rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

,,Lubię pisać o kobietach, ponieważ odkrywam wtedy swoją wewnętrzną kobietę. Większość mężczyzn - z różnych powodów - zabija kobietę w sobie. Ja tę moją namówiłem do pisania.” - mówi Mariusz Szczygieł.

Niewielki objętościowo, 208 stronnicowy ,,Kaprysik” to krótkie reportaże o kobietach. Teksty pierwotnie ukazywały się w ,,Wysokich obcasach” w latach 2001 - 2004. I trzeba przyznać, że opowieści zebrane w ,,Kaprysiku” napisane są z niezwykłym oddaniem i wnikliwością. W wydźwięku są niejednokrotnie sentymentalne i nostalgiczne. Bohaterki reportaży są tak różne, jak ich historie. Pochodzą z różnych miast, wykonują różne zawody, zmagają się z inną codziennością. Ubolewam, że rozpoczynająca książkę opowieść o początkach przyjaźni autora z Zofią Czerwińską jest tak krótka. Przywołane w reportażu powiedzenie ,,Mężczyzna mojego życia to mężczyzna z walizką za drzwiami” przywołuje uśmiech na mojej twarzy, ilekroć go sobie przypomnę. Natomiast opowiadanie ,,Kartka” czyta się z napięciem godnym powieści kryminalnej.

,,Kaprysik” to swoistego rodzaju laurka i ukłon w stronę kobiet. Mimo, że to raptem kilka historii. Niezwykle szczerych historii. Z wachlarzem damskich osobowości.

,,Lubię pisać o kobietach, ponieważ odkrywam wtedy swoją wewnętrzną kobietę. Większość mężczyzn - z różnych powodów - zabija kobietę w sobie. Ja tę moją namówiłem do pisania.” - mówi Mariusz Szczygieł.

Niewielki objętościowo, 208 stronnicowy ,,Kaprysik” to krótkie reportaże o kobietach. Teksty pierwotnie ukazywały się w ,,Wysokich obcasach” w latach 2001 - 2004. I trzeba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powróćmy na chwilę do początku lat 90-tych.
Książka Mariusza Szczygła z cyklu przeżyjmy to jeszcze raz czyli ,,Niedziela, która wydarzyła się w środę” wydana była po raz pierwszy pod koniec 1996 roku. Aktualnie reportaż doczekał się już trzeciego wznowienia, co świadczy o jego nieustającej popularności.

Minimalistyczną okładkę reportażu zdobi fotografia Witolda Krassowskiego, autora albumu wydanego w 2009 roku zatytułowanego ,,Powidoki z Polski”. I tak jak album oddaje w fotograficznych kadrach transformację ustrojową w Polce po 1989 roku i przedstawia obraz zmieniającej się rzeczywistości w latach 1989 -1997, tak Mariusz Szczygieł przy pomocy swojego reportażowego kunsztu oddaje czytelnikowi odbicie tamtych czasów zobrazowane i upamiętnione za pomocą słowa pisanego.

Wybierzmy się z zatem w tę sentymentalną podróż z Panem Szczygłem i powróćmy do czasów upadających przedsiębiorstw państwowych, powstawania pierwszych prywatnych firm, piramidy finansowej Amwaya. Odwiedźmy sanktuarium w Licheniu. Posłuchajmy audycji ,,Noc z Radiem dla Ciebie” i problemów słuchaczy. Zajrzyjmy do gazety z ogłoszeniami, poznajmy historię muzyki disco polo, przeanalizujmy wspólnie z autorem sytuację kryminalną początku lat 90-tych. Dowiedzmy się, dlaczego laptop nie jest „podołkowcem”, jaki jest najgorszy przekręt językowy oraz czy ,,leasing” znaczy to samo co ,,dupcing”? 😂

172 strony reportażu czyta się jednym tchem. Bo ,,Niedziela, która wydarzyła się w środę” ma twarz zwykłych ludzi. Twarz oddającą nastrój i niepokój tamtych czasów. Co prawda ukazuje rzeczywistość, jakiej już nie ma, ale pozwala jednocześnie spojrzeć z dystansem na sytuację, w jakiej znajdowało się społeczeństwo początku lat 90-tych. Wiele zabawnych momentów, ale też historii absurdalnych i groteskowych. Bo niby tak wiele się do dnia dzisiejszego zmieniło. Czy oby na pewno…

Polecam gorąco, bo to książka na jeden wieczór.
Nieważne z którego rocznika czytelniku jesteś.

Powróćmy na chwilę do początku lat 90-tych.
Książka Mariusza Szczygła z cyklu przeżyjmy to jeszcze raz czyli ,,Niedziela, która wydarzyła się w środę” wydana była po raz pierwszy pod koniec 1996 roku. Aktualnie reportaż doczekał się już trzeciego wznowienia, co świadczy o jego nieustającej popularności.

