Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie urywa. Koncept i konstrukcja ciekawe, ale ten świat jest zbudowany pobieżnie, tak, że zupelnie nie można sie w niego zanurzyć. Do tego dość chaotyczna akcja. Drażniło bardzo i trąciło myszką tłumaczenie Michała Ronikera z 1975 roku, takie kwiatki jak "amphetamina", choć słowo "amfetamina" było już wtedy znane. Niestety, rozczarowanie.

Nie urywa. Koncept i konstrukcja ciekawe, ale ten świat jest zbudowany pobieżnie, tak, że zupelnie nie można sie w niego zanurzyć. Do tego dość chaotyczna akcja. Drażniło bardzo i trąciło myszką tłumaczenie Michała Ronikera z 1975 roku, takie kwiatki jak "amphetamina", choć słowo "amfetamina" było już wtedy znane. Niestety, rozczarowanie.

Pokaż mimo to

Okładka książki Rekin i baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów Adam Biernat, Marta Biernat
Ocena 4,9
Rekin i baran.... Adam Biernat, Marta...

Na półkach:

Ta książka to plagiat. Autorzy ukradli książkę islandzkiej autorki Aldy Sigmundsdottir, przetłumaczyli ją i wydali jako swoją. Kiedy autorka się do nich zwróciła, zignorowali ją. Państwo Biernat, wstyd jak sto pięćdziesiąt. Jak możecie na siebie patrzeć w lustrze?

Ta książka to plagiat. Autorzy ukradli książkę islandzkiej autorki Aldy Sigmundsdottir, przetłumaczyli ją i wydali jako swoją. Kiedy autorka się do nich zwróciła, zignorowali ją. Państwo Biernat, wstyd jak sto pięćdziesiąt. Jak możecie na siebie patrzeć w lustrze?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu tej książki uderzyły mnie dwie kwestie:

Po pierwsze: kiedyś, te biedne dziewczyny były wyzyskiwane, mogły zmienić dom, ale wyzysk zostawał ten sam. Do tego ze względu na niskie zarobki, własne życie szło w odstawkę, małżeństwo, rodzina, żyło się życiem pracodawcy.

Patrzę na młode dziewczyny-prekariuszki i widzę to samo. Praca po godzinach, niska płaca, można zmienić pracę, ale sama praca się nie zmieni, własne życie, rodzina, własne mieszkanie odkładane na nie wiadomo kiedy. Wcale wiele się nie zmieniło, tyle, że nie mieszka się już w pracy, choć w sumie...

Po drugie: tak samo jak kiedyś, nie szanujemy pracy domowej i usług opiekuńczych. To nie przypadek, że strajkują pielęgniarki i nauczyciele (a właściwie nauczycielki, bo to sfeminizowany zawód). To nie przypadek, że sprzątaczki i nianie pracują na czarno bez żadnej ochrony prawa pracy. To nie przypadek, że kobietom harującym całe życie w domu nie przysługuje żadna emerytura po latach ciężkiej pracy. Praca w domu i opieka to "powołanie". Tak nam się wmawia teraz i tak się wmawiało służącym przed wojną. Nauczyciele mają do garnka wrzucić etos, a pielęgniarki powołanie. Za to służące mają służyć rodzinie tak, jak by samemu Jezusowi służyły.

Co do samej książki, to na pewno była ciekawa, choć doszukałam się w niej nieścisłości. Myślę też, że byłaby bardziej przystępna, gdyby napisano ją z jakimś kluczem - może historycznym a może etapów kariery takiej dziewczyny. Teraz wątki są dość chaotycznie porozrzucane po całej książce. Tym niemniej, cieszy mnie że z autorką zgadzamy się w lekkiej irytacji - w zabytkowych pałacach i kamienicach nigdy prawie nie ma informacji o życiu codziennym i o tym jak radzono sobie z całą logistyką (a radzono sobie dzięki służbie, oczywiście).

Po przeczytaniu tej książki uderzyły mnie dwie kwestie:

Po pierwsze: kiedyś, te biedne dziewczyny były wyzyskiwane, mogły zmienić dom, ale wyzysk zostawał ten sam. Do tego ze względu na niskie zarobki, własne życie szło w odstawkę, małżeństwo, rodzina, żyło się życiem pracodawcy.

