-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-02-03
2015-11-23
2019-01-10
2018-12-25
Są takie książki, które pozostawiają w naszych sercach ślad, wzbogacając naszą duszę, emocje i wrażliwość. Dla mnie jedną z takich powieści stanie się opowieść, którą skończyłam czytać zaledwie kilka chwil temu. Każdy, kto miał okazję zetknąć się z twórczością W. Bruca Camerona oraz kocha zwierzęta, a zwłaszcza psy, na pewno przyzna, że takie tytuły jak: „Był sobie pies” czy „Psiego najlepszego czyli był sobie pies na święta” to historie, obok których nie można przejść obojętnie. Teraz dołączył do nich trzeci tytuł – „O psie, który wrócił do domu”.
Czytając tą niezwykłą historię, leżałam wtulona w mojego psiaka, który niejednokrotnie towarzyszy mi w takich chwilach, jak ta. A obok nas drzemał psiak, który znalazł u nas schronienie do czasu znalezienia swojego własnego człowieka. Czytając historię stworzoną przez W. Bruca Camerona spoglądałam na niego co chwilę, zastanawiając się jaką historię on sam mógłby opowiedzieć i czy byłaby ona pełna podobnych wzruszeń i emocji, jak historia Belli.
Bella to mała suczka, który swoje pierwsze tygodnie życia spędziła w towarzystwie swojego rodzeństwa i bezdomnych kotów zamieszkujących na wpół zrujnowaną ruderę na przedmieściach amerykańskiego Denver. Na skutek wydarzeń rozgrywających się wokół jedynego znanego jej „domu” trafia w końcu pod opiekę młodzieńca imieniem Lucas.
Uratowany szczeniak szybko zakochuje się w swoim własnym „człowieku” i zaczyna uczyć się reguł obowiązujących dobrego psa. Niestety, zarząd budynku w którym mieszka chłopak zabrania trzymania w nim zwierząt, zaś złamanie owego nakazu może grozić eksmisją. Na dodatek mała Bella okazuje się przedstawicielką „rasy” pitbull, uznawanej w stolicy stanu Teksas za zakazaną. Miejski hycel zaś stawia sprawę jasno: schwytanemu zwierzęciu grozi uśpienie.
Ku wielkiej rozpaczy Lucasa oraz niezrozumieniu sytuacji przez Bellę, psiak musi opuścić miasto i swojego ukochanego właściciela. Tęskniąc za swoim „człowiekiem” sunia decyduje się odnaleźć drogę „Do Domu”, wypełniając w ten sposób jedną z komend, poznanych wcześniej za sprawą młodzieńca, który ją uratował.
Powrót będzie jednak długi i pełen przeciwności oraz niebezpieczeństw... Czy Belli w końcu uda się odnaleźć Lucasa? Nie zdradzę tego! Sami musicie poznać tą niezwykłą historię.
Uwielbiam styl W. Bruca Camerona i historie, które tworzy, więc być może jestem nieco stronnicza, ale uważam, że opowieść o Belli chwyta za serce, i porusza struny naszej duszy o których często zapominamy. Uczy wrażliwości, ukazuje czym jest miłość zwierzęcia i jak wiele te istoty poświęcają w imię uczuć do nas – ludzi! Udowadnia, że wszelkie przeciwności losu są niczym w obliczu prawdziwej przyjaźni łączącej psa i jego człowieka!
Podsumowując: Zdecydowanie polecam!
Są takie książki, które pozostawiają w naszych sercach ślad, wzbogacając naszą duszę, emocje i wrażliwość. Dla mnie jedną z takich powieści stanie się opowieść, którą skończyłam czytać zaledwie kilka chwil temu. Każdy, kto miał okazję zetknąć się z twórczością W. Bruca Camerona oraz kocha zwierzęta, a zwłaszcza psy, na pewno przyzna, że takie tytuły jak: „Był sobie pies”...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-24
Nie jest tajemnicą, iż od jakiegoś czasu zaczytuję się w książkach autorstwa Remigiusza Mroza. Owszem, wolę serię o Chyłce, która udowadnia, że zawód prawnika wcale nie musi być nudny, ale zaprzyjaźniłam się również z komisarzem Forstem mimo, iż ten zdążył gdzieś po drodze stracić pracę w Policji.
Pentalogia oryginalnie mająca być trylogią, jest literaturą nico cięższą, niż wspomniana przeze mnie seria o pani adwokat, dlatego nie ma co ich porównywać. Nie mniej jednak warto nadmienić, że można by ją określić mianem „literatury męskiej”. I chociaż zdarzały mi się chwile, kiedy nie miałam ochoty kontynuować lektury (przy poprzednich częściach), koniec końców zdecydowałam się poznać zakończenie tej niezwykłej historii, zawarte w powieści „Zerwa”. I nie żałuję tej decyzji!
Jeśli nie znacie tej serii, nie czytajcie dalej tej recenzji! Przyjmijcie jednak do wiadomości, że warto przeczytać całą tą opowieść, chociażby dla ostatniej – piątej części, która podobała mi się zdecydowanie najbardziej.
