-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2011-08-27
2011-05-22
2011-09-01
2011-04-18
Po raz pierwszy miałam styczność z Lauren Whitcomb, i mimo, iż było na okładce napisane, że jest to jej pierwsza powieść, mam nadzieję, że nie ostatnia ,gdyż chętnie siegnę po inną pozycję tej autorki, bo "Światła pochylenie" mnie oczarowało. Podchodziłam do tej książki z pewnym dystansem - jest krótka, więc szybko się przeczyta, oraz opis nie za bardzo zachęcający. Myliłam się niewyobrażalnie. Książka jest niepowtarzalna i wywołała u mnie naprawde wiele emocji - śmiałam się i płakałam, chociaż muszę przyznać, że częściej to drugie.
Helen, od 130. lat zmarła dziewczyna, przebywała właśnie na lekcji angielskiego prowadzonej przez swojego gospodarza, gdy po raz pierwszy od śmierci poczuła, że patrzą na nią ludzkie oczy. Nie na tablicę przy której stała, tylko centralnie na nią. Pierwsze wrażenie było takie, że się wystraszyła. Unikała tego niczym się nie wyróżniającego chłopaka, ale on cały czas ją widział. Ciekawość Helen zwyciężyła i w końcu, po długich przekonywaniach samej siebie zagadała do chłopaka. Jakież było zdziwienie, gdy jej powiedział, że należą do tego samego "gatunku". Że oboje są Światłem. Czyż w takim razie nie są parą idealną? Owszem, są.
Helen, po pewnym czasie, za namową Jamesa wstąpia w ciało religijnej Jenny, podczas gdy James rządzi ciałem byłego ćpuna - Billy'ego. Oboje musza sie uporać z problemiami, jakie mają Jenny i Billy w domu, a nie przychodzi im to łatwo - Billy nie ma rodziców, a starszy brat traktruje go jak śmiecia, przez to, że ćpał. Rodzice Jenny za to są niesamowicie religijni, przez co dziewczyna praktycznie nie może mieć życia poza kościołem i domem. Swój związek zachowują w tajemnicy przed rodzinami, jednak w szkole nie kryją się z uczuciami, co nadaje ładny charakter książce.
No dobrze, dość już o fabule, bo za dużo zdradzić nie mogę, powiem tylko, że "Swiatła pochylenie" jest pozycją zdecydowanie wartą uwagi i mimo, że ma zaledwie dwieście parę stron, wcale się tak szybko nie czyta. Czasem po prostu można czuć potrzebę odłożenia tej ksiązki, by po jakims czasie, czy następnego dnia znowu do niej wrócić. Przynajmniej u mnie tak było. Moge jescze tylko powiedzieć, że strasznie zazdroszczę autorce tego, jak za pomocą pisanych słów potrafi wywołac u czytelnika tak wyraźne emocje i uczucia. Składam pokłony i "Światła pochylenie" polecam każdemu. Ode mnie 10/10.
Po raz pierwszy miałam styczność z Lauren Whitcomb, i mimo, iż było na okładce napisane, że jest to jej pierwsza powieść, mam nadzieję, że nie ostatnia ,gdyż chętnie siegnę po inną pozycję tej autorki, bo "Światła pochylenie" mnie oczarowało. Podchodziłam do tej książki z pewnym dystansem - jest krótka, więc szybko się przeczyta, oraz opis nie za bardzo zachęcający. Myliłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-05-18
Do tej pory moją ulubioną serią, były "Dary Anioła" Cassandry Clare. Po skończeniu "Żelaznego Króla" na zakładce, wydałam takie oto oświadczenie:
"Ja, Paulina G********** wszem i wobec ogłaszam światu, że książka pod tytułem "Żelazny Król" autorstwa Julie Kagawa pobiła na łeb, na szyję trylogię "Dary Anioła" autorstwa Cassandry Clare i wszystkie inne książki jakie kiedykolwiek czytałam oraz < o mój Boże, nigdy nie spodziewałam się, że zaistnieje w literaturze jakiś chłopak, który podbił moje serce skuteczniej niż Jace> wszem i wobec ogłaszam, ze... ASH jest zaje*****."
PRZYJAŹŃ+ZAGADKA+HUMOR+MIŁOŚĆ+ MOTYW A'LA "ALICJA W KRAINIE CZARÓW"= KSIĄŻKA KTÓREJ NIE BĘDZIECIE W STANIE ZAPOMNIEĆ.
Do tej pory moją ulubioną serią, były "Dary Anioła" Cassandry Clare. Po skończeniu "Żelaznego Króla" na zakładce, wydałam takie oto oświadczenie:
"Ja, Paulina G********** wszem i wobec ogłaszam światu, że książka pod tytułem "Żelazny Król" autorstwa Julie Kagawa pobiła na łeb, na szyję trylogię "Dary Anioła" autorstwa Cassandry Clare i wszystkie inne książki jakie...
"Wyobraź sobie, że znasz dokładną datę swojej śmierci"
"Atrofia" to debiut literacki dotąd oczywiście nieznanej autorki. Mimo, że bardzo dużo osób długo czekało na premierę tej powieści, ja non stop czułam jakieś opory, bo opis mimo, że niby przyciągał to jakoś tak... nie czułam takiej wszechogarniającej potrzeby, jak to niekiedy mamy gdy przeczytamy opis książki która okropnie nam się spodobała. Ale już po pierwszych recenzjach, wiedziałam, że się myliłam. Jestem fanką powieści antyutopijnych, więc po bardzo pozytywnych opiniach zaufanych osób zakupiłam Atrofię i dopiero teraz ją przeczytałam. Czy podzielam zdanie większości, czy stanowię niewielki procent ludzi którym ta książka się nie podobała?
Dzieci poczęte nienaturalnie są niedoskonałe, więc aby zrobić z nich ludzi idealnych naukowcy i genetycy zaczęli pracować nad embrionami bez najmniejszych obciążeń genetycznych,a le tylko "oryginały" są bez wad i niemalże nieśmiertelne. Kolejne pokolenia, mimo, że odporne na choroby umierają śmiercią naturalną w wieku dwudziestu paru lat. Trzynastoletnia Cecily, szesnastoletnia Rihne oraz osiemnastoletnia Jenna zostają porwane przez Łowców i trafiają do ekskluzywnej recydencji z wieloma ogrodami, ogromnymi przestrzeniami i służącymi na każde zawołanie, ale kto tak naprawdę sprawuje pieczę nad domem? Pan domu, Zarządca Linden czy może jego szalony ojciec-genetyk Vaughn? Przeznaczeniem dziewczyn jest wyjść za Lindena, aby ten, do swojej śmierci miał z kim zostać. W idealnym wieku aby urodzić mu potomków oraz zostać Pierwsza Żoną jest Rihne. Jednak dlaczego tylko ona będzie stawiała tak wielki opór Lindenowi, mimo, iż wie, że z ogromnej posiadłości nie ma drogi ucieczki? Co ze służącym codziennie przynoszącym jej posiłki do pokojów? Czy istnieje siła która mogłaby ich rozłączyć? Co z Cecily i Jenną? Co tym razem kombinuje Vaugh i czy lekarstwo da się stworzyć?
Narracja książki jest pierwszoosobowa, ale prawie zawsze gdy taka jest, bohaterka myśli wypowiada w czasie przeszłym. Na przykład zdanie z tej książki "Gabriel przynosi mi lunch do biblioteki" w innej brzmiałoby "Gabriel przyniósł mi lunch do biblioteki", ale nei przeszkadzało mi to w czytaniu, chociaż myślę, że przez to, że mamy do czynienia z tak dużą ilością bohaterów, narracja trzecioosobowa by się lepiej sprawdziła, chociaż nie wiem czy ta książka byłaby tym samym bez uczuć i rozmyślań Rihne.
Bardzo podobało mi się miejsce w jakim bohaterka osadziła wszystkich bohaterów. Ogromna rezydencja, z ogrodem różanym, gajem pomarańczowym, wielką przestrzenią, ogromną biblioteką i tajemniczą piwnicą służącą za kryjówkę świrniętego profesora. Zdecydowanie autorka opisuje wszystko w taki sposób, że nie odczuwamy nudy, mimo iż akcja dzieje się non stop w tym samym miejscu. Magia tego miejsca nie pozwala nam się nudzić!