Minimalistyczną okładkę reportażu zdobi fotografia Witolda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chucka Palahniuka można kochać lub nienawidzić. Można brnąć w jego historie lub porzucać po pierwszej stronie. Można odwracać wzrok od drobiazgowych, wręcz finezyjnych opisów lub zachwycać się ich wiernością. Ale jedno jest pewne. Obok Chucka Palahniuka nikt nie przejdzie obojętnie. Bo na Palahniuka trzeba być po prostu przygotowanym. I to już w momencie otwarcia książki. I tak jest również w tym przypadku. ,,Udław się” autor rozpoczyna tekstem: ,,Jeśli masz zamiar to czytać, odpuść sobie. Po dwóch stronach będziesz miał dość. Więc daj sobie spokój. Odejdź. Uciekaj, dopóki jesteś w jednym kawałku. Ratuj się”. Czyż ta kokieteria nie brzmi cudownie…

Wiadomym jest, że skoro Palahniuk, to po raz kolejny otrzymamy książkę odważną, nazywającą rzeczy po imieniu, napisaną bez ogródek. Bohater ,,Udław się” to Victor Mancini. Seksoholik, który próbuje leczyć swoje uzależnienie poprzez udział w mityngach odbywających się… w pomieszczeniu szkółki niedzielnej. Niedoszły lekarz. Pracownik Kolonii Dunsboro odgrywający rolę XVIII-wiecznego służącego. Z uwagi na wiedzę lekarską Victor ma dar do dławienia się w restauracjach. Robi to wręcz zawodowo. Po pierwsze - aby pokryć koszty leczenia matki przebywającej w szpitalu psychiatrycznym, po drugie - w celach znacząco wyższych, aby nadać sens życiu innych ludzi. Za małą zapłatą. Tzw. heroizm na raty. Domorosła wersja aukcji charytatywnych, gdzie za niewielką kwotę można uratować życie. Victor chce się czuć w świecie potrzebny, nie wie natomiast czy czuje do końca potrzebę ratowania swojej matki. Matki manipulatorki. Matki recydywistki. Ida Mancini stanowi w książce Palahniuka swoisty symbol walki z systemem. To z jej ust pada najwięcej słów dotyczących kondycji współczesnego świata, słów krytykujących powszechny konsumpcjonizm. ,,Nie żyjemy już w świecie realnym-oświadczyła mamusia. Żyjemy w świecie symboli”.

,,Udław się” to bardzo palahniukowa książka ( jeśli tak można to określić). Dla wielu po raz kolejny będzie za odważna, za perwersyjna, za bardzo gorsząca, za brutalna, za … (wpisać odpowiednie). Nie można odmówić jej mimo wszystko humoru i satyrycznego sznytu. Bo to, że czegoś nie dostrzegamy na własne oczy, nie znaczy, że w świecie nie istnieje. Palahniuk jest bowiem jednym z tych autorów, którzy potrafią wyciągnąć brud współczesnego społeczeństwa na powierzchnię, bez udawania, że przymknięcie oczu jest receptą na całe zło. Nie polecam każdemu. A już na pewno nie ludziom bez dystansu.

Chucka Palahniuka można kochać lub nienawidzić. Można brnąć w jego historie lub porzucać po pierwszej stronie. Można odwracać wzrok od drobiazgowych, wręcz finezyjnych opisów lub zachwycać się ich wiernością. Ale jedno jest pewne. Obok Chucka Palahniuka nikt nie przejdzie obojętnie. Bo na Palahniuka trzeba być po prostu przygotowanym. I to już w momencie otwarcia książki. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyka obroni się sama. Tak myślę zawsze. I w tym przypadku również.
,,Śniadanie u Tiffany’ego” Trumana Capote to dla mnie bezwględnie klasyczne opowiadanie, bez zbędnych i niepotrzebnych zabiegów narratorskich. A wszystko to zamknięte na ok. 100 stronach książki w zależności od wydania. Historia i konstrukcja opowiadania na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym. To po prostu wstęp będący wprowadzeniem, a później już tylko retrospekcyjna opowieść narratora o pewnej kobiecie, dla której towarzystwo mężczyzn jest sposobem na życie. Nie. Nie prostytutce. Jak to mówi Capote ,,amerykańskiej gejszy”. Holly Golightly. Opowieść o Holly snuta jet przez zaprzyjaźnionego pisarza mieszkającego w tej samej nowojorskiej kamiennicy. I mimo tej oszczędnej formy sam początek książki wprowadził mnie w sentymentalny nastrój opowiadania wyrażony zdaniem ,,Zawsze ciągnie mnie do miejsc, w których dawniej mieszkałem, do domów i okolic”. A to wszystko w scenerii Nowego Yorku lat 40-tych z całym jego kolorytem.
Jaka jest to opowieść? Niektórzy uważają, że romantyczna. Nie do końca się chyba z tym zgadzam. Jest to jednak niezaprzeczalnie opowieść o kobiecie poszukującej swojego miejsca w świecie, wolnej duszy, momentami ekscentrycznej, irytującej i naiwnej, ale czyniącej to z pełną świadomością dla osiągnięcia pożądanego celu. Ale też o kobiecie zagubionej. Kobiecie bez adresu, lub jak to woli z adresem ,,w podróży”.

