-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-10-15
"Współczesna rodzina", Helgi Flatland to rzecz o dzisiejszej, wielkomiejskiej rzeczywistości.
To portret rodziny rozpisany na kilka głosów jej członków, próba określenia rodzinnych zależności i odpowiedzi na pytanie, co oprócz genów, wspólnych wspomnień, rodzinnych kodów kulturowych i oczywiście, rodzinnych majątków, trzyma grupę ludzi we wspólnocie. I czy w dzisiejszym świecie dążącym do atomizacji, promującym egocentryczne postawy, to spoiwo jest wystarczająco silne, aby utrzymać rodzinę blisko siebie, dać rzeczywiste wsparcie jej członkom.
I dlaczego jesteśmy tak samotni, zamknięci w swoich emocjonalnych bańkach nawet wśród ludzi najbliższych, czy na pewno najbliższych?
Dużo tych pytań powstało w mojej głowie, co niechybnie oznacza, że lektura była dobra.
Czytając czułam unoszącego się nad tekstem ducha Ingmara Bergmana, cytat z mojego ulubiony filmu, „Scen z życia małżeńskiego”, mógłby być podsumowaniem tej książki.
"Powiem ci teraz coś bardzo banalnego. Jeżeli chodzi o nasze uczucia, to jesteśmy kompletnymi analfabetami. Jest to smutny fakt i nie dotyczy on tylko ciebie i mnie, ale wszystkich. Uczymy się wszystkiego, co dotyczy ciała, ale ani słowa o duszy. Nasza wiedza o nas samych i naszych bliźnich jest przerażająco mała".
"Współczesna rodzina", Helgi Flatland to rzecz o dzisiejszej, wielkomiejskiej rzeczywistości.
To portret rodziny rozpisany na kilka głosów jej członków, próba określenia rodzinnych zależności i odpowiedzi na pytanie, co oprócz genów, wspólnych wspomnień, rodzinnych kodów kulturowych i oczywiście, rodzinnych majątków, trzyma grupę ludzi we wspólnocie. I czy w dzisiejszym...
Zmagałam się z tą książką dwa miesiące, to jedno z moich najtrudniejszych literackich doświadczeń, trudność ukryta jest zarówno w przywołanym temacie, jak i w samej konstrukcji narracji. „Piękne zielone oczy” to opowieść o jednej z milionów ofiar II Wojny Światowej, o ofierze najstraszniejszej, bo złożonej przez piętnastoletnie dziecko, Żydówkę, na oczach której ojciec popełnia samobójstwo, matka ginie w komorze gazowej Auschwitz-Birkenau, a ona trafia do przyfrontowego burdelu. Choć na jej ciele wytatuowano „fronthure”, frontowa dziwka, to jej doświadczenie, nie jest prostytucją, ale codziennym pasmem gwałtów, dzienny limit określony dla tego dziecka to dwunastu niesprawiedliwych niekiedy piętnastu. Zapłatą za to piekło na ziemi jest darowanie życia na kolejny dzień, kilka spokojnych, nocnych godzin, na porachowanie i zabliźnienie ran, nadzieja na przetrwanie.
Nie sposób towarzyszyć bohaterce w jej traumie, tym bardziej, że świadectwo swoje relacjonuje w zdystansowany, chłodny, a nawet lodowaty sposób, jak człowiek zbyt długo ukrywający prawdę o swoim pochodzeniu i balansujący na skraju załamania nerwowego, uważając na każde słowo, aby nie stało się przysłowiową kroplą, która przeleje czarę emocjonalnego napięcia i uruchomi zwierzęce wycie. Ale pomimo tego, że każde zdanie jest ciche i dokładnie cyzelowane, to i tak staje się wyraźnym oskarżeniem wobec całej ludzkość o bestialstwo, bo winny jest każdy, ten który działał i ten, który stał obojętny. Są też pytania na które nie sposób znaleźć odpowiedzi, o to gdzie był, albo gdzie nie było Boga, jak żyć gdy nie wierzy się już w nic, o granicę upodlenia, jak odbudować siebie na nowo, gdy pozostała już tylko pusta skorupa, naczynie na nieprawość oprawców?
I najstraszniejsze pytanie, jak wybaczyć sobie to, że się przeżyło, czy z taką winą można żyć?
To ważny głos w wielkiej sprawie prawdy o Holokauście, przeciwwaga dla coraz częściej pojawiającej się około obozowej powieści obyczajowej, znacie te wszystkie tanie historie typu, „Tatuażysta, Kołysanka, Położna, Anioł, Bibliotekarka… z Auschwitz”, dla mnie to niegodne nadużycie pamięci ofiar w służbie literackiego marketingu.
I jeszcze jedn, nie potrafię polecić nikomu tej książki, to trzeba przeczytać na własną odpowiedzialność, mogę tylko przestrzec, będzie ciężko.
Zmagałam się z tą książką dwa miesiące, to jedno z moich najtrudniejszych literackich doświadczeń, trudność ukryta jest zarówno w przywołanym temacie, jak i w samej konstrukcji narracji. „Piękne zielone oczy” to opowieść o jednej z milionów ofiar II Wojny Światowej, o ofierze najstraszniejszej, bo złożonej przez piętnastoletnie dziecko, Żydówkę, na oczach której ojciec...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Maria Jarema, ARTYSTA TOTALNY, nie przez przypadek użyłam męskiego rodzaju, choć najchętniej w Jej przypadku, powinien być ustalony inny, ponad płciowymi podziałami, rodzaj.
