-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2022
"Uciekło. Przeciekło. Nie ma."
Tu nie ma sensu, nie ma znaczeń, nie ma obiektywnych mierników oceny rzeczywistości, która nas otacza. Gombrowicz pokazuje kompletną subiektywizację postrzegania rzeczywistości, szukania w niej własnych prawideł i sensów, wygrzebywania się z otchłani nieskończonych bodźców i myśli, co prowadzi do skonstruowania własnego świata, kosmosu.
A że kot zabity - no cóż. Brutalne zachowanie mające na celu nagięcie rzeczywistości do własnej wizji to nic nowego.
Zdecydowanie można się w tej książce zatopić, przesiąknąć jej dziwną chronologią zdarzeń, zarazić gorączką bohaterów. I wplątać się w ich optykę, gdzie upadek autorytetów sprawia, że odnalezienie grupki osób podzielających nawet największe szaleństwa (a szaleństwa tam jest dużo!) pozwala na ich znormalizowanie i akceptację jako jednej z nieskończonej możliwości prawidłowych poglądów na świat.
Tylko jaki umysł udręczony tym chaosem i bzdurzeniem.
PS. Dopiero po przeczytaniu książki zrozumiałam, jak trudne zadanie miał przed sobą Żuławski senior. I jak dobrze z niego wybrnął - polecam seans przy lekturze!
"Uciekło. Przeciekło. Nie ma."
Tu nie ma sensu, nie ma znaczeń, nie ma obiektywnych mierników oceny rzeczywistości, która nas otacza. Gombrowicz pokazuje kompletną subiektywizację postrzegania rzeczywistości, szukania w niej własnych prawideł i sensów, wygrzebywania się z otchłani nieskończonych bodźców i myśli, co prowadzi do skonstruowania własnego świata, kosmosu.
A że...
2022-09-17
2022-09-08
2022-08-20
I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O rozliczeniu z przeszłością i oskarżeniami kierowanymi pod jego adresem przez kilkadziesiąt lat. Trochę o historii niemieckich prób zdobycia góry, trochę o sylwetce Karla Herrligkoffera, uporczywie organizującego kolejne wyprawy na Nangę, samemu nigdy się na nią nie wspinając. Trochę o harcie ducha i drodze, jaką jest pokonanie tak wymagającej ściany ośmiotysięcznika, ale mniej o szczegółach technicznych (jak np. w książce Tadeusza Piotrowskiego), a więcej o nieporozumieniach, niepowodzeniach organizacyjnych i cichych rozgrywkach między uczestnikami ekspedycji.
Książka jest wypełniona zdjęciami z wyprawy, obrazującymi jej codzienność, piękno i ogrom Nangi oraz wytyczone trasy wejść na jej szczyt. Pochłonęłam ją dosyć szybko, dając się porwać opowieści o pokonywaniu kolejnych trudności przez wspierający się duet tyrolskich braci, ale ostatecznie mam do niej mieszane uczucia. Wielkość dokonania Reinholda i Gunthera Messnerów, którzy w dobrym stylu jako pierwsi zdobyli górę wspinając się przez ogromną (nawet jak na Himalaje) flankę Rupal, miesza się ze złą prasą Tyrolczyka o rzekomo wielkim ego i niszczącym wręcz dążeniu do osiągnięcia własnych celów. Tymczasem w książce ukazuje się jego inny obraz - typowego bardzo dobrego kondycyjnie i technicznie wspinacza, który świadomy swoich możliwości i ograniczeń, podobnie jak dziesiątki innych osób przez dekady, chce spełnić marzenie wejścia na szczyt.
Która z tych wersji jest prawdziwa? Czy Gunther faktycznie nie powinien podążać za bratem na szczyt? Te rozważania można snuć w nieskończoność, nie dochodząc do żadnej sensownej konkluzji. Góra tymczasem pozostaje na swoim miejscu i przyciąga kolejnych śmiałków, którzy napiszą kolejne książki de facto wciąż o tym samym: pasji, wysiłku i ryzyku. A ja pewnie dalej będę je czytać.
I oto w moich rękach wylądowała kolejna książka o Nandze Parbat. Król Gór, Góra Przeznaczenia, Zabójcza Góra - różnie ją nazywali miejscowi i ci, których ogarnęła obsesja jej zdobycia. W 2018 r. straciliśmy na niej Tomka "Czapkinsa" Mackiewicza. W 1970 r. Reinhold Messner, jeden z najwybitniejszych wpinaczy XX wieku, stracił brata. I właśnie o tym jest ta książka. O...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-21
2022-05-07
2022-05-07
2022-05-07
"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o górach, bo napisana w zasadzie przez laika, bo zaczyna się od wyznań o trudnych momentach w życiu osobistym autorki i brak jej tego sportowego ducha typowego dla literatury górskiej. Odłożyłam książkę na półkę i zapomniałam o niej. Po kilku miesiącach i kilku majowych dniach spędzonych w izolacji przypomniałam sobie o tym, że czeka na którymś ze stosów wstydu i zaczęłam lekturę od początku. Tym razem nie przerwałam po 50 stronach, tylko brnęłam z autorką dalej w drogę do Everest Base Campu, a z każdym kolejnym rozdziałem książka zyskiwała.
