-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-07-29
2023-07-27
2023-07-02
2020-11-03
2020-08-18
Wątła iluzja
Kiedy z naszego życia znika ktoś, kto jest dla nas bardzo ważny, świat usuwa nam się spod nóg. Tracimy poczucie bezpieczeństwa, czujemy, że coś odeszło bezpowrotnie, że zakończył się pewien etap, a na jego miejsce wkracza wielka niewiadoma.
Marta, która nie cieszy się zbytnią popularnością wśród uczniów (nie jest przebojowa, brakuje jej pewności siebie, a kolejną "barierę" stanowi jej nie do końca wymarzona sylwetka) dowiaduje się, że jej najlepsza przyjaciółka i najpopularniejszy chłopak w szkole zginęli zeszłej nocy. Społeczność szkolna zastanawia się, jak mogło dojść do takiej tragedii, dlaczego tych dwoje skoczyło z dachu? O winę za to zajście obwinia się Otylię – niedoszłą samobójczynię, która w żadnym razie nie zjednywała sobie ludzi, a w szkole była sztandarowym wyrzutkiem. A on? Popularny, lubiany, kochany, z szansą na świetlaną przyszłość, więc trudno wytłumaczyć fakt, że stracił życie u boku kogoś, kogo nawet nie powinien znać.
Marta i jedna z jej ulubionych nauczycielek postanawiają wspomóc szkolną społeczność, zakładając sekretną "Skrzynkę zwierzeń", do której każdy mógłby wrzucić list, by pozbyć się gniewu, strachu albo po prostu wyrzucić z siebie to, co leży mu na sercu. Pewnego dnia dziewczyna wyciąga z niej coś, czego się nie spodziewała i nawet nie wie, jak to zinterpretować. Wraz z polonistką chcą dotrzeć do prawdy. Chociaż Marta w ogóle nie wierzy w winę swojej przyjaciółki, będzie musiała przejść długą drogę, by przekonać się, jak było naprawdę. Czy Otylia pociągnęła Alana w przepaść? A może postanowili odebrać sobie życie?
Dramat na dramacie
Na początku wspomniałam o tym, że prościej jest przykleić komuś niechlubną łatkę, niż zrozumieć, co siedzi w nim naprawdę. Okazuje się, że każdy z bohaterów "Nie wiesz wszystkiego" nosi w sobie coś, czym nigdy nie chciałby podzielić się ze światem. Odnosi się wrażenie, że to liceum jest siedliskiem dramatu: tu każdy musi zmagać się z bieżącymi problemami, które go przerastają, albo walczyć z demonami przeszłości, które raz za razem wyciągają ku bohaterom swoje macki. Dziwne? Wydaje mi się, że autor trafił w punkt, a nagromadzenie tych tragicznych losów i nieciekawych sytuacji, w których znaleźli się uczniowie (choć nie tylko) jest adekwatne do rzeczywistości. Przecież każdy z nas zmaga się z mniejszymi lub większymi kłopotami, które często nas przerastają. Myślę, że gdybyśmy rozejrzeli się wokół, bez problemu znaleźlibyśmy pewne podobieństwa w swoim otoczeniu – w pracy, w szkole, być może w związku czy rodzinie.
Historię poznamy z wielu punktów widzenia, a opowiadać o niej będą uczniowie, którzy mieli jakiś kontakt z samobójcami, ale też nauczycielka, której przyjdzie odegrać w tej opowieści ważną rolę. Julia (polonistka) odkryje, że siedzi w całym tym szaleństwie mocniej, niż początkowo zakładała. Zresztą, po drodze wyjdą takie sekrety, które nigdy nie powinny ujrzeć świata dziennego.
"Kreowana w internecie iluzja sprawia, że młodzi są niezadowoleni ze swojego życia. Nastolatkowie tłumią emocje, z którymi ewidentnie sobie nie radzą."
Autor zwraca uwagę na kondycję nastoletniej społeczności szkolnej, prezentując nam kolejnych młodych, których historie wprawią w osłupienie. To bolesne wyznania tych, którzy starają się utrzymać na powierzchni – idąc po trupach do celu, oszukując, ukrywając swoją prawdziwą twarz. Moss pokazuje nam, do czego jest zdolna młodzież, byle tylko wpasować się w ramy, być akceptowanym czy kochanym i co robić, by nie odstawać i nie zostać odstawionym na boczny tor, z którego często nie ma powrotu.
"Wybieganie myślami w przyszłość nie ma większego sensu.
Życie i tak pisze scenariusze, które rzadko można przewidzieć."
