rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Sięgnęłam po tę powieść, ponieważ pierwsza część, mimo że wybitna nie była, była całkiem przyjemna w odbiorze. Liczyłam na rozrywkę na podobnym, bądź nawet lepszym poziomie, jednak to co dostałam całkiem mnie załamało. Skye jest niedojrzałą, infantylną i niezdecydowaną 30-latką o mentalności gimnazjalistki, która nie potrafi zdecydować się czego chce od życia. Prawdziwa Mary Sue, praktycznie we wszystkich wzbudza zachwyt, każdy chce ją chronić a przy tym ona sama jest taka skromna (bzdura). Zachowuje się irracjonalnie i dużo sytuacji, które miały miejsce w ogóle by się nie wydarzyły, gdyby nie jej mniemanie na swój własny temat. Szkoda, bo poprzednia część naprawdę miała potencjał, który został totalnie zaprzepaszczony.

Sięgnęłam po tę powieść, ponieważ pierwsza część, mimo że wybitna nie była, była całkiem przyjemna w odbiorze. Liczyłam na rozrywkę na podobnym, bądź nawet lepszym poziomie, jednak to co dostałam całkiem mnie załamało. Skye jest niedojrzałą, infantylną i niezdecydowaną 30-latką o mentalności gimnazjalistki, która nie potrafi zdecydować się czego chce od życia. Prawdziwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W końcu przeczytałam „Dwór cierni i róż”, więc zapraszam Was na obiecaną recenzję. Nie miejcie mylnego wrażenia, że męczyłam tę powieść, oj nie! Wręcz przeciwnie. Pochłaniałam ją literka po literce, niecierpliwie czekając na następną stronę. Dlaczego więc tak długo? Ze względu na brak czasu… ale to nieistotne. Najważniejsze jest to, że książka zabrała mnie w podróż do niesamowitego świata – Prythianu, gdzie niepodzielnie rządzą nieśmiertelne istoty fae, a wśród nich pojawia się Feyra, łowczyni, młoda dziewczyna, która obiecała umierającej matce chronić swą rodzinę. Nie będę Wam opowiadać fabuły – spokojnie możecie przeczytać ją na okładce „Dworu”. Chcę podkreślić najważniejsze – Sarah J. Mass stworzyła historię (chyba trochę opartą na „Pięknej i Bestii”) nietuzinkową. Oczywiście, jest to romans, ale za to jaki! Barwne postacie nie irytują swoim zachowaniem, mają swoje wady i zalety, co czyni je istotami bardziej z krwi i kości, niż zwykłymi literami na papierze. Świat który został wykreowany przez autorkę jest wisienką na torcie, którą zjadłam i chciałam jeszcze.
Akcja powieści brnie do przodu i po kawałeczku odkrywamy fragmenty układanki. Autorka zadbała o to, byśmy się nie przejedli natłokiem informacji i nie odkryli wszystkich kart od razu. Ale szczerze przyznaję się, że był jeden moment, w którym zwątpiłam co do moich dalszych zachwytów nad „Dworem”… w końcu ileż można spacerować po ogrodach i bawić się na przyjęciach? Wszystko jednak ułożyło mi się w jedną całość, gdy zamknęłam ostatnią stronę książki. Bez tych scen powieść byłaby bez sensu.
Nie zabrakło tutaj także brutalnych fragmentów. Sprawiło to, że serce zabiło mi mocniej. Moje pierwsze wrażenie – że książka ta jest zwykłym romansidłem dla nastolatek szybko przez to minęło. Jest to taki rodzaj fantastyki, który lubię – mocny, brutalny, ale mimo wszystko romantyczny. Ze swojej strony gorąco polecam, a sama, jak tylko będę miała możliwość, zaopatrzę się w kolejny tom.

--------

https://www.instagram.com/ell.z_reads/

W końcu przeczytałam „Dwór cierni i róż”, więc zapraszam Was na obiecaną recenzję. Nie miejcie mylnego wrażenia, że męczyłam tę powieść, oj nie! Wręcz przeciwnie. Pochłaniałam ją literka po literce, niecierpliwie czekając na następną stronę. Dlaczego więc tak długo? Ze względu na brak czasu… ale to nieistotne. Najważniejsze jest to, że książka zabrała mnie w podróż do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie spodziewałam się, że ta powieść mi się spodoba. Czytałam nowsze książki autorki i bardzo mnie rozczarowały, ale Klucz Światła idealnie wpasował się w moje gusta. Magia, tajemnice, miłość, wszystko to przyciąga i hipnotyzuje. Akcji jest w sam raz, nic nie jest pisane na siłę. Opowieść jest lekka i przyjemna.
Minusem tej powieści jest to, że główni bohaterowie zbyt mocno komplikują sobie życie uczuciowe - na własne życzenie.
Na pewno wkrótce sięgnę po następną część :)

Nie spodziewałam się, że ta powieść mi się spodoba. Czytałam nowsze książki autorki i bardzo mnie rozczarowały, ale Klucz Światła idealnie wpasował się w moje gusta. Magia, tajemnice, miłość, wszystko to przyciąga i hipnotyzuje. Akcji jest w sam raz, nic nie jest pisane na siłę. Opowieść jest lekka i przyjemna.
Minusem tej powieści jest to, że główni bohaterowie zbyt mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem ogromną fanką świata Zapomnianych Krain. Większość książek z tego Universum mi się podoba, ale potrafię także krytycznie podejść do rzeczonego tematu. Po Wojnę Pajęczej Królowej sięgnęłam pełna zapału i nadziei i... ani trochę się nie zawiodłam. Autor świetnie wykreował społeczność Mrocznych Elfów, nie odebrał im ich natury, a świetnie ją podkreślił. Mało tego, nie wszystko jest tu czarno - białe. W książce tej znajdziemy całą gamę odcieni szarości. Opisy codziennego życia urozmaicają powieść s sprawiają, że można poczuć się jak w Podmroku. Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić są nudne opisy walk, bardzo schematyczne i nużące.
Jeśli ktoś lubuje się w okrutnym świecie Drowów, bądź po prostu lubi Universum Forgotten Realms to z całą pewnością mogę polecić tę powieść.

Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem ogromną fanką świata Zapomnianych Krain. Większość książek z tego Universum mi się podoba, ale potrafię także krytycznie podejść do rzeczonego tematu. Po Wojnę Pajęczej Królowej sięgnęłam pełna zapału i nadziei i... ani trochę się nie zawiodłam. Autor świetnie wykreował społeczność Mrocznych Elfów, nie odebrał im ich natury, a świetnie ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na pewno wiele osób chciałoby oszukać śmierć. Zatrzymać się na etapie dwudziestu pięciu lat, mieć wiecznie gładką cerę, zawsze piękne dłonie i szyję bez śladu zmarszczek. A co, gdyby stało się to możliwe? Co gdyby wymyślono lekarstwo na śmierć, na starzenie się? W 2019 roku dochodzi to do skutku. Lekarstwo zatrzymuje każdego w wieku, w którym je przyjął. Należy jednak pamiętać o tym, że nadal można umrzeć na raka, zginąć w wypadku, bądź zwyczajnie z choroby. To oczywiste, że każdy widzi zalety wiecznego życia, ale co z wadami?

Książka ta podzielona jest na cztery części, w której każda dzieje się w innym okresie życia głównego bohatera. John Farrel, przyjął lekarstwo w wieku dwudziestu dziewięciu lat. W każdej z nich obserwujemy, jak zmienia się jego światopogląd oraz podejście do lekarstwa, ale też nie tylko jego. Widzimy, jak świat się zmienia, jacy stają się ludzie, a co gorsza, rząd. Ataki terrorystyczne, podejście władzy do tematu nieśmiertelności, które nie różni się za wiele od tego, co wyprawiają zamachowcy, to wszystko jest na porządku dziennym.

