-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2017-02-15
2016-10-29
2016-08
2016-06-12
2016-03-23
2016-02-29
2015
2015-08-27
Książka tak jak Północ-Południe jest podzielona na 8 opowiadań, cztery na każdą krainę. Tym razem mamy dzikie, nieokiełznane w pełni Wielkie Stepy, gdzie wciąż groźba ataku sąsiedniego narodu jest aktualna, tak samo jak wojna domowa.
Natomiast na drugim końcu cesarstwa, w największym porcie na kontynencie, trafiamy w sam środek walki między złodziejami, a miejską strażą. Widzimy te potyczki, a raczej intrygi i knowania z punktu widzenia miejskiego złodziejaszka, i raczej nie kibicujemy Prawym i ich przełożonym.
Kolejna książka tego niesamowitego polskiego pisarza. Tak samo jak jej poprzedniczka pełna intryg, magii, honoru i niesamowitych opisów walki.
Czytając tą powieść, jest się od razu zrzucony na pełną wodą. Wchodzisz do zupełnie nowego świata, w którym wszystko jest jednocześnie znajome jak i obce. Imperium przypomina Cesarstwo Rzymskie, ze swoimi wieloma nacjami czy dialektami. Jednak, gdy rzymianie tłumaczyli jedynie sobie funkcjonowanie świata przez działanie bóstw, w tym świecie stworzonym przez Wegnera ONI naprawdę istnieją i wszystko opiera się na ich Mocy i korzystaniu z niej.
W tej serii uwielbiam to, że trzeba najpierw przeczytać ją całą by zrozumieć o co w niej chodzi, by pojąć te wszystkie podstępy. Dopiero z ostatnimi zdaniami niemające ze sobą nic wspólnego wątki, nagle się ze sobą łączą i to w spektakularny sposób. Jak zawsze, końcówka zwiastuje kolejny problem, a z nim kolejną opowieść.
Książka tak jak Północ-Południe jest podzielona na 8 opowiadań, cztery na każdą krainę. Tym razem mamy dzikie, nieokiełznane w pełni Wielkie Stepy, gdzie wciąż groźba ataku sąsiedniego narodu jest aktualna, tak samo jak wojna domowa.
Natomiast na drugim końcu cesarstwa, w największym porcie na kontynencie, trafiamy w sam środek walki między złodziejami, a miejską strażą....
2009
Do świetnych książek powraca się wielokrotnie. Czasami po kilkuletniej przerwie, czasami wcześniej. O ilości razy, kiedy czytało się książkę najczęściej świadczą ślady użytkowania: złamany grzbiet, poniszczona okładka, okruszki między kartkami czy zagięte rogi. Zgadzam się, takie rzeczy są czynieniem zła dla książek. Ale tak jak my z biegam lat, z każdym rokiem "użytkowania" zaczynamy siwieć oraz zyskujemy zmarszczki, tak książki podczas użytkowania zyskują kolejne "zmarszczki".
W mojej biblioteczce są dwie pozycje, które owych przejawów użytkowania mają najwięcej, gdyż po nie naprawdę często sięgam nie zależnie od tego co akurat robię. Po prostu mam ochotę na tą pozycje. Te książki to ostatnia część Pottera oraz pierwsza Tuneli.
Do tej książki naprawdę mam bardzo duży sentyment. I to z kilku powodów. Po pierwsze to pierwsza książka, którą kupiłam do swojej kolekcji. Można powiedzieć, że od niej zaczęła się moja obsesja na punkcie kupowania książek.
Po drugie, ta książka w niesamowity sposób nawiązuje do mitu o Atlantydzie Platona. Zawsze fascynował mnie nieodkryty świat, który funkcjonuje w tajemnicy przed nami, gdzieś tam.
Po trzecie, ten niesamowity zwrot akcji pod koniec książki. Gdy już się wydaje, że wszystkie jest dobrze, nagle tak przestaje być. A bohaterowie nie są do końca przewidywalni, ani schematyczni. Każdy z nich jest inny i w toku zdarzeń się zmienia. W tej grze o przetrwanie postacie pokazują swoje mocne strony oraz swe wady, które mogą zaważyć o ich życiu bądź śmierci.