Przyznam, że kiedy zaczęłam czytać "Nie wiesz wszystkiego", czułam się rozczarowana. Ta książka nijak nie dała się przyrównać do trylogii hejterskiej, którą uwielbiam. Uznałam jednak, że przeczytam do końca, bo wstydem byłoby nie dać jednemu z moich ulubionych autorów szansy. Miałam szczerą nadzieję, że powieść nie okaże się płytka i absolutnie się nie zawiodłam. Im uważniej drążyłam, tym mocniej czułam, a im więcej rozdziałów było za mną, tym bardziej chciałam poznać zakończenie tej historii. Finał w żadnym razie mnie nie zawiódł, a pozostawiona przez autora furtka spowodowała jedynie pewien niedosyt i chęć na więcej (nie mogę doczekać się kolejnego tomu i mam wobec niego spore oczekiwania).
Szybko zżyłam się z bohaterami tej opowieści, a w wielu z nich mogłam odnaleźć jakąś cząstkę siebie. Przeżywałam z nimi każdą chwilę: złościłam się, wzruszałam, współczułam, podziwiałam. Te opowieści wciąż gdzieś tam we mnie siedzą, chociaż od lektury minęło już sporo czasu.
"Nie wiesz wszystkiego" to dobra powieść, która zaskakuje autentycznością. Trudno tu mówić o zawrotnej akcji, ale nie w tym rzecz – wchodzimy z butami w czyjeś życie, poznając je powoli. Jeśli decydujemy się obdzierać bohaterów z ich sekretów, zróbmy to z powagą i uwagą. Czasem pośpiech jest niewskazany, bo zbyt wiele mogłoby nam umknąć. Warto się delektować. Polecam.
Wątła iluzja
Kiedy z naszego życia znika ktoś, kto jest dla nas bardzo ważny, świat usuwa nam się spod nóg. Tracimy poczucie bezpieczeństwa, czujemy, że coś odeszło bezpowrotnie, że zakończył się pewien etap, a na jego miejsce wkracza wielka niewiadoma.
Marta, która nie cieszy się zbytnią popularnością wśród uczniów (nie jest przebojowa, brakuje jej pewności siebie, a...
2020-12-25
Historia zainteresowała mnie z jednego konkretnego powodu: to próba rozprawienia się z przeszłością podjęta przez kogoś, kto trwał w wieloletnim koszmarze. To wyznanie kobiety, która została porwana, kiedy była dzieckiem, a wolność odzyskała dopiero wiele lat! później. Mowa o "3096 dniach" Nataschy Kampusch – Austriaczki, o której być może gdzieś, kiedyś, przypadkiem usłyszeliście.
Wieloletni koszmar
Ten dzień był jak dziesiątki innych. Nic nie zapowiadało katastrofy, która się wydarzyła. Tak to chyba bywa, prawda? Nigdy nie ma się pewności, że właśnie dziś, że to akurat teraz wydarzy się coś, ta jedna chwila, która może wpłynąć na całe nasze życie. Mała Natascha ruszyła w drogę do szkoły. W marcu 1998 roku dziesięciolatka nie dotarła jednak na pierwszą lekcję, nie pojawiła się też na żadnej kolejnej. Dziecko zostało wciągnięte do furgonetki, zastraszone, a w finale zamknięte w pomieszczeniu piwnicznym, w którym przyszło mu dorosnąć.
"Mój świat przeżył potężny wstrząs, rzeczywistość nieco się przesunęła. Zaakceptowałam to, co się stało i zamiast rozpaczać i z oburzeniem walczyć przeciwko nowej sytuacji, dostosowałam się."
Natascha spędziła w niewoli dokładnie 3096 dni – to osiem lat wyrwanych z życia, ponad 400 tygodni z daleka od rodziny, życia w izolacji i ciągłym strachu. To przede wszystkim czas walki o siebie, wypełniony wolą przetrwania, chwilami zwątpienia, otulony bezsilnością i smutkiem.
Wolfgang Priklopil zdecydował o czyimś życiu, był potworem, który uzależnił (całkowicie, na każdej możliwej płaszczyźnie) od siebie bezbronną ludzką istotę i zamienił jej życie w piekło. Natascha po latach zdradza, w jaki sposób udało jej się przetrwać ten czas, jakie towarzyszyły jej emocje i myśli. Dowiemy się, co tak naprawdę wydarzyło się w domu, który z pozoru wyglądał jak każdy inny oraz czego dopuścił się człowiek, którego nikt o nic nie podejrzewał.
Jesteśmy w środku
Na rynku książki znajdziemy mnóstwo tytułów, które poruszają wątek porwania (to przede wszystkim kryminały), jednak większość z nich (przynajmniej tych, do których dotarłam) odnosi się przede wszystkim do osób, które cierpią z powodu utraty kogoś bliskiego i z nadzieją wyczekują jego powrotu. Oczywiście zdarza się, że zaglądamy do opuszczonych domów, zatęchłych piwnic, wyciszonych pokojów czy opuszczonych magazynów, gdzie spotkamy się z ofiarą porwania, gdzie możemy przyjrzeć się jej sytuacji, ale co innego, gdy współczujemy fikcyjnej postaci, a co innego, gdy musimy zmierzyć się z wyznaniem osoby, która znalazła się w takim położeniu i postanowiła opowiedzieć o swoim koszmarze. Myślę, że "3096 dni" to historia szczególna właśnie dlatego, że wydarzyła się naprawdę, a kobietą, która prowadzi nas przez ten dramat, jest właśnie ta, której udało się uwolnić. Zastanawiam się, ile jest takich osób, które wciąż tkwią wciśnięte w piwniczny kąt i każdego dnia walczą o odrobinę normalności, marząc o powrocie do domu.