,,No to jak pan myśli, jest czy nie jest?
Jest czy nie jest kim?
Czy jest czy nie jest bajerantką?
Tak bym nie pomyślał.
I tu się pan mylisz. Nie jest bajerantką, ale jest prawdziwą bajerantką. Wierzy w całe gówno, w które wierzy. Nie można jej tego wybić z głowy”. Próbowałem tak mocno, aż mi się płakać chciało”.

,,Ale ma też styl, jest w porządku, robi wrażenie. Nawet jak nosi te bryle, takie grube, nawet jak otwiera ustami człowiek nie wie, czy jest z zadupia na południu, czy z Oklahomy, czy skąd. Do dziś nie wiem…To taka cholerna kłamczucha, że może sama już nie wie”.

"Wszyscy ją lubią, ale wielu jej nie znosi. Lubię ją. To dlatego, że jestem wrażliwy. Trzeba być wrażliwym, żeby ją docenić, trzeba mieć w sobie duszę poety. Ale powiem ci prawdę. Możesz stawać dla niej na rzęsach, a ona i tak zrobi cię na szaro. Na przykład, kogo ci dziś przypomina? Dziewczynę co skończy na dnie butelki z prochami. Widywałem już takie rzeczy w życiu, ile razy, ale tamte dzieciaki nie były nawet stuknięte. Ona jest stuknięta." 

Ponoć wieku doszukiwało się podobieństw Holly to kobiet z prywatnego życia Capote. W trakcie czytania recenzji książki, natrafiłam na opinię jednego z czytelników o treści ,,ile ja takich Holly w życiu poznałem”. Zatem klasyka. Pytanie brzmi: czy wiele (większość?🤔) kobiet to klasyczny pierwowzór Holly? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Opowiadanie bardzo polecam👌

Klasyka obroni się sama. Tak myślę zawsze. I w tym przypadku również.
,,Śniadanie u Tiffany’ego” Trumana Capote to dla mnie bezwględnie klasyczne opowiadanie, bez zbędnych i niepotrzebnych zabiegów narratorskich. A wszystko to zamknięte na ok. 100 stronach książki w zależności od wydania. Historia i konstrukcja opowiadania na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co ja właściwie przeczytałam? Zastanawiam się od dłuższej chwili po skończeniu tej książki. Kiedy zaczęłam ją czytać, odłożyłam po kilku stronach lektury za sprawą początkowej sceny, która mnie jako kobietę położyła na łopatki. Dalej było już tylko nudno, niczym po zakupie przeciętnej kioskowej książeczki o tematyce miłosnej. Gdzie ten Palahniuk- zastanawiałam się. Ale spokojnie. To co miało nadejść wkrótce, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Główna bohaterka - Penny Harrisson to z pewnością mieszanka Kopciuszka, Anastasii Steele oraz Carrie Bradshaw w jednym. Jej książę z bajki to C. Linus Maxwell - miliarder z haniebnym i niebezpiecznym planem, przystojny niczym Christian Grey. Całość postapokaliptycznego świata Palahniuka to parodia nawiązująca do ,,50 twarzy Greya”, ,,Seksu w Wielkim Mieście”, ,,Gwiezdnych wojen”, ,,Twilight” czy nawet wszelakiej literatury czy filmów o zombie. A produktem najbardziej pożądanym w świecie Palahniuka nie jest pożywienie, a baterie alkaiczne. Celowo nie skupiam się na opisie książki, aby nie zdradzać za wiele.

I jakkolwiek wizja świata, którą przedstawia nam Palahniuk jest ciekawa, to ta wizja zdaje mi się objawiać jako największa wartość dodana tej książki. Nadmierny konsumpcjonizm, wpływ sztuczek marketingowych na pierwotne instynkty kobiet, pobudzanie bodźców za sprawą produktów wprowadzających w stan największego hedonizmu. Wszystko to staje się w świecie Palahniuka zgubne, uzależnia i wprowadza w stan obłąkania. Wydźwięk groteskowy i satyryczny owszem, ale charakterystycznego dla Palahniuka poczucia humoru jest zadziwiająco mało. Za to dużo tu absurdu i niebotycznie przegiętych scen. Ale pewnie z takim zamiarem zanosił się autor. Chcę wierzyć, że to nie była aż tak zła książka. Ale może po prostu sobie tylko to wmawiam…

Co ja właściwie przeczytałam? Zastanawiam się od dłuższej chwili po skończeniu tej książki. Kiedy zaczęłam ją czytać, odłożyłam po kilku stronach lektury za sprawą początkowej sceny, która mnie jako kobietę położyła na łopatki. Dalej było już tylko nudno, niczym po zakupie przeciętnej kioskowej książeczki o tematyce miłosnej. Gdzie ten Palahniuk- zastanawiałam się. Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem, naprawdę nie wiem czego się spodziewałam. Pewnie nie tego. Naciągane 5.