Uwielbiam tą serię za ten niesamowity realizm. Fakt, że jest naprawdę duże prawdopodobieństwo, że to wszystko może się zdarzyć.
Do świetnych książek powraca się wielokrotnie. Czasami po kilkuletniej przerwie, czasami wcześniej. O ilości razy, kiedy czytało się książkę najczęściej świadczą ślady użytkowania: złamany grzbiet, poniszczona okładka, okruszki między kartkami czy zagięte rogi. Zgadzam się, takie rzeczy są czynieniem zła dla książek. Ale tak jak my z biegam lat, z każdym rokiem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-11
Nie potrafię się o tym opowiadaniu wypowiedzieć. Po prostu wciąż mam przed oczami scenę, gdy matka wypiera się dziecka... Nie mogę...
Nie potrafię się o tym opowiadaniu wypowiedzieć. Po prostu wciąż mam przed oczami scenę, gdy matka wypiera się dziecka... Nie mogę...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-11
Niesamowita książka, dająca do rozmyśleń zarówno egzystencjalno-moralnych, jak i politycznych czy spiskowych.
Po prostu świetna.
Niesamowita książka, dająca do rozmyśleń zarówno egzystencjalno-moralnych, jak i politycznych czy spiskowych.
Po prostu świetna.
2015-12-31
Najlepsza książka z serii jak dotychczas. Druga część piątego już tomu przypadła mi najbardziej do gustu. Mimo śmierci pewnej osoby, którą kocham, mimo że zachowanie tej postaci działało mi na nerwy. Wszystko działo się tak niepostrzeżenie j w zawrotnym tempie. "Spiski, podstępy, szepty, kłamstwa, tajemnice wewnątrz tajemnic (...)" Ten cytat doskonale odnajdą klimat i fabułę tej książki. Dzięki tym rzeczą cały cykl zyskał taką popularność. Ludzie uwielbiają bohaterów, ale kochają tych cwanych i przebiegłych. Marzymy o tym by wykorzystywać swoją urodę i pozycję jak Cersei; śnimy o tym by swoje wady i ułomności wykorzystywać jako własne zalety jak Tyrion. Chcemy myśleć przyszłościowo i zapomnieć o urazach wyssanych z mlekiem matki jak Jon.... Chcemy tego wszystkiego. A ta książka nam to daje.
Najlepsza książka z serii jak dotychczas. Druga część piątego już tomu przypadła mi najbardziej do gustu. Mimo śmierci pewnej osoby, którą kocham, mimo że zachowanie tej postaci działało mi na nerwy. Wszystko działo się tak niepostrzeżenie j w zawrotnym tempie. "Spiski, podstępy, szepty, kłamstwa, tajemnice wewnątrz tajemnic (...)" Ten cytat doskonale odnajdą klimat i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-02
Nawet nie wiem kiedy tą książkę przeczytałam... ona jest tak rewelacyjna. Zakochałam się w niej. Ta okładka, ta historia...
Zacznijmy jednak od początku.
Na książkę czekałam od czerwca bodajże. Dostałam wtedy na urodziny kartkę podarunkową do Empika i przez cały ten okres czasu próbowałam się powstrzymać, by nie kupić czegoś innego. Naprawdę nie wiem jak tego dokonałam. Posiadam chyba jednak silną wolę.
Gdy przyszła paczka z książką, najpierw przez pierwsze kilka minut zachwycałam się tą przecudowną okładką. Potem przeszłam do "narkotyzowania się" zapachem. Przez bite półgodziny siedziałam w nosem w książce. Dosłownie! Uwielbiam zapach książek z tego wydawnictwa.
Jak wreszcie zabrałam się do lektury, nawet nie zauważyłam kiedy zbliżyłam się do ostatnich stron! Co prawda, przez szkołę głownie, lektura tych pięciuset stron zajęła mi około 4 dni. Jednak to były jedne z najlepiej spędzonych dni w moim życiu.
Na początku, gdy usłyszałam o nowej serii pisanej przez Riordana potraktowałam to jako próba zarobienia większej ilości pieniędzy. Myślałam, że będzie to bardziej na poziomie Kronik Rodu Kane, które mimo że pokochałam, nie dorastają do pięt Percy'emu Jacksonowi czy Olimpijskim Herosom. Myliłam się! Magnus Chase ma w sobie wszystko co najlepsze w historiach Ricka Riordana. Niecodzienny bohater, którego narracja i niecodzienne komentarze nie rzadko wywołują śmiech. Świat mitologiczny, taki przecież obcy dla współczesnych czytelników przedstawiony w sposób prosty i zrozumiały.