Spisanie tego wyznania zajęło autorce cztery lata – tyle czasu musiało minąć od chwili wyrwania się na wolność, żeby Natascha poczuła się na tyle silna, by otwarcie opowiedzieć o wieloletniej izolacji. Dojrzewała do podzielenia się z czytelnikami swoimi wspomnieniami; nie wykrzyczała światu swego bólu od razu, ale zrelacjonowała wszystkie wydarzenia (prawie wszystkie, bo sama zaznacza, że pewne sprawy wolała przemilczeć) na chłodno. Ta historia wybrzmiała, kiedy już emocje nieco opadły i pojawiły się odpowiednie słowa, w które można było ubrać ten dramat. Nadeszła chwila, gdy kobieta potrafiła przeżyć ten koszmar na nowo, bo niewątpliwie sporej odwagi wymagał od niej powrót do przeszłości.
Nie jest tajemnicą fakt, że ta historia dobrze się kończy, co sprawia, że czytamy ją z pewnym spokojem. Nie zrozumcie mnie źle, bo to naprawdę mocna rzecz, przerażający obraz okrucieństwa wypełniony strachem małego dziecka i bezsilnością młodej kobiety, ale mimo wszystko wiedząc, jakie jest zakończenie tej opowieści, łatwiej nam przejść tę drogę przez piekło. Natascha pozwala nam spojrzeć na całą sytuację z dystansem, nieco odgrodzić się od tego okrucieństwa, zacisnąć zęby, kiedy jest naprawdę nieprzyjemnie, bowiem w perspektywie mamy wolność – wiemy, że wszystko to, co przeżyła, jest już za nią.
Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż czujemy się, jakbyśmy byli w środku, nie tyle przyglądając się całej sytuacji, co przeżywając z porwaną każdą chwilę. To szalenie bolesne, ponieważ nie odstępują nas: poczucie zagrożenia, strach, przerażenie i bezsilność – nie potrafimy oprzeć się tym psychicznym mękom, a kiedy dochodzi do tego znęcanie się fizyczne... wszystko w środku buzuje! Nie wiem, jakim trzeba być zwyrodnialcem, by tak upodlić drugiego człowieka, który w gruncie rzeczy jest całkowicie od takiej kreatury uzależny.
Narracja prowadzona jest w formie pierwszoosobowej – to bohaterka tych zdarzeń opowiada nam o swojej przeszłości. Książka podzielona została na dłuższe rozdziały, które pomagają zakotwiczyć te informacje w czasie. Przejdziemy przez dzieciństwo Nataschy, przeżyjemy pierwsze dni porwania, przyjrzymy się codziennej walce o przeżycie, zobaczymy, w jaki sposób ewoluowała więź (nie da się tego uniknąć, kiedy porywacz jest jedyną osobą, którą widuje się każdego dnia) między mężczyzną a porwaną, a potem z wypiekami na policzkach będziemy towarzyszyć kobiecie w drodze na wolność. Znaczący dla tej opowieści jest również epilog, w którym poznamy Nataschę walczącą o powrót do na łono społeczeństwa, co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę długoletnią izolację, życie w oderwaniu od rzeczywistości i sam świat, który nieco zmienił pod jej nieobecność, a także stosunek społeczeństwa do samej uwolnionej – tu bywało różnie.
"3096 dni" to historia, której warto poświęcić dłuższą chwilę. To odważny akt rozprawienia się z przeszłością, być może szansa na odnalezienie spokoju i nadzieja na ubranie w słowa tego, co trudno jest w jakikolwiek sposób opisać. To po prostu nie mieści się w głowie. Jeśli tylko będziecie mieli okazję zerknąć do tej książki, to nie wahajcie się – jest trudna, bolesna, autentyczna i poruszająca, ale warta Waszej uwagi.
Historia zainteresowała mnie z jednego konkretnego powodu: to próba rozprawienia się z przeszłością podjęta przez kogoś, kto trwał w wieloletnim koszmarze. To wyznanie kobiety, która została porwana, kiedy była dzieckiem, a wolność odzyskała dopiero wiele lat! później. Mowa o "3096 dniach" Nataschy Kampusch – Austriaczki, o której być może gdzieś, kiedyś, przypadkiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-03
Nietypowa pielgrzymka
Właściwie nie wiem, od czego zacząć, bowiem ta powieść jest tak naszpikowana szczegółami, że trudno podzielić ją na jakieś konkretne części (na szczęście autor zdecydował się na poświęcenie każdemu uczestnikowi wyprawy jednego rozdziału). Postanowiłam, że skupię się zatem na głównym wątku, którym jest pielgrzymka – choć trzeba tu zaznaczyć, że ona nie ma w sumie większego znaczenia w tym tomie, bowiem na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się sylwetki głównych bohaterów.
