-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-08-24
2019-01-16
2015-11-11
2015-08-11
Po przeczytaniu Hopeless oraz Losing Hope, całkowicie zatraciłam się w miłości do laski, która jeszcze niedawno była pracownikiem socjalnym. Więc kiedy sięgnęłam po Maybe Someday wiedziałam, że się nie zawiodę. Bo pani Hoover jest jednym z tych pisarzy, którzy nigdy nie zawodzą.
Sydney prowadzi spokojne studenckie życie wraz ze swoim chłopakiem Huntrem i przyjaciółką Tori. Od czasu do czasu lubi posłuchać pewnego przystojniaka grającego na przeciwległym balkonie i napisać kilka tekstów do jego muzyki. Niestety, idylla rozsypuje się niczym domek z kart, kiedy właśnie ów tajemniczy przystojniak informuje ją, że Hunter podczas gdy Sydney nie patrzy, zabawia się w najlepsze z jej współlokatorką, a zarazem najlepszą przyjaciółką. W efekcie Sydney traci chłopaka, przyjaciółkę i mieszkanie. Kiedy wydaje się, że gorzej już być nie może, zostaje wylana z pracy za nieoczekiwany napad złości. Wtedy Ridge – tajemniczy przystojniak z balkonu, postanawia otworzyć dla niej swoje drzwi. Dosłownie i w przenośni. Niestety, są dwa „ale” – Ridge ma dziewczynę… i jest głuchy.
Hmmm…
Jak zacząć? Jak do cholery zacząć? Może od zdania… To było zajebiste?
Maybe Someday określiłabym jako Romeo i Julia XXI wieku ze szczęśliwym zakończeniem (dla niektórych nieszczęśliwym). Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. Dlatego pochłonęłam ją w jeden dzień starając się pomieścić ten nadmiar emocji, który mi towarzyszył.
Mamy tutaj historię dwojga zakochanych ludzi, którzy między sobą mają jeszcze osobę trzecią. Tylko, że w wypadku Ridge’a i Sydney ta osoba nie jest kimś zwyczajnym.
Odgłos pękających serc słychać prawie przez połowę powieści, a ten dźwięk jest tak realistyczny, że kiedy czytasz…. pęka ci serce. Dlatego musisz przeczytać „na raz”, żeby w miarę szybko poskładać je do kupy.
Emocje, emocje, emocje. Bohaterzy uczą się na swoich błędach, starają się podejmować jak najsłuszniejsze decyzje, jednocześnie walcząc ze swoimi pokusami duszy i ciała. Skręca ich, skręca i ciebie – taka zależność. Kiedy oni są podnieceni, ty wręcz palisz się w środku. I nic na to nie poradzisz.
Przyznam, że kiedy na początku dowiedziałam się, że jeden z głównych bohaterów jest głuchy, mój świat się zawalił – nie umiałam sobie wyobrazić na jakiej zasadzie książka miała by pociągnąć przyzwoicie do samego końca, skoro najciekawszy i najprzystojniejszy bohater jest głuchy. To mnie dobiło. Dopiero w miarę czytania zorientowałam się jaką byłam egoistką. Dlaczego miałabym zaniżać standardy CZEGOKOLWIEK tylko dlatego, że ktoś jest niepełnosprawny? To jeden z aspektów, które książka stara się nam przekazać.
Kolejnym jest miłość. Ta trudna, cudowna, niebezpieczna, bolesna miłość. Pokazuje, jak bardzo może boleć, kiedy naprawdę się zakochamy, kiedy spotkamy się z odrzuceniem. Pokazuje to prawdziwie i realistycznie – niemal boleśnie.
Dodatkowo możemy podziwiać piękny kunszt zespołu muzycznego „Griffin Peterson”, którego piosenki zostają wplecione w akcję. Muzyka – kolejny aspekt, który Hoover przedstawiła… ŚPIEWAJĄCO. Uczucia i emocje, które muzyka potrafi w nas wywrzeć nieraz są niepojęte i niezrozumiałe – dokładnie jak u Ridge’a i Sydney.
