać książki potem oglądać ich ekranizacje. Tak więc, nie mogąc dłużej czekać, aż zobaczę Jen w akcji, zabrałam się za książkę. Mam nadzieje, że znalazłam przekaz jaki ta książka miała dać, czyli zawsze "trzeba myśleć pozytywnie" oraz "życie to nie film, nie każdy ma swój happy end". Jednak...
Szczerze się nie dziwię, że w końcu Pat trafił do niedobrego miejsca. Wychowany w takim domu, mający za ojca człowieka, od humoru którego zależy zwycięstwo lub przegrana ulubionego zespołu amerykańskiego footballu... cóż... Natomiast Nikki. Znienawidziłam ją od pierwszych stron. No może nie znienawidziłam ją od razu, ale po ostatnich stronach na pewno.
Nie będę owijać w bawełnę - po książkę sięgnęłam, ponieważ w jej ekranizacji gra Jennifer Lawrence, którą uwielbiam. Jednak mam w zwyczaju, a przynajmniej się staram, najpierw czytać książki potem oglądać ich ekranizacje. Tak więc, nie mogąc dłużej czekać, aż zobaczę Jen w akcji, zabrałam się za książkę. Mam nadzieje, że znalazłam przekaz jaki ta książka miała dać, czyli...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-31
Michaił Bułhakow dzięki tej książce stał się światowej klasy pisarzem, którego dzieła czyta cały świat. Nie dziwię się, że tak się stało.
Po książkę sięgnęłam w te wakacje i można powiedzieć, że przez całe lato 2015 się z nią męczyłam, co jest niedopowiedzeniem, ponieważ między czasie zaczynałam i kończyłam wiele innych książek. Czytałam ją wakacje, mimo że jest szkolną lekturą, ponieważ szczerze wątpiłam czy udałoby mi się skończyć ją w roku szkolnym. Myślę, że się myliłam. Czytałam ją tak długo, ponieważ jak wcześniej wspomniałam mam w zwyczaju czytać po kilka książek naraz.
Mi, jako dziecku urodzonemu już w wolnej Polsce, po roku 89 nie w sposób nie śmiać się i kręcić głową nad absurdem PRL i komunistycznej rzeczywistości. A właśnie w tej powieści, której akcja dzieje się w bolszewickiej jeszcze Moskwie, w samym sercu stolicy kraju, w którym właśnie komunizm postał, absurdu jest co nie miara. Obce dla mnie jest samo zwracanie się ludzi do siebie per "obywatelu/obywatelko" zamiast po prostu "pan/pani". Nie mówiąc o wszechobecnej biurokracji, której smaczek mamy w scenie rozmowy Mistrza z Wolandem.
Jeżeli chodzi o bohaterów, zdecydowanie bardziej polubiłam tych postać diabła oraz jego świtę. Przygody Behemota (którego od teraz będę widziała w każdym czarnym kocie) i Korowiowa mnie rozbawiły. Taka o para psotników, którzy nie wiadomo jakim cudem stali się przybocznymi samego Wollanda.
Jeżeli chodzi o tytułową parę... rozumiem wielka miłość, w imię której bohaterka zawiera umowę z diabłem bla bla bla. Jakoś tego nie widzę.
Natomiast sam Mistrz, zauważyłam w nim typowego szalonego geniusza. Człowieka, na pierwszy rzut oka dotkniętego chorobą umysłową, który po głębszej uwadze staje się człowiekiem o nieprzeciętnej inteligencji czy spostrzegawczości.
Naprawdę dobra książka. Naprawdę żałuje, że po reformie została zepchnięta do roli lektur jedynie dla klas z rozszerzonym językiem polskim. Jestem przekonana, że każdy powinien ją przeczytać.
Michaił Bułhakow dzięki tej książce stał się światowej klasy pisarzem, którego dzieła czyta cały świat. Nie dziwię się, że tak się stało.
Po książkę sięgnęłam w te wakacje i można powiedzieć, że przez całe lato 2015 się z nią męczyłam, co jest niedopowiedzeniem, ponieważ między czasie zaczynałam i kończyłam wiele innych książek. Czytałam ją wakacje, mimo że jest szkolną...
