-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać110
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik2
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014-02-25
2013
"Szukając siebie."
"Nowa ziemia" z serii "Świat po Wybuchu" to książka, która chodziła za mną już od dawna. Bardzo lubię powieści z takiej tematyki - całkiem inny, surowszy świat, nieoczekiwane zwroty wydarzeń, a treść coś wnosi do głowy a nie wlatuje i wylatuje po odłożeniu pozycji na półkę. Z tego właśnie powodu, bardzo chętnie zabrałam się za twórczość pani Baggott, mimo dużej ilości książki, i nie wiadomo kiedy, lektura leżała już koło mnie przeczytana, zostawiając w mojej głowie mnóstwo przemyśleń na różne tematy.
Po Wybuchu, który zmienił świat na zawsze, część społeczeństwa trafiła do Kopuły, w której zapewnione mieli normalne warunki do życia. Jednak ludzie, którzy nie mieli tyle szczęścia i byli skazani na życie poza ochronnym "płaszczem" żyli w okrutnym świecie. Każdy z nich miał jakiś defekt, jakąś mutację która utrudniała codzienne życie. Istniała także organizacja zwana OPR, która miała za zadanie przechwycić każdą osobę kończącą szesnaście lat. A urodziny Pressii nieubłaganie się zbliżały, dlatego dziewczyna zmuszona była uciec od ukochanego dziadka i szukać schronienia.
Partridge można by powiedzieć, że nie ma na co narzekać. Mieszka w Kopule, jest synem wysoko postawionego człowieka, jednak jego chęć odnalezienia matki jest silniejsza niż wszystko inne, dlatego ucieka szukać odpowiedzi.
Drogi Pressii oraz Partridge'a się krzyżują a ten fakt zdaje się odmieniać wszystko. W towarzystwie Bradwella Pressia i Partridge pomagają sobie nawzajem nie spodziewając się, że odpowiedzi, które uzyskają, sprawią, że wszystko w co do tej pory wierzyli zdawało się będzie być tylko mglistym wspomnieniem.
Lubię książki, które nie pokazują wszystkiego w taki idealny sposób. Czasem nawet antyutopijne pozycje wszystko przedstawiają nieco zbyt cukierkowo - z każdych problemów bohaterowie wychodzą pięknie i bez szwanku, zawsze znajdują jakieś wyjście na unikniecie pewnych konieczności. Ta książka taka nie jest. Pokazuje nam dość ponurą i okrutną rzeczywistość tamtych czasów. Autorka nie ma litości nad bohaterami, jednak sprawia, że nie tracą oni wiary i są silnymi ludźmi. Baggott, pisząc książkę, czytała o skutkach zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki i jestem pewna, że chciała nam wydarzeniami w "Nowej ziemi" pokazać w jaki sposób cierpią tamci ludzie, czym skutkują takie wypadki i jakie potworności ich spotykają. A to wszystko niewątpliwie po to aby osoby czytające tę książkę mogły docenić własne, zwyczajne życie, normalne, nie zdeformowane ciało.
Na duży plus zasługuje nieprzewidywalność fabuły. Osobiście nie podejrzewałam jak i co się potoczy i byłam naprawdę zaskoczona niemalże wszystkim co nam autorka zaserwowała.Po opisie z tyłu książki, który jest dość ubogi, a mimo to i tak sporo zdradza, wyobrażałam sobie akcję troszkę inaczej, jednak zostałam mile zaskoczona rozwojem wydarzeń, który naprawdę potrafił zaskoczyć.
Bohaterowie są naprawdę mocnymi atutami tej książki. Co prawda troszeczkę zabrakło mi tutaj takiej jakieś jednej sarkastycznej, zabawnej mimo sytuacji osoby, jednak zważając na charakter powieści, nie była ona aż tak bardzo potrzebna. Polubiłam głównych bohaterów, Julianna Baggott sprawiła, że czytając o ich poczynaniach, czułam się jakbym tam z nimi była, jakby te postacie były prawdziwe, co jest dużą zaletą.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to podoba mi się polskie wydanie. Książka jest masywna, ze skrzydełkami, ładnie się rozkłada, nie trzeba się martwić, ze grzbiet brzydko się zagnie. Okładka również wygląda nie najgorzej, jednak wydanie oryginalne jednak troszkę bardziej mi się podoba - przedstawiony tam motyl jest jakby metaforą, jeśli ktoś chciałaby bawić się w odgadywanie, oraz roi naprawdę rewelacyjne wrażenie, ale nasza okładka również dobrze wpasowuje się w charakter powieści.
Tak więc cóż mogłabym rzec na końcu? "Nowa ziemia" to naprawdę dobra książka, którą nie czyta się na szczęście w parę godzin, a nieco więcej. W sumie, gdy teraz tak sobie myślę, to może i lektura powieści pani Baggott mnie nawet czegoś nauczyła, a lubię takie wrażenie. Nie była to leciutka książeczka, chociaż ostatnio mam ochotę tylko na takie, jednak mimo to, bardzo przyjemnie mi się czytało o losach Partridge'a, Pressii i Bradwella. No więc nie pozostaje mi nic innego jak polecić nie tylko osobom lubującym się w takim rodzaju książek, - bo tym to już chyba nawet polecać nie muszę - a także wszystkim tym, którzy chcą przeczytać coś wciągającego i pouczającego. Ode mnie 8,5/10, choć bardziej w stronę 9 niż 8 :) Jeszcze raz gorąco polecam!
"Szukając siebie."
"Nowa ziemia" z serii "Świat po Wybuchu" to książka, która chodziła za mną już od dawna. Bardzo lubię powieści z takiej tematyki - całkiem inny, surowszy świat, nieoczekiwane zwroty wydarzeń, a treść coś wnosi do głowy a nie wlatuje i wylatuje po odłożeniu pozycji na półkę. Z tego właśnie powodu, bardzo chętnie zabrałam się za twórczość pani Baggott,...