Nie wiem, naprawdę nie wiem czego się spodziewałam. Pewnie nie tego. Naciągane 5.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny zachwycam się prozą Ishiguro.
I oceniam tę książkę ,,tylko” na 7 wyłącznie dlatego, że całą frajdę z odkrywania zagadkowości fabuły zepsuł mi film, który widziałam kilka dobrych lat temu. Film, który doprowadził mnie do łez.
Zazdroszczę czytelnikowi, który chwyci tę książkę po raz pierwszy i zacznie odkrywać sukcesywnie, jaką wizję świata skrywają każde kolejne strony powieści. Bo tytuł wydaje się taki pretensjonalny, ale książka na pewno pretensjonalna nie jest. Polecam.

Po raz kolejny zachwycam się prozą Ishiguro.
I oceniam tę książkę ,,tylko” na 7 wyłącznie dlatego, że całą frajdę z odkrywania zagadkowości fabuły zepsuł mi film, który widziałam kilka dobrych lat temu. Film, który doprowadził mnie do łez.
Zazdroszczę czytelnikowi, który chwyci tę książkę po raz pierwszy i zacznie odkrywać sukcesywnie, jaką wizję świata skrywają każde...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy o androidach można pisać uczuciowo i emocjonalnie, nie czyniąc z nich maszyn pragnących zawładnąć ludzkością? Okazuje się ze można. Kazuo Ishiguro stworzył bowiem Klarę - sztuczną przyjaciółkę, obdarzoną ogromną empatią i niezwykłymi zdolnościami do obserwacji świata i ludzi.

U Ishiguro społeczeństwo względem SP jest podzielone, wyraża ambiwalentny stosunek do maszyn.
,,Człowiek nigdy nie wie, jak witać takiego gościa jak ty. Czy ty wogóle jesteś gościem? Czy może mam cię traktować jak odkurzacz”.
,,Najpierw zabierają nam pracę. A potem chcą nam zabrać miejsce w teatrze?”
Świat jest trochę zaćmiony, niby wiemy, że fabuła powieści dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, że rodzice kupują swoim pociechom sztucznych przyjaciół, aby te towarzyszyły im w codziennym życiu. Niektóre dzieci są skorygowane, ich szanse edukacyjne i możliwości życiowe są większe od tych nieskorygowanych genowo. Uczą się na panelach, organizują spotkania interakcyjne z rówieśnikami, bo ,,nie wystarczy być inteligentnym, trzeba potrafić dogadywać się z innymi”. Nie wszystko jest sprecyzowane, informacje dawkowane są powoli. Mimo tego ten ograniczony obraz świata, pewne niedomówienia, nie przeszkadzają mi, pozostawiają swobodę interpretacji. Czuję się zaklimatyzowana w świecie wykreowanym przez Ishiguro, obserwując procesy emocjonalne towarzyszące bohaterom. Bohaterom dążącym do zapewnienia sobie szczęścia, walczącym z wewnętrznym bólem, tęsknotą i samotnością. W kontrze do nich pozostaje Klara, która nie eksponuje negatywnych emocji, jest w pełni lojalna, zawsze stara się we wszystkim i wszystkich dostrzec pozytywną stronę, mimo że uczucia samotności doznała i dozna jak nikt inny. W roli narratora powieści sprawdza się na tyle dobrze, że po pewnym czasie zapominamy, że to maszyna a nie człowiek nadaje ton narracji. I motyw stosunku Klary ze słońcem. Czy słońce dla Klary jest niczym Bóg dla wierzącego? W końcu w nim pokłada całą nadzieję. Całość narracji wypada czasami bajkowo, czasami nieco infantylnie, nigdy jednak nużąco (imo).

,,Klara i słońce” ścisnęła mnie za serce, choć wiem, że wielu nie ściska, bo przeczytałam szereg recenzji. Moment, kiedy dowiadujemy się do czego tak naprawdę ma posłużyć Klara, wzruszył mnie bezgranicznie. Tak samo jak końcówka książki. Kazuo Ishiguro twierdzi, że ,,ma tendencje do pisania w kółko tej samej książki”. Dlatego zaraz sięgam po kolejną jego powieść.

Czy o androidach można pisać uczuciowo i emocjonalnie, nie czyniąc z nich maszyn pragnących zawładnąć ludzkością? Okazuje się ze można. Kazuo Ishiguro stworzył bowiem Klarę - sztuczną przyjaciółkę, obdarzoną ogromną empatią i niezwykłymi zdolnościami do obserwacji świata i ludzi.