2015-08-27
Często mam tak, że prawie nigdy nie podoba mi się to, czym zachwyca się świat. Raczej wolę coś wyjątkowego, co kochają tylko nie liczni. Rzadko podążam za tłumem. Nie powiem, że jestem osobą, wyjątkową czy lubiącą się odznaczać w tłumie, co to to nie. Jednak już w połowie lektury "Fangirl" znów czułam się w mniejszości. Po wielu przychylnych recenzjach tej książki, nad wspaniałością której wiele polskich booktuberów się zachwycało oczekiwałam czegoś... innego. Nie chcę tego mówić, ale tak jest. Zawiodłam się na tej książce.
Sama jestem tytułową fangirl. Mam fioła na punkcie pewnego chłopaka z blizną na czole, zanudzam wszystkich w koło bezsensownymi i nudnymi, w ich przekonaniu, faktami o jego świecie. Mój pokój jest pełen plakatów zespołu, na punkcie którego w gimnazjum miałam obsesje. Sama nie raz czytałam fanfiction i kiedyś zdarzyło się, że sama zaczynałam pisać... jednak daleko mi do Cath. Nie potrafiłabym zamykać się w pokoju. We wszelkich recenzjach była mowa, że każda fangirl znajdzie tam siebie. Można powiedzieć, że znalazłam, po części, ale oczekiwałam czegoś większego po tej książce. Zważywszy, że "Eleonora i Park", czyli pierwszą książkę tej autorki, pokochałam.
Często mam tak, że prawie nigdy nie podoba mi się to, czym zachwyca się świat. Raczej wolę coś wyjątkowego, co kochają tylko nie liczni. Rzadko podążam za tłumem. Nie powiem, że jestem osobą, wyjątkową czy lubiącą się odznaczać w tłumie, co to to nie. Jednak już w połowie lektury "Fangirl" znów czułam się w mniejszości. Po wielu przychylnych recenzjach tej książki, nad...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-08
Ktoś kiedyś powiedział, że dobra książka to taka, po przeczytaniu której wciąż się o niej myśli i od nowa przeżywa się wydarzenia w niej opisane. Dobra książka to taka, w której utożsamiamy się z bohaterem i razem z nim przeciwstawiamy się trudnością, jakie los rzuca nam pod nogi. Dobra książka, to taka, która jest genialna w swojej prostocie.
Oczywiście, dla każdego definicja dobrej książki może się różnić. Jednak dla mnie, to co jest napisane powyżej, jest określeniem książki na medal.
Książka "Eleonora i Park", jak dla mnie, idealnie wpasowuje się w pojęcie dobrej książki.
Książkę pochłonęłam w trzy wieczory, i czwartego dnia ubolewałam nad tym, że tak szybko "pożarłam" tą powieść. Chciałam jeszcze i jeszcze. Wyklinałam autora tej książki za to, że to pojedyncza powieść i nigdy nie doczekam się kontynuacji z dalszymi losami. (Chociaż to może i dobrze, zważywszy jak często kontynuacje nie dorastają do pięt pierwowzorowi). Tego samego dnia, siedząc na lekcji historii, zamiast słuchać o zjednoczeniu Polski przez Władysława Łokietka, ja przetwarzałam w myślach, wszystkie te sytuacje, uśmiechając się głupkowato, na wspomnienie ulubionych scen. Nawet nie zauważyłam, jak zauważyłam cząstkę siebie, w zachowaniu Parka już w pierwszym rozdziale, czy w ogóle w całej powieści. Właściwie bardziej utożsamiam się z nim, niż z Elką. (Pewnie teraz wywołałam grymas na ich twarzach, sorry El). Epizod z eyelinerem, jako motyw szukanie siebie, przypomniał mi moje własne szukanie mojego ja. Tego jak ja sama, nie zawsze trafnie, eksperymentowałam z kosmetykami i ubraniami.
Można powiedzieć, że takich książek jak ta jest wiele. Na półkach pierwszej lepszej księgarni znajdziemy wiele tytułów o podobnej tematyce. Ot co, pierwsza lepsza książka o pierwszej,licealnej miłości. Jednak nie. Ta miłość, jak znienawidzonej przez El "Romeo i Julii", z góry skazana była na przegranie. Gdy już się okazuje, że przeznaczenie jednak wygrało i miłość przegrywa z fatum, następuje zakończenie. Finał jak dla mnie czysto otwarty, przez co niezwykle denerwujący. (Może dlatego, że otwarte zakończenie kojarzy mi się z romantyzmem, a ten z szkołą?).
To co mnie w niej najbardziej urzekło, to początek znajomości tej dwójki. Ich pierwsze myśli o sobie, czy pierwsze rozmowy. Zdecydowanie to. Jak małe, niepozorne rzeczy jak komiksy, mogą być początkiem czegoś tak silnego i wspaniałego jak młodzieńcza miłość.