Bohaterów, jak już wspomniałam, mamy tu całą masę. Od szalonego doktorka, przez spokojnego synalka po buntownicze kobiety. Mimo, że zdecydowanie jestem fanką książek śmiesznych z twardymi i sarkastycznymi bohaterami, to powieści antyutopijne, od których niekiedy aż... wieje smutkiem także lubię sobie czasami poczytać i to przez niepowtarzalny klimat "Atrofii" bohaterowie tak przypadli mi do gustu. Rihne, mimo, że z zewnątrz spokojna i opanowana, w środku aż cała się zagrzewała do walki i buntowała przeciw oczekiwaniom. Gabriela nie było jak poznać od środka,a le myślę, ze także nieraz myślał o ucieczce i morzu... O dziwo, postacią którą polubiłam był... Linden! To nie była przecież jego wina, że ma szalonego ojca, który zmusił biedne dziewczyny do zostania jego żonami. No i był wręcz słodki w stosunku do dziewcząt. troszcył się o nie, do niczego nie zmuszał. Najbardziej beztroska z całej książki była trzynastoletnia, ciężarna Cecily. Dla niej przebywanie w tym domu miało związek z miłością, a oczywiście Rihne i Jenna tak nie uważały. Czuła się jak u siebie, kochała męża.
Oprawa graficzna książki jest po prostu... niesamowita! Mając przed oczami okładki książek paranormalnych wydanych przez Prószyńskiego w ciągu tego roku (Dobrani, Bezduszna, Królestwo czarnego łabędzia i Atrofia) chciałoby się powiedzieć, że wydawnictwo robi świetna robotę z okładkami książek, ale tak naprawdę każda to okładka oryginalna. Chciałabym w następnej serii wydanej przez Prószyńskiego zobaczyć ich własny projekt, chociaż cieszę się, że atrofia została taka jaka była. Okładka idealnie nadaje się do książki, symbolizuje piękną duszę uwięzioną w olbrzymim i pięknym domu, uchodzącym jednak za więzienie. Piękna interpretacja.
Podsumowując, "Atrofia", książka o oryginalnym tytule jak i treści jest pozycją obowiązkową dla fanów powieści antyutopijnych oraz wzruszającego wątku romantycznego. Jestem pewna, że opowieść debiutującej pisarki na długo zagnieździ się w Waszych sercach, tak jak w moim i, że posłuchacie się mnie i czym prędzej polować zaczniecie na tą książkę. Trochę ciężko mi ją ocenić, bo chciałabym dać 10, ale to trochę za dużo, bo nie czułam żalu gdy przerwałam ją aby przeczytać co innego, ale była lepsza od Deklaracji której dałam bodajże 9 a znowu 9,5 to trochę za dużo, więc... niech będzie 9/10 :) Serdecznie polecam!
Oryginalny tytuł: Wither
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Data wydania: 12.07.2011
Ilość stron: 320
Cena det: 34 zł
"Wyobraź sobie, że znasz dokładną datę swojej śmierci"
"Atrofia" to debiut literacki dotąd oczywiście nieznanej autorki. Mimo, że bardzo dużo osób długo czekało na premierę tej powieści, ja non stop czułam jakieś opory, bo opis mimo, że niby przyciągał to jakoś tak... nie czułam takiej wszechogarniającej potrzeby, jak to niekiedy mamy gdy przeczytamy opis książki...
2010-10-09
Jestem swieżo po lekturze tej książki. Nigdy nie lubiałam książek gdzie głównymi bohaterami są dzieci a jeszcze do tego ciężki temat II wojny światowej, dlatego długo odwlekałam zanim przeczytałam tą książkę. Po przeczytaniu opiniii na jej temat jednak w końcu się za nią wzięłam. Nie zawiodłam się. Ba, stała się ona jedną z moich ulubionych książek! Jak już to ktoś powiedział nie była to książka o wojnie tylko z wojną w tle. Bardzo zaskakująca narracja - widzieć wszystko oczami samej Śmierci... niespotykane. Trzeba też zauważyć że owa śmierć miała uczucia, to jak opisywała na przykład walkę z Maksem. Sama postać złodziejki książek była świetnie wykreowana. Od samego początku bardzo lubiłam Rudy'ego i oczywiście Maksa ;)
Jednym słowem książka mnie zadziwiła i do łez wzruszyła. Polecam wszystkim lubiącym literatrę obyczajową.
Jestem swieżo po lekturze tej książki. Nigdy nie lubiałam książek gdzie głównymi bohaterami są dzieci a jeszcze do tego ciężki temat II wojny światowej, dlatego długo odwlekałam zanim przeczytałam tą książkę. Po przeczytaniu opiniii na jej temat jednak w końcu się za nią wzięłam. Nie zawiodłam się. Ba, stała się ona jedną z moich ulubionych książek! Jak już to ktoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-03-12
"Jesteśmy sobie przyrzeczeni od dnia narodzin"
"Przyrzeczeni" to książka na którą nigdy nie zdecydowałabym się, gdybym nie miała okazji nabyć jej w promocji. Opis był średnio zachęcający i nie za bardzo oryginalny, ale zaryzykowałam i to głównie dlatego, że chciałam coś grubego, a ta książka trochę stron ma. Nie postawiłam Jessice i Lucjuszowi poprzeczki wysoko, bo nie lubię zawodów, a nie byłam pewna, czy jeżeli wymagania postawię wyżej, podołają. Teraz mogę tylko dziękować Bogu za to, że zdecydowałam się zamówić Przyrzeczonych i powiedzieć, że gdybym poprzeczkę postawiła o wiele, wiele wyżej, pokonanie jej byłoby dla książki pryszczem. Zdecydowanie w tym wypadku nie możemy mówić o zawodzie.
Jessica jest przeciętną nastolatką mieszkającą na typowej farmie i uwielbiającą konie. Co rano jeździ do szkoły normalnym autobusem do zwyczajnego liceum jakich na świecie mnóstwo. Jednak pewnego razu jej rutynowe życie coś ... a raczej ktoś zaburza. Od tej pory wszystko miało się zmienić. Bo Lucjusz Vladescu, niby zwykły uczeń z wymiany międzynarodowej, tak naprawdę jest wampirem, który stawia sobie na cel przekonać Jess do tego, że jest ona rumuńską księżniczką... wampirów, jakżeby inaczej! Dziewczyna go po prostu olewa, gdyż wierzy tylko w fakty potwierdzone naukowo, a to księcia jeszcze bardziej wkurza. Tak. Lucjusz Vladescu jest księciem, który chce przekonać Jessikę, że jest jego księżniczką. Jego narzeczoną. Że są sobie przyrzeczeni od dnia narodzin. Jessica mimo wszystkiego dalej nie wierzy chłopakowi i traktuje tego wyniosłego i pedanckiego księcia jak zwykłego, "wieśniackiego" chłopaka. Łatwo się domyślić, że księciu zdecydowanie to nie pasuje.
Dziewczyna, stosując metodę ignorancji, przy okazji na bal szkolny umawia się z Jakiem, mieszkającym po sąsiedzku, a Lucjusz nie jest Jess dłużny - zaczyna spotykać się z wrogiem Jessici na zawodach konnych oraz królową szkoły, Faith Crosse. Lucjusz mieszka nad garażem w domu Jess, co zdecydowanie sprzyja kłótniom. Dziewczyna dalej skutecznie upiera się przy swoim. Wampiry. Nie. Istnieją. Nawet kły Lucjusza, które, jak sądzi, są plastikowe nie są w stanie zmienić jej decyzji. Jej wątpliwości powoli się rozwiewają dopiero w chwili gdy zaczyna czytać książkę. Prezent od Lucjusza - "Przewodnik dla nastoletnich wampirów po miłości, zdrowiu i emocjach" i spostrzega, że sama ma więcej niż powinna z objawów, jak ból siekaczy. Czy rumuński książę jednak mówił prawdę? Czy zdoła przekonać do siebie Jessicę? Czy dziewczyna będzie w stanie obdarzyć go uczuciem?
W tej książce nie było jednej głównej bohaterki. Były dwie. Jessica Packwood, która chciała udać się na szkolny bal z wymarzonym chłopakiem, kiedy to Anastazja Dragomir usilnie walczyła o to, co dla niej najważniejsze. A dla Anastazji (swoją drogą uważam, ze imię jest piękne!) najważniejsze było to, co dla mnie, więc automatycznie stawała się "lepsza". Odrzucająca wszystko, co życie jej zaoferowało Jessca była bardzo dobrą bohaterką i narratorką, jednak ten jej ciągły opór, że wampirów nie ma, że nie da się wytłumaczyć ich istnienia niemożliwie mnie irytował. Dziewczyna miała dowody jak na dłoni a nawet się nimi nie przejmowała!