Maybe Someday wydaje mi się być zbiorem dziesięciu przykazań Bożych, pokazanych z dwóch stron – tej przestrzeganej i łamanej. Znajdziemy tam wszystkie wartości, które w dzisiejszych czasach powinny być dla nas ważne. Jednak oprócz doskonałej lekcji WDŻ rozerwiemy się i pośmiejemy z głównymi bohaterami, a także doświadczymy romansu, jakiego jeszcze nie było.
http://laskosko.blogspot.com/
Po przeczytaniu Hopeless oraz Losing Hope, całkowicie zatraciłam się w miłości do laski, która jeszcze niedawno była pracownikiem socjalnym. Więc kiedy sięgnęłam po Maybe Someday wiedziałam, że się nie zawiodę. Bo pani Hoover jest jednym z tych pisarzy, którzy nigdy nie zawodzą.
Sydney prowadzi spokojne studenckie życie wraz ze swoim chłopakiem Huntrem i przyjaciółką...
2015-05-06
2015-07-05
2015-06-26
2015-03-03
Gabryel w tej książce pokazał na co go stać. To, w jaki sposób bawi się słowami, jak doskonale opisuje emocje i przelewa je na czytelnika. Kusiciela można opisać w trzech słowach - pożądanie, pragnienie, desperacja.
Jestem zachwycona pisaniną, oczarowana, zakochana.
Po prostu polecam!
Gabryel w tej książce pokazał na co go stać. To, w jaki sposób bawi się słowami, jak doskonale opisuje emocje i przelewa je na czytelnika. Kusiciela można opisać w trzech słowach - pożądanie, pragnienie, desperacja.
Jestem zachwycona pisaniną, oczarowana, zakochana.
Po prostu polecam!
2014-04-04
Ta książka MUSI być przeczytana przez każdego fana kryminałów!
www.natkaczyta.blogspot.com
Ta książka MUSI być przeczytana przez każdego fana kryminałów!
www.natkaczyta.blogspot.com
2015-01-10
LECIEĆ I CZYTAĆ TO!!! ALE JUŻ!!!!
www.natkaczyta.blogspot.com zapraszam xD
LECIEĆ I CZYTAĆ TO!!! ALE JUŻ!!!!
www.natkaczyta.blogspot.com zapraszam xD
2014-10-12
Rzadko kiedy masz do czynienia z książką, która odzwierciedla wszystko, o czym kochasz czytać. Kiedy już takową znajdziesz, po ukończeniu jej pozostaje ci tylko pustka w duszy, wypalona dziura w sercu. Łzy wielkości grochu spływają po twoich policzkach i jedyne co robisz, to zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego? Dlaczego to koniec?!”. No… co innego jak czekają na Ciebie kolejne tomy z serii…
Ha! Wygrałam życie!
Bohaterką książki jest Violet Ambrose, uczennica drugiej klasy liceum. Chodzi do szkoły, uczy się pilnie (przynajmniej stara) i przyjaźni z Jayem Heatonem, do którego czuje coś znacznie więcej. Jednak poza tym, Violet jest osobą znacznie ciekawszą, niż się zdaje. Posiada szczególny dar – potrafi wyczuwać zmarłych.
Tymczasem seryjny zabójca osacza miasteczko, zabijając młode dziewczyny z dziką satysfakcją. Vi nie spodziewa się, że to właśnie do niej, będzie należeć brudna robota.
Podobało mi się w tej książce absolutnie wszystko, dlatego nie mam zielonego pojęcia, jak powinnam zacząć, żeby ta recenzja chociaż sprawiała wrażenie mądrej i skrupulatnej…
Na początek poruszę temat fabuły.
Większość książek dla nastolatków zwykle opowiada o wielkiej miłości, z jakimiś CIEKAWYMI wydarzeniami W TLE, co jest odrobinę przytłaczające, kiedy chcesz odpocząć od pary miażdżących się nastolatków, jednak smucisz się, gdy uświadamiasz sobie, że autor wcale nie ma zamiaru ci ulżyć. Tutaj tak nie było. Kimberly przedstawiła wątek romansu i thrillera z takim samym zaangażowaniem, przez co ani na chwilę nie można było się nudzić.
