Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Lara Jean, nastolatka, przemiła dziewczyna. Ma dwie siostry, starszą i młodszą, a także przyjaciela - Josha, który zostaje chłopakiem jej starszej siostry - Margot. Jara Lean orientuje się co czuje do chłopaka i nie chcąc nikogo ranić pisze list miłosny. To już kolejny taki. Żadnego oczywiście nie wysłała. Listy te pomagają jej zrozumieć co czuje, poukładać te uczucia i z nimi skończyć, proste prawda? A co jeżeli powiem wam, że te intymne listy miłosne zostają wysłane? Tutaj zaczyna się zabawa.
Poznajemy jej miłości z dzieciństwa, a także obserwujemy jak dziewczyna staje powoli przed wyborem. Josh? A może Peter Kavinsky? Muszę zdradzić, że żałuję tego, że Netflix nie rozwinął odrobinę relacji z Joshem, bo wiele by wyjaśniła. Chociaż ja i tak od początku była #teamKavinsky, no wiecie, Josh to sąsiad, a kto chce być ze swoim sąsiadem :D?
Czego oczekiwać od tak uroczej młodzieżówki? Ogromnej ilości nastoletnich problemów, w których czasami mogłam odnaleźć siebie sprzed lat, młodzieńcza miłość, która rządzi się swoimi prawami i ogrom słodyczy! Zarówno książka jak i film są tak bardzo urocze, że cukier wylewa się ze stron/ekranu i mi to nie przeszkadza. Nie jest to ten cukier, o którym mówi się iż jest białą śmiercią, a raczej ten zdrowy jego zamiennik. Uczucie to samo, ale jakoś tak nie mdli nas od nadmiaru.
Podczas lektury książki prawie cały czas miałam delikatny uśmiech na ustach, było mi tak ciepło, jak dawno nie było (upały nie mają z tym nic wspólnego).
Dodatkowo zdradzę wam, że byłam w szoku! Dawno, ale to dawno temu nie czytałam książki, którą bez zastanowienia określam jednym, dosłownie słowem. Jak ktoś pyta o "chłopców, których kochałam" to mówię, że jest to urocze dzieło. UROCZE, UROCZE, UROCZE!!! Czuję, że napisałam nad wyraz krótko o tej lekturze, ale jakby nie patrzeć, nie skupiałam się przy niej. Nie szukałam wad. Letnia lektura na poprawę humoru. Po prostu jest uroczo! Gorąco polecam!

Lara Jean, nastolatka, przemiła dziewczyna. Ma dwie siostry, starszą i młodszą, a także przyjaciela - Josha, który zostaje chłopakiem jej starszej siostry - Margot. Jara Lean orientuje się co czuje do chłopaka i nie chcąc nikogo ranić pisze list miłosny. To już kolejny taki. Żadnego oczywiście nie wysłała. Listy te pomagają jej zrozumieć co czuje, poukładać te uczucia i z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spisek scenarzystów jest jednym z dwóch kryminałów, które napisał Wojciech Nerkowski (wiem, jest jeszcze 1 książka, ale nie o tym dzisiaj). Spisek scenarzystów jest to książka mająca na celu nas rozbawić. Nie jest to taki ponury kryminał, ale i trupy tutaj znajdziemy. Taka komedia kryminalna jest lekturą idealną na lato, nie tylko dla fanów kryminałów, ale i dla takich jak ja! Osób, które za trupami nie przepadają.
Może zacznę od tego co mi przeszkadzało w lekturze tej książki, potem opowiem o tym co fajne i ciekawe, tak żeby skończyć wpis miłym akcentem. Osobiście widziałam tam dwa minusy, nie mówię o fabule, bo ona mi się podobała, ale literówek było bardzo dużo... poważnie! Nawet ja je widziałam. Dodatkowo autor wrzucał w swojej powieści nawiązania do różnych dzieł współczesnej polskiej kultury (np. odwołanie do klanu), czy też wspominał nazwiska aktorów. Teoretycznie jest to ciekawym zabiegiem, który nawet lubię bo łatwiej się wczuć w historię, jednak jak na mój gust było tego troszkę za dużo. Podobno takich nawiązań nie ma w scenariuszach, ale w sumie nie wiem jak się mają easter eggi w polskich serialach, podobno nie można ich używać.
Spisek scenarzystów jest książką rozrywkową i jak wiadomo, jest to ten typ książek, który z reguły "umiera" szybciej na polskim rynku wydawniczym i rzadko kiedy takie pozycje dorabiają się tłumaczeń na inne języki. Bardzo mi się podoba tutaj fakt, że autor zdaje sobie z tego sprawę i po prostu daje nam rozrywkę, która jest aktualna w tym momencie, chociaż moim zdaniem skasujmy sporą część tych odniesień i może ta książka doczekałaby się wznowień? :)
Książkę tę polecam każdemu, kto szuka rozrywki i ma ochotę rozwiązać jakąś zagadkę kryminalną. W końcu gdy umiera producentka serialu kryminalnego, wszyscy na planie stają się podejrzani. Autor pisze bardzo lekko i przyjemnie, książka nie nudzi czytelnika zbędnymi opisami, chociaż wplata tam slang związany (chyba) z jego dziedziną, których przeciętny zjadacz chleba może nie zrozumieć - ja się przyznaję, nie wszystkie znałam, ale bez problemu można wyłapać sens zdania. Głównie to Kuba, gej, scenarzysta lubił używać tych stwierdzeń, jak i ogólnie trudnych i mało popularnych słów. Czasami mnie to irytowało, ale pasowało do ogólnej kreacji tego bohatera.
Spisek scenarzystów (jak i zapewne "zdrada scenarzystów", która czeka już na mnie na półce), według mnie jest bardzo fajnym pomysłem na serial, nie na film, bo za dużo tam się dzieje, ale serial chętnie bym zobaczyła. Jednak poszukałabym młodych i nieznanych aktorów, bo jakoś nie znam nikogo kto mógłby wcielić się w rolę Kuby, czy też Artura. Momentami czuć, że autor jest scenarzystą, taki sposób pisania, że wszystko od razu widzisz. Bohaterów wykreował tak, że rozumiemy ich postępowanie, wiemy co czują, ale jednak nie wiemy o nich za dużo, ani nie mamy zbędnych informacji o nich. Każdy bohater ma tam jakąś rolę, nie ma specjalnie wielu statystów ;).
Lektura tej pozycji da nam sporo zabawy, momentami będziemy zszokowani, zasmuceni, czy też przerażeni! Wszystko w jednej książce. Dużo zwrotów akcji, bo przecież serial nudny być nie może, autor w postaciach Sylwii i Kuby pokazuje częściowo jak wygląda praca scenarzysty. Jest to coś nowego, bo w sumie prawda jest taka, że nikt o nich nigdy nie słyszy. Zawsze jest reżyser i aktorzy, czasami producenci. Fajna odskocznia od błysku fleszy.

Spisek scenarzystów jest jednym z dwóch kryminałów, które napisał Wojciech Nerkowski (wiem, jest jeszcze 1 książka, ale nie o tym dzisiaj). Spisek scenarzystów jest to książka mająca na celu nas rozbawić. Nie jest to taki ponury kryminał, ale i trupy tutaj znajdziemy. Taka komedia kryminalna jest lekturą idealną na lato, nie tylko dla fanów kryminałów, ale i dla takich jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie dostałam tego, czego się spodziewałam. Dostałam od autora coś całkowicie innego, coś co mnie kupiło! Książkę czytałam z radością i zaciekawieniem, chociaż znalazł się tam jeden fakt, który jednocześnie mnie irytował jak i intrygował, ale o tym za chwilę.

Jakub Stern powraca! I właśnie teraz, pisząc ten wpis dowiedziałam się, że jest to tom 5 przygód Jakuba Sterna... brawo ja... Czytając książkę nie miałam wrażenia, że czegoś mi brakuje. Czytałam z zaciekawieniem, obliczałam co kolejne scenariusze tego co się zaraz wydarzy. Dodatkowo bardzo podobała mi się tutaj narracja trzecioosobowa, ponieważ historia skakała między trzema bohaterami. Dwóch mężczyzn i kobieta, a wszystko kręci się wokół niewypuszczonego na rynek ostatniego nr "kuriera", w którym opisano pewną postać tak, że stałaby się wrogiem publicznym Lwowa nr 1.

