-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2022-09-23
2024-04-19
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie jest Holic, mówiący o tym, że nikt nie jest samotną wyspą, ukazujący niebezpieczeństwa hiperniezależności i zaznaczający, jak bardzo człowiek potrzebuje wspólnoty, a później - traktujący o żałobie. Wszystko tu gra - relacje Watanukiego z Yuuko, Yuuko z Doumekim, Doumekiego z Watanukim. Clamp je niuansuje i się nie śpieszy, przez co więzi ewoluują bardzo naturalnie. Jestem też totalną fanką Himawari - jeśli konstruować love interest dla głównego bohatera, to tylko tak.
Osobna sprawa to cała paranormalna otoczka Holica. Uwielbiam, jak mangaczki wykorzystują różne youkai, ogrywają przesądy, wykorzystują japoński folklor, zarówno w kontekście klientów Yuuko, jak i postaci, które spotyka Watanuki.
Bardzo podoba mi się też, że Clamp nie wpada tu w spiralę przepowiedni, przeznaczeń i klonów, jak to zrobił w Tsubasie. Jest tu oczywista mowa o nieuchronności pewnych wydarzeń, ale ponownie - jest to nieprzytłaczająca skala mikro. Same nawiązania do TRC są miłymi easter eggami dla osób, które znają obie serie. Nieznajomość Tsubasy może przeszkadzać w okolicach 3/4 mangi, ale nie jest nie do przeskoczenia.
Jeśli coś mnie tu uwiera, to ostatnie rozdziały, te z serii Rou. Czuć, że jest to taki przeciągnięty epilog, może i potrzebny, ale jednak mniej angażujący. Samo zakończenie uważam jednak za idealne. Totalnie złamało mi serce, ale jest idealne.
Poza tym graficznie Clamp oczywiście dowozi, nawet jeśli nie jestem fanką ich nowszej, bardziej miękkiej kreski z rozdziałów z Rou, i cóż mogę powiedzieć. Wspaniała rzecz, 200 rozdziałów mija jak z bicza strzelił, jest śmieszno, jest wzruszająco, jest dreszczyk. Wszystko się zgadza.
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie...
2022-04-19
Nie spodziewałam się po tej książce, że aż tak mnie oczaruje, a jednak. Trudno mi nawet stwierdzić, czym mnie ujęła, ale czytałam z prawdziwą przyjemnością i teraz mi przykro, że już skończyłam. A to dla mnie ważny wyznacznik.
Zaskakująco mało przeszkadzały mi liczne niedomówienia, kilka dłużyzn też nie było jakimś problemem. Bardzo spodobała mi się narracja i prowadzenie historii, i muszę przyznać, że "Klara i Słońce" to zdecydowanie mój typ sci-fi. Niby technologia, niby mało różowa przyszłość, ale z nakierowaniem na emocje i relacje międzyludzkie. Obyło się też bez topornego filozofowania na temat człowieczeństwa i moralności, co dla mnie zawsze jest na plus.
W czasie czytania miejscami towarzyszył mi niepokój, od połowy bałam się zakończenia, ale to na szczęście przyniosło ulgę. I wycisnęło parę łezek.
I były to dobre łezki.
Nie spodziewałam się po tej książce, że aż tak mnie oczaruje, a jednak. Trudno mi nawet stwierdzić, czym mnie ujęła, ale czytałam z prawdziwą przyjemnością i teraz mi przykro, że już skończyłam. A to dla mnie ważny wyznacznik.
Zaskakująco mało przeszkadzały mi liczne niedomówienia, kilka dłużyzn też nie było jakimś problemem. Bardzo spodobała mi się narracja i prowadzenie...
2023-11-19
Ta książka dała mi wszystko, czego od niej oczekiwałam, a nawet i więcej. Jasne, w wielu miejscach się brzydko zestarzała, jak chociażby w podejściu do choroby Shoko, ogólnie zdrowia kobiet czy w rozmowach o homoseksualności, ale wciąż jest to cudny drobiazg o emancypacji i zadbaniu o swoje szczęście, nawet na przekór oczekiwaniom bliskich i społeczeństwa.
Nie jestem pewna, czy obsypałabym ją nagrodami, ale wiem, że będę ją wspominać z uśmiechem na ustach i to mi wystarczy.
Ta książka dała mi wszystko, czego od niej oczekiwałam, a nawet i więcej. Jasne, w wielu miejscach się brzydko zestarzała, jak chociażby w podejściu do choroby Shoko, ogólnie zdrowia kobiet czy w rozmowach o homoseksualności, ale wciąż jest to cudny drobiazg o emancypacji i zadbaniu o swoje szczęście, nawet na przekór oczekiwaniom bliskich i społeczeństwa.
