Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

(...)

„Bez skazy” (której oryginalny tytuł „Purity” jest zgrabną grą słów: stanowi zarazem imię głównej bohaterki, jak i rzeczownik „czystość” – pojawiający się w tym znaczeniu w powieści niezliczoną ilość razy) nie jest zatem „Wielką amerykańską powieścią”, jest zlepkiem kilku poskładanych ze sobą krótszych amerykańskich powieści, które z powodzeniem mogłyby stanowić odrębne całości (NRD z okresu upadku Bloku Wschodniego, losy Purity i jej rodziny, portal internetowy Sunlight Project).

Pisanie Franzena jest sprawne i zgrabne, nie jest to jednak pisarstwo wielkie – „Bez skazy” jest dobrą, momentami bardzo dobrą, literaturą, ale nie wielką. Postacie nie do końca przekonują – autor co chwila musi utwierdzać czytelnika w przekonaniu, że Aleksander jest niezwykle atrakcyjny, a Purity zagubiona. Poszukiwanie przez główną bohaterkę własnej tożsamości ogranicza się do poszukiwania ojca, działalność portali typu WikiLeaks to nic innego, jak sposób na podreperowanie ego ich założycieli. A akt samobójczy w zakończeniu książki nie wynika z niczego innego, jak z widzimisię autora – nie znalazłem w powieści żadnej racjonalnej przesłanki do tego czynu.

„Bez skazy” odwołuje się – w sposób mniej lub bardziej oczywisty – do innych utworów i motywów literackich. Do literatury wielkiej i do literatury popularnej. Do powieści amerykańskiej i europejskiej. Zauważyć można nawiązania do Johna Irvinga; uwagę przykuwają, znane z prozy innego współczesnego autora amerykańskiego, długie opisy tenisa w końcowych partiach książki. Nietrudno domyślić się, co inspirowało Franzena podczas pisania części powieści poświęconej losom Andreasa w upadającym NRD (która, jak pisałem wcześniej, mogłaby stanowić odrębną powieść) – opisów popełnionej przez młodą parę zbrodni i oczekiwania na wynikającej z niej karę. To tylko niektóre z literackich aluzji Franzena – z pewnością jest ich w „Bez skazy” o wiele więcej.

(...)

więcej o książce poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/bez-skazy-jonathan-franzen/

(...)

„Bez skazy” (której oryginalny tytuł „Purity” jest zgrabną grą słów: stanowi zarazem imię głównej bohaterki, jak i rzeczownik „czystość” – pojawiający się w tym znaczeniu w powieści niezliczoną ilość razy) nie jest zatem „Wielką amerykańską powieścią”, jest zlepkiem kilku poskładanych ze sobą krótszych amerykańskich powieści, które z powodzeniem mogłyby stanowić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(...)

Pierwsza część powieści jest naprawdę obiecująca – ciekawie zarysowane postacie i wątki, ukazujące czytelnikowi życie tureckich Kurdów na przestrzeni wielu lat – zarówno w swej ojczyźnie, jak i w europejskiej metropolii (Londynie), przenikanie się kultur, problemy adaptacyjne, zderzenie wielowiekowych tradycji z nowoczesnym społeczeństwem zachodnim, zagadnienia tożsamości i samoświadomości – podane w ciekawy, dość przystępny (choć trzeba przyznać, że równocześnie niezbyt uporządkowany) sposób. I nagle – dokładnie na 110 stronie angielskiego wydania powieści – autorka postanawia uraczyć czytelników papierowym, bezbarwnym, publicystycznym wykładem na temat rasizmu; zmuszając swoich bohaterów do posługiwania się językiem zapożyczonym z przemówień politycznych, zamiast pozwolić im mówić ich własnymi – niedoskonałymi – słowami.

Potem jest już coraz gorzej – wszystkie problemy przedstawione w początkowych rozdziałach okazują się niczym w obliczu romantycznej (opisanej już niezliczoną ilość razy przez rzesze niezliczonych autorów) miłości. Z bystrej, inteligentnej obserwatorki, autorka zamienia się nagle w sztampową producentkę tanich romansideł, która próbuje wmówić odbiorcom, że jej silna, mądra, zdeterminowana bohaterka, nagle – pod wpływem starszego samotnego pana, który dotknął po ciemku jej dłoni w kinie – zamienia się w chichoczącego podlotka, nieumiejącego poradzić sobie z niczym tym, z czym radziła sobie przez kilkadziesiąt trudnych lat.

(...)

Więcej o książce poczytasz na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/honor-elif-shafak/

(...)

Pierwsza część powieści jest naprawdę obiecująca – ciekawie zarysowane postacie i wątki, ukazujące czytelnikowi życie tureckich Kurdów na przestrzeni wielu lat – zarówno w swej ojczyźnie, jak i w europejskiej metropolii (Londynie), przenikanie się kultur, problemy adaptacyjne, zderzenie wielowiekowych tradycji z nowoczesnym społeczeństwem zachodnim, zagadnienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Detroit” Charliego LeDuff nie jest – wbrew podtytułowi – sekcją zwłok Ameryki. Nie jest nawet sekcją zwłok Detroit.
(...)
Amerykański reporter ukazuje nam w swej książce efekty zniszczenia; koncentruje się na skorumpowanych i zdemoralizowanych politykach (głównie na Kwame Kilpatricku – burmistrzu Detroit, oraz, obsesyjnie, na jednej z jego bliskich współpracowniczek – Monice Conyers), niedofinansowanych strażakach i wszechobecnych pożarach, ubogich bezdomnych, zapomnianych ofiarach, wreszcie na sobie samym i swojej rodzinie (co samo w sobie jest dla mnie wystarczającym argumentem świadczącym o niskiej jakości pracy reportera).

