-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Tiziano Terzani, osoba straszliwie ważna w moim życiu. Tak obcy mi charakterologicznie i osobowościowo a mentalny brat. Czytając jego słowa czuję jakbym wypowiadała swoje myśli. Czy to w ogóle jest możliwe? Bo przecież on… aaaa, to ja przyswoiłam sobie jego poglądy, jego filozofię, sczytuję Terzaniego przecież od lat i to on mnie kształtuje, to nim nasiąkam, jak ta skorupka. Myśli zwarte w tej książce leżą na mnie jak ulał, przylegają idealnie do mojej głowy, wypełniają szczelnie wszelkie jej zakamarki. I porządkują wiedzę o świecie i stanowią pryzmat, przez który ten świat postrzegam.
Terzani, mój autorytet a książka o umieraniu jako dopełnieniu życia, życiu jako kontynuacji umierania, spowiedź i świadectwo, piękna.
Tiziano Terzani, osoba straszliwie ważna w moim życiu. Tak obcy mi charakterologicznie i osobowościowo a mentalny brat. Czytając jego słowa czuję jakbym wypowiadała swoje myśli. Czy to w ogóle jest możliwe? Bo przecież on… aaaa, to ja przyswoiłam sobie jego poglądy, jego filozofię, sczytuję Terzaniego przecież od lat i to on mnie kształtuje, to nim nasiąkam, jak ta...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tę książkę powinnam ocenić, zanim w ogóle wzięłam się za czytanie. Przeczytaj, jest świetna, Buscaglia to geniusz!!! Geniusz? No tak, musi być wyjątkowy i świrnięty, bo kto przy zdrowych zmysłach wykłada przedmiot o dumnej nazwie MIŁOŚĆ. Do jakiego nudziarza studenci walą drzwiami i oknami, ustawiają się w kolejki, czyhają na korytarzach?
Jeszcze tylko zerknęłam – ciągle przed lekturą – na forum LC, (no co, jestem przezorna i wnikliwa, nie dam się tak łatwo wciągnąć w te naiwne gierki ). Co czytam? Świetny, do bani, mistrz, nuda, odkrycie, może być, najlepsza książka w moim życiu, wtórzyzna i banały. Oooo, zła/beznadziejna/nudna w opozycji do genialna/rewelacyjna/świetna. To mnie zainteresowało, skrajne opinie. Co wybiorę, na co się zdecyduję, no bo letnio to to chyba nie będzie.
Ok, książkę dostałam na talerzu, prosto pod nos, już się nie wzbraniałam. I co? Jaka jest moja opinia? Kto zwyciężył, zwolennicy czy oponenci? WSZYSCY, absolutnie wszyscy. Bo nie ma w niej nic odkrywczego, rzeczywiście, jest pełna powtórzeń i być może banałów, do tego jest zbiorem spisanych obcym piórem wykładów i konferencji z udziałem Buscaglii. Zgadzam się, można ją odebrać jako miałką i taką se.
ALE. Ale ja mam o niej zgoła inne zdanie. O tym co „Pan Miłość” mi przekazał. W jaki sposób to zrobił, jak walił mnie młotkiem w łeb i krzyczał „kobieto, obudź się”. Jestem w ekstazie, jakież to proste. Musze pokochać siebie, kompletnie egoistycznie i bałwochwalczo, być dla siebie dobrą i wyrozumiałą, głaskać się i przytulać. A wszystko po to żeby żyć komfortowo i całą piersią, żeby mieć co dawać, żeby chcieć dawać. Nie w zamian, nie warunkowo ale tak zwyczajnie, po prostu, komuś dla mnie. I żeby kochać, bo tak pięknie jest kochać, wszystkich i wszystko dookoła. I żeby kolekcjonować szaleństwo, mieć go cały zapas, całą piwnicę i pełen strych, żeby starczyło na zawsze.
Wiec jeśli oczekujesz czegoś nowego, jeśli oczekujesz, że ktoś poprowadzi Cię za rękę przez zawiłości psychologiczne tematu, jeśli oczekujesz pseudonaukowej rozprawki, zawiedziesz się. Nie sięgaj po tę lekturę, wykorzystaj ten czas na spacer albo wędkowanie. Ale jeśli jesteś gotowy/a na stek banałów, na anegdoty, na hymny na temat człowieka, na kilka prztyczków w nos i jesteś otwarty/a na ludzi, to nie czekaj, czytaj, czytaj….