Wracając jednak do samej książki: Owszem, do wielu rzeczy można się przyczepić. Najcięższym zarzutem zdecydowanie jest promowania bohatera uzależnionego od narkotyków. Wiktor bowiem potrafi przeniknąć do umysłu groźnego mordercy, a może tylko jego naśladowcy, pomimo, a może właśnie dzięki pomocy heroiny i innych używek, które nie do końca są legalne. Inni zarzucają postaci Forsta to, że nie istnieją dla niego granice, których nie można przekroczyć. Owszem, jest to coś, co może wzbudzać uśmiech politowania i jeśli tylko denerwuje Was ten fakt, to ostrzegam, że czytając „Zerwę” odwiedzicie przynajmniej cztery inne kraje europejskie. Nie mniej jednak zasadnicza akcja powieści powróciła do Tatr, co niezwykle mnie ucieszyło.
Remigiusz Mróz zdecydował się również odświeżyć wątek Olgi Szrebskiej, która była przez większość serii tą niespełnioną miłością Forsta, a niekiedy również katalizatorem pewnych wydarzeń. Ponowne pojawienie się tej bohaterki, a raczej pościg komisarza, mający na celu jej odnalezienie, z pozoru mógł wydawać się banalny, z czasem jednak zupełnie mnie zaskoczył i wprowadził w niemałe zaskoczenie. Ogólnie rzecz ujmując: postacie tworzące tą ostatnią (chociaż nie jest to takie pewne) odsłonę historii Wiktora są niezwykle realne, żywe i napisane z dość dużym rozmachem.
Niewątpliwym plusem „Zerwy” jest domknięcie większości niewyjaśnionych do tej pory wątków, tajemnic czy też niedomówień, jakie pojawiły się na przestrzeni poprzednich czterech części. Spodobało mi się również to, w jaki sposób autor podszedł do postaci, chociaż może bardziej właściwym byłoby stwierdzenie: „legendy” głównego antybohatera – Bestii z Giewontu. Zastosowane rozwiązanie wydaje mi się nie tylko właściwe, ale wręcz wymuszone sytuacją oraz okropieństwem dokonanych zbrodni. Ciekawym zabiegiem było przeplatanie ze sobą dwóch równoległych wątków „Teraz” oraz „Przedtem”. Nadało to nową świeżość i rytm całej historii.
Podsumowując: Zdecydowanie polecam!
Nie jest tajemnicą, iż od jakiegoś czasu zaczytuję się w książkach autorstwa Remigiusza Mroza. Owszem, wolę serię o Chyłce, która udowadnia, że zawód prawnika wcale nie musi być nudny, ale zaprzyjaźniłam się również z komisarzem Forstem mimo, iż ten zdążył gdzieś po drodze stracić pracę w Policji.
Pentalogia oryginalnie mająca być trylogią, jest literaturą nico cięższą,...
2017-01
2018-08-26
Powiadają „Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”. Autorka powieści, którą właśnie skończyłam czytać, udowadnia swoim odbiorcom, że Karkonosze nadają się równie dobrze, jeśli nie lepiej, aby uciec – przed przeszłością, samym sobą, a nawet innymi. Pytaniem jest jednak to, czy oby na pewno warto uciekać? Może warto stawić czoła przeszłości, nie tylko własnej? Zacznijmy jednak od początku!
Z twórczością Renaty L. Górskiej zetknęłam się pierwszy raz, nie mniej jednak wiem, iż dzięki książce „Błędne siostry” odczuwam czytelniczy głód, dlatego też z chęcią sięgnę po kolejne tytuły stworzone przez tą pisarkę.
Karola – główna bohaterka, jest normalną kobietą. Nie ma w niej nic wyjątkowego, pięknego, ani ujmującego. Nic, co czyniłoby ją wyjątkową. Być może jedynie to, iż jest emigrantką. Nie mniej jednak w dzisiejszych czasach jest to zjawisko na tyle powszechne, że prawdopodobnie każdy z nas zna kogoś, kto w poszukiwaniu lepszego życia opuścił na jakiś czas, a być może na zawsze granice naszej ojczyzny. Karolę poznajemy zaś w momencie, kiedy z przyczyn zdrowotnych, decyduje się po wielu latach powrócić na pół roku do Polski.
Sam wątek emigracji jest ważnym elementem powieści, chociaż bywa przedstawianych w różnych odsłonach. Autorka pokazuje bowiem czytelnikom, iż można ją rozumieć różnorako, niekiedy nawet w odniesieniu do codzienności spędzanej w rodzinnym domu czy mieście.
„Wyemigrowałam nie tylko geograficznie, odeszłam od dawnych marzeń, przekonań i cech łączących mnie z tamtą dziewczyną. Uświadomiłam sobie, ile straciłam z samej siebie.”
