-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2015-08-11
2015-05-04
"Starter" Lissa Price, czyli jawne ostrzeżenie
Książkę Lissy Price również upolowałam na przecenie biedronkowej.
Ci, którzy czasami lubią sięgnąć po dobrą książkę, na pewno wiedzą o czym mówię.
Starter dość niedawno zrobił się popularny wśród amerykańskich i polskich booktubach oraz blogach literackich.
Jednak ja pragnę przyznać się do małego, maluteńkiego grzeszku - nie wiedziałam o czym książka jest, do momentu, w którym nie usiadłam z nią już spokojnie na kanapie w salonie. W pierwszym odruchu zobaczyłam okładkę i decyzja została podjęta za mnie. To książka ją podjęła. Zmanipulowała mnie swoim wyglądem. Tak więc oceniłam po okładce i zadowolona poszłam do domu...
Ale przejdźmy do recenzji :)
Opis książki:
Główną bohaterką jest Cellia, nastoletnia dziewczyna, która od roku jest skazana na życie w biedzie i niedostatku wraz ze swoim chorym bratem Tylerem i przyjacielem Michaelem. Wszystko przez wojnę bakteriologiczną, która podzieliła kraj między ludzi młodych - Starterów i starych - Enderów. Pod względem materialnym wymienione klasy społeczne różnię się diametralnie. Enderzy żyją w luksusie, Starterzy walczą a przetrwanie każdego dnia.
W środku całego zamieszania, znajduje się niepozorna instytucja Prime Destinations, potocznie zwana bankiem ciał. To właśnie wtedy wszystko się zaczyna - kiedy Cellia decyduje się zostać dawcą.
Jaka jest stawka? Przyjaźń, miłość, życie i śmierć. W dosłownym znaczeniu.
Moja opinia:
Nie owijając w bawełnę, przejdę do meritum mojej wypowiedzi - książka jest zajebista. Krótko mówiąc. Baaardzo krótko mówiąc. Niestety, ale w moim przypadku, kiedy książka jest bardzo, ale to bardzo dobra, brakuje mi słów żeby ją opisać, podzielić się wrażeniami i odczuciami. Natomiast kiedy książka jest mniej niż przeciętna, znajduję wiele argumentów za tym, aby odwieść moich znajomych od kupowania jej. Czy to oznacza, że jestem hejterem?!
Już od pierwszych stron, fabuła i akcja powalają na kolana. Tempo przewijających się wydarzeń, coraz to nowsze informacje i zapętlenia... Lissa nie pozwala się nam nudzić ani przez chwilę. I niestety, ale to właśnie ten fakt może być powodem tego, że postaci nie są zbyt realistycznie i przekonywujące. Myślę, że autorka bardziej skupiła się na tworzeniu akcji i zapętleń, niźli na bohaterach. W niektórych momentach mamy ochotę poznać ich osobiste myśli, dowiedzieć się co czują i co nimi kieruje. Jednak kompletnie nie przeszkadza to w czytaniu. Absolutnie nie mam tego autorce za złe, biorąc pod uwagę fakt, że udało jej się stworzyć coś tak niesamowitego.
Cała historia jest napisana trochę na styl Igrzysk Śmierci o czym zostajemy poinformowaniu już po przeczytaniu okładki. Tak więc dla fanów Katniss Everdeen będzie to zdecydowanie gratka literacka.
Przejdźmy teraz do wyżej wspomnianej okładki. Ach... okładka, okładka, okładka. Gdyby można było adoptować okładki, ta byłaby moim dzieckiem numer jeden. Jestem nią całkowicie oczarowana! Osobiście lubię styl prosty, a w moim życiorysie dominuje czerń i biel z elementami szarości no i może z kapką niebieskiego dla przełamania. Tak więc spójrzcie tylko na prawo. Czy może być coś lepszego dla Anonimowej Panny niż to cudeńko? Kiedy wyszłam z biedronkowego supermarketu, a dzień był wyjątkowo słoneczny, obróciłam okładkę tak, żeby inni mogli podziwiać moją zdobycz. Wymachiwałam nią przed oczyma każdej napotkanej osobie, a do tego Starter tak cudownie mienił się w słońcu... tak. Zdecydowanie kocham starterową okładkę.
Poza tym, dla fanów romansów mamy również wątek miłosny, jednak trzeba przyznać, że nie jest on jakoś szczególnie rozbudowany, więc niektórzy mogą się rozczarować. Proponuję jednak uwierzyć mi na słowo - wspaniała akcja wynagrodzi Wam wszystko :)
Wątek polityczny? A jakże! Wręcz powiedziałabym, że przestroga.
Nie wiem co o tym myśleć, ale przez ostatnie dwa może trzy lata, spotykam się z wieloma książkami dotyczącymi przyszłości i tego, jak człowiek sam dla siebie może stanowić zagrożenie. Dla siebie i dla całego świata. W Starterze było podobnie. Myślę, że próba ukazania przyszłości w fabule książkowej jest dobrym sposobem na to aby przestrzec jak i zachęcić do rozwoju społeczeństwa - unowocześnianie świata może przynosić korzyści tylko wtedy jeśli będzie prowadzone odpowiednią drogą. Jeśli zboczymy z kursu może okazać się tragiczne w skutkach.
Uważam, że podobny komunikat próbowała przekazać nam pani Price i twierdzę, że doskonale jej się to udało.
A dla leniuchów, krótkie streszczenie mojej recenzji:
Lecieć już teraz i kupować jeszcze szybciej! Nie pożałujecie ;)
zapraszam na bloga: www.anonimowa-panna.blogspot.com
"Starter" Lissa Price, czyli jawne ostrzeżenie
Książkę Lissy Price również upolowałam na przecenie biedronkowej.
Ci, którzy czasami lubią sięgnąć po dobrą książkę, na pewno wiedzą o czym mówię.
Starter dość niedawno zrobił się popularny wśród amerykańskich i polskich booktubach oraz blogach literackich.
Jednak ja pragnę przyznać się do małego, maluteńkiego grzeszku - nie...
2015-05-13
Girl Online jest to pierwsza powieść sławnej brytyjskiej jutuberki Zoelli Sugg, prowadzącej vloga kosmetyczno-rozrywkowego. Jej kanał subskrybuje ponad 8 milionów osób, co potwierdza jej rozpoznawalność i powszechne uwielbienie wśród brytyjskich nastolatek.
Babka ma ładną - nawet bardzo- buzię i zaraża ludzi optymizmem opowiadając o własnych przeżyciach - dobrych i złych no i oczywiście kosmetycznych doświadczeniach.
Idąc jej (prawdopodobnym) tokiem rozumowania, skoro podbiła "jutube" może też podbić świat literacki. Tak oto narodziła się Girl Online.
Pytaniem jest - bękart czy upragnione dziecko?
Przechodząc do opinii, chciałabym na wstępie uderzyć się w pierś, mówiąc najgłośniej jak potrafię "moja bardzo wielka wina". Tak. Bo to moja wina, że chwyciłam po książkę będąc w zupełnie nieodpowiedniej kategorii wiekowej. I to moja wina, że uznałam ją za lekki chłam.
Ale cóż poradzę- ja chwytam za wszystkie książki, a co dopiero za te "biedronkowe", przecenione z 40 na 25 złotych!
Bowiem Girl Online poleciłabym dziewczynom(chłopcom?) w przedziale wiekowym od 10 do 14 lat.
I nie zrozumcie mnie źle, książka jest dobra. Ale zwyczajnie nie dla mnie! Bo ja z "za bardzo lekkich" książek wyrosłam i nie dla mnie opowieść o nastolatce, która zakochuje się w (SPOJLER!!!!! ---> ) sławnym gitarzyście.
A zaczęło się tak...
Była sobie Penny z Anglii i był sobie Noah z Brooklynu. Penny to oczywiście ogromna niezdara, którą każdy musi ratować, a Noah to słodziutki chłopak z pięknym głosem i potrzebą zaopiekowania się właśnie taką szczęściarą, jak główna bohaterka.
Penny prowadzi także bloga o nazwie Girl Online, w którym opisuje swoje życie i przemyślenia. Poczynając od zerwania przyjaźni z Megg, dziewczyną która stała się nie do zniesienia odkąd zagrała w reklamie kleju, a kończąc na wspólnym wyjeździe z rodzicami i najlepszym przyjacielem Eliotem do Nowego Jorku.
Dalej chyba każdy mniej więcej wie co się wydarzy. Jak to w takich powieściach bywa, mamy serduszka i kwiatki, troszkę pikanterii (ale tylko troszkę) no i happy endzik kończący się całusem.
A ja mówię NIE i niezadowolona odstawiam książkę na półkę.
Pierwsze co mnie zniechęciło, to imię głównej bohaterki. Niby banalna sprawa, ale jednak zawsze kiedy czytałam "Penny" przekształcałam je w "Pony", a w głowie majaczył mi różowy kucyk z zębami.
Co mnie zachwyciło to ta cudownie twarda okładka, której grzbiet pozwala na swobodne czytanie książki nawet w samym środeczku, a także na swobodne przewracanie cudownie pożółkłych stron. Tak. Oprawą graficzną jestem i byłam OCZAROWANA.
Natomiast sama historia? E-e. Zdecydowanie nie dla mnie. Bo warsztatowo książka jest naprawdę dobrze napisana, przyznaję. Fabuła trzyma się kupy, wszystko jest jasne i przejrzyste.
Ale w końcówce pojawia się problem. Jest ZBYT jasne i ZBYT przejrzyste. Całkowicie do przewidzenia akcja, zachowanie bohaterów i jakiekolwiek inne wydarzenia.