Bardzo podobał mi się pomysł, jaki miała autorka, na dodanie odrobiny dreszczyku do swojej książki. Morderca i martwe ciała to trochę stereotypowy wątek, ale kiedy dodała rozdziały z perspektywy takowego zabójcy – jego uczucia, przemyślenia, powstał prawdziwy majstersztyk. Dodatkowo umiejętności znajdowania zmarłych Violet dodawały temu jeszcze większej świeżości. Bardzo zaimponowało mi, kiedy czytając fragmentu o znalezionych ciałach, lub gdy Violet była W TRAKCIE ich znajdowania, odczuwałam autentyczny strach. Nie często autor książki potrafi wprowadzić czytelnika do tak głębokich stanów emocjonalnych.
Wątek miłosny również podbił moje serce. Ukryte nie zawierało w sobie ani jednej sceny seksu, ale mimo to, od czytania fragmentów flirtu między dwojgiem bohaterów, robiło mi się gorąco. Będąc uszczypliwym, można powiedzieć, że ćwierć książki zawierała różne rodzaje „lizania się”, co po części jest prawdą, jednak każdy pocałunek opisany przez Kimberly był unikalny i seksowny.
Zajmijmy się mózgiem.
Teraz padniecie.
Przygotujcie się na bombę.
Serio.
.
.
.
Główna bohaterka była mądra!!!
No chyba nie powiecie mi, że to nic nowego. Prawie każda książka dla młodzieży, którą przeczytałam, miała postać nie posiadającą takiego narządu jakim jest mózg. A ja bardzo lubię kiedy główni bohaterowie mają mózg. Czemu autorzy robią mi na złość? Swoją drogą – zauważyliście, że zwykle (czyt. zawsze) to płeć piękna zgrywa głupszą? Gdzie tu sprawiedliwość?
Nieważne. Tak czy owak, Violet była bohaterką racjonalną i inteligentną i pomimo uczucia jakim darzyła Jay’a potrafiła myśleć trzeźwo, uwzględniając ciąg przyczynowo skutkowy.
Były momenty naprawdę zaskakujące i nieprzewidywalne, ale można było także dostrzec schematyczność typową dla młodzieżowych książek, która mimo to, nie była jakoś mocno denerwująca.
Podsumowując. Książkę polecam każdemu czytelnikowi, który lubi dreszczyk emocji pomieszany z namiętnością i pierwszym zakochaniem. To pozycja, która nada się jako prawdziwy rollercoaster akcji i wydarzeń.
Śmierć + Miłość = Ukryte!
Rzadko kiedy masz do czynienia z książką, która odzwierciedla wszystko, o czym kochasz czytać. Kiedy już takową znajdziesz, po ukończeniu jej pozostaje ci tylko pustka w duszy, wypalona dziura w sercu. Łzy wielkości grochu spływają po twoich policzkach i jedyne co robisz, to zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego? Dlaczego to koniec?!”. No… co innego jak czekają na Ciebie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-14
2014-08-20
„Przez 2000 lat najlepiej strzeżony sekret na ziemi był bezpieczny. Do dzisiaj. Zdesperowany człowiek jest gotów go wydrzeć. W imię miłości”
Tymi słowami Richard Doetsch raczy nas już na wstępie… rozbudza zmysły, nieprawdaż?
Moja historia z tą książką jest dość banalna. Przeczytałam ją… z przypadku. Tak się złożyło, że mogłam ją dostać w zamian za Szczęśliwą godzinę w piekle Tada Williamsa. I wiecie co? Nie żałuję.
Dwudziestokilkuletni Michael St. Pierre ma niezbyt kolorową przeszłość. Był genialnym włamywaczem, ale miłość do Mary sprawiła, że zrezygnował ze swojego zawodu. Teraz prowadzi skromny sklepik z narzędziami, wiodąc szczęśliwe, ale bezdzietne życie, ze swoją ukochaną żoną. Wszystko się zmienia, kiedy parę dotyka ogromna tragedia – okazuje się, że Mary jest śmiertelnie chora na raka. Dodatkowo, ich sytuacja finansowa nie jest w stanie pokryć kosztów leczenia nawet w połowie, a przyjaciele – Paul i Jannie Bush również są bezsilni. Właśnie wtedy zdesperowany Michael otrzymuje propozycję od tajemniczego miliardera Augusta Finstera. Zapłaci on za leczenie żony, jeśli St. Pierre ukradnie klucze, będące własnością Watykanu. Kiedy Michael realizuje powierzone mu zadanie nie ma pojęcia, jakie konsekwencje tego czynu przyjdzie mu ponieść. Rozpaczliwa walka o życie żony zmieni się w walkę o zbawienie ludzkości, a przyjaźń z Bushem zostanie wystawiona na poważną próbę. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy, że w całą mistyfikację zamieszanych jest znacznie więcej osób…
Richard Doetsch tak, jak jeden z głównych bohaterów również jest biznesmenem i prezesem, a Złodzieje nieba są jego pierwszą powieścią. Na szczęście nie ostatnią. Złodzieje aniołów to drugi tom przygód Michaela.