Ktoś kiedyś powiedział, że dobra książka to taka, po przeczytaniu której wciąż się o niej myśli i od nowa przeżywa się wydarzenia w niej opisane. Dobra książka to taka, w której utożsamiamy się z bohaterem i razem z nim przeciwstawiamy się trudnością, jakie los rzuca nam pod nogi. Dobra książka, to taka, która jest genialna w swojej prostocie.
Oczywiście, dla każdego...
2015-05
Jako, że "Nawałnica mieczy" została podzielona na dwie części, to ta, czyli "Krew i złoto" jest moja ulubiona. Poprzednia, czyli "Stal i śnieg", też była świetna, ale ta bardziej przypadła mi do gustu. W owych podtytułach jest nawiązanie, na czym dokładniej będzie skupiać się owa część. Podczas, gdy ta pierwsza skupia się na Starkach i Królu Północy, to ta na Lannisterach i zabójstwie Joffa (tak! to jest piękne).
Och, jak mnie ta mała, dwulicowa kobieta denerwowała. A moment jej zeznań i te słowa... mnie to zabolało, a co dopiero Tyriona, który przecież ją kochał. Nie ma, biedak, szczęścia do kobiet. A potem ostania scena w Królewskiej Przystani. Genialna. Po prostu super. Półczłowieku, jesteś wielki. Mimo, że Tywin nie był zły w tym samym znaczeniu co jego wnuczek, to i tak nie można było w nim znaleźć dobroci i wyrozumiałości. Jego brak miłości do najmłodszego dziecka... brak mi słów. Ale przynajmniej dzięki temu, Krasnal stał się tym kim się stał. To mu się później przydało.
Jako, że "Nawałnica mieczy" została podzielona na dwie części, to ta, czyli "Krew i złoto" jest moja ulubiona. Poprzednia, czyli "Stal i śnieg", też była świetna, ale ta bardziej przypadła mi do gustu. W owych podtytułach jest nawiązanie, na czym dokładniej będzie skupiać się owa część. Podczas, gdy ta pierwsza skupia się na Starkach i Królu Północy, to ta na Lannisterach i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05
Zaraz po skończeniu "Starcia królów" sięgnęłam po "Nawałnice mieczy" tom pierwszy "Stal i śnieg". I zakochałam się... w scenie śmierci Joffreya. Nie jestem chyba, a raczej na pewno, jedyną osobą, która nienawidziła tego małego popaprańca. Oglądając/czytając scenę, gdy ginie uśmiechałam się równie szeroko, jak podczas jedzenia tortu.
Po lekturze tej części, miałam ochotę udusić gołymi rękami Robba. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł w tak idiotyczny sposób przegrać wojnę, a co za tym idzie życie. Zrozumiem wszystko, ale to już przesada. Podczas, gdy w serialu pokochałam postać Jeyne (co było błędem!), w książce postać ta wydała mi się nudna, bez jakiejkolwiek iskry. Nie wyróżniająca się z tłumu.
W tej części pojawia się moja ukochana Królowa Cierni! Normalnie uwielbiam tą kobietę! Jak na razie to jedna z dwóch moich ulubionych graczy o nazwisku Tyrell. Jak ta kobieta gra na nosie Cercei. Cudo.
Drugim graczem z tego rodu, którego uwielbiam jest Margaery. Wnuczka i babcia są idealny duetem w rozgrywce o władzę. Dlatego właśnie Cercei tak bardzo je nie znosi. Widzi w nich swoje zagrożenie. I słusznie.
W tej części pojawia się też Czerwona Żmija z Dorne. I znowu, bardziej pokochałam jej serialową wersję, niż tą książkową. Jednakże i tą na kartach powieści też polubiłam. W przeciwieństwie do Królowej Północy.
Wątek Jona Snowa, opiszę tylko jednym sformułowaniem, a mianowicie "Nic nie wiesz Jonie Snow".
Książka świetna, czy jakaś Martina taka nie była? Czyta się świetnie.
Szybko, przyjemnie. Po prostu CUDO!
Zaraz po skończeniu "Starcia królów" sięgnęłam po "Nawałnice mieczy" tom pierwszy "Stal i śnieg". I zakochałam się... w scenie śmierci Joffreya. Nie jestem chyba, a raczej na pewno, jedyną osobą, która nienawidziła tego małego popaprańca. Oglądając/czytając scenę, gdy ginie uśmiechałam się równie szeroko, jak podczas jedzenia tortu.