Autorką, wbrew pozorom, rozczarowana nie byłam. Ja sama czasami lubię pooglądać kanał Zoelli, na którym wygłupia się z bratem (tak, oglądanie życia innych może okazać się fascynujące [odmóżdząjące?]) i powiedzmy sobie szczerze, nie spodziewałabym się po niej niczego bardziej ambitnego, więc kciuk w górę za to, że w ogóle książka powstała. Kilka lat wstecz i na pewno biłabym brawo.
Bo gdyby się uprzeć, książkę czyta się lekko i przyjemnie. Spędzony z nią czas określam jak miły, jednak nie było to standardowe ŁAŁ, które towarzyszy mi po ukończeniu dobrej (przynajmniej dla mnie) książki.
Podsumowując, Gir Online polecam nastolatkom, które moją ochotę na idealny romans i wątek przyjaźni, jednak jeśli ktoś jest w "innej" kategorii wiekowej może czuć lekki niedosyt.
Dałabym... 5/10?
Zapraszam na bloga: www.anonimowa-panna.blogspot.com
Girl Online jest to pierwsza powieść sławnej brytyjskiej jutuberki Zoelli Sugg, prowadzącej vloga kosmetyczno-rozrywkowego. Jej kanał subskrybuje ponad 8 milionów osób, co potwierdza jej rozpoznawalność i powszechne uwielbienie wśród brytyjskich nastolatek.
Babka ma ładną - nawet bardzo- buzię i zaraża ludzi optymizmem opowiadając o własnych przeżyciach - dobrych i złych...
2014-10-12
Rzadko kiedy masz do czynienia z książką, która odzwierciedla wszystko, o czym kochasz czytać. Kiedy już takową znajdziesz, po ukończeniu jej pozostaje ci tylko pustka w duszy, wypalona dziura w sercu. Łzy wielkości grochu spływają po twoich policzkach i jedyne co robisz, to zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego? Dlaczego to koniec?!”. No… co innego jak czekają na Ciebie kolejne tomy z serii…
Ha! Wygrałam życie!
Bohaterką książki jest Violet Ambrose, uczennica drugiej klasy liceum. Chodzi do szkoły, uczy się pilnie (przynajmniej stara) i przyjaźni z Jayem Heatonem, do którego czuje coś znacznie więcej. Jednak poza tym, Violet jest osobą znacznie ciekawszą, niż się zdaje. Posiada szczególny dar – potrafi wyczuwać zmarłych.
Tymczasem seryjny zabójca osacza miasteczko, zabijając młode dziewczyny z dziką satysfakcją. Vi nie spodziewa się, że to właśnie do niej, będzie należeć brudna robota.
Podobało mi się w tej książce absolutnie wszystko, dlatego nie mam zielonego pojęcia, jak powinnam zacząć, żeby ta recenzja chociaż sprawiała wrażenie mądrej i skrupulatnej…
Na początek poruszę temat fabuły.
Większość książek dla nastolatków zwykle opowiada o wielkiej miłości, z jakimiś CIEKAWYMI wydarzeniami W TLE, co jest odrobinę przytłaczające, kiedy chcesz odpocząć od pary miażdżących się nastolatków, jednak smucisz się, gdy uświadamiasz sobie, że autor wcale nie ma zamiaru ci ulżyć. Tutaj tak nie było. Kimberly przedstawiła wątek romansu i thrillera z takim samym zaangażowaniem, przez co ani na chwilę nie można było się nudzić.
Bardzo podobał mi się pomysł, jaki miała autorka, na dodanie odrobiny dreszczyku do swojej książki. Morderca i martwe ciała to trochę stereotypowy wątek, ale kiedy dodała rozdziały z perspektywy takowego zabójcy – jego uczucia, przemyślenia, powstał prawdziwy majstersztyk. Dodatkowo umiejętności znajdowania zmarłych Violet dodawały temu jeszcze większej świeżości. Bardzo zaimponowało mi, kiedy czytając fragmentu o znalezionych ciałach, lub gdy Violet była W TRAKCIE ich znajdowania, odczuwałam autentyczny strach. Nie często autor książki potrafi wprowadzić czytelnika do tak głębokich stanów emocjonalnych.
Wątek miłosny również podbił moje serce. Ukryte nie zawierało w sobie ani jednej sceny seksu, ale mimo to, od czytania fragmentów flirtu między dwojgiem bohaterów, robiło mi się gorąco. Będąc uszczypliwym, można powiedzieć, że ćwierć książki zawierała różne rodzaje „lizania się”, co po części jest prawdą, jednak każdy pocałunek opisany przez Kimberly był unikalny i seksowny.
Zajmijmy się mózgiem.
Teraz padniecie.
Przygotujcie się na bombę.
Serio.
.
.
.
Główna bohaterka była mądra!!!
No chyba nie powiecie mi, że to nic nowego. Prawie każda książka dla młodzieży, którą przeczytałam, miała postać nie posiadającą takiego narządu jakim jest mózg. A ja bardzo lubię kiedy główni bohaterowie mają mózg. Czemu autorzy robią mi na złość? Swoją drogą – zauważyliście, że zwykle (czyt. zawsze) to płeć piękna zgrywa głupszą? Gdzie tu sprawiedliwość?
Nieważne. Tak czy owak, Violet była bohaterką racjonalną i inteligentną i pomimo uczucia jakim darzyła Jay’a potrafiła myśleć trzeźwo, uwzględniając ciąg przyczynowo skutkowy.
Były momenty naprawdę zaskakujące i nieprzewidywalne, ale można było także dostrzec schematyczność typową dla młodzieżowych książek, która mimo to, nie była jakoś mocno denerwująca.
Podsumowując. Książkę polecam każdemu czytelnikowi, który lubi dreszczyk emocji pomieszany z namiętnością i pierwszym zakochaniem. To pozycja, która nada się jako prawdziwy rollercoaster akcji i wydarzeń.
Śmierć + Miłość = Ukryte!
Rzadko kiedy masz do czynienia z książką, która odzwierciedla wszystko, o czym kochasz czytać. Kiedy już takową znajdziesz, po ukończeniu jej pozostaje ci tylko pustka w duszy, wypalona dziura w sercu. Łzy wielkości grochu spływają po twoich policzkach i jedyne co robisz, to zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego? Dlaczego to koniec?!”. No… co innego jak czekają na Ciebie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10-08
Właśnie zrobiłam sobie pierwszy raz w życiu tipsy i jestem niezdolna do pisania na klawiaturze. Kurde. Nie wiedziałam, że to jest aż tak przerąbane uczucie… O klikaniu na wyświetlaczu dotykowym w komórce nie wspominając. Ale dla własnego komfortu psychicznego poświęcę się i powyginam trochę gałązki, aby napisać zdań parę o Cyrku nocy.
Napisała go Erin Morgenstern (czemu to nazwisko kojarzy mi się z Pipi Langstrumpf?!) i była to jej debiutancka powieść, która- jak na debiut – całkiem nieźle wyszła.
Cyrk postanowiłam przeczytać po pochlebnej rekomendacji jednej z blogerek. Jednak prócz tego, przyciągnęła mnie także niesamowita okładka książki. Jest po prostu genialna. Dziwi, zaciekawia, uruchamia wyobraźnię. W środku i na grzbiecie również jest nie do pobicia. Brutalną prawdą jest, że niestety, ale OCENIAMY KSIĄŻKI PO OKŁADCE i nadal będziemy oceniać, a ja, przyznaję się do tego bez bicia. Tak więc po dobrym pierwszym wrażeniu, z wielką ochotą zabrałam się za czytanie.
Historia opowiada o dwojgu młodych ludzi – Celii i Marcu, którzy zostają wplątani w cyrkowe (dosłownie) igrzyska. Nie znając zasad ani siebie nawzajem, szkolą się w dziedzinie magii w oddzielnych rzeczywistościach – Celia na arenie przy boku ojca, a Marco, sierota, w domu swojego mentora. Sytuacja zmienia się, kiedy po poznaniu, między tymi dwojga zaczyna rodzić się uczucie. Sprawy konkursu się komplikują, a cyrk już nie jest tak bezpieczny jak kiedyś.
„Lepiej mieć jeden doskonały diament niż worek kamieni ze skazą.”
Od początku twierdziłam, że książka ta jest dziełem magicznym i swoją opinię podtrzymuję aż do teraz. Fabuła dosłownie oczarowywała swoją niezwykłością. Nie znajdziemy książki gdzie można by było znaleźć taki sam, lub chociaż podobny kontekst jak w tej.
Również bohaterowie są urzekający. Każda z postaci (a jest ich dużo) odznacza się jakąś rozpoznawalną cechą, która czyni ją unikalną do samego końca. Od razu polubiłam główną bohaterkę, która nie jest stereotypem niezdarnej nastolatki, przewracającej się na płaskiej powierzchni. Jest to świadoma swoich wartości realistka, która z uporem podąża do wyznaczonego celu. Mniejszy sentyment wzbudził u mnie natomiast Marco, który był bez wątpienia nietuzinkowy, ale momentami odznaczał się niezdarnością i brakiem myślenia przyczynowo-skutkowego. Reszta bohaterów, szczególnie Szkrab i Gizmo, była ciekawa i w pełni świadomie przedstawiona.
„Najwykwintniejsze przyjemności są zawsze niespodziewane”
Warsztatowo Cyrk nocy również prezentuje się z jak najlepszej strony. Doskonałe dialogi, doskonałe opisy wydarzeń – przejrzyście i bez żadnych nieścisłości.
A teraz spójrzmy trochę głębiej…
Skoro były same superlatywy, wiadomo, że hejt musi być. Ale w moim przypadku, postaram się takowy hejt uzasadnić, żeby nie wyszło, że to wyszło od bezmózgowej hejterki (tak, czytajcie moje mądrości o Nieoświeceni!).
