-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-18
2024-05-13
2024-04-26
Co za koncertowo zmarnowany potencjał.
Ta książka niczym przy sobie nie trzyma. Kreacja świata to odhaczanie kolejnych lokacji, które niezbyt się od siebie różnią - mamy dużo wąskich uliczek, jezior, stawów, lotosów, mostów, pawilonów i przestronnych budynków. W pewnym momencie też straciłam orientację, czy wciąż jesteśmy pod wodą, skoro po niebie pływają wieloryby, czy jednak w równoległym świecie, skoro padają deszcze niespokojne. Koreańskiej mitologii też wydaje się tu tyle, ile kot napłakał, ale nie znam jej na tyle dobrze, by się rozeznać, co jest mitologiczne, a co stylistyczno-orientalistyczne.
Nie siada też fabuła, bo ma dziwne tempo (albo 10 rozdziałów rozgrywających się jednego dnia, albo 10 dni mijających w jednym akapicie), do połowy nie wiadomo, o co chodzi i jaki mamy cel, a od połowy dostajemy na przemian wizje, płacz albo rozpierduchę. Ta książka mogłaby być połowę krótsza i być może wyszłoby jej to na dobrze. Wątek rodzinny jest naiwny, ale jakoś wychodzi, natomiast romantyczny... Dawno nie widziałam tak słabo zbudowanej relacji, bez krzty chemii, poznawania się czy wspólnych cech.
Pomyślałby kto - skoro świat i fabuła leżą, to może bohaterowie? Otóż nie. Główna bohaterka ma być silna i niezależna, ale wrażliwa i o dobrym sercu, co w tym przypadku skutkuje postacią, która nie ogarnia świata wokół niej, a potem płacze z rozczarowania, gdy coś jej nie wyjdzie. Jej love interest jest płaski i rozbawiony charakteru, natomiast reszcie rozdano po dwie cechy na głowę. Poza tym wszyscy męscy bohaterowie są w tej książce piękni, młodzi i ciemnowłosy, i to do tego stopnia, że zlewają się w jedną masę, natomiast bohaterki są śliczne i mają warkocze. Albo są staruszkami.
Czy ta książka ma zalety? Tak, piękną okładkę. I krótkie rozdziały, dzięki którym czyta się szybko, nawet mimo tłumaczenia, które chyba kuleje, i garści soczystych literówek. "Dziewczyna, która skoczyła..." bardzo chce być filmem Ghibli, ale te jakieś swoje braki mogą nadrobić animacją czy muzyką. Ta książka nie ma czym tego zrobić - ani językiem, ani atmosferą, ani relacjami. A szkoda.
Co za koncertowo zmarnowany potencjał.
Ta książka niczym przy sobie nie trzyma. Kreacja świata to odhaczanie kolejnych lokacji, które niezbyt się od siebie różnią - mamy dużo wąskich uliczek, jezior, stawów, lotosów, mostów, pawilonów i przestronnych budynków. W pewnym momencie też straciłam orientację, czy wciąż jesteśmy pod wodą, skoro po niebie pływają wieloryby, czy...
2024-04-19
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie jest Holic, mówiący o tym, że nikt nie jest samotną wyspą, ukazujący niebezpieczeństwa hiperniezależności i zaznaczający, jak bardzo człowiek potrzebuje wspólnoty, a później - traktujący o żałobie. Wszystko tu gra - relacje Watanukiego z Yuuko, Yuuko z Doumekim, Doumekiego z Watanukim. Clamp je niuansuje i się nie śpieszy, przez co więzi ewoluują bardzo naturalnie. Jestem też totalną fanką Himawari - jeśli konstruować love interest dla głównego bohatera, to tylko tak.
Osobna sprawa to cała paranormalna otoczka Holica. Uwielbiam, jak mangaczki wykorzystują różne youkai, ogrywają przesądy, wykorzystują japoński folklor, zarówno w kontekście klientów Yuuko, jak i postaci, które spotyka Watanuki.
Bardzo podoba mi się też, że Clamp nie wpada tu w spiralę przepowiedni, przeznaczeń i klonów, jak to zrobił w Tsubasie. Jest tu oczywista mowa o nieuchronności pewnych wydarzeń, ale ponownie - jest to nieprzytłaczająca skala mikro. Same nawiązania do TRC są miłymi easter eggami dla osób, które znają obie serie. Nieznajomość Tsubasy może przeszkadzać w okolicach 3/4 mangi, ale nie jest nie do przeskoczenia.
Jeśli coś mnie tu uwiera, to ostatnie rozdziały, te z serii Rou. Czuć, że jest to taki przeciągnięty epilog, może i potrzebny, ale jednak mniej angażujący. Samo zakończenie uważam jednak za idealne. Totalnie złamało mi serce, ale jest idealne.
Poza tym graficznie Clamp oczywiście dowozi, nawet jeśli nie jestem fanką ich nowszej, bardziej miękkiej kreski z rozdziałów z Rou, i cóż mogę powiedzieć. Wspaniała rzecz, 200 rozdziałów mija jak z bicza strzelił, jest śmieszno, jest wzruszająco, jest dreszczyk. Wszystko się zgadza.
W zeszłe lato, gdy czytałam ponownie Tsubasa Reservoir Chronicle, nadrabiałam X i Kobato, nie powiedziałabym, że ze znanych mi mang Clampa to właśnie xxxHolic będzie moją ulubioną. A tu proszę.
Bo widocznie tak jak doceniam wielkie, epickie, wielowątkowe historie, tak bliżej mojego serca są jednak te kameralne, opierające się na relacjach. A niespodziewanie taką właśnie...
