-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant6
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński45
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać426
Biblioteczka
2020-10-11
2020-12-28
Kiedy przez całe życie musisz udowadniać, kim naprawdę jesteś
Moi drodzy, nigdy nie ukrywałam przed Wami tego, że od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo. Już jako dziecko, kiedy zaczęłam dostrzegać swoje pewne ograniczenia, zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem „inna” niż dzieci i dorośli w moim otoczeniu. Na szczęście dorastałam w rodzinie, w której nieustannie powtarzano mi, że prawdziwą wartością każdego z nas jest to, jakimi jesteśmy ludźmi, to co skrywamy w sercu oraz to, co osiągniemy wytrwałą i uczciwą pracą. To jak wyglądamy, jak się poruszamy, jakiego wyznania, czy koloru skóry jesteśmy, nie ma żadnego znaczenia i w żadnej mierze nie definiuje nikogo z nas. Mając kilka lat, mocno wierzyłam, że wszyscy ludzie tak właśnie myślą, a świat jest bardzo przyjazny. Niestety już w szkole przekonałam się, że moje wyobrażenia o akceptacji odmienności mają się nijak z rzeczywistością. Z perspektywy czasu jestem w stanie to zrozumieć jeśli chodzi o inne dzieci, które z racji młodego wieku mogą wielu rzeczy nie rozumieć. Natomiast jest mi bardzo przykro, kiedy to dorośli patrzą na ludzi poprzez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i braku tolerancji.
Nie poruszam jednak tego, jakże ważnego tematu tylko ze względu na własną osobę, ale także ze względu na przeczytaną przeze mnie ostatnio książkę Pani Wandy Szymanowskiej „Ojej, Murzynka!”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Główną bohaterką powieści jest Zuzanna Zakrzewska młoda, Polka o egzotycznej urodzie. Dziewczyna jest owocem związku Polki i Kenijczyka. To właśnie genom ojca zawdzięcza swój ciemny kolor skóry, przez który spotyka ją wiele przykrości i upokorzeń. Choć urodziła się i wychowała w Polsce, nigdy nie poczuła się tu w pełni akceptowana. Ona sama z dumą mówi o tym, że jest Polką, lecz ludzie wokół niejednokrotnie w bardzo bolesny i dobitny sposób dają jej odczuć, że nigdy nie uznali jej za swoją.
W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, nasza bohaterka odbiera dyplom doktora nauk humanistycznych. Wypełnia ją ogromna radość, ponieważ tylko ona wie, jak wiele starań, wysiłku i pracy włożyła w to, aby teraz móc cieszyć się tą wyjątkową chwilą. To nie koniec punktów na liście jej osiągnięć. Jest bowiem również właścicielką szkoły językowej dla cudzoziemców. Niestety nie ma nikogo, z kim mogłaby dzielić satysfakcję ze swoich osiągnięć i w oczach kogo mogłaby zobaczyć uznanie dla tego, co robi. Ludzie nie dostrzegają nic poza kolorem jej skóry, który to według społeczeństwa sam w sobie kwalifikuje ją jako tą gorszą.
Wszystko, co spotyka Zuzannę, jest powodem rodzących się w jej sercu wielu pytań dotyczących tego, kim tak naprawdę jest.
Nie ma lepszego miejsca, aby uzyskać odpowiedź na tak postawione pytanie, niż kraj taty, gdzie udaje się na zasłużone wakacje. Czytelnik wspólnie z Zuzanną poznaje prawdziwe, codzienne życie tamtejszej ludności. Życie zupełnie inne od tego, które możemy dostrzec jako zwykli turyści. Trudne, wymagające wielu wyrzeczeń i ciężkiej pracy, ale też odznaczające się wielką serdecznością i otwartością. Musicie koniecznie sięgnąć po książkę i przekonać się, czy ojczyzna ojca dziewczyny pozwoli jej zyskać pewność tego, gdzie jest jej miejsce na ziemi.
Niezwykłym atutem książki jest fakt, że autorce wspaniale udało się pokazać czytelnikowi klimat i realia życia w Kenii. Nieustannie miałam wrażenie, że wspólnie z bohaterką biorę udział w tej niezwykłej wycieczce, której nigdy nie zapomnę i na pewno będę chciała jeszcze powtórzyć. Jeśli Wy również macie ochotę wybrać się na wyjątkową wyprawę bez wychodzenia z domu, do czego gorąco Was zachęcam, będzie to idealna lektura dla Was.
Jak widzicie, książka porusza bardzo ważny i z przykrością muszę to powiedzieć, ponadczasowy temat. Postać samej Zuzanny i jej perypetie stały mi się w pewien sposób bardzo bliskie. Było mi bardzo przykro kiedy tak wiele razy musiała stoczyć nierówną walkę niczym z wiatrakami, aby za każdym razem udowadniać wszystkim wokół, kim jest i skąd pochodzi. Ja również wiele razy musiałam udowadniać światu, że moja swego rodzaju odmienność nie jest przeszkodą do tego, aby móc się rozwijać i coś w życiu osiągnąć. Sama podziwiałam Zuzannę za jej serdeczność, ogromną cierpliwość i wewnętrzny spokój mimo spotykających ją przykrości. Mnie często tych cech brakowało. Mnie jednak było łatwiej, bo jak wspomniałam na początku recenzji mam obok siebie bliskich, którzy mnie wspierają i są ze mną zawsze bez względu na wszystko. Zuzanna niestety takiego szczęścia nie miała.
W tym miejscu dochodzimy do kolejnego wątku, o którym nie mogłabym nie wspomnieć. Otóż dziewczyna ma matkę, ale niestety ich relacje nie należą do najlepszych. Mówiąc wprost, są toksyczne. Matka nieustannie podcina skrzydła córce, umniejszając jej sukcesom. Co więcej, bywają chwile, kiedy dziewczyna czuje, że rodzicielka chce wmówić jej, że sama jest winna temu, przez co przechodzi.
Przez to, że poczułam z nią swego rodzaju więź, bardzo chciałam, aby zaznała wreszcie szczęścia, na które tak bardzo zasługuje. Jeśli jesteście ciekawi, czy tak się stało, a wierzę, że tak, to nie wahajcie się ani chwili i sięgnijcie po tę pozycję.
„Ojej Murzynka!” to bardzo wartościowa książka o poszukiwaniu siebie, własnej tożsamości i miejsca na ziemi. Ona skłania do przemyśleń i refleksji na temat tolerancji i potrzeby akceptacji. Na jej kartach odnajdziecie wiele przykrych zdarzeń, ale nie zabraknie także humoru, wzruszeń i oczywiście uczuć, które często bywają bardzo zwodnicze i złudne.
Myślę, że nikt z Was nie ma wątpliwości, że książkę warto przeczytać i że ja oczywiście serdecznie ją polecam i zachęcam do spędzenia z nią jednego z długich wieczorów. Choć książka jest niewielka objętościowo i czyta ją się bardzo szybko, to jednak skrywa w sobie wartości, o których długo się nie zapomina. Jeśli chodzi o mnie, cieszę się ogromnie, że Pani Wanda zdecydowała się podjąć tak ważnego tematu. Nawet jeśli, lektura tej książki zmieni myślenie chociaż jednej osoby, która ją przeczyta, to było warto. I za to z całego serca autorce dziękuję.
Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/12/kiedy-przez-cae-zycie-musisz-udowadniac_28.html
Kiedy przez całe życie musisz udowadniać, kim naprawdę jesteś
Moi drodzy, nigdy nie ukrywałam przed Wami tego, że od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo. Już jako dziecko, kiedy zaczęłam dostrzegać swoje pewne ograniczenia, zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem „inna” niż dzieci i dorośli w moim otoczeniu. Na szczęście dorastałam w rodzinie, w której...
2020-12-19
Miłość może spalić do zgliszczy.
Moi drodzy dziś chciałabym porozmawiać z Wami o spełnianiu marzeń w kontekście sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Jakże często zewsząd jest nam powtarzane, że w życiu najważniejsze jest to, aby być szczęśliwym i spełniać swoje marzenia. Oczywiście ja się z tym zgadzam, ale niestety w praktyce często, dla wielu z nas łatwiej jest to powiedzieć, niż zrobić. Nikogo z Was zapewne nie muszę uświadamiać, że los nie zawsze nas rozpieszcza. Jesteśmy doświadczani wieloma bolesnymi przeżyciami, którym nierzadko musimy stawiać czoła każdego dnia od nowa nawet przez wiele lat. Wówczas siłą rzeczy dążenie do tego, aby urzeczywistnić, to czego pragniemy, schodzi na bardzo odległy plan, a najczęściej zostaje zepchnięte w najgłębsze zakamarki naszego serca. Z pewnością zgodziłaby się ze mną główna bohaterka trzeciej części cyklu Płomienie „Czas na ciszę” autorstwa Anny Dąbrowskiej, o której chcę Wam kilka słów opowiedzieć.
Oksana jest piękną utalentowaną wokalnie młodą dziewczyną. Kiedy śpiewa, swoim głosem toruje sobie drogę wprost do ludzkich serc. Porusza najdelikatniejsze struny ich duszy. Ona sama jednak nie ma świadomości niezwykłego talentu, jaki posiada. To skromna osóbka, która nie potrafi uwierzyć w siebie i swoją siłę. Możecie mi wierzyć, że nie trudno się temu dziwić, kiedy już pozna się jej codzienność, która jest walką w dosłownym tego słowa znaczeniu. Walką z czasem o życie najbliższej swemu sercu osoby. Ale zacznijmy od początku.
Od momentu kiedy Oksana niedawno straciła matkę, jej każdy dzień podporządkowany jest wspieraniu ojca w opiece nad ciężko chorym bratem Tomkiem. Choroba chłopaka zagraża jego życiu, a jedyną szansą na powrót do zdrowia jest skomplikowana operacja. Zarówno ona, jak i ojciec wiedzą, że Tomek nie może długo czekać, bo jego stan jest już naprawdę ciężki. Nasza bohaterka widzi, że ojciec traci już wiarę i siłę. Ona musi być silna za nich wszystkich. Mimo że, czasami czuje się niemalże przezroczysta dla swojego taty, który całą swoją uwagę skupia na synu, nigdy się nie skarży. Przecież dla niej również brat jest najważniejszy i zrobiłaby wszystko, aby miał szansę cieszyć się zdrowiem. Wkrótce pojawia się taka możliwość. Pełna sprzecznych emocji decyduje się wziąć udział w programie muzycznym. Przyjaciele, którzy mocno jej kibicują, cieszą się, że będzie mogła pokazać swój talent. Oksana natomiast jak zawsze nie myśli o sobie. Choć nie wierzy, że może przejść eliminacje, chce spróbować dla Tomka, aby ewentualną wygraną przeznaczyć na jego leczenie. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo ten krok i ta jedna decyzja zmieni jej życie...
Jest jeszcze ktoś, komu udział w programie wcale nie sprawia przyjemności, a kto przez jego producentów został okrzyknięty, jako jego największa gwiazda. Kosma były wokalista zespołu muzycznego, który po jego rozpadzie, żyje chwilą, wśród mroku demonów własnej przeszłości. To postać charyzmatyczna i tajemnicza, która otoczona murem przeżytego niegdyś cierpienia przywdziewa maskę pozorów i żyje według własnych zasad. Mężczyzna nie wie jednak jeszcze, że udział w tym projekcie zburzy świat ciszy, w którym ukrywa swoją prawdziwą twarz i wedrze się siłą melodii wyśpiewywaną głosem, który skłania do przeżywania emocji, przed którymi on sam tak bardzo się broni.
Jak się możecie się domyślać, między tą dwójką zrodzi się uczucie. Uczucie piękne i pełne głębi, ale też takie, które może ich oboje zniszczyć. Pełne obaw, niepewności i sprzeczności. Przekonajcie się koniecznie, czy ogień miłości pozostawi po sobie tylko zgliszcza.
„Czas na ciszę” to książka, której nie należy czytać. Ją należy chłonąć sercem i duszą, aby w pełni poczuć jej wyjątkowość. To, opowieść o miłości, pasji i marzeniach. Historia opisana na kartach tej wyjątkowej powieści w piękny sposób pokazuje, jak bardzo jedna osoba może zmienić nasze życie i nas samych. Przywrócić siłę do walki o siebie i własne szczęście. To także dowód na to, że przed miłością nie da się uchronić. Choć byśmy chcieli przed nią uciec, ona rozkruszy najtwardsze mury. Nigdy nie poddaje się, żadnym zasadom i postanowieniom. Kiedy do głosu dochodzi serce, w jednej chwili to ono przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Miłość jest piękna, ale potrafi także sprawiać ból. O tym, jak będzie w przypadku Kosmy i Oksany musicie przekonać się już sami.
Anna Dąbrowska w swoich książkach w niezwykły sposób potrafi połączyć aspekt emocjonalny z aspektem życiowym, przez co ich lektura to nie tylko niezwykła uczta dla duszy pełna wzruszeń, ale także czas na refleksje i przemyślenia. Tym razem jest podobnie. Został bowiem poruszony problem poświęcania się i myślenia o innych kosztem siebie. Oksana ciężko pracuje, często ponad siły, a mimo to nigdy się nie sprzeciwia przeciw temu jak wygląda jej życie, a wszystko po to, by pomóc ojcu i ulżyć cierpieniu brata. W tym miejscu rodzi się pytanie: Czy będąc w podobnej sytuacji, też byśmy tak potrafili? Jest to pytanie, którego w kontekście tego, o czym czytamy, nie da się uniknąć, ale niech pozostanie ono indywidualnym pytaniem dla każdego z nas do rozważenia w głębi własnego serca.
Cały cykl Płomienie był dla mnie wyjątkowy i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich jego części, tym razem również popłynęły łzy, a serce mocno przyspieszyło rytm. Nie mogłam przestać, czytać tej książki, gdyż poczułam się wręcz oczarowana jej klimatem i zahipnotyzowana odczuwalną niemalże namacalnie wyjątkowością uczucia, które zrodziło się między Oksaną i Kosmą. Chciałam bardzo, aby wreszcie zrzucili z siebie brzemię obaw, lęków i trosk, aby móc odrodzić się na nowo siłą swojej miłości, która przecież często dana nam jest tylko na chwilę.
Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, aby przekonać Was do sięgnięcia po ten tytuł. Mam nadzieję, że wystarczającą dla Was rekomendacją będzie fakt, że mimo iż od momentu, kiedy skończyłam czytać książkę, minęło już dość dużo czasu, a we mnie nadal wszystkie emocje towarzyszące mi podczas jej czytania nadal są żywe. Nie mogę przestać o niej myśleć. I jestem pewna, że będzie tak jeszcze długo. Bardzo lubię taki stan po zamknięciu książki, bo to świadczy o jej wyjątkowości. Chcę takich książek jeszcze więcej i za to Aniu bardzo Ci dziękuję.
Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/12/miosc-moze-spalic-do-zgliszczy.html
Miłość może spalić do zgliszczy.
Moi drodzy dziś chciałabym porozmawiać z Wami o spełnianiu marzeń w kontekście sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Jakże często zewsząd jest nam powtarzane, że w życiu najważniejsze jest to, aby być szczęśliwym i spełniać swoje marzenia. Oczywiście ja się z tym zgadzam, ale niestety w praktyce często, dla wielu z nas łatwiej jest to...
2020-12-15
Życie najważniejszym sprawdzianem dla miłości.
Miłość to uczucie, którego pragnie doświadczyć każdy z nas. Marzymy o tym, aby los splótł nasze życiowe drogi z osobą, dla której nasze serce zabije mocniej. Przy której będziemy czuli się kochani i wyjątkowi. Jednak nie zapominajmy o tym, że jest to także uczucie, którego wartość i trwałość najlepiej zweryfikuje samo życie. Nie sztuką bowiem jest mówić piękne słówka, mamić i czarować, kiedy wszystko układa się po naszej myśli niczym w bajce. W przysiędze małżeńskiej przysięgamy sobie miłość na dobre i na złe, ale to właśnie to złe jest najważniejszym sprawdzianem dla związku. To właśnie wtedy, kiedy musimy wspólnie zmierzyć się z trudnymi doświadczeniami, których przecież nie da się zupełnie uniknąć, bardzo szybko może okazać się, że osoba, która była dla nas najważniejsza i czuliśmy się prawdziwymi szczęściarami, mogąc właśnie z nią spędzić resztę swoich dni, to zwykły tchórz, a wszystkie pięknie wypowiadane przez nią słowa są puste i rzucane na wiatr.
Bólu i goryczy tej trudnej prawdy, o której nie chcemy nawet myśleć, ciesząc się pięknem wzniosłych chwil spędzanych z ukochaną osobą, zaznała niestety główna bohaterka powieści Jolanty Kosowskiej „Prosto w serce”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.
Hania jest piękną młodą kobietą, która właśnie kończy studia i przygotowuje się do najpiękniejszej chwili w życiu każdej z nas. Już za dwa tygodnie ma wkroczyć na nową drogę swojego życia u boku wyjątkowego mężczyzny. Ślub pochłania ją zupełnie, ale nie wie jeszcze, że za chwilę czar pryśnie. Bajkowe życie dobiegnie końca, a książę zamieni się w żabę.
Nagłe omdlenie dziewczyny staje się początkiem lawiny cierpienia, która spada na nią niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Diagnoza ciężkiej przewlekłej choroby sprawiła, że w jej sercu zagościł lęk i obawa tego, co przyniesie przyszłość. W tym miejscu chciałabym napisać, że Bartek, przyszły mąż Hani stanął na wysokości zadania i służąc wsparciem dla wybranki swego serca, pomógł jej przetrwać trudne chwile i uwierzyć, że razem wszystko przetrwają. Bo przecież na tym właśnie polega prawdziwa miłość. Chciałabym, ale niestety nie mogę, ponieważ Bartek okazał się zwykłym egoistą, który myśląc tylko o sobie, porzuca naszą bohaterkę.
Na szczęście Hania nie została sama z tym, co ją spotkało. Ma wokół siebie wspaniałe osoby, które okazują się cudownymi przyjaciółmi. Niczym anioły ciągną ją ku górze, kiedy ona spada w dół. Dzięki nim ma możliwość wyjazdu do pięknej malowniczej Prowansji, gdzie ciesząc się wyjątkowym klimatem tego niezwykłego miejsca, próbuje odciąć się od tego, co tak bardzo boli. Tutaj też stanie przed trudnymi wyborami i decyzjami, ponieważ otrzymuje jeszcze jedną szansę, by być szczęśliwą, jednak czy będzie umiała zaufać na nowo skoro, jak sama twierdzi, słowo zaufanie dla niej jest już zdezaktualizowane? O tym musicie już przeczytać sami, do czego gorąco zachęcam. Nie bądźcie jednak niczego pewni, gdyż musicie wiedzieć, że mężczyzna, który sprawia, że motyle w jej brzuchu zaczynają tańczyć, ma za sobą trudną przeszłość, a i sama Hania nie jest skora do zwierzeń. Oboje tak niewiele o sobie wiedzą. Przekonajcie się sami, czy prawda, którą poznają o sobie wzajemnie, po raz kolejny nie przerośnie siły rodzącego się uczucia.
„Prosto w serce” to tytuł idealny dla historii, którą poznajemy na kartach książki. W moim odczuciu, odnosząc się do tego, o czym czytamy, możemy interpretować go na dwa sposoby. Można bowiem, zranić kogoś prosto w serce, jak zrobił to Bartek, porzucając Hanię w najtrudniejszym dla niej momencie, kiedy najbardziej go potrzebowała, a tym samym pokazał, że nie potrafi kochać i nie zna prawdziwej istoty tego uczucia. Ale miłość może także w najmniej spodziewanym dla nas momencie trafić nas prosto w serce. Pani Jolanta Kosowska w bardzo piękny i ujmujący, ale zarazem refleksyjny i skłaniający nas do wielu przemyśleń sposób ukazała oba te oblicza miłości.