Powieść nazwałabym bardzo dobrą, powiedziałabym wręcz, że świetną, gdyby nie pewien szczegół, o którym wspomnę za moment. Tematyka nieśmiertelności jest poruszana bardzo często w powieściach science-fiction, ale szczerze? Nie znalazłam jeszcze autora, który opisałby przy tym wszystkie problemy, które mogłyby wyniknąć z faktu, że ludzie na zawsze pozostają młodzi. Zwróćmy uwagę na to, że w pewnym momencie dojdzie do przeludnienia planety. Co z małżeństwami? Kiedy ludzkość stałaby się nieśmiertelna, czy naprawdę ktoś chciałby wypowiedzieć słowa "i nie opuszczę cię aż do śmierci"? Żywność i woda? Przecież te zasoby nie są wieczne. Gdy na świecie żyje tyle ludzi, w końcu może zacząć ich brakować.

Technicznie nie mam autorowi nic do zarzucenia. Pisze w prosty, bardzo przystępny sposób, a jego książkę czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Magary sprawnie posługuje się naukowym językiem, nie zanudzając przy tym czytelnika i nie wchodzi w szczegóły na tyle, by ktoś nieobeznany z tematem poczuł się skołowany, bądź zniechęcony. Dodatkowo pojawia się mnóstwo artykułów z internetu, gazet, wywiadów, co tylko sprawia, że możemy poczuć się tak, jakbyśmy rzeczywiście żyli w świecie, gdzie wymyślono ów lekarstwo. Niestety nie wszystko jest takie kolorowe. Bardzo żałuję, że mam coś do zarzucenia tej książce, gdyż autor urzekł mnie swoim podejściem do tematu. Ostatnia część miała sobie potencjał. Taki wielki potencjał, że czekałam na nią z zapartym tchem. Niestety, Magary mnie rozczarował, gdyż była po prostu nudna i naciągana. Samą końcówkę czytałam już tak, że omijałam co drugie zdanie, bo naprawdę nic ona nie wnosiło do lektury i nie musiałam się aż tak nad nią skupiać. Była zdecydowanie zbyt przegadana. Nie będę wchodzić w szczegóły, przeczytajcie i sami się przekonajcie, dlaczego tak bardzo mnie rozzłościła czwarta część.

Na końcu chciałam zaznaczyć jedną rzecz. Mimo iż jest to lektura science-fiction, to po przeczytaniu jej mam pełno pytań w głowie. Tak jak już wspomniałam wcześniej, autor poruszył takie tematy, nad którymi się nie zastanawiałam. W końcu wielu ludzi marzy o wiecznym życiu (ja jednak nie należę do tego typu osób), więc myślę, że warto by przemyśleć pewne kwestie. Czy wydarzenia przedstawione przez Drew Magary'ego mogą mieć miejsce? Mam nadzieję, że nie, jednak nauka pędzi do przodu i nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.

Na pewno wiele osób chciałoby oszukać śmierć. Zatrzymać się na etapie dwudziestu pięciu lat, mieć wiecznie gładką cerę, zawsze piękne dłonie i szyję bez śladu zmarszczek. A co, gdyby stało się to możliwe? Co gdyby wymyślono lekarstwo na śmierć, na starzenie się? W 2019 roku dochodzi to do skutku. Lekarstwo zatrzymuje każdego w wieku, w którym je przyjął. Należy jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nowy Jork. Trzydziestodziewięcioletnia Amanda Rosebloom jest właścicielką butiku z odzieżą vintage. W mieszkaniu jednej z klientek, która pragnie sprzedać dawne suknie, natrafia na skrzynię pełną strojów. Wśród nich znajduje się mufka, a w niej zaszyty dziennik. Okazuje się, że są to zapiski młodej damy, Olivii Westcott, zamieszkującej Manhattan. Pierwszy wpis pojawia się w 1907 roku, zaraz po tym, jak Olivia oraz jej ojciec przeprowadzili się do Nowego Jorku. Amanda zatapia się w lekturze, uświadamiając sobie, jaka więź łączy ją z kobietą, która żyła przed stu laty.

Na samym początku, gdy sięgnęłam po tą książkę, myślałam, że jest to zwykły romans. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo się myliłam. Ta opowieść nie ma nic wspólnego z pospolitymi historiami miłosnymi. Jest to bowiem historia o walce o siebie, o swoją wolność i pragnienia. Pomiędzy domami towarowymi, pięknymi ubraniami i kosmetykami możemy znaleźć uniwersalny przekaz o tym, by nie rozpaczać nad przeszłością, ale iść do przodu, nie obracając się za siebie. Jest ponadto napisana lekkim, przyjemnym językiem, nie tracąc przy tym swojej wyjątkowości.

Książka napisana jest w ciekawy sposób. Poznajemy losy Amandy z jej punktu widzenia. Z drugiej strony historia przeplata się z opowieścią Olive o sobie. Na początku się w tym gubiłam, jednak gdy wpadłam w rytm, już mi to nie przeszkadzało. Powiem więcej, bardzo mi się ten pomysł spodobał. Muszę ponadto przyznać, że autorka idealnie oddała klimat tamtych czasów. Piękne kapelusze, suknie, cudowny obraz Nowego Jorku.... W trakcie czytania tej pozycji czułam się tak, jakbym była obok tej młodej damy i widziała wydarzenia jej oczami. Stephanie Lehmann zadbała o to, byśmy mogli zżyć się z obiema bohaterkami, przezywać to, co przeżywają one i wczuć się w ich sytuację.

Nie jest to zwykła, prosta opowiastka. Olive żyła "na poziomie", jednak jedna tragedia oraz krach na giełdzie sprawiły, iż upadła boleśnie na dół. Nie były to bowiem łatwe czasy dla kobiety. Płeć piękna powinna była się zadowolić tym, iż będzie potrafiła ugotować mężczyźnie obiad oraz urodzić gromadkę dzieci. Praca? O nie, to przecież nie dla panien. Nie jestem feministką, nie tak do końca, jednak podczas lektury wychodził ze mnie ten mój ukryty gniew na to, z jaką ignorancją i pogardą mężczyźni traktowali wówczas kobiety. Co gorsza, większość kobiet się na to godziło. Jednak nie Olive. Walczyła o siebie, swoje pragnienia. Na samym początku poznajemy ją jako niewinną i naiwną dziewczynę, której łatwo przychodziło ocenianie innych, ale poprzez swoje przeżycia, zmienia się.

Historia Amandy może się wydać pospolita, już nie raz przerabiana zarówno w filmach jak i literaturze. Uważam jednak, że jest bardzo życiowa. Trzydziestodziewięciolatka wplątana jest w romans z żonatym mężczyzną. Jest to relacja toksyczna, z której nie potrafi się uwolnić. Pewne wydarzenia oraz lektura dziennika Olive nie pozostają bez wpływu na kobietę. Ponadto Amanda spogląda na świat i życie z perspektywy dziewczyny ukrytej na kartkach pamiętnika, zżywa się z nią, może obserwować jej zmianę oraz powolne dojrzewanie, co pozwala i jej dojrzeć. Polecam tę lekturę wszystkim. Pod pozorem prostoty, możemy odkryć naprawdę piękną historię, która nie jest w żaden sposób naciągana.