LeDuff – starając się przejmująco opisać brudną i pełną moralnego upadku rzeczywistość (posiłkując się niezbyt wyszukanymi metodami, jak na przykład nadmiernym używaniem wulgaryzmów, czy przeciwstawieniem sobie czystych moralnie i bezinteresownych przedstawicieli klasy pracującej, bezwzględnym, wyrachowanym urzędnikom miejskim), tak naprawdę nie zbliża się nawet do wyjaśnienia przyczyn stanu rzeczy. Nie tłumaczy, nie dokonuje autopsji; przedstawia nam jedynie dosyć powierzchowny i wybiórczy opis zrujnowanego miasta.

Więcej o książce poczytasz na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/detroit-sekcja-zwlok-ameryki-charlie-leduff/

„Detroit” Charliego LeDuff nie jest – wbrew podtytułowi – sekcją zwłok Ameryki. Nie jest nawet sekcją zwłok Detroit.
(...)
Amerykański reporter ukazuje nam w swej książce efekty zniszczenia; koncentruje się na skorumpowanych i zdemoralizowanych politykach (głównie na Kwame Kilpatricku – burmistrzu Detroit, oraz, obsesyjnie, na jednej z jego bliskich współpracowniczek –...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sztuka powieści. Antologia wywiadów I z „The Paris Review”. Wywiady z pisarzami Julian Barnes, Saul Bellow, Jorge Luis Borges, Julio Cortázar, Don DeLillo, William Faulkner, Jonathan Franzen, Max Frisch, Gabriel García Márquez, Ernest Hemingway, Michel Houellebecq, Aldous Huxley, Javier Marías, Vladimir Nabokov
Ocena 7,1
Sztuka powieśc... Julian Barnes, Saul...

Na półkach:

Niezwykle ciekawe i odkrywcze są wywody poszczególnych twórców na podobne tematy i pokrewne kwestie literackie; podczas gdy na przykład dla Frischa literatura to zimny intelektualizm i konieczność całkowitego wyzbycia się opisywania emocji, to dla Marqueza wręcz przeciwnie – pisanie musi być jego zdaniem emocjonalne, absolutnie bez żadnego intelektualnego stosunku do opowiadania. DeLillo z kolei wyznaje, że jedną z najważniejszych dla niego spraw w trakcie pisania jest rytm zdania, Cortazar natomiast twierdzi, że pisanie jest jak muzyka jazzowa – opowiadanie oparte jest na jakimś pomyśle, motywie, serii akordów – reszta to pisarska improwizacja. Marquez mówi: „Ostatecznie literatura to po prostu stolarstwo”*, a kilka stron później Faulkner porównuje pisarza do cieśli.

Najciekawsze dla mnie były rozmowy z Marquezem (nic dziwnego – jestem zagorzałym wielbicielem Mistrza) i Faulknerem (co dziwniejsze, jako że nie zachwycam się jego prozą, chociaż oczywiście jestem świadomy jej wielkości). Kolumbijczyk wyznał między innymi, że chciałby napisać reportaż o Polsce (wywiad przeprowadzano w niezwykle dla nas ważnym roku 1981), ale w naszej ojczyźnie jest dla niego zbyt zimno.

Zachwyciły mnie poglądy Faulknera na pisanie i pisarzy, jego bezkompromisowość, mądrość, brak kokieterii i udawania. Pokora, a jednocześnie świadomość własnej wartości i swoich (jako twórcy) obowiązków.

Więcej o książce poczytasz na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/sztuka-powiesci-antologia-wywiadow-i-z-the-paris-review-wywiady-z-pisarzami-tlumaczenie-dobromila-jankowska-adam-pluszka/

Niezwykle ciekawe i odkrywcze są wywody poszczególnych twórców na podobne tematy i pokrewne kwestie literackie; podczas gdy na przykład dla Frischa literatura to zimny intelektualizm i konieczność całkowitego wyzbycia się opisywania emocji, to dla Marqueza wręcz przeciwnie – pisanie musi być jego zdaniem emocjonalne, absolutnie bez żadnego intelektualnego stosunku do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka z piękną, filmową narracją, w niesamowicie dynamiczny sposób pokazująca miasto – jego rytm, ludzi i emocje. Jego życie.

Miasto to Nowy Jork z lat dwudziestych ubiegłego wieku, z ery jazzu i kina. Miasto, które nigdy nie śpi, które cały czas, bez ustanku, pulsuje, pędzi i hałasuje. Miasto pełne biednych, nierzadko zapitych przybyszów z ubogiej Europy, miasto bohemy i błyskawicznie bogacących się spekulantów.