2011-09-01
2012
2012
2012-08-01
"Nigdy nie wsiadaj do samochodu z wampirem, któremu się śpieszy."
"Więzy krwi" autorstwa Patricii Briggs to druga część z serii przygód Mercedes Thompson - mechanika samochodowego, a także zmiennokształtnej. Wszystkie wydane do tej pory cztery tomy tejże serii kupiłam już rok temu tuż po ukazaniu się części czwartej, jednak nie wiem czemu, przeczytałam pierwszą część i... Jakoś nie miałam nastroju do sięgnięcia po kolejną. Ale ostatnio napadła mnie jakaś taka... Niemoc czytelnicza i za nic nie chciało mi się porządnie wziąć, więc ignorując swoje myśli na co mam ochotę, wzięłam właśnie powieść Briggs, bo sobie pomyślałam, że to wstyd, tak chwalą tę serię, a ona tyle już u mnie leży nie wspominając o tym, że dziesiątego sierpnia jest premiera piątej części tego cyklu. Tak wiec zabrałam się za nią... No i cóż, jak już zaczęłam to nie mogłam skończyć!
Mercedes Thompson nie jest zwykłą obywatelką. Wampiry, wilkołaki, nieludzie, zmiennokształtni - właśnie w takich kręgach obraca się główna bohaterka. Dzieli dom, a raczej przyczepę, z wilkołakiem, mieszkając po sąsiedzku z Alfą, który, jak współlokator z resztą, chce od Niej czegoś więcej. Dodatkowo jeden z najlepszych przyjaciół - wampir - Stefan prosi Mercy o przysługę. Mercedes jest zmiennokształtną, a zmieniając się przybiera formę dość niewinnego kojota, więc jako zwierzątko idzie ze Stefanem i ma jedynie obserwować zajście, jednak wszystko wymyka się spod kontroli, i okazuje się, że Mercy wpadła w większe kłopoty niż by się z początku wydawało... W dodatku Stefan zaginął, a wraz z nim dwa wilki na których zależy Mercy na tyle mocno aby prawie da się zabić. Czy uda jej się dopaść Littletona i odzyskać tych, na których jej zależy? Czy będzie jeszcze co odzyskiwać?
Narracja jest z punktu widzenia Mercy, ale jest to tak przyjemna bohaterka, że jest to zdecydowanym plusem. Dzięki temu, że znamy historię tylko jej oczami, wiemy tyle co i ona, przez co jest utrzymany taki lekki, tajemniczy klimat, a rozwiązania żadnej ze spraw nie znamy wcześniej niż główna bohaterka, no chyba, że domyślimy się czegoś, czego ona nie, ale to mało prawdopodobne, bo Mercy to kojot niegłupi.
W książce mamy bardzo... emocjonujący trójkąt miłosny. O Mercy walczy bowiem dwóch dominujących samców - Samuel - jej była miłość, który jednak chciał ją tylko po to aby została jego maszyną rozpłodową, jednak teraz znów wrócił do życia Mercy mieszkając z nią nawet pod jednym dachem. Jego konkurentem jest Alfa stada wilków urzędujących na terenie Tri-Cities, a jednocześnie sąsiad Mercy - Adam mieszkający z nastoletnią córką z poprzedniego małżeństwa - Jesse. Ja osobiście od początku do końca byłam i będę wierną członkinią Teamu Adama. Uwielbiam tego despotycznego, władczego Alfę, który nie dość, ze ocieka seksem to dla ukochanej zrobi wszystko. Nie żeby Samuel nie był władczym wilkołakiem zdolnym do poświęceń, ale on jest bardziej taką kluchą... Gdy widzi Mercy zapomina o bożym świecie i nie potrafi być seksowny i stanowczy. On jest jej przyjacielem i koniec dyskusji. Postaciami, które jeszcze darzę sympatią są Jesse - wcześniej wspomniana córka Adama, Gabriel - chłopak Jesse oraz pomocnik w warsztacie Mercy, oraz para gejów - Warren, trzeci Adama, oraz Kyle - zwyczajny prawnik. Mieszane uczucia mam za to do Bena, Zee i Stefana. Ten ostatni niby jest przyjacielem, tak jak z resztą Zee, ale jakoś tak coś mnie w nich irytuje no, nie potrafię powiedzieć co. Stefan w drugiej części jeszcze jest w sumie znośny, potem mnie wkurza. Za to Ben na odwrót - robi się coraz lepszy. Co do Samuela to jest tak... Pomiędzy. Bo czasami uważam, że jest uroczy a czasami mam ochotę krzyczeć do kartek "ODEJDŹ!".
Co do oprawy graficznej, to bardzo mi się podoba to jak pięknie seria prezentuje się na półce i w ogóle to, że okładki utrzymane są w takim samym klimacie (wyd. II) i są zdecydowanie ładniejsze niż np. ta przedstawiona obok. W dodatku wydawcą tejże serii jest Fabryka słów, więc mamy ładne udekorowania w środku, co wprost wielbię i uwielbiam! Czcionka spora, ale nie ma się tego wrażenia co np. czasami w książkach MAGa - że książka kończy się przed tym jak na dobre się zaczęła ze względu na dużą czcionkę. Może to przez to, że chciałam się delektować książką i nie czytałam jej za szybko - ale zleciało mi trochę więcej niż jeden wieczór, a to lubię :)
Podsumowując, prawdę powiedziawszy, zaczynając tę książkę nic a nic z pierwszej nie pamiętałam, ale pomyślałam sobie - co tam i czytając nie czułam żadnej... luki w wydarzeniach, wszystko było jasne i klarowne.Jednak mimo tego, że nie bardzo pamiętam pierwszą część, chyba spokojnie mogę powiedzieć, że ta mimo wszystko wywarła na mnie większe wrażenie, bo pamiętam, że po skończeniu tamten nie wiadomo jak zachwycona nie byłam, tylko po prostu zadowolona, a teraz czuję ogromny niedosyt dlatego z czystym sumieniem daję 9/10 i gorąco polecam tę serię wszystkim fanom fantastyki z twardą bohaterką, ani trochę nudnych przygodach oraz wątkiem romantycznym utrzymanym w atmosferze... seksownego oczekiwania ;) I powiem tylko, że nie zrażajcie się ilością tomów do nadrobienia. Potem będziecie dziękować, że gdy zaczęliście czytać to jest ich aż tyle i nie musicie długo czekać na następne ;) Raz jeszcze polecam!