Magda Lassota w celach reporterskich podłączyła się w 2019 r. do jednej z agencji organizującej komercyjną wyprawę na Everest i spędziła ponad 2 miesiące w EBC położonym na wysokości 5 362 m n.p.m., za słynnym kamieniem, którego nie mogą przekraczać zwykli "turyści". Dzięki temu mogła opowiedzieć czytelnikowi o wszystkim - o organizacji EBC, o dostępnych w bazie udogodnieniach dla klientów wypraw komercyjnych, o tęsknocie za jakąkolwiek zielenią, o samopoczuciu i problemach zdrowotnych na tej wysokości, o sposobach na nudę, o sposobach na zachowanie minimum higieny osobistej albo o sposobach na odnalezienie drogi w gąszczu namiotów, głazów i jeziorek lodowca Khumbu. Ale przede wszystkim mogła sportretować "ludzi Everestu" - słowem i w swoim mobilnym studiu fotograficznym. I właśnie te portrety są najciekawsze. Wszystkie - od legend EBC prowadzących własne agencje, przez przewodników zagranicznych i nepalskich, klientów, szerpów, lekarzy, tzw. Icefall doctors czy pracowników organizacji pilnującej czystości w Base Campie i obozach po drodze na szczyt. Czuć atmosferę EBC - nierówną, raz przyjazną i pełną radości, raz nieufną i zdominowaną rywalizacją albo traumą tragedii z poprzednich lat, w zależności od tego, do którego obozu się trafi. Opowieść Magdy Lassoty sprawia, że czujemy też, jak obóz żyje - najpierw powoli, jakby w letargu, w kilkutygodniowym oczekiwaniu okno pogodowe, a potem w pośpiechu, próbując zagwarantować wszystkim z 378 klientów wejście na szczyt najwyższej góry świata. Niestety, nie jest tajemnicą, że nie wszystkim udaje się z niej zejść.
Książka ma nieco ponad 400 stron, z czego co najmniej kilkadziesiąt zajmują zdjęcia - z drogi do EBC, samego EBC i w końcu portrety rozmówców autorki sprzed wejścia na Everest i już po zdobyciu szczytu. Książka zawiera też garść przydatnych i praktycznych informacji - o tym ile kosztują wyprawy z poszczególnymi agencjami (od najtańszej nie cieszącej się dobrą sławą Seven Summit Trek, po najbardziej luksusową na ten czas Climbing the Seven Summits), co oferują, jak wygląda życie w bazie i gdzie jest najlepszy internet. Dlatego polecam tę pozycję zarówno osobom zainteresowanym realiami zdobywania Everestu, jak i historiami tych, którzy chcą tymi zdobywcami zostać.
"To nie Everest okazał się najtrudniejszy. Najtrudniejszy okazał się powrót do świata." - napisała w dwóch ostatnich zdaniach książki Magda Lassota, a ja czułam, że po samej lekturze też nie chcę opuszczać Himalajów i wracać do codziennych czynności.
Choć szczerze przyznam, że na początku nieco sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, bo jest inna niż pozostałe książki o...
2022-04-30
2021-09-23
2021-08-13
Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu.
Jak można się spodziewać po biografii spełnionego obecnie sportowca, książka daje porządnego motywacyjnego kopa i standardowo pokazuje, że wszystko jest możliwe. Tyle tylko, że nie jest to wyłącznie amerykańskie bajdurzenie o spełnianiu marzeń. Tommy Caldwell - dziś sportowa gwiazda, ale niegdyś zakompleksiony nastolatek, dla którego skały były zwyczajnie miejscem ucieczki, w którym w końcu czuł się dobrze - jest w swojej opowieści kompletnie szczery, odsłaniając się przed czytelnikiem w momentach dołów i nieszczęść życia osobistego, które przekładały się na wyboje w życiu zawodowym. U Caldwella wytyczenie 900-metrowej pionowej drogi złożonej z wyciągów o najwyższych wycenach jest możliwe nie tyle dzięki mistrzostwu ciała, które surowo trenowane przekracza kolejne granice, ile poukładanej głowie i odpowiedniemu (zdobytemu z dużym trudem!) nastawieniu, które pozwalają temu ciału osiągnąć to, co przez pokolenia wspinaczy uchodziło za niemożliwe.