W tym momencie muszę Was przestrzec! To nie jest książka na jeden wieczór. Oczywiście, można ją potraktować pobieżnie i wertując kolejne jej strony, dotrzeć szybko do końca. Jednak ten, kto tak uczyni wyrządzi krzywdę nie tylko powieści, ale przede wszystkim samemu sobie. Historię tą należy smakować. Wczytywać się w każde zdanie, a nawet słowo, aby powoli, acz konsekwentnie odkrywać treści ukryte przez autorkę w nieśpiesznej akcji, toczącej się w górskim domku.
Mówi się, że w książkach, które czytamy zawsze znajdujemy odbicie nas samych. W moim odczuciu każdy znajdzie w „Błędnych siostrach” coś, co bez chwili wahania będzie w stanie odnieść do swojego życia. Tematy, które mam na myśli, wplatane są w opowieść z dużą gracją i taktem, dosłownie mimochodem. W większości stanowią część codzienności, chociaż niekiedy bywają przez nas celowo pomijane bądź specjalnie przemilczane. Pięknie widać to w delikatnie, ale konsekwentnie zarysowanym wątku Zuzi. Renata L. Górska z gracją ukazuje całą kaskadę uczuć i ich odcieni, związanych z przedstawionym problemem.
„Błędne siostry” to książka do której na pewno powrócę. Prawdopodobnie nie raz. Już teraz, kilka chwil po zakończeniu lektury, kusi mnie, aby odszukać niektóre wątki czy fragmenty. Powieść ta kryje w sobie wiele życiowych mądrości, ale też drogowskazów, które warto rozważyć, szukając swojej drogi w życiu. Można je odnaleźć dopiero po dłuższej chwili refleksji, ale też ujęcia tej powieści jako całości.
Podsumowując: Zdecydowanie polecam
Powiadają „Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”. Autorka powieści, którą właśnie skończyłam czytać, udowadnia swoim odbiorcom, że Karkonosze nadają się równie dobrze, jeśli nie lepiej, aby uciec – przed przeszłością, samym sobą, a nawet innymi. Pytaniem jest jednak to, czy oby na pewno warto uciekać? Może warto stawić czoła przeszłości, nie tylko własnej? Zacznijmy jednak od...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-17
Wydawnictwo Zysk i S-ka w tym roku z okazji nadchodzących Świąt wydała niewielką, z pozoru niepozorną książeczkę zatytułowaną „Cudowne Boże Narodzenie i inne świąteczne opowieści” autorstwa Louisy May Alcott. Spodziewałam się zestawu słodkich opowieści, które przeczytam z przyjemnością, by po chwili zapomnieć. Otrzymałam zaś coś zupełnie innego, ale lepiej zacznijmy od początku.
Format samego wydania jest niewielki – przy nim notatnik A5 wydaje się dużo większy. Projektant okładki zadbał o wszystkie, nawet te najmniejsze szczegóły: złote, wypukłe litery, delikatne, starodawne ornamenty, proste – zapadające w pamięć dekoracje i grzbiet okryty materiałem! Już sam widok tej książki powinien dać mi do myślenia i podpowiedzieć, że oto w moich rękach znalazł się zupełnie wyjątkowy tytuł.
W środku znajdziecie fragment powieści „Małe kobietki”, oczywiście dotyczący oczywiście Bożego Narodzenia. Osobiście odebrałam to jako miłą niespodziankę, dzięki której powoli, ale z wdziękiem, zatopiłam się w świecie świątecznych historii przygotowanych przez autorkę. Kiedy już pożegnałam Jo, Meg, Beth i Amy, z każdą kolejną przeczytaną stroną poznawałam bohaterów kolejnych opowiadań i zagłębiałam się w uniwersum, z którego ciężko było wrócić do rzeczywistości.
Nie są to historie lukrowane niczym pierniczki i słodkie jak laski cukrowe, nie błyszczą niczym brokatowe bombki na oświetlonym milionem lampek drzewku. Urzekają swoją prostotą, oryginalnością, ale też ciepłem płynącym za pomocą słów prosto do naszych serc. W czasach, kiedy Boże Narodzenie kojarzy się głównie z komercją, wielkimi centrami handlowymi, Mikołajem prosto z reklamy pewnego napoju gazowanego oraz Kevinem samym z domu, warto sobie przypomnieć, czym były te wyjątkowe dni kiedyś.
Autorka w tych króciutkich opowiadaniach daje nam niezwykłą lekcję miłości, skromności, współczucia względem innych, ale też uczy tego, że bezinteresowne uczynki potrafią zmienić nie tylko życie tych którym pomagamy, ale również nas samych. To lektura, która uczy pokory względem Boga, bliźnich, ale też zwierząt będących kreacją Najwyższego i wymagających naszej opieki i troski. To historie, które wlewają nadzieję w ciężkich chwilach i udowadniają, że skromny podarek jest cenniejszy niż najdroższe skarby.