Dlaczego na szczęście? Ponieważ nie przeżyłabym, gdyby miało to być moje pierwsze i ostatnie spotkanie z autorem.
Książka Złodzieje nieba to absolutnie genialna fabuła, genialne love story i genialny thriller. Byłam zachwycona od samego początku i nie mogłam się nadziwić aż do samego końca. Bo właśnie w tym przedziale akcja toczy się w zawrotnym tempie nie zwalniając ani na chwilę i cały czas zaskakując nas czymś nowym i niesamowitym.
Jedyne co mnie nie przekonuje to okładka. Nie jest zbyt ambitna, ale nie jest też totalnie beznadziejna, jednakże, tak wspaniałe wnętrze zasługiwałoby, moim zdaniem, na nieco ładniejszą oprawę.
Nieważne. Przejdźmy do rzeczy.
Bohaterowie – absolutnie genialni. Każda z postaci jest bardzo dokładnie przedstawiona, ale jednocześnie mamy tę osobliwą mgiełkę tajemnicy, kiedy próbujemy poznać ich nieco bliżej. Pan Richard potrafi przedstawić szczegółowo historię każdej postaci, ale robi to tak umiejętnie, że czytelnik z zaciekawieniem chłonie każdy, nawet najmniejszy szczegół.
Głównego bohatera także można polubić już na wstępie. Jest miły i uprzejmy, ale jednocześnie inteligentny i pewny siebie, czyli taki, jaki powinien być złodziej „na emeryturze”. Do tego jego nietypowy charakter sprawia, że nigdy tak do końca nie jesteśmy pewni, jaką tym razem podejmie decyzję. W ten sposób książka jest jeszcze ciekawsza.
„Większość ludzi spędza lata narzeczeństwa na zakochiwaniu się, a następnie obserwowaniu, jak miłość stopniowo topnieje, za to Michael i Mary postawili ten porządek na głowie: codziennie odkrywali w sobie wzajemnie coś nowego i nie tylko coraz głębiej się kochali, ale też stawali się coraz bliższymi przyjaciółmi. „
Właśnie tymi słowami można opisać cały wątek miłosny Michaela i Mary, który jest, tak, znowu to powiem – absolutnie genialny. Na szczęście, daleko mu do typowego love story gdzie możemy spodziewać się oklepanej historii Pięknej i Bestii. Ich miłość nie przytłacza, nie zaśmieca (przepraszam za określenie) połowy książki. Subtelnie wplata się w fabułę dając przyjemną odskocznię od zawrotnego tempa akcji.
Jeśli chodzi o ogólną treść, również absolutnie genialną, nie da się jej dokładnie opisać. Ją trzeba przeczytać. Wiele zwrotów akcji, dużo do analizowania, jeszcze więcej wątpliwości, a najwięcej zdziwienia nad unikalnością tej historii. Można dopatrzyć się także morałów i nienachlanych kwintesencji życia, które mocno dają do myślenia.
„Jasność widzenia zawsze pojawia się dopiero po fakcie”
Złodziei nieba polecam wszystkim, którzy chcą zaczytać się w czymś… absolutnie genialnym. Książka będzie odpowiednia dla miłośników thrillerów, fantastyki, historii miłosnych, amatorów dzieł związanych z ludzką wyobraźnią na temat Nieba i Piekła, a także dla zwyczajnego czytelnika, który pragnie oderwać się od kłopotów dnia codziennego.
Jeszcze raz polecam!
„Przez 2000 lat najlepiej strzeżony sekret na ziemi był bezpieczny. Do dzisiaj. Zdesperowany człowiek jest gotów go wydrzeć. W imię miłości”
Tymi słowami Richard Doetsch raczy nas już na wstępie… rozbudza zmysły, nieprawdaż?