Po lekturze tej części, miałam ochotę...
2015-05-01
Na pulpicie mojego komputera jest około 10 ebooków, które czekają na przeczytanie. Pobrałam je z różnych przyczyn, to spodobał mi się film na ich postawie, to gdzieś czytałam, że to dobra książka lub po prostu miałam szaloną myśl w stylu "MUSZĘ TO PRZECZYTAĆ". Jednak po zagłębieniu się w tajemnice, którą każda z nich osobno skrywa, znudziłam się. I tak po przeczytaniu góra 5 rozdziałów, zamykałam ebooka i zapominał o książce.
Tak, na szczęście, nie było z powieścią Zoe. Książka, mimo że przewidująca, już w chwili poznania Noah zgadłam czym się zajmuje, jest niesamowita. Czyta się ją bardzo przyjemnie i w nie których sytuacjach, słowa "Jestem taka sama, Penny!" albo "Mi zdarza się do samo!" same cisną się na usta. Bo GirlOnline to taka sama, zwyczajna nastolatka jak wszystkie inne. I chyba za to, trzeba pogratulować autorce. Stworzyła realną postać z realnymi problemami.
Napisałam wcześniej, że przejrzałam już na początku Noah. To prawda, tylko dlatego, że kocham historie tego typu. W zakładce mam kilka ulubionych opowiadań fanfiction, których fabuła jest podobna to tej książki. Mimo tego, nadal jestem oczarowana GirlOnline. Takie historie nigdy się nie nudzą. No bo jaka dziewczyna, zwykła szara myszka nie marzy, by zakochać się w wzajemnością w tajemniczym nieznajomym, który później okazuje się światowej sławy rockmanem?!
Na pulpicie mojego komputera jest około 10 ebooków, które czekają na przeczytanie. Pobrałam je z różnych przyczyn, to spodobał mi się film na ich postawie, to gdzieś czytałam, że to dobra książka lub po prostu miałam szaloną myśl w stylu "MUSZĘ TO PRZECZYTAĆ". Jednak po zagłębieniu się w tajemnice, którą każda z nich osobno skrywa, znudziłam się. I tak po przeczytaniu góra...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka tak jak Północ-Południe jest podzielona na 8 opowiadań, cztery na każdą krainę. Tym razem mamy dzikie, nieokiełznane w pełni Wielkie Stepy, gdzie wciąż groźba ataku sąsiedniego narodu jest aktualna, tak samo jak wojna domowa.
Natomiast na drugim końcu cesarstwa, w największym porcie na kontynencie, trafiamy w sam środek walki między złodziejami, a miejską strażą. Widzimy te potyczki, a raczej intrygi i knowania z punktu widzenia miejskiego złodziejaszka, i raczej nie kibicujemy Prawym i ich przełożonym.
Kolejna książka tego niesamowitego polskiego pisarza. Tak samo jak jej poprzedniczka pełna intryg, magii, honoru i niesamowitych opisów walki.
Czytając tą powieść, jest się od razu zrzucony na pełną wodą. Wchodzisz do zupełnie nowego świata, w którym wszystko jest jednocześnie znajome jak i obce. Imperium przypomina Cesarstwo Rzymskie, ze swoimi wieloma nacjami czy dialektami. Jednak, gdy rzymianie tłumaczyli jedynie sobie funkcjonowanie świata przez działanie bóstw, w tym świecie stworzonym przez Wegnera ONI naprawdę istnieją i wszystko opiera się na ich Mocy i korzystaniu z niej.
W tej serii uwielbiam to, że trzeba najpierw przeczytać ją całą by zrozumieć o co w niej chodzi, by pojąć te wszystkie podstępy. Dopiero z ostatnimi zdaniami niemające ze sobą nic wspólnego wątki, nagle się ze sobą łączą i to w spektakularny sposób. Jak zawsze, końcówka zwiastuje kolejny problem, a z nim kolejną opowieść.
Książka tak jak Północ-Południe jest podzielona na 8 opowiadań, cztery na każdą krainę. Tym razem mamy dzikie, nieokiełznane w pełni Wielkie Stepy, gdzie wciąż groźba ataku sąsiedniego narodu jest aktualna, tak samo jak wojna domowa.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNatomiast na drugim końcu cesarstwa, w największym porcie na kontynencie, trafiamy w sam środek walki między złodziejami, a miejską strażą....