Czytając ciągle przyłapywałam się na porównywaniu Magnusa (ciągle wymawiam jak mango, nie jak magnez) do Percy'ego oraz Sam do Annabeth. (Gdy ona się pojawiała miałam fangirling w najczystszej postaci). Zestawiałam też mitologię oraz bogów greckich/rzymskich do tych nordyckich. Mimo niewielkich podobieństw, książka jest niesamowita, genialna, wspaniała, fantastyczna... Mogę długa wymieniać. Po prostu czuję, że zaczęłam kolejną niesamowitą serię.
Nawet nie wiem kiedy tą książkę przeczytałam... ona jest tak rewelacyjna. Zakochałam się w niej. Ta okładka, ta historia...
Zacznijmy jednak od początku.
Na książkę czekałam od czerwca bodajże. Dostałam wtedy na urodziny kartkę podarunkową do Empika i przez cały ten okres czasu próbowałam się powstrzymać, by nie kupić czegoś innego. Naprawdę nie wiem jak tego dokonałam....
2015-04-08
Ktoś kiedyś powiedział, że dobra książka to taka, po przeczytaniu której wciąż się o niej myśli i od nowa przeżywa się wydarzenia w niej opisane. Dobra książka to taka, w której utożsamiamy się z bohaterem i razem z nim przeciwstawiamy się trudnością, jakie los rzuca nam pod nogi. Dobra książka, to taka, która jest genialna w swojej prostocie.
Oczywiście, dla każdego definicja dobrej książki może się różnić. Jednak dla mnie, to co jest napisane powyżej, jest określeniem książki na medal.
Książka "Eleonora i Park", jak dla mnie, idealnie wpasowuje się w pojęcie dobrej książki.
Książkę pochłonęłam w trzy wieczory, i czwartego dnia ubolewałam nad tym, że tak szybko "pożarłam" tą powieść. Chciałam jeszcze i jeszcze. Wyklinałam autora tej książki za to, że to pojedyncza powieść i nigdy nie doczekam się kontynuacji z dalszymi losami. (Chociaż to może i dobrze, zważywszy jak często kontynuacje nie dorastają do pięt pierwowzorowi). Tego samego dnia, siedząc na lekcji historii, zamiast słuchać o zjednoczeniu Polski przez Władysława Łokietka, ja przetwarzałam w myślach, wszystkie te sytuacje, uśmiechając się głupkowato, na wspomnienie ulubionych scen. Nawet nie zauważyłam, jak zauważyłam cząstkę siebie, w zachowaniu Parka już w pierwszym rozdziale, czy w ogóle w całej powieści. Właściwie bardziej utożsamiam się z nim, niż z Elką. (Pewnie teraz wywołałam grymas na ich twarzach, sorry El). Epizod z eyelinerem, jako motyw szukanie siebie, przypomniał mi moje własne szukanie mojego ja. Tego jak ja sama, nie zawsze trafnie, eksperymentowałam z kosmetykami i ubraniami.
Można powiedzieć, że takich książek jak ta jest wiele. Na półkach pierwszej lepszej księgarni znajdziemy wiele tytułów o podobnej tematyce. Ot co, pierwsza lepsza książka o pierwszej,licealnej miłości. Jednak nie. Ta miłość, jak znienawidzonej przez El "Romeo i Julii", z góry skazana była na przegranie. Gdy już się okazuje, że przeznaczenie jednak wygrało i miłość przegrywa z fatum, następuje zakończenie. Finał jak dla mnie czysto otwarty, przez co niezwykle denerwujący. (Może dlatego, że otwarte zakończenie kojarzy mi się z romantyzmem, a ten z szkołą?).
To co mnie w niej najbardziej urzekło, to początek znajomości tej dwójki. Ich pierwsze myśli o sobie, czy pierwsze rozmowy. Zdecydowanie to. Jak małe, niepozorne rzeczy jak komiksy, mogą być początkiem czegoś tak silnego i wspaniałego jak młodzieńcza miłość.