Ze stron biografii wyłania się postać silnej, niezależnej kobiety, która jednak nie ogrywa w żaden sposób swojej kobiecości, nie kokietuje, nie udaje słabszej, nawet Jej surowy, prosty strój, wysyła sygnał o bezwzględnej szczerości i bezpośredniości, ale obnaża w ten sposób wystudiowane pozy innych. Pomimo tej szorstkości, Marysia, rozkochuje w sobie ludzi na zabój, Jej charyzma przebija się na każdej stronie książki, wystarczy zobaczyć postać odtrąconego kochanka, który do końca jest bliskim przyjacielem domu, szaleńczo zakochanego Kornela Filipowicza skomlącego o ślub, czy w końcu, bliźniaczą siostrę, Nunę, która po śmierci Marii, zapada na tę samą chorobę, ale odmawia sobie prawa do życia bez siostry i wkrótce umiera.
Wydaje się, że jedynym motorem i celem życia Jaremianki jest potrzeba tworzenia, a do tego niezbędna jest wolność absolutna, jak sama napisze, „sztuka rodzi się z wolności myślenia”. Ale ta wolność ma cierpki smak, bo malarka poniekąd wyrzeka się macierzyństwa, oddając swego jedynego syna pod opiekę innym, matce, siostrze, przyjaciołom, czy potrafię zrozumieć takie wyrzeczenie, uczynione kosztem dziecka? Nie muszę, bo do Marii nie przystają zwykłe normy społeczne, Ona jest ponad. I tak, przyznaję się do tego, że czuję fascynację Jej osobą, od czasu gdy mieszkając w Krakowie, co rusz natykałam się na Jej ślady.
W swojej genialnej książce Agnieszka Dauksza stawia fundamentalne pytanie, gdzie jest Maria? a ja chyba znam odpowiedź, jest w umysłach i sercach tych, którzy do dziś są Nią zafascynowani, i w oczach patrzących na Jej dzieła.
Maria Jarema, ARTYSTA TOTALNY, nie przez przypadek użyłam męskiego rodzaju, choć najchętniej w Jej przypadku, powinien być ustalony inny, ponad płciowymi podziałami, rodzaj.
Ze stron biografii wyłania się postać silnej, niezależnej kobiety, która jednak nie ogrywa w żaden sposób swojej kobiecości, nie kokietuje, nie udaje słabszej, nawet Jej surowy, prosty strój, wysyła...
"Wszystkie spokojne loty są do siebie podobne, każdy niespokojny lot jest niespokojny na swój sposób".
"Anomalia", Hervé Le Telliera, drodzy Państwo, co tu się zadziałało, tego nawet MATRIX nie ogarnie, choć nie jest to literatura piękna, to jednak mamy sprawną narrację, która od pierwszej strony okazuje się niezwykle ekscytująca, jej fabuła jest polifoniczna i szybka, a dodatkowo ta lekka forma stawia wiele ważkich, filozoficznych pytań.
Zawiązaniem akcji jest lot na trasie Paryż Nowy Jork, który po silnych turbulencjach kończy się lądowaniem w marcu 2021 roku. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że trzy miesiące później, sytuacja się powtarza i ten sam samolot, z tymi samymi pasażerami ląduje ponownie, powstaje pytanie, co zrobić z 240 sobowtórami, genetycznymi duplikatami, jak wytłumaczyć sobie i światu tę anomalię.
Poznajemy kilku bohaterów feralnego lotu, wchodzimy w ich rzeczywistość, mamy tu niespełnionego pisarza, który wskutek samobójczej śmierci nie dożył spotkania ze swoim duplikatem, teraz ma szansę na zmartwychwstanie; podstarzałego architekta walczącego o uczucie młodszej partnerki, który w swojej drugiej odsłonie widzi szansę na uniknięcie rozstania, umierającego na raka pilota, dostającego szansę na terapię antynowotworową, samotną matkę, zazdrosną o miłość swojego dziecka do siebie drugiej, molestowaną sześciolatkę, odstającą szansę na zrzucenie ciężaru tajemnicy.
Ten samolot pełen genetycznych duplikatów otwiera przed Hervé Le Tellier nieskończoną ilość kombinacji rozwiązań, to literacki majstersztyk, humorystyczny, urzekający, przemyślany egzystencjalizm, tym bardziej, że zakończenie przenosi powieść na kolejny poziom abstrakcji, bo "Kiedy siedem miliardów ludzi odkrywa, że być może nie istnieje, sprawy naprawdę się komplikują
"Wszystkie spokojne loty są do siebie podobne, każdy niespokojny lot jest niespokojny na swój sposób".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Anomalia", Hervé Le Telliera, drodzy Państwo, co tu się zadziałało, tego nawet MATRIX nie ogarnie, choć nie jest to literatura piękna, to jednak mamy sprawną narrację, która od pierwszej strony okazuje się niezwykle ekscytująca, jej fabuła jest polifoniczna i szybka, a...