Mimo tego, że tak narzekam tak naprawdę bohaterzy byli jedną z bardzo wielu mocnych stron tej powieści. Rodzice byli tu wysunięci na jeden z pierwszych planów, co nawet mi się podobało, bo sami w sobie byli bardzo fajni, Jessica, czy też jak kto (ja) woli, Anastazja także była świetną bohaterką. Ale potencjał "Przyrzeczonych" tkwi w Lucjuszu. Gdyby go nie było, tak naprawdę książki nie czytałoby się, phi, połykałoby się z takim uśmiechem na twarzy! To dzięki temu charakterkowi powieść nie była zwyczajną kolejną książeczką o wampirach, a geniuszem zapisanym w 400-stu stronach! Po poznaniu Lucjusza i skończeniu książki pozostaje nam tylko jedno - płakać nad tym, ze takich Lucjuszów nie ma na świecie. Chociaż... może są ale nie jestem w stanie ich do siebie przyciągnąć ;) Lucjusze, chodźcie do mnie!
Co oprócz Lucka wpływało na to, że Przyrzeczeni ni byli kolejną wampirzą opowiastką jakich na rynku ostatnimi czasy wiele? To, że wampiry w tej książce były jakby... zaprzeczeniem wszystkich tych wymyślonych przez innych pisarzy. Cierpiały, krwawiły, odnosiły rany i musiały się leczyć. Także kwestia z piciem krwi była tu inna. Zawsze spotykałam się z kwestią "im świeższa i cieplejsza, najlepiej prosto z ciała, tym lepsza". Jednakże Lucjusz i jego pobratymcy delektowali się nie świeżą i ciepłą krwią, a taką, która z ciała wypłynęła bardzo dawno. Stosują przy krwi taką zasadę jaka jest przy winie. Im starsze tym lepsze. Czyż nie można ich nazwać cywilizowanymi wampirami?
Co do oprawy graficznej to uważam, ze okładka jest... po prostu cudna, nic dodać nic ująć ale nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że dziewczyna na okładce tańcząca z wampirem to dziecko. Cały czas widziałam tam ok. 11-letnią dziewczynkę, a zorientowałam się, że jest to nastolatka po tym gdzie sięgała swojemu partnerowi.
Mogłabym jeszcze dodać, że "Przyrzeczeni" to taka książka, przy której chętnie posłuchałabym playlisty jaką stworzyłaby Beth Fantaskey. Jest to książka... nastrojowa. W pewnych momentach są uniesienia i uczucia, w pewnych oziębłość a w jeszcze innych humor czy miłość rodziców do dziecka. W tej książce znajdziemy po prostu wszystko.
Podsumowując, "Przyrzeczeni" to jakby... obietnica na to, że na naszym rynku wydawniczym pojawi się jeszcze jakaś książka o wampirach z którą naprawdę warto się zaznajomić. Mimo, że może się wydawać swego rodzaju komedią jest w niej wiele uczuć które często dotyczą i takich zwykłych śmiertelników jak my. No... może nie jesteśmy wampirzymi księżniczkami ale zwykłymi dziewczynami owszem. Książkę czytałam niestety dość dawno i nie pamiętam jej na tyle dobrze jak bym chciała, więc w najbliższym czasie postaram się ją sobie odświeżyć. Jednak pamiętam, że Lucjusz to zdecydowanie trzeci kandydat na mojej liście mężów w snach, chociaż jeśli w drugiej części też będzie tak czarujący to zawsze może awansować :D Książkę czytałam z wielkim uśmiechem na ustach i polecam ja osobom które lubią czytać książki jednocześnie ciesząc się do kartek. Ocenka 10/10 bezapelacyjnie.
Oryginalny tytuł (różniący się od naszego... wszystkim): Jessica's Guide to Dating on the Dark Side
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Rok wydania: 2011
Liczba tron: 408
Cena det.: 34.90
Z przykrością stwierdzam, że następna część: Jessica Rules the Dark Side pojawi się w Polsce dopiero w przyszłym roku ;(
"Jesteśmy sobie przyrzeczeni od dnia narodzin"
"Przyrzeczeni" to książka na którą nigdy nie zdecydowałabym się, gdybym nie miała okazji nabyć jej w promocji. Opis był średnio zachęcający i nie za bardzo oryginalny, ale zaryzykowałam i to głównie dlatego, że chciałam coś grubego, a ta książka trochę stron ma. Nie postawiłam Jessice i Lucjuszowi poprzeczki wysoko, bo nie...
2011-04-26
"A gdybyście to wy byli nadmiarami w świecie legalnych ludzi?"
Jestem ogromną fanką serwisu LubimyCzytać i zawsze gdy zastanawiam się nad przeczytaniem jakieś książki najpierw patrzę na ogólną średnią i co poniektóre recenzje. Z Deklaracją było tak, że po przeczytaniu tak pozytywnych opinii na tym portalu po prostu nie mogłam nie przeczytać książki o tak zachęcających recenzjach, opiniach, okładce, opisie a nawet przystępnej cenie (chociaż ja akurat na nią pieniędzy nie wydałam, ale dobra wiadomość dla tych którzy zamierzają to zrobić). Przyciągała mnie wszystkim i gdy w końcu oddałam się przyjemności czytania, która w tym przypadku jak się już po wstępie domyślacie, była ogromna, nie mogłam się oderwać mimo, że w sumie czytanie szło mi wolno.
Anna to nadmiar. A gdzie trafiają nadmiary? Do Grange Hall. Anna "zamieszkała" tam gdy była małą dziewczynką i od tej pory wychowywana jest na ostrych zasadach, bez miłości i własnych praw. A kim są nadmiary? To nielegalne dzieci ludzi którzy mimo iż podpisali Deklarację z 2080 roku mówiącą o tym, że mogą brać środki na Długowieczność w zamian za nie płodzenie potomka. Ale Anna i nie tylko ona są przykładami na to, że Deklaracja to wcale nie jest dobry pomysł. Czy w przyszłości ludzie także będą w stanie oddać swoje ukochane dziecko w obce ręce w zamian za wieczne życie?
Na okładce spotykamy się z opisem którego fragment brzmi następująco: "A gdyby wtedy zjawił się ktoś, kto opowiedziałby wam o prawdziwym życiu.Gdyby przekonał was, że Ziemia jest dla wszystkich ludzi, a wy nie jesteście nadmiarami, skoro ktoś was kocha i potrzebuje?". No właśnie. Co jeśli przez całe życie będąc zamkniętą w takim ośrodku nagle słyszysz informacje z pierwszej ręki o tym jakim szczęśliwym życiem może być życie poza murami ponurego zakładu i, że tylko dla ludzi którzy źle o was myślą jesteście Nadmiarami. Dla innych możecie być skarbem, jednak jak masz się o tym przekonać rzadko kiedy wychodząc poza mury zakładu? Co postanowi Anna po wyznaniach i opowieściach otwartego ryzykanta Petera? Zawsze ułożona i przestrzegająca zasad Anna? Co powie na jego plan ucieczki? Czy będzie chciała zaryzykować wszystko co do tej pory osiągnęła? Co z tajemnym dzienniczkiem schowanym na półce pod wanną? Co zadecyduje o tym, czy przeżyją czy nie?
Właściwie to nie wiem od czego zacząć... może najlepiej od samej narracji? Jest ona trzecioosobowa, co uważam za rewelację, bo nie patrzymy na inne postaci przez pryzmat uczuć Anny które bardzo często sie wahały i nie pokrywały z moimi. Czasami, między innymi na początkach niektórych rozdziałów oraz początku i końcu książki mamy wpisy z dziennika, który Anna prowadziła w sekrecie przed wszystkimi co pozwala nam się bliżej zapoznać z jej przemyśleniami. Ogólnie w książce jest wiele mowy o uczuciach a także czymś odmiennym od okazywania troski, jak tyraństwo i gnębienie. Często gdy czytałam jak traktowali biedne dzieci za najmniejsze wykroczenia płakać mi się chciało. Mimo, że nikt nie wie co nas czeka w przyszłości a to jest tylko jedną z bardzo wielu wizji to także jedną z najgorszych, mimo, że z pozoru wcale nam się tak nie wydaje. Spośród innych antyutopii, tą wyróżnia delikatne podejście do spraw zupełnie nie delikatnych.