Świat chyli się ku upadkowi. Wiadomo jednak, że często to nie ogół ma największe dla sprawy znaczenie, ale motywacji pojedynczych jednostek. Mimo że pielgrzymka została zorganizowana w konkretnym celu (o nim nie powiem na razie nic więcej, poczekajcie na recenzję kolejnych tomów, zaznaczę jedynie, że na włosku wisi istnienie całej ludzkości), to właśnie osobiste historie grają tu zdecydowanie pierwsze skrzypce. Do Grobowców Czasu udało się siedem osób: konsul, ksiądz, naukowiec, żołnierz, prywatny detektyw, poeta oraz kapitan. Choć stanowią zespół (przeszli dokładną selekcję), każdy ma jeden cel: stanąć naprzeciw bezwzględnego Dzierzby (istoty niesamowicie silnej, brutalnej, legendarnej) i uzyskać odpowiedź na swoje pytanie (bądź rozwiązać swój problem). Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że tylko jedno z nich wypełni swoją misję, natomiast pozostali będą musieli pożegnać się z życiem.
Tu cuchnie śmiercią
Na samym początku muszę zaznaczyć, że lektura "Hyperiona" w równym stopniu mnie fascynowała, co nudziła. Powieść ma budowę szkatułkową, co oznacza, że wielokrotnie staniemy przed możliwością zerknięcia do jakiegoś zamkniętego pudełka (prawie każdy z bohaterów opowiada nam swoją historię, a czasem w tych wspomnieniach znajdą się i dodatki w postaci pamiętników innych osób). Bohaterowie snują swoje opowieści, by po pierwsze dać się poznać współtowarzyszom, a po drugie, starają się znaleźć w słowach coś, co by ich łączyło – wyjaśnić, dlaczego to właśnie oni zostali wytypowani do tej nietuzinkowej wyprawy. Nie dziwi, że te opowieści nie są równe: jedne nudzą, ponieważ są przydługie, inne natomiast fascynują, więc trudno się od nich oderwać; wśród nich znalazły się takie, które trudno było (na tym etapie podróży) rozszyfrować, ale też takie, które doprowadzają do łez (tak, zgadza się, wyłam podczas lektury...).
Książka nie składa się tylko i wyłącznie z retrospekcji. Mamy też tu i teraz, które dotyczy przede wszystkim drogi, jaką muszą przejść nasi pielgrzymi, by dotrzeć tam, gdzie wszystko ma się wyjaśnić. Jednak to na podstawie osobistych opowieści bohaterów uczymy się świata, w którym ma dojść do ostatecznej rozgrywki – poznamy nieco Dzierzbę, przyjrzymy się TechnoJądrze, przejdziemy przez wiele transportali, a do tego liźniemy odrobinę poezji Keatsa – ten poeta ze Starej Ziemi ma ogromne znaczenie dla... właściwie nie tylko Hyperiona (planety), ale też dla całej galaktyki (każdej z nich).
Bohaterowie są bardzo charakterni, a ich opowieści niezwykłe. Wejdziemy w wieloczas, odwiedzimy z nimi miejsca nam bliskie (tzn. takie, które jesteśmy sobie w stanie wyobrazić), ale też zanurzymy się w światach, o jakich nam się nie śniło. Najważniejsze jest jednak to, że każdy ze snujących swoją historię, robi to w zupełnie odmiennym stylu (raz będzie to odczytanie dziennika, innym razem spojrzymy na postać z boku, by potem przejść do narracji pierwszoosobowej). Taki zabieg zdecydowanie wymaga szybkiego przestawienia się w odbiorze treści, ale też stanowi doskonałe urozmaicenie.
"Hyperion" jest jedynie wstępem do całej tej historii – to doskonałe preludium, które pozwala nam się jako tako rozejrzeć na obcych ziemiach, nieco oswoić z panującymi tu prawami, technologią, ludzkimi potrzebami, sposobem poruszania się w przestrzeni. Myślę, że gdybym skończyła na tym pierwszym tomie, uznałabym, że nie było warto ładować się w tę opowieść, bo właściwie nic wielkiego z niej nie wynika. Dobrze, że poszłam krok dalej, bowiem już kolejny tom pt. "Upadek Hyperiona", nie pozostawia chwili na zastanowienia – tam liczy się przede wszystkim działanie. Dan Simmons świetnie przygotował mnie do tej podróży, a przy tym pozostawił w tak ogromnym niedosycie, że nie miałam wyboru – trzeba było sięgnąć po kolejne części.