U Ishiguro społeczeństwo względem SP jest podzielone, wyraża ambiwalentny stosunek do maszyn....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że „Zima” Ali Smith zasługuje na uwagę, tak samo jak ,,Jesień” i dalej zastanawiam się, która książka podobała mi się bardziej.
Autorka po raz kolejny łączy świat rzeczywisty z surrealistycznymi wątkami. Zestawia dawne wartości z obecnymi. Wplata wiele odwołań ze sztuki i literatury.
Ponownie jest obserwatorem.
Ponownie jest komentatorem.
Polecam.

Myślę, że „Zima” Ali Smith zasługuje na uwagę, tak samo jak ,,Jesień” i dalej zastanawiam się, która książka podobała mi się bardziej.
Autorka po raz kolejny łączy świat rzeczywisty z surrealistycznymi wątkami. Zestawia dawne wartości z obecnymi. Wplata wiele odwołań ze sztuki i literatury.
Ponownie jest obserwatorem.
Ponownie jest komentatorem.
Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Psychoza” to jedna z tych książek, które mimo upływu znacznej ilości czasu od momentu jej powstania (1959r.), nadal są doceniane przez czytelników i nic a nic się nie starzeją.
To taka forma kryminału, którą chłonie się przez jeden wieczór dzięki skondensowanej treści, nienużącej narracji, ciekawej historii, zaskakującego rozwiązania i ekscentrycznego mordercy. Bo Normana Bates’a, odizolowanego i zdominowanego przez matkę mężczyznę, zna chyba każdy, jeśli nie za sprawą książki, to na pewno za sprawą ekranizacji Alfreda Hitchock’a z 1960r. ,,Psychoza” to klasyka gatunku, którą czyta się z pełnym zaangażowaniem, a Norman Bates to ikona cichego i zakompleksionego człowieka, z głową przepełnioną szaleństwem. Bo profil psychologiczny Bates’a to źródło do ciągłych analiz i odkrywania złożoności ludzkiej natury. ,,Czasami sobie myślę, że chyba każdego z nas chwilami ogarnia szaleństwo” - padają słowa w książce. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, co wydarzyło się w Bates Hotel, koniecznie musi tę stratę nadrobić.

Wydawnictwo Vesper wydało ,,Psychozę” z pięknej formie, z klimatyczną ilustracją na okładce i czarno - białymi grafikami wewnątrz książki autorstwa Krzysztofa Wrońskiego.

,,Psychoza” to jedna z tych książek, które mimo upływu znacznej ilości czasu od momentu jej powstania (1959r.), nadal są doceniane przez czytelników i nic a nic się nie starzeją.
To taka forma kryminału, którą chłonie się przez jeden wieczór dzięki skondensowanej treści, nienużącej narracji, ciekawej historii, zaskakującego rozwiązania i ekscentrycznego mordercy. Bo Normana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,, W drzwiach jeszcze się obrócił i pomachał do mnie - później ta scena będzie wciąż powracać w mojej głowie, aż w końcu jego ramię przestanie się podnosić, a ja zacznę wątpić, czy w ogóle się pożegnaliśmy” - mówi dziesięcioletnia Budrysówka - narratorka książki.

Bo ,,Ciemność przychodzi o zmierzchu” ma swój początek, gdy na rodzinę holenderskich rolników spada tragedia. Matthies, najstarszy z synów, ginie podczas jazdy na łyżwach w wyniku załamania się lodu. Niedługo po tym farmę nawiedzają inne nieszczęścia. Rodzina Mulders, jak na religijną rodzinę przystało, myśli, że to kara za grzechy. Rodzice przeżywają tragedią, odsuwając się od swoich dzieci i pozwalając im samotnie zmierzyć się z rzeczywistością. Ile emocji może wywrzeć na czytelniku ta książka, przekona się tylko ten, kto dotrwa do jej końca. Bo Marieke Lucas Rijneveld otwiera przed nami prawdziwy wachlarz doznań, serwuje emocjonalny rollercoaster, poczynając od smutku, przejęcia i przygnębienia, po ogólny niepokój, niezręczność, a nawet obrzydzenie. Bywały chwile, kiedy ,,Ciemność przychodzi o zmierzchu” chciałam po prostu odłożyć i już do niej nie wracać. Moja granica komfortu i tolerancji dla pewnych zachować i opisów była wiele razy nadszarpywana. Bo to, że będzie to książka pełna bólu jest oczywiste. Natomiast to, jak dalece potrafi posunąć się fantazja dziesięcioletniej dziewczynki i jej rodzeństwa już nie. A cała książka jest brudna, ma zapach krowich odchodów i krowiej maści chroniącej przed mrozem. Brudne są też myśli dzieci, które uciekają się w szereg nowych doświadczeń, czyniąc z tego sposób na radzenie sobie z wewnętrznym bólem. Niepokojących doświadczeń…I biorąc pod uwagę powyższe, trudno tę książkę zarekomendować każdemu. Raczej powinien na niej widnieć napis ,,Czytasz na własną odpowiedzialność”. Rijneveld w wywiadzie dla ,,The Guardian” mówi ,,Moja rodzina za bardzo się boi, żeby moją książkę przeczytać”. I myślę, że te słowa są jej najlepsza recenzją.