Moja historia z tą książką jest dość banalna. Przeczytałam ją… z przypadku. Tak się złożyło, że mogłam ją dostać w zamian za Szczęśliwą godzinę w...
2013-07-11
Autor: Marie Lu
Tytuł: Legenda ‘’Rebeliant’’
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 299
Moja opinia: 9/10
Stany Zjednoczone zostały podzielone na Republiki i Kolonie. Dwa różne światy, w których żyje dwoje różnch bohaterów. June – geniusz militarny i Day – nieuchwytny przestępca. Tych dwoje nie mają powodu, by się spotkać, kiedy pewnego dnia, brat June – Metias, zostaje zamordowany, a głównym podejrzanym staje się Day. Rozpoczyna się gra w kotka i myszkę – chłopak ucieka, próbując jednocześnie ratować rodzinę, a June desperacko stara się pomścić śmierć brata. Trwa wyścig na śmierć i życie, jednak niespodziewane, wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót, a pilnie strzeżone tajemnice zostają odkryte. Jaką rolę w tym wszystkim pełnią Day i June? Czy to zbieg okoliczności, że ich drogi się skrzyżowały?
Pierwsze wrażenie kiedy przeczytałam tytuł: ‘’Rebeliant?’’ Mam rozumieć, że to książka o wojnie? Jednak z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej odległa od tej myśli. Z początku fabułę spowijał mrok, była ciężka, wyorażałam ją sobie w ciemnych kolorach, nie było interesujących wydarzeń, ale kiedy do przygody wkradła się miłość, wszystko przyjęło inny obrót. Książka się rozpędziła, zaczęła obfitować w akcję i intrygujące tajemnice. Wchłaniałam każdą kartkę z coraz większą ciekawością i fascynacją. Nagle ze strony 20 zrobiła się 70, z 70 120, 185, 299. Tak oto skończyłam czytać dzieło w jeden dzień, z pełną satysfakcją na twarzy.
To niesamowite jak Marie Lu buduje akcje i całkowicie odmienną historię od innych książek. Z początku miałam wrażenie, że czytam kopię ‘’Igrzysk Śmierci’’, ale w miarę zagłębiania się w lekturę zdałam sobie sprawę jak bardzo się myliłam. Autorka pisze przejżyście, nie ma ryzyka zagubienia się w fabule. Przede wszystkim zadziwiające jest to, z jaką łatwością utożsamiamy się z głównymi bohaterami. Książka jest pisana z perspektywy Daya i June, przez co jeszcze łatwiej jest nam poczuć dokładnie to co oni. Nie raz przyłapałam się na tym, że płaczę, lub też uśmiecham się szeroko.
Jedynym minusem jest niezbyt fajny początek, ale gdy przebrnęłam przez pierwsze strony była już tylko czysta przyjemność.
To opowieść pełna akcji, napięcia i romansu.
‘’Rebelianta’’ polecam wszystkim nastolatkom, ponieważ bez wątpienia zafascynuje, wciągnie i poruszy każdego czytelnika.
Autor: Marie Lu
Tytuł: Legenda ‘’Rebeliant’’
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 299
Moja opinia: 9/10
Stany Zjednoczone zostały podzielone na Republiki i Kolonie. Dwa różne światy, w których żyje dwoje różnch bohaterów. June – geniusz militarny i Day – nieuchwytny przestępca. Tych dwoje nie mają powodu, by się spotkać, kiedy pewnego dnia, brat June – Metias,...
2014-07-13
Zmierzch. Najbardziej znana saga XXI wieku, ulubiona książka nastolatek. Stephanie Mayer nadała wampirom nowe oblicze, dzięki któremu z krwiożerczych bestii stały się najbardziej romantycznymi istotami na ziemi. Niestety, niedawno musieliśmy pożegnać się na dobre z przystojnym Edwardem i kruchą Bellą, oglądając ostatnią ekranizację Przed Świtem. Ale Mayer nie dała nam zapomnieć o sobie tak łatwo! Razem z Young Kim postanowiły raz jeszcze przenieść nas w magiczny świat wampirów i wilkołaków, tyle, że tym razem, z nieco innej perspektywy…
Zmierzch Powieść Ilustrowana część 2, to kontynuacja komiksowej interpretacji historii Belli i Edwarda, wzbogacona o zapierającą dech w piersiach grafikę, nadającą sadze zupełnie nowe znaczenie.