Jeśli szukacie książki poruszającej i pięknej, która pokaże Wam, czym winno być prawdziwe uczucie i miłość, która uleczy nawet najgłębsze rany, to musicie sięgnąć po ten tytuł. Lektura ta wywoła w Was całą gamę emocji od wzruszenia, poprzez złość, współczucie, ale poczujecie także niemalże odczuwalną na własnej skórze namiętność, zmysłowość i wyjątkowość tego, co może zrodzić się między dwojgiem ludzi. Jeśli Wasze serce również zostało zranione i czujecie, że już nigdy nie będziecie w stanie nikogo pokochać, to możecie mi wierzyć, że ta książka przywróci Wam nadzieję i wiarę w to, że jeszcze możecie być szczęśliwi. Kochać i być kochanym przez kogoś, kto na Was zasługuje. Wszak podobnie, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jeden palant, który Was skrzywdził, nie świadczy, o tym, że wszyscy mężczyźni, czy kobiety są tacy sami. Musicie tylko na nowo otworzyć się na miłość.
Sama autorka twierdzi, że „Prosto w serce” to najbardziej romantyczna z napisanych przez nią powieści i ja się z tym zgadzam. To piękna opowieść, której wyjątkowość i subtelność czytelnik niemalże chłonie. Nie mogłabym również nie wspomnieć o wyjątkowej umiejętności Pani Joli do malowania słowem pięknych obrazów Prowansji. Nigdy tam nie byłam, a po zamknięciu książki czułam się tak, jakbym wróciła z cudownej wycieczki, z której wcale nie chce się wracać. Co więcej, we wszystkich tych miejscach chce się być.
Cóż więcej mogłabym o tej książce powiedzieć? Trafiając wspólnie z Hanią do Prowansji, zapomnicie o reszcie otaczającego Was świata. Odetniecie się od zmartwień, problemów i trosk. Dzięki temu, że autorce doskonale udało się oddać serdeczność Włochów i ich otwartość poczujecie się niemalże, jak w gronie najlepszych przyjaciół, bądź rodziny, która jest dla nich najważniejsza, a za samą Hanię będziecie mocno trzymać kciuki, chcąc, aby gorycz rozczarowania w jej życiu zastąpiła słodycz szczerej miłości.
Jeśli mogę Wam coś doradzić to, nie czytajcie tej książki, tak jak czyta się większość innych. Pozwólcie sobie na emocje. Chłońcie ją wszystkimi zmysłami, wówczas poczujecie, że czas z nią spędzony był wyjątkowym przeżyciem, którego nigdy się nie zapomina i które chce się przeżywać wielokrotnie. Ja na pewno jeszcze do tej książki wrócę, a Was całym sercem zachęcam do jej przeczytania, najlepiej przy lampce włoskiego wina.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/12/zycie-najwazniejszym-sprawdzianem-dla.html
Życie najważniejszym sprawdzianem dla miłości.
Miłość to uczucie, którego pragnie doświadczyć każdy z nas. Marzymy o tym, aby los splótł nasze życiowe drogi z osobą, dla której nasze serce zabije mocniej. Przy której będziemy czuli się kochani i wyjątkowi. Jednak nie zapominajmy o tym, że jest to także uczucie, którego wartość i trwałość najlepiej zweryfikuje samo życie....
2020-12-10
Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie
Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. To słowa jednej z modlitw, którą my osoby wierzące odmawiamy niemal każdego dnia przez całe życie. Dziś zadamy sobie pytanie, czy śmierć jest przypadkiem, czy może przeznaczeniem? Czy już w momencie narodzin każdy z nas ma z góry zapisany czas i sposób, w jaki zakończy swoje ziemskie życie? Wiele razy kiedy dowiadujemy się, że ktoś zginął na przykład w wypadku samochodowym, czy też odszedł nagle z innych niezrozumiałych dla nas przyczyn, padają słowa „Tak widocznie miało być, tak było mu pisane”. Pójdźmy jednak o krok dalej i poszukajmy odpowiedzi na te wszystkie pytania w kontekście przeżywania żałoby przez bliskich osoby zmarłej, którzy pogrążeni w smutku i rozpaczy nie mogą uwierzyć, w to co się stało. Przecież jeszcze kilka godzin temu, a czasami nawet chwil rozmawiali z najbliższą swemu sercu osobom, czuli jej bliskość i wystarczyła jedna chwila, która zabrała im ją na zawsze.
Nie będę jednak odpowiadać na te wszystkie pytania na podstawie moich własnych doświadczeń, choć w ostatnim czasie niestety również musiałam się z nimi zmierzyć. Do tego rodzaju bolesnych przemyśleń skłoniła mnie najnowsza książka Małgorzaty Mikos „Wstrzymując oddech”, z której recenzją do Was przychodzę.
Na kartach powieści poznajemy zakochane w sobie bez pamięci narzeczeństwo. Oliwia i Jakub są parą, która w swojej miłości odnajduje największe szczęście i bezpieczeństwo. Młodzi ludzie snują piękne plany na wspólną przyszłość. Mimo lepszych i gorszych dni w życiu chcą razem iść przez nie wspólną drogą i spełniać swoje marzenia. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, Jakub postanawia spełnić jedno z największych pragnień swojej ukochanej i sprawić, by mogła spełniać się w czymś, o czym marzyła od dawna. Sama dziewczyna nie potrafi jednak w pełni cieszyć się urodzinowym prezentem. Gdzieś w głębi serca czuje niezrozumiały dla siebie lęk, który nie chce jej opuścić i zaciska swoje macki wokół jej serca. Oczywiście nikt z najbliższego otoczenia Oliwii nie przypisuje zbyt dużego znaczenia jej złym przeczuciom. Niestety wkrótce urzeczywistniają się one w najbardziej bolesny dla głównej bohaterki sposób. Traci swojego ukochanego na zawsze i bezpowrotnie. Dla niej świat się zatrzymał, a cierpienie wciąga ją w otchłań mroku. Jedyne czego pragnie to, aby to wszystko, co się teraz dzieje okazało się tylko koszmarnym snem. Tak bardzo pragnie, aby Jakub wrócił, by mogła poczuć jego dotyk, zapach, obecność. Tak wiele jeszcze chciałaby mu powiedzieć.
Pewnego dnia doświadcza czegoś niemożliwego. Pięknego, ale jednocześnie bolesnego i trudnego, co może dać jej siłę, do tego, aby na nowo żyć pełnią życia. Wykorzystując każdą jego chwilę najlepiej, jak to możliwe, albo wręcz przeciwnie, jeszcze raz rozdrapie dopiero lekko zabliźnione rany i już na zawsze pozbawi ją możliwości rozpoczęcia kolejnego jego etapu. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę, ponieważ ja nie zdradzę już nic więcej.
„Wstrzymując oddech” to bardzo piękna i poruszająca do głębi historia niezwykłej miłości dwojga ludzi, dla których słowo wieczność nabiera zupełnie nowego wymiaru i znaczenia. Autorka oddała w nasze ręce trudną i mocno emocjonalną opowieść będącą zapisem przeżywania żałoby, w sytuacji, kiedy żyjemy w przeświadczeniu, że czeka nas długie i szczęśliwe życie z osobą, której oddaliśmy nasze serce, a los niczym na pstryknięcie palców uświadamia nam, jak bardzo nieprzewidywalne bywa życie.
Jakże często zdarza nam się odkładać na potem swoje plany i marzenia, Tymczasem brutalną prawdą, którą spychamy gdzieś w najdalsze zakamarki naszej świadomości, jest fakt, że to potem może nigdy nie nadejść. Małgorzata Mikos dzięki swojej książce przypomina nam, aby żyć tu i teraz najpełniej, jak się da. Gromadzić wspomnienia i wspólnie przeżyte z bliskimi piękne chwile, bo niestety życie zawsze będzie zbyt krótkie, a śmierć niesprawiedliwa. Jedynym, co nam wówczas zostanie, będą właśnie wspomnienia, dzięki którym kochana przez nas osoba będzie z nami, aż do chwili, w co mocno wierzę kiedy spotkamy się w po drugiej stronie.
Ważnym aspektem, na który została w tej książce zwrócona nasza uwaga, jest to, aby pozwolić osobie pogrążonej w żałobie przeżyć ją we własnym tempie i na własnych zasadach. Nie powinniśmy niczego na niej wymuszać, ani czegokolwiek jej narzucać. Rodzina i przyjaciele Oliwii nie mogli zrozumieć, że dziewczyna nie jest gotowa, aby pogodzić się ze stratą Kuby i zakończyć ten tak ważny dla niej etap życia. Jak wspomniałam wcześniej, dla niej życie się zatrzymało, podczas gdy dla nich płynęło ono dalej, przez co patrzyli na to, co dzieje się z dziewczyną z własnej perspektywy. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny i przeżywa tak ogromną stratę na swój sposób, a nasi bliscy powinni to uszanować. W przeciwnym razie mogą tylko zaszkodzić, choć nie wątpię, że zawsze mają na sercu nasze dobro.
Moi drodzy jest mi bardzo trudno znaleźć słowa, które w pełni oddadzą to, co chciałabym Wam o tej książce napisać. Nie mogę powiedzieć , że jest niezwykła, bo jest bardzo życiowa i to, o czym w niej czytamy, może spotkać niestety każdego z nas, czego nikomu oczywiście nie życzę. Natomiast z pełnym przekonaniem uważam, że jest wyjątkowa pod względem tego, co ze sobą niesie. Skłoni Was bowiem do wielu wzruszeń, silnych emocji i refleksji. Na pewno popłyną łzy, ale także wierzę, że po jej przeczytaniu będziecie bardziej doceniać czas spędzany z tymi, których kochacie. Ja sama wiele razy w trakcie poznawania tej historii czułam potrzebę, aby powiedzieć bliskim mi osobom, kocham, przytulić się i po prostu być blisko nich. I za to, właśnie autorce z całego serca dziękuję.
Jednak to nie wszystko, co zostało dla nas przygotowane na kartach tej książki. Zostaniemy bowiem zaskoczeni wpleceniem w jej fabułę wątku fantastycznego. Oliwie ma możliwość przeżycia czegoś pięknego, czego z pewnością pragnie wiele osób, których duszę i serce trawi tak ogromny i nieopisany ból ostatecznego pożegnania, ale co w realnym życiu niestety nie jest możliwe. Ci z Was, którzy znają już choć trochę moje upodobania czytelnicze doskonale wiedzą, że nie jestem wielbicielką tego rodzaju zabiegów, ale tym razem w żaden sposób mi on nie przeszkadzał. Książka nie straciła w moich oczach, a wręcz przeciwnie, dała siłę i wiarę w to, że moi bliscy, którzy odeszli czekają na mnie i będą przy mnie, kiedy nadejdzie mój czas.
Pozostawmy jednak na chwilę stronę odczuć i emocji, a skupmy się na stronie technicznej książki. Fabuła wciąga od pierwszej strony i nie sposób oderwać się od lektury. Dzięki temu, że przez cały czas nie opuszcza nas świadomość, iż niestety w każdej chwili każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej znalazła się Oliwia, sama ona staje się nam bardzo bliska i trzymamy kciuki za to, aby znalazła w sobie siłę, by podnieść się z kolan po brutalnym ciosie od życia. Mimo że bez wątpienia ze względu na tematykę nie jest to łatwa książka, to lekkość stylu i języka, którym posługuje się autorka, zdecydowanie ułatwia jej przeczytanie.
Na zakończenie pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Jak mogliście przeczytać we wcześniejszej części recenzji, ja ostatnio również musiałam zmierzyć się z dokładnie takimi samymi doświadczeniami jak Oliwia, Dosłownie, kilkanaście dni temu w wypadku samochodowym zginął mój wujek. Było mi bardzo ciężko przeżywać wszystko od początku i przywoływać w pamięci te wszystkie rozrywające serce obrazy. Choć książka ma teraz na sobie liczne ślady moich łez, bo nie był to odpowiedni dla mnie czas na to, aby po nią sięgnąć, to jednak w jakimś stopniu mi pomogła, dając nadzieję i wlewając w serce choć trochę tak bardzo potrzebnego mi teraz ukojenia i spokoju.
Zdecydowanie zachęcam Was do przeczytania tej książki, jednak chcę zaznaczyć, że dla każdego jej czytelnika musi przyjść na nią odpowiedni moment, kiedy będzie czuł, że jest na to gotowy. Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was, iż warto tę książkę przeczytać, a jeśli nie to niech najlepszą rekomendacją dla niej będzie to, że znajdzie się ona w gronie najlepszych książek przeczytanych przeze mnie tego roku.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Novae res, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/12/od-nagej-i-niespodziewanej-smierci.html
Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie
Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. To słowa jednej z modlitw, którą my osoby wierzące odmawiamy niemal każdego dnia przez całe życie. Dziś zadamy sobie pytanie, czy śmierć jest przypadkiem, czy może przeznaczeniem? Czy już w momencie narodzin każdy z nas ma z góry zapisany czas i sposób, w jaki...
2020-12-01
Dzikie dziecko z lasu.
Każdy z nas ma takiego autora książek, na którego kolejne literackie dzieci wygląda z utęsknieniem, zacierając ręce kiedy tylko pojawi się informacja o premierze jego najnowszej książki i chce ją jak najszybciej przeczytać. Dla mnie jednym z takich właśnie autorów jest Harlan Coben. Dziś chcę opowiedzieć Wam kilka słów o jego najnowszej książce „Chłopiec z lasu”.
Zapraszam Was do niewielkiej miejscowości gdzie wspólnie z tytułowym chłopcem z lasu, który dziś już nie jest chłopcem, a dorosłym atrakcyjnym mężczyzną o niezwykłej intuicji, my czytelnicy będziemy brać udział w poszukiwaniach zaginionej nastolatki Naomi. To, co musicie wiedzieć to to, że dziewczyna nie ma łatwego życia, o czym świadczy fakt, że była prześladowana w szkole, a jej zaginięciem tak naprawdę nikt się nie interesuje. Główny bohater nie może jednak pozostać obojętnym na to, co stało się z nastolatką. Poproszony o pomoc przez kogoś dla niego ważnego z czasów swojej przeszłości podejmuje się niełatwego zadania. Nikt bardziej od niego nie jest świadomy podobieństw, które łączą go z zaginioną.
Aby owe podobieństwa dostrzec, musimy się jednak cofnąć trzydzieści lat wstecz do roku 1986, kiedy to do wiadomości publicznej dotarła informacja, że w lesie znaleziono małego porzuconego chłopca. Niestety nie udało się ustalić tożsamości dziecka, ani okoliczności tego jak zalazł się w lesie, a także jak długo w nim przebywał zdany tylko na siebie. Teraz Wilde jak nazwali go obcy ludzie, wiedzie cywilizowane życie, jednak stara się żyć na uboczu i podobnie, jak Naomi czuje się wyobcowany. Oboje są outsiderami. Nikt nie bierze na poważnie zniknięcia dziewczyny, ponieważ zdarzało jej się już wcześniej uciekać z domu.
Sytuacja staje się o wiele poważniejsza, kiedy ginie kolejny nastolatek. Kolega z klasy Naomi. Czy te zdarzenia są ze sobą powiązane, musicie już sprawdzić sami? Czas nie jest sprzymierzeńcem Wilde'a. Bez względu na to, co się stało, musi działać szybko. A co więcej, aby odkryć prawdę, zmuszony będzie wrócić do swojej przeszłości, która dla wszystkich po dziś dzień pełna jest białych plam i czarnych dziur. Pytań bez odpowiedzi. Prawda, która była skrywana przez wiele lat, owiana jest wieloma mrocznymi sekretami i brudnymi czynami. Jak się przekonacie, wielu z mieszkańców tego miasteczka ma coś do ukrycia. Stawką zerwania kurtyny milczenia może okazać się ludzkie życie, ponieważ są tacy, którzy mają swoje sposoby na to, aby zamknąć komuś usta.
Zapewne przyznacie mi rację, że fabuła zachęca do sięgnięcia po ten tytuł. Ja też tak uważam. Natomiast nie jestem do końca usatysfakcjonowana tym, co tym razem przygotował dla nas autor. Sam zamysł książki, jak najbardziej zasługuje na uznanie, ale z jego realizacją jest już znacznie gorzej. Przez bardzo długi czas nie mogłam wgryźć się w tę książkę. Szczerze mówiąc, to dopiero ostatnie sto sześćdziesiąt stron przykuło moją uwagę i wciągnęło mnie. Może to dlatego, że o czym możemy przeczytać już na okładce książki, bieg wydarzeń opisanych na jej kartach prowadzi do władz rządowych, a to nie do końca moje klimaty i mówiąc wprost, ten wątek nie był dla mnie ciekawy. Ponadto niestety nie odnalazłam w książce odpowiedzi na rodzące się podczas jej czytania pytania. Czuję niedosyt. Tym razem nie jest ta odsłona twórczości Harlana Cobena, którą znam i uwielbiam. No i to zakończenie, takie zwyczajne i zupełnie niepasujące do całości.
Nie znaczy to jednak, że książka jest zła. Ma oczywiście także swoje mocne strony. Mamy tu bowiem, watek porzucenia, braku miłości, krzywdy, przemocy. A także osamotnienia i prześladowania Na uwagę zasługują również różnorodni bohaterowie o złożonych osobowościach, które na pewno nie raz nas zaskoczą. A jeśli mowa o bohaterach to bardzo polubiłam postać starszej Pani adwokat, która pomaga Wilde'mu w poszukiwaniu Naomi. Kobieta mimo sędziwego wieku jest pełna energii i werwy. Nie pozwala sobie w kaszę dmuchać, dzięki czemu budzi respekt i uznanie w szerokich kręgach zawodowych i nie tylko.
To czy przeczytacie tę książkę, zostawiam każdemu z Was do indywidualnego rozważenia. Jeśli jesteście wielbicielami twórczości autora i tak jak ja często sięgacie po jego książki, to tym razem możecie nie poczuć pełni zadowolenia z tego, co otrzymacie, przystępując do lektury. Poznanie tej historii poleciłaby raczej tym z Was, którzy dopiero będziecie chcieli poznać pióro Cobena. Nawet jeśli książka nie zadowoli Was w pełni to, macie moje słowo, że inne jego książki będą tylko lepsze. Tymczasem, to co mogę powiedzieć o tej pozycji, to, że można ją przeczytać w jeden, bądź dwa wieczory, ale nie miejcie wobec niej zbyt wygórowanych oczekiwań. Wówczas być może odbierzecie ją lepiej, niż ja.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/12/dzikie-dziecko-z-lasu.html
Dzikie dziecko z lasu.
Każdy z nas ma takiego autora książek, na którego kolejne literackie dzieci wygląda z utęsknieniem, zacierając ręce kiedy tylko pojawi się informacja o premierze jego najnowszej książki i chce ją jak najszybciej przeczytać. Dla mnie jednym z takich właśnie autorów jest Harlan Coben. Dziś chcę opowiedzieć Wam kilka słów o jego najnowszej książce...
2020-11-26
Nie bądź bierny wobec przemocy - REAGUJ.
Moi drodzy dziś podejmę się poruszenia bardzo trudnego tematu, bowiem porozmawiamy o tym, co staje się idealną pożywką dla wszelkiego rodzaju nałogów i patologii w wielu rodzinach. Otóż rodziny, w których za zamkniętymi drzwiami ich domów rozgrywa się piekło przemocy bądź uzależnienia, w obawie przed zemstą swojego oprawcy, a także chcąc uniknąć wstydu oraz postrzegania ich przez pryzmat tego, przez co przechodzą, uciekają się do gry pozorów, którą opanowują do perfekcji. Cierpią w milczeniu, a jednocześnie przez najbliższe otoczenie postrzegani są jako dobre, przykładne rodziny.
Za kurtyną perfekcyjnej iluzji szczęścia i spokoju oprawca staje się bezkarny i niszczy swoich bliskich nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Grając na ich emocjach, sprawia, że żyją oni w ciągłym strachu i niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. Zapewne nie zaskoczę nikogo, kiedy napiszę, że w takiej sytuacji najbardziej bezbronnymi i osamotnionymi w swoim cierpieniu są dzieci.
Przekonali się o tym Bruno i Gaja, główni bohaterowie książki Karoliny Wójciak „Bruno” otwierającej cykl „Powrót”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Gaja i Bruno są dwójką przyjaciół mieszkających w małym miasteczku w sąsiadujących ze sobą domach. Oboje znają smak strachu, poniżenia i upokorzenia doznanego od osoby im najbliższej, która przecież powinna ich chronić. Mogą jednak liczyć tylko na siebie wzajemnie, ponieważ dorośli wolą zamiatać problemy pod dywan, a ich karmić kłamstwami, że przemoc, której byli świadkami, a nierzadko i ofiarami nigdy się nie powtórzy. Hasło „wszystko będzie dobrze” stało się niczym mantra powtarzana im ciągle i bez końca. Ukojeniem i odskocznią od tego co trudne i bolesne są dla naszej dwójki chwile spędzone razem. Tylko wówczas mogą być naprawdę sobą i zwierzać się sobie z horroru, jaki przeżywają każdego dnia, często pozostawieni samym sobie i zaniedbywani przez dorosłych.