Dos Passos ukazuje je jako skupisko; nie koncentrując się na pojedynczym człowieku, lecz na ludzkiej zbiorowości. Autor portretuje Nowy Jork i Nowojorczyków z perspektywy socjologicznej – ogląda i opisuje grupy społeczne, historyczne przeobrażenia, ścieżki rozwoju. Robi to – jak już wspomniałem – w niesamowity, nowatorski jak na ówczesne czasy, sposób – wykorzystując różnorakie techniki pisarskie, a także te zaczerpnięte prosto ze sztuki filmowej. Inspiruje się przy tym Joyce’m, Eliotem i Eisensteinem.

Nietrudno zauważyć, że – portretując wiele różnych nowojorskich środowisk społecznych – autor zdecydowanie sympatyzuje z tymi najbiedniejszymi, najsłabszymi, żyjącymi najtrudniej. Dos Passos sercem jest zawsze z ciężko pracującym robotnikiem, bezrobotnym pijaczkiem, bezdomnym imigrantem.

Więcej o książce poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/manhattan-transfer-john-dos-passos/

Książka z piękną, filmową narracją, w niesamowicie dynamiczny sposób pokazująca miasto – jego rytm, ludzi i emocje. Jego życie.

Miasto to Nowy Jork z lat dwudziestych ubiegłego wieku, z ery jazzu i kina. Miasto, które nigdy nie śpi, które cały czas, bez ustanku, pulsuje, pędzi i hałasuje. Miasto pełne biednych, nierzadko zapitych przybyszów z ubogiej Europy, miasto bohemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ziarno pszeniczne” kenijskiego autora Ngugi wa Thiong’o to bardzo smutna powieść o spustoszeniu psychicznym, jakie niesie ze sobą kolonializm, niewola i długoletnia walka wyzwoleńcza (czy bardziej ogólnie: wojna). To opowieść o grupie młodych ludzi, którzy – uwikłani w konieczność (czynnego) opowiedzenia się po którejś ze stron krwawej, wyniszczającej walki – tracą to, co w życiu najważniejsze: młodość, radość, miłość, przyjaźń, zaufanie. Tracą szczęście, czasami życie.

„Ziarno pszeniczne” to kolejna powieść, która dowodzi, że w czasach niewoli i walki o wyzwolenie kraju, nie ma miejsca na neutralność, na „stanie z boku” i skupienie się na własnym życiu, rodzinie, miłości. Wojna wciąga w swe okrutności wszystkich; wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, zmusza do zdrady i kłamstwa, nakazuje zabijać i torturować, niszczy rodziny, domostwa, wioski i narody. Nikt, pomimo najszczerszych chęci, nie pozostaje wobec niej obojętny.

Więcej o książce poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/ziarno-pszeniczne-ngugi-wa-thiongo/

„Ziarno pszeniczne” kenijskiego autora Ngugi wa Thiong’o to bardzo smutna powieść o spustoszeniu psychicznym, jakie niesie ze sobą kolonializm, niewola i długoletnia walka wyzwoleńcza (czy bardziej ogólnie: wojna). To opowieść o grupie młodych ludzi, którzy – uwikłani w konieczność (czynnego) opowiedzenia się po którejś ze stron krwawej, wyniszczającej walki – tracą to, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczna powieść Lindsay, podobnie jak powstały na jej podstawie słynny film Petera Weira pod tym samym tytułem, do dziś potrafią zauroczyć swoją nastrojową aurą tajemniczego zniknięcia i ludzkiej niemocy w obliczu wielkiej niewiadomej.

(...)

„Piknik pod Wiszącą Skałą” napisany jest w wyśmienity, nieśpieszny, delikatny sposób – obiecuje rozwiązanie zagadki, podczas gdy tak naprawdę – ukazując pozornie coraz więcej – pozostawia czytelnika w jeszcze głębszej niewiedzy. Nie odpowiada na żadne z postawionych pytań, nie odkrywa sekretów. Cywilizacja nie jest w stanie wydrzeć żywiołowi jej tajemnic. Natura wygrywa. Zawsze. W każdym razie w tej powieści.

Więcej o tajemniczej australijskiej powieści poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/piknik-pod-wiszaca-skala-joan-lindsay/

Klasyczna powieść Lindsay, podobnie jak powstały na jej podstawie słynny film Petera Weira pod tym samym tytułem, do dziś potrafią zauroczyć swoją nastrojową aurą tajemniczego zniknięcia i ludzkiej niemocy w obliczu wielkiej niewiadomej.

(...)

„Piknik pod Wiszącą Skałą” napisany jest w wyśmienity, nieśpieszny, delikatny sposób – obiecuje rozwiązanie zagadki, podczas gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Opowiadacze nocy” Rafika Schami to przepiękna opowieść o sztuce snucia opowieści.

Wszystkie opowiedziane w powieści historie (tak naprawdę bliskowschodnie baśnie) – nie tylko, że kunsztowne i cudowne, są do tego niezwykle mądre.

Wszystkie one traktują o mowie, języku i wyrazach. O odpowiedzialności, która wypływa bezpośrednio z wypowiedzianych słów, o tym, że – jak mówi wróżka do Salima, głównego bohatera powieści – „Słowa to odpowiedzialność”.

Wszystkie przytoczone w tej opowieści baśnie opowiadają (głosami przyjaciół Salima) właśnie o słowach i ich braku. O komunikowaniu się, o prawdzie i o kłamstwie. O trudnej sztuce opowiadania, o sztuce przekazywania prawdy i o sztuce kłamania.

