-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-06-13
2024-05-31
2024-05-24
Nie jest to takie gówno, jak "Her Soul to Take", ale trochę brakuje mu do "Her Soul for Revenge".
Pierwsze 100 stron - weszło jak złoto, pomyślałam nawet, że autorka naprawdę się jakoś rozwinęła albo redakcja wzięła ją solidnie w obroty, ale potem niestety im dalej, tym gorzej, a ostatnie 150 stron trochę zmęczyłam. Ten tom jest zdecydowanie za długi, Laroux zbyt wiele razy się powtarza i miejscami przegrywa z imperatywem fabularnym.
Doceniam za world building dotyczący wiedźm i bogów, ale ten związany z Piekłem w ostatniej ćwiartce książki - na tym etapie całego cyklu był zupełnie zbędny. Doceniam za dynamikę relacji Evelry i Calluma, ale pod koniec było już zbyt słodko-pierdząco i też wątpię, czy jako postaci są oni spójni, zwłaszcza Callum. Niektóre sceny zbliżeń były fajne, a niektóre żenujące. Fajnie zróżnicowane, ale niestety, podobnie jak w pierwszym tomie - dość przypadkowe.
Generalnie żałuję, że cała rzecz nie jest jakoś lepiej zaplanowana i napisana, bo byłaby naprawdę fajna, jakby zabrał się za nią ktoś z lepszym warsztatem. Tymczasem jak na dark romance, który ma całą stronę triggerów, jest tutaj potwornie ckliwie i... konserwatywnie. Demony w całej serii są mroczne, rozpustne i rozsmakowane w przemocy, ale co z tego, skoro nagle ta jedna dwudziestoletnia typiara okazuje się wielką miłością na całe życie? A w "Soul of a Witch" idziemy w tym jeszcze o krok dalej.
Ostatecznie - jest to książka, przy której pierwszej połowie wysłałam szare komórki na urlop i bawiłam się wyśmienicie. Nie ma to żadnych ambicji, bo nie musi, czyta się szybko, jest trochę krindżowe, ale niezbyt problematyczne, ma w sobie sporo niewykorzystanego potencjału. Wywala się na twarz pod koniec, ale z rozpędu już się je doczytuje.
A po wszystkim nawet ma się jakiś mały, malusieńki żal, że to już koniec cyklu. Ale taki tyci tyci.
Nie jest to takie gówno, jak "Her Soul to Take", ale trochę brakuje mu do "Her Soul for Revenge".
Pierwsze 100 stron - weszło jak złoto, pomyślałam nawet, że autorka naprawdę się jakoś rozwinęła albo redakcja wzięła ją solidnie w obroty, ale potem niestety im dalej, tym gorzej, a ostatnie 150 stron trochę zmęczyłam. Ten tom jest zdecydowanie za długi, Laroux zbyt wiele...
2024-05-18
2024-05-13
Nie są to ani moje rejony geograficznie, ani nieszczególnie są mi bliskie horror i makabra. A mimo to ten zbiór opowiadań (a właściwie zbiory?) bardzo mi siadł.
Bardziej podobały mi się opowiadania z pierwszej części książki, gdzie było bardziej intrygująco, może bardziej krwawo i zakończenia wydawały się bardziej w punkt. Druga połowa, choć równie interesująca, składa się z historii, które czasem się wręcz urywają i rzadko pozostawiają poczucie satysfakcji. Mimo to każdą historią Enriquez była wstanie mnie zainteresować już od pierwszych zdań i utrzymać mnie przy czytaniu tak samo zainteresowaną.
Jej Argentyna jest pełna zjaw, okrucieństwa, biedy, brudu, duchoty, potu, szemranych dzielnic, opuszczonych domów, niepokojących rytuałów, okaleczonych dzieci, ludzi żyjących na ulicach. To na nich autorka kieruje obiektyw, gdy akurat nie utrzymuje go na swoich narratorkach - kobietach w różnym wieku i o różnym statusie, bardziej lub mniej wiarygodnych, bardziej lub mniej skonfliktowanych ze światem lub samymi sobą. Bo tak naprawdę "Niebezpieczeństwa..." są częściowo opowiadaniami grozy o duchach, wizjach, powracających zmarłych, ale równie mocno pozostają przy samym człowieku i demonach, które owszem, są, ale w jego głowie.