U mnie „Radość życia” leży na stoliku, obok lampki nocnej, to dwoje przyjaciół bez których obyć się już teraz nie potrafię. I nie chcę.
Tę książkę powinnam ocenić, zanim w ogóle wzięłam się za czytanie. Przeczytaj, jest świetna, Buscaglia to geniusz!!! Geniusz? No tak, musi być wyjątkowy i świrnięty, bo kto przy zdrowych zmysłach wykłada przedmiot o dumnej nazwie MIŁOŚĆ. Do jakiego nudziarza studenci walą drzwiami i oknami, ustawiają się w kolejki, czyhają na korytarzach?
Jeszcze tylko zerknęłam – ciągle...
To było dawno, gdzieś na obrzeżach… och nie!!! zupełnie w centrum. Paryż, noir, gra cienia z cieniem w chowanego, wydłużone sylwetki na mokrym asfalcie, borsalino zsunięty na prawe oko. Szelest prochowca. Papieros w dłoni, mocny tytoń, dym rozmywa rysy. Blada cera księżycowym blaskiem okala szare tęczówki. Pełne wargi przeżuwają słowa. Calvados. Salute, żyj zdrowo!
Męski mężczyzna, kobieca kobieta. I życie. I jego brak. I więcej nic.
Panowie Charles Vidor i Michael Curtiz uchylają kapeluszy. Odkłaniam im się z uśmiechem, nieznacznym, takim samymi oczyma. Jeszcze ostatnie spojrzenie i ociągając się opuszczam powieki. Śnię.
To było dawno, gdzieś na obrzeżach… och nie!!! zupełnie w centrum. Paryż, noir, gra cienia z cieniem w chowanego, wydłużone sylwetki na mokrym asfalcie, borsalino zsunięty na prawe oko. Szelest prochowca. Papieros w dłoni, mocny tytoń, dym rozmywa rysy. Blada cera księżycowym blaskiem okala szare tęczówki. Pełne wargi przeżuwają słowa. Calvados. Salute, żyj zdrowo!
Męski...
Str. 14
On, ona, on. Kiedyś byli jednością. Kiedyś, prehistoria, czas. ONA utkana z przędzy pająka, zdobna w perły rosy, nierzeczywista, skrzy się barwami tęczy, przecieka prze palce. Niewinna i perwersyjna, obecna a nieświadoma, dosadna i delikatna, zimna… i rozpalona. Milczy wszystkimi słowy. ONI. Każdy definiuje drugiego, w pojedynkę byliby kalecy, przeciwstawni a identyczni, jak rzeźby z piasku. Dopełnienie absolutne. On, demiurg słowa, myśli ludzkiej, okrutny w swej bezinteresowności i on, stwórca rzeczy. Doskonała harmonia poprzez chaos, porządek w piekle. On. On. On…
Str. 246
Opowieść o tym co miedzy słowami, o tym co zawieszone między gestami. Cała treść, cały sens zawarty gdzieś pomiędzy. Pomiędzy krzyczy, pomiędzy drapie, pomiędzy robi. Chwila wypełniona po brzegi. Teraz i tu nie istnieje, jest rzeka.
Str. 492
Chciałabym wylać to całe uczucie, uczucie pełni, szczęścia. Bo czuję się szczęśliwa, nie wiem dlaczego. Co może taka książka?, to przecież nic, papier, słowa. A jednak. Chciałabym wylać i nie potrafię, staram się, myślę. Ale wszystko czego dotknę jest takie płaskie i szorstkie. Lepiej nie robić nic. Pławić się w tym uczuciu. Zamykać oczy i być. Oddychać.
Str. 773
Architektura, sztuka kompletna, zarzewie chaosu, skończony kompromis. Wielkość. Obiektywizm nie istnieje. Czy to jest straszne? Nie, to jest zwyczajne. Ileż to razy siadałam przed budowlą, niezdolna ogarnąć ją w jedną całość. Kontemplowałam każdy szczegół, dodawałam cegłę do cegły, kamień do kamienia, wrażenie do wrażenia. Nie mogłam się ruszyć, bo póki tak trwałam istniała cudowna więź, budowla była mną, ja byłam nią. Czułam obecność czegoś wielkiego, niemalże boską siłę, coś co wstąpiło w budowniczego i kierowało jego myślą. Bo przecież w jego dziele musiało go coś wspomagać, coś nieludzkiego, coś kosmicznego, coś ponad wszystko.
KONIEC.