Miałam do czynienia z wieloma komiksami, ale jeszcze nigdy nie znalazłam żadnego, który reprezentował by taki profesjonalizm. Całość przeczytałam dwa razy – najpierw skupiając się na tekście, potem na obrazkach.
Treść jak treść, jest podobna, a właściwie taka sama jak oryginał, co chyba nie jest żadnym zaskoczeniem. Jako że w młodości miałam- lekko mówiąc- bzika na punkcie Zmierzchu, kolejność wydarzeń znałam na pamięć. No, może dialogi były nieznacznie skrócone, ale nie na tym chciałabym się skupić.
Oczywiście motywem przewodnim w książce są ilustracje. Większość z nich jest biało czarna, tylko w niektórych momentach możemy zauważyć kolor - głównie w retrospekcjach, co jest absolutnie świetnym pomysłem. Nadaje to danemu fragmentowi ten „specjalny” klimat, dzięki czemu z łatwością wczuwamy się w fabułę. Bohaterowie rysunkowi są, zaryzykowałabym stwierdzenie, nawet bardziej realistyczni niż aktorzy. Komiksowy Edward wygląda jak Mr. Przystojniak Pattinson… a może i lepiej?
Emocje na ilustracjach są przedstawione tak perfekcyjnie, że po prostu nie mogłam nie zatrzymać się na chwilę i nie popodziwiać doskonałego pióra Pani Young Kim.
Czytając Zmierzch Powieść ilustrowaną, mogłam po raz kolejny przenieść się do klimatu miasteczka Forks, delektując się tą wspaniałą historią.
Polecam książkę wszystkim fanom Zmierzchu, komiksów, postaci anime czy po prostu wielbicieli dobrego rysunku i historii. Ta pozycja z pewnością warta jest czasu ( i pieniędzy?), aby jeszcze raz (lub po raz pierwszy) zagłębić się w rysunkową opowieść Belli i Edwarda.
Zmierzch. Najbardziej znana saga XXI wieku, ulubiona książka nastolatek. Stephanie Mayer nadała wampirom nowe oblicze, dzięki któremu z krwiożerczych bestii stały się najbardziej romantycznymi istotami na ziemi. Niestety, niedawno musieliśmy pożegnać się na dobre z przystojnym Edwardem i kruchą Bellą, oglądając ostatnią ekranizację Przed Świtem. Ale Mayer nie dała nam...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-08
Okłada i tytuł. Tylko to zmusiło mnie do przeczytania tej książki.
Średniowiecze. Seraphina, nastolatka z dobrej rodziny, idzie po raz pierwszy na prawdziwy bal maskowy. Tam spotyka Cyrusa – tajemniczego, jasnowłosego alchemika, który nie skrywa uczuć jakimi darzy dziewczynę . Jej także nie jest on obojętny. Niestety, w skutek niefortunnych wydarzeń nastolatka zostaje raniona nożem. Jest tylko jeden sposób by ją uratować – eliksir Cyrusa, dający nieśmiertelność. Haczyk? Oczywiście. Seraphina musi zostać z chłopakiem na zawsze, co w przypadku nieskończoności, jest pojęciem względnym… Postanawiają żyć razem, systematycznie zmieniając swoje ciała. Nastają czasy teraźniejsze, a miłość Seraphiny do Cyrusa zmienia się w niechęć. Dziewczyna jest gotowa posmęcić swoje życie, aby uwolnić się od tyrana, jakim stał się Cyrus. Wtedy pojawia się szesnastolatka… nieżywa szesnastolatka. Seraphina przejmuje jej ciało, a wraz z nim jej życie. To da początek ciągowi wydarzeń, o których dziewczyna nawet nie śniła. Ale czy przeszłość da o sobie zapomnieć?
Już od pierwszych stron książka wciągnęła mnie po same kartki. Lubię kiedy historia ma wartką fabułę, z którą nie sposób się nudzić. Lubię przeskakiwać z akcji do akcji, cały czas paląc się z emocji. Lubię czytać o konkretach. Właśnie to wszystko zapewniła mi Miłość alchemika. Ale jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo.