"Nigdy nie wsiadaj do samochodu z wampirem, któremu się śpieszy."
"Więzy krwi" autorstwa Patricii Briggs to druga część z serii przygód Mercedes Thompson - mechanika samochodowego, a także zmiennokształtnej. Wszystkie wydane do tej pory cztery tomy tejże serii kupiłam już rok temu tuż po ukazaniu się części czwartej, jednak nie wiem czemu, przeczytałam pierwszą część...
"Zabrały jej piękne suknie, ubrały ją w stary fartuch, a na nogi włożyły drewniaki."
Pierwszy tom z "Sagi księżycowej" - "Cinder", to książka, którą z całej siły pragnęłam przeczytać od kiedy tylko pokazała się na półkach sklepowych, jednak okazja nadarzyła się dopiero teraz. Pewnie wiele osób za to uczucie, kiedy się czegoś długo i intensywnie wyczekuje, to potem ma się naprawdę spore wymagania, wiec nie ukrywam - dość wysoko postawiłam poprzeczkę książce Meyer, więc czy mimo tego zdołała trafić w moje gusta?
Cinder nie jest zwyczajną dziewczyną. Jednak nie wyróżnia ją to, że jet zjawiskowo piękna, czy też posiada jakieś nadprzyrodzone moce. Niestety nie. Dziewczyna bowiem jest cyborgiem. Nie pamięta nic sprzed tego czasu, kiedy w wieku jedenastu lat zyskała doczepione do ciała metalowe części, a teraz jako najlepszy mechanik w Nowym Pekinie stara się ukrywać prawdę o sobie. W tym czasie okropna zaraza dziesiątkuje ludność Wspólnoty. Poza samym cesarzem chorych jest mnóstwo, a jak do tej pory lekarstwo nie zostało jeszcze wynalezione. Zachorowała również młodsza, przybrana siostra samej Cinder, a ta teraz, aby odnaleźć lekarstwo, staje się królikiem doświadczalnym zespołu laboratoryjnego nadzorowanego przez doktora Erlanda, aby pomóc w odnalezieniu antidotum. W międzyczasie również losy głównej bohaterki toczą się w taką stronę, że jej drogi oraz księcia Kaito krzyżują się niejednokrotnie, jednakże dziewczyna wie, że nie może sobie pozwolić na zadurzenie. Nie będąc tym, kim jest i mając taki plan, jaki ma. Na domiar złego na Ziemię przybywa królowa Lunarów - Levana, której jedynym celem jest dostanie się na tron, aby obalić wszystkie inne państwa, wykorzystując do tego pozycję księcia Kaia. Jak potoczą się losy Kaia i Cinder? Czy dziewczynie uda się uratować siostrę? Jaką rolę odegra w tym okropna macocha? Czy antidotum zostanie odnalezione? I kim tak naprawdę jest Cinder?
"Wieczorem, gdy była już zupełnie wyczerpana pracą, zabrały jej łóżko i zmusiły by położyła się w popiele przy palenisku"
Bardzo rzadko na naszym rynku można spotkać się z książką o podobnej tematyce. To znaczy, jestem przekonana, że w ambitniejszej fantastyce tematyka własnie cyborgów, pół ludzi, pół robotów jest spotykana, jednak nie w pozycjach z gatunku young adults. Dla mnie była to miła odmiana. Lubię nieszablonowe tematy, a w dodatku - jak tutaj - przedstawione w bardzo ciekawy i nieco bajkowy sposób - trafiło to po prostu idealnie w moje gusta. Właśnie tego oczekiwałam po "Cinder" i właśnie to dostałam, dlatego nie mogę ośmielić się na powiedzenie, że jestem zawiedziona - jestem wręcz zadowolona bardziej niż myślałam, że zadowolona będę, choć od początku podejrzewałam, że ta lektura będzie czymś dla mnie.
Nie można również zapomnieć o dobrze skonstruowanej fabule. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na ten podpunkt, jednak tym razem nie mogłam tego nie zrobić. Moim zdaniem Marissa Meyer naprawdę idealnie rozplanowała akcję, zbudowała napięcie i klimat towarzyszące nam przez całą powieść, a zakończeniem odpowiedziała na może jedno z wielu, ale to wielu pytań. "Cinder" mimo sporej objętości przeczytałam w naprawdę krótkim czasie, po prostu gdy usiadłam za drugim razem, gdzie byłam już mniej więcej w połowie, nie mogłam się oderwać, póki nie skończyłam!
"Nie mogę pozwolić ci pójść z nami! Nie masz strojnych sukien i nie potrafisz tańczyć! Przyniosłabyś nam wstyd!"
I tytuł i okładka wskazują, że książka będzie miała trochę wspólnego z baśnią o Kopciuszku. I słusznie. Mamy tutaj tytułową Cinder, czyli Kopciuszka, okrutną macochę Adri oraz dwie siostry - Pearl i Peony, chociaż ta druga niekoniecznie aż tak bardzo zła. Do tego oczywiście nie mogłoby zabraknąć księcia Kaia piastującego oczywistą funkcję. Co prawda nie mamy tu odpowiednika typowej wróżki Chrzestnej, ale jest Iko - wierna przyjaciółka - android, która naszemu Kopciuszkowi take nie raz pomaga. Charaktery zostały nieco zniekształcone, a baśń nie stanowiła dla owej książki całkowitego wzorca, dlatego zakończenie nie było przewidywalne i cóż... gdybym musiała czekać kilka miesięcy na przeczytanie kolejnej części po zakończeniu takim jak tutaj, to chyba bym sobie coś zrobiła.