Jednak pewnego dnia i ten skrawek normalności oraz prawdziwej przyjaźni został Gai odebrany. Bruno zaginął, a wszelkie poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Zrozpaczona dziewczynka obiecuje sobie, że nigdy nie zapomni swojego przyjaciela.
W momencie kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, mieszkańcami miasteczka wstrząsa wiadomość, jakiej nikt z nich nigdy by się nie spodziewał. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich po dziesięciu latach od momentu zaginięcia Bruno wraca do domu rodzinnego. To od Gai właśnie oczekuje się, aby pomogła odnaleźć się mu w zupełnie innej dla nich obojga rzeczywistości. Wszak, kiedy los ich rozdzielił byli tylko dziećmi, a dziś są już niemal dorosłymi ludźmi. Podobnie, jak wszyscy wokół dziewczyna szuka odpowiedzi na dręczące ją pytania. Kim tak naprawdę teraz jest Bruno? Jak to się stało, że zniknął na tak wiele lat, a teraz nagle się pojawia? Gdzie był i co robił?
Gaja nie wie jednak jeszcze, że pojawienie się chłopaka zburzy tak ciężko wypracowany przez jej rodzinę względny spokój, a także sprawi, że na jaw zaczną wychodzić mroczne sekrety skrywane zarówno przez jej bliskich, jak i również sąsiadów, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. O tym jednak musicie przeczytać już sami, bo ja nie zdradzę ani słowa więcej.
Przygotujcie się na lekturę trudną, szokującą i wywołującą bardzo silne emocje, ale jednocześnie taką, od której nie można się oderwać. Karolina Wójciak podjęła się bardzo trudnego i przerażającego w swej autentyczności zadania pokazania nam obrazu życia pod jednym dachem z psychopatą, który w jednej chwili z przykładnego i kochającego męża i ojca może stać się bestią zagrażającą życiu swoich bliskich. A także próby pokazania nam jak bardzo duży wpływ na dzieci ma dorastanie w tak bolesnej i przerażającej rzeczywistości w momencie kiedy wszyscy wokół odwracają oczy od dziejącej im się krzywdy. Nie jest to jednak wszystko, co czeka na nas na kartach tej mocno dającej do myślenia i bezkompromisowej powieści. Autorka nie boi się spojrzeć w oczy okrutnej prawdzie i mocno wstrząsnąć czytelnikiem, a wszystko po to, by zaapelować do nas, abyśmy nie pozostawali bierni wobec cierpienia drugiego człowieka osłabionego poprzez zastraszenie i złudne nadzieje na poprawę swojej przyszłości. Reagujmy i nie dawajmy przyzwolenia na przemoc.
Wszystko to, o czym, tutaj napisałam, jest zaledwie niewielkim procentem tego, o czym przeczytamy w książce. Karolina Wójciak zaskakuje nas bowiem fabułą splecioną z licznych i w żaden sposób nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Dodatkowo warto zaznaczyć, że tu nic nie jest podane na tacy, dzięki czemu do ostatniej strony czytanej historii jesteśmy utrzymywani w napięciu i rosnącej ciekawości tego, jaki będzie jej finał. A samo zakończenie wbija w fotel. Nie możemy uwierzyć w to, co właśnie przeczytaliśmy. Niezwykłym atutem książki jest podział jej fabuły na dwie perspektywy czasowe opisujące zdarzenia z perspektywy kilku bohaterów, które miały miejsce za czasów dzieciństwa Gai i Bruna oraz tego, co działo się po jego zaginięciu w niewyjaśnionych okolicznościach, jak również czasów teraźniejszych, kiedy wraca już jako zupełnie inny człowiek do miasteczka i nieźle miesza w życiu jego mieszkańców, a przede wszystkim Gai. Czy może mu ufać, jak kiedyś? Przekonajcie się sami.
„Bruno” to książka, która jestem tego pewna, nie pozostawi obojętnym na skrywaną w niej historię nikogo, kto po nią sięgnie. Myślę, że właśnie taki był cel autorki. A to dlatego, że piekło przemocy przeżywa wiele rodzin. Być może nawet blisko nas. Wystarczy tylko się rozejrzeć i pamiętać, że nasza pomocna dłoń może być dla tych osób jedyną deską ratunku oraz impulsem dającą im siłę do podjęcia walki o siebie i swoje lepsze życie.
Chyba nie macie wątpliwości, że polecam Wam ten tytuł całym sercem. Lektura ta zaangażuje Was bez reszty, a klimat niedopowiedzeń, tajemnic i brutalnej prawdy długo nie pozwoli Wam otrząsnąć się z całego wachlarza emocji, które będą Wam towarzyszyć. Poczujecie smutek, złość, nienawiść, szok, współczucie, wzruszenie i wiele innych skrajnych odczuć. Jednych z bohaterów, których tu poznacie, polubicie, innych będziecie mieli ochotę udusić. Będą też tacy, którymi będziecie chcieli wstrząsnąć i przemówić im do rozsądku.
Zapewne niektórzy z Was pomyślą sobie, że z uwagi na trudną tematykę nie jest to książka dla Was, ponieważ czujecie, że nie podołacie jej ładunkowi emocjonalnemu. Nic bardziej mylnego. Nie obawiajcie się. Lekkość stylu pisania autorki oraz bardzo przystępny język, którym się posługuje, sprawia, że mimo powagi poruszanych w książce problemów, czyta się ją niemalże w mgnieniu oka. Zanim się zorientujecie, dotrzecie jej końca i macie moje słowo, jak najszybciej będziecie chcieli sięgnąć po kontynuację cyklu.
Ja ogromnie się cieszę, że na mojej półce gości już jego drugi tom. Jestem bardzo ciekawa, czym tym razem Karolina Wójciak mnie zaskoczy, bo trzeba powiedzieć otwarcie, że postawiła sobie bardzo wysoką poprzeczkę.
Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/11/nie-badz-bierny-wobec-przemocy-reaguj.html
Nie bądź bierny wobec przemocy - REAGUJ.
Moi drodzy dziś podejmę się poruszenia bardzo trudnego tematu, bowiem porozmawiamy o tym, co staje się idealną pożywką dla wszelkiego rodzaju nałogów i patologii w wielu rodzinach. Otóż rodziny, w których za zamkniętymi drzwiami ich domów rozgrywa się piekło przemocy bądź uzależnienia, w obawie przed zemstą swojego oprawcy, a także...
2020-11-19
Wierna dręczycielka.
Kochani dziś zabieram Was w niezwykłą podróż do dziewiętnastowiecznej Anglii. Drogie panie chcę, abyśmy wspólnie choć przez chwilę poczuły, jak wspaniale byłoby móc wówczas bywać na odbywających się wtedy wspaniałych balach organizowanych przez zamożne panie z towarzystwa. Być damą w pięknej sukni, za którą tęsknie wodziliby wzrokiem szlachetnie urodzeni dżentelmeni. Nie ukrywam, że jestem romantyczką i często, czuję, że nie pasuję do czasów, w których przyszło mi żyć. Teraz więc pozostaje pytanie, czy odnalazłabym się w wieku dziewiętnastym? Oczywiście sama nie mam możliwości tego sprawdzić, ale na szczęście dzięki książkom wszystko jest możliwe. Dlatego też tym razem na to pytanie postaram się odpowiedzieć sobie i Wam dzięki najnowszej książce Melisy Bel „W paszczy lwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Już teraz mogę Wam zdradzić, że owa odpowiedź nie będzie tak oczywista, jak może się to wydawać, bowiem bycie kobietą tamtych czasów wcale nie jest łatwe. Ograniczane przez konwenanse oraz obowiązującą etykietę zmuszone są znieść naprawdę wiele, aby móc zaznać szczęścia i prawdziwej miłości. Bardzo dobitnie przekonała się główna bohaterka powieści - Catherine Williams.
Młoda dziewczyna od zawsze żyje w cieniu swojej starszej siostry Helen, która jest oczkiem w głowie swojej matki. To właśnie do niej lady Amelia nieustannie porównuje młodszą córkę. To właśnie Helen jest tą piękną i dystyngowaną młodą damą, która wzbudza zainteresowanie wielu panów na salonach. Tymczasem Catherine z ust rodzicielki słyszy tylko kąśliwe reprymendy i ubolewania nad jej dziecięcą nieporadnością, mimo że właśnie debiutuje na balu. W budowaniu wizerunku idealnej kandydatki na żonę nie pomagają również bujne kształty naszej bohaterki, które żadną miarą nie wpisują się w obowiązujące kanony urody. Los nie obchodzi się z dziewczyną łaskawie, dając jej także niepożądany dar wpadania w kłopoty i krępujące sytuacje. Ona sama jednak marzy o dobrym i miłym mężu.
Pewnego dnia na drodze dziewczyny staje mężczyzna, dla którego jej serce zabiło mocniej. Nicolas Devon właśnie wrócił z frontu i jest uznany za bohatera. Niestety zdobycie serca mężczyzny nie jest łatwe, ponieważ jest on lwem salonowym rozchwytywanym przez wiele pań, które zabiegają o jego uwagę i względy. Taka szara myszka, jak panna Williams nie ma u takiego mężczyzny najmniejszych szans. Można by przypuszczać, że odpuści i zrezygnuje ze swojej szansy na miłość, gdyby nie pewne upokarzające ją zdarzenie, które paradoksalnie stało się początkiem jej spektakularnej metamorfozy i determinacji w walce o tego, na którym jej zależy.
Samemu Nicolasowi skrycie Catherine podobała się od dawna, ale dzieli ich znaczna różnica wieku i przecież ona jest tylko dzieckiem. Nie wie jednak jeszcze, że ta słodka jaskółeczka, jak zwykł o niej mówić i myśleć ma już przygotowany swój plan zapolowania na salonowego lwa. Podejmie z nim grę, która udowodni, że po tamtym dziecku, którego widział w niej wybranek jej serca, nie ma już śladu. Grę, na którą nie będzie przygotowany. Sprawdźcie koniecznie, czy da się usidlić, a może pozostanie odporny na uroki swojej wiernej dręczycielki.
Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, do czego gorąco Was zachęcam, otrzymacie pełen namiętności i humoru romans historyczny, od którego nie będziecie mogli się oderwać. Niesamowity londyński klimat oraz różnorodność i barwność każdego z bohaterów tej historii sprawi, że zapomnicie o otaczającej Was rzeczywistości, chcąc jak najdłużej pozostać pod jej urokiem. Niemalże na własnej skórze poczujecie subtelność, ale także pasję rozkwitającego uczucia, okraszonego zabawnymi utarczkami słownymi.
Miłość to jednak nie jedyny aspekt, na którym opiera się fabuła książki. Poznajemy również trudną historię rodzinną Nicolasa, który żyje w poczuciu winy za tragedię, która zniszczyła jego rodzinę, a także siłę plotki i starania, aby odbudować majątek rodzinny.
Ponadto jesteśmy świadkami tego, jak główna bohaterka robi wszystko, aby wyrwać się z ucisku wywołanego rolą matki i żony przypisywanej kobiecie. Pragnie mieć u swojego boku mężczyznę, który będzie traktował ją jak równą sobie i przy którym będzie mogła czuć się wolna.
Nie mogłabym również nie wspomnieć o wątku wyjątkowej przyjaźni między Catherine i jej damą do towarzystwa. Charlotte pochodzi z zupełnie innego z perspektywy życia nowej przyjaciółki świata. Wychowywana w przytułku, wie, czym jest bieda i uciemiężenie. Dzięki niej Catherine pozna trudy prawdziwego życia, o którym dotychczas nie miała pojęcia, żyjąc pod kloszem.
Myślę, że już teraz sami widzicie, iż naprawdę warto spędzić czas z tą pozycją. Czyta się ją z niezwykłą lekkością i swobodą. Melisa Bel ma wspaniałą umiejętność odzwierciedlania realiów tamtejszych czasów, jak również kreślenia słowem wspaniałych obrazów, które czytelnik może niemalże widzieć, zamykając oczy.
To wszystko i o wiele więcej, czego ja Wam oczywiście nie zdradzę, sprawia, że już nie mogę doczekać się trzeciej części cyklu „Niepokorni”. A Wy dacie się namówić?
Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/11/wierna-dreczycielka.html
Wierna dręczycielka.
Kochani dziś zabieram Was w niezwykłą podróż do dziewiętnastowiecznej Anglii. Drogie panie chcę, abyśmy wspólnie choć przez chwilę poczuły, jak wspaniale byłoby móc wówczas bywać na odbywających się wtedy wspaniałych balach organizowanych przez zamożne panie z towarzystwa. Być damą w pięknej sukni, za którą tęsknie wodziliby wzrokiem szlachetnie...
2020-11-14
Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą.
Moi drodzy mieszkam na wsi i nigdy nie chciałabym tego zmienić. Jako młoda osoba, która zawsze dąży do tego, aby się rozwijać i robić to, co kocham, cieszę się, że wraz z upływem lat zarówno wizerunek polskiej wsi, jak i również mentalność oraz priorytety jej mieszkańców bardzo mocno ewaluowały. Dziś wygląda ona zupełnie inaczej, niż ta, którą znamy, chociażby z opowieści starszego pokolenia naszych bliskich. Dziś polska wieś stała się przyjazna dla młodego człowieka, a co za tym idzie, mając wsparcie w rodzinie, młodzi ludzie mogą bez przeszkód realizować swoje plany i marzenia. Niestety nie zawsze wyglądało to tak sielsko i anielsko, jak nam się to teraz może wydawać. Wystarczy bowiem cofnąć się w czasie, aby przekonać się, że były takie lata, kiedy aby dać sobie szansę na lepsze życie w poczuciu spełnienia osobistego, młody człowiek zmuszony był stoczyć nierówną walkę z wieloma piętrzącymi się przeciwnościami losu. Nie musicie jednak szukać wehikułu czasu, aby niemalże na własnej skórze poczuć trudne realia minionych lat. Dziś bowiem przychodzę do Was z recenzją książki Anny Stryjewskiej „Zośka. Dopóki bije serce”, dzięki której trafiamy do niewielkiej wiejskiej społeczności lat 60. XX w.
Mieszkańcami tej hermetycznie zamkniętej wioski są tytułowa Zośka i jej trzyosobowa rodzina. Codzienność dziewczyny wypełnia nieustanna praca i opieka nad młodszą siostrą. Zosia nie skarży się na swój los, ponieważ jest bardzo pracowita i zna wpajaną jej nieustannie przez rodziców wartość pracy. Kocha też swoją siostrę Jadzię i robi wszystko, aby okazać jej jak najwięcej miłości i serdeczności, której żadna z nich nie otrzymała od matki. Rodzicielka nigdy nie darzyła swoich córek miłością. Jedyne czego mogły się od niej spodziewać to ciągłe utyskiwania, polecenia rzucane ostrym tonem i krytyka. To, co się dla ich matki liczy to praca i nie ma dla niej nic ważniejszego ponadto. Sytuacji nie ułatwia bieda, która jest nieodłącznym elementem życia mieszkańców tej wioski. Jedyną odskocznią od wielu problemów dnia codziennego są dla dorastającej Zosi marzenia o lepszym życiu i przyszłości, w której będzie mogła realizować swoje marzenia, będąc kochaną.
Anna Stryjewska oddała w nasze ręce bardzo poruszającą i wciągającą historię opartą na faktach. Tę prawdę i autentyzm czujemy niemalże od pierwszej strony. Na kartach książki poznajemy prawdziwe życie z jego blaskami i cieniami. W momencie, gdy przystępujemy do lektury tego tytułu, stajemy się obserwatorami rytmu życia na wsi wyznaczanego przez zmieniające się pory roku i prace polowe. Rodzicom młodego pokolenia nie w głowie są uczucia i wzniosłe marzenia. Mając w pamięci piętno, które odcisnęła na nich przeżyta wojna, teraz tylko w ciężkiej pracy na roli widzą sens. Jednak ich dzieci chcą czegoś więcej.
Nasza Zosia ma niezwykły talent do szycia i właśnie z szyciem chciałaby wiązać swoją przyszłość. Czy znajdzie się ktoś, kto uwierzy w talent dziewczyny i doda jej siły, aby nigdy się nie poddawała? Sprawdźcie to już sami, bo ja oczywiście nic więcej nie zdradzę. Mogę powiedzieć tylko, tyle że przed Zosią jeszcze bardzo trudna droga.
Zarówno czytelnik, jak i sama główna bohaterka pokłada nadzieję na zmiany wiodące ku lepszemu życiu w miłości i małżeństwie. Niestety, jak się przekonacie, bardzo szybko okaże się, że lepsze jest wrogiem dobrego. A miłość to, czasami zbyt mało, aby czuć się szczęśliwym. Niestety bywa tak, że fizyczna dojrzałość osoby, którą kochamy, nie idzie w parze z dojrzałością emocjonalną, a to może być przyczyną wielu krzywd, które nam wyrządza, mimo że darzy nas uczuciem.
Jak widzicie „Zośka. Dopóki bije serce” to wielowątkowa i piękna powieść, która sprawi, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Ja sama bardzo mocno wczułam się jej klimat i rozgrywające się wydarzenia. Szczerze mogę przyznać, że podczas czytania zupełnie zapominałam o otaczającej mnie rzeczywistości i czułam się niemal częścią opisywanej przez autorkę historii.
Niezwykłym atutem tej, jak również każdej poprzedniej książki Pani Ani jest piękny język, którym się posługuje oraz wspaniała umiejętność malowania słowem pięknych obrazów, które my czytelnicy widzimy, zamykając oczy. Nie mogłaby również nie zwrócić Waszej uwagi na wspaniałe kreacje bohaterów książki. Każda z postaci, którą tu spotkacie, jest osobą niezwykle złożoną, dzięki czemu są oni wyraziści i żadnego z nich nie można jednoznacznie ocenić. Dzięki temu książka staje się jeszcze ciekawsza i daje mocno do myślenia. Co więcej, jestem przekonana, że pomimo iż fabuła książki dotyczy lat minionych, to również dziś wielu z nas boryka się z podobnymi problemami. Chociażby trudne relacje na płaszczyźnie matka – dziecko, czy syndrom nieodciętej pępowiny, który potrafi zniszczyć nawet największe uczucie.
Gorąco zachęcam Was do poznania tej historii. Mnie ona mocno poruszyła, dostarczając całą paletę barw i emocji. Jej lektura okazała się dla mnie niezwykłym doświadczeniem, a wspomnienia matki i ciotki głównej bohaterki wycisnęły łzy. Za samą Zosię trzymałam mocno kciuki. Stała mi się bardzo bliska i chciałam, by wreszcie znalazła w sobie siłę i odwagę, by odciąć się od niszczących ją osób i poszła własną drogą. W jej życiu było wiele zawirowań, a ja czułam potrzebę ją przytulić i powiedzieć „Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą". Z tą właśnie myślą, która jest również pięknym przesłaniem książki, Was zostawiam i z niecierpliwością czekam na kontynuację cyklu, która pojawi się już wkrótce.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/11/bez-wzgledu-na-wszystko-nie-poddawaj.html
Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą.
Moi drodzy mieszkam na wsi i nigdy nie chciałabym tego zmienić. Jako młoda osoba, która zawsze dąży do tego, aby się rozwijać i robić to, co kocham, cieszę się, że wraz z upływem lat zarówno wizerunek polskiej wsi, jak i również mentalność oraz priorytety jej mieszkańców bardzo mocno ewaluowały. Dziś wygląda ona...
