-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023
"Skradzione dziecko" to taka nieoczywista książka, że aż miło czytać! Zatem zacznijmy od najważniejszego: jeśli nie lubisz historii o dramatach rodzinnych i porwaniach dzieci (ja nie znoszę!), nie skreślaj tej książki. Jeśli odrzucają Cię wszystko sugerujące tytuły, nie omijaj tej powieści. Jeśli masz już dość schematycznych thrillerów, nie wrzucaj tej publikacji do tego worka. Wbrew tytułowi i opisowi, w "Skradzionym dziecku" dzieje się ciekawie - nie tylko pod względem fabularnym, ale też narracyjnym i językowym. Jest dobrze!
Z pozoru "Skradzione dziecko" to taka typowa dla literatury opowieść - adoptowane dziecko, które po latach jest odnajdywane przez biologicznych rodziców, wzajemne oskarżenia, mamienie Bogu ducha winnego malucha, próby porwania, niekończąca się walka. Skłamałabym mówiąc, że w powieści Sanjidy Kay tych wątków w ogóle nie ma - przecież są nierozłączne z tematyką, którą podjęła autorka. Niemniej jednak w tym przypadku schematy są tak dalekie od treści, jak tylko się da.
To, co od razu mi się spodobało, to fabularne rozplanowanie powieści - chociaż zawirowania wokół rodziców Evie, córeczki głównej bohaterki, są głównym tematem, czytelnik nie został rzucony na głęboką wodę, prosto w wir walki i "zamieszania" wokół dziewczynki. Akcja rozwija się stosunkowo powoli (ale nie nudno!), jako czytelnicy mamy okazję dobrze poznać nie tylko Evie, ale i jej bliskich, środowisko, w którym żyje i świat, po którym poruszają się bohaterowie. Wchodząc w świat powieści, znajdujemy się w konstrukcji typowej dla powieści obyczajowej, i to bardzo sprawnie napisanej - poznajemy osoby, które będą nam towarzyszyć w czasie lektury (i trzeba przyznać, że są to dobrze wykreowane postaci!), zanurzamy się w klimat miejsca, w którym rozgrywa się akcja (pięknie oddana małomiasteczkowość i cudowny klimat jesiennego, nieco mrocznego wrzosowiska), utożsamiamy się z akcją na tyle, żeby uczestniczyć w niej jako obserwator będący częścią społeczności wykreowanej przez Kay. W ten sposób otrzymujemy nie tylko właściwe proporcje powieści, które dodatkowo pomagają nam się zżyć z bohaterami, ale też doskonałą powieść obyczajową. Powieść, która szybko rozwija się w thriller, nie tracąc przy tym samym swojej doskonałej narracji. Nie ma tu kurczowego trzymania się głównego wątku, tło tworzą wątki poboczne, ale wcale nie mniej ważne niż ten wiodący. Co ciekawe, jest to chyba pierwsza książka, która miała na tyle dobrze napisane postaci, że najwięcej uwagi (i sympatii!) poświęciłam nie tyle głównej bohaterce czy bohaterom bezpośrednio rozpisanym w głównej akcji, ale małemu chłopcu, który jest przeuroczą postacią.
Czy wobec tego książka ma jakieś wady? No jasne, każdy i wszystko ma swoje wady. Chociaż tempo fabularne i rozpisanie historii jest niemalże doskonałe, ta iluzja dosłownie runęła pod koniec powieści, w punkcie kulminacyjnym i zamknięciu konfliktu. I chociaż ze względu na specyfikę opowiedzianej historii zakończenie jest słuszne i kompozycyjnie właściwe, wydaje się trochę przegadane. Konstrukcja epilogu, właściwego raczej powieściom obyczajowym, uspokaja i wycisza akcję, pozostawiając wrażenie niedosytu, że w ostatnich zdaniach nie było efektu "wow". A szkoda, bo sama zagadka, kto stoi po "ciemnej stronie" powieści, była nieprzewidywalna i mnie zaskoczyła.
Podsumowując - warto, mimo drobnych potknięć. Zarówno dla miłośników thrillerów, jak i obyczajówek i dramatów. Wszystkiego tu po trochu, i wszystko jest bardzo dobre w ramach gatunków. Polecam!
