-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1179
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać421
Biblioteczka
2022-08-31
2022-04-24
MIŁOŚĆ, CZY OBSESJA?...
Diane Chamberlain to pisarka, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Przeczytałam już kilkanaście jej książek, a mimo to w każdej następnej znajduję coś nowego, osobliwego. Najczęściej ma to związek z samą fabułą powieści, opisywana historia ma zazwyczaj w sobie pewną świeżość, niepowtarzalność i tym samym staje się dla mnie mniej lub bardziej zaskakująca. Do tego dochodzą emocje, ciekawe wątki obyczajowe i społeczne oraz intrygujący i charakterystyczni bohaterowie, którzy zapadają w pamięć na dłużej.
Tak się właśnie dzieje w przypadku książki "Światło nie może zgasnąć" rozpoczynającej trzy tomowy cykl "Kids River". Autorka przenosi nas do Outer Banks w Karolinie Północnej, gdzie mieszkają Olivia Simon i Paul Macelli - małżeństwo z kilkuletnim stażem. Ona jest lekarzem pogotowia, a on pracuje jako dziennikarz w miejscowej gazecie. Niestety w ich związku nie dzieje się dobrze. Paul nie może sobie poradzić z dawnym, młodzieńczym uczuciem do pięknej i charyzmatycznej kobiety, artystki i społecznicy uważanej niemal za świętą - Annie O'Neill, z którą rozstał się przed kilkunastoma laty. Kobieta wciąż jest jego boginią i na każde wspomnienie ze wspólnej przeszłości serce mężczyzny zaczyna szybciej bić. Sytuacja jest na tyle niekomfortowa, że Annie mieszka wraz z mężem i dziećmi w tej samej okolicy. Częste spotkania, choćby przypadkowe, są nieuniknione, tym bardziej, że oboje mają słabość do pewnego osobliwego miejsca - wiekowej latarni morskiej posadowionej na brzegu oceanu w Kiss River, której przyszłość jest zagrożona...
Olivia zdaje sobie sprawę ze słabości męża i próbuje się zdystansować do tej niezdrowej sytuacji. Najczęściej ucieka w pracę, wiele czasu spędza na dyżurach, jednak wciąż stara się usprawiedliwiać coraz bardziej surrealistyczne zachowania męża. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy Annie trafia do szpitala z raną postrzałową klatki piersiowej i to właśnie Olivia podejmuje próbę ratowania życia tej kobiety. Od tego czasu losy obu rodzin jeszcze mocniej się ze sobą splatają, a sekrety skrywane przez lata dość niespodziewanie wychodzą na jaw.
Co kryje zagadkowa przeszłość bohaterów i z jakimi wyzwaniami będą musieli się zmierzyć przeczytacie na stronach książki. Zdradzę tylko, że historia kryje sporo niespodzianek, a jej lektura dostarczy wielu ekscytujących wrażeń.
Czytając tę książkę przez cały czas zastanawiałam się nad faktem, jak łatwo pomylić miłość z obsesją i jak niszczące może to być uczucie nie tylko dla osób bezpośrednio uwikłanych, ale także dla ich otoczenia. Niezdrowa fascynacja, choć często nie wydaje się niczym złym, może się naprawdę kiepsko zakończyć.
Opowieść obfituje w cały ocean pozorów, sprzeczności i niedomówień, które muszą wreszcie ustąpić pierwszeństwa prawdzie, która może okazać się szokująca i bolesna zarazem. Uchodząca w swoim otoczeniu za świętą Annie O'Neill nie przekonała mnie do siebie, choć urzekły mnie jej piękne witraże, które starałam się sobie wyobrazić. Na szczęście autorka posługuje się na tyle obrazowym stylem i plastycznym językiem, że bez większego trudu mogłam odtworzyć w myślach piękno tych prac. A Annie... Okazała się czarującą manipulantką, która wyrządziła sporo zła swoim najbliższym. A paradoks polega na tym, że nadal była postrzegana przez otoczenie jako kobieta idealna. Zachowanie Paula mocno mnie irytowało i szczerze mówiąc, cieszę się, że jego losy potoczyły się właśnie w taki sposób. Alec, mąż Annie zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, podobnie jak Olivia, której od pierwszych stron kibicowałam. Jednak moją ulubioną bohaterką okazała się Mary Poor - latarniczka, jak ją nazywali miejscowi, mieszkanka latarni w Kiss River - starsza kobieta, z którą można byłoby przysłowiowe konie kraść.