2020-11-09
Miała umrzeć - Ewa Przydryga
Wszyscy wiemy, jak ważna dla każdego z nas jest świadomość naszej tożsamości i historii rodzinnej, Nie ulega wątpliwości, że koleje losów naszych bliskich mają większy, bądź mniejszy wpływ na to, jak wygląda nasze życie. O tym, jak bardzo jest to istotne przekonała się główna bohaterka najnowszej powieści Ewy Przydrygi „Miała umrzeć”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Lena jest artystką. W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, trafiamy na wernisaż jej prac. Można powiedzieć, że mogłaby czuć się kobietą spełnioną, gdyby nie to, że przez całe życie, nękana stanami lękowymi, poszukuje prawdy o sobie. Osierocona w dzieciństwie nie pamięta swoich bliskich i tak naprawdę nie wie o nich samych i okolicznościach ich śmierci zbyt wiele. Co prawda wychowująca ją ciotka przekazała jej kilka zdawkowych informacji na temat tamtejszych wydarzeń, lecz nie najlepsze jej relacje z kobietą uczyniły z życia maleńkiej wówczas Leny koszmar. To wszystko sprawiło, że dziecko, które tak bardzo potrzebuje ciepła i miłości, nigdy jej nie otrzymało, w konsekwencji czego, dorosła dziś kobieta nie potrafi zbudować trwałych i zdrowych relacji z mężczyznami.
Nasza bohaterka nie wie, jednak jeszcze, że w dniu, kiedy świętuje swój sukces, wydarzy się coś, co nie pozwoli jej dłużej karmić się strzępkami wiedzy o losach swoich najbliższych i będzie impulsem do tego, aby wziąć sprawy w swoje ręce i wreszcie poznać całą prawdę. Ku ogromnemu zaskoczeniu kobiety bardzo szybko wychodzi na jaw, że przez wiele lat otaczały ją kłamstwa i fałszywa rzeczywistość, którą usłyszała z ust ciotki. Dlaczego krewna kłamała? O tym musicie już przekonać się sami, czytając książkę.
Co więcej, wszelkie tropy prowadzonych na własną rękę działań wiodą Lenę do tragicznych wydarzeń, które miały miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych. A wszystko zaczęło się od grupy nastolatków, której przewodziła dziewczyna o imieniu Ada. Młodzi ludzie podjęli się uczestnictwa w grze zainicjowanej przez ich przywódczynię. Celem gry jest podejmowanie się wyzwań testujących wytrzymałość psychiczną i fizyczną jej uczestników. Kolejne jej poziomy oznaczają balansowanie na granicy życia i śmierci. Niestety przeszłość skrywa wiele tajemnic dowodzących temu, że granice te zostały przekroczone, a ich ofiarą było ludzkie życie. Lena jest coraz bliżej skrywanych w mrocznej przeszłości tajemnic, jednak przerażające jest to, że wychodzące na światło dzienne nowe fakty prowadzą do jej własnej osoby. Mało tego, ktoś zrobi wszystko, aby wreszcie przestała grzebać w przeszłości. Ile jeszcze osób musi zginąć, aby ta okrutna gra mogła wreszcie się skończyć.
„Miała umrzeć” to trzymający w napięciu i wciągający thriller psychologiczny o zagubionych i pozostawionych samym sobie młodych ludziach, którzy pozbawieni zainteresowania i miłości swoich bliskich, chcą, choć na chwilę uciec od otaczającej ich trudnej rzeczywistości codziennego życia. Potrzebują choć przez chwilę poczuć się panami swojego losu i poczuć, że mają na niego wpływ. Potrzebują poczuć smak wolności. Tego wszystkiego szukają w odurzających substancjach i przekraczaniu własnych granic. W pewnym momencie jednak podjęta gra wymyka się spod kontroli i to, co wówczas się dzieje, niszczy wiele ludzi. Tylko czy to poczucie panowania nad swoim życiem nie okaże się zaledwie złudzeniem. A może to, zupełnie ktoś inny pociąga za sznurki, a ci młodzi ludzie okazali się tylko marionetkami? Sięgnijcie koniecznie po książkę i poszukajcie odpowiedzi na te i wiele innych nurtujących czytelnika pytań.
Autorka oddała w nasze ręce historię, od której nie sposób się oderwać. Poprzez wszystko, o czym czytamy na kartach książki, uświadamiamy sobie, do czego zdolny jest człowiek pod wpływem silnych emocji, pragnienia zemsty i odwetu. Czy warto, jest budzić uśpione demony przeszłości, a może Lena gorzko tego pożałuje? Przyznajcie sami, że to wszystko, czego możecie dowiedzieć się podczas lektury książki, jest tak intrygujące i ciekawe, że nie sposób się oprzeć.
Myślę, że nie muszę Was dłużej przekonywać, iż warto spędzić z tą książką czas. Dodam tylko, że czyta się ją niezwykle lekko i płynnie dzięki lekkiemu stylowi pisania autorki oraz przystępnemu językowi, którym się posługuje, a także umiejętności podsycenia ciekawości czytelnika. Nie mogłabym nie wspomnieć oczywiście o bardzo ciekawej kreacji każdego z bohaterów i ich portretów psychologicznych. Te wszystkie elementy w połączeniu z prowadzoną w dwóch płaszczyznach czasowych fabułą, które finalnie perfekcyjnie się ze sobą uzupełniają, daje czytelnikowi gwarancję poczucia przeczytania książki, o której długo się nie zapomni i na pewno będzie chciało więcej. A przecież właśnie o to chodzi.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.
Inne książki autorki, które recenzowałam:
„Bliżej, niż myślisz”.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/11/miaa-umrzec-ewa-przydryga.html
Miała umrzeć - Ewa Przydryga
Wszyscy wiemy, jak ważna dla każdego z nas jest świadomość naszej tożsamości i historii rodzinnej, Nie ulega wątpliwości, że koleje losów naszych bliskich mają większy, bądź mniejszy wpływ na to, jak wygląda nasze życie. O tym, jak bardzo jest to istotne przekonała się główna bohaterka najnowszej powieści Ewy Przydrygi „Miała umrzeć”, z której...
2020-11-01
W dążeniu do prawdy.
Tak to już w życiu jest, że dobry rodzic, który sam nie miał łatwego startu w dorosłe życie, chce zrobić wszystko, aby jego dziecko miało to życie o wiele lepsze. Często poświęcamy samych siebie, swoje plany i marzenia, chcąc otworzyć przed naszą latoroślą, jak najwięcej możliwości i ścieżek rozwoju. W żaden sposób nie żałujemy wysiłków i poświęceń, jakie ponieśliśmy, bo dla rodzica największą nagrodą za wszelkie jego trudy i starania są odnoszone przez dziecko sukcesy. I radość wynikająca z faktu, że może ono realizować się tak, jak tylko zechce. Niestety za chwilę dzięki historii opisanej na kartach powieści Michelle Frances „Córka”, przekonacie się, że brutalne życie bardzo szybko może nam tę przepełniającą nas rodziców radość odebrać. Bo kiedy wydaje nam się, że wreszcie możemy odetchnąć pełną piersią i w poczuciu szczęścia własnego dziecka zająć się sobą, los nagle wywraca nasze życie do góry nogami, zadając bolesny cios, kiedy najmniej się tego spodziewamy. A my jedyne, co możemy zrobić, to owładnięci bezsilnością krzyczeć „To nie tak miało być”! Ale czy na pewno jest to wszystko, co możemy zrobić?
Na taką postawę nie godzi się Kate. Matka, która straciła swoją córkę w wypadku drogowym. Becky była najbliższą sercu kobiety osobą. Od zawsze miały tylko siebie, ponieważ konserwatywna rodzina Kate zerwała z nią wszelkie relacje, kiedy ta w wieku piętnastu lat zaszła w nieplanowa ciąże. Od tego momentu musiały radzić sobie same i choć nie było to łatwe zadanie, nasza bohaterka wywiązała się z niego doskonale. Choć ona sama ma sobie wiele do zarzucenia, wychowała córkę na mądrą i silną kobietę, której na sercu leży walka o dobro drugiego człowieka. Dziewczyna wkraczała w bezwzględny świat dorosłości, będąc młodą dziennikarką. Aby móc coś znaczyć w tym zawodzie, musiała zaznaczyć swoją obecność. Jednak nie miała szansy udowodnić sobie i innym, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu, ponieważ śmiertelny wypadek zbyt szybko zgasił płomień jej życia.
Sama Kate chce zrobić wszystko, aby nigdy więcej do podobnych wypadków nie dochodziło. Czuje, że jest to winna Backy. Jednak jak się przekonujemy podczas lektury książki, to dopiero początek tego, z czym przyjdzie kobiecie się zmierzyć. Przez zupełny przypadek trafia na materiały do artykułu, nad którym w tajemnicy przed wszystkimi pracowała dziewczyna. Ku swojemu zaskoczeniu jest on przepustką do tego, aby poznać zupełnie nieznaną jej dotychczas część życia córki. A przecież była pewna, że wie o niej wszystko. Mało tego tu w grę wchodzi zdrowie, a nawet życie wielu ludzi. Matka, podążając śladami córki, chce odkryć całą prawdę.
Nie zdradzę Wam niczego więcej ponadto, że wszystko, czego się dowie, postawi ją w niełatwej roli tej, która będzie musiała stoczyć nierówną walkę, wydawałoby się z wiatrakami, której celem jest najwyższe dobro, o jakie można walczyć – dobro drugiego człowieka. Proces dążenia do prawdy, rzuci również nowe światło na śmierć Becky, ale o tym musicie przeczytać już sami.
Tytuł ten został określony jako thriller, z czym ja nie do końca się zgadzam, ponieważ jeśli mam powiedzieć coś o tej książce właśnie pod kątem tego gatunku, to niestety muszę uznać, że jest tu zbyt mało thrillera w thrillerze i książka wypada dość średnio. Natomiast jeśli uznamy, że jest to powieść obyczajowa z elementami thrillera, to wówczas książka automatycznie zyskuje na wartości.
Autorka bowiem oddaje w nasze ręce wciągającą opowieść o sile miłości między matką a dzieckiem. Kate ma za sobą trudną przeszłość. Zaszła w ciążę sama będąc dzieckiem i niestety rodzice, którzy powinni ją wówczas wspierać, odwrócili się od niej. Gdyby nie pomoc zupełnie obcej osoby, wspaniałej kobiety Iris, która po dziś dzień jest jej najlepszą przyjaciółką i wspiera ją w jej działaniach, nie wiadomo, w jakim miejscu znalazłaby się ze swoim dzieckiem. Kate wie, jak bardzo ważne dla jej córki było dziennikarstwo i chce dokończyć za nią sprawę, nad którą Becky pracowała, a której sama nigdy już nie doprowadzi do końca. Kiedy decyduje się podjąć tego zadania, nie wie jeszcze, o jak wielką stawkę będzie musiała podjąć to wyzwanie. Zaufali jej ludzie, ale po drugiej stronie barykady stoi bezwzględny przeciwnik, który zrobi wszystko, aby chronić własne interesy.
Jest jeszcze jeden aspekt, który tym razem być może po raz kolejny Kate będzie musiała poświęcić dla dobra kogoś innego. Zycie prywatne, a ściślej ujmując uczuciowe, na które przez wiele lat nie miała czasu i odsuwała gdzieś w najdalszy kont. Od niedawna spotyka się z mężczyzną, na którym jej bardzo zależy. Jednak przez to, że w jej życiu ostatnio bardzo wiele się zmieniło, ich związek nie rozpoczął się najlepiej. Przekonajcie się koniecznie, czy Tim będzie dla Kate wsparciem w tych trudnych chwilach, czy może sytuacja go przerośnie i Kate znowu zostanie sama.
A teraz odpowiedź na zapewne najbardziej interesujące wszystkich, którzy czytają tę recenzję pytanie. Czy polecam sięgnąć po tę pozycję? Oczywiście, że polecam, jednak zaznaczam po raz kolejny, jeśli nastawiacie się na pełnowymiarowy thriller, to niestety możecie poczuć się zawiedzeni. Tutaj na pierwszy plan wyłania się warstwa obyczajowa, która jest świetna i którą czytałam z ogromną ciekawością i zaangażowaniem. Owszem została ona wzbogacona o ciekawe wątki thrillera, które, co bardzo istotne dotykają niestety ponadczasowego i niezwykle ważnego dla zdrowia i życia każdego z nas problemu, o którym należy mówić dużo i głośno. Jestem niezmiernie wdzięczna autorce za podjęcie się tego tematu w swojej książce. Oczywiście sami musicie dowiedzieć się, czego on dotyczy.
Niezwykłym atutem książki jest jej autentyzm. Zarówno fabuły, jak i kreacji bohaterów. Wszystko, o czym w książce przeczytamy, mogłoby być historią każdego z nas, a nawet idąc dalej, jestem pewna, że jest częścią życia wielu ludzi. Ja sama bardzo mocno trzymałam kciuki za powodzenie Kate nie tylko w sprawie, której się podjęła, ale w jej życiu osobistym, bo naprawdę zasłużyła na to, jak mało kto. Chciałam również, aby sprawiedliwości stało się zadość i winni ponieśli konsekwencje swoich czynów, a ich ofiary zaznały, choć odrobiny ulgi. Dla mnie najważniejsze jest to, że zarówno Kate, jak i wiele postaci drugoplanowych stało mi się bliskich. Poczułam się częścią tej niewielkiej wspólnoty. Jednak postacią, która najmocniej skradła moje serce, była wspaniała i kochana Iris. Życzyłabym każdemu z nas takich ludzi wokół siebie. Ona była i jest z Kat od zawsze. Nigdy jej zawiodła i nie odtrąciła. Przekonać się o tym możemy dzięki podziałowi fabuły na trzy strefy czasowe. Okres, kiedy Kat była nastoletnią matką, czas na przed wypadkiem Backy i czas teraźniejszy. Świetne uzupełnianie się wszystkich zdarzeń w połączeniu z lekkim i swobodnym piórem autorki, a także przystępnym językiem, jakim się posługuje, sprawi, że książkę przeczytacie bardzo szybko z poczuciem rosnącej ciekawości jej finału. Ja sama będę lekturę tej książki wspominać bardzo pozytywnie. Choć nie dostałam do końca tego, czego się spodziewałam, to jednak dostarczyła mi wielu emocji, a nawet wzruszeń. Ponadto poczułam jedność z wieloma jej bohaterami, a także skłoniła mnie do refleksji i przemyśleń. Jestem pewna, że w Waszym przypadku też tak będzie. Nie wolno nam nie reagować na problem, nad którym w swoim artykule pracowała Backy. Przeczytajcie książkę i napiszcie mi, czy też tak uważacie.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/11/w-dazeniu-do-prawdy.html
W dążeniu do prawdy.
Tak to już w życiu jest, że dobry rodzic, który sam nie miał łatwego startu w dorosłe życie, chce zrobić wszystko, aby jego dziecko miało to życie o wiele lepsze. Często poświęcamy samych siebie, swoje plany i marzenia, chcąc otworzyć przed naszą latoroślą, jak najwięcej możliwości i ścieżek rozwoju. W żaden sposób nie żałujemy wysiłków i poświęceń,...
2020-10-22
Nigdy nie rezygnuj z siebie i swoich marzeń
Kochane Panie, bo to do Was dziś szczególne chciałabym się zwrócić. Spróbujmy wspólnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czego my kobiety tak naprawdę oczekujemy od naszych mężczyzn, będąc w związku, czy małżeństwie? Często bowiem zdarza się tak, że nawet po wielu latach spędzonych u boku naszego współmałżonka czujemy się tak, jakbyśmy chodziły w przyciasnym sweterku. Niby z pozoru dobrze na nas leży, a jednak głębszy oddech wziąć w nim trudno. Przecież nie mamy powodów do narzekań. Mąż nas nie bije, pracuje, przynosi pieniądze na życie, jest dobrym ojcem. Dlaczego więc wiele kobiet ciągle czuje ten ucisk na sercu, myśląc każdego dnia o tym, jak wygląda ich wspólne życie? A może nam się zwyczajnie w głowach poprzewracało i nie potrafiąc docenić tego, co mamy stałyśmy się niewdzięczne. Otóż nie. Moje drogie szczęśliwy związek winien opierać się na trzech podstawowych filarach. Przyjaźni, partnerstwie i miłości. Jeśli te trzy płaszczyzny nie tworzą spójnej całości, to nawet jeżeli mąż nas nie tyranizuje, jest przykładnym ojcem, a w naszym domu panuje spokój, my możemy nigdy nie zaznać prawdziwego szczęścia.
Niestety wiele kobiet ograniczanych przez konwenanse, przysięgę małżeńską, czy też świadomość tego, że ten mężczyzna jest ojcem ich dzieci, godzi się na życie szarej myszki, poświęcając swoje marzenia i pragnienia dla dobra rodziny. Czasami potrzeba dużo czasu, a nawet swego rodzaju życiowej rewolucji, abyśmy uwierzyły, że można żyć inaczej, lepiej. Czas wreszcie wyjść z cienia i pomyśleć o sobie. Chciałoby się rzec, że na zmiany nigdy nie jest za późno. Tylko, jak to w życiu bywa niestety powiedzieć łatwo, ale przeistoczyć słowa w czyny jest już o wiele trudniej.
No dobrze, dość już tych dywagacji. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego podejmuję się tego rodzaju rozważań. Wszak mężatką nie jestem. Owszem, nie będziemy mówić o mnie, a o życiu głównej bohaterki powieści Izabeli Grabdy „Życie od nowa” - Malwiny. Nasza bohaterka jest szanowaną panią dyrektor Bielawskiego przedszkola. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać jej życie, kobieta od niespełna roku jest wdową. Nie rozpacza jednak po śmierci męża, a wręcz czuje ulgę. Pamiętacie, jak na wstępie recenzji pisałam o poczuciu noszenia ciasnego sweterka? W przypadku pożycia małżeńskiego Malwiny i Arka można śmiało powiedzieć, że mężczyzna przywdział żonie gorset, który mocno zaciśnięty ograniczał ją praktycznie w każdym aspekcie przez dwadzieścia lat. Mąż nigdy jej nie wspierał, nie popierał także jej dążenia do tego, aby się rozwijać. Ingerował we wszystko, co robiła, szukając okazji, aby sprawić jej przykrość. Ich codzienność przesiąknięta była nudą i rutyną. Malwina nie mogła nawet pozwolić sobie na swobodę w ubiorze, czy makijażu, aby za chwilę nie usłyszeć obraźliwych inwektyw pod swoim adresem. Jak widzicie, uprzykrzać komuś życie można na wiele sposobów.
Teraz Malwina może wreszcie jak wskazuje sam tytuł książki zacząć swoje życie od nowa, do czego usilnie namawia ją przyjaciółka Kasia i dwójka jej dorosłych już dzieci. W staraniach o nowe lepsze życie Malwiny nie ustaje także jej sąsiadka. Samej Malwinie trudno jest uwierzyć w to, że powinna otworzyć się na zmiany i pozwolić im zaistnieć. Żyjąc przez tak wiele lat z kimś, kto nieustannie podcinał jej skrzydła, nie potrafi na nowo uwierzyć w siebie. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo los ją wkrótce zaskoczy. A wszystko za sprawą niefortunnej pomyłki, a może przeznaczenia i ujmująco przystojnego mężczyzny o niezbyt pochlebnej reputacji. Piotr mocno namiesza w jej życiu, ale czy wyjdzie jej to na dobre? A może przyniesie rozczarowanie i łzy. O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po książkę.
Z przykrością, ale i nadzieją muszę przyznać, że autorka oddała w nasze ręce bardzo życiową i autentyczną historię. Z przykrością, ponieważ niestety jest wiele kobiet, które w tej książce odnajdą cząstkę samej siebie i mocno utożsamią się z życiem Malwiny u boku Arka. Niestety wiele z nas ciągle pozwala się tłamsić i niszczyć sobie życie przez tych, z którymi połączyłyśmy się przed ołtarzem. Uwięzione w kajdanach kontroli i obaw przed tym, co ludzie powiedzą, spychamy swoje pragnienia tylko do sfery marzeń. Mam jednak także nadzieję, że wszystko, o czym owe kobiety przeczytają na kartach tego tytułu stanie się dla nich motywacją i doda im sił, żeby wreszcie zawalczyć o siebie. Malwina jest przekonana, że w jej wieku na wszystko jest już za późno, ale los udowodni jej, że niczego w życiu nie można być pewnym. Dlatego nigdy nie mówmy nigdy. Tylko czy ten, który będzie chciał zburzyć mur, jaki Malwina wokół siebie zbudowała, ma na pewno czyste intencje. A może to, co się o nim mówi w okolicy to prawda i lepiej trzymać się od niego z daleka. Sprawdźcie to koniecznie sami.