Pewna rzecz, która mi się bardzo nie podobała i kupiła mnie jednocześnie to Jakub Stern sam w sobie. Być może nie byłoby tych wszystkich sprzecznych emocji, jakbym znała go dużo wcześniej. W prologu czytamy jak rosyjski żołnierz morduje pewnego polskiego chłopaka, później cała historia Sterna przywodzi na myśl tego zamordowanego. Oczywiście miałam swoją teorię i w ogóle. Może wiedziałabym dokładniej co i jak jakbym faktycznie zapoznała się szybciej z tym bohaterem? W sumie jak dla mnie to jedyny minus, czytał ktoś? Bo ja już wiem o co chodziło. Brawo dla autora, świetnie zagrał z czytelnikiem.

Dodatkowo przeogromnym plusem w moich odczuciach były raporty Wandy! Z tego co czytałam do tej pory wrzucenie do powieści raportów tak, żeby wyszło to naturalnie i było w pełni zrozumiałe dla czytelnika wydaje się trudnym zadaniem. Z mojej strony ogromne brawa dla autora za raporty Wandy!

W każdym razie, w pewnej części miałam rację, w innej całkowicie nie. Książkę polecam bo wciąga!

Nie dostałam tego, czego się spodziewałam. Dostałam od autora coś całkowicie innego, coś co mnie kupiło! Książkę czytałam z radością i zaciekawieniem, chociaż znalazł się tam jeden fakt, który jednocześnie mnie irytował jak i intrygował, ale o tym za chwilę.

Jakub Stern powraca! I właśnie teraz, pisząc ten wpis dowiedziałam się, że jest to tom 5 przygód Jakuba Sterna......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Może zacznijmy od tego kim jest Kate Hudson, aktorka urodzona w 1979 roku. Zaglądając na Filmweb dowiedziałam się, że widziałam tylko jeden film, w którym grała. Zauważyłam, że zazwyczaj gra w komediach romantycznych, może to przez swój uroczy wygląd? W każdym razie jak się nie znam, nie wiem co o tym decyduje.

Pretty Happy zapewnia nas, że jest "wspaniałym poradnikiem, który pozwoli Ci pokochać siebie". Czy aby na pewno? Czekałam na książkę z niecierpliwością, jak już do mnie przyszła i zobaczyłam jak została wydana byłam podekscytowana! Potem ją otworzyłam... Przy okazji, tutaj nie rozwodzę się nad okładką bo jest dokładnie taka sama.

Pomijając przydługi wstęp, to w tej książce jest ogromna ilość niepotrzebnych zdjęć! Czasami ma się wrażenie, że w ręku trzymamy album na zdjęcia nie książkę. Czy kobieta, która szuka motywacji do samoakceptacji widząc milion zdjęć pięknej i uśmiechniętej kobiety będzie zmotywowana, czy wręcz odwrotnie? To już zostawię wam do oceny, wiem jak na mnie kilka lat temu by zadziałały.

Zacznę od mojego największego zawodu, tekst opatrzony taką ilością zdjęć budzi we mnie tylko emocje z cyklu "ale to już było", nie spodziewałam się niczego odkrywczego, ale jakoś tak w tym przypadku jestem zawiedziona, dużo bardziej podobała mi się książka "współczesna bogini", którą również dla was recenzowałam, i która również została wydana przez Wydawnictwo Kobiece. Jedyną prawdziwą różnicą między tymi dwiema pozycjami to ilość zdjęć.. i sposób napisania jej. O wiele bardziej polubiłam Roxanę, jako kobietę odmienioną niż Kate.. przepraszam.

W "Pretty Happy" oprócz wspomnianych zdjęć i tekstu w stylu powtórka z rozrywki znajdziemy pola "twój zeszyt myśli" i jest to bardzo fajna sprawa, jeżeli ktoś lubi pisać po książce, jeżeli nie? To kupcie sobie zeszyt na myśli! Znajdziemy je (te pola) w różnych miejscach w książce, z różnymi pytaniami nad którymi możemy się zastanowić. Oprócz tych pól do wypisania są również po prostu zadawane pytania do Ciebie (kobiety-czytelnika), nie są one do analizowania, a raczej takie proste na zasadzie "co, gdzie, jak", później nad nimi pomyślimy. Problem w tym.. że to też się odwołuje do wspomnianego zeszytu myśli, tylko jest inaczej ubrane graficznie. Troszkę nie jest to spójne, ale cóż, może taki był zamysł autorki. W zeszycie myśli znajdziemy również zadania typu przepis. Nie łatwiej było poprosić czytelniczkę, żeby stanęła przed lustrem i patrząc sobie w oczy powtórzyła te zdania? Może zasugerować niech robi to codziennie? Bo co z tego, że 3x napisze, że chce być szczęśliwa?

Kolejnym ogromnym minusem w książce są testy! Może nie same w sobie, ale to jak źle są sformułowane! Tutaj nie znalazłam żadnego testu, który byłby prawidłowo sporządzony. W każdym pytaniu albo brakuje odpowiedzi, albo są tak sformułowane, że zastanawiasz się gdzie zgubiłaś inne pytanie... niektóre w ogóle nie zakładają, że robisz coś właściwie... przykładowo pytanie o to "jaki masz apetyt" i trzy możliwe odpowiedzi: nieregularny; gwałtowny, jeśli jestem głodna, to muszę coś zjeść; bez problemu mogę opuszczać posiłki. Jak dla mnie gwałtowny apetyt jak i ten drugi, są tymi nieregularnymi, więc... Co jeżeli czytelniczka jest głodna co 4h z zegarkiem w ręku? Wiecie o co mi chodzi? Jest bardzo dużo takich pytań...

W książce znajdziemy też porady dietetyczne, ale szczerze mówiąc, jakbym szukała takowych to sięgnęłabym po ten typ poradników. Nie mówię, że jest tutaj to zbędne, bo to jeden z niewielu plusów tej pozycji, ale po co kupować taką książkę dla kilku takich porad?

Ostatnim plusem jaki znalazłam w tej książce to ostatnie strony, a raczej to, co na nich znalazłam. Kate Hudson podrzuca nam listę swoich ulubionych książek podzielonych tematycznie: jedzenie i odżywianie, medytacja i uważność, fitness oraz ajurwedy. Ogólnie w książce znajdziemy różne listy 'składników, które...', ale to już jak pisałam, nie jest warte kupna poradnika o byciu kobietą, a kupna poradnika dietetycznego ;).

Może zacznijmy od tego kim jest Kate Hudson, aktorka urodzona w 1979 roku. Zaglądając na Filmweb dowiedziałam się, że widziałam tylko jeden film, w którym grała. Zauważyłam, że zazwyczaj gra w komediach romantycznych, może to przez swój uroczy wygląd? W każdym razie jak się nie znam, nie wiem co o tym decyduje.

Pretty Happy zapewnia nas, że jest "wspaniałym poradnikiem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać po niej zgłaszając się do zrecenzowania tej pozycji. Być może dlatego miałam nadzieję na zdjęcia obrazujące nam życie w Korei. Coś co mnie kupiło to wyrażenia, które nie zostały przetłumaczone z koreańskiego w tekście, bo w sumie po co? Ich tłumaczenie i informację w jaki sposób powinniśmy przeczytać dane stwierdzenie znajdziemy w przypisach, których jak to w książkach tego typu nie brakuje.

Świat Korei jest przedstawiony przez pryzmat imigranta, który mieszka tam już kilka lat. Niektóre jego zachowania były odbierane nieprzyjemnie, inne powodowały 'śmiech na sali'. Frank popełniał różne błędy związane z kulturą tamtego narodu.

Nie będzie to jakoś specjalnie długi tekst, nie ma tutaj oceny fabuły jak i bohaterów. Powiem wam tylko, że książka zawiera ogrom ciekawostek dotyczących Korei Południowej oraz tego jak tam się żyje, jak pachnie Kimchi i dlaczego jest to najbardziej narodowa potrawa świata? Jak wygląda praca w korporacjach, jakie są obyczaje i kultura w Korei? Tego jest ogrom, ale nie ma tak dobrze. Sam Frank chyba wpadł w pułapkę doskonałości i chcąc nas tak doskonale zapoznać z tym krajem, narodem, kulturą przeciąga nieziemsko niektóre rozdziały i poziom motywacji do czytania spada z każdą kolejną stroną. Wiecie, początek rozdziału = fascynacja, a im dalej tym bardziej ten poziom spada... potem zaczynamy kolejną część fascynacja rośnie i znowu opada.....Każdego coś w niej zainteresuje. Są rozdziały chyba o każdym aspekcie życia, a nawet o samochodach (i ich historii).