Wiadome jest, że czasami autor specjalnie rozciąga fabułę na kilka dodatkowych rozdziałów, aby wydłużyć czas napięcia i oczekiwania. Potocznie czynność ta zwie się laniem wody. Niestety, Erin trochę przesadziła z budowaniem napięcia. Opisów i wątków było o wiele za dużo, dodatkowo zupełnie niepotrzebnych. To, zamiast wprowadzać dreszczyk emocji, wprowadzało nudę, przez co tylko czekałam, aż dobrnę do punku kulminacyjnego. A gdy już w końcu się to stało, było długości 5 kartek, praktycznie na samym końcu książki. Przyznam szczerze, że po tak fantastycznej zapowiedzi, trochę się rozczarowałam.
Również, jako osoba ze skrzywieniem psychicznym na punkcie buziaków, róż i serduszek dodałabym troszkę więcej wątka romantycznego, który zdecydowanie nie zaspokoił mojej wyobraźni, co jedynie ją podjudził. Pani Morgenstern poświęciła niestety tylko kilka stron, na opisanie relacji pomiędzy Celią i Marciem, a szkoda, bo była to para bardzo interesująca.
„Język, którym nie władasz, nie musi być od razu kompletnym bajzlem”.
Pomimo tego, nie żałuję przeczytania książki. Spędziłam z nią naprawdę przyjemny czas i polecam ją każdemu kto ma ochotę zatracić się w odrobinie magii, w otoczeniu cyrkowych reflektorów, i gabinetów krzywych luster.
Ale pamiętajcie… najpierw jabłka w karmelu.
Właśnie zrobiłam sobie pierwszy raz w życiu tipsy i jestem niezdolna do pisania na klawiaturze. Kurde. Nie wiedziałam, że to jest aż tak przerąbane uczucie… O klikaniu na wyświetlaczu dotykowym w komórce nie wspominając. Ale dla własnego komfortu psychicznego poświęcę się i powyginam trochę gałązki, aby napisać zdań parę o Cyrku nocy.
Napisała go Erin Morgenstern (czemu to...
2014-10-04
Może i nie jest to szczyt geniuszu, jednak książka jest przyjemna, bogata w akcję, wciągająca no i oczywiście na pewno godna polecenia! :)
No to... polecam w takim razie! :D
Może i nie jest to szczyt geniuszu, jednak książka jest przyjemna, bogata w akcję, wciągająca no i oczywiście na pewno godna polecenia! :)
No to... polecam w takim razie! :D
2014-08-20
„Przez 2000 lat najlepiej strzeżony sekret na ziemi był bezpieczny. Do dzisiaj. Zdesperowany człowiek jest gotów go wydrzeć. W imię miłości”
Tymi słowami Richard Doetsch raczy nas już na wstępie… rozbudza zmysły, nieprawdaż?
Moja historia z tą książką jest dość banalna. Przeczytałam ją… z przypadku. Tak się złożyło, że mogłam ją dostać w zamian za Szczęśliwą godzinę w piekle Tada Williamsa. I wiecie co? Nie żałuję.
Dwudziestokilkuletni Michael St. Pierre ma niezbyt kolorową przeszłość. Był genialnym włamywaczem, ale miłość do Mary sprawiła, że zrezygnował ze swojego zawodu. Teraz prowadzi skromny sklepik z narzędziami, wiodąc szczęśliwe, ale bezdzietne życie, ze swoją ukochaną żoną. Wszystko się zmienia, kiedy parę dotyka ogromna tragedia – okazuje się, że Mary jest śmiertelnie chora na raka. Dodatkowo, ich sytuacja finansowa nie jest w stanie pokryć kosztów leczenia nawet w połowie, a przyjaciele – Paul i Jannie Bush również są bezsilni. Właśnie wtedy zdesperowany Michael otrzymuje propozycję od tajemniczego miliardera Augusta Finstera. Zapłaci on za leczenie żony, jeśli St. Pierre ukradnie klucze, będące własnością Watykanu. Kiedy Michael realizuje powierzone mu zadanie nie ma pojęcia, jakie konsekwencje tego czynu przyjdzie mu ponieść. Rozpaczliwa walka o życie żony zmieni się w walkę o zbawienie ludzkości, a przyjaźń z Bushem zostanie wystawiona na poważną próbę. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy, że w całą mistyfikację zamieszanych jest znacznie więcej osób…
Richard Doetsch tak, jak jeden z głównych bohaterów również jest biznesmenem i prezesem, a Złodzieje nieba są jego pierwszą powieścią. Na szczęście nie ostatnią. Złodzieje aniołów to drugi tom przygód Michaela.
Dlaczego na szczęście? Ponieważ nie przeżyłabym, gdyby miało to być moje pierwsze i ostatnie spotkanie z autorem.
Książka Złodzieje nieba to absolutnie genialna fabuła, genialne love story i genialny thriller. Byłam zachwycona od samego początku i nie mogłam się nadziwić aż do samego końca. Bo właśnie w tym przedziale akcja toczy się w zawrotnym tempie nie zwalniając ani na chwilę i cały czas zaskakując nas czymś nowym i niesamowitym.
Jedyne co mnie nie przekonuje to okładka. Nie jest zbyt ambitna, ale nie jest też totalnie beznadziejna, jednakże, tak wspaniałe wnętrze zasługiwałoby, moim zdaniem, na nieco ładniejszą oprawę.
Nieważne. Przejdźmy do rzeczy.
Bohaterowie – absolutnie genialni. Każda z postaci jest bardzo dokładnie przedstawiona, ale jednocześnie mamy tę osobliwą mgiełkę tajemnicy, kiedy próbujemy poznać ich nieco bliżej. Pan Richard potrafi przedstawić szczegółowo historię każdej postaci, ale robi to tak umiejętnie, że czytelnik z zaciekawieniem chłonie każdy, nawet najmniejszy szczegół.
Głównego bohatera także można polubić już na wstępie. Jest miły i uprzejmy, ale jednocześnie inteligentny i pewny siebie, czyli taki, jaki powinien być złodziej „na emeryturze”. Do tego jego nietypowy charakter sprawia, że nigdy tak do końca nie jesteśmy pewni, jaką tym razem podejmie decyzję. W ten sposób książka jest jeszcze ciekawsza.
„Większość ludzi spędza lata narzeczeństwa na zakochiwaniu się, a następnie obserwowaniu, jak miłość stopniowo topnieje, za to Michael i Mary postawili ten porządek na głowie: codziennie odkrywali w sobie wzajemnie coś nowego i nie tylko coraz głębiej się kochali, ale też stawali się coraz bliższymi przyjaciółmi. „
Właśnie tymi słowami można opisać cały wątek miłosny Michaela i Mary, który jest, tak, znowu to powiem – absolutnie genialny. Na szczęście, daleko mu do typowego love story gdzie możemy spodziewać się oklepanej historii Pięknej i Bestii. Ich miłość nie przytłacza, nie zaśmieca (przepraszam za określenie) połowy książki. Subtelnie wplata się w fabułę dając przyjemną odskocznię od zawrotnego tempa akcji.
Jeśli chodzi o ogólną treść, również absolutnie genialną, nie da się jej dokładnie opisać. Ją trzeba przeczytać. Wiele zwrotów akcji, dużo do analizowania, jeszcze więcej wątpliwości, a najwięcej zdziwienia nad unikalnością tej historii. Można dopatrzyć się także morałów i nienachlanych kwintesencji życia, które mocno dają do myślenia.
„Jasność widzenia zawsze pojawia się dopiero po fakcie”
Złodziei nieba polecam wszystkim, którzy chcą zaczytać się w czymś… absolutnie genialnym. Książka będzie odpowiednia dla miłośników thrillerów, fantastyki, historii miłosnych, amatorów dzieł związanych z ludzką wyobraźnią na temat Nieba i Piekła, a także dla zwyczajnego czytelnika, który pragnie oderwać się od kłopotów dnia codziennego.
Jeszcze raz polecam!
„Przez 2000 lat najlepiej strzeżony sekret na ziemi był bezpieczny. Do dzisiaj. Zdesperowany człowiek jest gotów go wydrzeć. W imię miłości”
Tymi słowami Richard Doetsch raczy nas już na wstępie… rozbudza zmysły, nieprawdaż?
Moja historia z tą książką jest dość banalna. Przeczytałam ją… z przypadku. Tak się złożyło, że mogłam ją dostać w zamian za Szczęśliwą godzinę w...
Ostatnio dużo się mówi o książce tajemniczego Blue Jeans’a ‘’ Piosenki dla Pauli’’. Kontrastowe opinie na jej temat zachęciły mnie do doświadczenia na własnej skórze tego bestsellera.
Paula to siedemnastoletnia dziewczyna, która robi typowe dla każdej nastolatki rzeczy: słucha muzyki, spotyka się z przyjaciółmi, chodzi do szkoły a przede wszystkim… flirtuje na czacie! To właśnie tam poznaje swojego wymarzonego (przynajmniej tak jej się zdaje), starszego o pięć lat chłopaka Angela, zajmującego się dziennikarstwem. Nadchodzi chwila spotkania w realu. Jednak mężczyzna haniebnie spóźnia się na pierwszą randkę w kawiarni, gdzie dziewczyna poznaje równie przystojnego, romantycznego i uwodzicielskiego Alexa, który czyta przypadkiem tą samą książkę co ona… W tym samym czasie brat przyjaciółki Pauli, Mario, cierpi na problemy sercowe, których powodem jest właśnie główna bohaterka! Jak głosi książka - ‘’W sercu Pauli potrzebny jest GPS! ‘’
Po przeczytaniu książki jedyne co przeszło mi przez myśl, to jedno wielkie ‘’o co chodzi?!’’.