Diane Chamberlain podjęła w tej powieści sporo ważnych tematów, jak chociażby ograniczone zaufanie wobec dzieci i mądre wyznaczanie granic, które pomogą prawidłowo ukształtować młodego człowieka. Istotne stało się też przeżywanie żałoby, z którą każdy musi sobie poradzić na swój własny sposób, ale poszczególne jej etapy są zawsze stałe i niezmienne. Kolejnym ważnym problemem okazała się zdrada, przyznanie się do winy i jej wybaczenie. Ale także próba naśladowania kogoś, kim się nie jest, co może rodzić obsesyjne zachowania.
"Światło nie może zgasnąć" to inteligentna historia zmuszająca do przemyśleń i wyciągania własnych wniosków. To opowieść, w której bez trudu można się zatracić i delektować urokami Outer Banks. To także książka, która stanowi swego rodzaju preludium do dalszych, mam nadzieję równie interesujących, wydarzeń. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania ze starą latarnią, która ucierpiała podczas sztormu, a przecież zapewne skrywa jeszcze sporo tajemnic. Mam nadzieję, że i Wy, Drodzy Czytelnicy, czujecie się mocno zaintrygowani.
MIŁOŚĆ, CZY OBSESJA?...
Diane Chamberlain to pisarka, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Przeczytałam już kilkanaście jej książek, a mimo to w każdej następnej znajduję coś nowego, osobliwego. Najczęściej ma to związek z samą fabułą powieści, opisywana historia ma zazwyczaj w sobie pewną świeżość, niepowtarzalność i tym samym staje się dla mnie mniej lub bardziej...
2022-01-20
NIM TWE SZCZĘŚCIE CIĘ MINIE TRZEBA MARZYĆ...
"Żeby coś się zdarzyło,
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć."
Z przyjemnością i sporym oczekiwaniem sięgnęłam po drugą część cyklu "Willa pod jodłami" zatytułowaną "Trzeba marzyć". Zastanawiałam się czym autorka zaskoczy czytelników tym razem i w jakim kierunku podażą losy poznanych wcześniej bohaterów.
Jaga już od roku mieszka w swojej willi w Zagórzu wraz z przygarniętym psim przyjacielem Parerasem. Pracę w korporacji zamieniła na własny biznes, który zupełnie dobrze się rozwija. Organizowanie wyjazdów, urlopów i imprez całkiem nieźle jej wychodzi. Firma zyskuje sobie coraz to szersze grono klientów, którzy pragną wypoczywać w niekonwencjonalny sposób, z dala od utartych szlaków i tłumu turystów. Dziewczyna nieco spokorniała, wyciszyła się, choć czasem daje o sobie znać jej opryskliwa natura. Do pełni szczęścia brakuje jej miłości, jednak Jaga wciąż nie jest na nią gotowa... Mela przebywa na kontrakcie w Ameryce, w Kalifornii. Poza pracą niewiele ma czasu na zwiedzanie i korzystanie z życia, choć jej były facet Marek robi wszystko, aby kobieta ponownie się nim zainteresowała. W Krakowie natomiast czeka na Melę stęskniony Mateusz i planuje rychły ślub wtajemniczając Jagę w swoje zamierzenia. Aniela dzieli się z Jagą wspomnieniami z przeszłości, z czasów wojny i okupacji. I niepostrzeżenie w tę zwyczajną mogłoby się zdawać codzienność powoli wkradają się święta Bożego Narodzenia, które każdy ma zamiar spędzić po swojemu...
Cieszę się z kolejnej wizyty w Zagórzu i ufam, że będę mogła wrócić tam ponownie za jakiś czas. Co prawda powieść "Trzeba marzyć" nie wywarła na mnie aż takiego wrażenia, jak tom pierwszy, ale w towarzystwie gościnnych i sympatycznych bohaterów spędziłam miłe dwa wieczory. Jaga wciąż nie urzekła mnie swoją osobowością, ale myślę, że przemiana jaka się w niej dokonała zasługuje na uznanie. Niezmiennie uwielbiam Anielę, Melę oraz... Mikołaja.
Autorka wprowadziła do opowieści kilka nowych wątków, które dobrze współgrają z całością i jednocześnie urozmaicają historię podsycając zainteresowanie. Pojawia się też spora grupka nowych postaci, z których najbardziej intrygującym moim zdaniem jest młody pisarz Mikołaj Sulima. Wątek dotyczący jego pobytu w Indiach obok wojennych wspomnień Anieli najbardziej mnie pochłonął. Szkoda tylko, że nie został bardziej uszczegółowiony i rozbudowany. Chętnie dowiedziałabym się także nieco więcej na temat konspiracyjnej działalności Anieli, Róży i Józka, ponieważ czuję w tym temacie pewien niedosyt.