Oprawa graficzna w naszym kraju jest na plus, bo okładka prezentuje się przyzwoicie, na półce wygląda
również bardzo dobrze, ma skrzydełka, grzbiet się nie zagina. Jednak mimo to, okładka zaprezentowana obok podoba mi się nieco bardziej (choć wygląda trochę jak oprawa książki dla dorosłych. W sumie to nie wiem dlaczego tak mi się skojarzyło...). Największym minusem polskiego egzemplarza jest to, że czarna okładka jest bardzo podatna na zabrudzenia i otarcia i mój egzemplarz już po samej podróży pocztą nie wyglądał za ciekawie.
"Kiedy Kopciuszek zbiegał ze schodów, lewy pantofelek zsunął się z jej stopy."
A więc podsumowując, "Cinder" to książka, która idealnie trafiła w moje gusta. Oczekiwałam po niej sporo, ale też sporo dostałam i po skończeniu lektury jestem w pełni usatysfakcjonowana treścią, może niekoniecznie zakończeniem, jednak na szczęście drugi tom pt. "Scarlet" już czeka na mnie na półeczce. Wierzę, że będzie równie dobry, i mimo drugiej bohaterki, wątek Cinder także zostanie dalej poprowadzony. W takim wypadku nie pozostaje mi nic innego jak polecić "Sagę księżycową", bo uważam, że jest to pozycja naprawdę warta przeczytania, szczególnie dla osób, które przepadają za mniej zobowiązującymi powieściami, a chcą poznawać nowe warianty nawet i w takiej literaturze. A wiec debiutancką powieść młodej autorki polecam zdecydowanie i wiem, że jeszcze kiedyś do niej wrócę. Ode mnie 8,5/10.
"Zabrały jej piękne suknie, ubrały ją w stary fartuch, a na nogi włożyły drewniaki."
Pierwszy tom z "Sagi księżycowej" - "Cinder", to książka, którą z całej siły pragnęłam przeczytać od kiedy tylko pokazała się na półkach sklepowych, jednak okazja nadarzyła się dopiero teraz. Pewnie wiele osób za to uczucie, kiedy się czegoś długo i intensywnie wyczekuje, to potem ma...
„JEJ ŁZY SĄ ŁZAMI CIERPIENIA, ALE TAKŻE NADZIEI…”
„Stanta Olivia”, książka autorstwa Jacqueline Carey, autorki bestsellerowej serii „Kuszel” to pierwsza książka wydana przez filię Wydawnictwa Jaguar – Piąty Peron, i muszę powiedzieć, że PP wybrało sobie rewelacyjną książkę na start. Wzięłam ją do recenzji głównie skuszona okładką prawdę powiedziawszy, bo opis nie każe nam myśleć, że mamy do czynienia z czymś nie wiadomo jak oryginalnym... Nic bardziej mylnego.
Carmen Garron była kobietą pożądana przez mężczyzn, jednak musiała przeboleć dwójkę aby znaleźć w końcu takiego, który zawładnąłby jej sercem. Mały Tommy jednak nie miał okazji nacieszyć się ojcem. Gdy chłopiec już trochę żyje na tym świecie, niespodziewanie w życiu Carmen zjawia się Martin – ciemnoskóry mężczyzna, który wydaje się być dla niej przeznaczony. Jednak nie przypomina on w niczym innych ludzi, z którymi do tej pory kobieta miała do czynienia. Martin, bowiem ma zmodyfikowane genetycznie DNA, co czyni z niego istotę, której nie jest dane osiedlić się na stałe w świecie ludzi głównie z tego powodu, że nie czuje strachu. Jego gatunkowi nie pozwolono mieć potomstwa. Jednakże, nie wiadomo jakim sposobem, Carmen po jakimś czasie dowiaduje się, że jest w ciąży. Sielanka jednak nie trwa długo. Danny Garza, którego Carmen w przeszłości odrzuciła, jest gotów wydać Martina, czym niewątpliwie skazałby go na śmierć. Kobieta, chcąc ratować ukochanego każe mu wyjechać. Takim oto sposobem Martin-bez-nazwiska znika z życia Carmen Garron zostawiając ją w zaawansowanej ciąży z dzieckiem które będzie nie wiadomo czym.
Nadchodzi dzień Świętej Oliwii. Tenże dzień wybiera sobie mała Loup na wyjście z łona matki. Czym będzie dziewczynka? Jak poradzi sobie w świecie, skoro nie zna uczucia strachu i nie będzie wychowywana przez sobie podobnych? Jednak brat Tommy, którego fascynacja boksem staje się celem życiowym, pomaga Loup i dziewczynka wyrasta na wartościową nastolatkę, która będzie zmuszona zamieszkiwać kościelny „sierociniec”, jednak ludzie z jakimi będzie tam miała do czynienia, okażą się wartościowymi i niezastąpionymi przyjaciółmi, którzy zaakceptują ja taką jaka jest. Loup zdaje sobie sprawę z tego, że może być złapana, jednak chęć zemsty mobilizuje ją do tego, aby zdolnościami bokserskimi mogła pokonać tą jedną osobą, którą tak bardzo chce pokonać, mimo że wie, iż ze względu na wynik walki, zostanie najprawdopodobniej zamknięta w klatce. Czy Loup da radę, czy zwycięży? Czy przeżyje? Czy jej druga połówka będzie przy niej, czy może Loup będzie skazana na samotność? Jak skończy się ta historia?