Jeśli chodzi o bohaterów, właściwie mamy okazję dogłębnie poznać tylko Petera i Annę oraz ewentualnie panią Princent, której historię mieliśmy okazję poznać. Peter był typem chłopaka którego zawsze wszędzie jest pełno. Bardzo ambitnego i w przeciwieństwie do niektórych, swoje ambicję realizującego. Anna zaś była typową "szarą myszką" pokornie słuchającą starszych, oraz poza małym drobiazgiem jakim był jej pamiętnik po prostu idealnie posłuszną dziewczyną. Święcie przekonana o tym, ze jest nic nie wartym Nadmiarem uważała się za śmiecia, co ukształtowało idealnie jej rozważną ale nie nudną osobowość.
Ten oto cytat stanie się od tej pory jedną z tysiąca innych moich mądrości życiowych. Dotyczy bezpośrednio książki ale interpretować go można także w normalnym życiu.
Bycie kimś wartościowym to jednak coś innego niż bycie wartościowym zasobem. Nikt nie jest moim właścicielem, tak mówią. Mogę zrobić ze swoim życiem, co zechcę. Wszyscy możemy.
Interpretować to można na wiele sposobów mimo, że niektórzy wcale nie muszą dojrzeć wagi tych słów. Moim skromnym zdaniem jednak bardzo wielu osób, osaczonym przez inne się to przyda.
Na koniec rozgadamy się trochę o okładce... Na pierwszy rzut oka nic specjalnego, widywałam ładniejsze, aczkolwiek przykuwała wzrok. Jednak po przeczytaniu książki doskonale widać to co inteligentny człowiek mógł się domyślić już na początku. Okładka jest metaforą. Piękny, dwukolorowy motyl uwięziony ze wszystkich stron drutem kolczastym doskonale oddaje położenie głównej bohaterki i nie tylko jej, a także wszystkim z Grange Hall. W środku mamy styczność z bardzo miłą dla oka czcionką z której wydawnictwo Wilga jest znane i za którą to wydawnictwo bardzo lubię, a każdy rozdział ozdobiony jest właśnie takim małym, skromnym motylkiem. Książka bardo ładnie prezentuje się na półce i nie widzę to w sumie powodu do przyczepienia się.
Podsumowując, "Deklaracja" jest książką dla tych, których fascynuje poznawanie coraz to nowych wizji przyszłości oraz tego coś nie może stać wcale nie za tak wiele lat, za pokolenie, albo dwa... nigdy nic nie wiadomo. Może już niedługo szkoły do których uczęszczamy będą legendą? Miłość? Ciepło domowego ogniska? Ta książka, mimo, ze długo się ja czyta oraz opowiada o trudnym temacie jest na swój sposób piękna i wyjątkowa. Serdecznie polecam ja wszystkim fanom literatury antyutopijnej oraz nie tylko i wyróżniam tą książkę oceną 9.5/10.
Oryginalny tytuł:
Nr. tomu w serii: I
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 312
Cena det. 29.90
http://reviev-books-by-me.blogspot.com/2011/09/deklaracja-gemma-malley.html
"A gdybyście to wy byli nadmiarami w świecie legalnych ludzi?"
Jestem ogromną fanką serwisu LubimyCzytać i zawsze gdy zastanawiam się nad przeczytaniem jakieś książki najpierw patrzę na ogólną średnią i co poniektóre recenzje. Z Deklaracją było tak, że po przeczytaniu tak pozytywnych opinii na tym portalu po prostu nie mogłam nie przeczytać książki o tak zachęcających...
2011-10-15
„Historia miłości, której nawet śmierć nie da rady pokonać”
„Pomiędzy” autorstwa Tary Hudson to jedna z pierwszych części nowej serii wydanej w tym roku. Mało u nas na rynku jest opowieści o duchach, tak więc zabrałam się za opowieść o Amelii z zapałem i ciekawością, oczekując oryginalności i porywczości od tej pozycji i już w trakcie wiedziałam, że książka rzeczywiście wciąga, jest interesująca. Ale czy na tyle, aby zwalić z nóg?
Amelia nie wie jak się nazywa, nie wie jak wygląda, nie wie praktycznie nic za wyjątkiem swojego imienia, zdaje sobie jedynie sprawę z tego, że nie żyje i teraz jako duch błąka się po świecie, ograniczonym do okolic High Road, nie wiadomo ile, bo czas też już nie ma dla niej znaczenia. Wszystko się zmienia w tym dniu, w tej chwili kiedy zaczyna czuć, ze tonie… jednak to nie ona się topi. To osiemnastoletni Joshua, który jadąc High Road wpadł do rzeki, miejsca, w którym Amelia zwyczajowo przebywa. Jakaś tajemnicza siła, a może to, że Joshua przez jakiś czas był… po drugiej stronie, sprawia, że Amelia jest w stanie go uratować, a ten zaraz po przebudzeniu już na brzegu widzi ją. Widzi dziewczynę w ozdobnej sukni, której nikt poza nim nie jest w stanie dostrzec. Owa dwójka zaczyna się nawzajem darzyć uczuciem, ale czy jest ono możliwe, gdy pochodzą oni… dosłownie z dwóch różnych światów? I co jeśli przeznaczeniem Joshuy jest odprawianie egzorcyzmów na takich jak Amelia? Co do tego wszystkiego ma Ruth, babka chłopaka? Czy miłość wprost zza światów ma prawo istnieć?
Z przodu okładki, na samej górze widnieje cytat, jaki powiedziała Becca Fitzpatrick odnośnie „Pomiędzy”, mianowicie: „Przejmująca i wzruszająca love story z paranormalnym twistem”. W sumie spokojnie można się zgodzić z tymi słowami, mimo, że zostały wypowiedziane w taki sposób, że trudno nam odgadnąć, jakie uczucia względem powieści pani Hudson ma Becca – czy bardzo pozytywne, czy postarała się w tej rekomendacji ukazać książkę w jak najlepszym świetle. Po przeczytaniu w sumie każdy powinien się zgodzić z tym wersem, bo mimo, że łez nie wywołuje, to jest na swój sposób wzruszająca i wciągająca, a walka dobra ze złem, jaka występuje w każdej powieści paranormal tutaj też się pojawia.
Bardzo podobał mi się obraz duchów w tej książce i ogromnie boleję nad tym, że możemy ich tu poznać tak mało, bo tylko Amelię i Eliego (a kto to Eli to powiedzieć nie powiem!). Dziwne to także było z tego powodu, bo mimo, że Amelia tułała się i tułała, to nigdy żadnego swojego „pobratymca” nie spotkała. W tej powieści nie mamy do czynienia z duchami przenikającymi przez ściany, latającymi w powietrzu niczym całkowicie niematerialne zjawiska. Mimo, że nie są one dla normalnych ludzi wyczuwalne, to instynktownie je omijają, a, żeby się gdzieś dostać, muszą chodzić, biegać… nie męczą się co prawda, ale latać nie mogą (wnioskuję z tego, że Amelia mogła chyba stać na wodzie…? Albo pływała?). A, żeby przejść przez drzwi, musi im ktoś je otworzyć.
Narracja w tym wypadku jest pierwszoosobowa, i mimo, że praktycznie nie daje nam się ona we znaki to czasami irytujące są strasznie sprzeczne emocje i uczucia Amelii, w sumie to chce to, ale też nie chce i tak w kółko… Podobało mi się tutaj za to, że związek jej i Joshuy był naprawdę… romantyczny i nie z tej ziemi! Nie jest to realcja jakich mamy ostatnio w paranormalach MASĘ, czyli „rozstania i powroty”, tylko non stop są przy sobie w pewnym sensie się wspierając kiedy druga osoba tego potrzebuje. Zdecydowanie jeden z piękniejszych wątków romantycznych ostatnio i jeden z większych plusów.
Teraz możemy przejść do bohaterów. Amelia to dziewczyna spokojna, kochająca, ale też pełna wątpliwości co do tego komu ufać, jednak potrafi walczyć o swoje i się poświęcać. Joshua, wywodzący się z rodziny Medium także nie stanowił literackiego „łał”, bo był naprawdę w porządku chłopakiem jednak nie towarzyszyła mi przy czytaniu taka tęsknota, że chciałabym tego faceta mieć teraz tu, obok siebie, choć nie pogardziłabym ;) Poza tą dwójką i Elim, o którym naprawdę nie chcę za dużo mówić, tak naprawdę nie poznajemy innych postaci na tyle, żeby je polubić lub nie. Każdy się pojawia tylko na chwilę. Brakowało mi w tej książce kogoś, kto by mnie rozśmieszał i przy każdym jego odezwaniu się chciałabym się uśmiechać. Takiego trochę wariata, przyjaciela, który, mam nadzieję, że pojawi się w następnej części, najlepiej jako duch albo kolejne Medium :D
Zatem teraz możemy przejść do okładki, chociaż w sumie ta wypowiedź jest totalnie zbędna, bo myślę, że każdy wie jakie będzie moje zdanie. Okładka jest nieziemska. Gdyby miała wypukły napis, to pewnie non stop bym ją dotykała, a tak to tylko się przyglądałam (co bardzo rozpraszało mnie podczas czytania oraz teraz, przy pisaniu tej recenzji także, bo Pomiędzy mam przed sobą!). Piękna postać, jakby przezroczysta czarnowłosej dziewczyny w ozdobnej sukni na moście, jakby gotowej do skoku… jestem niesamowicie zadowolona z tego, że okładka została jaka została.