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/opowiadacze-nocy-rafik-schami/

„Opowiadacze nocy” Rafika Schami to przepiękna opowieść o sztuce snucia opowieści.

Wszystkie opowiedziane w powieści historie (tak naprawdę bliskowschodnie baśnie) – nie tylko, że kunsztowne i cudowne, są do tego niezwykle mądre.

Wszystkie one traktują o mowie, języku i wyrazach. O odpowiedzialności, która wypływa bezpośrednio z wypowiedzianych słów, o tym, że – jak mówi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Peter Høeg spróbował – nie wiadomo po co – upchać dwie powieści w jedną „Smillę …”. Nie udało mu się to – i nic dziwnego – do owocnego połączenia dwóch różnych odmian gatunkowych trzeba nie lada talentu – w tym przypadku duńskiemu pisarzowi zdecydowanie go zabrakło.

Powieść „Smilla w labiryntach śniegu” nie zadowoli ani miłośników kryminału (zdecydowanie za mały procent kryminału w kryminale), ani zwolenników współczesnej powieści społeczno-obyczajowej (zainteresowanych problemami tożsamości, wyobcowania, czy obcości).

(...)

Piękne opisy natury, niezły zarys miasta (Kopenhagi) i interesujące przedstawienie wzajemnych relacji pomiędzy rdzennymi mieszkańcami Grenlandii i Danii (oraz innymi „Europejczykami”) to kolejne plusy prozy Høega.

(...)

Więcej o książce poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/smilla-w-labiryntach-sniegu-peter-hoeg/

Peter Høeg spróbował – nie wiadomo po co – upchać dwie powieści w jedną „Smillę …”. Nie udało mu się to – i nic dziwnego – do owocnego połączenia dwóch różnych odmian gatunkowych trzeba nie lada talentu – w tym przypadku duńskiemu pisarzowi zdecydowanie go zabrakło.

Powieść „Smilla w labiryntach śniegu” nie zadowoli ani miłośników kryminału (zdecydowanie za mały procent...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hawana Kurlansky’ego to najbardziej romantyczne miasto na świecie. Pełne różnorodności i kontrastów, roztańczone, kolorowe, a zarazem ocienione wszechobecnymi kolumnami – miasto mieszanki kulturowej i historycznej, gdzie piękna architektura hiszpańskiego baroku przeplata się z zapuszczonymi, ciemnymi uliczkami, pełnymi miejscowych Mulatów.

Mark Kurlansky pisze o swojej Hawanie z miłością i oddaniem. Pisze kompleksowo: przedstawia nam historię kubańskiej stolicy (od momentu jej trzykrotnego założenia), opisuje ją oczami wielkich pisarzy – długoletnich mieszkańców Hawany (Cerpentier, Hemingway, Green), częstuje nas lokalnymi specjałami, zarówno tymi do jedzenia, jak i alkoholowymi, zaznajamia z miejscową architekturą i urbanistyką. Opowiada nam o tym, co ukształtowało miasto na przestrzeni wieków – o niezwykłej mieszance kulturowej, etnicznej i społecznej, o Europejczykach, Afrykanach i Amerykanach, którzy stworzyli wielowarstwowe społeczeństwo, pełne dziwacznych zabobonów, ateistycznego dystansu i religijnych obyczajów. Pełne sprzeczności i kontrastów, pełne różnorodności – tak, jak różnorodni byli (i są) ludzie je tworzący.

(...)

Podoba mi się sposób, w jaki Kurlansky podchodzi do zagadnień politycznych – nie boi się nazywać rzeczy po imieniu (agresja to agresja, zbrojny napad to zbrojny napad, aneksja to aneksja), a jednocześnie stara się pozostać pisarzem rzetelnym i wiarygodnym – nie gloryfikuje żadnej ze stron konfliktu, starając się bezstronnie pokazać co dobrego i co złego wniosły do historii rozwoju Kuby: Hiszpania, Stany Zjednoczone, komuniści, Związek Radziecki.

(...)

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: poczytane.pl/hawana-podzwrotnikowe-delirium-mark-kurlansky/

Hawana Kurlansky’ego to najbardziej romantyczne miasto na świecie. Pełne różnorodności i kontrastów, roztańczone, kolorowe, a zarazem ocienione wszechobecnymi kolumnami – miasto mieszanki kulturowej i historycznej, gdzie piękna architektura hiszpańskiego baroku przeplata się z zapuszczonymi, ciemnymi uliczkami, pełnymi miejscowych Mulatów.

Mark Kurlansky pisze o swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Szarańcza” – powieściowy debiut Marqueza, to zarazem pierwsza (ale nie ostatnia) socrealistyczna powieść mistrza. Nie jest to oczywiście socrealizm w rozumieniu teoretyków literatury z dawnych państw bloku wschodniego, nie jest to produkcyjniak, o jakich uczono mnie (i moich rówieśników) w szkole.