„Życie od nowa” to emocjonalna i niezwykle prawdziwa historia o ludziach takich samych jak Ty i ja. Autorka poprzez bardzo kontrastową kreację postaci pokazała, że jesteśmy różni, ale wszyscy pragniemy zaznać prawdziwej miłości. Jest to poruszająca, piękna i zabawna opowieść o wyjątkowej przyjaźni, marzeniach i pragnieniach, które mają szansę się urzeczywistnić, jeśli znajdziemy w sobie siłę, aby zamknąć za sobą drzwi przeszłości i odwagę, by zaryzykować i zacząć wszystko od nowa.
Jestem pełna uznania dla autorki, że w tak stosunkowo niewielkiej objętościowo, bo niespełna dwustu stronicowanej wykreowała tak wartościową i refleksyjną historię Czyta się ją niezwykle lekko i przyjemnie. Przystępny język i swobodny styl pisania, którym posługuje się Pani Izabela, sprawi, że książkę przeczytacie w mgnieniu oka, ale macie moje słowo, że długo o niej nie zapomnicie.
Pamiętajcie mamy tylko jedno życie. Przeszłości się nie cofnie, ale póki żyjemy, przyszłość stoi przed nami otworem i jeśli my sami dla siebie o nią nie zawalczymy, nikt za nas tego nie zrobi. Nigdy nie rezygnujmy z siebie i swoich marzeń.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/10/nigdy-nie-rezygnuj-z-siebie-i-swoich.html
Nigdy nie rezygnuj z siebie i swoich marzeń
Kochane Panie, bo to do Was dziś szczególne chciałabym się zwrócić. Spróbujmy wspólnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czego my kobiety tak naprawdę oczekujemy od naszych mężczyzn, będąc w związku, czy małżeństwie? Często bowiem zdarza się tak, że nawet po wielu latach spędzonych u boku naszego współmałżonka czujemy się tak,...
2020-10-18
Czy w życiu warto ryzykować?
Kiedy jesteś matką, chcesz dla swojego dziecka jak najlepiej. Pragniesz, zapewnić mu spokojne i stabilne życie, aby mogło cieszyć się beztroskim dzieciństwem z dala od problemów i zmartwień świata dorosłych. Dokładasz wszelkich starań, aby na jego twarzy zawsze gościł uśmiech, bo dla ciebie jest to najwspanialsza nagroda, jaką możesz otrzymać za trud, który wkładasz w jego wychowanie. Bycie rodzicem to piękna, ale zarazem bardzo trudna rola. Szczególnie wtedy, gdy los bezustannie rzuca ci kłody pod nogi. Co więcej na sercu przez cały czas ciąży ci ciężar świadomości tego, że to, jak teraz wygląda wasze życie, w dużej mierze jest konsekwencją twoich złych decyzji i wyborów, których dokonałaś w przeszłości.
Z takimi wyrzutami sumienia każdego dnia zmaga się główna bohaterka powieści Weroniki Tomali „Nieprzegrany zakład”, którą właśnie skończyłam czytać i o której chcę Wam teraz kilka słów opowiedzieć.
Natalia, bo to o niej mowa jest kobietą samotnie wychowującą syna, który jest dla niej oczkiem w głowie. Na świecie ma tylko jego i wszystko, co robi w życiu, robi właśnie z myślą o nim. Chce, aby chłopiec był szczęśliwym dzieckiem i jak najmniej odczuwał naprawdę trudną sytuację, w jakiej znajduje się jego mama. Pragnie dla niego lepszego życia, ale niestety pozostawiona przez ojca biologicznego Kuby z długami do spłacenia nie jest w stanie zapewnić mu takiego życia, jakie mają chociażby dzieci z przedszkola, do którego uczęszcza.
Praca kelnerki w restauracji, do której nawiasem pisząc, Natalia wolałaby już nigdy nie wracać, pozwala jej na bardzo skromne życie w dzielnicy, w której strach się pojawić nawet na chwilę, a co dopiero tam mieszkać.
Zostawmy jednak na chwilę tę dzielną i godną podziwu wspaniałą mamę samą, ponieważ jest jeszcze ktoś, kogo musicie poznać. Filip jest zamożnym przedsiębiorcą, który, wie, czego chce i konsekwentnie do tego dąży. Dzięki swojej stanowczości i zaangażowaniu we wszystko, co robi, osiągnął bardzo wiele i teraz może, być panem własnego życia i kreować je na własnych zasadach. Jego status społeczny w połączeniu z urodą przyciąga uwagę wielu kobiet. Filip również na płaszczyźnie życia prywatnego lubi rozdawać karty i to do niego zawsze należy decyzja, jak takowe relacje z kobietami będą wyglądały. Nie wie jednak, że już wkrótce na jego drodze pojawi się ktoś, kto nie tylko mocno namiesza w jego głowie, ale przede wszystkim na pewno nie będzie jadł mu z ręki.
Jak się możecie domyślać, los w nieoczekiwany dla obojga naszych bohaterów sposób, splecie ich drogi życiowe. Jeden nieopaczny zakład, w którym Filip jak ma to w zwyczaju, chciał udowodnić swoją rację, może zmienić życie całej trójki już na zawsze. O ile odważą się zaryzykować, ale o tym musicie już przeczytać sami.
„Nieprzegrany zakład” to książka, dzięki której uświadamiamy sobie, że wszystko w życiu jest możliwe. Nigdy nie możemy zakładać, że cokolwiek, o czym w głębi serca marzymy, jest poza naszym zasięgiem. Życie bowiem pisze tak nieprzewidywalne scenariusze, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie ono wyglądało jutro.
Kiedy patrzymy na życie Natalii i Filipa od razu widzimy, jak wielka przepaść społeczna ich dzieli. W pierwszej chwili chciałoby się zapytać, czym taka skromna i biedna kobieta może zwrócić uwagę mężczyzny, który przecież może mieć każdą kobietę, o jakiej zamarzy. Jednak jak się przekonacie podczas lektury książki, to właśnie ta wyraźna odmienność Natalii może stać się jej największym atutem.
Z kolei Filip bardzo szybko przekona się, że choć przegrał ten z przekory podjęty zakład, może wygrać coś o wiele ważniejszego, co nie tylko pozwoli mu odkryć siebie na nowo, ale da mu szansę na zupełnie nowe życie. Nie będzie to jednak łatwe, ponieważ Natalia, mimo że jest biedna, to ma swój honor i swoje zasady. A co najważniejsze wiele już w życiu przeszła i wie, że nie może po raz kolejny podjąć pochopnej decyzji i dokonać złego wyboru podobnie, jak zrobiła to w przeszłości. Musi myśleć o synu i nie narażać go na rozczarowanie i cierpienie. Musicie koniecznie przeczytać książkę i przekonać się sami, czy warto czasami postawić wszystko na jedną kartę. Sprawdźcie koniecznie, czy kobieta odważy się oddać życie i przyszłość swoją i dziecka w ręce Filipa. A co najważniejsze, czy nie będzie żałowała tego, na co się zdecyduje.
Uwierzcie mi, że choć pewnie teraz zakończenie tej historii wydaje Wam się oczywiste, to jednak tu nic nie jest do końca pewne, ponieważ ten władczy i ujmujący zarazem mężczyzna, do którego mocniej bije serce Natalii, skrywa pewne mroczne tajemnice, o których kobieta nie ma pojęcia i które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Wiem, że brzmi to intrygująco, ale ja nic więcej nie zdradzę. Nie zwlekajcie ani chwili dłużej i czytajcie „Nieprzegrany zakład”
Gorąco Wam tę książkę polecam. Na jej kartach znajdziecie bardzo wciągającą i emocjonalną historię, którą czyta się z ogromną ciekawością. Perypetie Natalii i Kuby mocno poruszają czytelnika, a ten mały cudowny chłopiec bardzo szybko skradnie Wasze serce. Choć pewnych rzeczy w rozwoju fabuły mogłam się domyślić, to nie zmienia to faktu, że książkę czytało mi się niezwykle przyjemnie. Na jej lekturze spędziłam miło czas pod kocykiem z kubkiem gorącej herbaty, nie mogąc oderwać się od lektury. Jak wspomniałam wcześniej, emocji na pewno tutaj nie zabraknie. Jednak uchylę Wam rąbka tajemnicy i powiem, że nie zawsze były to dobre emocje wynikające z rodzącego się uczucia, ale również te złe i budzące strach. A to za sprawą wątku sensacyjnego, który także w tej powieści znajdziecie, a który wzbudza w czytelniku uczucie przejęcia i obawy o to, jakie będzie jego zakończenie
Jak wiemy dobry pomysł na fabułę to nie wszystko, co stanowi o wartości książki. O wiele ważniejsze jest to, jak ten pomysł został zrealizowany w połączeniu z kreacją bohaterów, językiem, którym posługuje się autor, stylem pisania oraz tempem akcji.
I tutaj z pełną świadomością tego, co piszę, mogę powiedzieć, że Weronika Tomala we wszystkich tych aspektach poradziła sobie świetnie. Książkę czyta się bardzo lekko i szybko. Natomiast jej bohaterowie są naprawdę bardzo różni, co w moim odczuciu miało dodatkowo podkreślić tę dzielącą każdego z nich przepaść wynikającą z różnych światów, w których żyją.
Mamy Natalię, która jest wspaniałą matką i choć stara się jak może, by polepszyć poziom życia dla swojego dziecka, to ledwo wiąże koniec z końcem. Filipa, który ma wszystko i nawet nie wyobraża sobie, jak można żyć w takim miejscu, jak dzielnica Natalii. Im kibicujemy, widzimy ich wewnętrzne przemiany i to jak wiele dają sobie wzajemnie. Niestety są też postacie, które mamy ochotę udusić gołymi rękami. Na uwagę zasługuje ich świetna kreacja. A zresztą, co ja będę pisać. Nie musicie mi wierzyć. Sami przeczytajcie i się przekonajcie.
Nie ulega wątpliwości, że jest to książka idealna na długie jesienne wieczory, która nawet pozwoli Wam już teraz poczuć klimat świąt. Jeśli szukacie ciepłej, poruszającej życiowe aspekty takie jak błędy przeszłości i samotne macierzyństwo książki, to będzie to idealny tytuł dla Was. Dodatkowo dostaniecie piękną opowieść o niezwykłej miłości matki do dziecka. Miłości wydawałoby się niemożliwej między kobietą a mężczyzną oraz o niezbadanych kolejach losu. Czego chcieć więcej? Nic tylko czytać.
Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/10/czy-w-zyciu-warto-ryzykowac.html
Czy w życiu warto ryzykować?
Kiedy jesteś matką, chcesz dla swojego dziecka jak najlepiej. Pragniesz, zapewnić mu spokojne i stabilne życie, aby mogło cieszyć się beztroskim dzieciństwem z dala od problemów i zmartwień świata dorosłych. Dokładasz wszelkich starań, aby na jego twarzy zawsze gościł uśmiech, bo dla ciebie jest to najwspanialsza nagroda, jaką możesz otrzymać...
2020-10-06
Jestem zła i nigdy tego nie odkupię.
Moi drodzy czy wierzycie w istnienie genu zła? Czy uważacie, że jeśli Wasi rodzice robili w życiu coś bardzo złego, krzywdząc innych, to Wy również jesteście nosicielami rzeczonego genu i Waszą powinnością jest przez całe życie pokutować za ich winy? Odpowiedź na te pytania wydaje się oczywista, bowiem nikt z nas nie powinien nosić w sobie piętna przewinień i grzechów naszych bliskich. Jednak dziś za sprawą książki Maxa Czornyja „Córka nazisty”, przekonacie się, że często nasze przeświadczenie o zasadności tak krytycznego postrzegania własnej osoby, jest zakorzenione tak mocno, iż nie pozwala nam zaznać spokoju aż po kres naszych dni.
Umysł ludzki jest bardzo złożonym mechanizmem, który działa na sobie tylko znanych zasadach. Choć wielu naukowców, psychologów i terapeutów stara się odkryć tajemnicę jego funkcjonowania, to nigdy do końca nie możemy być pewni, jaki wpływ będą miały na niego nasze przeżycia, traumy stres, czy choroba. Każdego dnia o słuszności tego stwierdzenia przekonuje się główna bohaterka powieści Greta. 84-letnia kobieta choruje na Alzheimera. Choroba plącze jej myśli. Coraz bardziej odbiera jej umiejętność prawidłowego postrzegania rzeczywistości, ale także nie pozwala uporządkować trudnych i bolesnych doświadczeń z przeszłości, które przypadły na czas II wojny światowej. Jedyne, o czym nasza bohaterka jest przekonana to fakt, że jest córką kapitana SS, który bez skrupułów pozbawiał życia niewinnych ludzi. Te wspomnienia dręczą ją i nie pozwalają zaznać tak potrzebnego u schyłku życia spokoju. Choć od kiedy pamięta, stara się, choć w niewielkim stopniu odkupić winy ojca, to swój stan odbiera jako pokutę za to, że tkwi w niej gen zła, który ją również czyni złą i w żaden sposób nie da się tego zmienić.
Przewodniczką po tym pełnym lęku, niepewności i obaw świecie wspomnień, która pomaga Grecie zapełnić coraz więcej powstających w jej głowie luk, jest psycholog Alicja Nowińska. Niestety trwająca już wiele lat terapia nie przynosi większych rezultatów. W momencie, kiedy terapeutka informuje Gretę, że niestety będą musiały przerwać terapię dzieje się coś, czego nikt by się nie spodziewał. W ręce starszej kobiety trafia niezwykły pamiętnik, którego autorką jest Anna. Dziewczynka, która wspólnie z matką w czasie wojny trafiła do obozu. Na pożółkłych kartkach pamiętnika Greta pozna wstrząsającą, bezkompromisową prawdę, która albo ją pogrąży, albo ofiaruje upragniony spokój. Bo czasem droga ku miłości i wyzwoleniu z kajdan demonów przeszłości wiedzie przez piekło, które musimy przeżyć na nowo.
Moje słowa, że Greta, decydując się na lekturę pamiętnika, przeżywa piekło tamtych czasów na nowo, potraktujcie bardzo dosłownie. Oczami Anny bowiem widzimy i niemalże czujemy okrucieństwo człowieka wobec człowieka. Autor bezkompromisowo opisuje czytelnikowi cierpienie i upokorzenie, którego doznają bezbronni ludzie. Pogrążeni w niepewności jutra modlą się o przetrwanie i życie swoje i swoich bliskich. A ci, w których rękach leży ich los mają za nic wartość ludzkiego życia. Więźniowie obozu odzierani są z godności i człowieczeństwa. Jednak mimo silnych emocji, które wzbudza w Grecie czytanie zapisków Anny, dziewczyna staje jej się coraz bliższa, a ulotne wspomnienia zaczynają układać się w logiczną całość. Tylko czy na pewno ten choćby chwilowy przebłysk świadomości będzie prawdą, jaką Greta chciałaby poznać, a może lepiej o niej zapomnieć i nigdy więcej do niej nie wracać? O tym musicie przekonać się już sami.
„Córka nazisty” to wciągająca i poruszająca powieść obyczajowa, której podzielona na dwie płaszczyzny czasowe fabuła przenosi nas do czasów holokaustu. Nie jest to jednak w żadnej mierze powieść historyczna. Na kartach książki odnajdziemy historię kobiety, na której teraźniejszości bardzo mocno odbiły się lata z jej młodości. Wówczas jej oczy widziały, a serce odczuwało, tragiczne przeżycia, których uczestnikiem, ani świadkiem nigdy nie powinien być żaden człowiek. Nie zdradzę Wam niczego więcej ponadto, że autor w pewnym momencie w bardzo zaskakujący sposób łączy ze sobą wydarzenia mające miejsce w odległych przecież od siebie czasach, co skutkuje zakończeniem, którego zupełnie się nie spodziewałam.
Tytuł ten był moim pierwszym spotkaniem z prozą Maxa Czornyja, ale na pewno nie ostatnim. Opowieść, którą autor oddał w nasze ręce, wzbudziła we mnie wiele emocji. Podczas lektury książki czułam się głęboko poruszona, nie tylko mocnymi i opowiedzianymi wprost wydarzeniami, ale także świadectwem pięknej miłości i oddania w wielu jej wymiarach. Książkę czytałam z ogromną ciekawością i zaangażowaniem, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, czy Anna i jej matka zdołały się uratować, jak również, czy Greta wreszcie zazna zbawiennego ukojenia i wyciszy targające nią wyrzuty sumienia za cudze grzechy.
Oczywiście gorąco zachęcam Was do tego, abyście Wy również sięgnęli po tę książkę i zaczytali się w powieści o miłości wbrew przeciwnościom, odkupieniu, przeszłości, która nie pozwoli o sobie zapomnieć, dopóki prawda nie ujrzy światła dziennego. Zapewniam Was, że książka trafia wprost do serca czytelnika i nie pozwala się od siebie oderwać. Zarówno Anna, jak i Greta stają nam się bardzo bliskie. A kilka niespodziewanych zwrotów akcji z pewnością was zaskoczy.
Na zakończenie zostawiam Wam cytat znaleziony jakiś czas temu w internecie, który nieustannie krążył w mojej głowie podczas czytania książki, a który doskonale wpisuje się w fabułę książki.
"Każdy z nas posiada rozdział, którego nie chce przeczytać nikomu... a czasem nawet nie chce pamiętać o jego istnieniu".
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/10/jestem-za-i-nigdy-tego-nie-odkupie.html
Jestem zła i nigdy tego nie odkupię.
Moi drodzy czy wierzycie w istnienie genu zła? Czy uważacie, że jeśli Wasi rodzice robili w życiu coś bardzo złego, krzywdząc innych, to Wy również jesteście nosicielami rzeczonego genu i Waszą powinnością jest przez całe życie pokutować za ich winy? Odpowiedź na te pytania wydaje się oczywista, bowiem nikt z nas nie powinien nosić w...
2020-10-01
Nie każdy z nas powinien być rodzicem.
Kiedy zapytamy rodziców spodziewających się dziecka, jak wyobrażają sobie swoje maleństwo, które za chwilę przyjdzie na świat. I to właśnie w nich będzie pokładało największą ufność, najczęściej słyszymy „Nie ważne, jakie będzie, najważniejsze, aby było zdrowe”. To oczywiście piękne i rzeczywiście najważniejsze życzenie, jakie mogą wypowiedzieć dla swojej pociechy przyszli mama i tato. Nikt z nas przecież nie chce, aby nasze dzieci cierpiały. Ale teraz pójdźmy o krok dalej i zastanówmy się, co jeśli nasze dziecko urodzi się „inne”, niż wszyscy, a jego odmienności nie da się ukryć? W pierwszej chwili na myśl przychodzą, wydawałoby się oczywiste odpowiedzi. Powinnością rodzica w takiej sytuacji, jest robić wszystko, aby uchronić swoje dziecko przed prześladowaniem i odrzuceniem ze strony społeczeństwa. To my rodzice odpowiedzialni jesteśmy za bezpieczeństwo i szczęśliwe dzieciństwo naszej latorośli. To dobro dziecka winno być dla nas rodziców największym priorytetem i to właśnie ono powinno najmocniej leżeć nam na sercu. Tylko jak się za chwilę przekonacie za sprawą książki Ellen Marie Wiseman „Dla jej dobra”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, dla każdego z nas pojęcie dobra może oznaczać coś zupełnie innego. W tej historii powiedzenie „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane” będzie miało bardzo realny wymiar.
Przystępując do lektury książki, zostajemy przeniesieni w czasie do lat 30. XX wieku i trafiamy do zamożnej posiadłości zamieszkałej przez małżeństwo państwa Blackwood. Prowadzą oni świetnie prosperującą stadninę koni i doskonale im się wiedzie. Nie są oni jedynymi mieszkańcami posiadłości. Jest jeszcze ktoś, kto spędza swoje zaledwie dziewięcioletnie życie z dala od ludzkich oczu. Mała Lilly. Dziewczynka, która różni się od innych ludzi. To właśnie przez swoją odmienność jej świat ogranicza się tylko do kilku metrów strychu, na którym jest ukrywana przez swoich rodziców, odkąd pamięta. Nigdy nie opuściła tego miejsca, ponieważ, jak ciągle powtarza jej matka, jest potworem, na którego widok wszyscy uciekliby z krzykiem. Świat zewnętrzny nie wie o jej istnieniu, a i ona nie poznała jego piękna i dobrodziejstw, o których czyta tylko w książkach i do którego przenosi się tylko w marzeniach. Pewnego dnia wszystko wskazuje na to, że wreszcie to największe marzenie się spełni i będzie mogła opuścić strych. Matka zabiera ją do cyrku, którego przyjazd dotychczas obserwowała zza krat maleńkiego okna. Nie wie jednak jeszcze, że już nigdy nie wróci do domu. Matka sprzedaje ją właścicielowi cyrku, gdzie będzie mogła żyć wśród podobnych do siebie dziwadeł. Jedyne co pada z ust rodzicielki wśród błagań dziecka o litość to jedno zdanie:
„To dla twojego dobra”.