Bogna Ziembicka potrafi tworzyć piękne opowieści obyczajowe z klimatem, o czym już nie raz mogliśmy się przekonać. Wplatanie tła historycznego w zwykłą codzienność bohaterów uwiarygadnia i dopełnia historię nadając jej określony koloryt. Rozpoczynanie każdego rozdziału fragmentem poezji dopasowanym do opisywanych zdarzeń wprowadza do powieści pierwiastek liryzmu. To wszystko sprawia, że książki pani Bogny są szczególne i nie do podrobienia, a ich lektura dostarcza tak wiele przyjemności.
Zwróciłam uwagę również na interesujące szermierki słowne, ciekawe powiedzonka i żarciki, których naprawdę sporo można znaleźć w treści. Występują w dialogach, ale także w przemyśleniach bohaterów i mają za zadanie rozładować napięcie oraz wprowadzić element humorystyczny i odprężający. Jest to bardzo ważny zabieg pozwalający podejść na luzie do opisywanych wydarzeń.
Muszę jeszcze napisać słów kilka na temat okładki. Piękna, nastrojowa, sielska ale... w ogóle nie współgra z treścią. Dopasowana chyba tylko do tytułu przedstawia zamyśloną dziewczynę na brzegu jeziora w piękny letni dzień. A tymczasem historia przenosi nas do jesienno-zimowego Zagórza, na jakieś trzy tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia. Coś tu ewidentnie nie zagrało.
"Trzeba marzyć" to ciepła opowieść o międzyludzkich relacjach, które nie zawsze są idealne, ale o które zdecydowanie trzeba dbać. To historia o marzeniach, które czynią życie piękniejszym i miłości będącej lekiem na całe zło. Warto przenieść się w okolice Krakowa, aby poczuć atmosferę starej Willi pod jodłami, której mieszkańcy wciąż mają nam sporo do opowiedzenia.
NIM TWE SZCZĘŚCIE CIĘ MINIE TRZEBA MARZYĆ...
"Żeby coś się zdarzyło,
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć."
Z przyjemnością i sporym oczekiwaniem sięgnęłam po drugą część cyklu "Willa pod jodłami" zatytułowaną "Trzeba marzyć". Zastanawiałam się czym autorka zaskoczy czytelników tym razem i w jakim kierunku podażą losy poznanych wcześniej...
2022-02-16
WĘDRÓWKA PO SZCZĘŚCIE
Po dłuższym czasie powróciłam do historii o sprzedawcy marzeń, która zapowiadała ciekawą wydrówkę pokutną w kierunku odnalezienia istoty samego siebie. Bo „Podróż tysiąca mil” zaczęła się właśnie od pierwszego kroku…
Charles James Gonzalez po tym, jak pojawił się na swoim własnym pogrzebie, postanowił wyruszyć w drogę ze wschodu na zachód Stanów Zjednoczonych aby ostatecznie dotrzeć do Santa Monica w Kalifornii, gdzie mieszkała jego była żona i syn. Tę niecodzienną podróż tysiąca mil rozpoczął w Chicago i idąc przez kolejne stany, miasta i miasteczka, pustkowia i bezdroża wzdłuż osławionej i legendarnej ROUTE 66 kontemplował swoje życie i wyciągał wnioski.