Podsumowując, „Pomiędzy”, mimo wysokiej ceny, warto mieć w swoich zbiorach chociażby dla fantastycznej okładki i oryginalności, jednak myślę, że ta książka nie za bardzo przypadnie do gustu osobom, które szczególnie cenią sobie wartką akcję. Chciałabym powiedzieć jeszcze jedno. Troszeczkę… to, że jestem zła to złe określenie, bo nie jestem, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego wydawnictwo podjęło teraz próbę wydania „Pomiędzy” (to samo tyczy się książki „Nevermore”, której premierę będziemy mieli 9 listopada), bo niestety, ale na kolejne części będziemy czekali szmat czasu! A przecież nikt tego nie lubi. Następna część zaplanowana jest w oryginale w lipcu 2012 a trzecia aż w 2013! Nie ukrywam, ze w ogóle mi się ten pomysł nie podoba, ale co zrobić. W każdym bądź razie polecam książkę osobom lubiącym paranormale, duchy oraz bardzo romantyczny główny wątek i daję książce ocenę 8,5/10.
Oryginalny tytuł: Hereafter
Nr. Tomu w serii: I
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 21.09.2011r.
Ilość stron: 344
Cena det.: 39.90
„Historia miłości, której nawet śmierć nie da rady pokonać”
„Pomiędzy” autorstwa Tary Hudson to jedna z pierwszych części nowej serii wydanej w tym roku. Mało u nas na rynku jest opowieści o duchach, tak więc zabrałam się za opowieść o Amelii z zapałem i ciekawością, oczekując oryginalności i porywczości od tej pozycji i już w trakcie wiedziałam, że książka...
2011-05-04
2011-02-07
2011-02-05
2011-02-06
książkę pochłonęłam w jeden dzień :D
O wiele ciekawsza, i bardziej wciągająca niż pierwsza część, a jeżeli miałabym porównywać to w skrócie plusy i minusy drugiej części przygód Kate Daniels :D
+ Rozbrajające dialogi, oczywiście głównie Kate/Curran
+ Ta sytuacja z Grzebykiem. Przynajmniej nie będzie z nią, bo ona jest przeznaczona władcy Bestii :D
+ Wątek z Julie, wprowadzenie do fabuły dziecka chociaż nie tak młodego, to dość naiwnego ;)
+ Koniec
- ZA MAŁO CURRANA !!
Tak bynajmniej ja uważam :D
Ksiązka w skali od 1 do 10 oczywiście 10 :D
książkę pochłonęłam w jeden dzień :D
O wiele ciekawsza, i bardziej wciągająca niż pierwsza część, a jeżeli miałabym porównywać to w skrócie plusy i minusy drugiej części przygód Kate Daniels :D
+ Rozbrajające dialogi, oczywiście głównie Kate/Curran
+ Ta sytuacja z Grzebykiem. Przynajmniej nie będzie z nią, bo ona jest przeznaczona władcy Bestii :D
+ Wątek z Julie,...
"Kusząco złe"
Po "Wschodzącym księżycu" i "Całując grzech", dwóch pierwszych częściach serii Zew Nocy opowiadającej o przygodach Riley Jenson, przyszła pora na trzecią część tego posiadającego tysiące fanek (i fanów) na całym świecie cyklu. Przygody pół-wampira, pół-wilkołaka niesamowicie mnie wciągnęły i, jak szło się domyślić już czytając opis i początek książki przypomniałam sobie jak dobrze spędzałam czas czytając o rozterkach uczuciowych i problemach z depatamentem głównej bohaterki, a potem... Potem to była akcja.
Po tym jak Misha zginął, Riley podjęła decyzję jakiej wypierała się od rozpoczęcia pracy dla departamentu. Rozpoczęła trening na Strażnika, którym tak bardzo nie chciała zostać. Treningi idą nad wyraz dobrze, jak to dhampirowi, więc dlaczegóż to nie wysłać by naszej Riley na jakąś misję? A dokładniej na misję, której celem będzie w końcu zniszczyć odpowiedzialnego za sprawę z klonowaniem. Riley, ze smutkiem opuszczając ciepłe domowe łóżeczko (czasem z Kellanem przy boku) wyrusza przebrana za wilkołączycę Poppy do jednego z ośrodków Starra, który służyć ma zaspokajaniu biseksualnego właściciela, ale nie w sposób seksu. Mężczyznę, którego Riley ma zamiar unicestwić zdecydowanie bardziej interesują walki z udziałem kobiet. Co będzie gdy spotka swojego koniokształtnego przyjaciela Kade'a? Co z Quinnem - wampirem do którego czuje zdecydowanie więcej niż powinna? I czy uda jej się zniszczyć Starra?
Narrację tutaj oczywiście mamy taką sama jak w częściach poprzednich i tak samo rewelacyjną, bo wszystko poznajemy z punktu widzenia Riley. Opisuje ona wszystko w bardzo barwny sposób, a mimo, że mamy wyraźną styczność z jej uczuciami i poglądami, ilość niepotrzebnych informacji jest minimalna i książka po prostu nie jest w stanie znużyć czytającego, choć wiadomo, są różne gusta. Jednak jestem pewna, że fan serii zdecydowanie się nie zawiedzie.
W tej części, naprawdę wyjątkowo bardzo przypadła mi do gustu wartka akcja bez żadnych zatrzymań oraz nudnych momentów. Wszystko opisane było bardzo orazowo, tak, że mogliśmy poczuć, że jesteśmy razem z Riley i obserwujemy walkę na arenie, czy w lesie rozmawiamy z naprzykrzającymi się typami. Myślę, że pod względem właśnie akcji ta część na tle innych wypadła najlepiej.
Bohaterów mamy tu całą masę, jednak oczywiście wielu jest z poprzednich części, jak nasza główna bohaterka, jej brat Rhoan, Quinn, Kade, Jack czy Kellan, którego nie mogliśmy za bardzo poznać w drugiej części i tu nadal nie możemy się nim nacieszyć. Jest też naprawdę sporo nowych postaci, jak choćby "przyjaciółki z ringu" czy zastępcy Starra, jednak nie jestem w stanie wymienić ich imion. postacie praktycznie rzecz biorąc wcale się nie zmieniły, ale denerwuje mnie to, że każdego faceta lubię! Nie ma któregoś z jej partnerów, którego darzyłabym jakąś specjalną sympatią, po prostu wszyscy są na równi. Kellana uwielbiam, Kade jest momentami po prostu rozbrajający a Quinn... to po prostu Quinn. Bohaterowie są tak naprawdę jedną z mocniejszych stron tej książki, chociaż jeśli o mnie chodzi, to ta część... nie ma minusów, jakichś poważnych zarzuceń i myślę, że nie spodobałaby się tylko osobom, które po prostu nie lubią literatury tego typu. I zapomniałabym - powinnam też wspomnieć, że jestem ogromną fanką homoseksualnego brata Riley - Rhoana jak i jego partnera - Liandra!
Nawet antyfani tej serii, zgodzą się jednak ze mną, że okładki są wprost cudowne. Niesamowicie estetyczne i totalnie pasujace do książki. Instytut Wydawniczy Erica nie wydaje innych książek tego typu, ale myślę, że gdyby jakąś im przyszło wypuścić na rynek to okładka ich autorstwa byłaby rewelacyjna. Co prawda, interesuje mnie to w jaki sposób autor okładki ma przedstawiać cały czas nagą, zasłoniętą dziewczynę o ognisto rudych włosach (które Riley w tej części ścięła na króciutko) i krwistoczerownych ustach. Ale wierzę w to, że wszystkie okłądki będą równie piękne.