Oj, rzadko rozpisuję się aż tak odnośnie fabuły, jednak i tak mogłabym spokojnie jeszcze coś napisać, nawet bym chciała, ale nie chcę za bardzo spoilerować. Akapit po fabule zazwyczaj poświęcam narracji, więc nie widzę powodu aby zrobić odstępstwo od reguły. W tym wypadku jest ona trzecioosobowa, bo nie wyobrażam sobie żeby było inaczej skoro poznajemy Loup od noworodka, a raczej narracja z punktu widzenia dziecka nie byłaby strzałem w dziesiatkę ;) Pierwsze strony zapoznają nas z matką dziewczyny, kiedy to miała 17 lat, a ostatnia strona poświęcona jest Loup po osiemnastych urodzinach, więc w książce opisane jest według moich obliczeń… 28 lat. Ktoś czytając to zdanie mógłby aż rozszerzyć oczy ze zdziwienia, albo się zniechęcić, lecz zniechęcenie zdecydowanie odradzam. Pierwsze dziesięć lat opisywane jest na jakichś… pięćdziesięciu stronach? Coś w ten deseń. Dalej już rodzi się Loup i zaczynają się czasem większe, czasem mniejsze przeskoki w czasie, jednak nawet przez jeden moment nie poczułam żadnej luki. Wszystko co się działo było dokładnie przemyślane i nawet nie miałam kiedy poczuć się znużona… Ja tą książkę przecież dosłownie pożarłam!
Jestem fanką książek fantastycznych, jednakże wprost uwielbiam te z pociągajacym wątkiem romantycznym, który aż zachęca do kontynuowania serii i nie pozwala oderwać się od kartek, a nigdzie na oprawie „Santa Olivia” nie widniała nawet jedna informacja o tym, że takowy wątek w książce będzie dlatego czułam się troszkę zniechęcona, ale oczywiście, jak widać, przemogłam się i teraz cholernie się z tego cieszę, bo, nie ukrywam, że nie spodziewałam się czegoś takiego, oraz nigdy nie miałam z tym styczności w książkach tego gatunku, ale uważam to co zrobiła Carey za strzał w dziesiątkę (powtarzam się?). W końcu coś innego! Pewnie niektóre osoby to zrazi, ale ja osobiście tylko na coś takiego czekałam : )
Jeśli mowa o bohaterach to tu też sporo powiem, bowiem mamy ich tu po prostu mnóstwo. Loup, główna bohaterka, ogromnie przypadła mi do gustu. W większości książka skupia się na okresie, kiedy dziewczyna miała 16-18 lat, jednakże nawet gdy była dwunasto - trzynastolatką, nie sprawiała wrażenia infantylnego dziecka, a dojrzałej już można by powiedzieć nastolatki. W drugiej kolejności nie wypadałoby nie zwrócić uwagi na Pilar, która przez większość czasu była rewelacyjna z tym swoim charakterkiem, choć, jak sama mówiła, jej płytkość była w pewnych momentach namacalna. Ale i tak coś kazało mi ją lubić. T.J., Mack, C.C. to chłopcy należący do Santitos, jednak żadnemu z nich nie udało się zawładnąć sercem głównej bohaterki. Byli po prostu dobrymi przyjaciółmi. Czasem udzielali Loup reprymend, czasem uczyli ją całować, czasem pomagali… Oczywiście dziewczyn tam też się parę znalazło. Katya – powierzchniowa, typowa, żeby nie użyć obraźliwego słowa – niemiła osoba, choć na koniec nawet ona okazała się w porządku. Szalona Jane, pseudonim i już wiadomo jaka była Jane, oraz nieśmiała, bujająca w obłokach, Maria. No i oczywiście jeszcze Pilar, która dołączyła do nich najpóźniej. Jednak przecież w książce nie mieliśmy do czynienia jedynie z postaciami z Santitos. Trochę uwagi także należy się Miguelowi Garza (nie wiem czy jego nazwisko się odmienia…), który na początku był niesamowicie chamski dla Loup i jej brata, dokuczał im na każdym kroku, lecz teraz był nawet w stanie pomagać dziewczynie. Nie jestem tego pewna w stu procentach, ponieważ mój angielski leży i kwiczy, ale z pierwszego rzutu oka na opis drugiej części tejże książki na Goodreads, wynika, że druga część będzie poświęcona właśnie Miguelowi. To dobrze, czy źle? Dla mnie źle, bo zbyt polubiłam Loup i chcę wiedzieć co dalej będzie się u niej działo. Poza tym należy jeszcze zwrócić uwagę na księdza oraz siostrę w kościele, w którym przebywały dzieci. Zacznijmy od tego, że mieli wspólną sypialnię, choć na szczęście poza tym żadnej informacji o ich… współżyciu nie było. Co do ich stosunku do Boga itd… Nie za bardzo wiem jak ich określić… Pod koniec, przed walką Loup, gdy zobaczyła księdza, który się modlił pomyślała (to nie jest cytat) „Pewnie pierwszy raz robi to bez cienia sarkazmu w głosie”, co w pewnym sensie obrazuje to co chcę powiedzieć. Cholera, za bardzo się rozpisuję, pewnie nawet nikt tego nie przeczyta…
O, teraz będzie krócej, bo o oprawie graficznej. Okładka jest rewelacyjna, bardzo stonowana, wszystko ładną czcionką, grzbiet taki elegancki, nie jest na nim nawalone nie wiadomo co, ładnie wygląda na półeczce. Jedynym minusem jest to, że jakoś tak ta okładka nie pasuje mi do tego co działo się w tej książce… Chociaż, po głębszej analizie… No i rzecz na którą ja się w książkach zawsze upieram – skrzydełka! A właściwie ich brak. Już po przeczytaniu wiedziałam, że będę „Santę Olivię” pożyczała, i irytujące jest to, że mimo iż po moim przeczytaniu książka wygląda jak nowa, pewnie jak ktoś ją dorwie już taka nie będzie. Ale no cóż, bywa ;) W każdym bądź razie, poza tym czcionka w środku jest przyswajalna, bez żadnej rewelacji ale jak to Jaguar (przepraszam, Piąty Peron) – czuję się zaspokojona.