"Kto wymyślił zasady postępowania dla mężczyzn i kobiet? Bóg? Ta sama niesprawiedliwa reguła sprawia, że mężczyźni mogą palić w restauracji, wynajmować pokoje w hotelach, nie narażając swojej reputacji na szwank, dostawać lepiej płatne prace i cieszyć się prawem głosu! Nie sądzę, żeby Bóg miał coś wspólnego z paleniem w restauracjach, raczej stoją za tym mężczyźni. Ustanowili takie zasady, bo są dla nich korzystne" str. 330
__________________________

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2015/02/stephanie-lehmann-butik-na-astor-palce.html

Nowy Jork. Trzydziestodziewięcioletnia Amanda Rosebloom jest właścicielką butiku z odzieżą vintage. W mieszkaniu jednej z klientek, która pragnie sprzedać dawne suknie, natrafia na skrzynię pełną strojów. Wśród nich znajduje się mufka, a w niej zaszyty dziennik. Okazuje się, że są to zapiski młodej damy, Olivii Westcott, zamieszkującej Manhattan. Pierwszy wpis pojawia się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Malice, egoistyczna, złośliwa, zarozumiała czarownica, wyrzucona z Akademii Magii, wiedzie całkiem przyjemne życie. Zarabia kupę forsy, jako najemniczka, ma dom, który, otoczony wielkim trawiastym murem, jest dla niej azylem i schronieniem przed wścibskimi oczami sąsiadów. Jak się okazuje, nawet taka sielanka może zostać przerwana. A wystarczyły dwa słowa: sto tysięcy. Tyle bowiem miała zarobić nasza wiedźma za zadanie, które jest nie lada wyzwaniem. W ten oto sposób wyruszyła do krainy, zwanej Elegestią, w sam środek konfliktu między smokami a magami. Musi dostarczyć pewien przedmiot przywódczyni magów, ale zanim tam dotrze, czeka ją wiele przygód.

Moim ulubionym gatunkiem literatury, jak wszyscy wiedzą, jest fantasty. Ale co jest lepsze od fantasty? Przygodowe fantasy! Spod flagi magii jest książką, którą pochłonęłam w zadziwiającym tempie, nie mogąc się od niej oderwać. Pozycja ta, jest przygodowym fantasy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nic dziwnego, w końcu Malice nie jest typową Mary Sue literatury. Jak już zdążyliśmy się przekonać w poprzednim tomie, jest bohaterką, która potrafi zirytować, ma się ochotę ją porządnie trzasnąć. Za co? A za to, że jest taką egocentryczką i osobą, która ponad wszystko ceni sobie... uprzykrzanie życia innym, Bogu ducha winnym istotom.

Tym razem nie mamy do czynienia z opowiadaniami, a z powieścią. Uważam, że to wyszło na plus. Nie każdy bowiem lubi krótkie, oddzielne przygody. Akcja mknie do przodu, nie ma czasu na przestoje. Ciągle coś się dzieje, poznajemy nowych bohaterów, którzy przewijają się między stronicami powieści, dodając smaczku całej historii. Jedyną postacią, która pozostaje z nami na dłużej jest Jared, młody chłopak, którego Malice uratowała z rąk oprawców. Jego osoba otoczona jest nutką tajemnicy. Z początku "chłopiec do bicia" zmienia się w pewnego siebie mężczyznę. Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że Malice ma w sobie jakieś pozytywne uczucia. Nie spodziewałabym się tego po niej. Nie było to złe, wręcz przeciwnie. Mimo to, nadal nie straciła swojego specyficznego charakterku.

Nie zabrakło tutaj humoru. Zaśmiewałam się do łez, gdy okazało się, że zupka chińska robi niezłą furorę wśród mieszkańców Elegestii. Oczywiście, nasza Malice musiała się także popisać swoją umiejętnością rzucania uroków miłosnych, które miała opanowane do perfekcji. Do tego, pani Iga umieściła tutaj mnóstwo stworzeń, takich jak topielce, elfy, krasnoludy, trolle... czyli sama śmietanka. Nie jest tajemnicą, że ja wręcz kocham historię z tymi wszystkimi mityczno-fantastycznymi istotami, czym autorka zdobyła po raz kolejny moje serce. Jeśli oczekujemy wątków romantycznych, cóż, możemy się trochę zawieść. Być może coś się zaczyna dziać, jednak nie na tyle, by zwracać na to uwagę. Możliwe, że wątek będzie kontynuowany w następnych częściach, bo wszystko wskazuje na to, że takowe się pojawią.

Oczywiście nie obyło się bez minusów. Żałuję, że pani Iga nie pokusiła się o dokładniejsze opisanie Elegestii, bo wiemy tylko, że kraina zatrzymała się na etapie średniowiecza. Nie oczekiwałam, że dowiemy się czegokolwiek o historii, bądź zwyczajach panujących w tej krainie, gdyż Malice jest zbyt wielką ignorantką, by zapoznać się z książkami na temat miejsca, w które się udaje. Niemniej jednak widać, że autorka cały czas poprawia swój warsztat pisarski, rozwija się, więc myślę, że następnym razem dowiemy się więcej. Ponadto zakończenie całej historii wbiło mnie w fotel, gdyż zupełnie nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Pozycję tę polecam, zwłaszcza osobom, które czytały Żyli niedługo i nieszczęśliwie. Jeśli jednak nie czytaliście pierwszego tomu, to zachęcam do nadrobienia zaległości. Obiecuję, że się nie znudzicie.
___________
http://biblioteka-ell.blogspot.com/2015/02/iga-wisniewska-spod-flagi-magii.html

Malice, egoistyczna, złośliwa, zarozumiała czarownica, wyrzucona z Akademii Magii, wiedzie całkiem przyjemne życie. Zarabia kupę forsy, jako najemniczka, ma dom, który, otoczony wielkim trawiastym murem, jest dla niej azylem i schronieniem przed wścibskimi oczami sąsiadów. Jak się okazuje, nawet taka sielanka może zostać przerwana. A wystarczyły dwa słowa: sto tysięcy. Tyle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Miłość. Największa choroba, zakaźna, doprowadzająca do obłędu, a nawet śmierci. Amor deliria nervosa pochłonęła już niejednego, ale nie martwcie się. Istnieje lekarstwo na ten stan rzeczy. Remedium podawane każdemu mieszkańcowi Portland, gdy tylko ukończy odpowiedni wiek. Młoda dziewczyna nie może się już doczekać swojego zabiegu, nie może się doczekać, kiedy w końcu będzie szczęśliwa i spokojna. Odlicza miesiące, tygodnie, dni, jednak nawet nie wie kiedy uderzy w nią piorun. Amor deliria nervosa...

Jeśli ktoś śledzi karierę pana Christiana Bale'a, to wie, że ów aktor zagrał w filmie pod tytułem Equilibrium. Kocham ten film z całego swojego serca, widziałam go miliony razy. Jestem więcej, niż pewna, iż zdarzy mi się go obejrzeć jeszcze nie raz. Opowiada on historię pewnego kraju, zwanego Librią, gdzie wymyślono lekarstwo na uczucia. Każdego, kto odczuwał ścigano i mordowano. Dlaczego o nim wspominam? A no, gdyż pani Oliver niewątpliwie czerpała z niego inspirację przy tworzeniu swego dzieła. Na początku myślałam, że będzie to po prostu kopia, dlatego podchodziłam do tej pozycji jak kot do wody. Muszę przyznać, że myliłam się, ale dopiero po lekturze dowiedziałam się, jak bardzo. Jest to przykład książki, w której autorka udowadnia, że nawet raz przedstawiony pomysł można ukazać na nowo.