Patrzę na młode dziewczyny-prekariuszki i widzę to samo. Praca po godzinach, niska płaca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Daję 7 gwiazdek, trochę na wyrost, za ważność tematu.

Spodziewałam się rozpracowania tematu mansplainingu, tymczasem to po prostu zbiór esejów o tym, dlaczego feminizm jest potrzebny. Przekonanym nie jest potrzebny, nieprzekonani nie przebrną przez często abstrakcyjne rozważania. Solnit pisze dość ogólnie - o odmawianiu kobietom głosu, o traktowaniu ich (nas) jak wariatki, kiedy to jest przydatne, o reakcjach mężczyzn na odmowę seksu, o kobietobójstwie. Być może warto jest mieć rozważania z zakresu współczesnej krytyki feministycznej spisane w jednym miejscu, jednak myślę, że gdyby te zagadnienia były spisane jako reportaże a nie eseje, to miałyby większą siłę rażenia. Myślę, że to jednak trochę zmarnowana okazja.

Daję 7 gwiazdek, trochę na wyrost, za ważność tematu.

Spodziewałam się rozpracowania tematu mansplainingu, tymczasem to po prostu zbiór esejów o tym, dlaczego feminizm jest potrzebny. Przekonanym nie jest potrzebny, nieprzekonani nie przebrną przez często abstrakcyjne rozważania. Solnit pisze dość ogólnie - o odmawianiu kobietom głosu, o traktowaniu ich (nas) jak wariatki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch dziewczynek, potem nastolatek, kobiet i staruszek, opisana z perspektywy jednej z nich, bardzo BARDZO dokładnie. Jakieś 70 lat życia opisane ze szczegółami i niuansami kobiecej przyjaźni. Kiedy teraz to piszę, brzmi to sielankowo, ale nie dajmy się zwieść. Ta przyjaźń jest pełna napięć, to rollercoaster. Jest tam autentyczne przywiązanie i miłość, ale też zazdrość, autentyczna niechęć, próby kontroli zakrawające o sabotaż, pięcie się po drabinie społecznej. Nie ma zawiązania wątku ani punktu kulminacyjnego - jak w życiu. Są górki, dołki, ciąże, narodziny, śmierci, historia życia codziennego, wszystko na tle burzliwej historii Włoch. Przyjaciółka (nomen omen) powiedziała mi, że naprawdę nie potrzeba było czterech tomów na tę książkę, ja też nie nazwałabym jej arcydziełem, ale jest udana. Gdyby była krótsza raczej nie przywiązałabym się do postaci, zarówno głównych jak i drugoplanowych. Nie znamy autora/autorki, zastanawiam się czy aby nie dlatego, że to po prostu autobiografia. Kto miał znać tożsamość i rozpoznać bohaterów, ten zna i rozpoznał.

To dobra tetralogia na wakacje - takie leniwe, gdzie odpoczywa się z książką, albo objazdowe, kiedy spędza się czas w pociągach i samolotach. To książka z kategorii slow reading - nie na połknięcie w całości i dostanie czkawki, tylko na zanurzenie się w nurcie cudzego, długiego życia. (A przy okazji zrobienie małego podsumowania własnego - gdzie jestem, ile mi zostało, co się jeszcze zdarzy?)

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch dziewczynek, potem nastolatek, kobiet i staruszek, opisana z perspektywy jednej z nich, bardzo BARDZO dokładnie. Jakieś 70 lat życia opisane ze szczegółami i niuansami kobiecej przyjaźni. Kiedy teraz to piszę, brzmi to sielankowo, ale nie dajmy się zwieść. Ta przyjaźń jest pełna napięć, to rollercoaster. Jest tam autentyczne przywiązanie i miłość, ale też zazdrość, autentyczna niechęć, próby kontroli zakrawające o sabotaż, pięcie się po drabinie społecznej. Nie ma zawiązania wątku ani punktu kulminacyjnego - jak w życiu. Są górki, dołki, ciąże, narodziny, śmierci, historia życia codziennego, wszystko na tle burzliwej historii Włoch. Przyjaciółka (nomen omen) powiedziała mi, że naprawdę nie potrzeba było czterech tomów na tę książkę, ja też nie nazwałabym jej arcydziełem, ale jest udana. Gdyby była krótsza raczej nie przywiązałabym się do postaci, zarówno głównych jak i drugoplanowych. Nie znamy autora/autorki, zastanawiam się czy aby nie dlatego, że to po prostu autobiografia. Kto miał znać tożsamość i rozpoznać bohaterów, ten zna i rozpoznał.