Drogę nr 66 otwarto 11 listopada 1926 roku jako trasę drogową w USA o długości 2448 mil łączącą Chicago z Los Angeles. Od 1936 toku została ona przedłużona do Santa Monica i wbrew krążącym w Ameryce legendom nie kończyła się w wodach Pacyfiku, ale w rzeczywistości łączyła się z ówczesną autostradą US-101, biegnącą wzdłuż wybrzeża oceanu. Szlak przebiega przez osiem stanów i przecina trzy strefy czasowe, a jego długość osiągnął początkowo 3939 kilometrów, jednak na przestrzeni swojego istnienia ROUTE 66 przeszła wiele przeróbek, przbudów i napraw. Przez dziesiątki lat stała się symbolem wolności, beztroski i niezapomnianych wrażeń, a więc tak bardzo pasowała do Charlesa – sprzedawcy marzeń, który odkąd tylko odniósł pierwszy sukces, starał się prowadzić spektakularne życie i przebywać zawsze na szczycie. ROUTE 66 od lat była inspiracją dla wielu twórców – pisarzy, filmowców, muzyków, a nawet projektantów gier planszowych, czy producentów papierosów, a Charlesa Jamesa skłoniła do przewartościowania swojego dotychczasowego życia i wewnętrznej przemiany.”Podróż tysiąca mil” doprowadza bohatera do Amarillo w Teksasie, czyli półmetka całej wyprawy. Towarzysząc Charlesowi w codziennej wędrówce poznajemy kolejne mniejsze i większe miasteczka, mniej lub bardziej interesujące miejsca, które z jakiś powodów dostały się do historii ROUTE 66, mamy też okazję spotkać interesujących ludzi. Nie wszyscy są jednak przyjaźnie nastawieni, co sprowadza na bohatera niebezpieczeństwo i przykre niespodzianki…
Przeczytałam niemal wszystkie powieści autora i z przykrością muszę przyznać, że cykl zatytułowany „Opowieści sprzedawcy marzeń” zdecydowanie najmniej mi się spodobał. Wędrując u boku Charlesa nie odstępowało mnie uczucie deja vu. Czułam się tak, jakbym szła razem z Alanem Christoffersenem – bohaterem serii „Dzienniki pisane w drodze” na Key West na Florydzie i szczerze mówiąc, tamta wyprawa zrobiła na mnie zdecydowanie większe wrażenie. Była ekscytująca, emocjonująca i pochłaniała bez reszty. W „Opowieściach sprzedawcy marzeń” najbardziej urzekła mnie legendarna ROUTE 66 i związane z nią anegdoty, fakty i mity.
A wiecie czego mi zabrakło w tej historii?… Przede wszystkim nie znalazłam w niej emocji. Zawiódł przekaz, jak sądzę. Autor, którego opowieści zawsze poruszały moje serce i duszę tym razem nie dotarł z emocjami do mojego wnętrza. A szkoda…
Z natury zawsze staram się doprowadzać rozpoczęte sprawy do końca i tak jest też z lekturami, z cyklami, które zazwyczaj czytam do końca. Dlatego na pewno sięgnę po trzeci tom zatytułowany „Pieśń serca”. Jestem przekonana, że dowiem się jeszcze czegoś ciekawego na temat dalszego odcinka osławionej Drogi 66 i mam nadzieję, że chociaż zakończeniem autor mnie zaskoczy. Tym razem jednak po lekturze pozostaje spory niedosyt. Ciekawa jestem jakie są wasze odczucia?…
WĘDRÓWKA PO SZCZĘŚCIE
Po dłuższym czasie powróciłam do historii o sprzedawcy marzeń, która zapowiadała ciekawą wydrówkę pokutną w kierunku odnalezienia istoty samego siebie. Bo „Podróż tysiąca mil” zaczęła się właśnie od pierwszego kroku…
Charles James Gonzalez po tym, jak pojawił się na swoim własnym pogrzebie, postanowił wyruszyć w drogę ze wschodu na zachód Stanów...
2021-11-08
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme spotkanie z Różą, Tamarą, Marysią, Łukaszem i pozostałymi bohaterami tej przesympatycznej opowieści. Tym razem do grona doskonale nam znanych i lubianych postaci dołącza tajemnicza Lea, czyli Leonia. Kolejna młoda kobieta o artystycznej duszy, która według własnych projektów tworzy przepiękną i jedyną w swoim rodzaju biżuterię. Jej pierścionki, wisiorki, broszki, czy bransoletki są pożądanymi precjozami, których sprzedaż zapewnia dostatnie życie na wysokim poziomie. Los kieruje ścieżkiami Lei wprost do Jagodna i okazuje się, że kobieta odnajduje tu spokój i natchnienie do pracy. Tutaj w oparciu o krzemień pasiasty powstają nowe interesujące projekty i tutaj też prywatne życie bohaterki nabiera rumieńców. Tylko czy rzeczywiście Lea tego właśnie oczekuje od losu?...
A pozostali... U Tamary i Łukasza szykują się wielkie zmiany, Róża musi niestety zwolnić tempo i jeszcze bardziej na siebie uważać, dom Ewy i Andrzeja jest już prawie na ukończeniu, a Małgorzata z Kacprem postanawiają spełnić swoje największe marzenie. We dworku nie ma już mowy o samotności. Hrabianki Leszczyńskie kibicują projektowi Stacji Jagodno, Julia przygląda się z boku gościom odwiedzającym pensjonat, a Zuzanna zajmuje się przygotowywaniem potraw dla gości, rzucając od czasu do czasu swoje cięte riposty słowne.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to powieść pełna niespodzianek, która sugeruje i zapowiada następne intrygujące zdarzenia. Gdzieś między zadaniami możemy doszukać się tajemnic z przeszłości, które jeszcze na pewno ujrzą światło dzienne w odpowiednim czasie i będą interesującą częścią kolejnych tomów. Bardzo się ucieszyłam, że serdeczna i gościnna Róża nadal będzie obdarzać wszystkich swoim ciepłem, cierpliwością i mądrością życiową. I choć tym razem ominęły mnie jakoś największe wzruszenia, to jednak muszę zapewnić, że emocji nie brakowało. Już się zastanawiam, jakimi nowinkami autorka podzieliła się z czytelnikami w kolejnym tomie. Miło jest móc przeczytać wszystkie części jedna po drugiej. To tak jakby wakacje w Jagodnie trwały cały rok.