Nie jest to miłość, ale Enriquez ma moją uwagę i moje zainteresowanie. Nie ukrywam, że sięgnęłam po ten zbiór jako po wprawkę przed "Naszą częścią nocy" i teraz czuję się lepiej przygotowana na spotkanie z tamtą powieścią.
Nie są to ani moje rejony geograficznie, ani nieszczególnie są mi bliskie horror i makabra. A mimo to ten zbiór opowiadań (a właściwie zbiory?) bardzo mi siadł.
Bardziej podobały mi się opowiadania z pierwszej części książki, gdzie było bardziej intrygująco, może bardziej krwawo i zakończenia wydawały się bardziej w punkt. Druga połowa, choć równie interesująca, składa...
2024-04-26
Co za koncertowo zmarnowany potencjał.
Ta książka niczym przy sobie nie trzyma. Kreacja świata to odhaczanie kolejnych lokacji, które niezbyt się od siebie różnią - mamy dużo wąskich uliczek, jezior, stawów, lotosów, mostów, pawilonów i przestronnych budynków. W pewnym momencie też straciłam orientację, czy wciąż jesteśmy pod wodą, skoro po niebie pływają wieloryby, czy jednak w równoległym świecie, skoro padają deszcze niespokojne. Koreańskiej mitologii też wydaje się tu tyle, ile kot napłakał, ale nie znam jej na tyle dobrze, by się rozeznać, co jest mitologiczne, a co stylistyczno-orientalistyczne.
Nie siada też fabuła, bo ma dziwne tempo (albo 10 rozdziałów rozgrywających się jednego dnia, albo 10 dni mijających w jednym akapicie), do połowy nie wiadomo, o co chodzi i jaki mamy cel, a od połowy dostajemy na przemian wizje, płacz albo rozpierduchę. Ta książka mogłaby być połowę krótsza i być może wyszłoby jej to na dobrze. Wątek rodzinny jest naiwny, ale jakoś wychodzi, natomiast romantyczny... Dawno nie widziałam tak słabo zbudowanej relacji, bez krzty chemii, poznawania się czy wspólnych cech.
Pomyślałby kto - skoro świat i fabuła leżą, to może bohaterowie? Otóż nie. Główna bohaterka ma być silna i niezależna, ale wrażliwa i o dobrym sercu, co w tym przypadku skutkuje postacią, która nie ogarnia świata wokół niej, a potem płacze z rozczarowania, gdy coś jej nie wyjdzie. Jej love interest jest płaski i rozbawiony charakteru, natomiast reszcie rozdano po dwie cechy na głowę. Poza tym wszyscy męscy bohaterowie są w tej książce piękni, młodzi i ciemnowłosy, i to do tego stopnia, że zlewają się w jedną masę, natomiast bohaterki są śliczne i mają warkocze. Albo są staruszkami.
Czy ta książka ma zalety? Tak, piękną okładkę. I krótkie rozdziały, dzięki którym czyta się szybko, nawet mimo tłumaczenia, które chyba kuleje, i garści soczystych literówek. "Dziewczyna, która skoczyła..." bardzo chce być filmem Ghibli, ale te jakieś swoje braki mogą nadrobić animacją czy muzyką. Ta książka nie ma czym tego zrobić - ani językiem, ani atmosferą, ani relacjami. A szkoda.
Co za koncertowo zmarnowany potencjał.
Ta książka niczym przy sobie nie trzyma. Kreacja świata to odhaczanie kolejnych lokacji, które niezbyt się od siebie różnią - mamy dużo wąskich uliczek, jezior, stawów, lotosów, mostów, pawilonów i przestronnych budynków. W pewnym momencie też straciłam orientację, czy wciąż jesteśmy pod wodą, skoro po niebie pływają wieloryby, czy...
2024-04-19
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie jest Holic, mówiący o tym, że nikt nie jest samotną wyspą, ukazujący niebezpieczeństwa hiperniezależności i zaznaczający, jak bardzo człowiek potrzebuje wspólnoty, a później - traktujący o żałobie. Wszystko tu gra - relacje Watanukiego z Yuuko, Yuuko z Doumekim, Doumekiego z Watanukim. Clamp je niuansuje i się nie śpieszy, przez co więzi ewoluują bardzo naturalnie. Jestem też totalną fanką Himawari - jeśli konstruować love interest dla głównego bohatera, to tylko tak.