,, W drzwiach jeszcze się obrócił i pomachał do mnie - później ta scena będzie wciąż powracać w mojej głowie, aż w końcu jego ramię przestanie się podnosić, a ja zacznę wątpić, czy w ogóle się pożegnaliśmy” - mówi dziesięcioletnia Budrysówka - narratorka książki.

Bo ,,Ciemność przychodzi o zmierzchu” ma swój początek, gdy na rodzinę holenderskich rolników spada tragedia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Jesień” Ali Smith to dla mnie książka w wydźwięku nostalgiczna jak wspomniana pora roku.

W pełni skupiony czytelnik dostrzeże w niej opowieść o przemijaniu, o zmienności czasu, o tym co w życiu nieocenione za sprawą niecodziennej, aczkolwiek pięknej i osobliwej relacji pomiędzy głównymi bohaterami - Danielem Gluckiem i Elisabeth Demand. Tych dwoje dzieli ogromna różnica wieku, mimo to ich przyjaźń wydaję się być tak niebanalna, bliska i wartościowa intelektualnie.
,,Nikt nie milczał jak Daniel. Nikt nie mówił jak Daniel" – duma po latach Elisabeth.

Czas…
Dla Daniela to ten, który minął. Wspomnienia o rodzinie, niespełnionej miłości, sztuce i obrazach utalentowanej Pauline Boty. To również jego surrealistyczne sny podczas pobytu w domu opieki.
Dla Elisabeth to wszystkie chwile spędzone z Danielem. Te z okresu jej młodości i te spędzone na czuwaniu przy jego łóżku. To czas poszukiwania swojego miejsca w świecie, studiowania sztuki, obserwacji rzeczywistości oraz nadchodzących zmian, rodzącej się w Anglii nienawiści do emigrantów i zmierzania się z absurdalnymi i groteskowymi sytuacjami dnia codziennego.

Tak… Czas ma w ,,Jesieni” kluczowe znaczenie. Czas jest zmienny jak pory roku. Odchodzi stare, przychodzi nowe. ,,Zawsze są, zawsze będą nowe historie. Tym jest historia. Jest niekończącym się opadaniem liści.” - pisze metaforycznie Ali Smith.

I choć książka pełna jej poetyki, urzeka w całości. Jest wielowymiarowa i trudno sklasyfikować ją w jakichkolwiek ramach. To powieść inteligentna i zmuszająca do refleksji, jednak przez swoją formę i język na pewno nie każdemu przypadnie do gustu.

,,Jesień” Ali Smith to dla mnie książka w wydźwięku nostalgiczna jak wspomniana pora roku.

W pełni skupiony czytelnik dostrzeże w niej opowieść o przemijaniu, o zmienności czasu, o tym co w życiu nieocenione za sprawą niecodziennej, aczkolwiek pięknej i osobliwej relacji pomiędzy głównymi bohaterami - Danielem Gluckiem i Elisabeth Demand. Tych dwoje dzieli ogromna różnica...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeszcze długo, długo ,,po" o niej myślałam. Niezrozumiale wybory bohaterów, niezrozumiały tok myślenia. Jednak bardzo mnie ta książka ujęła.

Jeszcze długo, długo ,,po" o niej myślałam. Niezrozumiale wybory bohaterów, niezrozumiały tok myślenia. Jednak bardzo mnie ta książka ujęła.

Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Dziewczyna, kobieta, inna" to książka, na której polskie wydanie czekałam, aż w końcu została opublikowana przez Wydawnictwo Poznańskie. Zresztą oczekuję polskiego wydania każdej książki nominowanej bądź nagrodzonej angielska nagrodą The Man Booker Prize for Fiction, jednak nie wszystkie ukazują się na naszym rynku.

Książka Bernardine Evaristo to znakomicie nakreślona historia aż 12 czarnoskórych brytyjskich kobiet, bardzo zróżnicowanych pod względem wieku, statusu społecznego, zainteresowań, orientacji seksualnej. Ukazanie bohaterek w rożnych okresach czasu znakomicie wpływa na urozmaicone odmalowanie ich sylwetek, zobrazowanie ich światopoglądu i pokazanie ich życia na tle zmian społecznych. Każda z tych postaci jest odmienna, ich historie są przedstawione w sposób interesujący, wzruszający, często z humorem pomimo poważnych rozważań. Narracja książki jest błyskotliwa i inteligentna.