Czy polecam "Hyperiona"? Oczywiście! Mimo że ten pierwszy tom stanowi jedynie wstęp do fascynującej przygody, to jednak bez niego nie ruszymy dalej, a warto, naprawdę warto udać się głębiej i poznać zrozumieć, odkryć tajemnice, sprawdzić, jak potoczyły się losy naszych pielgrzymów.
Nietypowa pielgrzymka
Właściwie nie wiem, od czego zacząć, bowiem ta powieść jest tak naszpikowana szczegółami, że trudno podzielić ją na jakieś konkretne części (na szczęście autor zdecydował się na poświęcenie każdemu uczestnikowi wyprawy jednego rozdziału). Postanowiłam, że skupię się zatem na głównym wątku, którym jest pielgrzymka – choć trzeba tu zaznaczyć, że ona nie...
2020-09-14
Totalna ohyda!
"Zimny chirurg" jest opowieścią opartą na faktach – to wyznanie (pierwszoosobowa narracja) mordercy, który niczego przed nami nie kryje, a smaczku dodaje fakt, że zwraca się bezpośrednio do czytelniczki – tak, właśnie do Ciebie! Czasem ten zabieg powoduje, że dostajemy gęsiej skórki, a po plecach przebiegają nieprzyjemne dreszcze.
Rzadko trafiam na książki, które wywołują we mnie te uczucia, które nieustannie towarzyszyły mi w trakcie lektury Zimnego chirurga. Ta historia jest niesamowicie plastyczna i totalnie ohydna. Wiele razy musiałam łapać chwilę oddechu, by przejść dalej, by móc zatopić się w kolejnych myślach mordercy. Myślę, że czytelnikowi o słabszych nerwach wielokrotnie zbierze się na wymioty, ponieważ autor nie szczędzi szczegółów, wszystko opisuje z należytą dokładnością. Już same czyny Kolanowskiego są obrzydliwe, ale podane w tak dosadny sposób robią piorunujące wrażenie. Zatem, lojalnie ostrzegam, jeśli macie bogatą wyobraźnię, to gwarantuję, że te obrazy będą prześladowały Was jeszcze długo – kurde, tego się nie da wyrzucić z pamięci, choć bardzo się tego pragnie. Nie zrozumcie mnie źle – to cudowne, że mamy do czynienia z taką brzydotą i doceniam, że autor potrafił stworzyć coś tak wyjątkowego, balansującego na granicy wytrzymałości przeciętnego czytelnika.
Pomijając już te sugestywne opisy, sama opowieść jest naprawdę ciekawa i w sumie nie jest istotne, czy wracamy do dzieciństwa naszego bohatera, czy przyglądamy się jego obecnym poczynaniom. Wszystko tu składa się na pełną, klarowną całość, która i mocno obrzydza, i w równym stopniu szalenie intryguje, i na dodatek fascynuje.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że nie same wydarzenia są tu ważne, bo wydaje się, że to przeżycia Bestii stanowią sedno tej historii. Portret psychologiczny został nakreślony z niebywałą dokładnością, a fakt, że "Zimny chirurg" sam opowiada swoją historię, pozwala nam wejść (bardzo głęboko) w jego umysł. Poznajemy motywacje, obserwujemy wahania, przyglądamy się planom i nijak nie możemy się od tego oderwać. To wszystko, ta cała masakra, dzieje się na naszych oczach, a my otrzymujemy w dodatku legendę, według której możemy interpretować kolejne zdarzenia.
Czasem, jak w tym przypadku, prawda okazuje się o wiele gorsza od fikcji. "Zimny chirurg" to jedna z tych książek, które wywołują w czytelniku głęboki sprzeciw, przyprawiając go o kołatanie serca. Ta opowieść oburza, przeraża i odbiera wiarę w dobro. Jest doskonała, po prostu. Jeśli zatem szukacie naprawdę mocnego tąpnięcia, to "Zimny chirurg" Czornyja nada się idealnie; dostaniecie więcej, niż się spodziewacie. Moim zdaniem to propozycja zdecydowanie godna uwagi, a przy tym jedna z najlepszych książek, które udało mi się przeczytać w tym roku. Polecam.
Totalna ohyda!
"Zimny chirurg" jest opowieścią opartą na faktach – to wyznanie (pierwszoosobowa narracja) mordercy, który niczego przed nami nie kryje, a smaczku dodaje fakt, że zwraca się bezpośrednio do czytelniczki – tak, właśnie do Ciebie! Czasem ten zabieg powoduje, że dostajemy gęsiej skórki, a po plecach przebiegają nieprzyjemne dreszcze.
Rzadko trafiam na książki,...