Osobna sprawa to cała paranormalna otoczka Holica. Uwielbiam, jak mangaczki wykorzystują różne youkai, ogrywają przesądy, wykorzystują japoński folklor, zarówno w kontekście klientów Yuuko, jak i postaci, które spotyka Watanuki.
Bardzo podoba mi się też, że Clamp nie wpada tu w spiralę przepowiedni, przeznaczeń i klonów, jak to zrobił w Tsubasie. Jest tu oczywista mowa o nieuchronności pewnych wydarzeń, ale ponownie - jest to nieprzytłaczająca skala mikro. Same nawiązania do TRC są miłymi easter eggami dla osób, które znają obie serie. Nieznajomość Tsubasy może przeszkadzać w okolicach 3/4 mangi, ale nie jest nie do przeskoczenia.
Jeśli coś mnie tu uwiera, to ostatnie rozdziały, te z serii Rou. Czuć, że jest to taki przeciągnięty epilog, może i potrzebny, ale jednak mniej angażujący. Samo zakończenie uważam jednak za idealne. Totalnie złamało mi serce, ale jest idealne.
Poza tym graficznie Clamp oczywiście dowozi, nawet jeśli nie jestem fanką ich nowszej, bardziej miękkiej kreski z rozdziałów z Rou, i cóż mogę powiedzieć. Wspaniała rzecz, 200 rozdziałów mija jak z bicza strzelił, jest śmieszno, jest wzruszająco, jest dreszczyk. Wszystko się zgadza.
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie...
2024-04-14
7,5
Bardzo fajny zbiór. Lekki, wdzięczny, empatyczny, przyjemny, ale przy tym niegłupi. Przyjemnie odpływa w surrealizm, mimo to mocno zostając w naszej rzeczywistości. Suszczyńska wplata elementy autobiograficzne, jednak unika konfesyjności, więc nie jest kolejnym smutnym milenialsem. Zamiast tego mamy diamentowe prosięta, mówiące boczniaki i prawosławne obozy konne, co biorę z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Idealna lektura na wiosnę.
7,5
Bardzo fajny zbiór. Lekki, wdzięczny, empatyczny, przyjemny, ale przy tym niegłupi. Przyjemnie odpływa w surrealizm, mimo to mocno zostając w naszej rzeczywistości. Suszczyńska wplata elementy autobiograficzne, jednak unika konfesyjności, więc nie jest kolejnym smutnym milenialsem. Zamiast tego mamy diamentowe prosięta, mówiące boczniaki i prawosławne obozy konne, co...
2024-04-09
7,5
Podchodziłam do niej nieufnie, bojąc się, że to będzie kolejne jojczenie zagubionego milenialsa albo następna surrealistyczno-symboliczna historia o końcu świata.
Na szczęście nic z tych rzeczy. Jest trochę jojczenia, fakt, ale jest tu głównie zgrabne zebranie wszystkich naszych lęków związanych z kryzysem klimatycznym, wchodzeniem technologii w nasze życia, urbanizacją, a w to wszystko włożony paranoiczny, niewiarygodny bohater.
I tak, miejscami bywa nudno i nie wiem, co myślę o końcówce, ale nie umiem się na tę książkę gniewać. Bo wciąż jest to dla mnie rzecz świeża i na pewno przystępniej podana niż chociażby "Zaklinanie węży w gorące wieczory" Małgorzaty Żarów.
7,5
Podchodziłam do niej nieufnie, bojąc się, że to będzie kolejne jojczenie zagubionego milenialsa albo następna surrealistyczno-symboliczna historia o końcu świata.
Na szczęście nic z tych rzeczy. Jest trochę jojczenia, fakt, ale jest tu głównie zgrabne zebranie wszystkich naszych lęków związanych z kryzysem klimatycznym, wchodzeniem technologii w nasze życia,...
2024-04-06
2024-04-03
Językowo ciekawa, można by o niej zrobić zajęcia na polonistyce. Fabularnie - czekam, aż milenialsi pokończą terapie i zaczną pisać o czymś nowym.
Językowo ciekawa, można by o niej zrobić zajęcia na polonistyce. Fabularnie - czekam, aż milenialsi pokończą terapie i zaczną pisać o czymś nowym.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-25
Prosta, ale bardzo szlachetna rzecz. Jest tak napisana i skonstruowana, że właściwie niczego nie musi - ani zachwycać metaforami, ani wszystkiego wyjaśniać, ani straszyć dystopijnym zamordyzmem. Bo i bez tego wszystkiego dostarcza wielu refleksji i emocji.