To dobra tetralogia na wakacje - takie leniwe, gdzie odpoczywa się z książką, albo objazdowe, kiedy spędza się czas w pociągach i samolotach. To książka z kategorii slow reading - nie na połknięcie w całości i dostanie czkawki, tylko na zanurzenie się w nurcie cudzego, długiego życia. (A przy okazji zrobienie małego podsumowania własnego - gdzie jestem, ile mi zostało, co się jeszcze zdarzy?)

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch dziewczynek, potem nastolatek, kobiet i staruszek, opisana z perspektywy jednej z nich, bardzo BARDZO dokładnie. Jakieś 70 lat życia opisane ze szczegółami i niuansami kobiecej przyjaźni. Kiedy teraz to piszę, brzmi to sielankowo, ale nie dajmy się zwieść. Ta przyjaźń jest pełna napięć, to rollercoaster. Jest tam autentyczne przywiązanie i miłość, ale też zazdrość, autentyczna niechęć, próby kontroli zakrawające o sabotaż, pięcie się po drabinie społecznej. Nie ma zawiązania wątku ani punktu kulminacyjnego - jak w życiu. Są górki, dołki, ciąże, narodziny, śmierci, historia życia codziennego, wszystko na tle burzliwej historii Włoch. Przyjaciółka (nomen omen) powiedziała mi, że naprawdę nie potrzeba było czterech tomów na tę książkę, ja też nie nazwałabym jej arcydziełem, ale jest udana. Gdyby była krótsza raczej nie przywiązałabym się do postaci, zarówno głównych jak i drugoplanowych. Nie znamy autora/autorki, zastanawiam się czy aby nie dlatego, że to po prostu autobiografia. Kto miał znać tożsamość i rozpoznać bohaterów, ten zna i rozpoznał.

To dobra tetralogia na wakacje - takie leniwe, gdzie odpoczywa się z książką, albo objazdowe, kiedy spędza się czas w pociągach i samolotach. To książka z kategorii slow reading - nie na połknięcie w całości i dostanie czkawki, tylko na zanurzenie się w nurcie cudzego, długiego życia. (A przy okazji zrobienie małego podsumowania własnego - gdzie jestem, ile mi zostało, co się jeszcze zdarzy?)

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch dziewczynek, potem nastolatek, kobiet i staruszek, opisana z perspektywy jednej z nich, bardzo BARDZO dokładnie. Jakieś 70 lat życia opisane ze szczegółami i niuansami kobiecej przyjaźni. Kiedy teraz to piszę, brzmi to sielankowo, ale nie dajmy się zwieść. Ta przyjaźń jest pełna napięć, to rollercoaster. Jest tam autentyczne przywiązanie i miłość, ale też zazdrość, autentyczna niechęć, próby kontroli zakrawające o sabotaż, pięcie się po drabinie społecznej. Nie ma zawiązania wątku ani punktu kulminacyjnego - jak w życiu. Są górki, dołki, ciąże, narodziny, śmierci, historia życia codziennego, wszystko na tle burzliwej historii Włoch. Przyjaciółka (nomen omen) powiedziała mi, że naprawdę nie potrzeba było czterech tomów na tę książkę, ja też nie nazwałabym jej arcydziełem, ale jest udana. Gdyby była krótsza raczej nie przywiązałabym się do postaci, zarówno głównych jak i drugoplanowych. Nie znamy autora/autorki, zastanawiam się czy aby nie dlatego, że to po prostu autobiografia. Kto miał znać tożsamość i rozpoznać bohaterów, ten zna i rozpoznał.