Lena, główna bohaterka powieści ma jeszcze kilka tygodni do swojego zabiegu. Nie może się go doczekać, tylko o nim ciągle myśli. W końcu nie będzie musiała odczuwać strachu przed chorobą, nie będzie musiała przestrzegać godziny policyjnej. Będzie mogła po prostu żyć. Wraz ze swa przyjaciółką, Haną, snują marzenia o swym przyszłym, nowym życiu. Na drodze dziewczyny jednak pojawia się on. Alex, chłopak, który burzy całkowicie jej światopogląd, chociaż właściwiej byłoby powiedzieć, że otwiera jej oczy, wyrywa z zaślepienia i pokazuje, co tak naprawdę jest ważne...

Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dawno żadna mnie tak nie porwała, nie uderzyła z całą swoją mocą, tak, że nie mogłam spać, gdyż musiałam wiedzieć, co będzie się działo dalej. To nie jest tandetna historyjka o miłości, jakich wiele mamy na naszym czytelniczym rynku. Jest to historia o dojrzewaniu, o buncie. Lauren Oliver napisała naprawdę dopracowaną powieść. Pod względem wykreowanego świata, nie mam się do czego przyczepić, a wręcz przeciwnie. Mogę go pochwalić. Nie mamy tutaj typowych kast, jednak podział na biednych i bogatych jest widoczny. Mieszkańcy nie mogą sami decydować o tym z kim chcą wziąć ślub, ani nawet ile maja mieć dzieci, a granice są zamknięte. Dorosłe życie zostaje z góry zaplanowane przez rząd podczas ewaluacji, ostatecznego testu przed zabiegiem.

Najbardziej urzekło mnie to, iż książka ta jest bardzo osobistą, intymną historią Leny, nastolatki uparcie dążącej do wybranego celu, której życie w pewnym momencie po prostu runie, jak zwykły domek z kart. Przebudzenie dziewczyny nie następuje gwałtownie. Walczy sama ze sobą, a jej konflikt wewnętrzny jest zarysowany rewelacyjnie, ponadto wątpliwości, które odczuwa ona, odczuwałam i ja. W końcu odkrywa, że to, czym karmiono ją od dzieciństwa, było po prostu papką na mózg. Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej, ale w dość specyficzny sposób. Autorka użyła czasu teraźniejszego, co przyznam szczerze, było zabiegiem idealnym. Na samym początku mnie drażniło, jednak po czasie, doszłam do wniosku, że tylko taka forma opowiedzenia historii ma sens. Przemyśleń Leny mogłoby być troszeczkę mniej, ale nie mogę się czepiać, gdyż dzięki temu ta postać została idealnie oddana. Brakowało mi jednak troszkę bardziej scharakteryzowanych Hany i Aleksa, a zwłaszcza tego drugiego.

Sama historia jest wzruszająca. Łzy leciały po moich policzkach niejednokrotnie, a na samej końcówce zamieniło się to w cichy szloch. Ponadto autorka zadbała o specyficzny klimat powieści, trzymający w napięciu, otoczony mgiełką tajemnicy, buntu i dorastania. Podsumowując, dawno nie czytałam nic tak rewelacyjnego. Dystopia to nie jest mój ulubiony gatunek, ale sięgam po niego, gdyż za każdym razem mam nadzieję, że mnie coś zaskoczy. W tym przypadku się udało, nawet jeśli pomysł ten już został przerobiony. Obawiam się kolejnej części, nie chcę, aby zatraciła swój intymny wyraz, mam jednak nadzieję, iż tak nie będzie.

____________

Recenzja własna: http://biblioteka-ell.blogspot.com/2015/01/lauren-oliver-delirium_30.html

Miłość. Największa choroba, zakaźna, doprowadzająca do obłędu, a nawet śmierci. Amor deliria nervosa pochłonęła już niejednego, ale nie martwcie się. Istnieje lekarstwo na ten stan rzeczy. Remedium podawane każdemu mieszkańcowi Portland, gdy tylko ukończy odpowiedni wiek. Młoda dziewczyna nie może się już doczekać swojego zabiegu, nie może się doczekać, kiedy w końcu będzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy istnieje mężczyzna, dla którego wszystkie kobiety tracą głowę? Nawet nie znając go, są nim urzeczone, a jedno spojrzenie sprawia, że miękną im kolana? Czy ktoś taki nie wykorzysta swego uroku? Kiedy staje się twarzą w twarz z wilkiem należy mieć się na baczności.

Na przedmieściach Dublina zdarzyła się tragedia. Znaleziono zwłoki trzech kobiet - dwóch sióstr i ich ciotki. Okazuje się, że ciotka więziła swoje siostrzenice, lecz nie wiadomo było dlaczego. Niall, młody pracownik poczty w przegródce na odrzucone przesyłki odnajduje małą paczuszkę. Okazuje się, że jest to dziennik Fiony, jednej z sióstr. Notes ten skrywa tajemnicę tragicznego w skutkach romansu. Młody mężczyzna postanowił podążyć śladami Fiony i jej sióstr, odkrywając po kolei wszystkie części układanki.

Po przeczytaniu książki postanowiłam poczekać, zanim napiszę recenzję, gdyż zwykle pisząc pod wpływem emocji nie jestem zbyt obiektywna w swojej ocenie. Cóż, minęła ta chwila, a ja nadal jestem urzeczona historią, którą zaserwował pan Christian Moerk. Mogłabym wymieniać w nieskończoność jej wady, niedociągnięcia, przesadę, ale tego nie zrobię. Dlaczego? Ponieważ ta książka mnie poruszyła.

Tajemnica, to chyba coś, co lubi każdy. Wciąga i zatruwa umysł, a pragnienie by ją poznać pochłania bez reszty. Na tym właśnie bazuje Kochany Jim, na niedopowiedzeniach. Książka napisana została w niesamowicie ciekawy sposób, mianowicie poprzez narrację trzecioosobową gdy poznajemy historię Nialla oraz z perspektywy napisanych dzienników. Możemy w ten sposób zagłębić się w uczucia młodych kobiet, poznać ich emocje, żal i rozczarowania. Gdzieś przeczytałam, że dzienniki napisane przez dwie rożne kobiety wyglądają, jakby napisane przez jedną osobę. Całkowicie się z tym nie zgadzam.

Autor dodatkowo wplótł sprytnie irlandzki folklor między strony swojej powieści. Jim opowiada baśń, która jest niemniej urzekająca, niż on sam. Co zabawne, Christiam Moerk sprawił, że sama poczułam sympatię do wędrownego gawędziarza, którym był Jim. Z każdą kolejna stroną czułam się, jakbym stała obok, jakbym oczyma duszy widziała młodą przystojną twarz oraz trzy siostry, które kochały siebie ponad wszystko.

Akcja książki przez wszystkie strony toczy się takim samym tempem. Jest napisana w gawędziarskim stylu, współczesnym językiem, przez co czytało mi się ją bardzo dobrze. Jej mroczny klimat i tajemniczość dotykała mnie do głębi.

No dobrze, wymienię jednak kilka wad tej książki, aby nie było, że jest za słodko. W historii Nialla jest kilka... irracjonalnych faktów, które sprawiły, że się skrzywiłam podczas czytania. Dodatkowo dziewczynka, która chodziła do podstawówki była cwańsza, niż dorośli... chociaż to może akurat tak daleko od prawdy nie odbiega. Końcówka również mnie nie urzekła, była znośna, ale autor mógł ją bardziej dopracować. Mimo wszystko książkę polecam. Ja spędziłam z nią kilka miłych chwil.

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/06/christian-moerk-kochany-jim.html

Czy istnieje mężczyzna, dla którego wszystkie kobiety tracą głowę? Nawet nie znając go, są nim urzeczone, a jedno spojrzenie sprawia, że miękną im kolana? Czy ktoś taki nie wykorzysta swego uroku? Kiedy staje się twarzą w twarz z wilkiem należy mieć się na baczności.