Podsumowując: „Cudowne Boże Narodzenie i inne świąteczne opowieści” to zdecydowany „must have” dla książkomaniaków i to nie tylko tych uwielbiających grudniowe święta. Ten zbiór opowiadań to uniwersalna lekcja człowieczeństwa, wrażliwości i miłości. Zamierzam co roku, w każde Święta, czytać chociaż jedno opowiadanie, aby nigdy już nie zapomnieć, z czym tak naprawdę powinien wiązać się ten wyjątkowy czas.
Wydawnictwo Zysk i S-ka w tym roku z okazji nadchodzących Świąt wydała niewielką, z pozoru niepozorną książeczkę zatytułowaną „Cudowne Boże Narodzenie i inne świąteczne opowieści” autorstwa Louisy May Alcott. Spodziewałam się zestawu słodkich opowieści, które przeczytam z przyjemnością, by po chwili zapomnieć. Otrzymałam zaś coś zupełnie innego, ale lepiej zacznijmy od...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-10
We wrześniu zeszłego roku miałam okazję czytać książkę „Pęknięta korona” autorstwa Grzegorza Wielgusa. Wywarła ona na mnie tak bardzo pozytywne wrażenie, że gdy tylko pojawiła się zapowiedź drugiego tomu tego cyklu, wiedziałam jedno – muszę, po prostu muszę, go przeczytać. Nie ukrywam, liczyłam na wiele! Tęskniłam nie tylko za świetnie uchwyconą fikcję historyczną, ale też intrygą, również polityczną, która byłaby w stanie utrzymać mnie w niepewności do ostatnich stron książki.
Już przy pierwszej części zauważyłam, że język stylizowany jest na mowę średniowieczną – oczywiście w ramach fikcji i szacunku dla ewoluującego języka polskiego. Niemniej jednak czytając kolejne zdania, a nawet akapity, czytelnik ma okazję zagłębić się w staropolszczyźnie niemal po szyję, co doskonale uwierzytelnia całą historię, w której za sprawą pisarza mamy okazję uczestniczyć. Przyznaję, że wstawki z łacińskich sentencji, zwłaszcza wypowiadanych przez brata Gotfryda, zawsze były idealnie dobrane!
Książka ta kryje perełkę, która sprawiła, że uśmiechałam się od ucha do ucha w autobusie (tak, czytam w każdej wolnej chwili). Ba, pod koniec owego fragmentu dosyć głośno chichotałam pod nosem, wzbudzając tym samym niemałe zainteresowanie wśród współpasażerów podróży. Zdradzę wam tylko, iż chodzi o zainscenizowany list (który niestety, a może na szczęście nigdy nie został wysłany), ale nie zdradzę kto miał być nadawcą, bądź też odbiorcą. Dociekliwym polecam zajrzeć na stronę 291! Przyznam, wracałam do tego tekstu już przynajmniej trzy razy!
Spokojnie, spoilerów nie będzie, bowiem pragnę, abyście czerpali taką samą, niezakłóconą żadną nadmierną wiedzą, radość z czytania tej powieści.
Od pierwszej części minęło kilka lat, nasi bohaterowie dokonali licznych zmian w swoich żywotach, ale ich przyjaźń pozostała niezachwiana. Inkwizytor – dominikanin imieniem Gotfryd, niespodziewanie dla siebie, spotyka Jaksę oraz Lamberta na turnieju rycerskim w zamku Rappottenstein, organizowanym na życzenie króla Rudolfa Habsburga.
Na obcej, niemieckiej ziemi tych dwóch szlachciców szuka nie tylko okazji do zyskania sławy, ale też flirtów, potyczek i oddechu od codzienności. Z pozoru atmosfera wydaje się beztroska, a kolejne dni mają upłynąć na zabawie i swawolach w iście arystokratycznym stylu. Pod powierzchnią, niemal niezauważalnie dla niewtajemniczonych, sytuacja polityczna Niemiec jest na tyle niespokojna, że wystarczy iskra, aby wasale podnieśli bunt przeciwko swemu władcy. Na dodatek na traktach zaczynają ginąć ludzie, a na drzewach diabelska ręka drąży czarcie słowa. Walcząc nie tylko o ludzkie życie, ale też o zachowanie pokoju, nasi bohaterowie nie raz będą musieli stanąć w szranki z przeznaczeniem.
Jeśli jeszcze nie jesteście pewni, czy „Czarcie słowa” są powieścią, po którą warto sięgnąć, po prostu dajcie się uwieść mrocznej, męskiej okładce.
A ja czekam z niecierpliwością na kolejny tom przygód brata Gotfryda, Jaksy (to mój ulubieniec!) oraz Lamberta, mając nadzieję, że Grzegorz Wielgus podejmie ten wątek po raz trzeci!