Zacznijmy od tego, że nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać po niej zgłaszając się do zrecenzowania tej pozycji. Być może dlatego miałam nadzieję na zdjęcia obrazujące nam życie w Korei. Coś co mnie kupiło to wyrażenia, które nie zostały przetłumaczone z koreańskiego w tekście, bo w sumie po co? Ich tłumaczenie i informację w jaki sposób powinniśmy przeczytać dane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pewnie autorka jest wam znana dzięki sadze 'Zmierzch", wiecie świecące w słońcu jak diamenty wampiry. Tutaj jednak autorka pokazała, że jak chce to potrafi bardzo dobrze przedstawić i zbudować istoty nieludzki, ale może wykreowanie postaci z innej planety jest łatwiejsze niż praca na tych, które już doskonale znamy?
Zacznijmy jak zawsze od okładki i chwała wszystkim, że zostawili tą oryginalną. Zmienili w sumie czcionkę, ale do tego nic nie mam, obie wersje mi się podobają tak samo. Jedyne moje "ale' to zwrócenie uwagi na to, że Stephenie Meyer jest autorką "Zmierzchu".

W tym wpisie porównam książkę również do filmu, który moim zdaniem był wyjątkowo słaby. Byłam na nim w kinie, jeszcze w 2013 roku. Zwrócę również uwagę, że wtedy nie oceniałam filmu jako oddzielnego dzieła, a jako adaptację, tak należałam do grona "książka była lepsza", "w książce było inaczej". Więc moja ocena będzie jednak troszkę spaczona tą sytuacją. Nie powiem wam na ile, ponieważ nie mam ochoty odświeżać sobie filmu, mam dość nieprzyjemne skojarzenia z nim. Wszystko głównie przez to, że film zmienił dość mocno gatunek "literacki" dzieła.

Może kojarzycie książkę, może tak jak ja daliście jej szansę bo "Zmierzchu"? Może wasza przygoda z autorką w ogóle zaczęła się od "intruza"? Moja osobiście się na nim skończyła, nie dlatego, że mi się nie podobał czy coś, bo bardzo, ale jakoś nie wiem, czy autorka nadal coś wydaje. Zrobiło się jakoś tak cicho.

"Intruz" należy do gatunku fantastyki, science-fiction, posiada również bardzo fajny wątek miłosny, który jest drugoplanowy i tylko nadaje tego 'smaczku' książce. Bardzo fajny ruch ze strony autorki, ponieważ w tym momencie książka jest skierowana nie tylko do dziewczyn, ale i do chłopaków ;). Tutaj powstaje moje największe zażalenie co do filmu, już pominę ogromne braku fabularne, w sensie te bardzo ważne informacje dla fabuły przez co film nie dla wszystkich był w pełni zrozumiały (koleżance tłumaczyłam kilka spraw, więc.. no), ale film był romansidłem dla nastolatek z sci-fi gdzieś daleko w tle! To boli.

Podobał mi się wątek miłosny, w ciało Melanie została wczepiona dusza imieniem Wagabunda, czy też po prostu Wanda. Melanie kocha Jareda, a Wanda zakochuje się w Ianie (o ile dobrze pamiętam!). Wszystko wygląda niby jak trójkąt, ale w sumie są to dwie pary, z czego kobieta jest dosłownie wewnętrznie rozdarta. Bardzo fajnie poprowadzono ten wątek, jeszcze raz zaznaczę, że w TLE!

Co mi się jeszcze podobało oprócz ogólnej fabuły, o której za chwilę? Dusze. Jako istoty niosące pokój będąc jednocześnie czymś w rodzaju pasożytów. Przejmują ciała mieszkańców kolejnych planet, tak by wszyscy żyli w pokoju bez kłótni, wojen, bólu, chorób. Mają lekarstwo na wszystko i rozwiążą każdy problem.

Ok, to może coś o fabule? Ogólnie chodzi o to, że na ziemię przybywają dusze i zaczynają przejmować ludzkie ciała, żeby zaprowadzić pełny pokój na ziemi. Ludzi, w których zostały wczepione dusze można rozpoznać po srebrnym okręgu wokół źrenicy. Oczywiście jak to bywa podczas inwazji musi się znaleźć grupa ostatnich nieprzejętych ludzi, którzy chcą odwrócić proces inwazji i wygnać dusze w kosmos. Dzieje się tutaj bardzo dużo, poznajemy historię dusz, sposób w jaki działają i wiele innych rzeczy.

W tej książce muszę przyznać, autorka pokazała na co ją stać. ponad 500 stron, a ja to przeczytałam w 24h! W szkole, w pociągu, w domu, w nocy. Dziękuję budzik dzwoni czas wstawać ;).

Pewnie autorka jest wam znana dzięki sadze 'Zmierzch", wiecie świecące w słońcu jak diamenty wampiry. Tutaj jednak autorka pokazała, że jak chce to potrafi bardzo dobrze przedstawić i zbudować istoty nieludzki, ale może wykreowanie postaci z innej planety jest łatwiejsze niż praca na tych, które już doskonale znamy?
Zacznijmy jak zawsze od okładki i chwała wszystkim, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że bardzo podoba mi się jak Richard zbudował bohaterów. Karczmarz, Maestra oraz tajemniczy jegomość. Czego chcieć więcej? Dobro, wiedza i doświadczenie spotykają się w pewnym miejscu. Jest to karcza ów wspomnianego dobrego człowieka. W karczmie pomagają również trzy córki właściciela, a do budynku gościnnego przyłączona jest wieża wartownicza służąca za dom rodzinie. Trzeba również zwrócić uwagę, że karcza nie należy do nikogo. Jest to grunt niczyj, postronny, przez co również bez ochrony. Wszystko toczy się tam spokojnie do momentu załamania pogody. Nadchodzi śnieżyca, wszyscy przejezdni goście zostają uwięzieni w karczmie. Grupą z oczekujących na polepszenie się pogody jest banda bandytów. Jako gracz gier fabularnych już wiedziałam czym to pachnie. Młode dziewczęta się ich boją, biedny i dobry ojciec prosi o radę Maestrę wraz z Wojownikiem. W tym momencie wszystko się zaczyna. Pokazują się charaktery, a może raczej zapędy bohaterów. Dobroć przeciw doświadczeniu. Chęć niesienia pomocy kontra brutalna prawda. Jak to tutaj pogodzić? Co się wydarzy? Ile osób musi zginąć bo śnieg spadł w nieodpowiednim momencie?
To teraz troszkę od technicznej strony. Bohaterowie jak już wspomniałam zbudowani bardzo stereotypowo? O ile tak to można nazwać, część z was, która gra w RPG może mnie zrozumieć, wiecie jest moment kiedy wybieramy klasy i rasy postaci (o czym zapomniałam! Maestra jest elfem!), a później przychodzi czas żeby je odgrywać i zbudować im charakter, postać itp. Tak jest w tym przypadku, jest sobie dobry karczmarz, który robi swoje, dba o spokój i bezpieczeństwo rodziny. Elfka, która włada magią i mieczem w skali 50:50 jest spokojna, wspaniałomyślna i najchętniej to by zbawiła świat. Jest jeszcze wojownik bez historii, bo np. zabrakło czasu więc zróbmy postać tajemniczą. Mi to nie przeszkadza akurat bo też buduję tak postaci w grach.
Fabuła idzie również spokojnie do przodu, nie gna na złamanie karku, ale czytelnik nie ma czasu się nudzić. Spokojnie przeżywa każdą część przygód bohaterów i ma czas przemyśleć co się dalej może wydarzyć i co może sprezentować nam autor.
Książka jest bardzo fajna ;). Nie wiem czy dokładnie to wywnioskujecie z mojej recenzji, ale szczerze jestem ciekawa dalszych losów bohaterów!

Zacznijmy od tego, że bardzo podoba mi się jak Richard zbudował bohaterów. Karczmarz, Maestra oraz tajemniczy jegomość. Czego chcieć więcej? Dobro, wiedza i doświadczenie spotykają się w pewnym miejscu. Jest to karcza ów wspomnianego dobrego człowieka. W karczmie pomagają również trzy córki właściciela, a do budynku gościnnego przyłączona jest wieża wartownicza służąca za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Byłam tą książką zainteresowana odkąd pierwszy raz usłyszałam o niej gdzieś na youtube, chyba u Radzki, ale już nie pamiętam dokładnie. Tak więc w momencie jak tylko zobaczyłam oznaczenie dobrze znanej mi promocji musiałam...