Kiedy wzięłam po raz pierwszy tą ‘’cegiełkę’’ do ręki pomyślałam ‘’fajna okładka, romans, czyli coś dla mnie’’ – nic dodać nic ująć. No i faktycznie pierwsze strony czytało mi się bardzo przyjemnie. Akcja jest prowadzona z perspektywy różnych osób, w różnym czasie i miejscach. Narracja trzecio osobowa nadaje książce pozytywną prostotę. Jednak w miarę upływu stron i czasu, moje oczekiwania co do fabuły zaczęły poważnie spadać w dół. Momentami ziewałam przeciągle, a treść dłużyła się i dłużyła. Ostatnie strony dosłownie męczyłam, żeby po prostu odfajkować kolejny tomik na mojej liście. Akcja toczy się głównie wokół problemów miłosnych głównej bohaterki, jak i tych drugoplanowych postaci z jakimiś doczepkami innych wątków. Ani razu nie byłam zadowolona z przebiegu wydarzeń. Irytacja brała górę nad innymi emocjami. Nie polubiłam również głównej bohaterki, która dla mnie, okazała się bardzo płytka i … dziecinna jak na siedemnastolatkę. Najbardziej spodobał mi się Alex, który chyba jako jedyny ze wszystkich postaci myślał w całej historii. Były również momenty ciekawe, które chłonęłam szybko, jednak zaliczało się do nich zaledwie kilka stron. Zmierzam do zakończenia, które zawiodło mnie najbardziej. Autor skończył tak jakby w połowie, nie wyjaśniając nam choćby najmniejszych szczegółów. Nie przepadam za typem książek zaliczanych do ‘’historia niedokończona’’.
Podsumowując, książka jest lekka, dla mnie aż za bardzo. Polecam ją osobom, które lubią czytać o niczym konkretnym (absolutnie nikogo nie urażając). Jednak jeśli lubicie dreszczyk emocji, jakieś większe uczucia, czy ciekawości co stanie się dalej, nie sądzę aby książka była Waszym numerem jeden na liście.
Oczywiście to były moje odczucia związane z dziełem Blue Jeans’a. Książka nie była zła, ale nie była też najlepsza.
Moja opinia 4/10
Ostatnio dużo się mówi o książce tajemniczego Blue Jeans’a ‘’ Piosenki dla Pauli’’. Kontrastowe opinie na jej temat zachęciły mnie do doświadczenia na własnej skórze tego bestsellera.
Paula to siedemnastoletnia dziewczyna, która robi typowe dla każdej nastolatki rzeczy: słucha muzyki, spotyka się z przyjaciółmi, chodzi do szkoły a przede wszystkim… flirtuje na czacie!...
Główną bohaterką opowiadania jest nastoletnia Natalia. Dziewczyna ma typowo życiowe problemy takie jak: rodzice, młodsze rodzeństwo, rozdarcie pomiędzy dwoma chłopakami, szkoła, przyjaciele i jej własne kompleksy.
Natalia prowadzi swego rodzaju pamiętnik, w którym opisuje wszystkie wydarzenia z każdego dnia.
Jej często irytujący rodzice potrafią nie raz doprowadzić bohaterkę do szału jednak stara się utrzymać emocje w ryzach.
Również przyjaciele są ciężkim orzechem do zgryzienia, gdzie dziewczyna musi wykazać się przede wszystkim uczciwością i szczerością.
Miłość, która puka do serca nastolatki w postaci Bartka, ale również Jacka skłania ją do trudnych wyborów i decyzji.
Natka uczy się na własnych błędach, a każdą porażkę traktuje jako motywację do dalszego działania.
Nie raz, nie dwa śmiałam się do rozpuku, czytając tą książkę. Ma ona niesamowite wręcz poczucie humoru, a także potrafi wprowadzić w stan smutku czy nawet irytacji ze względu na taki a nie inny przebieg wydarzeń.
Opowieść, którą myślę, że chętnie przeczyta każda z nas. Fajnie jest przecież dowiedzieć się, że nie tylko my mamy takie a nie inne problemy .
Styl pisania jest lekki, książkę przyjemnie się czyta. Bardzo szybko pochłonęłam ‘’Pamiętnik nastolatki’’. Ponadto uważam, że dzieło to, posiada wiele życiowych i ważnych morałów. Przede wszystkim mówi o szczerości, uczciwości, cierpliwości, a także o rozsądku i dążeniu do celu pomimo przeszkód.
Jeśli tylko macie chęci i odrobinę wolnego czasu, lub też wręcz przeciwnie ‘’wieje nudą’’, zapraszam do śledzenia przygód Natalii i jej przyjaciół, na pewno nie pożałujecie!
Moja opinia 10/10
Główną bohaterką opowiadania jest nastoletnia Natalia. Dziewczyna ma typowo życiowe problemy takie jak: rodzice, młodsze rodzeństwo, rozdarcie pomiędzy dwoma chłopakami, szkoła, przyjaciele i jej własne kompleksy.
Natalia prowadzi swego rodzaju pamiętnik, w którym opisuje wszystkie wydarzenia z każdego dnia.
Jej często irytujący rodzice potrafią nie raz doprowadzić...
Dayowi i June udało się wyrwać ze szpon Republiki i od tej pory działają na własną rękę. Sytuacja zmienia się, gdy powiadomieni przez poboczne źródła dowiadują się o śmierci prześwietnego Elektora Primo. Rodzi się pytanie ‘’co dalej?’’. Stany Zjednoczone zostały przedzielone na Republiki i Kolonie – dwa odmienne światy, toczące ze sobą zaciekłą walkę. Co teraz, gdy Republika straciła swojego mentora, a władzę obejmuje jego syn Aden, który pozostawia za sobą wiele wątpliwości?
Day i June przyłączają się do Patriotów, których przywódca jest pewien odpowiedzi, wierząc, że tylko krwawa rewolucja może uratować kraj.
Ponadto przed dwojgiem bohaterów wyrastają kolejne przeszkody i wyzwania – muszą skonfrontować się ze swoimi uczuciami – podjąć decyzję, którą spośród wielu dróg wybrać. Podążyć ścieżką miłości czy przyjaźni? Zaufać sobie nawzajem czy posłuchać logiki, wybierając jasność umysłu i niepodważalne dowody? Kto okaże się zdrajcą, a kto przyjacielem?
Moje pierwsze nastawienie było bardzo entuzjastyczne. Jako, że pierwsza część cyklu ‘’Legenda’’ była wspaniała i porywająca, trwałam w przekonaniu, że i ta taka będzie.
Pierwsza część – ‘’ Rebeliant’’ zaczynała się troszkę nudnie i dość długo. Dopiero po czasie powieść całkowicie wciągnęła mnie w swoją historię.
Tak było i tym razem. Pierwsze strony książki miały charakter wojenny. Sprawy toczyły się wokół przygotowań i planów co do działań zbrojnych, a także wielkiej akcji sabotażowej, której głównym celem było porwanie. Znajdowały się tam również poboczne wątki zawierające akt romansu, pożądania i tajemnicy.
Jedyna różnica polegała na tym, że cała akcja toczyła się w przyszłości. Przykładowo, ze zwykłego karabinu zrobił się kaliber X-250 J.
Mówiąc krótko – męczyłam się.
Wojna to typowo nie mój klimat. Innym może się to podobać, ale nie mi. Jednak, starając się być wytrawnym recenzentem, dostrzegłam w tym także pozytywne aspekty. Cała fabuła była ekstremalnie realistyczna. Najdrobniejszy szczegół był przedstawiony bardzo dokładnie. Oczami wyobraźni można było zobaczyć każdy, nawet nieistotny punkt- wszystko było profesjonalnie napisane.
Nadszedł początek środka. Właśnie wtedy książka otworzyła się na mnie, a ja na książkę. Do przygód Daya i June wkradła się garstka intrygujących tajemnic, niepewności i ryzyka. Spisek połączony z romansem znów zaczął mnie fascynować. Kartki mówiły, jak główni bohaterowie uczą się ufać współpracownikom i sobie, i czy to zaufanie nie jest bezpodstawne.
Marie Lu stworzyła w tym momencie coś pięknego. Każde zdanie było podbudowane nutką niepewności. Właściwie do końca nie można było przewidzieć finiszu tej historii. Do tego, autorka zakończyła wolumin mocnym, niewyjaśnionym akcentem, który sprawia, że chęć sięgnięcia po trzecią i ostatnią część trylogii – ‘’Patriota’’ jest jeszcze większa.
Tak więc koniec całkowicie wynagrodził mi nieciekawy początek.
Rozpisałam się, oceniając tą książkę, ale uważam, że warta jest ona wnikliwej analizy.
Podsumowując, ‘’Wybrańca’’ polecam nastolatkom fascynującym się różnorakimi akcjami wojennymi, ale także miłośnikom literatury przygodowej, owianej głęboką tajemnicą i niepewnością z domieszką namiętnego romansu.
Sądzę, że jest to pozycja warta przeczytania.
Dayowi i June udało się wyrwać ze szpon Republiki i od tej pory działają na własną rękę. Sytuacja zmienia się, gdy powiadomieni przez poboczne źródła dowiadują się o śmierci prześwietnego Elektora Primo. Rodzi się pytanie ‘’co dalej?’’. Stany Zjednoczone zostały przedzielone na Republiki i Kolonie – dwa odmienne światy, toczące ze sobą zaciekłą walkę. Co teraz, gdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-11
Autor: Marie Lu
Tytuł: Legenda ‘’Rebeliant’’
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 299
Moja opinia: 9/10
Stany Zjednoczone zostały podzielone na Republiki i Kolonie. Dwa różne światy, w których żyje dwoje różnch bohaterów. June – geniusz militarny i Day – nieuchwytny przestępca. Tych dwoje nie mają powodu, by się spotkać, kiedy pewnego dnia, brat June – Metias, zostaje zamordowany, a głównym podejrzanym staje się Day. Rozpoczyna się gra w kotka i myszkę – chłopak ucieka, próbując jednocześnie ratować rodzinę, a June desperacko stara się pomścić śmierć brata. Trwa wyścig na śmierć i życie, jednak niespodziewane, wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót, a pilnie strzeżone tajemnice zostają odkryte. Jaką rolę w tym wszystkim pełnią Day i June? Czy to zbieg okoliczności, że ich drogi się skrzyżowały?