„Szarańcza” nie jest ani nachalną propagandą, ani nie próbuje przekonać nas do czarno-białej wizji świata; zdecydowanie nie przypomina utworów Żukrowskiego czy Newerlego. A jednak to sam Marquez określił się jako „socrealista” (w jednym z wywiadów): „Problem w tym, że wielu uważa mnie za pisarza realizmu magicznego, choć tak naprawdę jestem osobą mocno stojącą na ziemi i piszę coś, co uważam za prawdziwy socrealizm.”* Można by się zastanawiać czy to kokieteria, czy ignorancja…

Socrealista Marquez zdecydowanie piętnuje zło. Zło, które – wraz z nadejściem amerykańskiego ekspansjonizmu – niszczy bezpowrotnie jego małe, lokalne ojczyzny, jego Macondo: „Nagle, jakby trąba powietrzna zapuściła korzenie w samym środku miasteczka, zjawiła się kompania bananowa, a w ślad za nią szarańcza. Wymieszana, wrzaskliwa szarańcza, złożona z odpadków ludzkich, resztek z innych miasteczek; plewy wojny domowej, która wydawała się coraz bardziej odległa i nieoczywista. Szarańcza była bezlitosna. Zatruwała wszystko zbełtaną wonią tłumów, odorem wydzielin skóry i skrytej śmierci.”**

(...)
----
*„Gabriel Garcia Marquez ‚The Art of Fiction’, jesień 1981, nr 69. Rozmawiał Peter H. Stone” W: „Sztuka powieści. Wywiady z pisarzami z ‚The Paris Review’. Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2016, s. 202

**Gabriel Garcia marquez, „Szarańcza”. Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza są, Warszawa 1997, s. 7

Więcej o socrealiźmie Marqueza poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/szarancza-gabriel-garcia-marquez/

„Szarańcza” – powieściowy debiut Marqueza, to zarazem pierwsza (ale nie ostatnia) socrealistyczna powieść mistrza. Nie jest to oczywiście socrealizm w rozumieniu teoretyków literatury z dawnych państw bloku wschodniego, nie jest to produkcyjniak, o jakich uczono mnie (i moich rówieśników) w szkole.

„Szarańcza” nie jest ani nachalną propagandą, ani nie próbuje przekonać nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, nie widzę w „Poczuciu kresu” wielkiej literatury, tak jak widziałem ją zdecydowanie(!) w „Zgiełku czasu” i momentami w „Cytrynowym stoliku”. W tej powieści Barnesa postrzegam sprawnie warsztatowo napisaną historię z irytującymi bohaterami, niezbyt przekonującymi postaciami kobiecymi i wydumanym zakończeniem.

Warsztat pisarski Barnesa, język jakim się posługuje, jest bezbłędny, prosto do celu – o tym z pewnością nie trzeba dyskutować.

O tym, że zarówno (przede wszystkim) główny bohater (Tony), jak i otaczające go postacie kobiece, są niezwykle irytujące, też chyba nie. Ale to nie jest przecież wada – nikt nie wymaga od literatury (nikt, kto podchodzi do niej poważnie) tego, aby postacie przedstawione były w każdym wypadku naszymi ulubieńcami. Mogą być denerwujące, jeżeli tak sobie wymyśli autor.

Gorzej, kiedy postacie te są niewiarygodne – a takie są, w moim odczuciu, kobiety przewijające się przez życie Webstera (nie tylko jego obie „ex”, ale również, a może przede wszystkim, matka jego byłej dziewczyny). Ich zachowanie, enigmatyczne odpowiedzi, urywane nagle kontakty, są kompletnie nieprzekonywujące.

Więcej o książce poczytacie na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/poczucie-kresu-julian-barnes/

Niestety, nie widzę w „Poczuciu kresu” wielkiej literatury, tak jak widziałem ją zdecydowanie(!) w „Zgiełku czasu” i momentami w „Cytrynowym stoliku”. W tej powieści Barnesa postrzegam sprawnie warsztatowo napisaną historię z irytującymi bohaterami, niezbyt przekonującymi postaciami kobiecymi i wydumanym zakończeniem.

Warsztat pisarski Barnesa, język jakim się posługuje,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Córka Burgera” Nadine Gordimer to zachwycająca – do mniej więcej połowy – opowieść o dojrzewaniu młodej kobiety w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Polityczne niepokoje, psychiczna nieobecność walczących z reżimem i pielęgnujących swoją legendę rodziców, fizyczna „białość” głównej bohaterki (zdającej sobie w pewnym stopniu sprawę, że „białość” niesie ze sobą zło), samotność wśród tłumu „przyjaciół rodziny”, wreszcie świadomość konieczności wspomagania osamotnionego, więzionego ojca – wszystko to w czasie normalnych niepokojów okresu dojrzewania; podczas walki z poczuciem wyobcowania, zagubienia, niepewności siebie i swojego ciała. W momentach poszukiwania własnej tożsamości, swojego miejsca i spokoju ducha.

Problemy te opisane zostały przez Gordimer bardzo pięknie i ze sporą dozą czułości i empatii. Głęboko, mądrze i interesująco, aż do czasu wprowadzenia do powieści monotonnego dyskursu politycznego. Zagubienie i samotność córki Burgera przysłonięte zostało w pewnym momencie nudnymi rozważaniami ideologicznymi na tematy marksizmu, komunizmu, socjalizmu, walki wyzwoleńczej, proletariatu, ZSRR i jego roli w walce z imperializmem i kolonializmem. Wrażliwe rozważania psychologiczne ustąpiły miejsca topornym dyskusjom światopoglądowym – z wyraźną stratą dla opowiadanej historii. Historii córki Lionela Burgera – jak wskazuje sam tytuł – a nie historii walki wyzwoleńczej czarnoskórego proletariatu Południowej Afryki.