Od razu zabrałam się za lekturę. Jako pierwszy artykuł jest chyba ten, którego bohaterka wydała mi się najbardziej absurdalna. Nie potrafiłam wejść do jej głowy i zrozumieć albo jakkolwiek uznać za logiczne jej postępowanie. Rozumowanie tej kobiety wywarło chyba na mnie największe wrażenie ponieważ jako kobieta nie potrafię zrozumieć zdania "sama się prosi o gwałt" albo "ten gwałt to tylko moja wina". Wydaje mi się, że ta Pani ma niezaleczone rany w swojej głowie (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi) i wymaga pomocy specjalisty. Nie piszę tego, żeby ją krytykować. Zaczęłam się jednak zastanawiać ile jest w Polsce i na świecie ofiar przemocy seksualnej, którzy pozostawieni sami sobie dochodzą do wniosku, że to ich wina. Przeraża mnie to między innymi dlatego, że niedawno oglądałam na Netflix reportaż, w którym stwierdzono z przekonaniem, że w Amerykańskich szkołach przemoc seksualna jest na porządku dziennym, a przerażona młodzież nie prosi o pomoc, a tym bardziej nie przyznaje się do tego z powodu wstydu itp. Ich oprawcy są wolni. Teraz pomyślcie co się dzieje w głowie takiej osoby... Może wydarzyć się wszystko.
To był pierwszy reportaż i od razu wzbudził we mnie ogromne emocje. Kolejne teksty już sobie dawkowałam. Nie jestem pewna, czy poradziłabym sobie czytając je ciągiem. O niczym co zostało opisane w tej książce nie zdawałam sobie sprawy.
Powiem wam coś, często jak jeżdżę pociągami to czytam, jednak gdy dane jest mi stać bo nie ma miejsc to mam słuchawki w uszach i zatracam się w myślach. Mając jednak w torebce tę książkę nie potrafiłam się oprzeć i czytałam! Prawdą jest, że nie powinnam tego robić bo bardzo szybko robi mi się niedobrze, ale było warto ;). Kolejne reportaże to cud malina! Znaczy się... troszkę przerażające jest to co się dzieje w naszej okolicy o czym nawet nie wiemy, ale cieszę się, że ktoś postanowił to opisać. Nie wiem tylko co mam dalej z tą wiedzą robić. Chyba po prostu polecam innym tę książkę!
UWAGA! Pozycja może wzbudzić ogromne emocje w człowieku i albo tak jak u mnie będziesz pod wrażeniem, albo zirytuje cię tak mocno jak moją koleżankę ;).

Byłam tą książką zainteresowana odkąd pierwszy raz usłyszałam o niej gdzieś na youtube, chyba u Radzki, ale już nie pamiętam dokładnie. Tak więc w momencie jak tylko zobaczyłam oznaczenie dobrze znanej mi promocji musiałam...



Od razu zabrałam się za lekturę. Jako pierwszy artykuł jest chyba ten, którego bohaterka wydała mi się najbardziej absurdalna. Nie potrafiłam wejść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początku odrobina prywaty. Londyn jest miastem, które mi się marzy od lat. Chciałabym tam być, zwiedzić i poczuć klimat tego miasta. Ta książka dała mi takie możliwości, ale czy taki Londyn śnił mi się po nocach? Osobiście znam również sporo osób, które wyjechały m.in. do Londynu i dobrze opowiadają o tym życiu. Prawda jest taka, że każdy ma gdzieś z tyłu głowy plan powrotu. Czy aby na pewno Londyn jest tak fantastyczny jak myślałam?


Czytając tę książkę mamy styczność z ogromnymi emocjami. Autor pokazuje nam te dzielnice Londynu, do których przeciętny turysta raczej nie trafi. Pokazuje nam okrutne historię niespełnionych marzeń czy też prawdziwe życie niektórych z nich. Znajdziemy tu również sporo zdjęć, które mają nam pomóc zrozumieć sytuację danego bohatera o jakim teraz czytamy. Widząc statystyki odnośnie zaludnienia Londynu jest się w szoku, jak mało Brytyjczyków mieszka w stolicy swojego kraju. Czy Londyn przestaje być tylko stolicą Wielkiej Brytanii, czy może staje się stolicą imigrantów? Bo w sumie gdzie Polak pojedzie za chlebem jak nie na zmywak do Londynu?

Doskonale rozumiem, że autor chciał nam pokazać ten brutalny obraz Londynu i jego mieszkańców, ale czy nie mógłby troszkę bardziej zrównoważyć to co złe odrobiną dobrego? Oczywiście są też pokazane historie tych, którym się udało, ale chciałabym ich troszkę więcej... Niemniej polecam zapoznać się z tym reportażem, jeżeli ciekawi was to miasto ;).

Na początku odrobina prywaty. Londyn jest miastem, które mi się marzy od lat. Chciałabym tam być, zwiedzić i poczuć klimat tego miasta. Ta książka dała mi takie możliwości, ale czy taki Londyn śnił mi się po nocach? Osobiście znam również sporo osób, które wyjechały m.in. do Londynu i dobrze opowiadają o tym życiu. Prawda jest taka, że każdy ma gdzieś z tyłu głowy plan...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak więc pomyślmy jak w ogóle ocenić zawartość książki, która praktycznie zmieniła imiona, czas i miejsce akcji tego, co naprawdę się wydarzyło! Wiem, że się powtarzam i pewnie jeszcze kilka razy to podkreślę ponieważ nie mieści mi się w głowie jak można zrobić coś tak okrutnego!

Tak więc w skrócie. Dwie dziewczynki, które są siostrami tracą rodziców w wypadku, Starsza z nich wyszła z niego w miarę cało, zostało jej trochę blizn, młodsza nadal ma ograniczone ruchy z powodu szyn. Trafiają do domu swojej ciotki Ruth, a ich życie zmienia się w piekło. Ruth chcąc "nauczyć" Meg życia dopuszcza się okrutnych czynów. Nie wiem nawet jak mam pisać o tej książce, budzi we mnie tak dużo emocji, nienawiści względem Ruth, bezradności wobec Meg i współczucia do Susan. Całą tę historię opowiada nam dorosły mężczyzna, który wtedy był dzieckiem i chciał pomóc dziewczynkom, ale nie potrafił. Ta książka wchodzi w nasze głowy, szokuje nas tym ile okrucieństwa ukrywa się w człowieku, jak nienawiść potrafi kierować naszym działaniem, a co jeżeli do tego dodamy świadomość, że ta historia się wydarzyła? Moja głowa do tej pory wariuje od tej pozycji. Poważnie potrzebuję teraz coś tak głupiutkiego, żeby mieć czas na poukładanie sobie tego wszystkiego... takie emocje, tyle okrucieństwa... takie spustoszenie w mojej głowie! Mimo to książkę polecam, ale dla osób o stalowych nerwach! Wątpię, że każdy czytelnik sobie poradzi z lekturą książki Ketchuma.
Zbierałam się do niej, żeby was nie skłamać latami i jak dostałam tę książkę od wydawnictwa byłam w niebo wzięta! Próbowałam się zabrać za nią już kilka razy, ale zawsze ten jej "ciężar" był przeszkodą. Nadszedł wreszcie jej moment! I jestem rozbrojona! Po jej zakończeniu nie wiedziałam co z sobą zrobić, miałam ochotę po prostu przenieść się w miejscu i czasie, znaleźć pierwowzór Ruth i zrobić jej to co ona zrobiła tej biednej dziewczynie!!! To było po prostu tak okrutne, że aż niewyobrażalne, a to w jaki sposób opisał to Jack Ketchum pokazało w bezpośredni sposób jak okrutnym zwierzęciem jest człowiek!

Tak więc pomyślmy jak w ogóle ocenić zawartość książki, która praktycznie zmieniła imiona, czas i miejsce akcji tego, co naprawdę się wydarzyło! Wiem, że się powtarzam i pewnie jeszcze kilka razy to podkreślę ponieważ nie mieści mi się w głowie jak można zrobić coś tak okrutnego!

Tak więc w skrócie. Dwie dziewczynki, które są siostrami tracą rodziców w wypadku, Starsza z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć!
Dzisiaj krótko o krótkiej książce! Pewnie każdy z was już o niej sporo słyszał. Było o niej bardzo głośno, nadal jest! Początkowo każdy się nią zachwycał. Skoro zachwyty to co ja mogłam zrobić? Poszłam do sklepu i kupiłam to. Wróciłam do domu i zaczęłam czytać, oglądać? Tę książkę.
Tytuł: a ja żem jej powiedziała
Autor: Katarzyna Nosowska
Liczba stron: 208
Rok wydania: 2018
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Wielka Litera

No to co? Zaczynamy? Chociaż ostrzegam, że w przypadku tej pozycji to nie ma za bardzo czego oceniać. Obstawiam, że każdy kto słyszał o niej wie, że Kasia nagrywała na instagramie krótkie filmiki "a ja żem jej powiedziała Kaśka..." i tutaj pada jakaś życiowa sentencja. Wzrost popularności tych filmików spowodował powstanie tej ślicznie wydanej książki, a może książeczki?