Pierwsze wrażenie kiedy przeczytałam tytuł: ‘’Rebeliant?’’ Mam rozumieć, że to książka o wojnie? Jednak z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej odległa od tej myśli. Z początku fabułę spowijał mrok, była ciężka, wyorażałam ją sobie w ciemnych kolorach, nie było interesujących wydarzeń, ale kiedy do przygody wkradła się miłość, wszystko przyjęło inny obrót. Książka się rozpędziła, zaczęła obfitować w akcję i intrygujące tajemnice. Wchłaniałam każdą kartkę z coraz większą ciekawością i fascynacją. Nagle ze strony 20 zrobiła się 70, z 70 120, 185, 299. Tak oto skończyłam czytać dzieło w jeden dzień, z pełną satysfakcją na twarzy.
To niesamowite jak Marie Lu buduje akcje i całkowicie odmienną historię od innych książek. Z początku miałam wrażenie, że czytam kopię ‘’Igrzysk Śmierci’’, ale w miarę zagłębiania się w lekturę zdałam sobie sprawę jak bardzo się myliłam. Autorka pisze przejżyście, nie ma ryzyka zagubienia się w fabule. Przede wszystkim zadziwiające jest to, z jaką łatwością utożsamiamy się z głównymi bohaterami. Książka jest pisana z perspektywy Daya i June, przez co jeszcze łatwiej jest nam poczuć dokładnie to co oni. Nie raz przyłapałam się na tym, że płaczę, lub też uśmiecham się szeroko.
Jedynym minusem jest niezbyt fajny początek, ale gdy przebrnęłam przez pierwsze strony była już tylko czysta przyjemność.
To opowieść pełna akcji, napięcia i romansu.
‘’Rebelianta’’ polecam wszystkim nastolatkom, ponieważ bez wątpienia zafascynuje, wciągnie i poruszy każdego czytelnika.
Autor: Marie Lu
Tytuł: Legenda ‘’Rebeliant’’
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 299
Moja opinia: 9/10
Stany Zjednoczone zostały podzielone na Republiki i Kolonie. Dwa różne światy, w których żyje dwoje różnch bohaterów. June – geniusz militarny i Day – nieuchwytny przestępca. Tych dwoje nie mają powodu, by się spotkać, kiedy pewnego dnia, brat June – Metias,...
Zwykle dzielę książki na dobre, bardzo dobre, świetne, beznadziejne i… przypadek niezidentyfikowany. A przypadek niezidentyfikowany dzieli się jeszcze na ten fajny przypadek i ten nie fajny przypadek… Zdezorientowani? Zagubieni? Nic dziwnego. Z książką „Za mną same zgliszcza” czułam się podobnie.
Ale może najpierw zacznijmy od autora. Franciszek Szczęsny urodził się w 1946 roku na Kaszubach. Tam spędził dzieciństwo i młodość. Jest oficerem zawodowym Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Obecnie mieszka w Gdańsku, pracuje w PPUP Poczta Polska.
Historia kręci się wokół chłopca o przezwisku Hipek. Mieszka razem z rodzicami i liczną gromadką rodzeństwa w zwyczajnej, zapomnianej przez Boga wiosce. Wszystko by było całkowicie przewidywalne, gdyby nie ojciec bohatera. Człowiek o bardzo trudnym charakterze i niepodważalnym poczuciu władzy, zmienia nastawienie chłopca co do istoty rodziny i miłości jako fundamentu istnienia. Wszystko zaczyna się od momentu, kiedy Hipek po raz pierwszy dostaje od taty burę. Dotkliwie pobity, powoli kreuje coraz większą nienawiść do ojca. Kradzieże, bijatyki, kłamstwa i ucieczki. To staje się jego dogmatem życia i sposobem na przetrwanie. Poza tym czemu miałby przestać? Uczniowie go podziwiają, za kradzione pieniądze kupuje słodycze, które rozdaje w szkole. Przecież nie ma w tym nic złego prawda? Więc o co chodzi? I czemu czuje się stale obserwowany? Czemu ni stąd ni zowąd wszystko odwraca się przeciwko niemu? Pytanie brzmi przestać czy nie?
Kiedy ostatnia literka została wchłonięta przez moje ciekawskie oczyska, jeszcze długo wpatrywałam się w okładkę książki z… pustką w głowie. To był właśnie jeden z tych momentów, kiedy coś jest tak bardzo niecodzienne, że nie jesteś w stanie ogarnąć tego umysłem. Przetrawiałam i przetrawiałam, aż w końcu stwierdziłam, że nie mogę wam tego opowiedzieć. Wy to musicie przeczytać.
Franciszek Szczęsny nawet nie zadał sobie trudu, aby sprecyzować imię ojca głównego bohatera, wokół którego, bądź co bądź, dużo się dzieje. Hipek relacjonuje wydarzenia ze swojego życia w tempie ekspresowym, jednocześnie płynnie przechodząc z wątku na wątek. Powiem szczerze, że byłam zdziwiona, kiedy po raz pierwszy otworzyłam książkę i szybko przekartkowałam strony. Prawie zero dialogów, strasznie dużo jednolitego druku, bez żadnych akapitów. Aha, pomyślałam. Pewnie będzie opisywanie doniczki na parapecie przez pół rozdziału. Jakże bardzo się myliłam! Nie mogłam opuścić nawet linijki lektury, bo już gubiłam się w wydarzeniach. Ale nie było to napisane chaotycznie. Z tą książką po prostu nie mogłam się nudzić.
Drugą sprawą, za którą podziwiam autora, jest manipulowanie uczuciami czytelnika. Pomimo, iż główny bohater to kryminalista i przestępca, Szczęsny dodaje mu również te cechy, które wzbudzają sympatię. Kibicowałam Hipkowi przez cały czas, polubiłam go bardzo i przy każdym jego występku, trzymałam kciuki za pomyślną ucieczkę. Jednak to nie przeszkodziło mi w wysunięciu ważnych wniosków, tak oczywistych, że nawet nie zdawałam sobie sprawy z ich wartości. Jak one brzmią? Przeczytajcie książkę.
Co tu dużo mówić. Styl jest spójny, fabuła niesamowicie wciąga, bohaterowie są klarowni i dobrze opisani, ujmują swoją prostotą i normalnością. Czytając „Za mną same zgliszcza” można całkowicie zapomnieć o rzeczywistości i poczuć emocje bohaterów, a także klimat tamtejszych miejsc. Może macie ochotę na małą podróż do poprawczaka?
Gorąco polecam!
Zwykle dzielę książki na dobre, bardzo dobre, świetne, beznadziejne i… przypadek niezidentyfikowany. A przypadek niezidentyfikowany dzieli się jeszcze na ten fajny przypadek i ten nie fajny przypadek… Zdezorientowani? Zagubieni? Nic dziwnego. Z książką „Za mną same zgliszcza” czułam się podobnie.
Ale może najpierw zacznijmy od autora. Franciszek Szczęsny urodził się w 1946...
2014-07-04
Piekło to okropne miejsce, stworzone by karać ludzi za ich występki i przewinienia. Miejsce, które należy unikać jak ognia. Gorzej, kiedy schodzisz tam z własnej nie przymuszonej woli by odzyskać ukochaną. Nie spodziewasz się, że to wcale nie taka bułka z masłem, a żeby się tam dostać, musisz -używając eufemizmu- stanąć na głowie. Wyobraź więc sobie – jak bardzo przerąbane ma Bobby Dollar?
Tak jak w poprzednim tomie i tym razem nasz anioł-prawnik jest uwikłany w masę nieporozumień i kłopotów. Jednym z nich jest Caz – Hrabina Zimnoręka, podstępna diablica i kochanka Bobby’ego. Bohater pragnie wydostać ją z piekła, z rąk Wielkiego Księcia Eligora, a potem dodatkowo, wrócić w jednym kawałku. Problem w tym, że nie ma pojęcia jak to zrobić. Stara się odnowić stare, toksyczne znajomości, poszperać tu i ówdzie. W międzyczasie Archaniołowie prowadzą śledztwo, w które zamieszany jest, nie kto inny, jak sam Bobby. Jednym słowem mamy bałagan i nic nie wskazuje na to, żeby miało być lepiej…
Poprzedni tom przygód Bobby’ego – Brudne ulice nieba podbił moje serce, tak więc po kolejny sięgnęłam z równie dużym entuzjazmem. Niestety, nie było tak, jak oczekiwałam.
Ciężko mi pisać tą recenzję. Z jednej strony, świat fantastyczny i wszystkie paranormalne rzeczy były przedstawione z dużą dozą wyobraźni, jaką zawsze ceniłam u Williamsa, ale z drugiej, czułam, że historia nie jest taka, jaką spodziewała się być (biorąc pod uwagę poprzednią książkę).
Cóż, piekło Williamsa różni się od piekła Dantego w bardzo wielu kwestiach. Wszystkie miejsca w podziemiach, które Bobby odwiedza, zdają się być najgorszą ze stron świata RZECZYWISTEGO. Ból, cierpienie i okrutne, niehumanitarne tortury to właściwie główny wątek w książce. Zdaje się, że Tad Williams trochę za dobrze się bawił przy pisaniu o mękach, jakie przeżywał bohater. Pomijając ten szczegół, można doszukać się w książce także nadziei, lojalności i odkupienia.