Na przedmieściach Dublina zdarzyła się tragedia. Znaleziono zwłoki trzech kobiet - dwóch sióstr i ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kto nie zna przygód chłopca, sieroty, z blizną na czole, który już jako niemowlę był sławniejszy, niż niejeden z gwiazdorów? Sądzę, że można by policzyć takie osoby na palcach jednej ręki. Sama jeszcze niedawno należałam do tych, którzy Harrego kojarzą tylko z filmu. I nie mogę uwierzyć w to, ile przez te lata traciłam!

Harry, jak już wspomniałam, to sierota. Został podrzucony do swej Mugolskiej rodziny, która, delikatnie mówiąc, nie bardzo cieszy się z takiej "niespodzianki". Koło chłopca zawsze dzieją się dziwne rzeczy, a to odrastają mu włosy, kiedy od razu się je obetnie, a to nagle potrafi wskoczyć na dach, albo w ZOO znika szybą. W dniu swych jedenastych urodzin wszystko się wyjaśnia - Harry jest czarodziejem. Trafia więc do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Hogwartu, by tam kształcić swe umiejętności. Ale i w szkole wydarzenia są niepokojące.

Zacznę od tego, że do Harrego Pottera zbierałam się dość długo. Nie mogłam jakoś podejść do tych książek, nie wiedziałam, z której strony je ugryźć, aż w końcu nadszedł Nowy Rok. Tak, to jest moje postanowienie, chyba jedyne, jakie zrobiłam, czyli nadrobić cały cykl. Kiedy otworzyłam pierwszą stronę tej części... wiedziałam już, że odpłynęłam, ale kiedy zagłębiałam się w całą tą historię, po prostu utonęłam.

Harry Potter jest skierowany głównie do młodszych czytelników, nie oznacza to jednak, że starsi nie będą się przy nim przednie bawić. Wręcz przeciwnie. Co mi się podobało? To, że oprócz głównego wątku, mamy mnóstwo pobocznych, które właściwie wysuwają się na pierwszy plan. Poznajemy codzienne życie dzieci w Hogwarcie, opisy lekcji, treningów quidditcha, to jak wszyscy spędzali wolny czas. Wątek główny z kolei posuwa się dość powolnie, jest tylko delikatnie napomknięty, aby wzbudzić co raz to większe napięcie i na końcu wybucha z całą siłą, sprawiając, że po moich plecach przebiegły dreszcze. Mało tego, każdy, nawet najdrobniejszy szczegół jest ważny!

Muszę również przyznać, że na tak niewielkiej objętości, pani Rowling potrafiła wykreować bardzo charakterystyczne postaci. Harry, który jest chłopcem tak zwykłym, że aż niezwykłym. Jest dzieckiem, ale za to jakim! Dociekliwym, zdeterminowanym i przede wszystkim stawiającym innych ponad siebie. Hermiona naprawdę jest przemądrzała, a Ron to ciapa, której ustępuje tylko Neville. Nie zapominajmy oczywiście o jednej z najciekawszych postaci tej serii, czyli Hagridzie. Olbrzym, który jest bardziej dzieckiem, niż dorosłym, od samego początku wzbudził moją sympatię.

Co do głównego wątku... nie wiem, czy powinnam go komentować. Jestem z tych osób, które najpierw obejrzały film. Nie pamiętałam z niego zbyt wiele, jednak końcówka była tak zaskakująca, więc niestety ją zapamiętałam. Myślę, że gdybym najpierw przeczytała książkę, osiągnęłabym ten efekt WOW, a dreszcze na moich plecach byłyby znacznie większe.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o minusach, bo w końcu nie ma takich rzeczy, które są bez wad. Troszkę ubawiło mnie, że trójka jedenastolatków jest sprytniejsza od dorosłych... ale w końcu to książka dla najmłodszych, więc chyba tak powinno być i nie powinnam się czepiać. Niestety, już tak po prostu mam.

Podsumowując, Harry Potter to lektura dla każdego i w każdym wieku. Myślę, że warto poznać tą historię, gdyż jest wyjątkowa. Film, w którym Harry jest drewniany i ma wiecznie zdziwioną minę nie umywa się do książki, gdzie ten sam młodzieniec jest o wiele bardziej... żywy. Czuję straszny niedosyt, dlatego zaraz sięgam po następną część, aby nic mi nie umknęło. Poza tym... to takie smutne, że nigdy nie dostałam listu do Hogwartu...


http://biblioteka-ell.blogspot.com/2015/01/j-k-rowling-harry-potter-i-kamien.html

Kto nie zna przygód chłopca, sieroty, z blizną na czole, który już jako niemowlę był sławniejszy, niż niejeden z gwiazdorów? Sądzę, że można by policzyć takie osoby na palcach jednej ręki. Sama jeszcze niedawno należałam do tych, którzy Harrego kojarzą tylko z filmu. I nie mogę uwierzyć w to, ile przez te lata traciłam!

Harry, jak już wspomniałam, to sierota. Został...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Co by było, gdybyście utknęli na bezludnej wyspie? Myślicie, że dalibyście sobie radę? Ja zapewne nie, znając moją zdolność do wpadania w panikę i czarną rozpacz. A co, jeśli to nie byłaby wyspa na morzu barwy lazuru, pełna przyjemnego zapachu i smacznych owoców, tylko obca planeta? Sami pośrodku niczego, sami z nadzieją na ratunek, który może nigdy nie nadejść. Mnie na samą myśl przechodzą dreszcze. Coś takiego jednak przydarzyło się głównemu bohaterowi książki Andy'ego Weira pt. Marsjanin.

Burza piaskowa zmusza załogę marsjańskiej ekspedycji do opuszczenia planety w pośpiechu. Wylatują wszyscy, prócz Marka Watneya. Mężczyzna został ciężko ranny, nic więc dziwnego, że załoga pomyślała, że ten nie żyje. Kiedy odzyskuje przytomność, czeka go nie lada niespodzianka. Został całkiem sam, bez nadziei na ratunek, któż ma bowiem wiedzieć, że jednak żyje? Rozpoczyna się heroiczna walka o przetrwanie...

To, czy książka nam się podoba, czy nie w dużej mierze zależy od naszych oczekiwań. Po książce sci-fi można spodziewać się wiele, ale chyba nie często tego, że można się przy niej pośmiać! To właśnie ujęło mnie najbardziej - pomimo sytuacji w której znalazł się mężczyzna, nie tracił swojego poczucia humoru, lekko sarkastycznego, ironicznego, ale jednak ciepłego. Nie stracił pogody ducha, nie załamał się, ale walczył o każdą minutę życia. Ponadto nie użalał się nad sobą (jak to zapewne ja bym robiła), tylko działał! Nie ma tutaj wewnętrznych rozterek bohatera. To jest właśnie fajne, bo mamy w literaturze wystarczającą ilość marudzących bohaterów.

Historię poznajemy z dziennika głównego bohatera, w którym opisuje swoje codzienne życie na obcej planecie. W pewnych momentach przeskakujemy do siedziby NASA oraz do pojazdu kosmicznego członków ekspedycji, w której brał też udział Mark. Co do stylu powieści, przyznam się szczerze, że były momenty, w których moja chęć na dalsze czytanie zwalniała, by po kilku kolejnych stronach autor sprawił, że mój apetyt rósł. Było wiele naukowych zwrotów, wiele tłumaczenia zjawisk fizycznych, jednak nie zrażajcie się do tego, gdyż nie utrudnia to w żaden sposób czytania. Fakt jest jednak taki, że to jedna z nielicznych książek, która nie działała na moją wyobraźnię, co niestety jest dla mnie sporym minusem.

