-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel25
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik3
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-07-04
2018-06-26
2018-06-24
2018-06-10
2018-06-04
2018-05-27
2018-05-21
Chociaż to kryminał, to jest bardzo lekki i niesamowicie humorystyczny. Tak, impulsywna 60letnia Niemka na emeryturze przeprowadzająca się na Sycylię, próbująca rozwikłać tajemnicę morderstwa momentami totalnie nie panuje nad swoim językiem i wcale nie krępuje się w wyrażaniu siebie :) Plus ta Sycylia, której niesamowity klimat czuje się w tle... Bardzo przyjemne czytadło!
Chociaż to kryminał, to jest bardzo lekki i niesamowicie humorystyczny. Tak, impulsywna 60letnia Niemka na emeryturze przeprowadzająca się na Sycylię, próbująca rozwikłać tajemnicę morderstwa momentami totalnie nie panuje nad swoim językiem i wcale nie krępuje się w wyrażaniu siebie :) Plus ta Sycylia, której niesamowity klimat czuje się w tle... Bardzo przyjemne czytadło!
Pokaż mimo to2018-05-06
2018-05-01
2018-04-04
Wczoraj, równo minutę przed północą skończyłam czytać jedną z lepszych książek, po które sięgnęłam w moim życiu. I chociaż przyznaję, nie myślałam tak o niej aż do ostatniej kropki tej powieści, to teraz, kiedy już dosłownie się z tym przespałam, czuję go. Jest kac. Kac porównywalny do tego po „Oddam ci słońce”, bo obie książki w zasadzie są na tym samym poziomie głębokości docierania do czytelnika.
Nie wiem co mam Wam o niej napisać, bo w tej książce działo się tyle, jakby miała 2 tys. stron, a nie 400. Obyczajówka, YA, LGBT. Chyba pierwsza książka, w której nie byłam w stanie przewidzieć wydarzeń aż w takim stopniu, ponieważ jej (jakby mogło się wydawać) główny wątek rozwiązuje się już praktycznie na początku. Zaskakująca. Naprawdę. Książka o dorastaniu, podejmowaniu życiowych decyzji, definiowaniu siebie… Mocna. Prawdziwa. Piękna.
Wczoraj, równo minutę przed północą skończyłam czytać jedną z lepszych książek, po które sięgnęłam w moim życiu. I chociaż przyznaję, nie myślałam tak o niej aż do ostatniej kropki tej powieści, to teraz, kiedy już dosłownie się z tym przespałam, czuję go. Jest kac. Kac porównywalny do tego po „Oddam ci słońce”, bo obie książki w zasadzie są na tym samym poziomie głębokości...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-24
2018-03-21
2018-03-11
Mimo, że thrillery/kryminały to nie moje klimaty, od czasu do czasu sięgam jednak po książkę z tego gatunku - szczególnie, kiedy jest o niej głośno, a według zapewnień mam wystrzelić z kapci. Oczywiście "Kobiety w oknie" nie mogłam sobie odpuścić skoro sam Mistrz - Stephen King, zafundował jej polecajkę: "Nieodkładalna".
Jak już wspomniałam, to nie mój gatunek, więc nie jestem osobą, która może rozpisywać się na temat takiej książki, gdyż porównania nie mam praktycznie żadnego (na palcach dwóch rąk zliczę thrillery/kryminały przeczytane w życiu). Poza ostatnimi 40 stronami tej książki, nic się w niej nie działo. Zero zaskoczenia, czy też mrożących krew zwrotów akcji. Takie flaki z olejem. Trochę zmuszałam się do jej czytania, bo naprawdę nie miałam ochoty po nią sięgać... ale w końcu nadzieja umiera ostatnia!
Co jednak mi się podobało, to przedstawienie uczuć targających główną bohaterką, kiedy opisywała swoją "przypadłość". Trafiło to do mnie i chwyciło za serce.
To nie była zła książka, ale po prostu nudna. Promocja zrobiła swoje i wywindowała oczekiwania baaardzo wysoko. Szkoda, bo dodatkowo popsuło to jej odbiór.
Mimo, że thrillery/kryminały to nie moje klimaty, od czasu do czasu sięgam jednak po książkę z tego gatunku - szczególnie, kiedy jest o niej głośno, a według zapewnień mam wystrzelić z kapci. Oczywiście "Kobiety w oknie" nie mogłam sobie odpuścić skoro sam Mistrz - Stephen King, zafundował jej polecajkę: "Nieodkładalna".
Jak już wspomniałam, to nie mój gatunek, więc nie...
2018-02-28
„Papierowa księżniczka” - książka, która wywołuje tak skrajne emocje (broniąc się przy tym rewelacyjnymi ocenami), że pokusa sięgnięcia po nią jest nieodparta. Dlaczego zrobiło się wokół niej tyle szumu? Nie wiem. Nie przez to, że mi się nie podobało (bo tego nie mogę powiedzieć), ale nie widzę też elementu, którym miałaby się wyróżniać na tle innych książek New Adult czy romansów obyczajowych.
Historia jak wiele innych. Mamy „Kopciuszka” i typowego „bad boy’a” tyle tylko, że w realiach liceum i to w dodatku prywatnego, w świecie gdzie nie istnieją limity finansowe. Czysta rozpusta, gdzie młodzież robi wszystko na co ma ochotę i przy okazji jest bezkarna. Nasz Kopciuszek wkracza tak naprawdę z jednego nieprzychylnego świata do drugiego i radzi sobie wręcz bohatersko. Wyśmiewanie, lekceważenie, upokarzanie, przemoc psychiczna jest tu na porządku dziennym. Oczywiście nie brakuje też ostrych imprez, gdzie alkohol leje się strumieniami, a z narkotykami nikt się nie kryje. Zalatuje patologią, prawda? Ale chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że takie rzeczy nie są wyssane z palca.