Kolejnym minusem jest znikoma ilość dialogów. W całej fabule nie znajdziemy dużo myślników oznaczających rozmowę dwóch lub więcej osób. Głównie są to opisy miejsc, zdarzeń, a także przemyślenia bohatera. Nie powiem, żeby było to czymś złym, ponieważ wyobraźnia Williamsa jest naprawdę ogromna, jednakże, na dłuższą metę taka paplanina człowieka nudzi, chciałoby się czegoś więcej niż tylko doskonałych warsztatowo monologów. Zbyt dużo gatki szmatki spowalniało akcję w skutek czego miałam ogromną ochotę pominąć to, co niepotrzebne.
Ogólna fabuła również jest trochę dołująca. Większość czasu z Bobbym spędziłam przechodząc od jednej tragicznej sytuacji do kolejnej, a sam bohater nie urzekał tak, jak w poprzedniej części. Miałam wrażenie, że powziął decyzję wykradnięcia Caz z piekła tylko ze względu na pociąg fizyczny jaki do niej żywił, a nie ze względu na miłość.
W całej podróży Bobby’ego Dollara plusem było jedynie to, co w Brudnych ulicach nieba – komiczny charakter głównego bohatera. Pomimo tych wszystkich nieszczęść przez jakie przeszedł jego czarny humor i sarkastyczny dowcip nie zmienił się, doprowadzając mnie nie raz do śmiechu. W swoich wypowiedziach i monologach używa zabawnych sformułowań i wtrąceń, co w połączeniu z tragiczną sytuacją daje naprawdę wybuchową mieszankę.
Podsumowując, początkowo byłam skłonna wyprzeć się książki całkowicie, ale tego nie zrobię. Jest kilka faktów, które sprawiają, że jest wartościowa. Polecam z czystym sumieniem fanom fantastyki i miłośnikom horrorów, jednakże, jeśli chcecie usiąść z Bobbym do śniadania lub jakiegokolwiek innego posiłku - stanowczo odradzam (wiem z doświadczenia).
Piekło to okropne miejsce, stworzone by karać ludzi za ich występki i przewinienia. Miejsce, które należy unikać jak ognia. Gorzej, kiedy schodzisz tam z własnej nie przymuszonej woli by odzyskać ukochaną. Nie spodziewasz się, że to wcale nie taka bułka z masłem, a żeby się tam dostać, musisz -używając eufemizmu- stanąć na głowie. Wyobraź więc sobie – jak bardzo przerąbane...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Piekło i niebo – z tym motywem do czynienia mamy bardzo często we współczesnej literaturze. Możemy spotkać albo wyśmienitą, pełną przygód powieść, albo nudny, kompletnie nieudany gniot. Jak było z „Brudnymi ulicami nieba”?
Tad Williams - amerykański pisarz science fiction i fantasy, ma w swoim dorobku powieści takie jak: Pamięć, Smutek i Cierń oraz cykl Inny świat. Okrzyknięto go największym talentem fantasy od czasów Tolkiena. Brudne ulice nieba to jego najnowsza powieść z serii „Bobby Dollar tom 1”.
Williams daje nam jasno do zrozumienia, że w tej książce nie znajdziemy żadnych anomalii pomiędzy Niebem a Piekłem. Ten który jest zły pozostanie zły, a dobry pozostanie dobrym. Możemy się natomiast spodziewać Zamków Błyskawicznych, klientów, prokuratorów, sędziów i wiele niecodziennych problemów głównego bohatera.
Bobby Dollar nie jest zwykłym śmiertelnikiem, jakim początkowo zdaje się być. To najprawdziwszy anioł, tyle, że tam, w Palo Alto anioły nie przypominają uśmiechniętych chłopięcych buziek ze świecącą peleryną. Bobby Dollar je hamburgery, pije drinki, chodzi do klubów, wdaje się w romanse i częstuje nas dużą dawką swoich zabawnych anegdotek. Do tego posiada pracę na pełny etat i realizuje się zawodowo. Jest adwokatem – ma za zadanie bronić dusz zawieszonych pomiędzy Niebem a Piekłem po to, aby jak najwięcej z nich trafiło do Królestwa Niebieskiego. I ta sielanka pewnie trwałaby długo, gdyby nie pojawienie się świeżo upieczonego pracownika. Od tamtego momentu mają miejsce niezwykłe wydarzenia.
Bobby, z natury nieufny człowiek, przygląda się sceptycznym okiem praktykantowi, który zadaje stanowczo za dużo pytań. Kiedy dusze nowo zmarłych ludzi zaczynają znikać bez śladu, anioł dziwnym trafem znajduje się w samym oku cyklonu. Niewygodne pytania ze strony Nieba i Piekła przysparzają bohatera o mnożące się problemy w postaci wrogów z przeszłości. On jednak, niezależny i odrobinę pyszny, stara się rozwiązać problemy na własną rękę. Kiedy sprawy zaczynają się komplikować, Bobby uświadamia sobie, że potrzebuje wsparcia przyjaciół. Do tego, jego trzeźwy umysł zakłóca bardzo zmysłowa i piękna demonica - hrabina Zimnoręka. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę? Kim jest młody praktykant i jaką skrywa tajemnicę? Czy hrabina okaże się wrogiem, czy też sprzymierzeńcem? A co ważniejsze, czy rzeczywiście życie jest wieczne?
Jest to moje pierwsze spotkanie z Tadem Williamsem i jego twórczością. Przyznam szczerze, że z początku, kiedy zaczęłam czytać książkę byłam nieco sceptyczna. Autor dodał do fabuły mnóstwo niepotrzebnych akapitów, nie wnoszących niczego nowego do zdarzeń. Domyślam się, że jego motywem było pobudzenie wyobraźni czytelnika, ale w moim przypadku nie przekonało mnie to ani trochę. Nie lubię „lania wody”, jednak w miarę rozwoju akcji, niepotrzebnych wtrąceń zaczęło ubywać, a fabuła zrobiła się o wiele ciekawsza.
Główny bohater zdobył moją sympatię od razu. Jest to postać wnosząca wiele humoru do historii. Sarkastyczne docinki, zabawne monologi i przemyślenia Bobby’ego Dollara nie raz doprowadziły mnie do śmiechu. Tak samo jest z innymi postaciami. Każda z nich ma na swoim koncie jakiś paskudny występek lub odznacza się nieciekawym charakterem jednakże wszystkie posiadają tę odrobinę humoru, która pomimo powagi całej sytuacji pozwala czytelnikowi na odprężenie się podczas czytania, nie raz, stresujących wydarzeń.
W pewnych momentach, kiedy akcja znacząco przyśpieszała, wyłapałam, iż autor nie radził sobie z opisywaniem poszczególnych zdarzeń. Zdanie stawało się plątaniną słów i musiałam wracać, aby dowiedzieć się, czy unik zrobił napastnik, czy może ofiara.
To były jednak tylko skromne ubytki jakie zauważyłam. Książka jest lekka, wręcz pochłania się strony jedna za drugą. Świetny styl, dobrze zarysowane postacie i wiara katolicka, której idee Williams dzielnie podtrzymywał w swoim dziele. Wystarczy przebrnąć początek aby zorientować się, że akcja jest wartka, obfita w wiele tajemniczych zdarzeń i intryg. Nie mogę pominąć okładki, która również przykuwa swoim wyglądem, obiecując dużo tych bardziej i tych mniej mrocznych sekretów. Może niektóre wątki były stereotypowe, jak anioł zakochujący się w diablicy, ale mimo to książka zachowała klasę.
Polecam zdecydowanie każdemu, kto pragnie oderwać się od przytłaczającej rzeczywistości i choć na chwilę zatracić się w perypetiach niesubordynowanego anioła.
Piekło i niebo – z tym motywem do czynienia mamy bardzo często we współczesnej literaturze. Możemy spotkać albo wyśmienitą, pełną przygód powieść, albo nudny, kompletnie nieudany gniot. Jak było z „Brudnymi ulicami nieba”?
Tad Williams - amerykański pisarz science fiction i fantasy, ma w swoim dorobku powieści takie jak: Pamięć, Smutek i Cierń oraz cykl Inny świat....
2014-07-13
Zmierzch. Najbardziej znana saga XXI wieku, ulubiona książka nastolatek. Stephanie Mayer nadała wampirom nowe oblicze, dzięki któremu z krwiożerczych bestii stały się najbardziej romantycznymi istotami na ziemi. Niestety, niedawno musieliśmy pożegnać się na dobre z przystojnym Edwardem i kruchą Bellą, oglądając ostatnią ekranizację Przed Świtem. Ale Mayer nie dała nam zapomnieć o sobie tak łatwo! Razem z Young Kim postanowiły raz jeszcze przenieść nas w magiczny świat wampirów i wilkołaków, tyle, że tym razem, z nieco innej perspektywy…
Zmierzch Powieść Ilustrowana część 2, to kontynuacja komiksowej interpretacji historii Belli i Edwarda, wzbogacona o zapierającą dech w piersiach grafikę, nadającą sadze zupełnie nowe znaczenie.
Miałam do czynienia z wieloma komiksami, ale jeszcze nigdy nie znalazłam żadnego, który reprezentował by taki profesjonalizm. Całość przeczytałam dwa razy – najpierw skupiając się na tekście, potem na obrazkach.
Treść jak treść, jest podobna, a właściwie taka sama jak oryginał, co chyba nie jest żadnym zaskoczeniem. Jako że w młodości miałam- lekko mówiąc- bzika na punkcie Zmierzchu, kolejność wydarzeń znałam na pamięć. No, może dialogi były nieznacznie skrócone, ale nie na tym chciałabym się skupić.