Nie przestaję Was zachęcać do sięgnięcia po ten wielotomowy cykl, który ma swój niepowtarzalny klimat, a bohaterowie dostarczają nam uśmiechu, radości, ale i żalu, smutku - jak to w życiu.. I choć momentami Borowa i Jagodno mogą się wydać zbyt baśniowe, wyidealizowane i mało prawdziwe, to wiedzcie, że na tym polega urok i magia tych miejsc. "Stacja Jagodno" w stu procentach spełnia swoje zadanie pozwalając się zrelaksować, wyciszyć i zastanowić. Pozytywnie nastraja do świata i ludzi, pokazuje, że nawet najmniejsze dobro okazane drugiej osobie wraca do nas zwielokrotnione. Zachęca aby zło dobrem zwyciężać, a w ludziach widzieć przede wszystkim zalety, bo optymizm to podstawa szczęśliwego życia.
Obiecuję, że niedługo znów zawitam w okolice Kielc i przyniosę Wam kolejne ciekawe wrażenia. A tymczasem wprost nie mogę się doczekać, co też wydarzy się w kolejnym tomie zatytułowanym "W obiektywie wspomnień". Też tak macie?
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme...
2021-11-06
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny Wilczyńskiej.
Tytułowy dom pełen słońca to oczywiście odnowiony dworek hrabianek Julii i Zuzanny, przy którym pracowało naprawdę sporo niezwykłych ludzi. Po projektach architektonicznych Elizy, którą mieliśmy okazję poznać bliżej w poprzednim tomie przychodzi czas na meblowanie i ostatnie wykończeniowe szlify. Meblami zajmuje się Sylwia – utalentowana dziewczyna, która wśród starych i niepotrzebnych gratów potrafi wyszukać prawdziwe perełki i tchnąć w nie nowe życie. W ten sposób z pozoru zupełnie niepasujące do siebie sprzęty po odrestaurowaniu tworzą piękną i elegancką całość. Bo z meblami jest podobnie jak z ludźmi… Pozory często mogą mylić, a życie bardzo szybko je weryfikuje…
Tym razem do grona zaprzyjaźnionych bohaterów dołącza Sylwia i jej rozrywkowa siostra Paulina oraz Piotr i jego mocno pogubiony syn Michał. Tamara nadal poświęca się pracy we dworze, Łukasz wciąż nie może sobie poradzić z demonami przeszłości, która powraca do niego zupełnie niechciana. Ewa i Adam po powrocie z Afryki planują wspólną przyszłość. Przed Kasią pojawia się szansa na rozwój zawodowy, w czym kibicuje jej bardzo Zosia. Igor również dąży do realizacji swoich marzeń, tyle, że jego droga jest bardziej kręta i wyboista. Hrabianki Julia i Zuzanna z boku przyglądają się poczynaniom młodszych pokoleń oraz dopingują Marzenę i Janka w ich życiowych planach. Tylko Róża, której mały biały domek zawsze stoi otworem dla potrzebujących przybyszy, zaczyna odczuwać skutki swego wieku. I muszę przyznać, że to jej osoba najbardziej mnie martwiła podczas lektury tym bardziej, że kobieta znów bagatelizuje sygnały wysyłane przez organizm. A przecież Jagodno bez Róży na pewno nie byłoby takie samo…
Powieść „Dom pełen słońca” umiliła mi podróż pociągiem, poruszyła moje serce i obudziła emocje. Zaintrygowała mnie na tyle, że z niecierpliwością czekam dalszych wydarzeń. Być może kolejny tom przyniesie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania:
Czego dowiedział się Łukasz z pamiętnika swojej mamy? Czy pogodzi się z przeszłością i przestanie znikać? Jak Tamara odnajdzie się w roli gospodyni Stacji Jagodno? Czy Janek z Marzeną wreszcie staną na ślubnym kobiercu? I przede wszystkim czy Róża przyzna się wreszcie rodzinie do swoich niedomagań?