2020-12-25
2020-12-22
2020-12-22
2020-12-22
2020-12-18
2020-12-18
2020-12-18
2020-11-29
2020-11-23
Sacks posiadał niezwykły talent literaki. Jego plastyczne opisy trudnych przypadków, ale też zrozumiałe dla laika wyjaśnienia zagadnień odnoszących się do ludzkiego mózgu sprawiły, że nawet trudne zagadnienia stają się zrozumiałe. To intryguje! Tę publikację czyta się jak bardzo dobrą powieść opartą na faktach, z porządnym omówieniem (wyjaśnieniem), które pomoże nam lepiej zrozumieć temat.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że książka została wydana w latach 80', a zatem dostajemy stan badań, który prawdopodobnie (nie wiem, nie sprawdzałam, ale przyjrzę się temu tematowi bliżej) jest już nieaktualny, a z pewnością mocno przez dekady ewoluował. Chciałabym przeczytać coś bardziej aktualnego, choć wydaje mi się, że same opowieści – historie tych wszystkich ludzi – w ogóle, wraz z upływem czasu, nie tracą. Te kliniczne obrazy zaburzeń mogą wywoływać w czytelniku przeróżne emocje: smutek czy radość, potrafią dawać nadzieję, wzruszać, zaskakiwać! Najważniejsze jest chyba to, że te historie zmuszają nas do zatrzymania się, refleksji i spojrzenia na swoją osobą (wraz ze wszystkimi "elementami", z których się składamy) w zupełnie inny sposób – być może bardziej świadomie, może z większym zainteresowaniem?
Książka podzielona jest na cztery części: Straty (zaburzenia z brakami), Nadmiary (kiedy czegoś jest za dużo), Uniesienia i powroty (wspomnienie, zmienione postrzeganie, wyobraźnia i "marzenie" oraz Świat prostych zmysłów (upośledzenia). Każda z tych części zawiera rozdziały odnoszące się do konkretnego zaburzenia neurologicznego – tu znajdziecie jedną historię przewodnią, wspomnienie o podobnych przypadkach oraz postscriptum, czyli medyczne wyjaśnienie wraz z przywołaniem innych artykułów odnoszących się do problemu.
"Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem" to naprawdę ciekawa i intrygująca propozycja dla osób, które chciałby bliżej przyjrzeć się patologiom mózgu, ale podaną w takim lekkim, zrozumiałym tonie. Te historie są fascynujące, przerażające i poruszające, a przy tym nieustannie zmuszają nas do zastanowienia się nad swoim postrzeganiem świata, ciała, emocji czy wspomnień. Należy w tym miejscu wspomnieć, że publikację pochłania się błyskawicznie, a po lekturze pozostaje ogromny niedosyt. Mnie się podobało, więc dziś z czystym sumieniem mogę zachęcić Was tournée po tych zdumiewających światach.
Sacks posiadał niezwykły talent literaki. Jego plastyczne opisy trudnych przypadków, ale też zrozumiałe dla laika wyjaśnienia zagadnień odnoszących się do ludzkiego mózgu sprawiły, że nawet trudne zagadnienia stają się zrozumiałe. To intryguje! Tę publikację czyta się jak bardzo dobrą powieść opartą na faktach, z porządnym omówieniem (wyjaśnieniem), które pomoże nam lepiej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-28
"Paradoks" nieco różni się od poprzednich powieści autora; myślę, że ta historia jest dojrzalsza od poprzednich, idealnie skomponowana i totalnie zatrważająca. Nie oznacza to, że wcześniejsze dzieła Urbanowicza były gorsze (absolutnie!), po prostu tu widać ten doszlifowany warsztat, nieskrępowaną niczym wyobraźnię (autor zdecydowanie zaszalał), mnogość przeplatających się wątków i – co najlepsze – świetną kreację głównego bohatera, dopracowaną pod każdym względem. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w tej historii znajdą się pewne nawiązania do poprzedniej książki (z pewnością je odczytacie).
"Paradoks" to opasłe tomisko, które jednak absolutnie się nie nudzi. Historia jest zaskakująca już na dzień dobry, a im dalej posuwamy się w fabule, tym większa towarzyszy nam niepewność. Prawdę mówiąc, są takie chwile, gdy nie wiemy, czy na pewno udało nam się nie stracić z pola widzenia tego, co powinniśmy mieć na oku. Wielokrotnie czułam się zbita z tropu, ale w chwili, gdy doszłam do pewnego fragmentu, wszystko stało się dla mnie jasne (przyznaję, że pomogły też ilustracje). Poczułam bezpieczny grunt pod nogami i mogłam już ze spokojem śledzić poczynania głównego bohatera. Bardzo lubię czytelnicze rozchwianie, ale wydaje mi się, że pewna stabilizacja była tu potrzebna... a jednak takiego rozwiązania się nie spodziewałam. Finał tej historii jest zaskakujący, pozytywnie intrygujący.