Oczywiście motywem przewodnim w książce są ilustracje. Większość z nich jest biało czarna, tylko w niektórych momentach możemy zauważyć kolor - głównie w retrospekcjach, co jest absolutnie świetnym pomysłem. Nadaje to danemu fragmentowi ten „specjalny” klimat, dzięki czemu z łatwością wczuwamy się w fabułę. Bohaterowie rysunkowi są, zaryzykowałabym stwierdzenie, nawet bardziej realistyczni niż aktorzy. Komiksowy Edward wygląda jak Mr. Przystojniak Pattinson… a może i lepiej?
Emocje na ilustracjach są przedstawione tak perfekcyjnie, że po prostu nie mogłam nie zatrzymać się na chwilę i nie popodziwiać doskonałego pióra Pani Young Kim.
Czytając Zmierzch Powieść ilustrowaną, mogłam po raz kolejny przenieść się do klimatu miasteczka Forks, delektując się tą wspaniałą historią.
Polecam książkę wszystkim fanom Zmierzchu, komiksów, postaci anime czy po prostu wielbicieli dobrego rysunku i historii. Ta pozycja z pewnością warta jest czasu ( i pieniędzy?), aby jeszcze raz (lub po raz pierwszy) zagłębić się w rysunkową opowieść Belli i Edwarda.
Zmierzch. Najbardziej znana saga XXI wieku, ulubiona książka nastolatek. Stephanie Mayer nadała wampirom nowe oblicze, dzięki któremu z krwiożerczych bestii stały się najbardziej romantycznymi istotami na ziemi. Niestety, niedawno musieliśmy pożegnać się na dobre z przystojnym Edwardem i kruchą Bellą, oglądając ostatnią ekranizację Przed Świtem. Ale Mayer nie dała nam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-08
Okłada i tytuł. Tylko to zmusiło mnie do przeczytania tej książki.
Średniowiecze. Seraphina, nastolatka z dobrej rodziny, idzie po raz pierwszy na prawdziwy bal maskowy. Tam spotyka Cyrusa – tajemniczego, jasnowłosego alchemika, który nie skrywa uczuć jakimi darzy dziewczynę . Jej także nie jest on obojętny. Niestety, w skutek niefortunnych wydarzeń nastolatka zostaje raniona nożem. Jest tylko jeden sposób by ją uratować – eliksir Cyrusa, dający nieśmiertelność. Haczyk? Oczywiście. Seraphina musi zostać z chłopakiem na zawsze, co w przypadku nieskończoności, jest pojęciem względnym… Postanawiają żyć razem, systematycznie zmieniając swoje ciała. Nastają czasy teraźniejsze, a miłość Seraphiny do Cyrusa zmienia się w niechęć. Dziewczyna jest gotowa posmęcić swoje życie, aby uwolnić się od tyrana, jakim stał się Cyrus. Wtedy pojawia się szesnastolatka… nieżywa szesnastolatka. Seraphina przejmuje jej ciało, a wraz z nim jej życie. To da początek ciągowi wydarzeń, o których dziewczyna nawet nie śniła. Ale czy przeszłość da o sobie zapomnieć?
Już od pierwszych stron książka wciągnęła mnie po same kartki. Lubię kiedy historia ma wartką fabułę, z którą nie sposób się nudzić. Lubię przeskakiwać z akcji do akcji, cały czas paląc się z emocji. Lubię czytać o konkretach. Właśnie to wszystko zapewniła mi Miłość alchemika. Ale jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo.
Avery Williams trochę za szybko opisała wydarzenia. Miałam wrażenie, że w lewym kącie pisała książkę, a w prawym miała kipiący garnek, gromadkę płaczących dzieci i psa, który błaga o wyjście na spacer. Z tego powodu nie dane było mi poznać bohaterów bliżej – ich przeszłości, charakteru. A szkoda, bo postacie są naprawdę interesujące. Dla przykładu, Cyrus – chłopak o niesamowitej inteligencji, kreatywności i przebiegłości. Co go takim ukształtowało? Dlaczego taki się stał? Jakie były jego aspiracje? Chyba nie prędko się dowiem.
Kolejną ciekawostką jest samo istnienie Wcielonych. Oczekiwałam na jakąś genezę, biografię, jak to wszystko się zaczęło. Doczekałam się pół stronicowej, płytkiej jak kałuża historyjki. Ten spotkał tego, ta spotkała tamtego i tak się zaczęło. Genialne!
Wątek miłosny? Również naciągany. Bohaterka zapewnia nas o swoim znawstwie ludzkiej psychiki. No dobra, ale mogłabym się kłócić…
Seraphina również jest dość… nijaka. Nie polubiłam jej. Kompletna niezdara z zerowym doświadczeniem. Była jak dziecko we mgle. Ne potrafiła kanapki zamówić, co dopiero zorganizować jakiś sensowny plan działania. Chodzi po tym świecie już 600 lat, a zachowuje się, jakby dopiero co się urodziła.
Kolejnym minusem jest właśnie ta magiczna liczba – 600. Może gdyby to było 100, ewentualnie 200, nie zwracałabym tak dużej uwagi na głupotę bohaterki. Nie popisała się swoją wiedzą- to oczywiste. Chodzić po świecie 600 lat i kompletnie nie znać życia? Wszystko zwalała na swojego chłopaka-tyrana, który zniewolił ją do potęgi entej. Jednak jeśli mam być szczera to właśnie Cyrus zaimponował mi najbardziej. Wartki chłop, potrafił se nawet dziewuchę podporządkować na 600 lat! (W żadnym razie nie ubliżając płci żeńskiej! Jesteśmy silniejsze, baby! ) Szkoda tylko, że tak mało się o nim dowiedzieliśmy.
Każdy ubytek nadrabia fabuła, która mnie oczarowała! Widać, że Avery Williams miała pomysł doskonały, tylko trochę gorzej z realizacją. Jestem pewna, że gdyby fabułę podrzucić Carlosowi Ruiz Zafon, powstałby nam światowy mega bestseller.
Warsztatowo książka jest również bardzo dobra. Lekki i przyjemny styl. Pisanina prosta, bez żadnych nieścisłości słownych – młodzieżowa. Okładka przyciąga wzrok i jak najbardziej zachęca.
Pomimo moich narzekań, bardzo, bardzo polecam przeczytanie Miłości alchemika! Małe minusy, duże plusy!
Okłada i tytuł. Tylko to zmusiło mnie do przeczytania tej książki.
Średniowiecze. Seraphina, nastolatka z dobrej rodziny, idzie po raz pierwszy na prawdziwy bal maskowy. Tam spotyka Cyrusa – tajemniczego, jasnowłosego alchemika, który nie skrywa uczuć jakimi darzy dziewczynę . Jej także nie jest on obojętny. Niestety, w skutek niefortunnych wydarzeń nastolatka zostaje...
2014-07-08
Z Meg Cabot miałam już do czynienia wiele razy, głównie poprzez serię Pamiętnik Księżniczki. Uważam ją za pomysłową kobietę, piszącą z humorem i lekkością. Dlatego więc, na okres wakacyjny, kiedy człowiekowi tylko leniuchowanie w głowie, postanowiłam sięgnąć po lekturę jej autorstwa jako coś przyjemnego i niezobowiązującego.
Emerson Watts, szesnastoletnia uczennica i córka dwójki wykładowców jest typową indywidualistką. Nie zainteresowana znajomością z innymi dziewczynami ze szkoły, woli spędzać czas w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela – Christophera, do którego czuje coś znacznie więcej. Razem oglądają Discovery, grają w RPG i naśmiewają się ze słynnych czirliderek, gdy tym czasem jej siostra Frida, kompletne przeciwieństwo, zainteresowana jest kolorowymi gazetami Cosmo i życiem sławnej top modelki – Nikki Hamerson. Wszystko się zmienia kiedy Frida, zaciąga Em na wielkie otwarcie Stark Megastore, kończące się tragicznym wypadkiem. A potem bohaterka się budzi. Jedyny problem jest taki, że nie jest sobą. Dosłownie. Jej ciało nie przypomina Emerson Watts. Ona wygląda dokładnie jak Nikki Hamerson.
Książki nie można ocenić szczegółowo, bo nie bierzemy pod uwagę całkowitego zakończenia. Jest to pierwszy tom serii Top modelka i kończy się, praktycznie nawet nie zaczynając. Tematem przewodnim powinno być życie Emerson w ciele Nikki, aczkolwiek my właściwie tylko muskamy ten fragment. Autorka z pewnością chciała wzbudzić ciekawość czytelników, chociaż mogła nas „poczęstować” większą dawką informacji. Osobiście strasznie nie lubię niedokończonych historii. Wolałabym, żebym mimo wszystko JAKOŚ się ona skończyła, rozpoczynając jednocześnie tom nr 2.
Jeśli chodzi o bohaterów i samą fabułę, z początku miałam wrażenie, że czytam kopie Pamiętnika Książniczki. Właściwie wszystkie książki Cabot są podobne. Znów szesnastolatka, znów uczęszczająca do liceum, znów chłopczyca – zero makijażu, zero dziewczęcości i ogólnej dbałości o siebie. No i oczywiście zadurzona w mózgowcu – przystojnym informatyku/geniuszu. Wypisz wymaluj Księżniczka Mia. Co więc sprawia, że przeczytałam „Mię nr 2” w mniej niż 5 godzin?
Z czasem akcja odbiega od wiernej kopii, a mi zaczyna się coraz bardziej podobać. Myślałam, że będę czytać przez połowę książki o rozterkach miłosnych dziewczyny, jednak przyszło coś zupełnie innego. Tajemnice, rodzina, przyjaciele i rozsądek – to wszystko znajdziemy w Top modelce.