Niestety, nie wiem, co mogłabym więcej napisać na temat tej powieści. Myślę, że jest to książka, którą należy poznać, aby wyrobić sobie o niej własne zdanie. A przyznaję z ręką na sercu, że jest tego warta. Nie chcę też zdradzać za wiele z fabuły. Wystarczy Wam to, że Mark jest urodzonym wojownikiem.

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/12/marsjanin-andy-weir.html

Co by było, gdybyście utknęli na bezludnej wyspie? Myślicie, że dalibyście sobie radę? Ja zapewne nie, znając moją zdolność do wpadania w panikę i czarną rozpacz. A co, jeśli to nie byłaby wyspa na morzu barwy lazuru, pełna przyjemnego zapachu i smacznych owoców, tylko obca planeta? Sami pośrodku niczego, sami z nadzieją na ratunek, który może nigdy nie nadejść. Mnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiera Allen oraz Kellan Kyle są ze sobą w związku, bardzo szczęśliwym związku. Chłopaki z zespołu odnoszą co raz to większe sukcesy, a życie młodych ludzi wydaje się wracać do normalności po nieszczęsnym trójkącie miłosnym, w którym tak bardzo skrzywdzili siebie nawzajem oraz Denny'ego, byłego chłopaka Kiery. Okazuje się jednak, że Kellan wyjeżdża na pół roku w trasę koncertową. Obiecują sobie nawzajem, że nigdy więcej się nie skrzywdzą. Czy im się uda?

Książkę przeczytałam w dwa dni. Nie wiem, jak to zrobiłam, że pochłonęłam takie tomiszcze, praktycznie bez zająknięcia, jednak życie Kiery i Kellana mnie uzależniło. Przez te dwa dni żyłam ich życiem, czułam się częścią tego świata. Muszę jednak przyznać, że przez pierwsze 200 stron ziewałam. Spokojnie obyłoby się bez przegadanego "wstępu", który i tak niewiele wnosił do fabuły książki. Kolejne opisy erotycznych uniesień pomijałam, gdyż każdy był praktycznie taki sam. Spokojnie można by było skrócić książkę o połowę i nie straciłaby ona ani trochę na wartości. Można by było tez pominąć hektolitry słodyczy, które wylewają się z niej wylewają, gdyż można dostać od niej cukrzycy.

Przyznam się szczerze, że po lekturze Bezmyślnej miałam pewne obawy co do Swobodnej. Bałam się, że Kiera znów będzie zachowywać się jak idiotka, krzywdząc wszystkich dookoła. Cóż, na samym początku nadal wyciekała z niej dziewczynka, która udawała kogoś, kim nie jest. Nadal rumieniła się, na słowo na S, chociaż wcale taka grzeczna nie była. Kiera jednak w trakcie tej książki uczyła się siebie, dojrzewała i doroślała, dlatego teraz spoglądam na nią nieco przychylniejszym okiem. Ponadto Kiera uczy się żyć dla siebie, a nie dla kogoś. Przecież życie nie polega na tym, że pełnym się jest tylko, gdy druga połówka jest obok i nie kończy się wtedy, kiedy on/a wyjeżdża.

Ta część traktuje o zupełnie czymś innym, niż trójkąty miłosne, jest dojrzalsza i porusza tematy, które są ważne dla wielu osób będących w związku. Jest to kwestia zaufania. Kiedy ludzie, którzy się kochają, nie ufają sobie, czy coś z tego będzie? Ponadto, kiedy związek zaczyna się tak naprawdę od zdrady, czy jest w stanie przetrwać próbę czasu? Wydaje mi się, że Kiera nadal szukała sobie problemów na siłę, jednak już trochę mniej. Za to Kellan otaczał się murem, a każdą cięższą dyskusję próbował zastąpić seksem. Mimo to był słodki. Był tak słodki i kochany, że niemal zazdrościłam tej dziewczynie, że to właśnie ją obdarzył uczuciem. Niestety, był tak idealny, że nie uwierzyłabym, iż ktoś taki mógłby żyć w prawdziwym życiu, a to jest lekki minus. W końcu ja lubię postacie, które mogę sobie wyobrazić stojące obok mnie.

W tej części autorka postanowiła skupić się także na wątku Anny i Griffina, który swoją drogą, bardzo mnie zaskoczył. Kiera troszkę mnie drażniła swoim podejściem do tego rockmana. Sama nie była cnotką, a potępiała go niemal za wszystko (za pewne rzeczy oczywiście, że mu się należało). Z kolei ja polubiłam tego chłopaka, ma spaczone poczucie humoru, tak samo jak i ja i myślę, że świetnie bym się z nim dogadała.

Podsumowując, tę część wszystkim polecam. Na początku ciężko jest przebrnąć przez nudne opisy codziennego życia (które zdarzyło mi się opuścić), później akcja się rozkręca i wszystko staje się ciekawsze. W pewnych momentach trzyma w napięciu, bo nie wiadomo co zrobi Kellan, lub co zrobi Kiera. Porusza jakąś strunę w środku nas, gra na duszy i uczuciach. Tym razem pani Stepehns zaserwowała kawałek bardzo dobrego romansu.

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/10/sc-stephens-swobodna-przedpremierowo.html

Kiera Allen oraz Kellan Kyle są ze sobą w związku, bardzo szczęśliwym związku. Chłopaki z zespołu odnoszą co raz to większe sukcesy, a życie młodych ludzi wydaje się wracać do normalności po nieszczęsnym trójkącie miłosnym, w którym tak bardzo skrzywdzili siebie nawzajem oraz Denny'ego, byłego chłopaka Kiery. Okazuje się jednak, że Kellan wyjeżdża na pół roku w trasę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kiedyś, z nudów, załączałam MTV, czego teraz nie robię nawet, gdy umieram od nic nie robienia. Leciały tam wszelkiego rodzaju programy, które z muzyką niewiele miały wspólnego. Najbardziej zapamiętałam dwa: Rock of Love oraz Daisy of Love. Były to reality show, w których główna postać szukała miłości. Cóż się tam nie wyrabiało... zazdrość, kłótnie, całowanie, jednym słowem granie na uczuciach i emocjach. Nie sądziłam, że ktoś przeniesie ten pomysł na kartki książki.

Rozpoczęły się Eliminacje, konkurs, w którym książę Maxon spośród 35 kandydatek wyłoni swoją małżonkę. Dla większości z nich jest to szansa na lepsze życie, gdyż są to zwykłe dziewczyny z ludu. Kastowe podziały zanikają w Pałacu, gdzie wszystkie zostają umieszczone. Od tego czasu każda traktowana jest jak księżniczka. Wszystkie dziewczyny cieszą się z szansy danej od losu. Wszystkie, prócz Americi Singer. Dziewczyna jest 5, pochodzi z kasty artystów, ma swojego ukochanego Aspena i nie obchodzi jej możliwość wyjścia za mąż za księcia. Dla rodziny decyduje się jednak wziąć udział w Eliminacjach. Gdy przekracza pałacowe mury w głowie zaczyna jej krążyć myśl, czy na pewno pragnie opuścić wyścig o koronę?

Miałam nie kupować Rywalek. Miałam poczekać, aż przejdzie szał na tą pozycję i dopiero wtedy jej poszukać. Niestety, a może właśnie stety, nie udało się. Książką byłam zauroczona, zanim ją przeczytałam, a wszystko to za sprawą bajecznej okładki, opisu oraz recenzji, które co rusz pojawiały się na Waszych blogach. Spędziłam z tą książką dwa wieczory, a moje odczucia są pozytywne. Nie obyło się jednak bez wad, ale o tym zaraz.