We wrześniu zeszłego roku miałam okazję czytać książkę „Pęknięta korona” autorstwa Grzegorza Wielgusa. Wywarła ona na mnie tak bardzo pozytywne wrażenie, że gdy tylko pojawiła się zapowiedź drugiego tomu tego cyklu, wiedziałam jedno – muszę, po prostu muszę, go przeczytać. Nie ukrywam, liczyłam na wiele! Tęskniłam nie tylko za świetnie uchwyconą fikcję historyczną, ale też...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-22
2018-12-06
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam o niezwykłej książce, będącej częścią jeszcze bardziej fascynującej serii. „Kobiety Nieidealne” to niezwykle udany sukces literacki dwóch polskich pisarek – Magdaleny Kawki oraz Małgorzaty Hayles.
Jeśli znacie pierwszą część, z pewnością będzie Wam miło powrócić do grona czterech przyjaciółek, które z serdecznością, ale też niekiedy stanowczością potrafią wspierać, ratować, ale też sobie dogryzać. Jeśli zaś umknął Wam tom poświęcony Magdzie mam dla Was dobrą wiadomość: „Kobiety nieidealne. Iza” możecie i tak przeczytać. Jest to powieść napisana w tak cudowny sposób, aby nawet jeden jej wycinek stanowił zamkniętą całość, cieszącą oczy czytelników.
Iza jest osobą, którą często określa się mianem „Zosi-samosi”, lubi panować nad każdym aspektem swojego życia i otoczenia. Jest piękna, nadal młoda, wykształcona, odnosi sukcesy, a jej CV nie jednego mogłoby wprawić w zachwyt bądź osłupienie! Jako jednostka samowystarczalna nie potrzebuje tak naprawdę mężczyzny, a gdy potrzebna jest pomoc wymagająca udziału płci przeciwnej to po prostu reguluje rachunek za zamówioną usługę.
Jedynym mężczyzną w życiu Izy jest tak naprawdę jej nastoletni syn, który właśnie złamał nogę... Jednocześnie kobieta traci pracę, staje w oko w oko z matką, która zmienia jej spokojne bytowanie w jednej z odcinków telenoweli, oraz odkrywa starą rodzinną tajemnicę.
Co myślę na temat tej książki? To ciepła, pełna wzruszeń historia, która z jednej strony pokazuje prawdziwą przyjaźń i to jak jest ona ważna dla każdego z nas, z drugiej zaś ujawnia to w jaki sposób zmienia się nasze polskie społeczeństwo, podkreślając kontrasty na wielu różnych płaszczyznach. Jakich? Przeczytajcie, aby się tego dowiedzieć. ;)
Nasze bohaterki to kobiety niemal z krwi i kości; zgodnie z tytułem serii nieidealne, z własnymi wadami i zaletami, które czynią je jeszcze bardziej realnymi. Nie stanowią odzwierciedlenia magazynowych wzorowych matek, żon czy partnerek. Mają swoje humory, problemy, odmiennie przeżywają trudy codzienności i różnorodnie reagują na pewne zdarzenia.
To cztery kobiety, wśród których czytelniczka może czuć się swobodnie! Swoją otwartością zapraszają niemal, aby dołączyć do ich grona oraz podzielić się z nimi własnymi kłopotami na które z pewnością znajdą nietuzinkowe rozwiązanie.
Podsumowując: jeśli lubicie opowieści o życiu, przyjaźni i szalonych zwrotach akcji, jakich nie brakuje w prawdziwym życiu, to polecam tą powieść niezwykle gorąco!
P.S. A sama z ogromną niecierpliwością wyczekuję trzeciego tomu, poświęconego tym razem Joannie!
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam o niezwykłej książce, będącej częścią jeszcze bardziej fascynującej serii. „Kobiety Nieidealne” to niezwykle udany sukces literacki dwóch polskich pisarek – Magdaleny Kawki oraz Małgorzaty Hayles.
Jeśli znacie pierwszą część, z pewnością będzie Wam miło powrócić do grona czterech przyjaciółek, które z serdecznością, ale też niekiedy...
2019-02-16
Stare porzekadło rzecze: „Czekajcie, a będzie wam dane!”, dlatego też zaraz po zrecenzowaniu drugiego tomu serii „Kobiety nieidealne. Iza”, cierpliwie oczekiwałam powieści opowiadającej o trzeciej z przyjaciółek – Joannie. I wreszcie się doczekałam!
Muszę, po prostu muszę, na moment zatrzymać się przy okładce, zwłaszcza, że w poprzedniej recenzji tego nie zrobiłam. Czy zauważyliście, że buty bohaterek zawsze są nie do pary? W pierwszym tomie kolory moim zdaniem nieco się „gryzły”, w drugim były niemal identyczne, a u Joanny idealnie harmonizują się ze sobą, tworząc całkiem nową jakość. Być może zabrzmi to dziwnie, ale właśnie ta okładka podoba mi się najbardziej… Ale do rzeczy.
Jeśli znacie pierwsze dwa tomy serii, to z pewnością sięgając po ten tytuł poczujecie się jak na babskim wieczorze z przyjaciółkami. Basia, Magda, Iza i oczywiście tytułowa Joanna to kobiety, które od czasów szkolnych zawsze na sobie polegają, ale potrafią też nieźle namieszać. Ich siłą jest szczera przyjaźń, czasami brutalna szczerość, ale też ten specyficzny rodzaj więzi, który sprawia, że niezależnie od pory dnia, czy też nocy są w stanie przejechać dziesiątki kilometrów, aby się wspierać!