,,Waris mówi, ze nie rozumie, jak ludzie mogą być tak durni, by sądzić ze półtora miliarda muzułmanów myśli i zachowuje się tak samo, ze kiedy muzułmanin urządza masowa strzelaninę albo wysadza ludzi w powietrze, to mówią na niego terrorysta, ale gdy biały zrobi to samo, to nazywają go wariatem"

,,Dziewczyna, kobieta, inna" to barwna książka o wzajemnych relacjach kobiet, ich przyjacielskich stosunkach i często rodzinnych powiązaniach. To książka o poszukiwaniu tożsamości i swojego miejsca w życiu i w świecie. To książka pokazująca przejawy rasizmu, homofobii i uprzędzeń na przestrzeni czasu. Ukazanie w epilogu analizy DNA jednej z bohaterek jest bardzo trafnym i błyskotliwym zabiegiem.

Całość podana jest w sposób przystępny dla czytelnika, napisana prostym i zrozumiałym językiem. ,,Dziewczynę, kobietę, inną" czyta się bardzo płynnie i łatwo przyzwyczaić się do jej niestandardowej formy tj. braku konkretnie nakreślonych zdań.

Już po przeczytaniu często wracam myślami do historii niektórych z bohaterek książki.

Polecam wywiady z Bernardine Evaristo na YouTube. Fajnie się jej słucha.

,,Dziewczyna, kobieta, inna" to książka, na której polskie wydanie czekałam, aż w końcu została opublikowana przez Wydawnictwo Poznańskie. Zresztą oczekuję polskiego wydania każdej książki nominowanej bądź nagrodzonej angielska nagrodą The Man Booker Prize for Fiction, jednak nie wszystkie ukazują się na naszym rynku.

Książka Bernardine Evaristo to znakomicie nakreślona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam, a jakbym oglądała film. Dwie linie fabularne, z czego ta z lat osiemdziesiątych to prawdziwa melancholijna opowieść o ludziach, ich zwyczajnym tudzież niezwyczajnym życiu. Ta książka to bardzo sentymentalna podróż. Jestem bardzo wzruszona jej lekturą.

Czytałam, a jakbym oglądała film. Dwie linie fabularne, z czego ta z lat osiemdziesiątych to prawdziwa melancholijna opowieść o ludziach, ich zwyczajnym tudzież niezwyczajnym życiu. Ta książka to bardzo sentymentalna podróż. Jestem bardzo wzruszona jej lekturą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Królestwo" jako kontynuacja ,,Króla" to już zupełnie inna książka. Sięgając po powieść Twardocha spodziewałam się dalszych losów Jakuba Szapiry, opowiedzianych nadal w sposób wartki i dynamiczny. A tu ta dynamika nieco spowalnia. Twardoch zabiera nam poniekąd głównego bohatera, zaszywa go w swoim jestestwie, ogarnia depresją i oddaje głos prostytutce - Ryfce Kij i synowi Dawidowi Szapirze. Uważam to jednak za bardzo udany zabieg; zmiana narracji w książce całkowicie zmienia jej odbiór.

Historie, które w części pierwszej skupiały się głownie na gangsterce, na brutalności zadawanej przez pojedyncze postaci, zmieniają się w historie o brutalności wojny, nieludzkiej twarzy jej uczestników, przetrwaniu, bólu, strachu oraz miłości i nienawiści jednocześnie. Twardoch, w pobocznych wątkach, snuje słowami Ryfki opowieści o Polakach, Żydach, Niemcach czy Ukraińcach, personalizując ich i wskazując, jak bardzo oblicze wojny potrafi zmieniać człowieka.

,,To właśnie dlatego niektórzy kochają wojnę. Wojna sprawia, że wreszcie mogą odetchnąć pełną piersią”.
 
Mimo to niejednokrotnie ogarniało mnie wrażenie, że Twardoch nie potrafi się w tej książce zatrzymać. Niektóre przydługie monologi odciągały od wątku głównego. I kiedy już myślałam, że powracamy na właściwą ścieżkę, autora ponownie ogarniał potok słów.

6/10

Królestwo" jako kontynuacja ,,Króla" to już zupełnie inna książka. Sięgając po powieść Twardocha spodziewałam się dalszych losów Jakuba Szapiry, opowiedzianych nadal w sposób wartki i dynamiczny. A tu ta dynamika nieco spowalnia. Twardoch zabiera nam poniekąd głównego bohatera, zaszywa go w swoim jestestwie, ogarnia depresją i oddaje głos prostytutce - Ryfce Kij i synowi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z Twardochem mam tak, że go ,,niestety” lubię. Jako pisarza - lubię sposób, w jaki konstruuje powieści, buduje zdania i rysuje historię. Jako człowieka - za cynizm i bezkompromisowość w wypowiedziach. Dlaczego piszę ,,niestety”? Bo niestety to wysokie ego autora powoduje czasami u mnie przewrót oczami.

Nie zmienia to jednak faktu, że autor, który bardziej ceni wartość pieniądza czytelnika, niż owego czytelnika (taki jest dla mnie przynajmniej wydźwięk niektórych akapitów), daje nam w ,,Jak nie zostałem poetą” namiastkę siebie. Czasami jednak nie wiem, czy się żali, czy chwali. Bardzo podobały mi się natomiast przemyślenia ma temat ciała jako narzędzia (miejsca) bitwy oraz rozważania na temat bezsenności i jego konsekwencji.