Nareszcie zakończenie,a tak miło mi się tę recenzję pisało! Jak widać, zachwytów jest tu mnóstwo bo po prostu się to tejże książce należy. Czytałam już bardzo dużo książek od wydawnictwa Jaguar i mimo, ze wiele mi się bardzo podobało, np. „Pomiędzy”, „Dzieci cienie”, czy „Straż” to nigdy nie mogłam zmusić się aby książce od tego wydawnictwa dać maksimum punktów w skali, a teraz właśnie to robię, bo „Santa Olivia” zawładnęła moim sercem. Była książką, po której przeczytaniu chciałam ją przeczytać jeszcze raz, a rzadko tak mam! Zdecydowanie polecam twórczość pani Carey w tej odsłonie fanom fantastyki. Tak więc ode mnie 10/10. Niewątpliwie zostanie ta książka w moim sercu i pamięci na bardzo, bardzo długo. No, a jak zacznę ją zapominać to przeczytam jeszcze raz!
„JEJ ŁZY SĄ ŁZAMI CIERPIENIA, ALE TAKŻE NADZIEI…”
„Stanta Olivia”, książka autorstwa Jacqueline Carey, autorki bestsellerowej serii „Kuszel” to pierwsza książka wydana przez filię Wydawnictwa Jaguar – Piąty Peron, i muszę powiedzieć, że PP wybrało sobie rewelacyjną książkę na start. Wzięłam ją do recenzji głównie skuszona okładką prawdę powiedziawszy, bo opis nie...
2011-04-18
Po raz pierwszy miałam styczność z Lauren Whitcomb, i mimo, iż było na okładce napisane, że jest to jej pierwsza powieść, mam nadzieję, że nie ostatnia ,gdyż chętnie siegnę po inną pozycję tej autorki, bo "Światła pochylenie" mnie oczarowało. Podchodziłam do tej książki z pewnym dystansem - jest krótka, więc szybko się przeczyta, oraz opis nie za bardzo zachęcający. Myliłam się niewyobrażalnie. Książka jest niepowtarzalna i wywołała u mnie naprawde wiele emocji - śmiałam się i płakałam, chociaż muszę przyznać, że częściej to drugie.
Helen, od 130. lat zmarła dziewczyna, przebywała właśnie na lekcji angielskiego prowadzonej przez swojego gospodarza, gdy po raz pierwszy od śmierci poczuła, że patrzą na nią ludzkie oczy. Nie na tablicę przy której stała, tylko centralnie na nią. Pierwsze wrażenie było takie, że się wystraszyła. Unikała tego niczym się nie wyróżniającego chłopaka, ale on cały czas ją widział. Ciekawość Helen zwyciężyła i w końcu, po długich przekonywaniach samej siebie zagadała do chłopaka. Jakież było zdziwienie, gdy jej powiedział, że należą do tego samego "gatunku". Że oboje są Światłem. Czyż w takim razie nie są parą idealną? Owszem, są.
Helen, po pewnym czasie, za namową Jamesa wstąpia w ciało religijnej Jenny, podczas gdy James rządzi ciałem byłego ćpuna - Billy'ego. Oboje musza sie uporać z problemiami, jakie mają Jenny i Billy w domu, a nie przychodzi im to łatwo - Billy nie ma rodziców, a starszy brat traktruje go jak śmiecia, przez to, że ćpał. Rodzice Jenny za to są niesamowicie religijni, przez co dziewczyna praktycznie nie może mieć życia poza kościołem i domem. Swój związek zachowują w tajemnicy przed rodzinami, jednak w szkole nie kryją się z uczuciami, co nadaje ładny charakter książce.
No dobrze, dość już o fabule, bo za dużo zdradzić nie mogę, powiem tylko, że "Swiatła pochylenie" jest pozycją zdecydowanie wartą uwagi i mimo, że ma zaledwie dwieście parę stron, wcale się tak szybko nie czyta. Czasem po prostu można czuć potrzebę odłożenia tej ksiązki, by po jakims czasie, czy następnego dnia znowu do niej wrócić. Przynajmniej u mnie tak było. Moge jescze tylko powiedzieć, że strasznie zazdroszczę autorce tego, jak za pomocą pisanych słów potrafi wywołac u czytelnika tak wyraźne emocje i uczucia. Składam pokłony i "Światła pochylenie" polecam każdemu. Ode mnie 10/10.
Po raz pierwszy miałam styczność z Lauren Whitcomb, i mimo, iż było na okładce napisane, że jest to jej pierwsza powieść, mam nadzieję, że nie ostatnia ,gdyż chętnie siegnę po inną pozycję tej autorki, bo "Światła pochylenie" mnie oczarowało. Podchodziłam do tej książki z pewnym dystansem - jest krótka, więc szybko się przeczyta, oraz opis nie za bardzo zachęcający. Myliłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-05-18
Do tej pory moją ulubioną serią, były "Dary Anioła" Cassandry Clare. Po skończeniu "Żelaznego Króla" na zakładce, wydałam takie oto oświadczenie:
"Ja, Paulina G********** wszem i wobec ogłaszam światu, że książka pod tytułem "Żelazny Król" autorstwa Julie Kagawa pobiła na łeb, na szyję trylogię "Dary Anioła" autorstwa Cassandry Clare i wszystkie inne książki jakie kiedykolwiek czytałam oraz < o mój Boże, nigdy nie spodziewałam się, że zaistnieje w literaturze jakiś chłopak, który podbił moje serce skuteczniej niż Jace> wszem i wobec ogłaszam, ze... ASH jest zaje*****."