To dobra tetralogia na wakacje - takie leniwe, gdzie odpoczywa się z książką, albo objazdowe, kiedy spędza się czas w pociągach i samolotach. To książka z kategorii slow reading - nie na połknięcie w całości i dostanie czkawki, tylko na zanurzenie się w nurcie cudzego, długiego życia. (A przy okazji zrobienie małego podsumowania własnego - gdzie jestem, ile mi zostało, co się jeszcze zdarzy?)

Nie sposób pisać o tych książkach osobno, bo to de facto jedna gigantyczna powieść, wydana w czterech częściach - tak też będę ją traktować. Skończyłam ją głównie dlatego, że miałam ostatnio trochę podróży, był czas na czytanie, ale gdyby nie to - nie wiem czy bym dobrnęła, bo wymaga czasu (oczywiście).

W skrócie, nikogo nie zaskoczę - to historia przyjaźni dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sama nie wiem co o tej książce sądzić. Z jednej strony dobrze mi się ją czytało, jest po prostu dobrze napisana i dobrze przetłumaczona. No i jednak jest to już teraz dokument historyczny. Z drugiej, jak ktoś wcześniej napisał, postaci są trochę śmieszne a trochę groteskowe i ja już w ogóle nie wiem czy ta książka jest na poważnie o czasach słusznie minionych czy to taka lekka rozrywka. Brunner cały się składa ze swojej ciemnej strony, Borek jest prawie komediowy - jak to odbierać?! Na pewno warto poznać kontekst tużpowojennej Czechosłowacji zanim się po nią sięgnie. W pewnym momencie zapętlenie głównych bohaterów jest tak skomplikowane, że można zgubić wątek.

Sama nie wiem co o tej książce sądzić. Z jednej strony dobrze mi się ją czytało, jest po prostu dobrze napisana i dobrze przetłumaczona. No i jednak jest to już teraz dokument historyczny. Z drugiej, jak ktoś wcześniej napisał, postaci są trochę śmieszne a trochę groteskowe i ja już w ogóle nie wiem czy ta książka jest na poważnie o czasach słusznie minionych czy to taka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Romans, political/historical fiction i to wszystko jeszcze przeniesione w czasie. Wydawałoby się, że nie można z takiej kombinacji wyjść obronną ręką, a jednak, udało się. Po pierwsze - świetnie opisane to, co by było gdybyśmy jednak nie trafili za Żelazną Kurtynę. Bylibyśmy Europą A? Nie sądzę, jednak jesteśmy zaściankiem, taki nasz geopolityczny los. Świetnie pomyślane realia nigdy nie istniejącej epoki - od urbanistyki po język i obyczaje.

Ale w gruncie rzeczy, dla mnie osobiście ta książka była idealnym prezentem na 30 urodziny, moment kiedy definitywnie przestaje się być podlotkiem, a ważne decyzje są tuż za rogiem i nie ma jak już odwlekać dorosłości. Ot, takie przypomnienie, że życie ma się jedno i nie warto tracić czasu na głupoty, ale też że to właśnie bycie w okolicach trzydziestki to jest ten złoty czas dla bohaterów. Dzięki, Panie Zygmuncie, jakoś mi lepiej : )

Romans, political/historical fiction i to wszystko jeszcze przeniesione w czasie. Wydawałoby się, że nie można z takiej kombinacji wyjść obronną ręką, a jednak, udało się. Po pierwsze - świetnie opisane to, co by było gdybyśmy jednak nie trafili za Żelazną Kurtynę. Bylibyśmy Europą A? Nie sądzę, jednak jesteśmy zaściankiem, taki nasz geopolityczny los. Świetnie pomyślane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie książki, zwłaszcza w oryginale, było jak słuchanie zabawnego kumpla przy piwie. To ten typ knajpianej narracji, kiedy ktoś musi bardzo dokładnie wyjaśnić kontekst, żeby dojść do sedna ("miałem takiego wujka, który miał Ładę, a wtedy Łada to nie była tania rzecz, i ten wujek miał taką stodołę, którą zresztą dzielił ze swoim sąsiadem, a ten sąsiad, miał córkę. I ta córka...") więc czasami są dłużyzny, ale koniec końców jest bardzo barwna i zabawna, plus świetnie opisuje realia życia w społeczeństwie skrajnie niedemokratycznym. Możemy sobie czytać o apartheidzie, ale dopiero takie relacje unaoczniają co to właściwie było. Wielki plus za to. W ogóle, uważam, że to pozycja obowiązkowa dla tych, co się wybierają dla RPA.