Podsumowując, "Kuszące zło" z pewnością usatysfakcjonuje fana przygód Riley Jenson, ale osobom, które ta seria intryguje i chcą się z nią zapoznać, polecam zdecydowanie zacząć od części pierwszej - Wschodzącego księżyca. Ja osobiście, należę do osób, które zdecydowanie są fankami twórczości pani Arthur, aczkolwiek spotkałam się z negatywnymi opiniami o serii. W każdym bądź razie, polecam serię tym, którzy mają serię o Riley w niedalekich planach, spróbować trzeba, a osobom które już sie z serią zapoznały i mają pozytywne zdanie mówię - bierzcie się za "Kuszące zło"! Polecam. Moja ocena się mocno waha, bo 9/10 to trochę dużo, aczkolwiek poprzednim częściom sporo dałam, a ta była najlepsza... niech już będzie ta dziewiątka ;)
Oryginalny tytuł: Tempting Evil
Numer tomu w serii: III
Wydawnictwo: Erica
Data wydania: 27.10.2011r.
Ilość stron: 437
Cena det.: 34,90
"Kusząco złe"
Po "Wschodzącym księżycu" i "Całując grzech", dwóch pierwszych częściach serii Zew Nocy opowiadającej o przygodach Riley Jenson, przyszła pora na trzecią część tego posiadającego tysiące fanek (i fanów) na całym świecie cyklu. Przygody pół-wampira, pół-wilkołaka niesamowicie mnie wciągnęły i, jak szło się domyślić już czytając opis i początek książki...
2011-05-01
"Poczuj żar księżycowej gorączki..."
Na "Wschodzący księżyc" natknęłam się przez przypadek, bo chomik tej osoby, która przetłymaczyła powieść na język ojczysty jest przeze mnie często odwiedzany i tam właśnie natrafiłam na reklamę pierwszej części przygód o Riley Jenson. Jakiś czas później zaczęłam czytać tą książkę w ebooku, chociaż dokończyłam w oryginale i moge tylko powiedzieć, że mimo iż nie była to zdecydowanie literatura wysokich lotów, niesamowicie mnie wciągnęła i pozwoliła na jakiś czas przeżywać przygody razem z Riley.
Riley Jenson jest pół wampirem, pół wilkołakiem, chociaż w większym stopniu tym drugim, za to jej brat bliźnak Rhoan - bardziej wampir niż wilkołak. U wilkołaków na tydzień przed pełnią znane jest zjawisko zwane księżycową gorączką. To czas wzmożonego pożądania u wilkołaków, a akcja książki zaczyna się w jej pierwszy dzień, a kończy w ostatni. Riley pewnego dnia, wracając z Departamentu ds. Innych Ras natyka się... na ubłoconego, nagiego wampira przed swoim domem. Ten przedstawia jej sie jako Quinn, przyjaciel Rhoana, którego nie ma już zbyt długo, a Ril nie ma zamiaru stracić jedynej osoby, która jej jeszcze została. Podczas gdy ona lata w tę i we wtę próbując zdobyć informacje odnośnie Rhoana, który już dłuższy czas nie wraca z misji, Quinn nocuje na korytarzu przed jej drzwiami. A co tam!
Jednak jak długo wilczyca podczas księżycowej gorączki może pozostać obojętna, mając obok tak seksownego faceta. Na to, że ten seksowny facet jest wampirem można przymknąć oko, ale na to, że interesuje się Riley niemalże w równym stopniu jak ona nim nie za bardzo. No i wydaje się mówić prawdę. Czy Quinn pomoże dziewczynie uratować Rhoana, rozwiązać zagadkę? Jaką rolę odegra w tej ksiązce Talon oraz Misha (to facet!)? Co się stanie po uratowaniu
Rhona... Czy to już koniec zagadki?.
We "Wschodzącym księżycu" nie było zamieszania polegającego na wplątaniu w fabułę wielu paranormalnych postaci czy zjawisk. Wampiry, wilkołaki i badania naukowe. Można by powiedzieć, że dość orginalne, a jak tak teraz to podsumowałam to zdałam sobie sprawę, że książka Keri Arthur była tak właściwie trochę podobna do seriii o Kitty Norville autorstwa Carrie Vaughn, chociaż jednak trochę lepsza, bo zawierająca mimo wszystko więcej wątku romantycznego.
Tą ksiazkę czyta się po prostu ekspresowo. Łaziłam z nią na przerwach, czytałam w autobusie, na przystanku, gdzie tylko się dało. Ponad czterysta stron czystej, niegrzecznej rozrywki, czego chciec więcej? Riley jak można opisać Riley... ona jest po prostu zajebista. Takie charakterki jakim ona została obdarzona plus narracja pierwszoosobowa plus świetny język jakim Keri Arthur potrafi się posługiwać plus jeszcze bardzo dobre tłumaczenie, choć nie rewelacyjne bo dało się spostrzec parę powtórzeń, daje książkę świetną, którą jak wspominałam przedtem, czyta się szybko i o której trudno zapomnieć. Quinn był facetem którego polubiłam jak nie wiem kogo i to chyba własnie przez sympatię do niego i zaciesz na twarzy gdy czytałam sceny dotyczące jego i Riley płakałam na zakończeniu. Ta książka jest jedną z tych których kontynuacji tak bardzo nie możesz się doczekać, o tak. Trochę za mało było Rhoana, nie mogłam się jakoś za bardzo z nim utozsamić, jednak także wydawał się przesympatyczny i na szczęście, teraz aktualnie czytam drugą część, w której jest go o wiele więcej.
Narracja pierwszoosobowa z perspektywy kogoś myslącego tak jak Riley - rewelacja i gwarancja na to, że czasami możemy się śmiać w głos czy chociaż szeroko szczerzyć do kartek, bo ja właśnie tak robiłam, chociaż zapewne nie wyglądało to normalnie - dziewczyna stoi na przystanku zagapiona w ksiązkę i szczerzy się do literek ułożonych w tak humorystyczne słowa. Książka nie jest arcydziełem godnym oskara, ale pozycjąą jakiej ostatnio potrzebowałam- napewno. Pomaga w czytaniu oczywiście także to, że nie ma w tej książce za wiele zbędnych opisów, chociaż jest ich na tyle dużo, żeby doskonale wyobrazić sobie wszystko co trzeba, a to, że dialogi przeważały nad przemyśleniami Riley wcale nie działało na niekorzyść książki!
No i na koniec, tak jak w przypadku Trylogi Arturiańskiej muszę podziękować Instytutowi Wydawniczemu Erica nie tylko za przysłanie mi tej książki ale także za to, że po raz kolejny miałam styczność nie z papierem a'la papier toletowy, dwucentymetrowymi odstępami między linijkami jak to czasem ma w zwyczaju robić wydawnictwo Mag, a czcionka miłą dla oka i porządnym papierem. Niby nic, ale nawet nie nie zdajecie sobie pewnie sprawy z tego, że czcionka bardzo ułatwia czytanie.
Podsumowywujac, pierwsza część z cyklu "Zew Nocy" (a na całe szczęście jest ich aż 9!) jest naprawdę fajną pozycja, leciutką i dośc grubą pozwalajacą nam cieszyć się do kartek dłużej niż kilka godzin. Polecam i daję ocenę 9,5/10 :)
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 432
Cena det.: 34,90
"Poczuj żar księżycowej gorączki..."
Na "Wschodzący księżyc" natknęłam się przez przypadek, bo chomik tej osoby, która przetłymaczyła powieść na język ojczysty jest przeze mnie często odwiedzany i tam właśnie natrafiłam na reklamę pierwszej części przygód o Riley Jenson. Jakiś czas później zaczęłam czytać tą książkę w ebooku, chociaż dokończyłam w oryginale i moge...
2011-06-11
"Pogrąż się w swiecie, w którym grzech to... codzienność"
"Całujac grzech" to już druga z dziewięciu książek cyklu "Zew Nocy", czyli serii o przygodach pół wampira, pół wilkołaka, Riley Jenson. Bardzo ucieszyło mnie to, że nie dość, że jedna po drugiej części została wydana w 3-miesięcznym odstępie co na powieść liczącą sobie ponad 400 stron jest niezłym czasem, to dostawłam ją predpremierowo. Pierwsza część mimo wszystko wywarła na mnie spore wrażenie i skutecznie zachęciła do entuzjastycznego czytania reszty tomów. Czy "Całując grzech" spełniła moje oczekiwania?