PRZYJAŹŃ+ZAGADKA+HUMOR+MIŁOŚĆ+ MOTYW A'LA "ALICJA W KRAINIE CZARÓW"= KSIĄŻKA KTÓREJ NIE BĘDZIECIE W STANIE ZAPOMNIEĆ.
Do tej pory moją ulubioną serią, były "Dary Anioła" Cassandry Clare. Po skończeniu "Żelaznego Króla" na zakładce, wydałam takie oto oświadczenie:
"Ja, Paulina G********** wszem i wobec ogłaszam światu, że książka pod tytułem "Żelazny Król" autorstwa Julie Kagawa pobiła na łeb, na szyję trylogię "Dary Anioła" autorstwa Cassandry Clare i wszystkie inne książki jakie...
2010-09-05
2010-09-19
Gdy przeczytałam opis pierwszej części Igrzysk ( przez przypadek) od razu się skrzywiłam i stwierdziłam ze raczej mi się nie spodoba.
Jednak na pewnym zaufanym forum zobaczyłam że opinie o tej książce są bardzo pochlebne - że główna bohaterka jest silna i potrafi dać sobie radę sama oraz że występuje mój ulubiony wątek - walka dwóch chłopaków o jedną dziewczynę, główną bohaterkę.
Wracając do tematu. Po preszczytaniu jak najbardziej pozytywnych opinii, stwierdziłam "A co mi tam!" poszłam do empiku z zamiarem kupienia jakiejkolwiek ciekawej książki i natknęłam sie na nią. Okładka mnie jeszcze bardziej zachęciła o kupna więc bez wątpliwości - kupiłam ją. Nie zawiodłam się. Jest to aktualnie moja ulubiona książka. Uwielbiam to że tak dużo się w niej dzieje, nagłe zwroty akcji, niepewna miłość Katniss do Peety jak i do Gale'a.
Jeśli mam nawiązać do bohaterów:
Katniss - silna, nie obrazkowa piękność ( chciaż współcześnie napisane książki np. Zmierzch Opierają się na opinii "Chuda, ładna ale nie idealna i nie zabardzo wiedząca co ze sobą zrobić) Podobała mi się główna bohaterka co zdarza mi się rzadko. Orginalne imię i to jak chroniła siostry, udawała miłość do Peety. Jedyne co mnei denerwowało : w drugiej części ciągle myślała "W końcu to moje pożegnanie", "Teraz będę dbać o Peetę", "Już nigdy więcej go nei zobaczę", "Nie dali mi się pożegnać". To mnei tak denerwowało! Mimo to plus :)
Peeta - Muszę powiedzieć że po prostu go nie lubię. Uważam że ot tak sobie zjawił sie w życiu Katniss, zakochuje się w niej i nie pozostawia jej innego wyboru jak tylko zgadzać się z jego decyzjami. Przepraszam, ale minus.
Gale - To był według mnei książkowy ... ideał chłopaka. Uwielbiałam go od samego początku mimo że mało go w pierwszej części było, w drugiej też nie za wiele, ale jednak dużo dla głównej bohaterki znaczył. Myślę ze kochał ja od zawsze tylko jak poczuł ze może ją utracić dopiero zdał sobie z tego sprawę. Meega plusik ;)
Rue - Do niej odrazu zdobyłam sympatię :) Może to prrzez to że Katniss tak pozytywnie o niej mówiła. Nie wiem. Plus.
Cinna - Uwielbiałam chłopa. Był moją drugą ulubioną postacią w książce zaraz po Gale'u. Tylko jakoś nie mogłam wyobrazić sobie płonącej sukni ślubnej przeistaczajacej się w czarną suknię z piórami...
Na podsumowanie mogę powiedzieć ( jak widać) że postacie w tej książce miały doskonale dobrane charaktery jak na swoją "rolę"
Tak na marginesie - myślę że wybierze Gale'a :D\
Boska książka , Polecam!
Gdy przeczytałam opis pierwszej części Igrzysk ( przez przypadek) od razu się skrzywiłam i stwierdziłam ze raczej mi się nie spodoba.
Jednak na pewnym zaufanym forum zobaczyłam że opinie o tej książce są bardzo pochlebne - że główna bohaterka jest silna i potrafi dać sobie radę sama oraz że występuje mój ulubiony wątek - walka dwóch chłopaków o jedną dziewczynę, główną...
"Nie będę się bać"
Pierwszy raz na "Szklany tron" natrafiłam w empiku, gdy ta książka była na przecenie. Od razu mnie zaintrygowała, jednak wtedy jeszcze się powstrzymałam od zakupu i trochę poczytałam opinii na jej temat, co sprawiło, że nabrałam na powieść Sarah J. Maas jeszcze większej ochoty. Na moje szczęście, niedługo później natrafiłam na genialną przecenę na fabryka.pl i nabyłam tę lekturę za przysłowiowe grosze i niewiele się zastanawiając - kupiłam. Musiała trochę poleżeć na półce i poczekać na swoją kolej, jednak gdy już zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać!
Celaena Sardothien to dziewczyna, która po stracie rodziców w wieku ośmiu lat, została wyszkolona na płatną zabójczynię. Stała się jedną z najlepszych w swoim fachu, mało było takich, którzy by o niej nie słyszeli. Jednak w wieku siedemnastu lat dziewczyna dała się złapać i została skazana na niewolniczą pracę w kopalni soli Endovier. W takich miejscach ludzie nie żyją długo. Jednak dziewczynie udało się wytrzymać rok. Po tym czasie, niespodziewanie, dostaje dziwną propozycję od księcia Doriana - następcy tronu. Dziewczyna ma wziąć udział w turnieju, wraz z dwudziestoma trzema innymi zawodnikami, i zawalczyć o tytuł Królewskiej Obrończyni, czyli osoby, która wykonywałaby za króla brudną robotę. Jeśli wygra - po czterech latach służby odzyska wolność, jednak jeśli przegra - z powrotem wyląduje w kopalni. Wybór nie wydaje się trudny. Celaena musi odnieść zwycięstwo za wszelką cenę. Niespodziewanie jednak, w dziwnych okolicznościach, w tragiczny i nieludzki sposób, giną inni uczestnicy turnieju. Z jednej strony – zawodników jest coraz mniej, lecz z drugiej – nigdy nie wiadomo, czy to nie dziewczyna zostanie następną ofiarą. W dodatku Celaena na każdym kroku ma styczność z tajemniczymi Znakami Wyrda, które zdają się być czymś więcej niż to, co mówią o nich książki dostępne w zamkowej bibliotece. Czy dziewczynie uda się dotrzeć do finałowej rozgrywki? Czy zabójca nie będzie chciał jej dopaść? A jakie motywy ma kobieta, którą zabójczyni zaczęła traktować jak przyjaciółkę? I czy to, że niektórzy ludzie zrobili wszystko, aby wypędzić magie ze świata, oznacza, że w rzeczy samej, zniknęła ona naprawdę?