Czytanie książki, zwłaszcza w oryginale, było jak słuchanie zabawnego kumpla przy piwie. To ten typ knajpianej narracji, kiedy ktoś musi bardzo dokładnie wyjaśnić kontekst, żeby dojść do sedna ("miałem takiego wujka, który miał Ładę, a wtedy Łada to nie była tania rzecz, i ten wujek miał taką stodołę, którą zresztą dzielił ze swoim sąsiadem, a ten sąsiad, miał córkę. I ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trylogia o Szackim to jakiś fenomen, kompletnie inna liga niż pozostałe książki Miłoszewskiego. Nie mogłam się od niej oderwać do tego stopnia, że odwołałam moje plany na weekend, byle ją skończyć.

Znów plus dla autora za zmysł obserwacji. Tutaj akurat stworzył sobie Miłoszewski szerokie pole do popisu, temat samograj, a mianowicie "Warszawa kontra reszta świata", przy czym sfrustrowaną (własną sytuacją życiową i prowincjonalną mentalnością) Warszawę reprezentuje, jakże by inaczej, Teodor Szacki. Oprócz głównego wątku, mamy też więc snującą się refleksję o życiowych wyborach, kryzysach w pewnym wieku, wartościach. Z drugiej strony, ja, rodowita warszawianka, zastanawiałam się gdzieś z tyłu głowy jak by mi się żyło w małym mieście, jakie miałabym podejście do życia bedąc sandomierzanką (Kaliszanką? Kutnianką?). Temat neurotycznego, aroganckiego gliny z metropolii, który prowadzi sprawę w małym mieście z lokalnymi służbami niby ograny, ale jednak się nie nudzi. Intryga jest jak zwykle u Szackiego świetnie poprowadzona, wiarygodna i doskonale osadzona w lokalnej rzeczywistości.

Trylogia o Szackim to jakiś fenomen, kompletnie inna liga niż pozostałe książki Miłoszewskiego. Nie mogłam się od niej oderwać do tego stopnia, że odwołałam moje plany na weekend, byle ją skończyć.

Znów plus dla autora za zmysł obserwacji. Tutaj akurat stworzył sobie Miłoszewski szerokie pole do popisu, temat samograj, a mianowicie "Warszawa kontra reszta świata", przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię książki, które rozbierają dwa przeciwstawne sposoby myślenia na czynniki pierwsze tak, że czytelnik zaczyna rozumieć oba stanowiska. Maciej Czarnecki zakłada, że czytelnik polską mentalność już zna, więc dobrał się do norweskiej. Pięknie tłumaczy fundamenty norweskiej kultury i płaszczyzny tarć między polskimi imigrantami a Norwegami. Co najważniejsze - pokazuje też że żadna ze stron nie jest zupełnie bez winy. Barnevernet ma nieobiektywne kryteria oceny rodziców, stosuje środki nieadekwatne do sytuacji, brakuje im wrażliwości kulturowej, zgoda, ale z niuansów książki widać też, że spora część imigrantów z Polski to karyny i sebiksy, które nie wytrzymają bez wstawienia "k...." w co drugim zdaniu, nie mają problemu z przemytem alkoholu czy jazdą po pijaku. Przeprowadzają się do kraju który świetnie sobie radzi między innymi ze względu na swoją praworządność, po czym nagminnie łamią prawo. Miałam trochę do czynienia z polską emigracją w Norwegii i niestety są to w dużej mierze budowlańcy, co to uważają że jak się baby nie bije to jej wątroba gnije, albo że straszenie dzieci przemocą to świetna metoda wychowawcza.