Str. 14
On, ona, on. Kiedyś byli jednością. Kiedyś, prehistoria, czas. ONA utkana z przędzy pająka, zdobna w perły rosy, nierzeczywista, skrzy się barwami tęczy, przecieka prze palce. Niewinna i perwersyjna, obecna a nieświadoma, dosadna i delikatna, zimna… i rozpalona. Milczy wszystkimi słowy. ONI. Każdy definiuje drugiego, w pojedynkę byliby kalecy, przeciwstawni a...
I znowu pierwszy był film. „Fahrenheit 451” z 1966r. To dobrze, bo podobał mi się bardzo i pozachwycałam się nim. Myślę jednak, że książce nie sprostał. Brak mu magii słowa Raya Bradbury. On przy pomocy czarodziejskiej różdżki swojego stylu, obsypał fabułę żarzącymi się gwiazdkami poezji. Te zdania, te powtórzenia, to tempo, jakby odmierzone metronomem… czemu sądziłam, że jest kobietą?
Sieciowy świat, muszelki w uchu, morze bezwładu. Rodzina na ścianie. Jak się dziś masz Mildred? Czy dobrze spałaś? Rewelacyjnie Ściano, piękną mamy dziś pogodę. A, bardzo dobrze, zaplanowałam Ci dzisiaj Mildred dzień. Pożywka dla milionów specjalnie dla Ciebie. Dbam o Ciebie Mildred jak nikt, martwię się o Ciebie Skarbie. A zatem zaproś na wieczór swoje przyjaciółki-wydmuszki i bawcie się, bawcie na całego. Cha-cha-cha. Igrzysk nam trza!
Dobrze Ściano, jestem taka, no taka… zaczekaj, tabletka, zaczekaj druga. Była już druga? A pierwsza była? Wpół do trzeciej, już czas. Aaa, tabletka, pierwsza, druga… jestem taka, no, podpowiedz Ściano. SZCZĘŚLIWA? Tak, szczęś-li-wa. Tak, to to.
Pustka, swąd, obraz zniszczenia. Wyraz zadowolenia. Oby nie myśleć, podać wszystko na tacy. Robić, ciągły ruch. Wypełniacz myśli, bezmyślność. PONIEDZIAŁEK. Pierwszy dzień tygodnia, pierwsza cegła na gruzach. To prawda, o człowieku można w nieskończoność snuć, same te złe, podłe rzeczy ale jednego zarzucić mu nie można. Wznoszenia od nowa, ciągle od nowa, podźwigania, odbudowywania. Człowieku, chwała Ci za to!
I tylko ten biały kruk, rozpostarte karty zapisane drobną czcionką, to wiedza, to myśl, to pomnik. Nie zapominajmy!!!
I znowu pierwszy był film. „Fahrenheit 451” z 1966r. To dobrze, bo podobał mi się bardzo i pozachwycałam się nim. Myślę jednak, że książce nie sprostał. Brak mu magii słowa Raya Bradbury. On przy pomocy czarodziejskiej różdżki swojego stylu, obsypał fabułę żarzącymi się gwiazdkami poezji. Te zdania, te powtórzenia, to tempo, jakby odmierzone metronomem… czemu sądziłam, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Amerykańska rapsodia o człowieku z żelaza, ze stali, o przodowniku w dążeniu do doskonałości, najbardziej ludzkim ze wszystkich ludzi, tak człowieczym, tak nadgryzionym przez empatię, że koronkowa serwetka przy nim to jednolita grań. Kim jest Szwed? Z jakiej składa się materii? Czy można budować siebie na gruncie z cudzych nadziei i oczekiwań, iść przez życie nikogo nie krzywdząc, nikogo nie urażając? Dążenie do krystalicznej prawości, sprawiedliwość, poszanowanie wolności wszystkich wokół, odpowiedzialność i oddanie bez krzty egoizmu, czyż nie prowadzi do zbrodni na samym sobie? Czyż nie zabija duszy, czy nie powoduje, że osobowość nabiera konsystencji pary wodnej?
Oddając wszystko w imię zgody, w imię ładu, w imię spokoju Szwed nijaczeje, jest superbohaterem z plakatu, postacią wymyśloną, bez krwi i kości, stopioną z tłem.