(...)

No i kolejny raz polskie wydawnictwo (tym razem Sonia Draga) oszpeciło poważną książkę koszmarną, epatującą niepotrzebną nagością, okładką.

(...)

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/corka-burgera-nadine-gordimer/

Córka Burgera” Nadine Gordimer to zachwycająca – do mniej więcej połowy – opowieść o dojrzewaniu młodej kobiety w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Polityczne niepokoje, psychiczna nieobecność walczących z reżimem i pielęgnujących swoją legendę rodziców, fizyczna „białość” głównej bohaterki (zdającej sobie w pewnym stopniu sprawę, że „białość” niesie ze sobą zło),...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W pierwszej części książki – kończącej się na roku masakry w Sabrze i Szatili (1982) – autorka z powściągliwością opisuje tragiczne losy fikcyjnej rodziny Abulheja, a wraz z nią całego narodu palestyńskiego. Czytelnicy śledzą historie kolejnych członków rodu uwikłanego w okrutny, krwawy konflikt, rozpoczęty wraz z terrorystycznymi atakami izraelskimi tuż po II Wojnie Światowej i z powstaniem, w roku 1948, państwa Izrael.

Opisując wypędzenie rodowitych mieszkańców niewielkiej arabskiej wioski z wybudowanych przez pradziadów domów i osadzenie ich w „tymczasowym” obozie dla uchodźców w Dżeninie, Abulhawa rozważnie dawkuje emocje, opisy zbrodni i bólu, skupiając się głównie na ukazaniu miłości, zaskoczenia i tęsknoty. Pomimo odczuwalnego dla czytelników cierpienia autorki, narracja powieści pozwala na jasny i krytyczny odbiór opisywanych faktów i postaw bohaterów, na uważne śledzenie ich historii i na krytyczną ocenę ich czynów.

(...)

Jak już wspomniałem – pierwsza, wyważona część powieści, napisana jest z dużą dozą opanowania i samokontroli – oddając w powściągliwy, aczkolwiek niepozbawiony emocji, sposób, przeżycia Palestyńczyków w ciężkich latach powojennych, aż do roku 1982. Gdyby autorka zachowała taki styl do końca utworu, książkę „Wiatr z północy” śmiało można by uznać za przykład wielkiej, pięknej literatury wspomnieniowej.

Niestety – wraz z nadejściem roku 1982, atakiem Izraela na Liban i masakrą uchodźców (w większości ludzi starszych, kobiet i dzieci) w Sabrze i Szatili, Abulhawa popada w histerię, epatuje czytelników niekontrolowanym nawałem obrazów makabry, śmierci i bólu, krzyczy i płacze, pokazuje nam zakrwawione zwłoki dzieci, ciężarne kobiety z rozprutymi brzuchami, porozrzucane dookoła części ciała.

(...)

Ogromna szkoda, że powieść, która mogłaby być wielkim dziełem – powściągliwym, acz celnym, oskarżeniem izraelskich zbrodni – przerodziła się w histeryczny szantaż emocjonalny. Warto ją jednak czytać pomimo tych zdecydowanych wad, chociażby dla poznania historii Palestyny, Palestyńczyków i Izraela – historii, która ma decydujący wpływ na dzisiejszą sytuację na Bliskim Wschodzie (i nie tylko).

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/wiatr-z-polnocy-susan-abulhawa/

W pierwszej części książki – kończącej się na roku masakry w Sabrze i Szatili (1982) – autorka z powściągliwością opisuje tragiczne losy fikcyjnej rodziny Abulheja, a wraz z nią całego narodu palestyńskiego. Czytelnicy śledzą historie kolejnych członków rodu uwikłanego w okrutny, krwawy konflikt, rozpoczęty wraz z terrorystycznymi atakami izraelskimi tuż po II Wojnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pożegnanie z Berlinem” to zbiór pięknych szkiców dotyczących niemieckiej stolicy i jej mieszkańców z początku lat trzydziestych ubiegłego wieku – kolekcja subtelnych impresji, zanotowanych przez angielskiego przybysza, błąkającego się po nocnych lokalach i czynszowych kamienicach Berlina, w czasach dochodzenia Hitlera do władzy.

„Pożegnanie z Berlinem” to bardzo subiektywna próba opisu dekadenckiego społeczeństwa chylącej się ku upadkowi Republiki Weimarskiej. Społeczeństwa biedniejącego z dnia na dzień, próbującego zapominać o codziennych trudnościach; po nocy zapijając się w coraz mroczniejszych kabaretach, a w dzień atakując wszystkiemu winnych Żydów.

(...)

„Pożegnanie z Berlinem” to bardzo dobra, barwna diagnoza upadającego narodu, napisana przez naocznego świadka tego upadku, tym bardziej wnikliwa i trafna, że wystawiona przez osobę „z zewnątrz”, a jednak doskonale znającą realia opisywanego świata.

No i jest to kawał bardzo dobrej, barwnej, wrażliwej literatury.