Ostatnio skupiam się na najmocniejszych stronach czytanych przeze mnie powieści, więc i tym razem pokuszę o ich wskazanie. W "Paradoksie" zachwyca przede wszystkim klimat, który towarzyszy początkowym rozdziałom (no, mniej więcej połowie tej historii). Duszny, mroczny, porażający jak wizje Maksa, do tego wywołujący niepokój, zmuszający do refleksji. Potem ta uciskająca niewygoda trochę zelżeje. Kolejnym elementem, o którym wspomniałam już wcześniej, jest mistrzowska kreacja głównego bohatera. Szalenie podobał mi się ten typ – do bólu praktyczny cham, bardzo wyrazisty i, co ważne, jest spójny – tu nie ma przypadkowych ruchów, przesadzonych gestów i zachowań – w punkt. Wszystko w nim jest idealnie dopasowane; Maks składa się z samych konkretów.
Opowieść jest mocno zagmatwana. Nie wiemy, o co może tu chodzić – to taka wysokiej jakości zagadka, która nie daje nam spokoju. Pragniemy poznać rozwiązanie, a jednak nieco się obawiamy, bo nie wiemy, czy spełni ono nasze oczekiwania. Być może wielu z Was taki "myk" rozczaruje – moim zdaniem wpasował się idealnie! – a część będzie zachwycona. Ciekawa jestem, jak Wy podeszliście/podejdziecie do takich zawirowań.
Ostatnie strony zajmuje Posłowie. Tu autor zaznacza, że jeśli lubimy sami ułożyć sobie historię w głowie i nie lubimy, gdy wszystko podaje się na tacy (gdy pisarz tłumaczy, co miał myśli), to z powodzeniem możemy ten fragment ominąć. Wydaje mi się, że jednak warto pochylić się nad tym wyjaśnieniem, ponieważ można skonfrontować swoje wyobrażenie o tej powieści z tym, jak co to miało oznaczać. Powiem Wam jednak, że nie ma tu właściwej odpowiedzi, brak jednego, konkretnego wytłumaczenia, ponieważ "Paradoks" jest historią wielowymiarową i nieoczywistą. No i spore wrażenie robi takie dość osobiste wyznanie Urbanowicza – kupił mnie tą szczerością. Takie podsumowania lubię.
Myślę, że fani Artura Urbanowicza będą zachwyceni – powieść wciąż utrzymana jest we właściwym pisarzowi stylu, choć zobaczymy tu nieco inną odsłonę jego twórczości – to zajmująca historia, z którą trudno się rozstać (ja połknęłam w dwa wieczory, bo aż żal było mi ją odłożyć). Książka warta uwagi.
"Paradoks" nieco różni się od poprzednich powieści autora; myślę, że ta historia jest dojrzalsza od poprzednich, idealnie skomponowana i totalnie zatrważająca. Nie oznacza to, że wcześniejsze dzieła Urbanowicza były gorsze (absolutnie!), po prostu tu widać ten doszlifowany warsztat, nieskrępowaną niczym wyobraźnię (autor zdecydowanie zaszalał), mnogość przeplatających się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-26
2020-11-15
Duszno, gęsto i... nieco chaotycznie
Jaka jest ta książka? Cóż, z pewnością nieco chaotyczna i mocno pogmatwana. Jeśli lubicie mieć wszystko poukładane, podane od a do z, prowadzące linią prostą od wstępu aż po finał, to "Czarne morze" być może nie przypadnie Wam do gustu. Tu przeszłość miesza się z teraźniejszością, a w codzienność wkradają się abstrakcyjne, zapierające dech w piersi obrazy. Czasem nie wiemy, czy zdarzenia rozgrywają się na tej mocno realnej płaszczyźnie, czy raczej znajdują się w sferze sennych powidoków.
Książkę czyta się bardzo szybko, ponieważ treść została podana w bardzo przystępny, prosty sposób – zwraca uwaga lekkość pióra. Na lekturę poświęciłam jeden wieczór, ponieważ nie mogłam oderwać się od tej historii, bo byłam szalenie ciekawa, jak to się wszystko skończy. Rozwikłanie tej zagadki wcale nie było takie proste, bowiem autorka bardzo zgrabnie myliła tropy – czasem myślałam, że już wiem, że już na pewno tak musi być, a potem okazywało się, że jednak to tak nie działa, że coś tu się nie zgadza i pewnie z tego powodu finał tej historii zaskakuje.
Nie powiem, że to najlepsza książka, jaką czytałam, bo wiele jej do tego miana brakuje, ale z pewnością ta historia zasługuje na uwagę. Skąd taki wniosek? Mimo tylko częściowo wykorzystanego potencjału (niezwykły dar, którym obdarzona jest główna bohaterka, mógłby grać nieco większą rolę w tej opowieści), poczułam pewien magnetyzm. Pomimo słabego, dość nużącego wstępu, dałam się wkręcić – potem popłynęłam. Ogromną zaletą i najmocniejszą stroną tej książki są mroczny, dławiący nastrój, zdeformowana przestrzeń i niepokój, który towarzyszy nam niemal od samego początku historii aż do samego końca.