Jak wyżej, jest ona bardzo ładnie wydana. Dużo grafik i kolorów, przyjemność dla oczu! Tekst dużą czcionką, książka niby ma ponad te 200 stron, a praktycznie prawie w ogóle nie ma tekstu.
Całość książki składa się z wielu krótkich tekstów, w których p. Kasia rozwija swoje sentencje tłumacząc je przykładami ze swojego życia. Pozwala nam to zrozumieć artystkę troszkę bardziej, co jest bardzo miłe, ale czy warte tej ceny?
Książka fajna, ale poczekajcie aż będzie na fajnej promocji, bo jednak no ;) to prawie 40 zł!
Tutaj na prawdę nie ma się nad czym rozwodzić bo treści prawie w niej nie ma. To jest ogromny minus... mogłoby być bardzo fajnie, a skończyło się tym, że rozumiem hype bo artystka wydaje książkę, ale spodziewam się, że szybko zniknie jak sporo podobnych głośnych pozycji.

Cześć!
Dzisiaj krótko o krótkiej książce! Pewnie każdy z was już o niej sporo słyszał. Było o niej bardzo głośno, nadal jest! Początkowo każdy się nią zachwycał. Skoro zachwyty to co ja mogłam zrobić? Poszłam do sklepu i kupiłam to. Wróciłam do domu i zaczęłam czytać, oglądać? Tę książkę.
Tytuł: a ja żem jej powiedziała
Autor: Katarzyna Nosowska
Liczba stron: 208
Rok...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacznijmy od tego, że po raz kolejny to właśnie polska okładka zdobyła moje
serce. Będąc szczerą to się przyznam, że jakbym zobaczyła ją w tym wydaniu to pomyślałabym, że jest to kosmiczna książka dla ścisłowców! Mój umysł zalicza się do tych pomiędzy. Nie ogarniam chemii itp., ale też nie gubię się w liczbach, tak samo jak nie widzę "co autor miał na myśli" czytając o niebieskich zasłonach. Tak więc cieszy mnie fakt, że Wydawnictwo Kobiece postanowiło zrobić tak intrygującą okładkę!
Tak więc, zajrzyjmy do środka książki. Widzimy spis pytań, jakie zostały zadane Timowi po jego powrocie z misji kosmicznej Principia. Każde z tych pytań w mediach społecznościowych były oznaczane #askanastronaut i stąd wzięła się ta książka. Obok spisu zadanych pytań niestety nie widzimy nr strony, na której padła odpowiedź. Więc jeśli interesuje nas jakieś konkretne pytanie ze środka książki to i tak musimy ją potem przewertować dokładnie, żeby znaleźć interesującą nas odpowiedź.
Między pytaniami znajdziemy również różne ciekawostki w ramkach. Książka sama w sobie jest również wydana tak, że młodszy i starszy odbiorca będzie czytał ją bez problemu. Młodszym podrzucone są ilustracje, zdjęcia. Część tych ilustracji tłumaczy w graficzny sposób trudniejsze zagadnienia! Cudnie, prawda?
Każde z pytań, które trafiły do książki dostały rzetelną odpowiedź bez zbędnego lania wody. Wiecie, tak krótko, zwięźle i na temat. Tam gdzie wypadało rozwinąć temat, tam był rozwinięty. Pytania tak proste jak np pytanie o zdjęcie zorzy polarnej. Znajdziemy również pytania z dwiema odpowiedziami, tą krótką i długą. Przykładem takiego pytania jest np. czym dokładnie jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna? W książce są zarówno pytania trudne jak i te zabawne, jak np. to o korzystanie z toalety w kosmosie (swoją drogą, mnie to też ciekawiło). Swoją drogą, wiecie że kosmiczne wdzianko miało już 30 lat jak ja witałam się z tym światem? Szok!
Nie jestem do końca pewna w jaki sposób powinnam ocenić zawartość tej książki. Już pisałam wam o jej wydaniu, o pytaniach i jakie odpowiedzi w niej znajdziemy. To ogólnie rzecz biorąc sens tej książki. Pytania i odpowiedzi. Takie troszkę wielkie Q&A tylko w formie papierowej, bo temat jednak dużo ciekawszy i warty uwagi! Może napiszę o tym jak się czułam podczas lektury tej książki?
Wyobraźcie sobie, że zaczynając czytać jakie pytania znajdziemy w książce, to od razu przypomniałam sobie jak za dzieciaka sama zadawałam podobne. Zawsze mnie ciekawiło co jest tam daleko. Osobiście uważam, że istnieje życie w kosmosie, przecież myślenie, że bylibyśmy jedynym życiem w tak ogromnym wszechświecie jest troszkę egoistyczne.
Wracając! Znalazłam pierwsze, drugie i kolejne pytanie jakie zadawałam i czytając odpowiedzi, analizując ilustracje do nich zawarte sama poczułam się jak ta kilkuletnia dziewczynka. Bardzo mi się to podoba. Dawno nic nie zbudziło we mnie wewnętrznego dziecka, tak więc gratuluję i polecam! Zapytaj astronautę jest nie tylko ciekawą pozycją dla nas samych, której nie musimy czytać od deski do deski, a można ją sobie dawkować i powoli odkrywać tajemnice kosmosu! Plus od razu wam powiem, że jest to bardzo fajny pomysł dla dzieciaków! Pamiętam z pracy w księgarni, jak maluchy pytały o książki o kosmosie! Więc już wam mówię, że ją polecam na prezent!

Zacznijmy od tego, że po raz kolejny to właśnie polska okładka zdobyła moje
serce. Będąc szczerą to się przyznam, że jakbym zobaczyła ją w tym wydaniu to pomyślałabym, że jest to kosmiczna książka dla ścisłowców! Mój umysł zalicza się do tych pomiędzy. Nie ogarniam chemii itp., ale też nie gubię się w liczbach, tak samo jak nie widzę "co autor miał na myśli" czytając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszym błędem jaki zauważyłam na okładce to czcionka jak od pędzla malowana, a Radzka w ręku trzyma ołówek. No może innym to nie przeszkadza. Mi to przeszkadza i to bardzo! Jestem okładkową sroką i jak widzę takie błędy i to u osoby, w której gust ślepo wierzę to aż mi się robi słabo ;(.
To teraz dla zrównoważenia coś o pozytywnym wydaniu tej książki, twarda oprawa i bardzo fajny papier! Dodatkowo zawartość tekstu oprawiona w ogromną ilość zdjęć pomagających w wizualizacji.

Żeby nie było aż tak kolorowo to zaznaczę, że niektóre zdjęcia bardzo fajnie wizualizują to co autorka miała na myśli, a niektóre wyglądają jak modelka ubrana w wielką czarną plamę.

Książka zaczyna się od zestawu ciekawostek modowych, historia i klasyki mody. Teraz mam ochotę kupić sobie trencz oraz torebkę 2.55! Było tam jeszcze sporo innych ciekawostek. Miałam tutaj też problem z hasłem, że coś wydarzyło się zaledwie dwa/cztery lata temu. Ja np. czytam tę książkę kilka lat po jej wydaniu... więc informacja straciła na aktualności. Wydaje mi się, że w tym typie książek powinno się pisać, że w roku tym i tym, nie kilka lat temu!

W kolejnym kroku tej książki zapoznajemy się z podstawami psychologii koloru. Bardzo fajne, ale znowu w formie ciekawostek. Nie zaspokoiło to mojej wiedzy na ten temat w minimalnym stopniu. Radzka w tym rozdziale mówi A i nagle kończy temat.

Najbardziej czekałam na rozdziały odnośnie sylwetek i tego jak takie osoby ubrać. Oczywiście doczekałam się ich! Były napisane krótko, zwięźle i na temat. Nie było jednak rozwinięć tematów. Można było pokazać też na zdjęciach jak można się "skrócić" itp., czyli to co często podkreślała Radzka w tych rozdziałach. Jakie rzeczy wybierać i jakich unikać. Ładnie pokazała ideały (chyba że nagle wyszła czarna plama), a nie pokazała błędów.

Tak więc na tym zakończę mój wywód. Mam bardzo mieszane uczucia co do tej pozycji. Podsumowując: cieszę się, że ją mam i nie zapłaciłam za nią oficjalnej ceny. Wtedy pewnie wyszłaby gorzej. Jak za 10 to całkiem spoko wychodzi.