Avery Williams trochę za szybko opisała wydarzenia. Miałam wrażenie, że w lewym kącie pisała książkę, a w prawym miała kipiący garnek, gromadkę płaczących dzieci i psa, który błaga o wyjście na spacer. Z tego powodu nie dane było mi poznać bohaterów bliżej – ich przeszłości, charakteru. A szkoda, bo postacie są naprawdę interesujące. Dla przykładu, Cyrus – chłopak o niesamowitej inteligencji, kreatywności i przebiegłości. Co go takim ukształtowało? Dlaczego taki się stał? Jakie były jego aspiracje? Chyba nie prędko się dowiem.
Kolejną ciekawostką jest samo istnienie Wcielonych. Oczekiwałam na jakąś genezę, biografię, jak to wszystko się zaczęło. Doczekałam się pół stronicowej, płytkiej jak kałuża historyjki. Ten spotkał tego, ta spotkała tamtego i tak się zaczęło. Genialne!
Wątek miłosny? Również naciągany. Bohaterka zapewnia nas o swoim znawstwie ludzkiej psychiki. No dobra, ale mogłabym się kłócić…
Seraphina również jest dość… nijaka. Nie polubiłam jej. Kompletna niezdara z zerowym doświadczeniem. Była jak dziecko we mgle. Ne potrafiła kanapki zamówić, co dopiero zorganizować jakiś sensowny plan działania. Chodzi po tym świecie już 600 lat, a zachowuje się, jakby dopiero co się urodziła.
Kolejnym minusem jest właśnie ta magiczna liczba – 600. Może gdyby to było 100, ewentualnie 200, nie zwracałabym tak dużej uwagi na głupotę bohaterki. Nie popisała się swoją wiedzą- to oczywiste. Chodzić po świecie 600 lat i kompletnie nie znać życia? Wszystko zwalała na swojego chłopaka-tyrana, który zniewolił ją do potęgi entej. Jednak jeśli mam być szczera to właśnie Cyrus zaimponował mi najbardziej. Wartki chłop, potrafił se nawet dziewuchę podporządkować na 600 lat! (W żadnym razie nie ubliżając płci żeńskiej! Jesteśmy silniejsze, baby! ) Szkoda tylko, że tak mało się o nim dowiedzieliśmy.
Każdy ubytek nadrabia fabuła, która mnie oczarowała! Widać, że Avery Williams miała pomysł doskonały, tylko trochę gorzej z realizacją. Jestem pewna, że gdyby fabułę podrzucić Carlosowi Ruiz Zafon, powstałby nam światowy mega bestseller.
Warsztatowo książka jest również bardzo dobra. Lekki i przyjemny styl. Pisanina prosta, bez żadnych nieścisłości słownych – młodzieżowa. Okładka przyciąga wzrok i jak najbardziej zachęca.
Pomimo moich narzekań, bardzo, bardzo polecam przeczytanie Miłości alchemika! Małe minusy, duże plusy!
Okłada i tytuł. Tylko to zmusiło mnie do przeczytania tej książki.
Średniowiecze. Seraphina, nastolatka z dobrej rodziny, idzie po raz pierwszy na prawdziwy bal maskowy. Tam spotyka Cyrusa – tajemniczego, jasnowłosego alchemika, który nie skrywa uczuć jakimi darzy dziewczynę . Jej także nie jest on obojętny. Niestety, w skutek niefortunnych wydarzeń nastolatka zostaje...
Ta książka była dla mnie jak ciepły uścisk, którego nawet nie wiedziałam, że potrzebuję. To opowieść o najwspanialszej, najpiękniejszej i najbardziej prawdziwej miłości, jaką znam. Płacz, śmiech, zachwyt, później jeszcze raz płacz i jeszcze raz zachwyt.
Czytajcie i polecajcie innym. Dajcie szansę Ove'mu. Może na pierwszy rzut oka nie wygląda, ale na prawdę jest tego warty. No i jeździ Saab'em, a to już przecież coś.
Ta książka była dla mnie jak ciepły uścisk, którego nawet nie wiedziałam, że potrzebuję. To opowieść o najwspanialszej, najpiękniejszej i najbardziej prawdziwej miłości, jaką znam. Płacz, śmiech, zachwyt, później jeszcze raz płacz i jeszcze raz zachwyt.
więcej Pokaż mimo toCzytajcie i polecajcie innym. Dajcie szansę Ove'mu. Może na pierwszy rzut oka nie wygląda, ale na prawdę jest tego warty....