Wspaniała lektura o wolności, czasie, życiu we wspólnocie, samotności, edukacji i wielu innych rzeczach. Polecajka.
Prosta, ale bardzo szlachetna rzecz. Jest tak napisana i skonstruowana, że właściwie niczego nie musi - ani zachwycać metaforami, ani wszystkiego wyjaśniać, ani straszyć dystopijnym zamordyzmem. Bo i bez tego wszystkiego dostarcza wielu refleksji i emocji.
Wspaniała lektura o wolności, czasie, życiu we wspólnocie, samotności, edukacji i wielu innych rzeczach. Polecajka.
2024-03-29
Krótka, osobliwa rzecz o przeciekawym punkcie wyjścia i świeżej perspektywie, ale niewiele wychodząca poza to. Jakby pomysłu starczyło tylko na dwa rozdziały, a potem trzeba było coś na szybko wymyślić.
Krótka, osobliwa rzecz o przeciekawym punkcie wyjścia i świeżej perspektywie, ale niewiele wychodząca poza to. Jakby pomysłu starczyło tylko na dwa rozdziały, a potem trzeba było coś na szybko wymyślić.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-22
Ma swoje zalety: intrygujący punkt wyjścia, perspektywę dojrzałej kobiety, fragmenty o przechodzeniu z papieru do internetu, imponujący research autorki i ładną okładkę.
Ale nie zmienia to faktu, że jest pretensjonalnie, nużąco i wtórnie.
Ma swoje zalety: intrygujący punkt wyjścia, perspektywę dojrzałej kobiety, fragmenty o przechodzeniu z papieru do internetu, imponujący research autorki i ładną okładkę.
Ale nie zmienia to faktu, że jest pretensjonalnie, nużąco i wtórnie.
2024-03-10
Bardzo dobra rzecz. Wymagająca i może z paroma potknięciami, ale nadal bardzo dobra.
Wymagająca, bo bardzo szczegółowa. Widać tu tytaniczną pracę autorki, która musiała pozbierać do kupy materiał z godzin rozmów, raportów, artykułów i jeszcze historii Norwegii. Dzięki temu dostajemy solidnie zarysowane tło historyczno-społeczne, co niektórych może nużyć, a innych (w tym mnie) szalenie zaciekawić.
Wymagająca też emocjonalnie, bo tak jak pierwsza połowa książki ma swoje stałe tempo i napięcie rośnie powoli i dyskretnie, tak po opisie 22 lipca wszystko się zmienia. Nadchodzi frustracja bezradnością służb bezpieczeństwa, nadchodzi irytacja kolejnymi wysrywami ABB, nadchodzą łzy przy fragmentach o żałobie rodzin, aż w końcu, już po wszystkim - niedowierzanie, że tyle cierpienia spowodował jeden jedyny człowiek, dysponując dwiema sztukami broni i bombą zrobioną w stodole.
Dwie rzeczy mi tu zgrzytają. Jedna - sfabularyzowanie narracji. I tak jak ufam autorce, zwłaszcza po rozdziale o tym, jak ta książka powstawała, tak przywoływanie myśli ofiar przed ich śmiercią uważam już za przekroczenie pewnych granic. Druga - trochę żałuję, że "Jeden z nas" powstał tak świeżo po zamachach. Z chęcią sięgnęłabym po jakieś drugie wydanie z aktualizacją nadającą szerszą perspektywę i przybliżającą nam Norwegię nie tylko przed, ale też chwilę po 22 lipca.
Bardzo dobra rzecz. Wymagająca i może z paroma potknięciami, ale nadal bardzo dobra.
Wymagająca, bo bardzo szczegółowa. Widać tu tytaniczną pracę autorki, która musiała pozbierać do kupy materiał z godzin rozmów, raportów, artykułów i jeszcze historii Norwegii. Dzięki temu dostajemy solidnie zarysowane tło historyczno-społeczne, co niektórych może nużyć, a innych (w tym...