Życzyłabym sobie, żeby polska imigracja wdrożyła to, czego tak oczekuje od imigracji z Bliskiego Wschodu, a mianowicie dostosowała się do lokalnych warunków albo wracała do siebie.

Bardzo lubię książki, które rozbierają dwa przeciwstawne sposoby myślenia na czynniki pierwsze tak, że czytelnik zaczyna rozumieć oba stanowiska. Maciej Czarnecki zakłada, że czytelnik polską mentalność już zna, więc dobrał się do norweskiej. Pięknie tłumaczy fundamenty norweskiej kultury i płaszczyzny tarć między polskimi imigrantami a Norwegami. Co najważniejsze -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Męczyłam tę książkę długo. Lubię styl pisania Szczygła, jest wartki, ale nie podzielam jego czechofilii. Trochę czułam się przekonywana do tego jacy to ci Czesi są fajni. Są fajni bo odrzucają religię i wielkie słowa. Na przykład Bóg, albo Honor, albo Ojczyzna, czyli zupełnie odwrotnie niż my. Są do tego stopnia racjonalni i zlaicyzowani, że zapominają odebrać swoich zmarłych z krematorium, a na wszelką wzniosłość reagują śmiechem. Nie wolno w Czechach być wzniosłym, bo można narazić się na śmieszność. Kojarzy mi się to trochę z zachowaniem nastolatków, którzy ze wszystkiego kręcą bekę. Mam trochę do Szczygła pretensje, że opisał Czechów przez pryzmat swoich artystowskich znajomych, a to jednak dość szczególne środowisko. Opisywać Czechy przez Prażkę to jak opisywać Polskę przez Warszawkę - Masłowską i Rajkowską i Grzegorzem Jarzyną, którzy - umówmy się - są raczej oderwani od rzeczywistości.

Morał tej książki jest taki, że najlepsze miejsce w Europie Środkowej musi być gdzieś między tą polską pompatycznością a czeskim tumiwisizmem. Morał tej książki jest taki, że najlepsze miejsce w Europie Środkowej to musi być Śląsk Cieszyński.

Męczyłam tę książkę długo. Lubię styl pisania Szczygła, jest wartki, ale nie podzielam jego czechofilii. Trochę czułam się przekonywana do tego jacy to ci Czesi są fajni. Są fajni bo odrzucają religię i wielkie słowa. Na przykład Bóg, albo Honor, albo Ojczyzna, czyli zupełnie odwrotnie niż my. Są do tego stopnia racjonalni i zlaicyzowani, że zapominają odebrać swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Też skojarzyło mi się z Danem Brownem, tylko że tam była jakaś taka indianojonesowa hollywoodzka konsekwencja, wszystko było utrzymane w konwencji. Tutaj - postaci są zupełnie niewiarygodne. Wątek z grypsującą cudzoziemką - nawet pomysłowy, tylko na litość, to prawie pięćdziesięcioletnia kobieta, wysławiająca się jak gimbazjalistka. Nie wierzę w tę postać! Nie wierzę w dynamikę pomiędzy bohaterami! To, co jest fajne, wiarygodne i umiejętnie rozegrane w serii o Szackim, czyli pewna psychologiczna głębia, tutaj kuleje i to kuleje bardzo. Cała ta dynamika jest jakaś taka od czapy, kompletnie się nie trzyma kupy.

Poza tym, mam takie głebokie, niepoparte żadnymi twardymi dowodami przekonanie, że autor nie odrobił pracy domowej, nie zrobił naprawdę porządnego riserczu. Ja wiem, że to nie reportaż, tylko książka sensacyjna, ale naprawdę, nawet w takich książkach powinien być cień prawdopodobieństwa, że takie wydarzenia mogłyby mieć miejsce. Tutaj kompletnie tego nie czuję. Sorry, wracam do Szackiego.