Riley budzi się naga, cała skąpana we krwi nie dość, że nie wiadomo gdzie, to nie pamięta ostatnich ośmiu dni swojego życia. Wie za to, że musi uciekać. I, że nie była jedyną przetrzymywana w ... kolejnym laboratorium pobierającym od zmiennokształtnch próbki nasienia. Natyka się na koniokształtnego imieniem Kade, postanawia mu pomóc po czm razem z nim udaje jej się uciec. Trafiają do ukrytego domku w górach, z którego dzwonią po pomoc do departamentu, czyli szefa Jacka i brata Rhoana. Ale pomoc przybędzie dopiero za cztery godziny, dlaczego by się przez ten czas lepiej nie poznać? Riley od razu zaczyna darzyć Kade'a sympatią a ten nie jest głupi, i gdy po powrocie do domu niezapowiedzianie spotyka tam Quinna koniokształtny domyśla się co i jak, po czym pomaga Riley wymusić na nim zazdrość. Bo Quinn mimo wszystko, mimo to, że dał Ril do zrozumienia iż ma się odczepić, nadal coś do niej czuje. Ale czy Riley chce podjąć ryzyko sparzenia się po raz kolejny?
Jednak sprawy jeszcze bardziej się komplikują i zmieniają życie Riley, gdy ta dowiaduje się, że w końcu może zajść w upragnioną ciążę, a Misha, jej były kochanek... chce to wykorzystać, aby stworzyć potomstwo, gdyż podejrzewa, że niedługo umrze. Wilczyca jednak nie jest już zdolna do ufania mu i wymyśla podstęp aby zdobyć od niego informacje, które posiada, a jej są niezwykle potrzebne. Sfora Helki? Powiedz wszystko. Riley ma zamiar wyciagnąć od niego wszystkie potrzebne informacje, aby dowiedzieć się dlaczego i przez kogo została porwana. Jaką rolę Misha odegra w tym wszystkim? Kim tak naprawdę okaże się Kade? Czy Riley i Quinn do siebie wrócą? A może nawet coś głębszego nawzajem poczują? I co to będzie z pociągającym alfą Kellenem... Ach! No i jeszcze pozostaje kwestia, czy być strażniczką czy nie. Jednym słowem cholernie dużo pytań, i nie na wszystkie zdobędziemy odpowiedzi.
W drugiej części cyklu "Zew Nocy" możemy po raz kolejny śledzić cholernie ciekawe i wciagające perypetie wilkołaczycy Riley Jenson. W tym tomie jest więcej Rhoana, czego tak niecierpliwie wyczekiwałam, pojawia się wiele nowych postaci, głównie męskich no i co można z resztą było przewidzieć po pierwszej części, wraca Quinn. Myślałam, że chwila jego powrotu to będzie takie jedno wielkie "łał", ale było napisane, że Riley nawet czasem się z nim spotykała od zakończenia pierwszej części do rozpoczęcia drugiej, więc "łał" nie było. Bardzo przypodobała mi się postać Kade'a i to, że mimo iż był głównie niezaspokojonym ogierem, potrafił okazac Riley czułość i dobroć. W tej książce, przynajmniej dla mnie największą rolę odgrywają wątki miłosne, czyli można po prostu powiedzieć: romanse Riley. Przez około połowę książki wściekałam się w myślach o to, że przeciez ona jest stworzona dla Quinna, ale Keri Arthur na pewno nie będzie posługiwała się oklepanym schematem, że facet z pierwszej części, który najprawdopodobniej będzie się pojawiał w każdej, w finale będzie z główną bohaterką. Nie ma takiej opcji. Moje nastawienie jednak co do "Riley and Quinn forever" zmieniło się z chwilą wciągnięcia Kellena w fabułę... pociągający alfa, którego w ksiażce nie było dużo. Prawdę powiedziawszy nie wzięłabym go za kogoś ważniejszego gdyby nie cytat (niby spoiler, ale nie jakiś tam zdradzający w najmniejszym stopniu zakończenie czy fabułę):
"W zielonych głębiach jego oczu lśnił głód, ciepło i rozbawienie. I coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że oddech uwiązł mi w gardle, a serce wykonało dziwnego fikołka.
Tym czymś był błysk przeznaczenia.
W tym szczególnym momencie poczułam, że stojący przede mną mężczyzna odegra znaczącą role w mojej przyszłości"*
Ten cytat kazał mi myśleć, że jednak Kellena tak mało jest w tej części, bo ma być go wiecej w następnych czy może nawet ostatniej... kto wie czym nas Keri Arthur zaskoczy :) Ja w każdym bądź razie chyba tylko kontynuacji "Mechanicznego anioła" nie mogę się doczekać tak mocno jak "Całując grzech".
Tak jak w przypadku "Wschodzącego księżyca", chodziłam z tą ksiażką wszędzie gdzie tylko się dało, i to nie aby się pospieszyć z czytaniem, bo musiałam się wyrobić z recenzją, tylko dlatego, że tak bardzo chciałam poznać dalsze przygody Riley. Pprzy każdej przerwie na czytanie, która była konieczna, niemalże dgotałam tak bardzo chciałam czytać dalej. No, może trochę przesadziłam, ale bardzo się niecierpliwiłam. Miałam wrażenie jakby w tej części pani Arthur, czy też pani Kinga Składowska, która miała (według mnie :D) zaszczyt przetłumaczyć książkę na język ojczysty uraczyła nas większą ilością opisów, jednak nie rzucało się to w oczy dlatego, że nie opisywały one zbędnych rzeczy i sytuacji, a przedstawiało wszystko w korzystnym i humorystycznym świetle.
No i na koniec wspomnę o oprawie graficznej. Okładka "Całując grzech" jest bardzo podobna do okładki pierwszej częci, ale oczywiście nie uważam tego za złą sprawę, bo seria przynajmniej ładnie będzie się prezentowała ogólnie i na półce, a nie zawsze tak jest. Zastanawia mnie tylko, że skoro będzie dziewięć części tego cyklu to co wydawnictwo ma zamiar zrobić? Wykombinować jeszcze siedem innych ujęć rudowłosej dziewczyny zakrywającej piersi? Miejmy nadzieję, że im się to uda :) No i jeszcze, jak w przypadku pierwszej części, chociaż zapomniałam o tym wspomnieć, wkrada się tu nam pewna nieścisłość - na początku obydwóch książek mamy spis wszystkich części, których wymienionych jest osiem, a ponoć w Stanach wydano dziewięć... No nie wiem czemu tak jest, nie wiem :)
Podsumowywując, przez Kellena moja miłość do Quinna osłabła, chociaż nadal gdzieś tam jest i może czeka na jego "come back" w następnych częściach, kto wie. Finał książki po raz kolejny mimo wszystko doprowadził do tego, że uroniłam kilka łezek jak i mimo wszystko, że wiedziałam iż to nastąpi, byłam zaskoczona decyzją Riley. Książkę czytało się oczywiście na równi dobrze z pierwszą jeli nie lepiej i spokojnie, z czystym sumieniem mogę dać ocenkę 10/10. Polecam dać ją (jeśli czytaliście pierwszą część, a jeśli nie to włąśnie ją) na jedno z pierwszych miejsc na swojej liście książek do kupienia jeśli szukacie lektury z humorem, od której nie można się oderwać! Polecam raz jeszcze :D
* str. 199
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 418
Cena det.: 34.90
Za książkę, bardzo, bardzo dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica.
I na koniec jeszcze ptanie nastepujące - interesowałby kogoś konkurs z ta książką na moim blogu :)? Dać znać jeśli tak, bo bez chętnych go nie zrobię :D
"Pogrąż się w swiecie, w którym grzech to... codzienność"
"Całujac grzech" to już druga z dziewięciu książek cyklu "Zew Nocy", czyli serii o przygodach pół wampira, pół wilkołaka, Riley Jenson. Bardzo ucieszyło mnie to, że nie dość, że jedna po drugiej części została wydana w 3-miesięcznym odstępie co na powieść liczącą sobie ponad 400 stron jest niezłym czasem, to...
"Piekło jest zadowolone"*
Premiera czwartej części mojej ukochanej serii - "Darów Anioła" miała miejsce już ponad 3 miesiące temu, ale ja przeczytać ją miałam okazję dopiero teraz. W pewnym sensie cieszę się, że odwlekałam to jak najdłużej, bo cały czas miałam w głowie zakończenie części trzeciej, które mi się niezmiernie podobało, mimo, że czwartej także trzymało w napięciu. Ostatni raz czytałam "Miasto szkła" dobrych kilka miesięcy temu i podczas tych miesięcy przeczytałam wiele wspaniałych książek ale zawsze myślałam, że mimo, iż teraz mówię, że są one lepsze od "Darów Anioła", gdy powrócę do tej serii i przeczytam "Miasto upadłych aniołów" moja miłość powróci. Ale czy tak się stało?