Autobiografia pokazuje więc przede wszystkim mentalne zmagania samego Caldwella ze sobą i z trudnościami, jakie serwuje zwykłe życie. Dzięki temu psychologicznemu i osobistemu aspektowi książka nada się dla wszystkich, nie tylko fanów sportów górskich. Żargon wspinaczkowy też nie będzie przeszkodą, bo nie o opis technicznych trudności w tej historii chodzi, zresztą wszelkie obcobrzmiące określenia są skrzętnie wyjaśniane przez autora lub tłumacza. Dodatkowym smaczkiem jest ładne wydanie książki wzbogaconej o zdjęcia z różnych okresów życia Caldwella, w tym ze zdobywania The Dawn Wall.
Dobre uzupełnienie filmu "The Dawn Wall" albo i odwrotnie - dokument jest dobrym uzupełnieniem książki. Książki, która przeprowadza czytelnika nie tylko przez trudy realizacji wieloletniego projektu stworzenia i przejścia nowej drogi na słynnym El Capitanie w dolinie Yosemite, ale przede wszystkim przez życie jednego z czołowych wspinaczy na świecie, twórcy tego projektu....
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02
2020-09-25
2020-04-24
2020-01-23
2019-07-19
2019-12-22
2019-07-29
Zgodnie z zapowiedzią nie jest to przewodnik, ale opowieść o odbiorze Gruzji przez nietamtejszego, dla ułatwienia ujęta w rozdziały odpowiadające konkretnym miejscom na mapie i podsypana sporą dawką wiedzy zdobywanej przez autora z wielu źródeł przed wyjazdem. Sama książka składa się ze 167 stron tekstu i prawie 50 stron zdjęć. Czyta się ją szybko, bo jest napisana lekko, ale to właśnie jest jej minusem. Autor zbyt często robi wycieczki światopoglądowe, a i prezentowane poczucie humoru niekiedy uwiera Januszem. Jakiejkolwiek wartości poznawczej tej książce nie odmówię, ale pamiętajcie, że jest to raczej garść faktów podana w rozwlekłej formie gawędy niż encyklopedia delikatnie przykraszona anegdotami z podróży.
Zgodnie z zapowiedzią nie jest to przewodnik, ale opowieść o odbiorze Gruzji przez nietamtejszego, dla ułatwienia ujęta w rozdziały odpowiadające konkretnym miejscom na mapie i podsypana sporą dawką wiedzy zdobywanej przez autora z wielu źródeł przed wyjazdem. Sama książka składa się ze 167 stron tekstu i prawie 50 stron zdjęć. Czyta się ją szybko, bo jest napisana lekko,...
więcej mniej Pokaż mimo to
To nie jest książka o RHCP. Ta książka przeniesie was w świat Los Angeles lat 70. - 80. i zaoferuje oprowadzenie po najbrudniejszych zakątkach miasta i wczesnej młodości Flea.
To nie jest klasyczna biografia. Wątki są porozrzucane tak, jak wspomnienia i emocje z nimi związane w psychice człowieka. Ale czy to dziwne?
Flea zrobił tę książkę po swojemu, tak jak po swojemu ujarzmiał gitarę basową, prowadził wariackie życie, popełniał błędy i głupoty, przeżywał uniesienia i doły. To jest książka o młodości, wolności i bezkompromisowości w szukaniu swojej ścieżki. A bez ostoi i mentorów szuka się jej długo.
Tak jak młody Flea z biegiem lat wciągał się w świat muzyki, tak ja wciągałam się w kolejne rozdziały, a frajda jaką Flea przeżywał w swoim życiu udzielała mi się w pełni. Nie jest to jednak książka słodka. Dużo w niej pogubienia, złości, strachu, destrukcji, ale i refleksji, czerpania z życia, pielęgnowania wspomnień nawet o najbardziej prozaicznych przyjemnościach. C'est la vie. A przynajmniej dla Flea takie było.
Dla fanów RHCP jest tam niewiele o samym zespole. Więcej przeczytamy o początkach, poszukiwaniach i muzycznym kształtowaniu przy stawianiu pierwszych kroków z trąbką, a potem basem w ręce. Jest trochę też o wieloletniej przyjaźni z Anthonym Kiedisem (wokalistą RHCP) - owocnej muzycznie, ale też trudnej, oraz Hillelem Slovakiem - nieżyjącym już pierwszym gitarzystą Red Hotów. Flea świadomie postawił ostatnią kropkę w 1983 r., pozostawiając resztę na kolejną książkę, co do której - jak mówi - codziennie zmienia zdanie, czy ją napisać. Tym bardziej warto sięgnąć po to, czym do tej pory zgodził się podzielić.
To nie jest książka o RHCP. Ta książka przeniesie was w świat Los Angeles lat 70. - 80. i zaoferuje oprowadzenie po najbrudniejszych zakątkach miasta i wczesnej młodości Flea.
więcej Pokaż mimo toTo nie jest klasyczna biografia. Wątki są porozrzucane tak, jak wspomnienia i emocje z nimi związane w psychice człowieka. Ale czy to dziwne?
Flea zrobił tę książkę po swojemu, tak jak po swojemu...