Na początek wspomnę o fabule, która bardzo mnie urzekła. Autorce udało się zaczerpnąć inspirację z tandetnych show, ogłupiających młodych ludzi. Pokazała, że nie każdej dziewczynie chodziło o miłość, niektórym bowiem zależało jedynie na sławie, uwielbieniu i koronie. Świat wykreowany przez Kierę Cass również mi się spodobał. Wszystko dzieje się po Czwartej Wojnie Światowej, w stosunkowo młodym kraju, który nazywa się Illea. O ile się nie mylę, jest to dystopia, a ja pierwszy raz mam do czynienia z takim gatunkiem literatury. Pomysł z kastami społecznymi był strzałem w dziesiątkę. Czyż w końcu na świecie nie ma krajów, w których taki system funkcjonuje? Ponadto ataki rebeliantów na pałac dodają całości smaczku.

America wydała mi się osobą dobrą i uczynną, myślącą przede wszystkim o innych, a dopiero na końcu o sobie. Czego mi w niej zabrakło? Takiego pazura, którego pokazała przy pierwszym spotkaniu z Maxonem. Samego księcia polubiłam chyba najbardziej. Jest młody, nieobyty, ale czy nieśmiały? Tego chyba nie potrafię stwierdzić. Na pewno cała ta sytuacja go przerasta, chyba nikt nie lubi być naciskany, zwłaszcza, jeżeli chodzi o uczucia. Poza tym, weźmy pod uwagę też, iż są to jego pierwsze doświadczenia z kobietami. I tak, moim zdaniem, zachowuje się szarmancko. Jeśli chodzi o ukochanego Ami, Aspena, to nie mam o nim kompletnie zdania. Jest zepchnięty na bok książki i, w zasadzie, dochodzę do wniosku, że mogłoby go nawet nie być, bo w pewnym momencie całkiem o nim zapomniałam.

Uważam, że było tutaj za mało akcji. Książka toczy się pomału, nie ma tu jakichś specjalnych zwrotów, ani takiej prawdziwej walki między kobietami o mężczyznę (bądź koronę). Można to zrzucić na karby tego, że całą historię poznajmy z punktu widzenia Americi, która nie wchodzi specjalnie w konflikty. Szkoda też, że zarysowane zostały tylko dwie dziewczyny z trzydziestu pięciu, mianowicie Merlee oraz Celeste. Ta druga jest zdecydowanie czarnym charakterem w powieści. I jeszcze jeden minus, za mało mowy było o świecie, w którym toczy się akcja, mimo to potrafiłam się w nim odnaleźć. Książkę polecam, naprawdę polecam. Jest przyjemna, czyta się ją szybko, jednak jest to raczej historia rozrywkowa, która ma umilić kilka godzin życia. Nie spodziewajcie się fajerwerków, raczej czegoś przyjemnego i rozluźniającego.

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/09/kiera-cass-rywalki.html

Kiedyś, z nudów, załączałam MTV, czego teraz nie robię nawet, gdy umieram od nic nie robienia. Leciały tam wszelkiego rodzaju programy, które z muzyką niewiele miały wspólnego. Najbardziej zapamiętałam dwa: Rock of Love oraz Daisy of Love. Były to reality show, w których główna postać szukała miłości. Cóż się tam nie wyrabiało... zazdrość, kłótnie, całowanie, jednym słowem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zapisane w kościach to moje pierwsze spotkanie z panem Beckettem. Wcześniej słyszałam wiele dobrego o jego powieściach. A co konkretnie? Że trzymają w napięciu, że są zaskakujące i dobrze napisane. Ja, jak to ja, podchodziłam do tego sceptycznie. Wolę się sama przekonać, czy rzeczywiście tak jest i na nic się nie nastawiać. Jednak, gdy zaczęłam czytać tę powieść, pochłonęłam ją zachłannie, w całości, tylko z kilkoma przerwami. To, co otrzymałam, zbiło mnie z nóg. Co prawda, zaczęłam od drugiego tomu historii z Davidem Hunterem na czele, jednak nie przeszkadzało to ani trochę w odbiorze.

David Hunter jest antropologiem sądowym. Na wyspie, Runie, znaleziono spalone zwłoki. Doktor Hunter musi odczytać historię zmarłej osoby tylko na podstawie tych pozostałości. Czy to była zbrodnia, czy wypadek? Sztorm odcina wysepkę od reszty świata, a mieszkańcy sparaliżowani są strachem. Czasu jest co raz mniej, a nic nie jest takie, jakim się wydaje. Antropolog musi rozwikłać tą zagadkę i odkryć chowające się w małej społeczności tajemnice.

Na początku zastanawiałam się, czym ludzie się tak zachwycają. Książka, jak książka, nic rewelacyjnego. owszem, czyta się przyjemnie, autor nie przynudza, ale w sumie nie wzbudzała we mnie większych emocji. Do czasu. Pan Beckett świetnie zadbał o wszelkiego rodzaju szczegóły, same opisy sekcji były genialne. Widać, że włożył w realizm wiele pracy i wysiłku. Poza tym bardzo cenię, kiedy autor dopracowuje nie tylko główną postać, ale i bohaterów pobocznych. Beckett to zrobił i chwała mu za to!

Co do głównego bohatera. Cóż, polubiłam gościa. Inteligentny, spostrzegawczy. Potrafi dodać dwa do dwóch i wyciągnąć z tego wnioski. Inni bohaterzy, tacy jak Brody, czy Fraser, także policjant, mieli swoje charakterki, posiadali wady i zalety. Czułam się, jakbym czytała o ludziach z krwi i kości, a nie tylko o wymyśle wyobraźni autora. Nie było za wiele wewnętrznych monologów Davida Huntera, nie targało nim zbyt wiele emocji. Była zimna ocena sprawy. I to było świetne, że pan doktor nie mieszał spraw osobistych z zawodowymi.

Fabuła wydawała mi się banalna. Wszystko przecież było takie przewidywalne! Niemal od razu odgadłam kto był zabójcą. Czyżby na pewno? Cóż, jednak nie, bo kiedy dotarłam do końca szczęka opadła mi na ziemię. Autor mnie zwiódł, wyprowadził na manowce, a ja tak ładnie pobiegłam za jego wskazówkami! A kiedy zamknęłam ostatnią stronę, patrzyłam tępo w ścianę i śmiałam się z siebie, że to jeden z pierwszych kryminałów, w którym nie odgadłam rzeczywistego sprawcy! Wydarzenia nie ciągną się jak flaki z olejem, a naprawdę cały czas się coś dzieje. Z pozoru błahe i nic nie znaczące fragmenty okazywały się dość istotne.

Czy polecam ta książkę? O tak, zdecydowanie tak. Przeczytałam ją jednym tchem i pochłonęła mnie całkowicie. Kiedy odkładałam ją na półkę, cały czas o niej myślałam. Muszę nadrobić zaległości i sięgnąć po Chemię Śmierci, ale to wszystko w swoim czasie. Jedyne co mi przeszkadzało, to to, że w wersji kieszonkowej, literki są malutkie, ale kiedy zatopiłam się w lekturze, nawet to przestało mieć znaczenie.