2024-02-27
2024-02-20
Zazwyczaj nie interesują mnie sagi rodzinne, ale "Upiorne miejsce" zachęciło do siebie blurbem, a potem przedmową tłumacza i obecnością przypisów (kochamy przedmowy tłumaczy i przypisy). A później już wpadłam w tę lekturę po uszy, chociaż nie jest to rzecz ani łatwa, ani przyjemna.
Nieprzyjemna, bo w tej powieści traumy i szeroko pojęta przemoc (wobec dzieci, zwierząt, kobiet, mniejszości, fizyczna, psychiczna, pełen pakiet) piętrzą się, łapią czytelnika za gardło i tworzą przygnębiającą całość. Autor, zwłaszcza w wątku Tianhonga, ociera się wręcz o trauma p*rn, cudem unikając karykaturalności i pójścia w ślady Hanyi Yanagihary.
Niełatwa, bo jest to powieść gęsta nie tylko ze względu na atmosferę, ale i liczbę wątków, postaci i całą siatkę powiązań, przyczyn i skutków. Z pomocą przybywa tu na szczęście rozpoczynająca książkę rozpiska ważniejszych osób dramatu. Poza tym jednak "Upiorne miejsce" wymaga stałej uwagi - autor odsłania swoje karty powoli, niekoniecznie linearnie i co jakiś czas. Ale też właśnie to rozplątywanie relacji i zależności sprawia, że powieść mimo ciężaru emocjonalnego trzyma czytelnika przy sobie, zagnieżdża się w głowie i nie pozwala się odłożyć.
Mam jednak problem z końcówką, gdzie Chen zamiast katharsis serwuje nam parę plot twistów, niekoniecznie potrzebnych już na tym etapie. I to głównie one zostawiły po sobie trochę kwaśny posmak i obniżyły moją ocenę o gwiazdkę.
Zazwyczaj nie interesują mnie sagi rodzinne, ale "Upiorne miejsce" zachęciło do siebie blurbem, a potem przedmową tłumacza i obecnością przypisów (kochamy przedmowy tłumaczy i przypisy). A później już wpadłam w tę lekturę po uszy, chociaż nie jest to rzecz ani łatwa, ani przyjemna.
Nieprzyjemna, bo w tej powieści traumy i szeroko pojęta przemoc (wobec dzieci, zwierząt,...
2024-02-08
Jest to rzecz totalnie... przeciętna. Nie ma ani porywającej fabuły, ale intrygujących postaci, ani motywów, które nigdy nigdzie wcześniej, ani łapiącego za serce zakończenia. Ma za to parę zbędnych elementów i parę żenujących momentów.
Przytrzymała mnie przy niej umiarkowana ciekawość, jak autorka zepnie dwie linie czasowe (spoiler: niezbyt zgrabnie) i postać Klimy. Jego pojawienie się sprawiło, że ostatecznie bardziej podobała mi się linia praska niż japońska.
Trochę się umęczyłam przy jej czytaniu i gdyby nie to, że jeszcze nie umiem ot tak porzucać książek, to pewnie bym odpadła po jakichś 50 stronach.
Jest to rzecz totalnie... przeciętna. Nie ma ani porywającej fabuły, ale intrygujących postaci, ani motywów, które nigdy nigdzie wcześniej, ani łapiącego za serce zakończenia. Ma za to parę zbędnych elementów i parę żenujących momentów.
Przytrzymała mnie przy niej umiarkowana ciekawość, jak autorka zepnie dwie linie czasowe (spoiler: niezbyt zgrabnie) i postać Klimy. Jego...
2024-01-31
Zaczynając "Śmierć Viveka", podchodziłam do tej książki trochę nieufnie, obawiając się, czy mnie za bardzo nie sponiewiera. Tymczasem okazało się, że to lektura bardzo w mojej strefie komfortu, a ponadto przywodzi mi na myśl "Dni naszego życia" Mikity Franko, mojego ulubieńca sprzed dwóch lat.
Czemu? Bo podobnie jak Franko, Emezi trzyma czytelnika przy swojej powieści, żonglując momentami pełnymi czułości i tymi łamiącymi serce, a całości stale towarzyszy atmosfera zbliżającego się nieszczęścia. Tyle, że w "Dniach..." nieszczęście nie nadeszło, a tu już się wydarzyło i poznajemy dopiero jego genezę i konsekwencje.