Książka definitywnie typu „guilty pleasure”, gdyż brak w niej totalnie fabuły, a słownictwo momentami pozostawia wiele do życzenia. Ale jak dla mnie, jest to typowe dla romansów obyczajowych z wątkiem erotycznym (chociaż tutaj tego jest akurat jak na lekarstwo i bez szczególnych fajerwerków) i chyba każdy, kto już miał z nimi do czynienia wie na co się pisze sięgając po książki tego typu. Są tu też tak absurdalne wydarzenia, że odkładasz książkę na bok i śmiejesz się pod nosem nie wierząc w to co czytasz i masz ochotę spłonąć z zażenowania, że ktoś w ogóle zdecydował się coś takiego napisać (dla wtajemniczonych chociażby absurdalna scena na jachcie oraz kiedy główna bohaterka mówi co uważa za najcudowniejszą rzecz, jaka przydarzyła jej się w życiu). Później jednak chcesz spłonąć podwójnie, bo sięgasz po nią i czytasz dalej. Masochizm w czystej postaci.
Tak jak u nas niezrozumiale promuje się tę książkę stawiając ją obok Grey’a, tak zagranicą, równie niezrozumiale, porównuje się ją do Gossip Girl. Powiem tak, jeżeli lubisz młodzieżówki i nie pogardzisz też od czasu do czasu niewymagającym romansem obyczajowym, spróbuj. Bo to ten typ książki, który wciąga i chcesz sięgnąć po kontynuację… ale nie wiesz dlaczego i łapiesz się na tym, że zastanawiasz się co w tej książce jest takiego, że dobrze się ją czyta (bo niestety nic sobą nie reprezentuje) … i dalej nie wiesz. Tak, słyszę jak to brzmi. Ale od czasu do czasu lubię sięgnąć po taką książkę w ramach totalnego resetu i wiem, że nie jestem jedyna.
„Papierowa księżniczka” - książka, która wywołuje tak skrajne emocje (broniąc się przy tym rewelacyjnymi ocenami), że pokusa sięgnięcia po nią jest nieodparta. Dlaczego zrobiło się wokół niej tyle szumu? Nie wiem. Nie przez to, że mi się nie podobało (bo tego nie mogę powiedzieć), ale nie widzę też elementu, którym miałaby się wyróżniać na tle innych książek New Adult czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
NIE OCENIAJ KSIĄŻKI PO (POLSKIEJ) OKŁADCE :)
Wczoraj skończyłam „Fałszywy pocałunek”, który już dawno upatrzyłam sobie na Goodreads (oceniony jest tam na ponad 4 gwiazdki przez 60 tys. osób!) i kiedy zobaczyłam polskie wydanie tej książki.. zwyczajnie mnie zatkało. Wydawnictwo tą okładką zrobiło ogromną krzywdę tej naprawdę dobrej książce!
Ale okay, do rzeczy, bo „Fałszywy pocałunek” czytało mi się rewelacyjnie i pierwszego dnia pochłonęłam od razu połowę książki:) W tej bez dwóch zdań porządnej przygodówce znajdziecie dobrą intrygę i wyjątkowo przyjemny romans (taki bez większego słodzenia). A wszystko osadzone w naprawdę przepięknie opisanym królestwie (tak, opisy krajobrazu robią robotę – nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak zwracałam na nie uwagę w książce), w którym zwaśnione narody toczą ze sobą odwieczną walkę. Pojawia się tam też wątek magiczny oparty jednak na mistycyzmie, czego po zastanowieniu wcale tak często się ostatnio nie spotyka w książkach i to kolejny duży plus tej powieści.
Główna bohaterka to też ogromny atut pierwszego tomu Kronik Ocalałych, ponieważ nie jest irytująca (jak to mają już w zwyczaju te główne bohaterki rozchwytywanych serii;)). Od razu zaznaczam, że nie jest to taka typowa księżniczka jak na okładce! Lia to dziewczyna z silnym charakterem, która już na początku buntuje się przeciwko tradycji i na każdym kroku pokazuje, że z typową księżniczką nie ma nic wspólnego. Polubiłam ją i to bardzo!
I tutaj dochodzimy do wątku miłosnego, gdzie pojawia się uwielbiany przez wszystkie panie – trójkąt miłosny, gdzie jeden z panów to ten dobry, któremu wypada kibicować, ale jest też ten drugi, który zawsze ma pod górkę i od początku zajmuje straconą pozycję;) (#teamKaden haha).
No dobrze, ale dlaczego tak się o niej rozpisałam, czego raczej nie mam w zwyczaju? Bo ta książka jest naprawdę dobra, a jej premiera przemknęła gdzieś bez echa i totalnie przypadkiem dowiedziałam się, że ją u nas wydano. Dlatego jeżeli lubicie przygodówki z zaskakującymi zwrotami akcji i nie kręcicie nosem na wplątany w to romans, sięgnijcie po „Fałszywy pocałunek, a nie pożałujecie!
NIE OCENIAJ KSIĄŻKI PO (POLSKIEJ) OKŁADCE :)
więcej Pokaż mimo toWczoraj skończyłam „Fałszywy pocałunek”, który już dawno upatrzyłam sobie na Goodreads (oceniony jest tam na ponad 4 gwiazdki przez 60 tys. osób!) i kiedy zobaczyłam polskie wydanie tej książki.. zwyczajnie mnie zatkało. Wydawnictwo tą okładką zrobiło ogromną krzywdę tej naprawdę dobrej książce!
Ale okay, do rzeczy, bo...