"Czarne morze" to thriller psychologiczny z delikatną, choć namacalną nutką fantastyki. Przyznaję, że spodziewałam się zupełnie innego środka ciężkości w tej powieści, myślałam, że całość będzie kręciła się wokół nadprzyrodzonych zdolności Joanny, zatem to, co zastałam, okazało się dla mnie pewną niespodzianką. Trudno stwierdzić, czy na pewno miłą.
"Czarne morze" to w końcu opowieść o gonitwie myśli. Chyba dla nikogo nie będzie zdziwieniem, jak silny niepokój towarzyszy matce, która nie ma pewności, czy przekazywane jej informacje (dotyczące dziecka) są prawdziwe? Joanną targają sprzeczne, bardzo intensywne emocje; choć ciało zdecydowanie weszło w stan spoczynku i kompletnie odmawia współpracy, to umysł pracuje pełną parą. Bohaterka w myślach, snach i wyobrażeniach toczy zaciekłe boje ze swoimi obawami, a każdej z takich walk towarzyszą bezradność i niemożność podjęcia konkretnego działania. W tej sytuacji "lepiej późno niż wcale" nabiera jakiegoś masakrycznego sznytu...
Powieść Karoliny Macios daje się czytać i to z przyjemnością. Spędziłam z tą książką bardzo przyjemny wieczór, choć początkowo podejrzewałam, że nie dotrwam do końca, bo na wstępie po prostu powiało nudą. Na szczęście dałam się wkręcić i absolutnie tego nie żałuję. Jeśli kręcą Was pokręcone opowieści i zachęciłam Was do lektury, to przypominam, że książkę możecie przeczytać lub jej wysłuchać w ramach akcji czytaj.pl za darmo do końca listopada.
-----------
matkapuchatka.pl
Duszno, gęsto i... nieco chaotycznie
Jaka jest ta książka? Cóż, z pewnością nieco chaotyczna i mocno pogmatwana. Jeśli lubicie mieć wszystko poukładane, podane od a do z, prowadzące linią prostą od wstępu aż po finał, to "Czarne morze" być może nie przypadnie Wam do gustu. Tu przeszłość miesza się z teraźniejszością, a w codzienność wkradają się abstrakcyjne, zapierające...
Mocny akcent na koniec
Bardzo podoba mi się finisz tej trylogii – autor zdecydowanie podołał i pozostawił nas z mocnym akcentem na koniec. Rozwiązanie tej historii robi wrażenie, ale myślę, że już sama droga do wielkiego finału jest tak emocjonująca, że nie sposób przejść jej obojętnie.
Będziemy obecni w teraźniejszości, ale wielokrotnie zwrócimy się też w stronę przeszłości, by poznać nieco bliżej naszych bohaterów. Powrócą również wątki z poprzednich tomów – dokopiemy się do niejednej tajemnicy. Historię poznamy z perspektywy różnych osób, które są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Ich problemy mogą okazać się dla nas przytłaczające, ale gwarantuję, że nie pozostawicie ich działań bez oceny. Myślę też, że – mimo wszystkich tych wad, którymi aż ociekają bohaterowie – przywiążecie się do nich oraz tych wszystkich wydarzeń i z uwagą będziecie śledzili rozwój wypadków.
Język jest mocny, bezpośredni i wulgarny – nie brakuje tu ciężkich opisów oraz krzywdzących epitetów, a nawarstwiające się problemy wywołują pewnego rodzaju przesyt – ale taki przyjemny, sprawiający, że pragniemy dotrzeć do końca, by wreszcie nieco rozładować napięcie. Czy się uda? Tego musicie dowiedzieć się samodzielnie i myślę, że różne będą opinie na ten temat.
"Nie krzycz" to rewelacyjna opowieść, która wciąga, porywając nas w wir wydarzeń, odkrywając przed nami kolejne intrygi i zmuszając do zachłyśnięcia się tą ciężką, duszną atmosferą. Opowieść porusza bardzo ważną tematykę: z jednej strony nie bagatelizuje przemocy domowej, której doświadczają mężczyźni (wciąż niewiele się o tym mówi), z drugiej strony zmusza nas do zastanowienia się nad siłą, z jaką działa hejt internetowy i jego mocną sprawczą – ta jest porażająca. Myślę, że to potrzebna książka, która ma szansę jeszcze wiele zmienić. Dlaczego? Być może w hejterzy zrozumieją, że nikt, absolutnie nikt nie jest w sieci anonimowy, a zarazem każdy musi ponosić konsekwencje swoich działań. Oby.
Mocny akcent na koniec
więcej Pokaż mimo toBardzo podoba mi się finisz tej trylogii – autor zdecydowanie podołał i pozostawił nas z mocnym akcentem na koniec. Rozwiązanie tej historii robi wrażenie, ale myślę, że już sama droga do wielkiego finału jest tak emocjonująca, że nie sposób przejść jej obojętnie.
Będziemy obecni w teraźniejszości, ale wielokrotnie zwrócimy się też w stronę...