Nie jestem...
2022-05-09
Obawiałam się, że to będzie ciężka lektura. Pełna angstu, różnej przemocy, niezrozumienia. Niepokoju, jaki budzi zestawienie słów "queer w Rosji".
Tymczasem, choć zaczęło się trudno, nie było tak "źle". Fakt, książka ma momenty, przez które przechodziło mi się ciężko, trochę ściskało gardło, bardzo bałam się o bohaterów. Nie zmienia to jednak faktu, że "Dni naszego życia" to głównie rzecz o dorastaniu. Konfliktach w rodzinie, która nie może zwyczajnie funkcjonować w społeczeństwie, zderzeniu pomiędzy domowym gniazdkiem a światem zewnętrznym, pierwszych sympatiach, wybuchach hormonów podsyconych zaburzeniami psychicznymi. Ileż tu nastoletniego angstu!
Ale też ile tu miłości i czułości. Wspierania się. Sporów, które nie wynikają z niechęci, ale braku umiejętności komunikowania się. Wzajemnego zrozumienia, które przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach. I to te chwile autor daje nam jako okazję do oddechu od niepokojącego "zewnętrza", gdzie co drugą stroną czytelnik boi się, co Miki zrobi i jakie to będzie mieć konsekwencje. To też sprawia, że tempo powieści jest takie w sam raz - czytelnik nadal tkwi w rosyjskiej duchocie, ale te przebłyski czułości sprawiają, że wciąż tli się w nim nadzieja na lepszą przyszłość.
Podobała mi się też ta ograniczona perspektywa głównego bohatera, który wszystkie poważniejsze rozmowy podsłuchuje zza drzwi albo przedstawia mu się tylko efekt końcowy. Ileż niedopowiedzeń to pozostawia. Najbardziej mnie uderzyło, jak musi czuć się Lew, gdy we wszystkich kontaktach ze szkołą czy domem dziecka, tylko Sława może reprezentować ich rodzinę, a on nie ma nawet szansy go w tym odciążyć. Autor nie wspomina o tym ani słowem, ale w mojej głowie ruszył ciąg myśli. I w całej książce jest jeszcze kilka takich sytuacji.
Mam zagwozdkę, bo do tej pory moim faworytem z Tęczowej Serii było "Po lecie wszystko będzie inaczej". Tymczasem "Dni..." wbiły na podium z pełnym impetem i hm, chyba te dwie pozycje będą musiały się podzielić najwyższym stopniem.
Obawiałam się, że to będzie ciężka lektura. Pełna angstu, różnej przemocy, niezrozumienia. Niepokoju, jaki budzi zestawienie słów "queer w Rosji".
Tymczasem, choć zaczęło się trudno, nie było tak "źle". Fakt, książka ma momenty, przez które przechodziło mi się ciężko, trochę ściskało gardło, bardzo bałam się o bohaterów. Nie zmienia to jednak faktu, że "Dni naszego...
2021-10-13
Wow. Nie pamiętam chyba, kiedy ostatnio czytałam książkę z taką przyjemnością. I to nie z przyjemnością dlatego, że lubię bohaterów, że akcja płynie wartko, intryga jest ciekawa, świat dobrze zbudowany albo po prostu eskapizm się zgadza. Czytanie "Cukrów" to był jakiś taki inny rodzaj przyjemności. Taki, że jak musiałam schować książkę i wysiąść z autobusu, żeby iść do pracy, to najnormalniej było mi przykro.
Jest coś urzekającego w tej książce, ale takiego niewymuszenie urzekającego, świeżego, intrygującego. Język Kotas jest plastyczny, budowane przez nią obrazy barwne, trochę dobrze znane, trochę wyjątkowe. Wszystkie zbudowane z serii szczegółów, niby nieoczywistych, a przecież idealnie pasujących do siebie, do konwencji, do postaci narratorki.
Porwał mnie światy Doroty Kotas. Jej Warszawa, jej Garwolin, jej dom, jej kotasy. Na tyle, że "Pustostany" z automatu lądują na liście do przeczytania, a wszystkim kolejnym książkom autorki będę się bacznie przyglądać.