Ktoś kiedyś powiedział, że dobra książka to taka, po przeczytaniu której wciąż się o niej myśli i od nowa przeżywa się wydarzenia w niej opisane. Dobra książka to taka, w której utożsamiamy się z bohaterem i razem z nim przeciwstawiamy się trudnością, jakie los rzuca nam pod nogi. Dobra książka, to taka, która jest genialna w swojej prostocie.
Oczywiście, dla każdego...
2015-05
Jako, że "Nawałnica mieczy" została podzielona na dwie części, to ta, czyli "Krew i złoto" jest moja ulubiona. Poprzednia, czyli "Stal i śnieg", też była świetna, ale ta bardziej przypadła mi do gustu. W owych podtytułach jest nawiązanie, na czym dokładniej będzie skupiać się owa część. Podczas, gdy ta pierwsza skupia się na Starkach i Królu Północy, to ta na Lannisterach i zabójstwie Joffa (tak! to jest piękne).
Och, jak mnie ta mała, dwulicowa kobieta denerwowała. A moment jej zeznań i te słowa... mnie to zabolało, a co dopiero Tyriona, który przecież ją kochał. Nie ma, biedak, szczęścia do kobiet. A potem ostania scena w Królewskiej Przystani. Genialna. Po prostu super. Półczłowieku, jesteś wielki. Mimo, że Tywin nie był zły w tym samym znaczeniu co jego wnuczek, to i tak nie można było w nim znaleźć dobroci i wyrozumiałości. Jego brak miłości do najmłodszego dziecka... brak mi słów. Ale przynajmniej dzięki temu, Krasnal stał się tym kim się stał. To mu się później przydało.
Jako, że "Nawałnica mieczy" została podzielona na dwie części, to ta, czyli "Krew i złoto" jest moja ulubiona. Poprzednia, czyli "Stal i śnieg", też była świetna, ale ta bardziej przypadła mi do gustu. W owych podtytułach jest nawiązanie, na czym dokładniej będzie skupiać się owa część. Podczas, gdy ta pierwsza skupia się na Starkach i Królu Północy, to ta na Lannisterach i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05
Zaraz po skończeniu "Starcia królów" sięgnęłam po "Nawałnice mieczy" tom pierwszy "Stal i śnieg". I zakochałam się... w scenie śmierci Joffreya. Nie jestem chyba, a raczej na pewno, jedyną osobą, która nienawidziła tego małego popaprańca. Oglądając/czytając scenę, gdy ginie uśmiechałam się równie szeroko, jak podczas jedzenia tortu.
Po lekturze tej części, miałam ochotę udusić gołymi rękami Robba. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł w tak idiotyczny sposób przegrać wojnę, a co za tym idzie życie. Zrozumiem wszystko, ale to już przesada. Podczas, gdy w serialu pokochałam postać Jeyne (co było błędem!), w książce postać ta wydała mi się nudna, bez jakiejkolwiek iskry. Nie wyróżniająca się z tłumu.
W tej części pojawia się moja ukochana Królowa Cierni! Normalnie uwielbiam tą kobietę! Jak na razie to jedna z dwóch moich ulubionych graczy o nazwisku Tyrell. Jak ta kobieta gra na nosie Cercei. Cudo.
Drugim graczem z tego rodu, którego uwielbiam jest Margaery. Wnuczka i babcia są idealny duetem w rozgrywce o władzę. Dlatego właśnie Cercei tak bardzo je nie znosi. Widzi w nich swoje zagrożenie. I słusznie.
W tej części pojawia się też Czerwona Żmija z Dorne. I znowu, bardziej pokochałam jej serialową wersję, niż tą książkową. Jednakże i tą na kartach powieści też polubiłam. W przeciwieństwie do Królowej Północy.
Wątek Jona Snowa, opiszę tylko jednym sformułowaniem, a mianowicie "Nic nie wiesz Jonie Snow".
Książka świetna, czy jakaś Martina taka nie była? Czyta się świetnie.
Szybko, przyjemnie. Po prostu CUDO!