2024-04-14
7,5
Bardzo fajny zbiór. Lekki, wdzięczny, empatyczny, przyjemny, ale przy tym niegłupi. Przyjemnie odpływa w surrealizm, mimo to mocno zostając w naszej rzeczywistości. Suszczyńska wplata elementy autobiograficzne, jednak unika konfesyjności, więc nie jest kolejnym smutnym milenialsem. Zamiast tego mamy diamentowe prosięta, mówiące boczniaki i prawosławne obozy konne, co biorę z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Idealna lektura na wiosnę.
7,5
Bardzo fajny zbiór. Lekki, wdzięczny, empatyczny, przyjemny, ale przy tym niegłupi. Przyjemnie odpływa w surrealizm, mimo to mocno zostając w naszej rzeczywistości. Suszczyńska wplata elementy autobiograficzne, jednak unika konfesyjności, więc nie jest kolejnym smutnym milenialsem. Zamiast tego mamy diamentowe prosięta, mówiące boczniaki i prawosławne obozy konne, co...
2024-04-09
7,5
Podchodziłam do niej nieufnie, bojąc się, że to będzie kolejne jojczenie zagubionego milenialsa albo następna surrealistyczno-symboliczna historia o końcu świata.
Na szczęście nic z tych rzeczy. Jest trochę jojczenia, fakt, ale jest tu głównie zgrabne zebranie wszystkich naszych lęków związanych z kryzysem klimatycznym, wchodzeniem technologii w nasze życia, urbanizacją, a w to wszystko włożony paranoiczny, niewiarygodny bohater.
I tak, miejscami bywa nudno i nie wiem, co myślę o końcówce, ale nie umiem się na tę książkę gniewać. Bo wciąż jest to dla mnie rzecz świeża i na pewno przystępniej podana niż chociażby "Zaklinanie węży w gorące wieczory" Małgorzaty Żarów.
7,5
Podchodziłam do niej nieufnie, bojąc się, że to będzie kolejne jojczenie zagubionego milenialsa albo następna surrealistyczno-symboliczna historia o końcu świata.
Na szczęście nic z tych rzeczy. Jest trochę jojczenia, fakt, ale jest tu głównie zgrabne zebranie wszystkich naszych lęków związanych z kryzysem klimatycznym, wchodzeniem technologii w nasze życia,...
2024-04-06
2024-04-03
Językowo ciekawa, można by o niej zrobić zajęcia na polonistyce. Fabularnie - czekam, aż milenialsi pokończą terapie i zaczną pisać o czymś nowym.
Językowo ciekawa, można by o niej zrobić zajęcia na polonistyce. Fabularnie - czekam, aż milenialsi pokończą terapie i zaczną pisać o czymś nowym.
Pokaż mimo to2024-03-29
Krótka, osobliwa rzecz o przeciekawym punkcie wyjścia i świeżej perspektywie, ale niewiele wychodząca poza to. Jakby pomysłu starczyło tylko na dwa rozdziały, a potem trzeba było coś na szybko wymyślić.
Krótka, osobliwa rzecz o przeciekawym punkcie wyjścia i świeżej perspektywie, ale niewiele wychodząca poza to. Jakby pomysłu starczyło tylko na dwa rozdziały, a potem trzeba było coś na szybko wymyślić.
Pokaż mimo to
Nie są to ani moje rejony geograficznie, ani nieszczególnie są mi bliskie horror i makabra. A mimo to ten zbiór opowiadań (a właściwie zbiory?) bardzo mi siadł.
Bardziej podobały mi się opowiadania z pierwszej części książki, gdzie było bardziej intrygująco, może bardziej krwawo i zakończenia wydawały się bardziej w punkt. Druga połowa, choć równie interesująca, składa się z historii, które czasem się wręcz urywają i rzadko pozostawiają poczucie satysfakcji. Mimo to każdą historią Enriquez była wstanie mnie zainteresować już od pierwszych zdań i utrzymać mnie przy czytaniu tak samo zainteresowaną.
Jej Argentyna jest pełna zjaw, okrucieństwa, biedy, brudu, duchoty, potu, szemranych dzielnic, opuszczonych domów, niepokojących rytuałów, okaleczonych dzieci, ludzi żyjących na ulicach. To na nich autorka kieruje obiektyw, gdy akurat nie utrzymuje go na swoich narratorkach - kobietach w różnym wieku i o różnym statusie, bardziej lub mniej wiarygodnych, bardziej lub mniej skonfliktowanych ze światem lub samymi sobą. Bo tak naprawdę "Niebezpieczeństwa..." są częściowo opowiadaniami grozy o duchach, wizjach, powracających zmarłych, ale równie mocno pozostają przy samym człowieku i demonach, które owszem, są, ale w jego głowie.
Nie jest to miłość, ale Enriquez ma moją uwagę i moje zainteresowanie. Nie ukrywam, że sięgnęłam po ten zbiór jako po wprawkę przed "Naszą częścią nocy" i teraz czuję się lepiej przygotowana na spotkanie z tamtą powieścią.
Nie są to ani moje rejony geograficznie, ani nieszczególnie są mi bliskie horror i makabra. A mimo to ten zbiór opowiadań (a właściwie zbiory?) bardzo mi siadł.
więcej Pokaż mimo toBardziej podobały mi się opowiadania z pierwszej części książki, gdzie było bardziej intrygująco, może bardziej krwawo i zakończenia wydawały się bardziej w punkt. Druga połowa, choć równie interesująca, składa...