Pierwszym błędem jaki zauważyłam na okładce to czcionka jak od pędzla malowana, a Radzka w ręku trzyma ołówek. No może innym to nie przeszkadza. Mi to przeszkadza i to bardzo! Jestem okładkową sroką i jak widzę takie błędy i to u osoby, w której gust ślepo wierzę to aż mi się robi słabo ;(.
To teraz dla zrównoważenia coś o pozytywnym wydaniu tej książki, twarda oprawa i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A więc... zaczynajmy!

Tak więc. Ogólna fabuła tej historii to samobójstwo głównej bohaterki (jednej z narratorek książki) i późniejszy oryginalny list pożegnalny. Hannah Baker. Nastolatka, która postanowiła się zabić... ponieważ nie potrafiła, a może nie chciała porozmawiać o problemach.
Tutaj jest mój największy minus dla książki. Hannah w książce jest po prostu żałosna... wiem, że autor chciał pokazać efekt kuli śnieżnej, ale poważnie... im dalej czytałam tym gorzej oceniałam główną bohaterkę! A to nie tak miało być... W serialu natomiast Hannah była widmem wszystkich wydarzeń i powiem wam jedno. Serial Netflix'a pokazał to co autorowi się nie udało. Po obejrzeniu serialu potrafiłam zrozumieć decyzję jaką podjęła Hannah. W książce miałam tylko takie serio, ale no serio? Dziewczyno... i co najważniejsze! Kilka scen, które zostały pokazane w serialu w brutalny sposób w książce praktycznie nie miały miejsca! Lub po prostu były dużo łagodniejsze. Niestety jest to minus ponieważ w bardzo łatwy sposób zakłóca pojmowanie rozwoju depresji tej bohaterki..

Hannah książce: nie! Hannah w serialu: tak!

A tak, główne pytanie jakie Hannah zadawała: Why would a dead girl lie? (Dlaczego martwa dziewczyna miałaby kłamać?) Szczerze mówiąc to odpowiedź jest bardzo łatwa. Bo każdy jej uwierzy i może każdemu zniszczyć życie w taki sposób? Poważnie, ale w tym przypadku wierzę w to co mówi Hannah, chociaż chciałabym też poznać wersję tych wydarzeń, ale od strony osób, którym zarzuca powody swojej śmierci.



Clay Jensen.
Kolega, uczeń, nikt ważny, ale jest on bardzo ważną postacią w książce. Clay jest drugim z narratorów w książce oraz głównym prowadzącym całą fabułę w serialu. Tutaj zaś jest sytuacja odwrotna.
Clay w książce: tak! Clay w serialu: nie!
W serialu Clay to ciepłe kluchy, nie potrafi sobie poradzić z emocjami i tym w jaki sposób Hannah postanowiła się pożegnać. W serialu można zauważyć również, ze zarówno Clay jak i Hannah mają się ku sobie, jednak w książce byli tylko znajomymi (chociaż było wspomniane, że "szkoda"). Powiem wam szczerze, że nie lubię serialowego Claya, nie wiem dlaczego tak zniszczyli tą postać!
Clay w książce był normalnym chłopakiem! Chłopakiem, który dostał kasety i przesłuchał je w jedną noc (nie kilka jak w serialu) i nie zrobił to z jakimiś większymi emocjami, przesłuchał i tyle! Pomyślał i podsumował tak samo jak ja całą tę sytuację! Brawo dla niego.

Teraz zwrócę się do Ciebie, czytelniku być może cierpisz jak Hannah, może myślisz o tym co ona zrobiła sobie, swojej rodzinie i otoczeniu. Może potrzebujesz pomocy, ale nie wiesz jak ją uzyskać? Nie chcesz rozmawiać bo Ci wstyd? Pamiętaj, że istnieją telefony zaufania, pamiętaj, że wszystko można jakoś rozwiązać. Wiem jak ciężko jest się przyznać i wiem w jakim chorym świecie żyjemy. Czasami łatwiej nam zwierzyć się obcym. Dlatego podrzucam Ci darmowy numer zaufania. Zadzwoń i pozwól sobie pomóc.


Moim zdaniem sama scena samobójstwa w serialu jest pokazana w bardzo brutalny i realny sposób! Osobiście byłam pod ogromnym wrażeniem tego w jaki sposób "pozwolili" jej się zabić. W książce natomiast było tylko wspomniane w jaki sposób Hannah się zabiła.


Podsumowując mój post, to mogę wam powiedzieć, że książka i serial się uzupełniają. Jakby połączyć obie te historie, które w teorii są jednością wyszłaby idealna i brutalna książka przedstawiająca problem samobójstwa wśród młodych. W tym momencie jednak jest historia samobójstwa i Hannah dużo lepsza w serialu, jak wspomniałam w książce jest to po prostu (momentami) żałosne! Wiem, że nie powinnam tego pisać o takiej historii, ale na litość boską! Sama kiedyś poprosiłam o pomoc i wiem jakie to było trudne. Wiem również, że nie ma takiego bagna, z którego nie da się wyjść. Hannah po prostu nie chciała, ona szukała powodu żeby się zabić, a poważnie... wystarczyło porozmawiać!

A więc... zaczynajmy!

Tak więc. Ogólna fabuła tej historii to samobójstwo głównej bohaterki (jednej z narratorek książki) i późniejszy oryginalny list pożegnalny. Hannah Baker. Nastolatka, która postanowiła się zabić... ponieważ nie potrafiła, a może nie chciała porozmawiać o problemach.
Tutaj jest mój największy minus dla książki. Hannah w książce jest po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od razu dla tradycji wrzucę wam tutaj zagraniczną okładkę i chyba tym razem wybiorę ją. Jest skromniejsza i nie ma niepotrzebnych elementów. W polskiej okładce nie podoba mi się wrzucenie postaci naukowca, tam na dole. Bez niej byłaby ciekawsza. Teraz dzieje się tam za dużo.

Zaznaczę również, że widziałam pierwszy projekt okładki i on mnie kupił w 100%, nie wiem dlaczego została zmieniona na tą ze zdjęcia.



Jeżeli chodzi o historię tej książki to czy mogę oceniać czyjeś życie? Czy powinnam oceniać wybory innego człowieka? No chyba nie. Powiem wam jednak, że Hope Jahren jest bardzo inspirującą postacią. Historia o tym jak poświęciła życie badaniom nad zieloną częścią naszego świata była magiczną przygodą, może przygoda to złe słowo, ale historia była cudowna! Niezrozumiałym dla mnie zjawiskiem był fakt, że laboratorium stało się dla Hope drugim domem już w dziecięcych latach, towarzyszyła tam swojemu ojcu, w którego ślady postanowiła pójść. No cóż ;), chyba nie dane jest mi bycie naukowcem.



Historia Hope jest inspirująca, jednak jej świat pomimo tego, że piękny nie porwał mnie tak jak się tego spodziewałam. Miałam nadzieję, że Hope zainspiruje mnie i zaprosi do swego świata, co próbowała zrobić. Muszę się przyznać, że chyba z racji alergii i tego jak bardzo jej świat daje mi na wiosnę w kość nie jestem w stanie tak go pokochać ;). Jej świat jest piękny! Temu nie przeczę. Mi się jednak kojarzy z toną wysmarkanych chusteczek, czego nie byłam w stanie zapomnieć podczas lektury.



Całość jest napisana bardzo przyjemnie. Czytałam sobie ją powoli i polubiłam osobę za jaką podaje się Hope. Nie połączyłaby nas wspólna pasja, ale z nią samą w środku zimy pogadałabym nawet w lesie ;).

Od razu dla tradycji wrzucę wam tutaj zagraniczną okładkę i chyba tym razem wybiorę ją. Jest skromniejsza i nie ma niepotrzebnych elementów. W polskiej okładce nie podoba mi się wrzucenie postaci naukowca, tam na dole. Bez niej byłaby ciekawsza. Teraz dzieje się tam za dużo.

Zaznaczę również, że widziałam pierwszy projekt okładki i on mnie kupił w 100%, nie wiem dlaczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Być może historia tego psa nie jest wam obca, ale ja chciałam zagłębić się w niej na nowo. Znałam ją już z filmu. Podczas oglądania "Mój przyjaciel Hachiko" dane mi było płakać, nie raz, ale za każdym razem jak go oglądam! Dlatego jak się dowiedziałam, że Zaklęty Papier postanowił ją wydać w Polsce, to... no kupiłam ją jeszcze w przedsprzedaży!






Historia zapewne znana każdemu fanowi psów. Pewnie i kociarze ją znają i zazdroszczą psiarzom tak wiernych przyjaciół! Ha! Nie no żarcik :).