Po zakończeniu wojny w Idrisie wszyscy wracają do Nowego Jorku, za wyjątkiem Magnusa i Aleca, którzy to postanowili wyruszyć w romantyczną podróż po Europie. Clary zaczyna trening na Nocnego Łowcę pod okiem Jace'a i Maryse, Simon dalej gra w Kapeli Ciągle Zmieniającej Nazwy (ha! Mam dla nich nazwę!) oraz próbuje się uprorać ze swoją naturą po kryjomu spotykając się na dodatek z Maią i Isabelle a przygotowania do ślubu Jocelyn i Luke'a idą pełną parą. Jednak zabici Nocni Łowcy i dzieci zaskakująco podobne do małego Sebastiana - tak demoniczne, zakłócają spokój Nefilim. W dodatku mają na głowie potężną wampirzycę Camille usilnie próbującą przeciągnąć Simona na swoja stronę... a z resztą nie tylko ona próbuje to zrobić! Ze Znakiem Kaina Simon jest wielce pożądany przez wielkie grono osób. Czy zdradzi, czy zostanie z Nocnymi Łowcami, mimo wielkich perspektyw jakie ofiarują mu wrogowie? Kto zabija Nocnych łowców? Kto w tej wojnie będzie zwycięzcą? Co z uczuciem Clary i Jace'a? Czy znowu przyjdzie im wygrać?
Zacznijmy od minusów i narzekań. Po pierwsze, Jace. Normalnie śmiać mi się chce, jak czytam recenzje innych i widzę coś na kształt (nie jest to cytat i nie mam nikogo konkretnego na myśli) "Za Jace'a 10/10!" itp. Chyba każdy wie o jakiego typu teksty mi chodzi. Teraz pytanie dlaczego tak mówię? W końcu to Jace, ten za którym ja też tak szalałam! Ale już nie teraz. Sarkastyczny, pewny siebie i nie lękający się niczego Jace... po prostu odszedł. Mój ukochany bohater... zniknął. Nie przypominam sobie teraz, po skończeniu tej książki ani jednej jego uwagi która wywołałaby rozbawiony uśmiech na ustach. Nawet Isabelle pojawiająca się w niewielu scenach była w tej części dziesięć razy bardziej ciekawą postacią! Cassandra Clare chciała chyba wykreować tym razem Jace'a na "doroślejszego" i "dojrzalszego" bohatera ale baardzo jej się to nie udało. Jego zachowanie w stosunku do Clary było po prostu okropne. "Nara, nie chcę cię bo cię kocham, ale nie możemy byc razem, to niebezpieczne" itp. Coś w tym stylu. Oczywiście żadnych wyjaśnień ani nic, bo po co? Jace to wielki minus, nad czym ubolewam.
Drugi z minusów także dotyczy jego ale już nie w ten sam sposób. Chodzi o odmianę imienia. Nie wiem o co chodzi tłumaczce, po prostu nie wiem. Bo chyba trzeba mieć głowę w chmurach albo chcieć zrobić sobie jaja z czytelnika! Jeszcze, jeszcze jestem w stanie zrozumieć tą pokrętną odmianę imienia (przykład: "...na już złotą skórę Jace'ego" a nie "Jace'a") ale to po prostu było komiczne, że natykaliśmy się też na tą normalną odmianę. Pani Reszka naprawdę, widzę, nie umiała się zdecydować, albo sama nie wiem co... po prostu nie wiem, aczkolwiek mi to bardzo przeszkadzało w lekturze. No i co do zmian w odmianie to to nie wszystko. Myślę, że naprawdę mało osób na świcie popełniło by TAK rzucający się w oczy błąd (nie jest to prawdziwy cytat ale odmiana tak. str. 417) "Zależy mi na tobie Jacsie Wayland". BARDZO to wszystko przeszkadzało podczas czytania i jest chyba największym minusem.
Trzeci minus, z którym chyba zgodzą się wszyscy to okładka. Graficy chyba chcieli przedstawić Simona ale coś zdecydowanie im nie wyszło... to przecież Magnus! Nikt inny w książce nie miał kolorowych pasemek (chociaż on też nie, miał tylko włosy w brokacie...)! Oczywiście należy pominąć kwestię, że Magnus był azjatą o dość krótkich włosach ubierającym się na błyszcząco... sama w końcu nie wiem kto to jest! No i grzbiet. kompletnie nie pasuje do pozostałych części i sprawia wrażenie wręcz oddzielnej serii. I jeszcze jedna sprawa, która właściwie może być czwartym minusem, ale szkoda robić dla niej osobnego akapitu. Dla mnie jeśli ktoś umarł to nie żyje! Nienawidzę wątku wskrzeszenia, psuje wszystko. Śmierć to śmierć! Trzeba sie tego nauczyć, a książki nie pomagają. Przecież w realnym życiu nie ma czegoś takiego jak wskrzeszenie!
Teraz minus, a zarazem plus. Simon. Dobre było to, że w fabule było go naprawdę sporo i autorka przedstawiła nam go w taki sposób, że właściwie nei szło go nie lubić anie nie podobało mi się okropnie jego zachowanie wobec dziewczyn. To było do cholery nie fair! Więc ogólnie wprowadzenie Simona do fabuły jako o wiele bardziej znaczącą postać jest plusem, ale minusem są jego zachowania.. to się nawzajem nie wyklucza, prawda?
Teraz, nareszcie plus. Przykro mi to mówić, ale jeden jedyny. Nowi bohaterowie tacy jak Lilith czy Jordan wnieśli sporo do fabuły a odniesienia do postaci z sequela "Darów Anioła" - "Diabelskich Maszyn" jak Will były niezwykle zagadkowe, ale oczywiście nie precyzujące niczego w żaden konkretny sposób, bo wyjawiłoby nam to właściwie rozwiązanie tamtej drugiej serii. Wprost nie mogę się doczekać!
Narracja trzecioosobowa, tak jak części poprzednich skupia się jak zwykle wokoło Clary, chociaż w tym wypadku także sporo wokół Chodzącego Za Dnia. Z przykrością muszę także stwierdzić, że może to przez tą właśnie narrację, sama nie wiem, może tak na prawdę jest a sporo osób tego nie zauważyło, w tej części było kilka mocno naciąganych scen. Chciałam chwilami po prostu przeskoczyć jakiś fragment w fabule, ale zazwyczaj tak nie robię, więc i tym razem się powstrzymałam.
Podsumowując, ta książka to jak dla mnie zawód roku. Nie było w ostatnim czasie żadnej książki której wyczekiwałabym z takim utęsknieniem i tak się na niej zawiodła. Taki ogrom pozytywnych recenzji jeszcze bardziej zachęcał mnie do sięgnięcia po "Miasto upadłych aniołów" a teraz widzę, że jednak mimo wszystko samemu najlepiej jest zapoznać z książką i wtedy wystawić ocenę. Ta lektura mimo, że mnie zawiodła i miała w sobie tak dużo rzeczy które przyszło mi nazwać minusami, miała klimat całych "Darów", ale jak dla mnie idealnym zakończeniem była część trzecia tej serii. W końcu miała to być trylogia. Wg. mnie część czwarta, mimo tego, że lubię Cassandrę Clare, jest tylko udaną próbą zbicia większej kasy. Nigdy nie sądziłam, że będę tak mówić o jakiejkolwiek książki spod pióra tej autorki. Oczywiście mimo wszystko, zakończenie pozostaje niewiele mówiące i na pewno sięgnę po część piątą "Darów Anioła", aczkolwiek nie z takim wielkim entuzjazmem z jakim podchodziłam do tego tomu. Polecam fanom serii, pozycja właściwie obowiązkowa a moja ocena to 7/10.
* tytuł 19. rozdziału
Oryginalny tytuł: City of Fallen Angels
Numer tomu w serii: IV
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 18.05.2011
Ilość stron: 448
Cena detaliczna: 39 zł
"Piekło jest zadowolone"*
więcej Pokaż mimo toPremiera czwartej części mojej ukochanej serii - "Darów Anioła" miała miejsce już ponad 3 miesiące temu, ale ja przeczytać ją miałam okazję dopiero teraz. W pewnym sensie cieszę się, że odwlekałam to jak najdłużej, bo cały czas miałam w głowie zakończenie części trzeciej, które mi się niezmiernie podobało, mimo, że czwartej także trzymało w...