Uwaga! Jeśli jakimś cudem (nie wiem, czy to w ogóle możliwe), przegapiliście dwa pierwsze tomy, to szybko nadrabiajcie tą zaległość, aby móc cieszyć się wszystkimi drobnymi smaczkami, które pozostaną nieodkryte przez czytelników zaczynających od trzeciej części (co też jest możliwe!).
Joanna jest z pozoru spokojną cichą, czasami wręcz wycofaną kobietą. Czytając dwa pierwsze tomy, miałam wrażenie, że stanowi przeciwwagę do wybuchowych, energicznych i szalonych przyjaciółek. Na stronach tej powieści obserwujemy ją w czasie dokonywania największej życiowej rewolucji – po rzuceniu stabilnej pracy w przedszkolu założyła restaurację z Izą, a jeszcze przedtem poślubiła poznanego na wakacjach Tunezyjczyka! A na dodatek musi borykać się z humorzastą, ale kochaną córką Lusią, przygotowującą się do matury. Dużo tego, prawda?
Mnie jednak Joanna zawsze intrygowała – zastanawiałam się, co siedzi w głowie szarej myszki, która ceni sobie przewidywalność życia. I wiecie co? Okazuje się, że autorki obdarzyły ją ogromną tajemnicą, która po wielu, wielu latach wyjdzie na jaw! Dokładnie wtedy, gdy chaos w życiu Joanny osiągnie przysłowiowe apogeum!
Co myślę na temat tego tomu? Tak jak poprzednie jest ciepły, pełen wzruszeń, ale też jest czasami do bólu prawdziwy. Pokazuje polskie społeczeństwo takim jakie jest, podkreśla przeszłość, pokazuje potęgę pieniądza, ale też porusza tą strunę w duszy tęskniącą za bliskimi nam ludźmi oraz długimi wieczorami z przyjaciółmi.
Wielkie brawa dla obydwu autorek tej serii, bowiem udało im się nie tylko stworzyć bohaterki, jakie każdy z nas może spotkać na ulicy, ale też sprawiły, że z tomu na tom stają się czytelnikowi coraz bliższy, stanowiąc namiastkę prawdziwych przyjaciółek.
Podsumowując: zabawna, nieco szalona, ale też nostalgiczna opowieść o życiu, związkach, kobietach i codzienności, która wcale nie musi być idealna, aby była dobra!
P.S. Czekam z niecierpliwością na czwarty tom, ale też martwię się, bo najprawdopodobniej będzie on oznaczał zakończenie serii… Historia wszystkich przyjaciółek zostanie opowiedziana.
Stare porzekadło rzecze: „Czekajcie, a będzie wam dane!”, dlatego też zaraz po zrecenzowaniu drugiego tomu serii „Kobiety nieidealne. Iza”, cierpliwie oczekiwałam powieści opowiadającej o trzeciej z przyjaciółek – Joannie. I wreszcie się doczekałam!
Muszę, po prostu muszę, na moment zatrzymać się przy okładce, zwłaszcza, że w poprzedniej recenzji tego nie zrobiłam. Czy...
2018-11-05
Wydawać się mogło, że dorosła kobieta czytając książkę dla dzieci wynudzi się przy niej okropnie, bądź też przy pierwszej okazji ciśnie w kąt, zapominając o niej na długie tygodnie, jeśli nie miesiące. A jednak stało się zupełnie inaczej! „Kraina opowieści”, a dokładnie jej pierwszy tom, zatytułowany „Zaklęcie życzeń” autorstwa Chrisa Colfera nie tylko mnie zainteresował, ale również zaintrygował!
Doskonałym zabiegiem artystycznym było umieszczenie cytatu autorstwa C.S. Lewis:
„Pewnego dnia będziesz wystarczająco dorosła, by znów czytać baśnie.”
Te słowa skutecznie uciszyły moje opory i sprawiły, że bez poczucia „zdziecinnienia” zagłębiłam się w tą powieść, krocząc po magicznej krainie wraz z dwójką głównych bohaterów.
Para dwunastolatków, rodzeństwo – Alex oraz Connor Bailey ma za sobą bardzo ciężki rok, w którym cały świat, jaki do tej pory znali zawalił się niemal zupełnie, odbierając im dziecięcą ufność oraz naiwność. Każde z nich zareagowało inaczej, udowadniając, że mimo faktu bycia jednym z bliźniaków, różnią się od siebie pod każdym względem. Alex jeszcze bardziej zagłębiła się w świat książek i nauki, separując się niemal całkowicie od rówieśników. Connor zaś stał się jeszcze większym rozrabiaką i zaniedbał naukę. A jednak, zarówno brat, jak i siostra trzymają się razem, gotowi naginać reguły panujące w szkole, aby pomóc temu drugiemu.