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/pozegnanie-z-berlinem-christopher-isherwood/

„Pożegnanie z Berlinem” to zbiór pięknych szkiców dotyczących niemieckiej stolicy i jej mieszkańców z początku lat trzydziestych ubiegłego wieku – kolekcja subtelnych impresji, zanotowanych przez angielskiego przybysza, błąkającego się po nocnych lokalach i czynszowych kamienicach Berlina, w czasach dochodzenia Hitlera do władzy.

„Pożegnanie z Berlinem” to bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Anatom” to powieść historyczna, opowiadająca o odkryciu przez renesansowego lekarza, Mateusza Kolumba, jego własnej, anatomicznej „Ameryki”. Mateusz był postacią realną, żyjącą w XVI wieku i nie mającą nic wspólnego z Krzysztofem. Jego „Ameryką” – określaną tak zarówno przez autora książki, jak i przez niego samego – jest łechtaczka.

Amerykę, przepraszam – łechtaczkę, Kolumb odkrył przypadkowo (tak w każdym razie pisze Andahazi), podczas – zakończonych powodzeniem – prób uleczenia pewnej świątobliwej, ogarniętej śmiertelną melancholią, niewiasty. Odkrycie swoje doktor wykorzystywał, jak nietrudno się domyślić, w niecnych celach podporządkowywania sobie kobiet (w szczególności tej jednej, wybranej, najukochańszej – przypadek sprawił, że była ona bardzo drogą i ekskluzywną prostytutką). W swej nieposkromionej pysze, Kolumb wykształcił w sobie nawet przekonanie, że odkrył wrota do kobiecego szczęścia.

Jak również nietrudno się domyślić, w obronie cnoty i pobożności stanął, jak zwykle czujny i gotowy do karania grzeszników (czujny szczególnie w dobie szesnastowiecznej inkwizycji), Kościół Katolicki. Tak więc lata następujące po dokonaniu wiekopomnego odkrycia, Mateusz Kolumb spędził w klasztornych celach i salach procesowych, aż do szczęśliwej dla niego interwencji papieża i przeniesieniu się do Watykanu.

Książka argentyńskiego pisarza niesie ze sobą wielki, niewykorzystany, potencjał – zamiast porywającej opowieści o szalonym, zdeterminowanym renesansowym uczonym, dostajemy suchą, prawie podręcznikową, relację, pełną przemówień sądowych i oficjalnych pism urzędowych. Zdecydowanie zabrakło tu nutki geniuszu, opętania, pasji. Malownicze czasy i barwne postacie przedstawione zostały bez większego uczucia i zaangażowania.

Lekkie rozczarowanie, chociaż może się podobać kolekcjonerom niezwykłych faktów historycznych.

Zapraszam do poczytania bloga Poczytane.pl: http://poczytane.pl/

„Anatom” to powieść historyczna, opowiadająca o odkryciu przez renesansowego lekarza, Mateusza Kolumba, jego własnej, anatomicznej „Ameryki”. Mateusz był postacią realną, żyjącą w XVI wieku i nie mającą nic wspólnego z Krzysztofem. Jego „Ameryką” – określaną tak zarówno przez autora książki, jak i przez niego samego – jest łechtaczka.

Amerykę, przepraszam – łechtaczkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzech braci z bogatej angielskiej rodziny: dobry, zły i najgorszy. Wszyscy trzej przystojni jak diabli, żadna kobieta się nie oprze!

Trzy niepewne siebie, (pozornie) słabe kobiety. Jedna urodzona w złej części świata, druga w złej części Stanów Zjednoczonych, trzecia w złej części Anglii.

Małżeńska przemoc, niewiara w siebie, bulimia (mam ostatnio „szczęście” do bulimicznych bohaterek, poprzednia była w „Mieście w ogniu”), złamane kariery, brzydkie ubrania, obozy dla uchodźców, samotność, brak przyszłości, wojna, bieda.

(...)

Oto jak – w poszukiwaniu ciekawej, oryginalnej prozy z innych kontynentów – stałem się czytelnikiem literatury popularnej. Ostrzegam zatem: nie czytajcie Lesley Lokko. Chyba, że lubicie niewiarygodne czytadła o nadrzędnej roli miłości w życiu kobiety.

Więcej o książce na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/pamietne-lato-lesley-lokko/

Trzech braci z bogatej angielskiej rodziny: dobry, zły i najgorszy. Wszyscy trzej przystojni jak diabli, żadna kobieta się nie oprze!

Trzy niepewne siebie, (pozornie) słabe kobiety. Jedna urodzona w złej części świata, druga w złej części Stanów Zjednoczonych, trzecia w złej części Anglii.

Małżeńska przemoc, niewiara w siebie, bulimia (mam ostatnio „szczęście” do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Miasto w ogniu” to opasłe, rozwleczone powieścidło, za które debiutujący autor dostał od wydawnictwa 2 miliony dolarów zaliczki. W związku z ogromem pieniędzy wpompowanych w ten – średniej jakości – debiut, produkt musiał być promowany jako „zapierające dech w piersiach, porywające arcydzieło”, napisane z „dickensowskim rozmachem” i będące jednocześnie „dziełem, na jakie Nowy Jork zasługiwał od dawna”.