Wow. Nie pamiętam chyba, kiedy ostatnio czytałam książkę z taką przyjemnością. I to nie z przyjemnością dlatego, że lubię bohaterów, że akcja płynie wartko, intryga jest ciekawa, świat dobrze zbudowany albo po prostu eskapizm się zgadza. Czytanie "Cukrów" to był jakiś taki inny rodzaj przyjemności. Taki, że jak musiałam schować książkę i wysiąść z autobusu, żeby iść do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-31
Jakoś tak się złożyło, że o Królewcu słyszałam przez całą swoją edukację, ale nigdy nie połączył mi się w głowie z jakimś konkretnym miejscem. Pozostawał więc takim miastem-mitem, że no, był w przeszłości, potem nagle zniknął i co się z nim stało, to w sumie jakoś mało mnie interesowało (na tyle mało, że nigdy nie spytałam o niego Google). Dlatego przez pierwszy rozdział "Miasta bajki" trwałam w szoku, próbując połączyć sobie mityczny Królewiec, gdzie Kochanowski, drukarnie, Zygmunt August z Kaliningradem, dokąd moi kuzyni jeździli po paliwo i skąd Rosjanie przyjeżdżali na zakupy do rodzinnych okolic moich rodziców.
Gdy już przeszedł mi ten szok, totalnie zanurzyłam się w reportażu Pauliny Siegień. Autorka konstruuje całość i każdą część z osobna tak, że przez pierwsze parę stron człowiek czyta i zastanawia się, po co mu ta garść informacji rzucona tak znienacka, bez kontekstu. A potem doczytuje i łapie kontekst, i widzi wizję, i zaczyna ufać twórczyni, i jest zachwycony. Jeśli początkowo nie grzeje go temat, to Siegień umie zaciekawić i sprawić, że nagle orientujesz się, że wciągnęła cię historia remontu lotniska.
Jest trochę historii, trochę rozmów z osobami pozostającymi z Kaliningradem w różnych relacjach. Przyjezdnymi, rodowitymi, tymi, którzy wybrali to miasto na swój dom i tymi, którzy widzą w nim tylko przystanek. Tymi, którzy o nie walczą i tymi, którzy dali spokój. Ciekawe, zawiłe, trochę rozbijające stereotypy na temat Rosjan.
Bardzo się cieszę, że czeluści Internetu podsunęły mi tę książkę i mogłam rozszerzyć swoją banieczkę. Proszę czytać.
Jakoś tak się złożyło, że o Królewcu słyszałam przez całą swoją edukację, ale nigdy nie połączył mi się w głowie z jakimś konkretnym miejscem. Pozostawał więc takim miastem-mitem, że no, był w przeszłości, potem nagle zniknął i co się z nim stało, to w sumie jakoś mało mnie interesowało (na tyle mało, że nigdy nie spytałam o niego Google). Dlatego przez pierwszy rozdział...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-09
Na "Maurycego" pierwszy raz natknęłam się w opracowaniu Ewy Chudoby "Literatura i homoseksualność" jakieś sześć lat temu. Wtedy dodałam tę książkę do listy do przeczytania i tak przez te lata sobie na niej przeleżała (ni to kupić, ni to wypożyczyć, no nie było jak i skąd). Czasem miałam ochotę ją usunąć, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. I chwała temu czemuś.
Bo totalnie urzekła mnie ta książka. A nie jest to jakieś dzieło wybitne, wywrotowe, napisane tak, że kapcie spadają albo jakoś strasznie poruszające. Jest dokładnie tym, co wynika z opisu - mamy młodego homoseksualnego mężczyznę, początek XX wieku w Wielkiej Brytanii. Konflikt między swoimi uczuciami a heteronormą. Trochę buntu, trochę bólu istnienia. Dyskusje dwudziestolatków na temat hellenizmu czy różnic klasowych. Nudne spotkania towarzyskie. "Drogich sobie przyjaciół".
A do tego dużo czułości. Trochę samotności. Zapach deszczu i przytulne wnętrza. Subtelności i niedopowiedzenia, właśnie w stylu obyczajowości sprzed stu lat. Jednocześnie język nie jest jakiś kwiecisty, nie trzeba się przedzierać przez akapity opisów przyrody ani czytać pompatycznych dialogów.
Uwielbiam też zakończenie. I posłowie autora, napisane prawie 50 lat po napisaniu powieści, które mnie jednocześnie zaskoczyło swoją trzeźwością i wzruszyło, gdy poznałam spojrzenie Forstera na całą historię.
Słowem, które będzie mi się kojarzyło z tą lekturą, jest "emancypacja". Bo bardzo mi się spodobała ta emancypacja Maurycego.
Na "Maurycego" pierwszy raz natknęłam się w opracowaniu Ewy Chudoby "Literatura i homoseksualność" jakieś sześć lat temu. Wtedy dodałam tę książkę do listy do przeczytania i tak przez te lata sobie na niej przeleżała (ni to kupić, ni to wypożyczyć, no nie było jak i skąd). Czasem miałam ochotę ją usunąć, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. I chwała temu czemuś.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBo totalnie...