"Skradzione dziecko" to taka nieoczywista książka, że aż miło czytać! Zatem zacznijmy od najważniejszego: jeśli nie lubisz historii o dramatach rodzinnych i porwaniach dzieci (ja nie znoszę!), nie skreślaj tej książki. Jeśli odrzucają Cię wszystko sugerujące tytuły, nie omijaj tej powieści. Jeśli masz już dość schematycznych thrillerów, nie wrzucaj tej publikacji do tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-03
Zaczęło się prozaicznie - mimochodem redukowane pozycje reprezentacyjne zajmowane przez kobiety, tłumienie protestów, indoktrynacja dzieci pod płaszczykiem edukacji. Może i niezbyt zdrowe obrazki, ale na pewno znane z historii, nawet tej najnowszej. Kiedy jednak wybory wygrały "właściwe" osoby, cicha polityka przemieniła się w otwartą agresję: kobietom założono na nadgarstki liczniki słów, z dnia na dzień pozbawiono ich pracy, zamknięto w domowych kieratach bez wolności i godności. Brzmi przerysowanie? No jasne. Ale wypadło całkiem wiarygodnie.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o powieści "Vox", miałam mocno mieszane uczucia. Zamknięcie kobiecych ust siłą, rozgrywające się w skali państwowej? Bransoletki rażące prądem za przekroczenie limitu 100 słów? Zaprowadzenie absurdalnego wręcz terroru w A m e r y c e , najbardziej wyzwolonym miejscu na Ziemi? No, nie wiem. Zwłaszcza, jeśli promocja publikacji aż ociekała dyskursem feministycznym, który - nie oszukujmy się - w ostatnich czasach wywędrował zdecydowanie za daleko od swojej pierwotnej idei. Dlatego też do powieści podeszłam dość sceptycznie, gotowa na idee, o których wcale nie chcę czytać.
Ale, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, powieść okazała się być całkiem dobrym thrillerem. Wbrew reklamie, wcale nie ociekała feminizmem ani postulatami - ani dobrymi, ani złymi. Jak już, to była popisem rasowego szowinizmu, ale tego akurat należało się spodziewać, skoro autorka zamierzała uzyskać efekt państwa zdominowanego przez mężczyzn. Mamy więc neutralne dla świata realnego, ale bardzo barwne dla warunków powieściowych zarysowanie świata. Mamy ciekawych bohaterów, niebanalną fabułę (choć taki gatunek wręcz musi zahaczyć o obowiązkowe "punkty programu", pomiędzy nimi autorka bardzo ładnie przemyciła kilka niebanalnych wątków towarzyszących) i lekkie pióro. Do tego stopnia lekkie, że świat, o którym zaledwie kilka zdań wcześniej napisałam, że jest przerysowany, stał się miejscem ciekawym i dosyć realnym (choć tylko na potrzeby powieści, bo nakładając jej obraz na nasze życie, możemy tylko uśmiechnąć się z pobłażaniem). I chociaż można by wyliczyć kilka mankamentów, a już z całą pewnością zarzucić pośpieszne, niechlujne wręcz zakończenie tak misternie witej historii, "Vox" samo w sobie jest poprawną, dobrą pozycją do poduszki.
Jak to jednak w dzisiejszych czasach bywa, reklama dźwignią handlu - i reklama źródłem nieszczęść. Jak dla mnie, w tym przypadku skłaniałabym się raczej ku stwierdzeniu, że polski marketing (zakładam, że na wzór marketingu rodzimego dla autorki) zrobił "Voxowi" krzywdę. OK, osoby intensywnie funkcjonujące w dzisiejszym kształcie nurtu feministycznego na pewno kupiły tę powieść w ciemno - ale cała reszta społeczeństwa? Czy reklamowanie powieści oderwanej od rzeczywistości (bo to jest, proszę Państwa, klasyczna antyutopia, nie zapominajmy proszę o tym!) hasłami "ważny głos w epoce ruchu #MeToo i w świetle ogólnoświatowych dyskusji o prawach kobiet", "niepokojąco prorocza opowieść ku przestrodze" lub "czy to tylko zatrważająca dystopia?", jest na pewno w porządku?
Tak, dzisiejszy świat (i nie tylko dzisiejszy!) jest pełen podziałów i dyskryminacji. Tak, kobietom wciąż odmawia się pewnych rzeczy, zwłaszcza w mniej rozwiniętych rejonach świata. Tak, powieściowe zakucie w kajdany można traktować jak metaforę - a jej przerysowanie jak znak, że i my, jako gatunek ludzki, zaczynamy przekraczać niewłaściwe granice. To wszystko jest prawdą, ale jednak nie nazwałabym "Vox" manifestem. A tym bardziej byłabym ostrożna w zacieraniu linii, która w tym przypadku dość stabilnie oddziela nas od świata przedstawionego, mimo że przebiega ona po płaszczyźnie tematyki bardzo aktualnej w realnym życiu.
Czy zatem mogę polecić powieść Christiny Dalcher? Oczywiście. Nie jest to genialna praca, ale z pewnością jest poprawna i przyjemna dla czytelnika. Prowokuje do myślenia i analizy świata, który otacza nas na co dzień. Mimo to zachęcam do pozostawienia jej tam, gdzie jej miejsce - w sferze literatury. I nie powołujmy się tu na Huxleya i Orwella, bo to - niestety - trochę nie ta półka.
Zaczęło się prozaicznie - mimochodem redukowane pozycje reprezentacyjne zajmowane przez kobiety, tłumienie protestów, indoktrynacja dzieci pod płaszczykiem edukacji. Może i niezbyt zdrowe obrazki, ale na pewno znane z historii, nawet tej najnowszej. Kiedy jednak wybory wygrały "właściwe" osoby, cicha polityka przemieniła się w otwartą agresję: kobietom założono na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-27
2018-12-30
2018-11-18
2018-09-10
2018-08-28
"Zapomniane" ma dwie mocne zalety: pomysł, który wyróżnia fabułę oraz fakt, że niezwykłość głównej bohaterki nie została wykorzystana do ratowania świata i innych wielkich rzeczy. Bo chociaż powieści przygodowe, w których zwykły główny bohater odkrywa swoją niezwykłość i biegnie czym prędzej, by zmienić świat, są niezwykle porywające, jednocześnie przestały już być zaskoczeniem. Aż tu nagle proszę, pojawia się Cat Patrick i serwuje świeże spojrzenie na "nadprzyrodzoną" prozę, pozwalając swojej bohaterce być normalną nastolatką i swoim darem pomagać sobie i swoim bliskim.