Początki w nowym miejscu są dla dziewczynki piekłem, ale już wkrótce staje się największą atrakcją cyrku. Tam jej życie bardzo się zmienia, ale jej dalszą historię będziecie musieli poznać już sami. Nie będziecie jedynymi, którzy będą chcieli poznać sekrety przeszłości Blackwood, bowiem dwie dekady później w posiadłości zjawia się druga bohaterka poznawanej przez nas czytelników opowieści – Julia Blackwood. Dziewczyna uciekła z domu rodzinnego spod żelaznej ręki rodziców, gdzie jej dzieciństwo wypełniała nieustanna dyscyplina. Ciągłe nakazy i zakazy. Po śmierci rodziców zapisana jej w spadku posiadłość teraz należy do niej. Pewnego dnia natrafia na fotografię osobliwej postaci na grzbiecie słonia. To wydarzenie jest początkiem lawiny pytań bez odpowiedzi, które kłębią się w głowie młodej kobiety. Niczym misternie skonstruowana układanka, na jaw wychodzą kolejne przez lata skrywane w murach starego domu tajemnice. Julia pragnie poznać historię Lilly. Tylko czy na pewno jest na nią gotowa?
Jak się możecie domyślać to, że losy obu bohaterek zostały splecione na kartach książki, nie jest przypadkowe. Musicie więc koniecznie po nią sięgnąć, aby przekonać się, co je łączy, jak również dowiedzieć się, jak odkryta prawda wpłynie na samą Julię.
Możecie mi wierzyć, że „Dla jej dobra”, to książka, jakiej jeszcze na polskim rynku nie było. Oryginalna i bardzo wciągająca fabuła w połączeniu ze świetnie skonstruowanymi charakterami jej bohaterów sprawi, że nie tylko nie będziecie mogli przestać czytać książki, ale także nie będziecie umieć przestać o niej myśleć. Zapewne już teraz zastanawiacie się, jakim trzeba być nie tylko rodzicem, ale przede wszystkim człowiekiem, żeby przez lata więzić swoje dziecko i wmawiać mu, że jest potworem. Przecież dla każdego rodzica jego dziecko jest najpiękniejsze. Ileż to razy powtarzacie swoim dzieciom, że są piękne i że je kochacie. Okazujecie im swoją miłość i czułość. Lilly niestety nigdy niczego podobnego nie doświadczyła. A kiedy wreszcie poznała wszystko, co przez dziewięć lat jej bezbronnego życia było dla niej zakazane, poczuła się zawiedziona, gdyż tam spotkała ją krzywda, ale jednocześnie dostała wreszcie od losu swoją szansę. Wiodła do niej jednak bardzo trudna i kręta ścieżka.
Sama Julia także przekona się, jak bardzo niszcząca może być siła rodzinnych tajemnic. Na własnej skórze poczuje, jak wielką krzywdę wyrządzili ci, którzy powinni chronić swoje dziecko. Zrozumie, że byli to ludzie, którzy nie potrafili kochać, ale czy zdoła wybaczyć i zacząć nowe życie obciążona ciężarem poznanej prawdy? Tego oczywiście Wam nie zdradzę. Powiem tylko, że my czytelnicy będziemy wprowadzani w stan szoku i niedowierzania dosłownie do samego końca. Nawet jeśli będziemy przekonani, że w tej szokującej, wstrząsającej i poruszającej opowieści wszystko zostało już powiedziane i wszystko już wiemy, to nagle autorka odkryje przed nami takie kolejne jej elementy, że zostaniemy wprowadzeni w stan osłupienia.
Na zakończenie pozwolę sobie powiedzieć kilka słów o samej konstrukcji fabuły, gdyż jest ona bardzo ważnym aspektem w odniesieniu do wszystkiego, o czym przeczytamy w książce. Co z kolei w ostatecznym rozrachunku stworzy genialną spójną całość. Otóż została ona podzielona na następujące po sobie naprzemiennie rozdziały zatytułowane imionami obu bohaterek. Poznajemy w nich losy ich obu takimi, jakie były one w murach rodzinnego domu oraz po jego opuszczeniu. Oczywiście w pewnym momencie obie te perspektywy wspaniale się ze sobą zazębiają. To wszystko w połączeniu z bardzo wielowymiarową kreacją każdego z bohaterów, a także niezwykłą umiejętnością autorki do grania na naszych emocjach i zaskakiwania nas sprawia, że w nasze ręce trafia wyjątkowa książka. Powieść o której nie tylko długo nie zapomnimy, ale również będziemy czuli potrzebę rozmawiania o niej z innymi. Mimo że, książka liczy sobie ponad czterysta stron, to dzięki niezwykłej umiejętności pani Wiseman do przyciągania uwagi czytelnika oraz przystępnemu i swobodnemu stylowi i językowi, którym się posługuje, w żaden sposób tej ilości stron nie odczujemy i przeczytamy książkę z ogromnym zaangażowaniem w mgnieniu oka.
„Dla jej dobra” to zapis tragicznej historii, którą zgotowali niewinnemu dziecku ci, którzy nigdy rodzicami być nie powinni, w poczuciu źle pojętego, a wręcz chorego przeświadczenia o jego dobru. Gorąco Wam tę książkę polecam. Jestem pewna, że przyznacie mi rację, iż jest ona czymś zupełnie nowym na polskim rynku wydawniczym. Nie znajdziecie w niej schematów. Podczas czytania odczujecie całą gamę emocji od smutku poprzez złość, niedowierzanie i konsternację aż po niewielki promyk nadziei, który czy zaświeci jaśniej może pokazać tylko czas.
Recenzja powstałą we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/10/nie-kazdy-z-nas-powinien-byc-rodzicem.html
Nie każdy z nas powinien być rodzicem.
Kiedy zapytamy rodziców spodziewających się dziecka, jak wyobrażają sobie swoje maleństwo, które za chwilę przyjdzie na świat. I to właśnie w nich będzie pokładało największą ufność, najczęściej słyszymy „Nie ważne, jakie będzie, najważniejsze, aby było zdrowe”. To oczywiście piękne i rzeczywiście najważniejsze życzenie, jakie mogą...
2020-09-26
Nikt z nas nie jest już bezpieczny.
Moi drodzy, czy należycie do tej grupy osób, którzy uważają, że w momencie, kiedy życie bardzo mocno nas doświadczy zmiana otoczenia i znalezienie swojego nowego miejsca na ziemi jest dobrym sposobem na to, aby zacząć wszystko od nowa?
Wiele osób tak właśnie myśli. Dla nich nowe miejsce stanowi swego rodzaju azyl, w którym mogą zapomnieć o przeszłości i dać sobie szansę na nowy początek. Kwestię tego, czy jest to słuszne podejście, pozostawiam każdemu z Was do indywidualnych przemyśleń. Ja sama uważam, że ucieczka od problemów nic nie da, co więcej niestety nowe nie zawsze znaczy lepsze.
Nawet jeśli w tej chwili się ze mną nie zgadzacie, to jestem przekonana, że przyznacie mi rację po lekturze książki Mary Kubicy „Tamta kobieta”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Na kartach powieści poznajemy czteroosobową rodzinę Foustow. Małżeństwo Sadie i Willa przeżywa kryzys po zdradzie, której dopuścił się mężczyzna. Choć Will bardzo się stara, żonie nie jest łatwo na nowo odbudować zerwaną z nim więzi. Mało tego, cierpi także jej matczyne serce, ponieważ starszy syn jest prześladowany w szkole.
Niespodziewanie dla wszystkich Will otrzymuje w spadku po zmarłej siostrze dom w małym miasteczku Maine. Miejsce to jest niczym inny świat w porównaniu do Chicago, skąd przyjechali. Teraz będą mieszkańcami niewielkiej wyspy, z której wydostać się można tylko promem. Sadie nie jest zachwycona tą zmianą w życiu rodziny, ale jej mąż dostrzega w tej przeprowadzce możliwość zostawienia przeszłości za sobą i ułożenia sobie życia na nowo. Jednak to nie koniec niespodzianek, jakie przygotował dla nich los, bowiem wraz z przyjęciem spadku Will podejmuje się opieki nad nastoletnią córką siostry - Imogen. Nowy członek rodziny to bardzo mroczna i tajemnicza dziewczyna, która nie pała sympatią do swoich jedynych krewnych. Śmiało, można powiedzieć, że jej usposobienie oraz aura, jaką emanuje, może wywoływać uczucie dyskomfortu. Wręcz niepokoju u osób przebywających w jej pobliżu. Z biegiem lektury dowiadujemy się, że zachowanie nastolatki można usprawiedliwić, biorąc pod uwagę fakt, że jej mama popełniła samobójstwo właśnie w tym domu. Ale, czy na pewno tylko te - bez wątpienia traumatyczne przeżycia - są przyczyną zachowania siostrzenicy Willa? O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po książkę.
Nasi bohaterowie próbują przyzwyczaić się do nowych okoliczności, w jakich przyszło im żyć. Jednak spokój, którego wszyscy teraz tak bardzo potrzebują, nie trwa zbyt długo. Kończy się zaledwie po siedmiu tygodniach ich pobytu na wyspie. Wtedy właśnie dochodzi do morderstwa ich sąsiadki. Dla zamkniętej społeczności jest to ogromny wstrząs, gdyż tutaj wszyscy dobrze się znają i takie zdarzenia nigdy wcześniej nie miały miejsca. Nikomu nigdy nawet przez myśl by nie przeszło, że bezpieczeństwo kogokolwiek tutaj może być zagrożone. Siłą rzeczy oczy wszystkich zostają zwrócone ku tym, którzy są nowi. Strach unosi się w powietrzu. Teraz już nikt nie może czuć się bezpieczny. Przerażona Sadie chce za wszelką cenę odkryć prawdę niewyjaśnionych okoliczności śmierci. Tajemnicę, którą skrywa mrok tamtejszej morderczej nocy. Mając świadomość, że wyspa jest odcięta od lądu, obawia się, że morderca nadal może przebywać w miasteczku i zagrażać każdemu jego mieszkańcowi. Także jej najbliższym. Nie wie jednak jeszcze, że w obliczu prawdy, z którą przyjdzie jej się skonfrontować, to wcale nie okoliczności śmierci sąsiadki będą tym, co przerazi ją najbardziej. To, czego się dowie, sprawi, że jej świat legnie w gruzach po raz kolejny. Ona sama również nie jest już bezpieczna, ponieważ ktoś zdaje sobie sprawę, że wie zbyt wiele.
Teraz moglibyście powiedzieć, ale gdzie w całości tej intrygującej fabuły jest miejsce dla tytułowej „tamtej kobiety” i jaką rolę odgrywa ona w życiu naszych bohaterów. Otóż jak możemy dowiedzieć się z opisu książki, jest pewna kobieta, która prześladuje Sadie, ale dlaczego to robi i kim jest, musicie już dowiedzieć się sami. Zdradzę Wam tylko, że fabuła książki została podzielona na rozdziały zatytułowane imionami jej bohaterów, po to, abyśmy my czytelnicy mogli poznać wydarzenia zarówno te rozgrywające się teraz, jak i te stanowiące przeszłość z ich perspektywy. Piszę o tym, ponieważ poznamy też punkt widzenia tej kobiety na wydarzenia, które sprawiły, że dziś postępuje tak, jak postępuje.
Jeśli szukacie książki idealnej na jesień, to ta pozycja będzie doskonałym wyborem. Wciągająca fabuła osnuta aurą mrocznego i sennego miasteczka, gdzie w powietrzu unosi się zapach strachu i śmierci sprawi, że od początku do końca lektury nie opuści was poczucie lęku i niepewności. Choć akcja książki toczy się nader spokojnie to sposób, w jaki autorka odkrywa przed nami kolejne elementy tajemniczych wydarzeń, nie pozwala nam ani na chwilę przestać być czujnym. Złożoność postaci bohaterów powoduje, że podejrzewać o zbrodnie będziemy co najmniej kilka osób. Ostatecznie podobnie jak sama główna bohaterka zrozumiemy, że już żadnemu z nich nie możemy ufać, a samo zakończenie na pewno nas zaskoczy i zniszczy wiarę w najważniejsze w życiu każdego z nas wartości.
Gorąco zachęcam Was do poznania tej intrygującej, nieprzewidywalnej i emocjonującej historii. Zarezerwujcie sobie wolnych godzin na jej czytanie, ponieważ nie będziecie mogli się od niej oderwać i wciągnie Was bez reszty. A kiedy dotrzecie do końca, jeszcze bardzo długo echem w Waszych myślach odbijać się będzie pytanie. Czy możemy być pewni, że znamy ludzi, którzy żyją z nami i obok nas?
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Poradnia K, za co bardzo dziękuję.
Nikt z nas nie jest już bezpieczny.
Moi drodzy, czy należycie do tej grupy osób, którzy uważają, że w momencie, kiedy życie bardzo mocno nas doświadczy zmiana otoczenia i znalezienie swojego nowego miejsca na ziemi jest dobrym sposobem na to, aby zacząć wszystko od nowa?
Wiele osób tak właśnie myśli. Dla nich nowe miejsce stanowi swego rodzaju azyl, w którym mogą...
2020-09-21
"Matka nigdy o tobie nie zapomni. Córka nigdy ci nie wybaczy"
Matka jest najważniejszą osobą w życiu dziecka niemalże od chwili poczęcia. Niezwykła więź rodząca się między dzieckiem a matką już w chwili, kiedy kobieta nosi swoje maleństwo pod sercem, sprawia, że w późniejszym okresie przez całe swoje dzieciństwo to właśnie matce dziecko ufa najbardziej. Przy niej czuje się najbezpieczniej. Z kolei dla większości matek ta mała istotka staje się oczkiem w głowie. Całe nasze życie zaczyna kręcić się wokół naszego skarbu. Wszelkie podejmowane przez nas działania i podejmowane decyzje, które odnoszą się do naszego syna czy córki mają służyć jego dobru, bezpieczeństwu i szczęśliwemu dorastaniu. Nie jest to łatwe i tylko rodzic wie, jak wiele starań i wysiłków od nas wymaga. Sytuacja wygląda o wiele trudniej, jeśli jesteśmy rodzicem dziecka chorego, czy niepełnosprawnego. W takich przypadkach bowiem matka często zmuszona jest zrezygnować z siebie, pracy zawodowej, aby poświęcić się opiece nad dzieckiem. Dla każdej z nas, która stanęła w obliczu takiej sytuacji, jest to naturalna kolei rzeczy, natomiast społeczeństwo, które każdego dnia jest obserwatorem codziennych zmagań, którym musi sprostać matka chorego dziecka, darzy ją szacunkiem, podziwem i uznaniem. Jednak taka uwaga i podziw nie każdej matce się należy. Nawet jeśli na własne oczy widzimy, z jak wielką troską i oddaniem opiekuje się ona swoim dzieckiem. Co więcej, to właśnie trzeba zrobić wszystko, aby jak najszybciej taką matkę od dziecka odizolować.
Zapewne teraz myślicie sobie, że piszę jakieś herezje. Przecież takiej rodzicielce należy się medal. Za chwilę przekonacie się, że takie postępowanie może być tylko perfekcyjnie zaplanowaną grą pozorów, wykreowaną po to, abyśmy, my postronni obserwatorzy właśnie w taki sposób o tej matce myśleli i tak ją postrzegali.
Nie opowiem Wam na szczęście o doświadczeniach z własnego życia, a postaram się przybliżyć historię Rose Gold głównej bohaterki książki Stephanie Wrobel „Troskliwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy towarzyszyć Rose w jej codziennym życiu, poznajemy ją jako młodą samotną matkę, która nie ma na świecie nikogo, kto byłby jej bliski i na kogo mogłaby liczyć. Dziewczyna nigdy nie miała łatwo. Już jako dziecko doznała wiele bólu i cierpienia. Nie wie, czym jest szczęśliwe dzieciństwo, ponieważ swoje spędzała w izolacji od rówieśników pod opieką zatroskanej matki, która starała się zrobić wszystko, aby wreszcie znalazł się ktoś, kto powie jej, dlaczego jej córeczka gaśnie w oczach. Jest coraz słabsza, wymaga żywienia pozajelitowego i porusza się na wózku. Żaden z lekarzy, choć było ich bardzo wielu, nie potrafił ustalić przyczyn tak ciężkiego stanu dziewczynki. Mimo to jej mama Patty się nie poddała. Trwała przy córce. Każdemu dziecku chciałoby się życzyć tak cudownej matki. Nie wypowiadajcie jednak podobnych życzeń zbyt pospiesznie. A dlaczego? No właśnie.
Po kilku latach od tamtejszych wydarzeń Rose próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Jak jej to się udaje, ocenicie już sami. Teraz matki przy niej nie ma, ponieważ odbywa pięcioletni wyrok pozbawienia wolności za doprowadzenie do utraty zdrowia i zagrażanie życiu własnej córki. Tak ta szokująca prawda po latach wyszła na jaw. Dziewczyna już wie, że ta, którą tak bardzo kochała, przez wiele lat okłamywała ją. Mało tego, odegrała perfekcyjną rolę przed lekarzami i mieszkańcami małej społeczności, w której dzieje się akcja powieści. Manipulując ich emocjami, sprawiła, że uwierzyli w jej bezgraniczną miłość i cierpiące serce matki.
Przystępując do lektury książki, zaczynamy poznawać jej fabułę od dnia, w którym Patty opuszcza zakład karny i wspólnie z córką wraca do jej domu. Wygląda na to, że obie chcą zacząć od nowa i postarać się znów być rodziną. Jednak bardzo szybko przekonujemy się, że obie mają swój plan i chcą konsekwentnie go realizować niekoniecznie darzący do pojednania. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta i gęsta, tym bardziej że mieszkańcy miasteczka tak łatwo nie wybaczają i nie zapominają.
„Troskliwa” to debiut autorski Stephanie Wrobel i muszę przyznać, że choć mam do niego kilka zastrzeżeń to jednocześnie podziwiam autorkę za podjęcie się w swojej książce tak ważnego, ale jednocześnie niełatwego tematu, jakim jest *Zespół Zastępczy Münchhausena. Cechy tego zespołu właśnie wykazuje matka Rose. Pod tym względem autorka przygotowała się bardzo dokładnie i doskonale odzwierciedliła zachowanie i postępowanie osoby, która na niego cierpi. Sama nigdy wcześniej poza literaturą fachową nie czytałam żadnej innej książki, która poruszałaby problem tej jednostki chorobowej. Teraz natomiast przejdźmy do kwestii wyczerpania znamion thrillera psychologicznego, który to gatunek reprezentuje ten tytuł. Tutaj poczułam już pewien niedosyt, a nawet mogę powiedzieć, że się zawiodłam. Zacznijmy jednak od plusów. Pierwszy i najważniejszy to świetna kreacja bohaterów. Złożoność zarówno postaci matki, jak i córki sprawia, że żadnej z nich nie można jednoznacznie określić jako dobrą, czy złą. Mimo że, Rose, przez wiele lat była krzywdzona przez matkę, nie możemy do końca uznać jej za ofiarę, ponieważ od chwili kiedy poznała całą prawdę jej postępowanie i motywy nią kierujące również pozostawiają wiele do życzenia.
A teraz zaczynają się te mniej dopracowane w moim odczuciu aspekty, czyli brak umiejętności utrzymania początkowo odczuwalnego napięcia i uwagi czytelnika.