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/09/simon-beckett-zapisane-w-kosciach.html

Zapisane w kościach to moje pierwsze spotkanie z panem Beckettem. Wcześniej słyszałam wiele dobrego o jego powieściach. A co konkretnie? Że trzymają w napięciu, że są zaskakujące i dobrze napisane. Ja, jak to ja, podchodziłam do tego sceptycznie. Wolę się sama przekonać, czy rzeczywiście tak jest i na nic się nie nastawiać. Jednak, gdy zaczęłam czytać tę powieść,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ile w literaturze mamy bohaterek, które są silne... ale przy okazji zawsze osiągają to czego chcą, bez względu na cenę? Wydaje mi się, że niewiele. Zwykle mamy bajkowe zakończenia, które rozczulają i chwytają za serce. A co, gdyby jednak zakończenie nie było cudowne, a główna bohaterka ociekała jadem i złośliwością? Taka właśnie jest Malice. Imię zobowiązuje, dlatego też jej żarty i psikusy wykraczają poza dobry smak. Jest zdolną uczennicą Akademii Magii, ale nawet umiejętności nie uchronią jej przed gniewem dyrektora szkoły. Cierpliwość została wyczerpana i Malice zostaje wyrzucona. Musi w końcu jakoś zarabiać na życie, więc zostaje najemniczką... Lepiej nie wchodźcie jej w drogę!

Książką byłam zainteresowana już wcześniej, więc kiedy autorka sama do mnie napisała, czy nie zrecenzowałabym tej powieści, podekscytowana zgodziłam się bez gadania. Żyli niedługo i nieszczęśliwie to pierwszy tom Spod flagi magii. Magiczna okładka to coś, obok czego nie można przejść obojętnie, a sam tytuł sugeruje, że nie mamy co spodziewać się pięknej historii rodem z baśni. Fabuła jest wyjątkowa. Pierwszy raz spotkałam się z główną bohaterką, która jest krnąbrna, złośliwa i egocentryczna. I wcale nie przesadzam. Jej zachowanie wzbudza frustrację wszystkich dookoła. Czy ją polubiłam? Jasne! Obawiam się jednak, że gdybym spotkała ją w prawdziwym życiu, raczej wolałabym się trzymać z daleka.

W książce znajduje się 9 opowiadań, których akcja początkowo rozgrywa się w Akademii Magii, a gdy Malice zostaje z niej wyrzucona, w szarej rzeczywistości, która okazuje się tak nie do końca szara. Istnieją bowiem rzeczy, które się nawet filozofom nie śniły, np. gang demonicznych motocyklistów, albo podwodne miasto, w którym życie wydaje się niemal idylliczne, bądź grasujące w tunelach bazyliszki. Nie chcę jednak zdradzać za wiele, abyście mogli przekonać się sami, co się tam wyrabia! Książkę czyta się w tempie ekspresowym i zostawia na ustach uśmiech. Jest łatwa, lekka i przyjemna. Pomysły Malice były tak komiczne, jak straszne dla jej ofiar.

Ze względu na to, że opowiadania są krótkie, nie ma tu miejsca na to, aby fabuła pomału się rozwijała i byśmy mogli wczuć się porządnie w akcję. Niektóre kończyły się, zanim jeszcze porządnie się zaczęły. Niemniej jednak nie jest to coś, co bardzo utrudnia czytanie. Dzięki temu mogliśmy zapoznać się ze stylem pisania autorki, który mi osobiście bardzo odpowiada, a także trochę poznać samą Malice.

Książkę polecam, jest jedną z lepszych, jakie do tej pory czytałam. Podczas lektury bawiłam się wybornie, wybuchając śmiechem, bądź unosząc brwi ze zdziwienia nad pomysłami Malice. Do tego ta cudowna okładka... Szkoda, że nie ma wydania papierowego, bo książka zdecydowanie zasługuje na to, aby wylądować na półce. Niecierpliwie czekam na kolejne przygody największej socjopatki w dziejach literatury!

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/09/iga-wisniewska-zyli-niedugo-i.html

Ile w literaturze mamy bohaterek, które są silne... ale przy okazji zawsze osiągają to czego chcą, bez względu na cenę? Wydaje mi się, że niewiele. Zwykle mamy bajkowe zakończenia, które rozczulają i chwytają za serce. A co, gdyby jednak zakończenie nie było cudowne, a główna bohaterka ociekała jadem i złośliwością? Taka właśnie jest Malice. Imię zobowiązuje, dlatego też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/09/s-c-stephens-bezmyslna.html

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/09/s-c-stephens-bezmyslna.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/08/cc-hunter-przebudzona-o-swicie.html

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/08/cc-hunter-przebudzona-o-swicie.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/06/michela-murgia-accabadora-ta-ktora.html

http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/06/michela-murgia-accabadora-ta-ktora.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając opinie czytelniczek "Shirley" moje oczekiwania względem tej książki rosły z każdym dniem. Cóż, kiedy coś rośnie w górę, albo się wspinamy, bądź czeka nas bolesny upadek.
Głównymi bohaterkami są tutaj Carlone Helstone, bratanica proboszcza oraz Shirley Keeldar, dziedziczka, dość bogatej istota. Właśnie to bogactwo sprawia, że wokół tej kobiety kręci się mnóstwo mężczyzn liczących na bogate małżeństwo. Wśród nich jest także Robert Moore, przedsiębiorca, ukochany Caroline. Shirley jednak nie pragnie żadnego z nich. Kocha ubogiego nauczyciela pracującego u jej wuja.
Książkę odebrałam źle. Powiedziałabym nawet, że bardzo. Kwieciste opisy są ładne, owszem, ale kiedy jest ich za dużo zaczyna mdlić. Często musiałam wracać do poprzednich linijek, bo nic z nich nie pamiętałam. Ludzie bogaci, którzy podobno z dobroci serca chcą pomagać tym, którym nie dane było się urodzić z furą pieniędzy, traktowali biednych z pogardą, a pomoc ta była jedynie połechtaniem próżności.
Tytułowa Shirley nie zdobyła ani krztyny mojej sympatii, była arogancka i nieprzyjemna, a do tego patrzyła z góry na większość ludzi.
Sztuczne przedłużanie książki poprzez umiejscowienie w niej momentów nic nie wnoszących do fabuły tylko wzbudzało moją irytację.
Shirley to książka, która jest typowo kobieca, ale nie każdemu przypadnie do gustu.

Czytając opinie czytelniczek "Shirley" moje oczekiwania względem tej książki rosły z każdym dniem. Cóż, kiedy coś rośnie w górę, albo się wspinamy, bądź czeka nas bolesny upadek.
Głównymi bohaterkami są tutaj Carlone Helstone, bratanica proboszcza oraz Shirley Keeldar, dziedziczka, dość bogatej istota. Właśnie to bogactwo sprawia, że wokół tej kobiety kręci się mnóstwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do książki miałam 3 podejścia.
Opowiadania o tytułowym smokobójcy są genialne. Pełne humoru, interesujących postaci, czytało się je lekko i przyjemnie.
Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że znajdują się tutaj także opowiadania niezwiązane z sir Rogerem.
Opowiadania z drugiej części to:
1. "Komu Wyje Pies" było ciekawe, aczkolwiek chaotyczne. Kilka razy musiałam czytać to samo zdanie, aby zrozumieć o co chodzi.
2. :Wspomnienie" to opowiadanie o... kocie. historia jest przekazana z jego punktu widzenia. Jest naprawdę świetne. A na końcu zakręciła mi się łezka.
3. "Dziedzictwo" nie podobało mi się ani trochę. Szkoda, że umieścili je na końcu zbioru, bo zatarło całkowicie dobre wrażenie po pozostałych... Wiało nudą i można było się w nim pogubić. Do tej pory do końca nie wiem co się tam działo.

Do książki miałam 3 podejścia.
Opowiadania o tytułowym smokobójcy są genialne. Pełne humoru, interesujących postaci, czytało się je lekko i przyjemnie.
Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że znajdują się tutaj także opowiadania niezwiązane z sir Rogerem.
Opowiadania z drugiej części to:
1. "Komu Wyje Pies" było ciekawe, aczkolwiek chaotyczne. Kilka razy...

więcej Pokaż mimo to