Za sprawą magicznej księgi, podarowanej dziewczynce przez babcię, bliźniaki trafiają do magicznego świata baśni zwanego „Krainą opowieści”. Alex chętnie zostałaby tam na zawsze, jednakże Connor, nad wyraz dojrzały, myśli raczej o powrocie do domu i z pewnością martwiącej się mamy. Powrót do codzienności jednak nie jest taki prosty. Dzieci muszą bowiem zebrać składniki niezbędne do odczynienia tytułowego „Zaklęcia Życzeń”. Aby je zdobyć będą musiały wyruszyć w długą i niebezpieczną podróż, w której czyhać na nich będą wilki, trolle, gobliny, ale też Baba Jaga z chatki zbudowanej z piernika. Poznają świat, gdzie Czerwony Kapturek stał się królową władającą własnym królestwem, Kopciuszek spodziewa się swojego pierwszego dziecka, a Złotowłosa jest poszukiwanym przez wszystkich zbiegiem. Gdyby tego wszystkiego było mało ich śladami kroczy również Łowczyni nasłana przez legendarną Złą Królową. Czy dzieciom uda się odnaleźć drogę do domu? Nie zdradzę Wam tego, po prostu przeczytajcie tą książkę.
Co mogę powiedzieć o stylu autora? Wykazał się nie lada wyobraźnią tworząc dalsze losy bohaterów słynnych baśni braci Grimm i Christiana Andersena. Posłużył się skrawkami danych, aby dopisać ciąg dalszy, jakiego mało kto się spodziewa. Książka z całą pewnością zachwyci dzieci, ale też przypadnie do gustu rodzicom! Ciekawa jestem, czy dopatrzycie się kilku drobnych żarcików będących ukłonem w stronę „pełnoletnich” odbiorców. Postać Connora jest dla mnie w tej książce najlepiej dopracowaną osobowością, co nie znaczy wcale, że inne są gorsze. Po prostu ten młodzieniec stał się mistrzem ciętych ripost, których wypatrywałam z niecierpliwością.
Podsumowując: Jeśli pociąga Was świat baśni to sięgnijcie po ten tytuł niezależnie od wieku!
P.S. To pierwszy tom serii i szczerze mówiąc już czekam na kolejny!
Wydawać się mogło, że dorosła kobieta czytając książkę dla dzieci wynudzi się przy niej okropnie, bądź też przy pierwszej okazji ciśnie w kąt, zapominając o niej na długie tygodnie, jeśli nie miesiące. A jednak stało się zupełnie inaczej! „Kraina opowieści”, a dokładnie jej pierwszy tom, zatytułowany „Zaklęcie życzeń” autorstwa Chrisa Colfera nie tylko mnie zainteresował,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-02
2018-09-28
Kto z nas nie czytał lub nie oglądał „Ojca Chrzestnego”? Kto chociaż raz nie zetknął się z wątkiem mafii czy to włoskiej, polskiej czy rosyjskiej? Kto po cichu nie nucił melodii Andre Rueu - „Io sono Italiano, Italiano vero” przywodzącej na myśl romantyczny wizerunek mafioza? Nie ma chyba w całej Polsce takiego człowieka, a ja na pewno nie jestem wyjątkiem, nic więc dziwnego, iż moją uwagę zwróciła książka wydana przez Wydawnictwo Replika. „Kulisy 'Ndranghety. Profil najgroźniejszej mafii na świecie” autorstwa Arcangelo Badolati zachęciła mnie samym opisem. Nie przeczę, zaintrygował mnie również fakt, że nigdy nie słyszałam o organizacji przestępczej, która według tytułu miała być najniebezpieczniejszym syndykatem.
Autorem książki jest dziennikarz i eseista, który jako dziecko był świadkiem działań kalabryjskiej mafii. To wydarzenie miało zaważyć na całym jego życiu, przez co dziś uznawany jest za specjalistę w tej materii, zaś jego książki na ten temat stoją na półkach prokuratorów ścigających niebezpiecznych przestępców.
Jeśli spodziewacie się powieści, nie sięgajcie po ten tytuł! Natomiast jeśli poszukujecie literatury faktu, która w bezpośredni, niemal brutalny sposób udowodni, że romantyczny wizerunek mafii stworzony na potrzeby filmów czy książek, nie jest prawdziwym obrazem, to jest to książka dla Was.
„Kulisy 'Ndranghety” to nie tylko historia samej organizacji, czy rejestr jej zbrodni, ale też historie kobiet, które dobrowolnie dołączyły do przestępczej działalności, bądź też zostały uwięzione w śmiertelnej pułapce. Bogactwo, luksus, szacunek, ale też strach, łzy, zabójstwa to codzienność do której muszą przywyknąć.
Przedstawione mechanizmy ukazują jak, prawie niepostrzeżenie, tworzy się sieć powiązań obejmującą nie tylko lokalne społeczności, ale też znaczne obszary kraju. Przy odpowiednich okolicznościach 'Ndrangheta bez problemów przekroczyła granic i zaczęła wchodzić w interakcje z organizacjami przestępczymi w Europie, Ameryce, a nawet Australii.