Kiedy zaczynałam poznawać fabułę książki, z rosnącym napięciem czekałam na to, co wydarzy się za chwilę i w jakim kierunku potoczy się akcja. Jednak kiedy po zachowaniu Patty zorientowałam się, na czym opierać się będzie opierała się cała treść książki, siłą rzeczy z uwagi na znajomość istoty poruszanego problemu stała się ona dla mnie w pewien sposób przewidywalna i odebrała mi przyjemność wynikającą z elementu zaskoczenia. Dlatego jestem pewna, że osoby, które nie wiedzą nic na temat Zastępczego Zespołu Münchhausena, odbiorą tę książkę zupełnie inaczej, niż ja.
Tytuł ten to dająca do myślenia opowieść o chorobie, cierpieniu, zaburzeniach psychicznych tzw. zaburzeniach pozorowanych, krzywdzie, winie, karze i pragnieniu zemsty. Książkę czyta się bardzo szybko, czemu sprzyja swobodny styl i język, którym posługuje się autorka.
Bez wątpienia należy pogratulować autorce udanego debiutu. Widać, że ma talent. W jej twórczości kryje się potencjał. Początki zawsze są trudne. Na pewno z czasem dalszy wkład pracy zaowocuje wieloma świetnymi książkami, które wyjdą spod Jej pióra i po które ja chętnie sięgnę.
Na zakończenie chciałabym prosić Was moi kochani, abyście byli czujni i zwracali uwagę na to, czy ta troskliwa i kochająca matka, która być może mieszka obok was i która tak wspaniale opiekuje się swoim dzieckiem rzeczywiście ma na sercu jego dobro. Zaburzenia pozorowane wywoływane przez rodziców i opiekunów dzieci bowiem to nie fikcja literacka, a tragiczna i szokująca rzeczywistość, która może prowadzić nawet do śmierci dziecka. Obecnie prowadzone są specjalne szkolenia dla lekarzy i personelu medycznego mające na celu nauczyć ich, jak rozpoznać rodzica, czy opiekuna, który wykazuje cechy wspomnianego zespołu. Jednak jest on bardzo trudny do zdiagnozowania, dlatego wszyscy musimy być czujni. Bez naszej pomocy te bezbronne maluchy sobie nie poradzą.
*Zespół Münchhausena Rodzice wywołują u swoich dzieci choroby, by zyskać uwagę i współczucie otoczenia.
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/09/matka-nigdy-o-tobie-nie-zapomni-corka.html
"Matka nigdy o tobie nie zapomni. Córka nigdy ci nie wybaczy"
Matka jest najważniejszą osobą w życiu dziecka niemalże od chwili poczęcia. Niezwykła więź rodząca się między dzieckiem a matką już w chwili, kiedy kobieta nosi swoje maleństwo pod sercem, sprawia, że w późniejszym okresie przez całe swoje dzieciństwo to właśnie matce dziecko ufa najbardziej. Przy niej czuje się...
2020-09-16
Patronat medialny: "Utracona miłość" - Magdalena Krauze /Przedpremierowo
"Kiedy piszesz historię swojego życia, nie pozwól na to, żeby ktoś trzymał pióro za ciebie”.
Ten bardzo mądry i życiowy cytat odnajdziecie na kartach najnowszej książki Magdaleny Krauze „Utracona miłość”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Zanim jednak przejdziemy do samej książki, chciałabym, abyś właśnie teraz drogi czytelniku zatrzymał się, choć na chwilę w biegu codziennych spraw, problemów i trosk. Zastanowił się, czy możesz szczerze i otwarcie przyznać przede wszystkim sam przed sobą, że to, jak teraz wygląda twoje życie, jest wyłącznie wynikiem twoich samodzielnych wyborów i decyzji. Nie mam na myśli oczywiście sytuacji losowych, na które nie miałeś wpływu, a tylko te, którymi mogłeś sam pokierować.
Czy mógłbyś bez wahania podpisać się pod scenariuszem swojego życia, jako jedyny i niepodważalny jego autor?
Pytam o to, gdyż z perspektywy czasu wiem, że jako młodzi ludzie, często ulegamy wpływom bliskich nam osób. Żyjąc w przekonaniu, że oni wiedzą lepiej, co dla nas najlepsze i przecież chcą dla nas dobrze. Pozwalamy niejako sobą sterować i to właśnie w ich ręce oddajemy nie tylko to, o czym decydują za nas w danym momencie, ale również to jak będzie wyglądało nasze życie w przyszłości. Nie wolno nam bowiem zapominać, że każdy wybór niezależnie od tego, kto go za nas dokona, będzie miał swoje konsekwencje. A jakie, przekonacie się, sięgając po książkę.
Poznajcie Majkę, skromną dziewczynę, która już jako nastolatka mogła służyć przykładem dla wielu swoich rówieśników. Wychowywana w rodzinie gdzie posłuszeństwo rodzicom było niepisaną bezwzględną regułą, mimo swojego młodego wieku wykazywała się bardzo dużą dojrzałością i rozwagą. Kochała swoich rodziców, ale trzymana żelazną ręką przez matkę niejednokrotnie czuła, że rodzicielka doskonale sprawdziłaby się w roli wojskowego wydającego rozkazy. To właśnie od niej, jako najstarszej z trojga swoich dzieci matka wymagała najwięcej, podczas gdy dla dwojga pozostałych, była o wiele bardziej pobłażliwa. Rodzina Mai nie należała do zamożnych, ale dziewczyna od dziecka znała wartość ciężkiej pracy.
W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać jej obecne życie, jest już dorosłą kobietą. Tkwi w nieszczęśliwym związku z dużo starszym od siebie mężczyzną. Wiktor w ich małżeństwie przejął rolę pana i władcy posiadającego własną służącą. Kobieta czuje, że życie przecieka jej przez palce i coraz bardziej dojrzewa do decyzji o rozstaniu z nim. Pragnie wolności odkąd, stała się więźniem w relacji, która nigdy nie była nawet namiastką udanego związku. Jedynym pocieszeniem naszej bohaterki jest syn - Szymon.
Musicie wiedzieć, że jej obecne życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Mogłaby spędzić je u boku tego, którego kochała bezgraniczną młodzieńczą miłością, gdyby ktoś inny nie zdecydował za nich obojga, jak ma wyglądać kolejny rozdział w scenariuszu ich życia.
Kiedy los postawił na wspólnej drodze Majkę i Michała w ich sercach zrodziło się piękne i szczere uczucie. Mimo że, oboje dopiero wkraczali w dorosłe życie, wiedzieli, że to, co ich łączy jest wyjątkowe. Czerpiąc siłę z rodzącej się między nimi miłości, snuli plany na wspólną przyszłość. Niestety bardzo szybko i dotkliwie przekonali się, że nawet najsilniejsze uczucie nie jest w stanie przeciwstawić się toksycznej matce Michała, która nie cofnie się przed niczym, aby rozdzielić syna z jego ukochaną.
Ta plująca jadem żmija gardzi Majką tylko dlatego, że ją i Michała dzieli przepaść społeczna. Wyniosła i despotyczna Pani doktor nie zniosłaby, gdyby jej syn związał się z plebsem, jak zwykła mówić o jego wybrance.
Teraz po tamtejszych wydarzeniach zostały już tylko wspomnienia. On wyjechał na studia medyczne do Londynu, a Ona ulegając presji matki, związała się z człowiekiem, którego nigdy nie kochała. Zresztą z wzajemnością. Kobieta chce zerwać ze stagnacją, nudą i rozczarowaniem, którym naznaczona jest jej codzienność. Nie wie, jeszcze, że jej kolejna szansa na szczęście i prawdziwą miłość, której tak pragnie, pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie. Przypadkowe spotkanie z Michałem już wkrótce będzie początkiem szeregu zmian w jej życiu.
Michał jest cenionym i szanowanym lekarzem, ale w życiu prywatnym niestety nie wiedzie mu się tak dobrze. Rozwiedziony wraca do Polski.
Wydawać by się mogło, że teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, aby ta dwójka mogła być ze sobą. Niestety, nie będzie tak łatwo. Tych przeszkód jest o wiele więcej, niż myślicie, ale o tym musicie już przeczytać sami.
Mówi się, że jeśli kocha się kogoś szczerą i prawdziwą miłością, pragnie się szczęścia tej osoby, to czasami po prostu trzeba pozwolić jej odejść. Ale czy zawsze jest to najlepsze rozwiązanie? Tej właśnie kwestii poświęcony jest kolejny bardzo ważny wątek, na który autorka chce zwrócić naszą uwagę. Majka cierpiała, rozstając się z Michałem, jednak wiedziała, że zagraniczne studia medyczne są dla niego wielką szansą, dlatego poświęciła swoje uczucie dla jego dobra. Nie mogę Wam oczywiście zbyt wiele zdradzić, ale uchylając rąbka tajemnicy, napiszę tylko, że ona podobnie, jak czyniła to matka Michała, nie będąc z nim do końca szczerą, nie pozwoliła mu zdecydować o tym, co według niego samego będzie, jego najlepszym życiowym wyborem.
Dziś, aby móc zawalczyć o własne szczęście i miłość, Majka będzie musiała nie tylko znaleźć w sobie siłę na to, żeby zamknąć etap swojego życia z Wiktorem, który nawiasem mówiąc, wcale jej tego nie ułatwia. Dopiero teraz pokazując swoją prawdziwą twarz. Przede wszystkim, nie mając pewności, jak na to, co od niej usłyszy, zareaguje Michał, musi wyznać mu całą prawdę. Czy mężczyzna wybaczy i zrozumie? To musicie już sprawdzić sami.
Jak widzicie „Utracona miłość” to adekwatnie do tytułu książki historia dwojga zakochanych młodych ludzi, którzy utracili swoją miłość, ulegając wpływowi i presji swoich matek, ale także dokonując złych wyborów i podejmując niesłuszne decyzje. Pamiętacie cytat, od którego zaczęłam dzielić się z Wami swoimi rozważeniami na temat tego, że musicie zrobić wszystko, aby nikt za Was nie próbował przeżyć waszego życia? To właśnie on jest wspaniałą puentą pięknej, bardzo mądrej i życiowej historii, którą odnajdziecie na kartach powieści. Myślę, że autorka chciała uświadomić nam, że nikt w życiu nie jest nieomylny i nawet rodzice nie zawsze mają rację i popełniają błędy. W żadnym wypadku nie powinni oni być wyrocznią decydującą o naszej teraźniejszości i przyszłości.
Jednak to nie wszystko, co przygotowała dla swoich czytelników Magdalena Krauze. Nie mogłabym bowiem nie wspomnieć o postaci Justyny. Serdecznej przyjaciółki głównej bohaterki, która podbiła moje serce swoją radością i głową pełną planów na życie, a której koleje losu roztrzaskały moje serce na miliony kawałków i wycisnęły potok łez. W tym miejscu pozwolę sobie na słowo prywaty do autorki. Madziu, nie wybaczę Ci tego, jak mogłaś. Tak się nie robi.
Cóż więcej mogłabym powiedzieć Wam o tej książce... Przede wszystkim to jest zupełnie inna książka, niż te, z których dotychczas znamy twórczość autorki. Tym razem zobaczycie całkowicie inną jej odsłonę i poznacie zupełnie nieznaną nam do tej pory ogromną wrażliwość autorki. To się czuje niemalże od pierwszych stron powieści. Tym razem lektura książki bardzo mocno mnie poruszyła i zmusiła do wielu refleksji wynikających nie tylko z przeżyć jej bohaterów, ale także i z własnego życia. Uwierzcie mi, że wszystko, o czym przeczytacie w książce, jest tak realne i prawdziwe, tak mocno dotyka tego, czego z pewnością doświadczyło wielu z nas, że na pewno każdy znajdzie w tej historii cząstkę siebie i niejako utożsami się z jej bohaterami. Chcę wierzyć i mocno wierzę w to, że dla wielu kobiet, które podporządkowały swoje życie pod decyzje i wybory innych, ta książka stanie się impulsem do daleko idących zmian w ich życiu oraz zerwania sznurków, za które oni pociągają, by sterować nami według własnych wizji naszego życia.
Na zakończenie zwróćmy uwagę na konstrukcję książki, kreację bohaterów, a także na ogólny odbiór książki przez czytelnika.
„Utracona miłość” to mocno wciągająca i angażująca emocjonalnie pozycja, którą czyta się bardzo płynnie i lekko, choć nie ukrywam, że podczas jej lektury musiałam zrobić sobie kilka przerw na głęboki oddech po to, aby uspokoić targające mną wzruszenie i otrzeć płynące łzy. Przerwy te nie były jednak zbyt długie, ponieważ, nawet kiedy odłożyłam książkę, to nie mogłam przestać o niej myśleć, chcąc jak najszybciej wiedzieć, jak dalej potoczą się perypetie Majki i Michała. Skutkowało to, tym, że książkę czytałam cały wieczór oraz noc do 4:00 rano dnia kolejnego. Nie mogłam się od niej oderwać, dopóki nie dotarłam do ostatniej kropki.
Jeśli chodzi o samą kreację bohaterów, to muszę przyznać, że są oni bardzo prawdziwi i różnorodni. Podobnie, jak każdy z nas popełniają błędy. Jedni stają nam się bardzo bliscy i kibicujemy ich szczęściu. Inni natomiast podnoszą nam ciśnienie i mamy ich ochotę udusić, ale nawet oni są w stanie pozytywnie nas zaskoczyć i przyznać się do błędu, choć poznając ich charaktery mamy świadomość tego, że na pewno nie było to dla nich łatwe. Nie ulega wątpliwości, że taka różnorodność, a jednocześnie prawdziwość postaci czyni książkę jeszcze ciekawszą. Warto również zaznaczyć, że fabułą książki została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe, dzięki czemu mamy możliwość poznać życie bohaterów również z przeszłości. Ponadto dużym plusem książki jest także podobnie, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich powieści autorki Jej bardzo swobodny styl pisania, a także lekki i płynny język, którym się posługuje.
Myślę, że nikt z Was nie ma już wątpliwości, że książkę z całego serca polecam. Jest to powieść, która na pewno zapadnie Wam głęboko w serce i nie pozostanie bez wpływu na Was samych bez względu na to, czy jesteś osobą, której ktoś próbuje odebrać pióro, którym piszesz swój scenariusz, czy też tą, która to pióro odbiera. Jeśli nawet do tej pory próbowałaś mówić swojemu dziecku, jak ma żyć, to jestem przekonana, że dzięki tej książce zrozumiesz, jak wielką krzywdę, choć nie podważam, że w dobrej wierze mu wyrządzasz. Ale pamiętaj, nigdy nie jest za późno, by powiedzieć, przepraszam.
Z tą pozytywną myślą Was zostawiam, jeszcze raz zachęcam do sięgnięcia po „Utraconą miłość”. Książkę o miłości, przyjaźni, toksycznych relacjach, tajemnicach, stracie, poświęceniu w imię miłości, trudnych wyborach i decyzjach, ale także o dawaniu sobie drugiej szansy na miłość, która jest nam przeznaczona.
Autorce i wydawnictwu Jaguar dziękuję za możliwość patronowania tak wspaniałej książce, a Wy zapamiętajcie ten tytuł i datę 14.10.2020, kiedy to książka będzie miała swoją premierę, ponieważ jestem przekonana, że będzie to jedna z najlepszych premier tej jesieni.
A Jeśli już dziś chcecie mieć pewność, że książka na pewno trafi w Wasze ręce, to możecie zamówić ją już teraz w przedsprzedaży w księgarni internetowej Empik.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/09/patronat-medialny-utracona-miosc.html
Patronat medialny: "Utracona miłość" - Magdalena Krauze /Przedpremierowo
"Kiedy piszesz historię swojego życia, nie pozwól na to, żeby ktoś trzymał pióro za ciebie”.
Ten bardzo mądry i życiowy cytat odnajdziecie na kartach najnowszej książki Magdaleny Krauze „Utracona miłość”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Zanim jednak przejdziemy do samej książki, chciałabym, abyś...
2020-09-11
Strażniczka serca.
Kochani, czy podpisaliście oświadczenie woli wyrażające zgodę na przeszczep waszych organów po śmierci? Wiem, że jest to bardzo trudny i delikatny temat, dlatego nie należy wywierać na nikim presji, aby tak ważną decyzję podjął. Ja niestety z przyczyn ode mnie niezależnych dawcą organów zostać nie mogę, jednak uważam, że jest to najpiękniejszy dar, jaki człowiek może ofiarować człowiekowi. Ten wielki gest może uratować życie wielu osobom, a jakaś część nas nadal będzie w nich żyła, mimo że, nas już nie będzie. Nie wolno nam jednak zapomnieć, że podczas, gdy rodzina osoby, która otrzymała szansę na nowe życie właśnie dzięki przeszczepowi, cieszy się i jest ogromnie wdzięczna losowi za to, że udało się uratować kogoś, kogo kochają, jest również ta druga rodzina. Ta, która cierpi po stracie, kogoś, kto musiał umrzeć, aby ktoś mógł żyć. Co więcej, pójdźmy o krok dalej. Często bowiem zdarza się tak, że decyzja o byciu dawcą musi zostać podjęta bardzo szybko, na przykład wówczas kiedy potencjalny dawca ulega nagłemu wypadkowi. W takim przypadku ciężar tej najtrudniejszej woli spada na jego najbliższych. Ich świat nagle rozpad się na kawałki, a jedyne czego pragną to, aby to wszystko, co teraz dzieje się w ich życiu okazało się tylko koszmarnym snem.
Nie martwcie się, nie zdecydowałam się podjąć tego tematu ze względu na to, iż dotknął on mnie, bądź ważne dla mnie osoby. Jak zawsze jestem wdzięczna autorom, że poprzez książki, które oddają w nasze ręce, nie tylko przypominają nam, co w życiu ma największą wartość, ale przede wszystkim przedstawiają różne perspektywy spojrzenia na ten sam temat, tak abyśmy my sami mogli uświadomić sobie, że nic w życiu nie jest jednoznaczne i oczywiste.
Przekonała się o tym główna bohaterka książki Alex Dahl „Życie za życie”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.
Jeszcze rok temu moglibyśmy pozazdrościć jej życia, które wiodła, a ją samą nazwać spełnioną pod każdym względem kobietą. Wiodła spokojne i ustabilizowane życie. Jednak dziś jest ono już mglistą przeszłością, a teraźniejszość spowijają opary alkoholu i otępienie lekami uspakajającymi, dzięki którym nasza bohaterka chce zagłuszyć ból po tragedii, w której straciła swoją ukochaną córeczkę. Amelie odeszła, ale jej serce dało drugie życie innemu dziecku. Jak czytamy w książce, Alice od zawsze popierała możliwość oddania organów do transplantacji, jednak kwestia ta nabrała zupełnie innego wymiaru w momencie, gdy sama musiała zmierzyć się z tak trudną decyzją. Teraz chce, tylko żeby Amelie wróciła.
Pogrążona w poczuciu ogromnej straty i bólu nie potrafi odbudować swojego życia na nowo mimo mijającego czasu. Schwytana w macki poczucia winy popada w depresję i tak każdego dnia powoli gaśnie.
Nie wiem, czy wiecie, ale jedną z podstawowych zasad w transplantologii jest to, aby biorca pozostał anonimowy dla rodziny dawcy. Podczas lektury książki dowiecie się, jak bardzo ważne jest, aby zasada ta była bezwzględnie przestrzegana. Niestety zdarza się tak, że w dobie wielu możliwości technologicznych bliscy na własną rękę starają się poznać tożsamość tego, kto nosi w sobie jakąś część tego, kogo stracili. Tak właśnie dzieje się i tym razem. Zrozpaczonej matce udaje się trafić na ślad małej Kai i jej mamy Ismelin. To właśnie Kaja jest teraz strażniczką serca jej córeczki. Obie kobiety wiodą zupełnie różne pod względem statusu materialnego życie, ale obie łączy jedno. Kochają bezgranicznie swoje dzieci. Iselin jest niezmiernie wdzięczna, że może patrzeć, jak jej krucha córeczka, z którą już tak wiele razy się żegnała, wraca do zdrowia. Tymczasem Alice znajduje sposób na to, aby poznać i zbliżyć się do tej dwójki. Początkowo, nic nie wskazuje na to, że nowa przyjaciółka mamy i córki może być dla nich zagrożeniem. Tylko Alice bowiem wie, jak niebezpieczny plan zrodził się w jej głowie.