Najbardziej spodobały mi się imiona bohaterów. Dziwne, ale całkowicie odpowiadały charakterom głównych postaci. Lubię, kiedy imię w książce jest unikalne i mało popularne. Nie znalazłam żadnej Kate czy Annie. Była za to Frida, Emerson, Brandom i Gabriel. Fajnie.
Główna bohaterka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Irytował mnie jej pesymizm i negatywne nastawienie do wszystkich rzeczy, które jej się przytrafiały. Nie pamiętam, żeby chociaż raz była naprawdę z czegoś zadowolona. W kółko ględzenie i ględzenie, jak jej to nie jest źle. Rozumiem, że nie żyła w przyjaźni z żelem pod prysznic i tuszem do rzęs, tylko myła się mydłem w kostce, ale nie musi się przecież zachowywać jak kwoka, której ktoś ukradł jajko!
Pozostali bohaterowie byli… przyjemni. Najlepszą postacią była Lulu. Dobrze dobrane imię do wybuchowego, pozytywnie zakręconego charakteru. Reszta była niezbyt rzeczywista. Oni po prostu byli, żeby fabuła mogła się rozwijać.
Ogólnie, jak mówiłam – przyjemnie. Niezobowiązująco. Pomimo niechęci do Em, wokół której cała książka się kręciła, fabuła jest ciekawa i wciągająca. Utrzymana z humorem książka (tak, pesymistyczna Emerson Watts czasami zapodała jakiś suchar) jest zdecydowanie przyjemnym czytadłem na wakacyjne dni. Polecam!
Z Meg Cabot miałam już do czynienia wiele razy, głównie poprzez serię Pamiętnik Księżniczki. Uważam ją za pomysłową kobietę, piszącą z humorem i lekkością. Dlatego więc, na okres wakacyjny, kiedy człowiekowi tylko leniuchowanie w głowie, postanowiłam sięgnąć po lekturę jej autorstwa jako coś przyjemnego i niezobowiązującego.
Emerson Watts, szesnastoletnia uczennica i córka...
2013-06-22
''Lot Komety''- jest to kontynuacja powieści ‘’Hera, moja miłość’’ , której nie miałam okazji jeszcze przeczytać ;) Jednak ani razu nie zdarzyło mi się, aby z powodu tego niedociągnięcia pogubiłam się w fabule.
Książka opowiada historie Ali o przezwisku ‘’Kometa’’. Dziewczyna niedawno miała problem z narkotykami, jednak udało jej się uciec od nałogu. Niestety tym razem wpada w szpony sekty, którą nazywa swoją rodziną. Powoduje to problemy z bliskimi i rodzicami. Samotność, która dokucza nastolatce popycha ją w stronę Jacka – dawnego kochanka, który nadal przepełniony bezgraniczną miłością do dziewczyny, pomimo własnych problemów z matką i ojcem, stara się pomóc Komecie ze wszystkich sił. Jednak sekta jest przeciwna jej poczynaniom. Już wkrótce ‘’Rodzina’’ zamieni życie nastolatki w piekło. Jacek, którym dziewczyna bawiła się przez długi czas, okaże się jedynym wybawieniem.
Jak mówiłam na wstępie, książkę przeczytałam w 2 dni. Uważam, że Anna Onichimowska zasługuje na brawa. Nie jest to lekka powieść. Trzeba się nad nią skupić, wczytać się dokładnie w treść, odnaleźć ukryte w niej przesłania. Byłam zaskoczona z jaką prostotą autorka porusza problemy dzisiejszej młodzieży. Jakby była to codzienność, mówi o narkotykach, sektach i molestowaniu. Przekazuje nam ważne treści, dotyczące braku odpowiedzialności oraz jej konsekwencje. Lecz nie jest to tylko sucha nauka. Akcja wciąga czytelnika zaraz po pierwszych zdaniach. Niesamowity bieg wydarzeń, mocna nuta miłości i przyjaźni, czynią książkę niezastąpioną. Przy końcówce polały się gorzkie łzy- tak bardzo autorka wciągnęła mnie w swój świat. Kiedy skończyłam czytać ‘’Lot Komety’’ na usta cisnęło mi się tylko jedno słowo ‘’wow…’’. Można się wiele nauczyć z tego działa, w sposób jak najbardziej nieprzymuszony.
Gorąco polecam ‘’Lot Komety’’ wszystkim nastolatkom. Jest to pozycja warta przeczytania.
Moja opinia: 10/10
''Lot Komety''- jest to kontynuacja powieści ‘’Hera, moja miłość’’ , której nie miałam okazji jeszcze przeczytać ;) Jednak ani razu nie zdarzyło mi się, aby z powodu tego niedociągnięcia pogubiłam się w fabule.
Książka opowiada historie Ali o przezwisku ‘’Kometa’’. Dziewczyna niedawno miała problem z narkotykami, jednak udało jej się uciec od nałogu. Niestety tym razem...
Po przeczytaniu Hopeless oraz Losing Hope, całkowicie zatraciłam się w miłości do laski, która jeszcze niedawno była pracownikiem socjalnym. Więc kiedy sięgnęłam po Maybe Someday wiedziałam, że się nie zawiodę. Bo pani Hoover jest jednym z tych pisarzy, którzy nigdy nie zawodzą.
Sydney prowadzi spokojne studenckie życie wraz ze swoim chłopakiem Huntrem i przyjaciółką Tori. Od czasu do czasu lubi posłuchać pewnego przystojniaka grającego na przeciwległym balkonie i napisać kilka tekstów do jego muzyki. Niestety, idylla rozsypuje się niczym domek z kart, kiedy właśnie ów tajemniczy przystojniak informuje ją, że Hunter podczas gdy Sydney nie patrzy, zabawia się w najlepsze z jej współlokatorką, a zarazem najlepszą przyjaciółką. W efekcie Sydney traci chłopaka, przyjaciółkę i mieszkanie. Kiedy wydaje się, że gorzej już być nie może, zostaje wylana z pracy za nieoczekiwany napad złości. Wtedy Ridge – tajemniczy przystojniak z balkonu, postanawia otworzyć dla niej swoje drzwi. Dosłownie i w przenośni. Niestety, są dwa „ale” – Ridge ma dziewczynę… i jest głuchy.
Hmmm…
Jak zacząć? Jak do cholery zacząć? Może od zdania… To było zajebiste?
Maybe Someday określiłabym jako Romeo i Julia XXI wieku ze szczęśliwym zakończeniem (dla niektórych nieszczęśliwym). Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. Dlatego pochłonęłam ją w jeden dzień starając się pomieścić ten nadmiar emocji, który mi towarzyszył.
Mamy tutaj historię dwojga zakochanych ludzi, którzy między sobą mają jeszcze osobę trzecią. Tylko, że w wypadku Ridge’a i Sydney ta osoba nie jest kimś zwyczajnym.
Odgłos pękających serc słychać prawie przez połowę powieści, a ten dźwięk jest tak realistyczny, że kiedy czytasz…. pęka ci serce. Dlatego musisz przeczytać „na raz”, żeby w miarę szybko poskładać je do kupy.
Emocje, emocje, emocje. Bohaterzy uczą się na swoich błędach, starają się podejmować jak najsłuszniejsze decyzje, jednocześnie walcząc ze swoimi pokusami duszy i ciała. Skręca ich, skręca i ciebie – taka zależność. Kiedy oni są podnieceni, ty wręcz palisz się w środku. I nic na to nie poradzisz.
Przyznam, że kiedy na początku dowiedziałam się, że jeden z głównych bohaterów jest głuchy, mój świat się zawalił – nie umiałam sobie wyobrazić na jakiej zasadzie książka miała by pociągnąć przyzwoicie do samego końca, skoro najciekawszy i najprzystojniejszy bohater jest głuchy. To mnie dobiło. Dopiero w miarę czytania zorientowałam się jaką byłam egoistką. Dlaczego miałabym zaniżać standardy CZEGOKOLWIEK tylko dlatego, że ktoś jest niepełnosprawny? To jeden z aspektów, które książka stara się nam przekazać.
Kolejnym jest miłość. Ta trudna, cudowna, niebezpieczna, bolesna miłość. Pokazuje, jak bardzo może boleć, kiedy naprawdę się zakochamy, kiedy spotkamy się z odrzuceniem. Pokazuje to prawdziwie i realistycznie – niemal boleśnie.
Dodatkowo możemy podziwiać piękny kunszt zespołu muzycznego „Griffin Peterson”, którego piosenki zostają wplecione w akcję. Muzyka – kolejny aspekt, który Hoover przedstawiła… ŚPIEWAJĄCO. Uczucia i emocje, które muzyka potrafi w nas wywrzeć nieraz są niepojęte i niezrozumiałe – dokładnie jak u Ridge’a i Sydney.
Maybe Someday wydaje mi się być zbiorem dziesięciu przykazań Bożych, pokazanych z dwóch stron – tej przestrzeganej i łamanej. Znajdziemy tam wszystkie wartości, które w dzisiejszych czasach powinny być dla nas ważne. Jednak oprócz doskonałej lekcji WDŻ rozerwiemy się i pośmiejemy z głównymi bohaterami, a także doświadczymy romansu, jakiego jeszcze nie było.
http://laskosko.blogspot.com/
Po przeczytaniu Hopeless oraz Losing Hope, całkowicie zatraciłam się w miłości do laski, która jeszcze niedawno była pracownikiem socjalnym. Więc kiedy sięgnęłam po Maybe Someday wiedziałam, że się nie zawiodę. Bo pani Hoover jest jednym z tych pisarzy, którzy nigdy nie zawodzą.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSydney prowadzi spokojne studenckie życie wraz ze swoim chłopakiem Huntrem i przyjaciółką...