Myślę, że autorka jeszcze nie raz mnie zaskoczy, tym bardziej, że jestem mniej więcej w połowie cyklu. A każdy kolejny tom to emocje, nowe wrażenia i całe mnóstwo miłych chwil w gronie ulubionych bohaterów, a właściwie przyjaciół, bez których świat utraciłby swoje kolory. Przyznaję, że cykl cały czas trzyma poziom, wydarzenia intrygują, rozwiązania zaskakują, a my wciąż chcielibyśmy więcej i więcej. Brakuje mi trochę takich bardziej spektakularnych rodzinnych tajemnic, ale mam nadzieję, że pani Karolina i o tym pomyślała. Chętnie spotkałbym też jeszcze Elizę, Rafała oraz Antosia. Mam nadzieję, że nie zniknęli na zawsze…
Zachęcam serdecznie do sięgnięcia po Stację Jagodno, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Jeśli obawiacie się wielości tomów to zapewniam, że lektura jednej części to zaledwie dwie, trzy godzinki, może jeden wieczór, a wrażeń co nie miara.
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny...
2021-11-04
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a więc i piąte odwiedziny w Borowej. Tamara wciąż pragnie zrealizować swój projekt Stacji Jagodno, ale wymaga to niemałych nakładów finansowych. Niestety nie stać jej na to, a pozyskanie funduszy z zewnątrz nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać. Relacja z Łukaszem budzi niepokój i pewne wątpliwości. Zosia nadal wspiera swoją córkę Kasię, która chce uwolnić się od despotycznego męża. Wydaje się, że Jarek zrobi wszystko, aby utrudniać życie swojej żonie i nawet rozwód go przed tym nie powstrzyma. Hrabianki Julia i Zuzanna przestały być samotnymi staruszkami zamieszkującymi wiekowy dworek pośrodku lasu. Teraz majątek tętni życiem i nadal prowadzone są tu prace renowacyjne. Z uwagi na kłopoty rodzinne Marzena niestety nie może dalej nadzorować remontu. W ten sposób we dworku pojawia się Eliza - eteryczna i nieobecna duchem blondynka, która skrywa w swojej duszy bolesny sekret. Razem z nią przyjeżdża do Jagodna kilkuletni Antoś i nawet nie przypuszcza, że spotka tu wróżkę oraz czarownicę. Młodzi bohaterowie przeżywają swoje pierwsze porywy serca, a seniorzy Ewa i Adam wybierają się w egzotyczną podróż...
To tylko niektóre wątki poruszone w tej powieści. Jedno jest pewne. W Borowej i okolicach nadal wiele się dzieje. Bohaterowie przeżywają radości i smutki, codzienność nie jest wolna od niespodzianek, ale na tym przecież polega życie. Wydarzenia zaskakują, wzruszają i muszę się przyznać, że był nawet taki moment, w którym uroniłam łezkę.
Strata dziecka, depresja, samotność, odrzucenie, toksyczny związek to tylko niektóre tematy podjęte w tej powieści. To dzięki nim historia nabiera uniwersalnego znaczenia i głębszego wymiaru. Nie jest łatwo pisać wielotomowe cykle zachowując przy tym odpowiedni poziom. Pani Karolina jest w tym prawdziwą mistrzynią, potrafi podtrzymać zainteresowanie i wciąż zaskakuje fabułą.Tak dużo różnorodnych pomysłów, intrygujących rozwiązań i ciekawych sytuacji może stworzyć tylko osoba twórcza i wszechstronna. A przecież to nie jedyna wielotomowa opowieść autorki.
Uwielbiam powieści pani Karoliny i sięgam po nie bez większego zastanowienia. Jak dotąd nigdy się nie zawiodłam, a każda przeczytana historia zostawiła ślad w mojej pamięci. Zawsze też z niecierpliwością oczekuję każdej nowej opowieści, bo wiem, że lektura dostarczy mi samych ciekawych wrażeń, zmusi do refleksji i zapadnie w pamięć.
Fanów autorki oraz wielbicieli Jagodna nie muszę tam specjalnie zapraszać. A wszystkim, którzy jeszcze nie znają powieści Karoliny Wilczyńskiej chcę powiedzieć, że warto po nie sięgnąć dla relaksu i odprężenia. Jeśli zatem gustujecie w wielowątkowych cyklach obyczajowych z klimatem, w których bohaterowie ujmują gościnnością i szybko stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a wydarzenia poruszają najdelikatniejsze struny naszej duszy to cykl "Stacja Jagodno" będzie idealnym wyborem. Ale uwaga: jedna wizyta w Borowej sprawi, że będziecie systematycznie tam wracać. I co więcej... Będą to bardzo miłe i niepowtarzalne odwiedziny.