Jaki jest to dar? Widzenie przyszłości. Jednak wszystko ma swoje konsekwencje - dziewczyna nie pamięta przeszłości, a to, czego dowiedziała się o przyszłości, również się rozpływa w teraźniejszości. Brzmi skomplikowanie? To wszystko dlatego, że i w powieści takim jest.
Powiedzmy to sobie od razu - "Zapomniane" nie jest wielowątkową powieścią, w której, przez odrobinę nieuwagi, bezpowrotnie się pogubimy. Problem wynika raczej z tego, że autorka poświęciła zdecydowanie zbyt mało miejsca na opis przypadłości bohaterki i konsekwencji z nich wynikających. A to odczuwam jako dużą szkodę dla powieści, bo takie spłycenie pomysłu drastycznie zmniejszyło jej potencjał - niezależnie, czy miałaby być rozwinięta do książki dla starszego czytelnika, czy pozostałaby książką dla młodzieży.
Bo jeśli już o czytelniku modelowym mowa - i tu mam zastrzeżenia. Choć przypuszczam, że w końcowych klasach podstawówki przyjęłabym tę powieść z entuzjazmem, jestem też świadoma, jakbym tę powieść sklasyfikowała. Sposób bycia głównej bohaterki, a i nietrafiony przekład (używanie "cool" mowy potocznej, która dziś - zaledwie sześć lat po ukazaniu się tłumaczenia - już by się nie przyjęła) niestety dodatkowo obniżają ocenę książki. A szkoda, bo pomysł mi się naprawdę spodobał, a i ciut przywykłam do tego świata amerykańskich nastolatków. Myślę, że bez nadmiernego szukania znajdę podobny świat w efektach czyjegoś sprawniejszego pióra.
"Zapomniane" ma dwie mocne zalety: pomysł, który wyróżnia fabułę oraz fakt, że niezwykłość głównej bohaterki nie została wykorzystana do ratowania świata i innych wielkich rzeczy. Bo chociaż powieści przygodowe, w których zwykły główny bohater odkrywa swoją niezwykłość i biegnie czym prędzej, by zmienić świat, są niezwykle porywające, jednocześnie przestały już być...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-15
Jeden z najlepszych thrillerów minionych miesięcy! Błyskotliwy pomysł, gęsto utkana sieć intrygi i wartkość akcji zupełnie nieprzesadzenie zasłużyły na porównania do gwiazd gatunku. Niestety, ideałów nie ma - a o tym przekonamy się pod koniec lektury, natykając się na przegadane opisy poprzedzające finał. Jednak sama konstrukcja świata i bohaterów - gdyby inaczej rozplanować fabułę - jest solidnym fundamentem do stworzenia całej sagi opartej na tym fascynującym (i przerażającym!) krajobrazie świata monosów i duosów (i kogoś jeszcze?). Pozycja obowiązkowa.
Jeden z najlepszych thrillerów minionych miesięcy! Błyskotliwy pomysł, gęsto utkana sieć intrygi i wartkość akcji zupełnie nieprzesadzenie zasłużyły na porównania do gwiazd gatunku. Niestety, ideałów nie ma - a o tym przekonamy się pod koniec lektury, natykając się na przegadane opisy poprzedzające finał. Jednak sama konstrukcja świata i bohaterów - gdyby inaczej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cóż to była za przygoda! Malina, główna bohaterka, jest postacią specyficzną - zakręconą, żyjącą w swoim świecie, wyskakującą znikąd z ironiczno-komediowymi komentarzami. I nie sposób jej nie lubić! Ale przy tym nie jest typową roztrzepaną, "zamerykanizowaną" bohaterką - ma głębię, jest realna i zmaga się z poważnymi problemami. Poznajemy ją, kiedy staje przed życiową szansą otrzymania wymarzonej pracy i koncertowo ją sobie niszczy. A dalej... dalej jest tylko ciekawiej. Polecam lekturę każdemu, mam naocznych świadków, którzy mówią, że nie poruszają się po tym gatunku, a połknęły książkę na dwa razy!
Cóż to była za przygoda! Malina, główna bohaterka, jest postacią specyficzną - zakręconą, żyjącą w swoim świecie, wyskakującą znikąd z ironiczno-komediowymi komentarzami. I nie sposób jej nie lubić! Ale przy tym nie jest typową roztrzepaną, "zamerykanizowaną" bohaterką - ma głębię, jest realna i zmaga się z poważnymi problemami. Poznajemy ją, kiedy staje przed życiową...
więcej Pokaż mimo to