Rany! Ta książka naprawdę ma w sobie „to coś”! Prawdę mówiąc, mimo tych wszystkim pozytywnych opinii i w ogóle, trochę zwlekałam z rozpoczęciem, jednak dosłownie nie mogłam odłożyć egzemplarza na bok podczas czytania, tak się wciągnęłam! Już dawno nie czytałam książki, która tak bardzo byłaby najzwyczajniej w świecie - w moim stylu. Takie powieści, jak ta napisana przez Sarah J. Maas zawsze sprawiają, że przypominam sobie, dlaczego kocham czytać, fantastykę, oraz obszerne powieści. Naprawdę cieszę się, że na tej nieszczęsnej przecenie udało mi się upolować egzemplarz, bo gdybym przegapiła teraz „Szklany tron”, boję się, że nigdy nie miałabym szansę na przygodę z tą pozycją, i nawet nie wiedziałabym ile straciłam!
Narracja powieści jest trzecioosobowa, co jak najbardziej wpływa pozytywnie na czytaną treść, bo mamy tu spory wachlarz przeróżnych bohaterów i dzięki temu, poznajemy z bliska nie tylko Celaenę, a także wszystkich naokoło niej. Świat przedstawiony opisany jest idealnie. Autorka wszystko przedstawiła w taki sposób, że czytając, po prostu nie dało się nie wczuć w sytuację głównej bohaterki, ja się z nią utożsamiłam bez najmniejszego problemu i myślę, że problem z tym mieliby tylko Ci, którzy by po prostu uważnie powieści nie czytali.
Bohaterzy, to po prostu cudowna wisienka na torcie! Prawdę mówiąc, po lekturze „Szklanego tronu” bez większego zastanowienia mogę powiedzieć, że Celaena znajduje się w pierwszej trójce moich ulubionych bohaterek! Ta dziewczyna jest genialna, a w dodatku, bardzo często odnosiłam wrażenie, że podobna do mnie (ze mnie również jest okropny nerwus). Niczego bym w niej nie zmieniła. No i dalej mamy Chaola, jej osobistego ochroniarza, można by powiedzieć, oraz Doriana, księcia, który zamiast innymi księżniczkami, interesuje się… właśnie zabójczynią! Występuje tu więc dość wyraźny trójkąt miłosny, ale mimo tego, że jest dość ważnym elementem, to nie jest na pierwszym planie, nie rzuca się tak bardzo w oczy, dzięki czemu, śmiem twierdzić, że ta pozycja z pewnością nadaje się dla czytelników obu płci. Co do pozostałych bohaterów – również wykreowani z rozmysłem i pomysłem, naprawdę podobało mi się ich przedstawienie oraz relacje, jakie autorka między nimi stworzyła.
Okładka nie należy do najpiękniejszych, jakie w życiu widziałam, jednak nie mam jej nic do zarzucenia. Nie oddaje co prawda zbyt dokładnie wyglądu bohaterki ani jej ubioru, jednak mimo to wpasowuje się w klimat powieści, a więc jest ok. Mój egzemplarz był niestety nieco niedokładnie sklejony, jednak wydaje mi się, że po prostu mi trafił się taki felerny, nie wszystkie musza takie być. No i jeszcze nie pogardziłabym skrzydełkami, ale to również da się przeżyć. Jednak, mimo wszystko uważam, że nasza okładka prezentuje się zdecydowanie lepiej od tej zaprezentowanej obok :)
A więc podsumowując! Przy „Szklanym tronie” bawiłam się wyśmienicie! Idealna dawka zagadek, tajemnic, magii, romansu, oraz czarnego humoru, zwieńczona jeszcze dodatkiem wyśmienicie wykreowanych bohaterów. Nic tylko czytać! Niezależnie od innych czynników, jeśli tylko ktoś lubi książki w podobnym klimacie, jestem pewna, że powieść Sarah J. Maas połknie i będzie tak nienasycony jak ja! Co prawda, na szczęście następna część już niedługo, jednak ja jeszcze mam zamiar dorwać dwa opowiadanka, mówiące o losach Celaeny, przed przygodami opisanymi w pierwszym tomie. A wam serdecznie polecam zapoznanie się z tą serią, bo naprawdę warto! Ode mnie zdecydowane 9/10, nie mogę się zmusić do postawienia niższej noty. A mówią, że następna część jeszcze lepsza!
http://reviev-books-by-me.blogspot.com/2014/02/szklany-tron-sarah-j-maas.html
"Nie będę się bać"
więcej Pokaż mimo toPierwszy raz na "Szklany tron" natrafiłam w empiku, gdy ta książka była na przecenie. Od razu mnie zaintrygowała, jednak wtedy jeszcze się powstrzymałam od zakupu i trochę poczytałam opinii na jej temat, co sprawiło, że nabrałam na powieść Sarah J. Maas jeszcze większej ochoty. Na moje szczęście, niedługo później natrafiłam na genialną przecenę na...