Hachiko był psem rasy akita, Hachi jednak był wyjątkowy, był całkowicie biały, w filmie nie. Kolejną z różnic jest fakt, że czas trwania tej historii w książce i w filmie to różne okresy historyczne. Prawdziwa (ta z książki) historia tego psa trwała od 1924 do 1935 roku. Profesor w filmie wykładał coś związanego ze sztuką, natomiast prawdziwy prof. Eisaburo Ueno specjalizował się z rolnictwie (tak w skrócie), gdzie w tamtych czasach wiedza z tej dziedziny była bardzo potrzebna.



W filmie Hachi trafia przez przypadek do rodziny profesora, w książce zaś był on prezentem dla córki profesora Chizuko. Jak można się łatwo domyślić Hachi jako swojego pana obrał sobie profesora, tak samo profesor zaczął opiekować się i dbać o psa jakby był jego. Chizuko po ślubie wyprowadza się bez psa. Pies został z profesorem.





Nie powiem nic więcej na temat historii, która mieści się na kartkach tej książki bo być może ktoś z was nie zna jej. Książkę przeczytacie dosłownie w ciągu wieczora przy herbacie. Nie zapomnijcie też o paczce chusteczek! Jest ona bardzo krótka, książka co prawda ma ponad 130 stron, ale znajdziemy w niej dużo pięknych ilustracji (autorstwa Zuzanny Celej). Książka sama w sobie jest wydana przepięknie! Twarda oprawa (nie jestem ich fanką, no ale!) dodaje jej uroku. Dla tych, którzy zwracają na to uwagę, nie jest ona klejona tylko szyta.



Dużo pięknych ilustracji i duży druk. Jakby się uprzeć to pewnie zmieściłaby się na 70 stronach, ale przypomnę wam tylko, że mój ukochany Oskar i pani Róża ma ich niewiele więcej. Często nie doceniamy krótkich lektur, ale na ich kartkach może kryją się prawdziwe tajemnice.



Jak już wspomniałam kupiłam ją w przedsprzedaży, co oznacza, że oprócz pięknie (i bezpiecznie) zapakowanej książki dostałam jeszcze 3 obrazki (format pocztówki) z ilustracjami z książki. Jedna z nich zawitała na stałe na moim biurku :).



Teraz ponarzekam troszkę na to cudne wydanie. Na starcie nie widzę potrzeby, aby na środku okładki wrzucać ramkę z informacją kto wykonał ilustrację, moim zdaniem troszkę to psuje wszystko :(. Można było to wrzucić z tyłu jak już... albo gdzieś z boczku, nie na środku, domyślam się jednak, że to wymysł artystki. Jak na bardzo krótki tekst znalazłam (nie tylko ja) kilka błędów ortograficznych. Wydawnictwo jest świeżutkie no i cóż... można było się troszkę postarać bardziej przy korekcie... to tyle.



To teraz hit! Dlaczego się zawiodłam na tej cudnej lekturze?! Bo nie płakałam. Tyle. Film mnie rozbraja emocjonalnie, a podczas lektury książki gdzie spodziewałam się oceanu łez nie było nic! Tylko zeszkliły mi się oczy. Smutne.



Niemniej jednak książkę polecam każdemu!

Być może historia tego psa nie jest wam obca, ale ja chciałam zagłębić się w niej na nowo. Znałam ją już z filmu. Podczas oglądania "Mój przyjaciel Hachiko" dane mi było płakać, nie raz, ale za każdym razem jak go oglądam! Dlatego jak się dowiedziałam, że Zaklęty Papier postanowił ją wydać w Polsce, to... no kupiłam ją jeszcze w przedsprzedaży!






Historia zapewne znana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznę od kilku zażaleń do autorki. W każdej książce jest coś czego się uczepi i przepadło. W tej książce zwróciłam uwagę, że większość pracownic szpitala (tego, w którym dzieje się akcja) jest sztuczna. Sztuczne rzęsy, plastikowe piersi, nogi nienormalnie długie itp. Niestety tak widać każdą postać w tym szpitalu z niewielkimi wyjątkami takimi jak Joanna (główna bohaterka), która jest w pełni naturalną i idealnie zbudowaną kobietą, no może ma za krótkie nóżki ;) i może 3 inne pracownice, zakompleksione, stare itp.



Jako, że Joanna Skoczek jest młodą lekarką, która robi specjalizację na oddziale psychiatrii, do tego jest piękna i po rozwodzie to przecież musi zachowywać się jak pies ogrodnika. Każdy facet na nią leci, ale ich odpycha jednocześnie nie pozwalając się z nimi związać innym kobietom. No cóż, dobrze, że bohaterka zdaje sobie z tego sprawę. Niestety muszę przyznać, że lek. Skoczek momentami jest strasznie naiwna oraz potrafi wpakować się w kłopoty na własne życzenie. Znam prozę autorki i wiem, że każda jej główna bohaterka ma te 2 cechy więc i tutaj się ich spodziewałam.



Podoba mi się bardzo to jak zbudowała charaktery i zachowania męskich postaci. Pomijając fakt, że lekarze są przystojni i mądrzy, a ten który sprząta przeraża i jest brzydki itp. to mi troszkę zajeżdża stereotypami i wyszło nieco sztucznie. Chociaż wszystkich w pewnym momencie się lubi, a w drugim jest się pewnym, że zna rozwiązanie to chyba najbardziej do gustu przypadł mi patolog (tak, tak wiem, lekarz medycyny sądowej, ale na patologa słodko się denerwuje :3).



Schodząc z postaci wracając do historii. Joanna Skoczek zaczyna dostawać dziwne liściki miłosne, a w jej otoczeniu dochodzi do okrutnych zbrodni seryjnego mordercy. Pani Kasia na targach w Krakowie przyznała, że jeszcze nikt nie odgadł kim jest ten psychopata. Musze wam coś zdradzić... mój facet zgadł wszystko po 3cim rozdziale... no cóż. Ja odgadłam motyw, ale niestety pomyliłam się co do osoby (niewiele!). Przyznam jednak, że dla takiego przeciętnego zjadacza chleba nie była to super łatwa zagadka.



Troszkę ponarzekałam więc powiem co mi się podobało. Podobała mi się historia i to jak ją zaplotła, chociaż jak wiecie, nie jest to autorka specjalizująca się w kryminalistyce to dobrze bawiłam się podczas rozwiązywania tej zagadki. Bardzo podobała mi się polska społeczność wpleciona w tło fabuły, gdzie to pijaczki niby nic nie znaczące potrafią dużo zdziałać! No i oczywiście coś co kocham, polskie imiona! Nie było tam Jennifer itp. Była Asia, Ula, Marek, Sebastian itp. Czego chcieć więcej dla fabuły dziejącej się w Warszawie?



Jak książka jako całość mi się spodobała, tak niestety punkt zwrotny w niej był troszkę słaby. Nie czułam tego takiego ciśnienia jaki bywa podczas tego najważniejszego momentu w książce! Mam również wrażenie (co mi się podoba), że autorka wzięła troszkę przykład z Sherlocka. Dlaczego troszkę? Ponieważ tam to bohater trzymał wszystko w tajemnicy do samego końca, tutaj nawet Asia tego nie wiedziała. Nagle wszystko wyszło na jaw!

Zacznę od kilku zażaleń do autorki. W każdej książce jest coś czego się uczepi i przepadło. W tej książce zwróciłam uwagę, że większość pracownic szpitala (tego, w którym dzieje się akcja) jest sztuczna. Sztuczne rzęsy, plastikowe piersi, nogi nienormalnie długie itp. Niestety tak widać każdą postać w tym szpitalu z niewielkimi wyjątkami takimi jak Joanna (główna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na kartkach tej książki poznamy historię ogromnej ilości psów (i nie tylko) na świecie. Kiedy szczeniak przestaje być szczeniakiem, związki się rozpadają, chcemy wyjechać na wakacje, czy też brak odpowiedzialności wśród właścicieli czworonogów.



Lucy, bo to od niej zaczyna się ta historia jest psem byłej dziewczyny sąsiada głównego bohatera- Josha. On natomiast nigdy nie planował posiadania psa, ale nie o to chodzi. Lucy została u mężczyzny, który jej nie chciał i nie dbał o jej dobro. Suczka zaszła w ciążę, a jej "właściciel" postanowił wylecieć. Tak więc w środku zimy podrzuca ciężarną suczkę z byle jaką karmą swojemu sąsiadowi, który jej nie chce, nie można go obwiniać za los suczki, przecież nie ma zwierząt. To jego sąsiad jest nieodpowiedzialnym ****! Podrzuca suczkę Joshowi grożąc, że inaczej będzie musiał wyrzucić ją na mróz czyli na pewną powolną śmierć.