I jejku, o ilu rzeczach jest to książka. O odkrywaniu siebie, o życiu w Nigerii, o patriarchacie, o niefortunnym lokowaniu uczuć, o wątpliwych decyzjach. O wstydzie i strachu. O braku umiejętności porozumiewania się. O miłości matki do dziecka. O żałobie. A ta mieszanka jest tak podana, że czytałam z takim trochę zapartym tchem.
Moja sympatia do tej pozycji nie jest jednak bezwarunkowa. Przede wszystkim dobrze by jej zrobiło jakieś posłowie albo co najmniej parę przypisów, które nadałyby kontekstu temu, co czytamy. Redakcja chyba trochę przeceniła czytelników, zarówno pod względem znajomości Nigerii, jak i gotowości do googlowania różnych rzeczy w trakcie czytania. Brakowało mi tu takiego opracowania tekstu, jakie robią chociażby Tajfuny, a myślę, że wszyscy by na tym zyskali. Bo o ile powieść broni się sama, tak wskazanie czytelnikowi kierunku poszerzania wiedzy dodałoby jej do tego walorów edukacyjnych i lepiej umiejscowiło w rzeczywistości.
Mimo to "Śmierć Viveka" rozgaszcza się w moim serduszku i
życzę sobie więcej takich lektur w tym roku.
Zaczynając "Śmierć Viveka", podchodziłam do tej książki trochę nieufnie, obawiając się, czy mnie za bardzo nie sponiewiera. Tymczasem okazało się, że to lektura bardzo w mojej strefie komfortu, a ponadto przywodzi mi na myśl "Dni naszego życia" Mikity Franko, mojego ulubieńca sprzed dwóch lat.
Czemu? Bo podobnie jak Franko, Emezi trzyma czytelnika przy swojej powieści,...
2024-01-12
Poprzednie jej książki przyzwyczaiły mnie już do tego, że Bohman pisze o emocjach i przemyśleniach, które są również moje, ale nie umiem ich dobrze ubrać w słowa. Za to ona potrafi, przez co jej bohaterki, uczucia, refleksje są mi bliskie, czasem wręcz niekomfortowo.
Ta tendencja utrzymuje się również w "Andromedzie", której akcja dodatkowo dzieje się w wydawnictwie, a rozmyślania bohaterów dotyczą literatury, więc już w ogóle - miód na moje serce.
Połowa z perspektywy Sofie trochę mi się dłużyła - była solidna, bardzo bohmanowska, ale cierpliwie czekałam, aż dotrę do drugiej części książki, nauczona twistem z "Tej drugiej". I początkowo byłam rozczarowana, dostrzegłszy, że narratorem staje się Gunnar. Jednak to czytając jego część, trudno mi się było oderwać, nawet gdy przynudzał, i to ona wycisnęła ze mnie parę łezek.
Czy oni oboje byli pretensjonalni? Być może. Czy te parę łezek popłynęło trochę po taniości? Być może. Czy jest tu coś odkrywczego? Niekoniecznie. Ale czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie.
Biorę tę powieść z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Poprzednie jej książki przyzwyczaiły mnie już do tego, że Bohman pisze o emocjach i przemyśleniach, które są również moje, ale nie umiem ich dobrze ubrać w słowa. Za to ona potrafi, przez co jej bohaterki, uczucia, refleksje są mi bliskie, czasem wręcz niekomfortowo.
Ta tendencja utrzymuje się również w "Andromedzie", której akcja dodatkowo dzieje się w wydawnictwie, a...
O typie, co rzucił wszystko i z zającem wyjechał na fińską prowincję.
Bardzo fajna rzecz, trochę zabawna, trochę złośliwa, jednym słowem - pocieszna. A przy tym wzbudzająca trochę tęsknotę za jakimś prostszym światem, nie zżartym jeszcze przez kapitalizm, gdzie jest więcej wolności, więcej życzliwości i więcej szacunku do natury.
Może nie trzeba, ale jak najbardziej można.
O typie, co rzucił wszystko i z zającem wyjechał na fińską prowincję.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBardzo fajna rzecz, trochę zabawna, trochę złośliwa, jednym słowem - pocieszna. A przy tym wzbudzająca trochę tęsknotę za jakimś prostszym światem, nie zżartym jeszcze przez kapitalizm, gdzie jest więcej wolności, więcej życzliwości i więcej szacunku do natury.
Może nie trzeba, ale jak najbardziej można.