Książka ta została zakwalifikowana jako thriller psychologiczny, jednak według mnie nie wyczerpuje ona znamion gatunku. Gdybym miała powiedzieć Wam, czego możecie spodziewać się, sięgając po ten tytuł, to bardziej skłaniałabym się ku dramatowi obyczajowemu. Jest to historia kobiet, które chcą zatrzymać przy sobie swoje ukochane dzieci. Z pewnością z uwagi na ważny temat, jakiemu została poświęcona, warto po nią sięgnąć. Wszystko, o czym w niej przeczytacie, na pewno Was poruszy i skłoni do ważnych życiowych refleksji. Tym bardziej że autorka pokazała nam nie tylko, jak tragedia oraz to, co dzieje się później wpływa na samą Alice, ale także na jej małżeństwo. Widzimy, że małżonkowie oddalają się od siebie. Z każdą niemalże chwilą stają się sobie obojętni. Choć są momenty, w których próbują przestać żyć przeszłością, to w pewnym momencie przestają już udawać.
Jeśli jesteście ciekawi zarówno tego, co planuje Alice, jak i czy uda jej się ten plan spełnić, ale także czy małżeństwo Alice wyjdzie zwycięsko z tej strasznej próby, zachęcam Was do lektury. Tylko najlepiej zapomnijcie o tym, że to miał być thriller. W przeciwnym razie możecie poczuć niedosyt. Mnie zabrakło tu przede wszystkim zaskoczenia, napięcia i wyrazistych charakterystyk bohaterów. Akcja powieści toczy się mocno jednostajnie. Próżno tu szukać spektakularnych zwrotów akcji. Jedynie ostatnie kilkadziesiąt stron wywołało u mnie szybsze bicie serca. Ponadto wielu rzeczy z całej fabuły można się było domyślić. Natomiast jeśli chodzi o samych bohaterów, to stali mi się oni bliscy poprzez wszystko, przez co przeszli. Czułam ich ból, smutek, cierpienie, ale także nadzieję na lepsze jutro. Oni byli bardzo prawdziwi, ale nie wyraziści. Dla dramatu obyczajowego byłby to atut, ale dla thrillera już nie.
Reasumując, przeczytałam naprawdę godną uwagi książkę, ale zupełnie inną niż to, czego oczekiwałam. Jednak nie żałuję czasu z nią spędzonego, ponieważ lubię życiowe i poruszające historie, które dostarczają wzruszeń i refleksji. Całość jest napisana bardzo lekkim i przystępnym językiem. Czyta się szybko, choć moim zdaniem książka mogłaby być krótsza, a treść bardziej skondensowana, przez co uniknęlibyśmy pojawiającego się od czasu do czasu wrażenia monotonii. Wy drodzy czytelnicy musicie sami zdecydować, czy chcecie poznać tę historię. Ja polecam, ale wszystko zależy od tego, czego od niej oczekujecie.
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
Zachęcam Was również do zapoznania się z całą ofertą thrillerów przygotowaną dla nas przez księgarnię.
Strażniczka serca.
Kochani, czy podpisaliście oświadczenie woli wyrażające zgodę na przeszczep waszych organów po śmierci? Wiem, że jest to bardzo trudny i delikatny temat, dlatego nie należy wywierać na nikim presji, aby tak ważną decyzję podjął. Ja niestety z przyczyn ode mnie niezależnych dawcą organów zostać nie mogę, jednak uważam, że jest to najpiękniejszy dar, jaki...
2020-09-07
Bo dzieciom nie mówi się wszystkiego.
Rodzina stanowi najważniejszy fundament naszego życia. Więzi łączące nas z tymi, których kochamy, są największą siłą, która pozwala nam pokonać wszelkie przeciwności losu, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Niestety dla wielu z nas taki właśnie obraz rodziny jest tylko niespełnionym pragnieniem, bowiem często w najmocniejszym nawet fundamencie pojawiają się pęknięcia. Wystarczy jeden moment, jedna zła decyzja, która sprawi, że po tej niezłomnej wydawałoby się sile, jak zwykło się myśleć o jedności, którą winna stanowić rodzina pozostają tylko zgliszcza. Drogi czytelniku, jeśli czytając te słowa, odnosisz wrażenie, że piszę o Twoim życiu, to chciałabym właśnie Tobie opowiedzieć o książce Pani Elżbiety Jodko - Kula „Zanim zamkniemy drzwi”.
Na kartach tej powieści poznasz Martę, w której rodzinie z nieznanych jej powodów nastąpił rozłam. Jej rodzice Olga i Karol, mimo że są już małżeństwem z wieloletnim stażem, niemalże od zawsze żyją obok siebie. Oboje są już na emeryturze, jednak nie cieszą się swoją obecnością i możliwością spędzania ze sobą czasu. Kobieta nie może zrozumieć surowego i apodyktycznego charakteru matki. Obserwując zachowanie i postępowanie Olgi, możemy odnieść wrażenie, że jej celem jest bezustanne uprzykrzanie życia swojemu mężowi. Co więcej, rodzicielka Marty zamknęła się zupełnie na życie i ludzi poza czterema ścianami własnego domu, a do jej cichej wojenki, którą prowadzi z Karolem, została wciągnięta również sama Marta. Nie znajdując zrozumienia dla postępowania Olgi, Marta zdecydowanie bardziej czuje się związana z ojcem, o co z kolei Olga ma do córki żal. Choć sama Marta próbuje naprawić swoje relacje z matką, jej wszelkie starania kończą się niepowodzeniem. Nie jest jej łatwo, ponieważ w jej małżeństwie także nie dzieje się najlepiej, i choć obiecywała sobie, że nigdy tak się nie stanie, to jednak zaczyna przenosić wzorce wyniesione z domu rodzinnego na swoje relacje z Maćkiem.
Wszyscy nasi bohaterowie tkwią w tej, wydawałoby się, sytuacji bez wyjścia. Nie zdają sobie jednak sprawy, że już wkrótce trudne i bolesne przeżycie, jakie doświadczy ich rodzinę, będzie początkiem wielu zmian. Niespodziewanie umiera Karol. Dla obu kobiet jest to bardzo trudny czas, ale jednocześnie to właśnie wtedy dochodzi między matką i córką do rozmowy, w której pada jedno bardzo znaczące zdanie.: „...bo dzieciom nie mówi się wszystkiego”. Ku ogromnemu zaskoczeniu Marty za tym zdaniem kryje się bardzo trudna historia zdradzonej Olgi, która dla dobra dziecka postanowiła trwać w małżeństwie z Karolem. Nie chciała, aby córka straciła dobre zdanie o ojcu. Nie potrafiąc wybaczyć i pogodzić się ze zdradą Karola, poświęciła siebie. Nieświadoma niczego przez tak wiele lat Marta teraz widzi swoją matkę w zupełnie innym świetle. Wie, że wspaniały i nieskazitelny w jej oczach ojciec, wcale nie był tak idealny i tylko dzięki matce aż dotąd mogła tak o nim myśleć.
Żadnej z nich nie jest łatwo, ale jak się przekonacie podczas lektury książki, życie niesie za sobą wiele niespodzianek. Niezależnie od etapu, na jakim znajduje się właśnie nasze życie, mogą one nie tylko zupełnie je zmienić, ale także otworzyć przed nami zupełnie nowe możliwości, za którymi kryją się niedostrzegalne dotychczas przez nas wyjścia. Bo zawsze jest jakieś wyjście, a czasami wystarczy tylko zbieg okoliczności, abyśmy to zrozumieli, a przede wszystkim w to uwierzyli. Wiem, że piszę dość tajemniczo, ale chcę, abyście sami zobaczyli, co wydarzy się w życiu obu bohaterek. Nie powiem nic więcej ponadto, że obie kobiety dostrzegą dla siebie szansę odmienienia swojego życia, a Wy koniecznie przeczytajcie książkę i przekonajcie się, czy z tej szansy skorzystają i czy na pewno będzie to dobra decyzja?
„Zanim zamkniemy drzwi” to trudna, ale bardzo mądra i wartościowa książka przedstawiająca historię małżeństwa, które po zdradzie jednego z małżonków nie potrafiło na nowo znaleźć drogi do siebie. Stopniowo i w milczeniu oddalali się od siebie, stwarzając pozory normalności jedynie dla dobra dziecka. Kobieta, żyjąc w poczuciu zranienia i krzywdy chciała w jakikolwiek sposób ukarać mężczyznę, który przecież nie poniósł żadnych konsekwencji tego, co zrobił. Ostatecznie Olga pozwoliła Karolowi wrócić do domu, ale nigdy do siebie. Ten z kolei wiedząc, jakiego czynu się dopuścił i mając świadomość, że zasłużył na to, jak traktuje go żona, znosi wszystko z pokorą. A najbardziej cierpi na tym, co się dzieje z niczego nieświadomą Martą, o której uwagę i względy rywalizują.
Jestem pewna, że dla wielu z nas wszystko, o czym przeczytamy w książce, okaże się bardzo znajome i niestety znajdziemy w tej historii cząstkę własnych przeżyć. Jej lektura skłoni nas do głębokich życiowych refleksji, które pozostaną z nami jeszcze na długo po odłożeniu książki na półkę. Jest to opowieść o wybaczaniu i konieczności rozliczenia się z tajemnicami z przeszłości, której towarzyszą trudne emocje. Z pewnością wartość tego tytułu docenią wielbiciele powieści obyczajowych z mocno zarysowaną warstwą psychologiczną. W tej rodzinie zdecydowanie zabrakło szczerości i otwartości. Gdyby jej członkowie nie tłamsili w sobie tak wielu bolesnych przeżyć przeszłości, a po prostu zdobyli się na szczerość wobec siebie, na pewno wiele rzeczy mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Czasami nawet bolesne, ale szczere słowa potrafią uleczyć najtrudniejsze nawet relacje. Wierzę, że jeśli po przeczytaniu książki, odnajdziesz w niej obraz problemów, z którymi Ty również się zmagasz, to ta historia pomoże Ci spojrzeć na nie z zupełnie nowej perspektywy i odzyskać nadzieję na to, że jeszcze wszystko możesz zmienić, jeśli tylko otworzysz się na szanse, które mogą czekać na ciebie bliżej, niż myślisz.
Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Cię, że warto sięgnąć po ten tytuł. Jeśli tak, to bardzo się cieszę. Na pewno z uwagi na swobodny styl i przystępny język, którym posługuje się autorka, przeczytasz ją bardzo szybko. Mam jednak wielką prośbę nie spiesz się z lekturą i nie czytaj jej bezmyślnie. Pozwól, aby jej przekaz w pełni do ciebie trafił. Daj sobie chwilę na zagłębienie się w wewnętrzne przeżycia bohaterów. Oni są tacy sami jak my. Popełniają błędy, ranią i są ranieni. Uczą się wybaczać i pragną wybaczenia. Cierpią, ale pragną zaznać szczęścia. Jeśli wyciągniesz lekcję z tego, co przeżyli Olga i Karol oraz Marta i Maciek, tobie na pewno będzie łatwiej odzyskać wiarę w lepsze jutro. Pamiętaj, w życiu nigdy nie jest za późno na to, aby zmienić coś, dzięki czemu poczujesz się szczęśliwy.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Prószyński i s-ka, za co bardzo dziękuję.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2020/09/bo-dzieciom-nie-mowi-sie-wszystkiego.html
Bo dzieciom nie mówi się wszystkiego.
Rodzina stanowi najważniejszy fundament naszego życia. Więzi łączące nas z tymi, których kochamy, są największą siłą, która pozwala nam pokonać wszelkie przeciwności losu, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Niestety dla wielu z nas taki właśnie obraz rodziny jest tylko niespełnionym pragnieniem, bowiem często w najmocniejszym nawet...
Czy w istocie lepsze jest wrogiem dobrego?
Zastanówmy się przez chwilę, co wpływa na nasz sposób postrzegania świata. Jak to się dzieje, że kilka osób rozmawiających na ten sam temat będzie postrzegało go zupełnie inaczej. Oczywiście na pewno wielu z Was powie, że istotnym czynnikiem mającym duży wpływ na to, jak odbieramy świat, ma nasze doświadczenie życiowe i to, co przez całe swoje życie przeżyliśmy. Owszem jest to niezaprzeczalną prawdą. Jednak, o czym przekonacie się podczas lektury książki Artura Urbanowicza „Paradoks”, z której recenzją dziś do Was przychodzę, proces kształtowania naszego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości rozpoczyna się już w momencie studiów. Młody człowiek już wówczas wybierając kierunek swojego kształcenia, decyduje jaką drogą chce podążać i co jest naturalną koleją rzeczy, bardzo szybko jego umysł zaczyna coraz bardziej odbierać wszystko wokół z punktu widzenia dziedziny, w której się kształci. Choć my jako ludzie jesteśmy do siebie bardzo podobni, to ten sam problem zupełnie inaczej postrzegał, będzie psycholog, inaczej, chemik, a jeszcze inaczej filozof.
Na kartach książki poznajemy Maksa Okrągłego studenta matematyki, którego całe życie zdominowane jest poprzez potrzebę dążenia do perfekcjonizmu. Chłopak robi wszystko, aby stać się najlepszą wersją siebie. Jego analityczny, przesiąknięty matematyką umysł analizuje każdy najdrobniejszy nawet aspekt jego życia i codzienności po to, by osiągnąć najwyższą efektywność swoich działań i czerpać z tego, jak największe korzyści. Nasz bohater jest najlepszym studentem uczelni. Kiedy patrzymy na jego życie z boku, moglibyśmy mu pozazdrościć tego, jak mimo młodego wieku dobrze sobie radzi. Ma własne mieszkanie, sam się utrzymuje i cieszy uznaniem kadry na uczelni. On widzi same profity z tego, aby zawsze być numerem jeden. Jednak choć sam się do tego nie przyznaje, czuje się bardzo samotny. Wynika to z faktu, iż traktuje ludzi za gorszych od siebie. Gardzi nimi. Choć wszyscy przecież mówimy jednym językiem to, często nie czuje się rozumiany przez swoich kolegów i koleżanki z roku. Oni traktują go, jak dziwaka, którego perfekcjonizm przybierając nader skrajne formy, staje się niebezpieczny. Maks nie dopuszcza do siebie możliwości popełnienia nawet drobnego błędu, a kiedy tak się dzieje, czuje do na siebie złość i nienawiść, chcąc jak najdotkliwiej się ukarać poprzez zadawanie sobie fizycznego bólu. Niestety im bardziej zdeterminowany jest do tego, aby być idealnym i nie omylnym, paradoksalnie coraz więcej błędów popełnia. Co więcej, coraz częściej prześladują go paranoiczne myśli, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo ze strony swojego sobowtóra, który pragnie jego śmierci. Nie może być ich dwóch. Czas stanąć do konfrontacji i przekonać się, czy lepsze zawsze jest wrogiem dobrego.
Znam wszystkie książki Artura Urbanowicza i śmiało mogę powiedzieć, że ta choć równie genialna, jak pozostałe, jest zupełnie inna. Tutaj autor perfekcyjnie lawiruje pomiędzy kilkoma gatunkami literackimi. W fabule znajdziemy bowiem wspaniale splecione ze sobą wątki horroru, science – fiction oraz thrillera psychologicznego. I to właśnie na ten ostatni gatunek tym razem autor położył największy nacisk. Na kartach powieści poznajemy bowiem doskonale wykreowaną postać bohatera, który swoim poczuciem wyższości nad innymi nie zyskuje sympatii czytelnika. Maks wręcz budzi niechęć. Warto zwrócić uwagę na to, że on sam nie dostrzega, jak bardzo złe są jego relacje z ludźmi. Porzucony przez matkę nie wykazuje żadnego szacunku ani respektu dla ojca, który go wychowywał. Nie ma przyjaciół ani dziewczyny. Nie zdradzę niczego więcej, ponadto, że jego postępowanie będzie miało znaczący wpływ na przebieg całej jego historii, którą poznaje czytelnik.
Jeśli jednak sięgacie po książki autora ze względu na jego fenomenalny talent do budowania nastroju grozy, to nie martwcie się, tutaj również jej nie zabraknie. Udręczony umysł matematyka pracujący zawsze na najwyższych obrotach może w pewnym momencie stać się bowiem największym jego prześladowcą. My sami jednak od początku do końca lektury nie możemy być pewni, co z w całej historii jest prawdą, a co tylko wytworem wyobraźni, czy sennym koszmarem. Artur Urbanowicz wodzi nas za nos i steruje naszymi emocjami, utrzymując nas w ciągłej niepewności nie tylko tego, w co powinniśmy wierzyć, a w co nie, ale przede wszystkim tego, co wydarzy się za chwilę.
To wszystko i o wiele więcej, co czeka na Was podczas lektury, a o czym nie chcę pisać po to, aby nie tylko nie zdradzić Wam zbyt wiele i nie popsuć przyjemności odkrywania złożonych i mrocznych labiryntów tej opowieści, ale przede wszystkim dlatego, że nie chcę narzucać Wam swoich refleksji i przemyśleń, które na pewno Wam również się nasuną, sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem, niemalże czując klimat niepokoju, który w nas wzbudza. Nich każdy ułoży sobie tę historię po swojemu i wyciągnie z niej własne wnioski.
Z uwagi na to, że fabuła dotyka naprawdę życiowych tematów takich jak poczucie niezrozumienia, dążenie do perfekcji, trudne relacje z innymi. Problemy w relacjach rodzinnych, samotność wynikającą z niezrozumienia przez otoczenie jestem pewna, że niemalże każdy znajdzie w tej historii cząstkę siebie.
Z pewnością nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że jestem pod wielkim wrażeniem tej książki. Jest świetna i choć inna niż te, z których do tej pory znaliśmy twórczość autora równie wciągająca, świetnie dopracowana i przemyślana. Tu wszystko dzieje się po coś. Fabuła nie posiada żadnych zbędnych elementów. Nawet jeżeli w pierwszej chwili mamy wrażenie, że nasza uwaga została skupiona zbyt mocno, na błahym wydawałoby się jej elemencie, to za chwilę okazuje się, że był to cel zamierzony i przemyślany mający czemuś służyć.
Musicie wiedzieć, że jestem czytelnikiem, który boi się sięgać po książki o dużej objętości. Nie przeraża mnie liczba stron, a towarzyszy mi obawa, że książka w pewnym momencie stanie się dla mnie nużąca i będę się zwyczajnie męczyć jej czytaniem. W przypadku książek Pana Artura obawa zupełnie znika. Już od pierwszych stron bowiem widać, że stara się On, aby jego książki, czytało się lekko, przyjemnie z coraz większą ciekawością i zaangażowaniem. I udaje się to rewelacyjnie. Nie będzie przesadą, kiedy napiszę, że każda Jego książka jest lepsza od poprzedniej, przez co stawia sobie coraz wyższą poprzeczkę, aby następnym razem być jeszcze lepszą wersją siebie jako pisarza. Już nie mogę doczekać się, co przygotuje dla nas w swojej kolejnej książce, a Was nie zatrzymuję już dłużej, abyście mogli niezwłocznie sami przeczytać „Paradoks”, do czego gorąco Was namawiam i zachęcam. Możecie, mi wierzyć, że od momentu, kiedy poznacie tę książkę, szerokim łukiem będziecie omijać poradniki i programy z rodzaju tych „Jak efektywniej zarządzać swoim czasem”, „Jak być bardziej efektywnym w swoich działaniach”.
Na zakończenie mam d
ciekawostkę dla tych z Was, którzy czytaliście poprzednie książki autora. Tutaj znajdziecie pewne elementy pochodzące właśnie z tamtych powieści. Jeśli ktoś zna tamte książki, z pewnością łatwo je odnajdzie. Dla mnie była to miła niespodzianka, a więc i Wy czytajcie uważnie.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Vesper, za co bardzo dziękuję.
Inne książki autora, które recenzowałam:
„Grzesznik”.
„Inkub”.
„Gałęziste”.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2020/10/czy-w-istocie-lepsze-jest-wrogiem.html
Czy w istocie lepsze jest wrogiem dobrego?
więcej Pokaż mimo toZastanówmy się przez chwilę, co wpływa na nasz sposób postrzegania świata. Jak to się dzieje, że kilka osób rozmawiających na ten sam temat będzie postrzegało go zupełnie inaczej. Oczywiście na pewno wielu z Was powie, że istotnym czynnikiem mającym duży wpływ na to, jak odbieramy świat, ma nasze doświadczenie życiowe i to, co...