Też skojarzyło mi się z Danem Brownem, tylko że tam była jakaś taka indianojonesowa hollywoodzka konsekwencja, wszystko było utrzymane w konwencji. Tutaj - postaci są zupełnie niewiarygodne. Wątek z grypsującą cudzoziemką - nawet pomysłowy, tylko na litość, to prawie pięćdziesięcioletnia kobieta, wysławiająca się jak gimbazjalistka. Nie wierzę w tę postać! Nie wierzę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka jest taka, jaka powinna być - wciągająca i wartka, pisana tak, że nie widać w tej literackiej robocie szwów (co ważne, bo przy "Bezcennym" ta sztuka autorowi nie wyszła). Nie udaje wielkiej literatury, ale intryga jest dobrze zawiązana i dobrze rozwiązana. Postaci autorowi też się udały. Nadaje im głębi to ich, nomen omen, uwikłanie - każda z postaci ma swoje życie, z brudami, zachwytami, znojem, marzeniami, każda ma swoją historię. Jest takie wymyślone przez internety słowo: sonder. Oznacza nagłe uzmysłowienie sobie, że każdy przechodzeń ma życie równie skomplikowane i kompleksowe jak nasze własne. Tak się właśnie czułam czytając "Uwikłanie" (mimo, trzeba przyznać, czasem zbyt sztucznych, filmowych dialogów).

Wartością dodaną jest dla mnie spojrzenie wstecz, na warszawę sprzed 10 lat, na knajpy których już nie ma, na wydarzenia którymi się wtedy, piękni i o 10 lat młodsi, emocjonowaliśmy. I jak bardzo te modne knajpy (kto jeszcze pamięta "Szpulkę"?), nie mają teraz znaczenia. (Czy za 10 lat wspomnienie o Zbawixie będzie tak samo trąciło naftaliną?). W ogóle, to jest bardzo warszawsko-letnia książka. Jest tam taka codzienna czerwcowa warszawska bieganina, jest kurz, jest milion spraw i różne Bemowa i tramwaje, które zawsze psują się w Alejach Jerozolimskich. Bardzo lubię tę letnią Warszawę i bardzo lubię Miłoszewskiego za to, że udało mu się ją tak precyzyjnie uchwycić.

Ta książka jest taka, jaka powinna być - wciągająca i wartka, pisana tak, że nie widać w tej literackiej robocie szwów (co ważne, bo przy "Bezcennym" ta sztuka autorowi nie wyszła). Nie udaje wielkiej literatury, ale intryga jest dobrze zawiązana i dobrze rozwiązana. Postaci autorowi też się udały. Nadaje im głębi to ich, nomen omen, uwikłanie - każda z postaci ma swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka została mi pożyczona: nieoczekiwanie przyszła pocztą z Wiednia, z dopiskiem "musisz przeczytać". Przeczytałam więc, pożarłam, w trzy dni. Hemon pisze autobiografię - o Sarajewie, o lokalnej społeczności, która może tak wyglądać chyba tylko na Bałkanach, o wykorzenieniu, wojnie, budowaniu się na nowo gdzieś indziej. O swojej rodzinie, rodzicach, partnerkach, córkach. O latach dziewięćdziesiątych, które sama pamiętam przez mgłę, bo byłam jeszcze mała. Piękna książka, napisana lekko, językiem który trafia w punkt. Absolutnie uwielbiam kunszt Hemona, precyzję w dobieraniu porównań, inteligentny humor i to, że o poważnych rzeczach potrafi pisać boleśnie prosto i bez sztucznego dramatyzowania. Książka do Wiednia nie wróci prędko, bo jest czytana po kolei przez wszystkich domowników.

Książka została mi pożyczona: nieoczekiwanie przyszła pocztą z Wiednia, z dopiskiem "musisz przeczytać". Przeczytałam więc, pożarłam, w trzy dni. Hemon pisze autobiografię - o Sarajewie, o lokalnej społeczności, która może tak wyglądać chyba tylko na Bałkanach, o wykorzenieniu, wojnie, budowaniu się na nowo gdzieś indziej. O swojej rodzinie, rodzicach, partnerkach, córkach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ufff... Przebrnęłam. Książka zajęła zaszczytne pierwsze miejsce w rankingu 100 najlepszych książek brytyjskich według BBC. Nie mam pojęcia jak się tam znalazła, bo to typowa klasyczna cegłówka którą dręczy się uczniów.