Amerykańska rapsodia o człowieku z żelaza, ze stali, o przodowniku w dążeniu do doskonałości, najbardziej ludzkim ze wszystkich ludzi, tak człowieczym, tak nadgryzionym przez empatię, że koronkowa serwetka przy nim to jednolita grań. Kim jest Szwed? Z jakiej składa się materii? Czy można budować siebie na gruncie z cudzych nadziei i oczekiwań, iść przez życie nikogo nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ten czas spędziłam z chłopakami. Cholerne osiem lat, czas mignął jak światło. Gunnar, Ola, Seb i Kim. Przygarnęli mnie do siebie, przyjęli jak swoją. Mogłam się im przyglądać do woli, słuchać ich rozmów, uczestniczyć w szalonych eskapadach. Chłopcy. Ich pierwsze razy, niewinne kradzieże, jabłka za płotem, alkohol, papierosy i te inne. Obietnice na śmierć i życie, rozczarowania, zdrady. Dziewczyny.
Z obdrapanymi kolanami, w wyświeconych spodniach, zapuszczali włosy. The Beatles. Paul, George, Ringo i John. Czwórka niezwyciężonych. Przybrali ich imiona. Czas mierzyli wydawanymi singlami. I Feel Fine. Oczekiwanie, napięcie, pierwszy dźwięk. Odurzenie. Brak myśli, bezwład na dywanie, wspólne bicie serc. Na zawsze razem.
Kim będę gdy „dorosnę”. No kim? Dzisiaj, jutro, to samo pytanie. Odpowiedź za każdym razem inna. Kim będę gdy dorosnę, kim będę za rok, za trzy, za dziesięć. Marzenia, plany, TERAZ.
Ta książka mnie nie porwała, nie chwyciła mnie za włosy i nie rzuciła o glebę. Ona mnie pochłonęła, pomału jak mgła w letni poranek, jak oblepicha. Nie szarpała mną, serce nie biło jak oszalałe. Nie, ona spokojnie, wolniutko wzięła mnie we władanie. Wierzyłam w opowieść, dopowiadałam końcówki słów. Śmiałam się, tak śmiałam się z absurdów. I dorastałam, dorastałam razem z czwórką przyjaciół. Nie płakałam nad nimi, ja im wierzyłam. I wierze, wierzę całą sobą.
Ten czas spędziłam z chłopakami. Cholerne osiem lat, czas mignął jak światło. Gunnar, Ola, Seb i Kim. Przygarnęli mnie do siebie, przyjęli jak swoją. Mogłam się im przyglądać do woli, słuchać ich rozmów, uczestniczyć w szalonych eskapadach. Chłopcy. Ich pierwsze razy, niewinne kradzieże, jabłka za płotem, alkohol, papierosy i te inne. Obietnice na śmierć i życie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szpiczasty stożek wystaje spośród chmur. A dookoła za-góry, za-rzeki, aż po nieba kres. Szczyty swymi niebezpiecznymi grotami strzegą bram do Olimpu. A kto zamieszkuje to tajemnicze miejsce? Szklani ludzie. Ludzie z mgły i zimnej wody, nieprawdziwi, wydumani. Majestatycznie powłócząc nogami obchodzą swe królestwo. Królestwo choroby i śmierci, królestwo na niby. Ułuda zaplata swe lniane warkocze, zarzuca je na szyje zbłąkanym wędrowcom. I biada im jeśli poddali się zwodniczej sile marazmu, jeśli zatracili swe zmysły w niemocy. Odtąd są straceni dla świata, odtąd tworzą Czarodziejską Górę.
Tym razem Tomasz Mann mnie połknął, połknął mnie swa książką. Słyszałam, ze najlepsza, że ho ho. Ale żeby aż tak, żebym aż tak poddała się jej czarowi? Bo ona mnie omamiła, już szłam po skierowanie do sanatorium Berghoff, chciałam w Davos słuchać tej uwodzicielskiej opowieści. Nie czytałam na akord, czytałam wnikliwie, powoli rozciągając zdania. Każda strona była na wagę złota, rozdział nie miał wartości.
Jestem uwiedziona i oczarowana. Góro, nie odchodź!
Szpiczasty stożek wystaje spośród chmur. A dookoła za-góry, za-rzeki, aż po nieba kres. Szczyty swymi niebezpiecznymi grotami strzegą bram do Olimpu. A kto zamieszkuje to tajemnicze miejsce? Szklani ludzie. Ludzie z mgły i zimnej wody, nieprawdziwi, wydumani. Majestatycznie powłócząc nogami obchodzą swe królestwo. Królestwo choroby i śmierci, królestwo na niby. Ułuda...
więcej Pokaż mimo to