Czyta się szybko i przyjemnie. Książka nie odrzuca, ale nie jest też jakaś szczególnie przełomowa. Mimo to, chciałabym przeczytać podobną w innym (późniejszym) etapie życia Twardocha.

Z Twardochem mam tak, że go ,,niestety” lubię. Jako pisarza - lubię sposób, w jaki konstruuje powieści, buduje zdania i rysuje historię. Jako człowieka - za cynizm i bezkompromisowość w wypowiedziach. Dlaczego piszę ,,niestety”? Bo niestety to wysokie ego autora powoduje czasami u mnie przewrót oczami.

Nie zmienia to jednak faktu, że autor, który bardziej ceni wartość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Delia Owens jako prawdziwa badaczka flory i fauny sprawnie wpłata wątek kryminalny w malowniczy krajobraz Karoliny Północnej. Całość wypada poetycko, historia niespiesznie niesie się przez kolejne kartki książki, ukazując opowieść o osamotnionej dziewczynie z mokradeł.

Mam wrażenie jednak, że opisy przyrody, z którą pewnie na co dzień obcuje autorka z racji swojego fachu, zostały przedstawione po mistrzowsku (nie, nie nudziły mnie - były bardzo przyjemne w odbiorze), natomiast już pewna psychologia postaci (oprócz głównej bohaterki) została potraktowana fragmentarycznie i pospiesznie, tak jak cały końcowy proces sądowy.
Niemniej jednak to przyjemna lektura, w sam raz na zimowe wieczory.

Delia Owens jako prawdziwa badaczka flory i fauny sprawnie wpłata wątek kryminalny w malowniczy krajobraz Karoliny Północnej. Całość wypada poetycko, historia niespiesznie niesie się przez kolejne kartki książki, ukazując opowieść o osamotnionej dziewczynie z mokradeł.

Mam wrażenie jednak, że opisy przyrody, z którą pewnie na co dzień obcuje autorka z racji swojego fachu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podchodziłam do niej trzy razy, aż w końcu z nią popłynęłam. Taka wydaje mi się subtelna, taka wzruszająca, choć momentami nieco irytująca. Niby bardzo banalna, a jednak nietuzinkowa. Prawdziwe życie zwyczajnych ludzi odziane w spektrum głębokich emocji. Zakończenie pozostawia u mnie lekki niedosyt, choć zdaję sobie sprawę z tego, że fabuła książki mogłaby być tak długa, jak życie jej bohaterów.

Podchodziłam do niej trzy razy, aż w końcu z nią popłynęłam. Taka wydaje mi się subtelna, taka wzruszająca, choć momentami nieco irytująca. Niby bardzo banalna, a jednak nietuzinkowa. Prawdziwe życie zwyczajnych ludzi odziane w spektrum głębokich emocji. Zakończenie pozostawia u mnie lekki niedosyt, choć zdaję sobie sprawę z tego, że fabuła książki mogłaby być tak długa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Król” stanął trzeci w kolejce, zaraz po ,,Pokorze” oraz ,,Balladzie o pewnej panience”. I trochę żałuję, gdyż powinnam go przeczytać prędzej, przed najnowszą prozą Twardocha.

Za co zatem ,,ósemka” dla ,,Króla”?
Przede wszystkim za oryginalny styl Twardocha, który bardzo lubię. Za bogatą i ciekawą narrację. Za tak bardzo brudną, przedwojenną Warszawę i ukazanie zwierzęcej strony natury ludzkiej niektórych jej mieszkańców. To bezsprzecznie wpływa na klimat książki.
Autor nie szczędzi nam brutalnych opisów.
Autor wręcz nadużywa siły.
Nadużywa przemocy, zagrywek poniżej pasa, nieczystej gry stosowanej poza ringiem. Jeśli ktoś jest mało odporny na tego tupu zabiegi i preferuje inny rodzaj literatury, lepiej dać sobie spokój z książkami tego autora.

I pomimo pewnych wtrąceń, opisów, które sprawiały, że tempo akcji malało, a fabuła traciła płynność - czekam na kontynuację ,, Króla”. Czekam na ,,Królestwo”. Czekam na ponownie spotkanie z Jakubem Szapiro.

,,Król” stanął trzeci w kolejce, zaraz po ,,Pokorze” oraz ,,Balladzie o pewnej panience”. I trochę żałuję, gdyż powinnam go przeczytać prędzej, przed najnowszą prozą Twardocha.

Za co zatem ,,ósemka” dla ,,Króla”?
Przede wszystkim za oryginalny styl Twardocha, który bardzo lubię. Za bogatą i ciekawą narrację. Za tak bardzo brudną, przedwojenną Warszawę i ukazanie zwierzęcej...

więcej Pokaż mimo to