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a...
2020-11-17
Legendarna córka wiatru to dziewczynka urodzona podczas suchej burzy, przy akompaniamencie szumu wichru oraz odgłosów grzmotów i błyskawic, ale bez jednej nawet kropli deszczu. Według wierzeń ludowych właśnie porywy wiatru prowadzą takie dziecko przez życie, wyznaczają mu kierunek i wytyczają drogę. Konstancja Drucka jest tytułową córką wiatrów - silną, zaradną i bardzo przedsiębiorczą kobietą, na której barkach spoczywa obowiązek dbania o Wilczy Dwór i rodowy majątek. Od śmierci ukochanego męża Tadeusza sama sprawuje nadzór nad posiadłością mając na szczęście do pomocy zaufaną służbę. A że mamy czasy krótko po powstaniu listopadowym, to na Konstancję - samotną wdowę czyha wiele niebezpieczeństw ze strony nieuczciwych ludzi, a przede wszystkim podstępnego i wyrachowanego dzierżawcy Stępińskiego. Zatarg z nim może skończyć się tragicznie zarówno dla bohaterki, jak i jej dworu. Ale to nie koniec kłopotów... Ostatnia wola śmiertelnie chorej przyjaciółki jest dla bohaterki kolejnym trudnym wyzwaniem i zapowiada bardzo ciekawe następne wydarzenia.
Oddając w ręce czytelników "Córkę wiatrów" Magdalena Kordel udowodniła, że oprócz zupełnie współczesnych historii potrafi także stworzyć przepiękną, baśniową opowieść o dawnych czasach, w których obecna była szlachta, rodowe majątki i dwory ze służbą, ale też czarownice i zielarki mające swoje chaty gdzieś na bagnach i moczarach. To były te lata, gdzie honoru i dobrego imienia broniło się w pojedynkach, a szabla u boku była nieodłączną towarzyszką każdego szanującego się jaśnie pana. Język powieści w znacznej mierze stylizowany na XIX wiek wprowadza czytelnika w tamten magiczny klimat, a liczne archaizmy dodają odpowiedniego smaczku. Nie można też zapomnieć o wielu gusłach i zabobonach oraz ludowych mądrościach, którymi karmi dziedziczkę prosty lud. Niektóre śmieszne i zupełnie nieprawdopodobne, inne zasłyszane gdzieś od babć czy prababć uwiarygadniają całą opowieść.
Z przyjemnością przeniosłam się w tamte odległe, ciekawe czasy, które zaginęły gdzieś w mrokach niepamięci, poznałam legendę powstania Wilczego Dworu i obserwowałam życie w majątku prowadzonym przez samotną kobietę. Konstancja bardzo mi zaimponowała swoim rozsądkiem, twardym charakterem, serdecznością wobec poddanych i nieustępliwością w stosunku do wrogów. Prawdziwy z niej mężczyzna w spódnicy, czy raczej w sukni z gorsetem - mądra kobieta z temperamentem, z którą należy się liczyć, co w tamtych czasach było prawdziwą rzadkością. Urocza i gadatliwa Pelasia - ochmistrzyni i przyjaciółka Konstancji rozbrajała mnie na każdym kroku. Bez niej ta opowieść po prostu nie mogłaby powstać. A rezolutna mała Antonina, która ma zamieszkać z Konstancją we dworze tak bardzo przypominała mi Dobrochnę z Miasteczka, że aż sama się zdziwiłam.
Już od dłuższego czasu "Córka wiatrów" pozostawała w grupie moich priorytetowych lektur i bardzo się cieszę, że wreszcie mogłam ją przeczytać. Tym bardziej, że jest to pierwsza część cyklu "Wilczy Dwór", która zapowiada interesujące następne wydarzenia. Cudownie było przenieść się do XIX wieku i zakosztować atmosfery tamtych czasów. Chętnie przeżyłabym jeszcze więcej zdarzeń w doborowym towarzystwie tych niezwykłych bohaterów, ale to dopiero w kolejnym tomie, którego już nie mogę się doczekać.