W rzeczywistości książka (pomimo niewątpliwego talentu autora) zawiera sporo błędów i niedociągnięć i – co chyba najbardziej rzuca się w oczy – jest w niej o wiele rzeczy „za dużo”.

Za dużo jest oczywiście włożonych w nią pieniędzy, a co za tym idzie za dużo nachalnego marketingu i przedwczesnego wychwalania debiutującego autora.

Za dużo jest w tej powieści stron (w polskim wydaniu ponad 1000, w oryginale, który ja czytałem – ponad 900) – połowa objętości byłaby tu zdecydowanie wystarczająca. Nie od dziś jednak wiadomo, że jednym z najtrudniejszych zadań pisarza jest skracanie, eliminacja niepotrzebnych paragrafów czy całych rozdziałów. Jak udowodnili nam twórcy rzeczywistych arcydzieł – wielką epicką opowieść można zmieścić nawet na 400 stronach. I można na nich opowiedzieć o całym świecie, o życiu każdego z nas. Trzeba tylko umieć.
(...)

Więcej na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/miasto-w-ogniu-garth-risk-hallberg/

„Miasto w ogniu” to opasłe, rozwleczone powieścidło, za które debiutujący autor dostał od wydawnictwa 2 miliony dolarów zaliczki. W związku z ogromem pieniędzy wpompowanych w ten – średniej jakości – debiut, produkt musiał być promowany jako „zapierające dech w piersiach, porywające arcydzieło”, napisane z „dickensowskim rozmachem” i będące jednocześnie „dziełem, na jakie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Anioł przy moim stole” to smutna, pełna bólu i samotności, autobiografia znanej poetki i powieściopisarki, ukazująca życie wrażliwej, wyalienowanej młodej kobiety w Nowej Zelandii w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Janet Frame opowiada czytelnikom o swoich niepokojach i lękach, o swojej inności i wstydliwości, o byciu inną, odsuniętą, nieważną, „dziwną”. Opowiada o tym, jak błędnie zdiagnozowano ją jako osobę chorą na schizofrenię. O latach ubezwłasnowolnienia i uprzedmiotowienia w zakładach psychiatrycznych. O nieudanej próbie samobójstwa, o tułaczce w poszukiwaniu pracy, spokoju, ciepła, wspólnoty. I wreszcie o początkach prawdziwego pisania, o pomocy, jakiej doświadczyła od znanego, starszego pisarza, o pierwszych poważnych pieniądzach zarobionych dzięki pisaniu, o przygotowaniach do wielkiej podróży po Europie.

Więcej na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/aniol-przy-moim-stole-janet-frame/

„Anioł przy moim stole” to smutna, pełna bólu i samotności, autobiografia znanej poetki i powieściopisarki, ukazująca życie wrażliwej, wyalienowanej młodej kobiety w Nowej Zelandii w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Janet Frame opowiada czytelnikom o swoich niepokojach i lękach, o swojej inności i wstydliwości, o byciu inną, odsuniętą, nieważną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Homesick” Eshkola Nevo to dobra, momentami bardzo interesująca, powieść o zwykłym, codziennym życiu w Izraelu w połowie lat 90. ubiegłego wieku (bohaterowie książki są świadkami zamachu na izraelskiego premiera Icchaka Rabina, który miał miejsce 4 listopada 1995 roku).

Autor opisuje losy kilku mieszkańców małej wioski Castel – położonej na przedmieściach Jerozolimy. Czytelnicy śledzą życie izraelskich studentów, gospodyń domowych, kierowców, żołnierzy, dzieci, a także arabskich i rumuńskich budowlańców. Fabuła toczy się powoli, a opisywane historie przypominają chwilami narrację znaną z omówionej przeze mnie powieści „Frankenstein in Baghdad”. Tu również wybuchają bomby i umierają ludzie, młodzi mężczyźni giną na wojnach, a matki opłakują ich przez długie lata, zapominając o tych, którzy przeżyli.

Dla mnie największą wartością „Homesick” jest właśnie możliwość poznania tego zwykłego, codziennego życia, „zwykłych”, „szarych” ludzi – ukazanego na tle politycznych i społecznych przemian w regionie; z wojnami, zabójstwami i terrorem w tle. Charaktery i style życia opisywanych postaci kształtowane są w wielkiej mierze przez wojny – począwszy od tej z 1948 roku, poprzez Wojnę Sześciodniową, aż do zbrojnych interwencji w Libanie i zamachy samobójcze na ulicach izraelskich miast. Warto przy tym zaznaczyć, że autor nie faworyzuje żadnej ze stron konfliktu – stara się zachować neutralność, opisując (dość sprawnie) smutne i przerażające przeżycia Palestyńczyków i Izraelitów.

Więcej na blogu Poczytane.pl: http://poczytane.pl/homesick-eshkol-nevo/

„Homesick” Eshkola Nevo to dobra, momentami bardzo interesująca, powieść o zwykłym, codziennym życiu w Izraelu w połowie lat 90. ubiegłego wieku (bohaterowie książki są świadkami zamachu na izraelskiego premiera Icchaka Rabina, który miał miejsce 4 listopada 1995 roku).

Autor opisuje losy kilku mieszkańców małej wioski Castel – położonej na przedmieściach Jerozolimy....

więcej Pokaż mimo to