Zaraz po skończeniu "Starcia królów" sięgnęłam po "Nawałnice mieczy" tom pierwszy "Stal i śnieg". I zakochałam się... w scenie śmierci Joffreya. Nie jestem chyba, a raczej na pewno, jedyną osobą, która nienawidziła tego małego popaprańca. Oglądając/czytając scenę, gdy ginie uśmiechałam się równie szeroko, jak podczas jedzenia tortu.
Po lekturze tej części, miałam ochotę...
2015-06-09
Przeglądając jakieś forum fanowskie, znalazłam wpis, że ten tom jest najnudniejsza ze wszystkich. Jako, że na razie przeczytałam pierwszą część, nie mogę wyrazić swojej opinii. Jednak chyba jestem skłonna przyznać racje. Co prawda, niektóre rozdział były interesujące i nawet nie zauważyłam, kiedy dany fragment przeczytałam. Były jednak takie, i to w większości, których czytanie przerywałam by sprawdzić Facebooka czy ile stron zostało mi do jego zakończenia. Jednak miłym zaskoczeniem było czytać tą opowieść z punktu widzenia Cercei, która z swoimi intrygami i knowaniami przypomina mi rdzawego lisa, choć właściwie powinnam powiedzieć złotego lisa. Chyba pierwszy raz od początku serii zaciekawiły mnie losy Airy. Te dwie rzeczy nie wynagrodzą mi jednak braku Tyriona, Jona i Dany. Mam nadzieje, że w drugiej części odegrają większą rolę.
Przeglądając jakieś forum fanowskie, znalazłam wpis, że ten tom jest najnudniejsza ze wszystkich. Jako, że na razie przeczytałam pierwszą część, nie mogę wyrazić swojej opinii. Jednak chyba jestem skłonna przyznać racje. Co prawda, niektóre rozdział były interesujące i nawet nie zauważyłam, kiedy dany fragment przeczytałam. Były jednak takie, i to w większości, których...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-16
Książka autorstwa Victorii Aveyard jest książką dystopijną, bez dwóch zdań. Więc, jak to w książkach tego typu bywa, zagłębiamy się w niesprawiedliwy świat, podzielony na panów i ich niewolników. A główny bohater, którego losy śledzimy zostaje wplątany przez przeróżne wydarzenia w sam środek walki o zniesienie podziałów i przyłącza się do rewolucji. Tak jest i w tym przypadku.
Główna bohaterka, nie jaka siedemnastoletnia Mare Barrow należy do rasy Czerwonych, zwykłych ludzi, którzy mieli pecha urodzić się z czerwoną krwią. Bo w świecie Mare o wszystkim decyduje kolor krwi. Jeżeli twoje żyły wypełnia srebrny płyn, potrafisz kontrolować jakiś żywioł lub wykonać inną "sztuczkę" - masz szczęście. Jesteś na szczycie drabiny społecznej. Natomiast jeżeli twoja krew jest czerwona, co tu dużo mówisz - masz pecha.
Czytając tą książkę, z każdym kolejnym rozdziałem zauważałam silne nawiązania do innych powieści. Gdy pierwsze rozdziały, szczególnie te z życia w Palach, przypominały mi Igrzyska Śmierci (porównania do młodszej siostry, zarabianie na życie w sposób niezgodny z prawem czy Kilorn, którego uczucia do Mare jak dla mnie daleko wykraczają za przyjaźń - Gale), z każdym kolejnym rozdziałem zaczęłam porównywać książkę do "Rywalek" Kiery Cass. Opis życia w pałacu, nauka etykiety... A pod koniec, szczególnie ostatnie rozdziały, dla mnie to była "Gra o tron" w wykonaniu Aveyard.
Nie powiem, że końcówka mnie nie zaskoczyła, bo zaskoczyła. Nie mogę wybaczyć autorce tego, co zrobiła z moim kochanym Marvenem, z którym już od pierwszej chwili shippowałam Mare... Ciągle miałam nadzieje, że to tylko gra, że podczas wizyty w lochach uwolni ukochaną i brata...
Jeżeli jesteśmy już przy Calu... nie, nie i jeszcze raz nie. Co prawda, na początku jeszcze się wahałam, którego z braci wolę, ale z czasem, po zamachu podczas Balu i zachowaniu Cala... nie, po prostu nie mogłam go znowu polubić.