Legendarna córka wiatru to dziewczynka urodzona podczas suchej burzy, przy akompaniamencie szumu wichru oraz odgłosów grzmotów i błyskawic, ale bez jednej nawet kropli deszczu. Według wierzeń ludowych właśnie porywy wiatru prowadzą takie dziecko przez życie, wyznaczają mu kierunek i wytyczają drogę. Konstancja Drucka jest tytułową córką wiatrów - silną, zaradną i bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
NIE UCIEKNIESZ OD PRZESZŁOŚCI
Druga część cyklu „Tajemnice” Magdaleny Kordel wzbudza emocje i sprawia, że z zainteresowaniem i wypiekami na twarzy śledzimy kolejne losy znanych i lubianych bohaterów. A u nich naprawdę wiele się dzieje… Ty albo żadna szepcze Jasiek Ewelinie licząc na powodzenie ich związku, Adela z Muszką muszą stawić czoła przeszłości w osobie Haliny – powstałej z martwych siostry, a Ruta i Mateusz czują do siebie miętę, co jest nie lada zaskoczeniem dla pozostałych osób. Te wszystkie zdarzenia doprowadzają do zupełnie nieoczekiwanego zakończenia, które zwiastuje prawdziwą „bombę” w kolejnej części, na którą jeszcze chwilę będę musiała zaczekać.
„Ty albo żadna” to ciepła i bardzo sympatyczna historia, w której autorka ciekawie połączyła ze sobą przeszłość z teraźniejszością, lata przedwojenne ze współczesnymi wydarzeniami. Tajemnice, które Adela przez lata skrywała na dnie swojego serca, po ponad pół wieku mają wreszcie szansę na wyjaśnienie. I co ciekawe, nieznana dotąd przeszłość zdaje się mieć wpływ nie tylko na seniorki – Adelę, Muszkę, czy Halinę, ale także, a może przede wszystkim, na następne pokolenia. Ale o tym dowiemy się zapewne w części trzeciej zatytułowanej „Dom sekretów”. Już nie mogę się doczekać.
Uwielbiam Adelę i Muszkę, ich przepychanki słowne, mądrość życiową i poczucie humoru. Seniorki, którym z racji wieku wiele można wybaczyć, jednak z przyjemnością korzysta się z ich rad i trzeźwego podejścia do wielu spraw. Ewelina wychowywana przez obie panie jest moim zdaniem zbyt niedojrzała jak ja kobietę, która już dawno przekroczyła trzydziestkę, ale jej wrodzona dobroć i wrażliwość rekompensują tę naiwność i brak doświadczenia.
„Ty albo żadna”, podobnie jak poprzednia część cyklu, to historia bardzo w stylu pani Magdaleny. Sporo humoru, inteligentne dialogi, ciekawe wydarzenia, trochę magii i szczypta ludowości sprawiają, że bardzo dobrze czyta się tę książkę. Pewna swojskość, serdeczność oraz ciepło przenikające do czytelnika z każdej strony powoduje, że w towarzystwie Adeli, Muszki i Eweliny czujemy się jak w domu. Tajemnice i niedopowiedzenia dostarczają dreszczyku emocji, dzięki którym od powieści trudno się oderwać. No i po raz kolejny mamy niesamowite zakończenie, które sprawia, że po prostu musimy zdobyć następną część cyklu, aby osobiście się przekonać, jakie bohaterowie mają dla nas niespodzianki.
Uwielbiam powieści Magdaleny Kordel, jej sposób pisania, bardzo dobry przekaz emocji, lekki język stylizowany na dawne czasy i poczucie humoru. Właściwie każda historia napisana przez autorkę to gwarancja milo spędzonego czasu w towarzystwie sympatycznych bohaterów. Książki autorki są wyjątkowe, mają niepowtarzalny klimat, działają niczym balsam na serce i duszę, nastrajają pozytywnie na kolejne dni i pozwalają uwierzyć w dobro. Mimo swojej sielskiej, często baśniowej atmosfery nie zatracają realizmu i wiarygodności. Dlatego też nigdy nie odpuszczam żadnej nowości napisanej przez panią Magdę i zawsze z zainteresowaniem zasiadam do lektury. Trzecia część cyklu „Tajemnice” jeszcze przede mną, ale już dziś zastanawiam się nad sekretami jakie skrywa dom Adeli i klątwą, jakiej doświadczyła jej rodzina.
NIE UCIEKNIESZ OD PRZESZŁOŚCI
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDruga część cyklu „Tajemnice” Magdaleny Kordel wzbudza emocje i sprawia, że z zainteresowaniem i wypiekami na twarzy śledzimy kolejne losy znanych i lubianych bohaterów. A u nich naprawdę wiele się dzieje… Ty albo żadna szepcze Jasiek Ewelinie licząc na powodzenie ich związku, Adela z Muszką muszą stawić czoła przeszłości w osobie Haliny –...