Josh siłą rzeczy postanawia się zaopiekować psiakiem, prosi o pomoc weterynarza oraz schronisko. Nie wie nic na temat opieki nad psami, a tym bardziej nad ciężarnymi suczkami i szczeniakami! Na szczęście wszystkich jedna z opiekunek w schronisku Kerri pomaga mu na każdym etapie tej opieki.



Czas trwania powieści to nie jest dzień czy dwa. Tutaj możemy zaobserwować czas sam w sobie i to jak działa na ludzi i zwierzęta. Obserwujemy jak Josh przygotowuje się do świąt i jak rozwija się uczucie pomiędzy nim, a Kerri. Widzimy również w zachowaniu Lucy jak wiele musiała przejść i jak bardzo jej sytuacja przypomina historię wielu psiaków w schroniskach. Bardzo mi się podobał również motyw, w którym obserwujemy to jak Josh godzi się ze swoją stratą i jak zmieniają go wszystkie te wydarzenia.



Co mi się podobało, a może i nie do końca, ale w książce pokazano również część pracy schronisk i to co się dzieje. Mam świadomość, że jest coraz lepiej, ale bądźmy szczerzy... domy tymczasowe i opiekunowie to często za mało.



Książkę polecam, jest ona po prostu urocza.

Na kartkach tej książki poznamy historię ogromnej ilości psów (i nie tylko) na świecie. Kiedy szczeniak przestaje być szczeniakiem, związki się rozpadają, chcemy wyjechać na wakacje, czy też brak odpowiedzialności wśród właścicieli czworonogów.



Lucy, bo to od niej zaczyna się ta historia jest psem byłej dziewczyny sąsiada głównego bohatera- Josha. On natomiast nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie znałam autora wcześniej, jak napisałam miałam go w planie, ale to raczej miałam w planach książkę, której autora nie znałam. Po tej lekturze jestem pewna, że w niedalekiej przyszłości poszukam s@motności i nadrobię tę pozycję.
Powinnam napisać wam coś o książce... o książce, która przypomina troszkę spowiedź, a może to rachunek sumienia? Zawsze mi się wydawało, że nie tyle spowiedź co rachunek sumienia jest tą szczerą częścią aktu pokuty.
Główny bohater tej osobistej powieści budzi się w obcym miejscu, nie w swoim łóżku i nie wie co się dzieje. Dowiaduje się, że przeżył wypadek i przez pół roku... spał. W szpitalu odwiedzały go jednak jego kobiety. Dlaczego? Przecież on je upokorzył, zdradził i oszukał! Autor, a jednocześnie główny bohater staje przed szansą naprawienia tego co narobił i rozpoczęcia swojego życia na nowo. Ja jednak jak zawsze mam problem z oceną takiej powieści ponieważ wiem że ona się wydarzyła, wydarzyła się w Polsce, więc stosunkowo blisko mnie.
Zawsze się czuję niewłaściwą osobą do oceniania decyzji innych ludzi i tym razem jest dokładnie tak samo. Postać doktora jest sprzeczna z moimi przekonaniami osobistymi i momentami bardzo bolały mnie jego decyzje, jednak staram się ich nie oceniać! Powiem wam jednak tyle, że książka jest bardzo emocjonalna (nie mylić z wyciskaczami łez). Poznajemy przeszłość i widzimy jak zmienia swoje wartości życiowe. Niby oklepany motyw, wypadek lub inna tragedia i główny bohater postanawia się zmienić, prawda? To pomyślcie, że tutaj to się wydarzyło.
Książka ta jest uznawana za literaturę piękną, dla mnie osobiście fakt, że jest ona inspirowana prawdziwymi wydarzeniami nie daje prawa oceniania historii jako całości.
Mogę powiedzieć to co mi się nie podobało "obok". Ja bardzo lubię rozdziały, podrozdziały lub innego rodzaju podzielniki w powieściach. Może jest to związane z tym, że zazwyczaj staram się do końca "rozdziału" dotrzeć zanim odłożę daną książkę i np. pójdę spać. W tym przypadku nie było nic. Na szczęście nie przeszkadzało to w samej lekturze, jednak jest to mój osobisty minus.
Wiecie o co mi chodzi, prawda? Postać tego naukowca jest bardzo ciekawa! I wydaje się, że byłaby opowiadana gdyby był popularniejszy. Wiadomo, podróże, przygody, kobiety.
Polecam każdemu, żeby zapoznał się z tą lekturą, z tą kobiecą powieścią napisaną przez pryzmat męskiego oka!

Nie znałam autora wcześniej, jak napisałam miałam go w planie, ale to raczej miałam w planach książkę, której autora nie znałam. Po tej lekturze jestem pewna, że w niedalekiej przyszłości poszukam s@motności i nadrobię tę pozycję.
Powinnam napisać wam coś o książce... o książce, która przypomina troszkę spowiedź, a może to rachunek sumienia? Zawsze mi się wydawało, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Swoją drogą, ta okładka ma coś w sobie, prawda? Nie lubię zdjęć, a tym bardziej całych twarzy na nich, ale tutaj. No po prostu jestem na tak.


Jeszcze zanim zacznę chciałabym podziękować Oli, która zwróciła uwagę autora na mnie oraz moją na autora :). Dzięki Tobie kochana poznałam Pana Przypadka!
Oczywiście dziękuję również autorowi za możliwość zrecenzowania jego książki. Jest mi jednak szkoda, że nie wiedziałam nic na temat jego wizyty w moim rodzinnym miasteczku... chętnie bym porozmawiała :).
Na dwa dni przed wyjazdem do Krakowa listonosz zawitał i zostawił w mojej skrzynce awizo. Dzień później odebrałam przesyłkę z poczty i zobaczyłam książkę, krótką i wydaną bardzo dobrze, nie to co czasami można spotkać. Tutaj mamy bardzo fajny papier i okładkę delikatnie sztywniejszą niż zazwyczaj. Żeby nie było, dopiero po powrocie z targów zobaczyłam, że w książce czekała na mnie dedykacja! Dziękuję! I jednocześnie poczułam się staro ♥. Tyle z krótkiej historii w jaki sposób poznałam się z Panem Przypadkiem, a dlaczego planuję zakupić poprzednie książki? To już wam opowiem niżej.
Pan Przypadek, detektyw i geniusz. Pewien swoich umiejętności oraz wywyższający się mężczyzna. Poznajemy go (w tej książce) po raz pierwszy przy okazji morderstwa pani prezes fundacji FuRiA! Kto mógł zabić kobietę tak ważną i w taki sposób? Kto posiada tak piękny pilnik do paznokci i pozostawia go na pastwę losu w szyi Indży? To było moje pierwsze spotkanie z detektywem Przypadkiem i zapewniam, że nie ostatnie. Nie jestem pewna dlaczego, ale książka pomijając oczywisty fakt kryminalnych opowiadań troszkę mnie bawiła swoim stylem. Być może fakt nazwiska detektywa dodawał tego humorku to historii, a może po prostu autor potrafi tak zamotać w historii, że aż człowiek z uśmiechem na ustach rozmyśla nad tym kto zabił? Kto jest mordercą i dlaczego? Żeby nie było dopiero pod koniec pewnej historii zorientowałam się, że jedna z moich podejrzanych nosi nazwisko wyżej wspomnianej Oli!

W ramach informacji, w serii jest to już szósta książka jednak historie są oddzielne! Można je spokojnie czytać w dowolnej kolejności, chociaż wydaje mi się, że jakbym czytała od 1 tomu do tego teraz lepiej rozumiałabym postępowanie detektywa, wiecie mimo wszystko jakoś tam musiał być budowany jako postać. Nie przeszkadzało mi to jednak podczas lektury Kobietonów.
Tak na marginesie, Przypadek bardzo przypominał mi innego lubianego chyba przez większość z was detektywa. Mam wrażenie, że Pan Jacek próbował stworzyć polskiego Sherlocka! Czy to prawda? Dlaczego tak myślę? Jakoś widzę między nimi podobieństwo, chyba każdy kto będzie po lekturze chociażby jednego opowiadania się ze mną zgodzi. Dlaczego?
"Bo ludzie są banalnie przewidywalni."

Swoją drogą, ta okładka ma coś w sobie, prawda? Nie lubię zdjęć, a tym bardziej całych twarzy na nich, ale tutaj. No po prostu jestem na tak.


Jeszcze zanim zacznę chciałabym podziękować Oli, która zwróciła uwagę autora na mnie oraz moją na autora :). Dzięki Tobie kochana poznałam Pana Przypadka!
Oczywiście dziękuję również autorowi za możliwość zrecenzowania jego książki....

więcej Pokaż mimo to