Książka mimo wszelkich tych podobieństw jest niesamowita. Łączy to co niesamowite w Igrzyskach Śmierci, Rywalkach czy Grze o tron... Mimo tych prawie 500 stron, pochłonęłam ją w dwa wieczory. Czyta się ją niesamowicie szybko i przyjemnie. Z niecierpliwością czekam na następny tom, który na pewno przeczytam.
Książka autorstwa Victorii Aveyard jest książką dystopijną, bez dwóch zdań. Więc, jak to w książkach tego typu bywa, zagłębiamy się w niesprawiedliwy świat, podzielony na panów i ich niewolników. A główny bohater, którego losy śledzimy zostaje wplątany przez przeróżne wydarzenia w sam środek walki o zniesienie podziałów i przyłącza się do rewolucji. Tak jest i w tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-31
Nie mogę... po prostu nie mogę napisać, co myślę o tej książce... po prostu... za dużo emocji...
Nie mogę... po prostu nie mogę napisać, co myślę o tej książce... po prostu... za dużo emocji...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04
"Starcie Królów" opisuje tzw. Wojnę Pięciu Królów, a przynajmniej jej początek. Z każdym kolejnym rozdziałem, w walce o najbardziej niewygodne krzesło świata, ginie kolejny gracz. Samozwańczy królowie giną jak kaczki na polowaniu. Wilki ruszyły na południe, pod przywództwem Młodego Wilka, by walczyć z Lwami. Potrzebują jednak poparcia Pstrągów z Riverrun oraz Freyów z Bliźniaków. Teoretycznie powinno to być łatwe, gdyż Lord Riverrun jest ojcem matki Króla Północy, a Freyowie wasalami Riverrun. Wszystko jest idzie po maśle, Młody Wilk wygrywa każdą bitwę dzięki strategi i w końcu łapie w niewoli Królobójce, jednak zawsze jest jakieś ale, i wcale nie chodzi mi o uwielbiany przez wszystkich napój wysokoprocentowy.
Tymczasem Półczłowiek zostaje Namiestnikiem Króla i ma do wykonania szalenie trudne zadanie. Musi przygotować Królewską Przystań na oblężenie Stannisa Baratheona, który zgłasza swoje pretensje do Żelaznego Tronu i próbuje go zdobyć przez szturm na stolicę. Oprócz zadania obrony miasta, musi jeszcze bronić siebie i swoją kurwę, przed wzrokiem Cercei.
Deanerys wędruje przez Morze Dothraków, po swoją armię, a towarzyszą jej trzy cudowne stworzenia, które wbrew powszechnej opinii, wcale nie wyginęły.
Uwielbiam opis bitwy nad Czarnym Nurtem, pomysłowość Tyrion mnie zachwyca. W takim samym stopniu jak odwaga. Nie mówię tu o tym co wykonał podczas otoczenia miasta. Jako jedyna osoba w Czerwonej Twierdzi, a może i całym Westeros potrafi powiedzieć swojej słodkiej siostrze prawdę. Nie boi się nawet jej grozić czy śmiać w twarz.
Sansa pozostaje taka jak wcześniej, chociaż zachodzi w niej jakaś zmiana. Co prawda dzieje się to powoli, jednak się dzieje. Przez cały czas, strasznie, ale to strasznie przypominała mi coś co nazywamy "produktem arystokratycznego salonu" i nie raz, porównywałam ją do panny Izabelli Łęckiej z "Lalki" Prusa. Obydwie głupiutkie, piękne i żyjące marzeniami. Nie nadające się do otaczającego je życia.
Książka jest niesamowita oraz wciągająca, jak wszystkie z serii zresztą. Można ją czytać godzinami. To jedna z tych książek, dla których człowiek jest w stanie zarwać noc czy opuścić imprezę.
"Starcie Królów" opisuje tzw. Wojnę Pięciu Królów, a przynajmniej jej początek. Z każdym kolejnym rozdziałem, w walce o najbardziej niewygodne krzesło świata, ginie kolejny gracz. Samozwańczy królowie giną jak kaczki na polowaniu. Wilki ruszyły na południe, pod przywództwem Młodego Wilka, by walczyć z Lwami. Potrzebują jednak poparcia Pstrągów z Riverrun oraz Freyów z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niesamowita książka.
Niesamowita książka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to