Po pierwsze: Afektowany język (Jane Austen pisała prościej!). Poczucie humoru mocno zalatuje molami i naftaliną. Dla mnie to nie było "urocze" tylko przestarzałe i żenujące.

Po drugie: irytująca koturnowość głównych bohaterów. Dorothea - główna postać - perfekcyjna, i kompletnie płaska (Podobnie zresztą rodzina Garthów). Rozamunda z kolei, wiadomo, że zła.

Po trzecie: Autorka nieznośnie moralizuje - od początku widać kto jest dobry, a kto zły.

Straszne nudy, w dodatku na 1000 stron, masakra.

Ufff... Przebrnęłam. Książka zajęła zaszczytne pierwsze miejsce w rankingu 100 najlepszych książek brytyjskich według BBC. Nie mam pojęcia jak się tam znalazła, bo to typowa klasyczna cegłówka którą dręczy się uczniów.

Po pierwsze: Afektowany język (Jane Austen pisała prościej!). Poczucie humoru mocno zalatuje molami i naftaliną. Dla mnie to nie było "urocze" tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nikt się tu nad tym nie rozwodzi, ale naprawdę podobał mi się opis Londynu z 1923 roku. Niby mało konkretnych informacji, ale można się poczuć trochę jak turysta-flaneur wędrujący prawie sto lat temu ulicami Londynu, lekko dziwiący się drobnym szczegółom miasta. Można naprawdę wsiąknąć: ktoś przyjeżdża z brytyjskich Indii, ktoś kupuje halki w domu towarowym, można poczuć ciepło, które oddaje nagrzany chodnik na Whitehall w ten letni dzień w 1923 roku.

Z żadną z historii nie mogłam się na dobre utożsamić, ale dla mnie to jest książka o tym, że każdy jest osobnym mikrokosmosem, każdy ma jakieś swoje dramaty, sukcesy, obawy, przesądy, lęki. I Klarysa Dalloway i Piotr Walsh, i ja (ale dla mnie to oczywiste) i Ty, (ale dla Ciebie to też oczywiste) i ta pani w autobusie z siatką na zakupy. Każdy jest dla siebie, chcąc nie chcąc, centrum wszechświata i codziennie tak się mijamy, masa różnych mikrokosmosów, i nawet nie wiemy, że ci inni ludzie właśnie cierpią, albo są szczęśliwi, albo za czymś tęsknią i że ogólnie mają bogate życie wewnętrzne.

Nikt się tu nad tym nie rozwodzi, ale naprawdę podobał mi się opis Londynu z 1923 roku. Niby mało konkretnych informacji, ale można się poczuć trochę jak turysta-flaneur wędrujący prawie sto lat temu ulicami Londynu, lekko dziwiący się drobnym szczegółom miasta. Można naprawdę wsiąknąć: ktoś przyjeżdża z brytyjskich Indii, ktoś kupuje halki w domu towarowym, można poczuć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczęłam czytać "Pokój z widokiem", bo przerabiam listę 100 najlepszych książek angielskich wg. BBC. Nie rozumiem, co ta pozycja tam robi. zmęczyła i znudziła mnie ta książka. Tok myślenia głównych bohaterów pokrętny i egzaltowany. Zwykle lubię takie książki przynajmniej ze względu na dekoracje, ale te nie zostały tutaj szczególnie wnikliwie opisane. Panowie bardzo irytujący, miotający się, chyba najsympatyczniejszym z nich jest Freddy, w każdym razie nie jest tak pretensjonalny jak inni.

Zaczęłam czytać "Pokój z widokiem", bo przerabiam listę 100 najlepszych książek angielskich wg. BBC. Nie rozumiem, co ta pozycja tam robi. zmęczyła i znudziła mnie ta książka. Tok myślenia głównych bohaterów pokrętny i egzaltowany. Zwykle lubię takie książki przynajmniej ze względu na dekoracje, ale te nie zostały tutaj szczególnie wnikliwie opisane. Panowie bardzo...

więcej Pokaż mimo to