Coltrane według Coltrane’a. Wywiady z Johnem Coltrane’em Chris DeVito 7,1
ocenił(a) na 86 lata temu "Zmiłuj się Jezu, nie znoszę jazzu". Tak oto swój stosunek do muzyki jazzowej określił przed laty nieodżałowany Jan Sztaudynger. Istotnie pokutuje w Polsce przekonanie, że jazz to muzyka trudna, hałaśliwa i nieznośna, w najlepszym razie dostępna ograniczonemu gronu koneserów. Ostatnimi czasy obserwujemy jednak wzmożone zainteresowanie jazzem. Jego źródłem bywa czasem snobizm, nie lekceważmy jednak tego zjawiska, gdyż bywa i tak, że odkrycie jazzu w późniejszym wieku jest wynikiem jak najbardziej szczerych i instynktownych poszukiwań muzycznych (Coltrane: "Przed piętnastym rokiem życia jazzu słuchałem bardzo niewiele" - str.87).
John Coltrane to absolutna klasyka. Ten nieśmiały i dość słabo wykształcony jegomość stworzył nową jakość nie tylko w jazzie, ale w muzyce w ogóle. Był artystą genialnym, wytyczającym nowe kierunki w muzyce (krytycy pisali nawet, że reprezentuje "antyjazz", jako że jego osławione "kotary dźwięku" daleko przekraczały ramy tego, z czym jazz jeszcze wtedy się kojarzył). Sam Coltrane przyznawał, że jego muzyka to coś więcej niż jazz. Inspiracji szukał w tradycyjnej muzyce indyjskiej (Ravi Shankar) i tak poprzez ścianę nieokrzesanych, brutalnych niekiedy dźwięków saksofonu tenorowego osiągał brzmienie poruszające ducha. Jak w jazzie zresztą bywa żaden z jego wielokrotnie granych utworów nigdy nie brzmiał tak samo. Warto w tym miejscu zadać pytanie, czy powinniśmy znać nuty, by zrozumieć jazz. Niejeden z lepiej wykształconych koneserów powiedziałby, że jest to konieczne, po raz kolejny oddajmy jednak głos samemu Coltrane'owi: "Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło pytanie, czy oni (tj. publiczność) rozumieją moją muzykę, czy nie... Liczy się wyłącznie reakcja emocjonalna. Jeśli zaistnieje porozumienie na tym poziomie, nie ma znaczenia, czy muzyka zostanie zrozumiana. W końcu ja też przecież uwielbiałem muzykę na długo, zanim nauczyłem się rozpoznawać akord septymowy g-moll" (str.289). W podobny duchu wypowiadał się Miles Davis, muzyk, który prócz Dizzy Gillespiego i Theloniousa Monka wywarł na Coltrane'a największy chyba wpływ. W książce nie brakuje też nazwisk takich jak Yusef Lateef czy Pherell ("Pharoah") Sanders. Jest to więc opowieść nie tylko o twórczości Johna Coltrane'a, lecz także rodzaj przewodnika po jazzie w rozmaitych jego odsłonach, poprzedzających obecną "bałkanizację" tej muzyki, czyli "poszatkowany i podzielony wewnętrznie obszar zwalczających się szkół" - przedmowa Chrisa DeVito, str. 14). Sama zaś książka jest zbiorem wywiadów z Coltrane'em, wspomnień o nim (także z okresu dzieciństwa),artykułów i notatek z okładek płyt. To także kawał społecznej historii Ameryki, problem segregacji rasowej i jeszcze kilka zagadnień, których poznanie pozwala jakoś dotknąć, o ile nie zrozumieć charakter zjawiska, którym jest jazz. Wszystko to zaś znakomicie spolszczył Filip Łobodziński, autor przekładu niegdyś recenzowanej tutaj także i przeze mnie "Autobiografii" Milesa Davisa. Znakomita książka, godna polecenia każdemu, kto rozumie, że słuchanie muzyki to nie tylko czysta rozrywka, lecz niekiedy także doświadczenie duchowe. W przypadku Coltrane'a może być ono bardzo silne, a wątpiącym już teraz polecam moją ulubioną "A Love Supreme". Być może niektórzy dadzą się przekonać.