Liczne morderstwa, opisane ze szczegółami, tworzą wyjątkowo drastyczny obraz syndykatu, który nie cofnie się przed niczym, wliczając w to okrutne egzekucje niewinnych dzieci oraz kobiet.
Jeśli chcecie poznać prawdę o kalabryjskiej mafii, powinniście sięgnąć po tą wtajemniczającą laików w arkana zbrodni książkę.
Kto z nas nie czytał lub nie oglądał „Ojca Chrzestnego”? Kto chociaż raz nie zetknął się z wątkiem mafii czy to włoskiej, polskiej czy rosyjskiej? Kto po cichu nie nucił melodii Andre Rueu - „Io sono Italiano, Italiano vero” przywodzącej na myśl romantyczny wizerunek mafioza? Nie ma chyba w całej Polsce takiego człowieka, a ja na pewno nie jestem wyjątkiem, nic więc...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-18
Książka zatytułowana „Maharni” napisana przez Ninę Nirali od razu stała się moim „must have”. Dlaczego? Niewiele jest na rynku wydawniczym książek dotykających tematu Indii, a jeśli już jakieś się znajdą, to podchodzą one do tematu zbyt jednostronnie, podkreślając to co złe, godne potępienia itd. A ja marzyłam o książce pokazującej piękno tego zakątka świata. Bogactwo historii, barw, niezwykłej sztuki, wierzeń... Chciałam przeczytać książkę, która potrafiłaby odmalować za pomocą słów opowieść tak bogatą, jak kolorowe są filmy z Bollywood. I „Maharani” to pragnienie spełniła w stu procentach!
Autorka posiłkując się historią, tradycją, ale też cechami charakterów autentycznych postaci, stworzyła niezwykłą opowieść o pięknej, niezależnej, ale i niezwykle inteligentnej kobiecie mającej władać jednym z dawnych królestw na terenie dzisiejszych Indii.
Z reguły wszelkiego rodzaju przedmowy niesamowicie mnie nudzą, a niekiedy wręcz zniechęcają do lektury, tym razem poczułam dzięki niej nić porozumienia łączącego mnie z Panią Niną Nirali. Jej bohaterka – tytułowa Maharani to postać, która urzekła mnie męstwem, rozwagą, dyplomacją, ale też dumą i biegłą w sztukach walki.
„On skupił się jednak na malowaniu dumnej, jasnolicej piękności. Jej zdecydowanie, odwaga i buńczuczność sprawiły, że mu zaimponowała. Była nie tylko piękna. Była wyjątkowa umysłem i duchem”
Osoba jej brutalnego adoratora, a jednocześnie śmiertelnego wroga, również została doskonale napisana, podświetlając charakter, nawyki, ale też dziecinność zachowań i reakcji prowadzących do śmierci setek ludzi. Cała historia została oparta na konflikcie tych dwóch postaci, a kierunek powieści bezpośrednio zmierza ku wojnie, ogromnej bitwie i eksplozji uczuć.
Nie zdradzę nic więcej na temat samej akcji tej niezwykłej powieści, chociażby dlatego, iż naprawdę chciałabym, aby jak najwięcej osób miało okazję przeczytać tą książkę. Nadmienię jednak, iż styl autorki niezmiernie przypadł mi do gustu i mam nadzieję, że jeszcze wielokrotnie będę miała okazję czytać jej powieści. Pisarka ta ma niezwykłą umiejętność opisywania uczuć, ulotnych chwil oraz przemijającego piękna, ale też wrażliwość, która upiększa rzeczywistość wykreowaną przez wyobraźnię.
Akcję, przynajmniej częściowo obsadziła w jednym z moich ulubionych miejsc w Indiach – forcie Amber, położonym zaledwie kilka kilometrów od bajkowego Dżajpuru. Być może to zaważyło nieznacznie na moim zachwycie wywołanym lekturą tej opowieści, nie mniej jednak uważam, że nie można było wybrać lepszego miejsca na tą historię.
Jeśli łatwo ulegacie emocjom, a empatia nie jest Wam obca, to w czasie czytania końcowej sceny książki miejcie pod ręką zapas chusteczek. Ja sama płakałam wzruszona zakończeniem, a następne godziny spędziłam słuchając ulubionych hinduskich przebojów.
Podsumowując: Zdecydowanie polecam!
Książka zatytułowana „Maharni” napisana przez Ninę Nirali od razu stała się moim „must have”. Dlaczego? Niewiele jest na rynku wydawniczym książek dotykających tematu Indii, a jeśli już jakieś się znajdą, to podchodzą one do tematu zbyt jednostronnie, podkreślając to co złe, godne potępienia itd. A ja marzyłam o książce pokazującej piękno tego zakątka świata. Bogactwo...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-14
Po przeczytaniu drugiego tomu „Niepoprawnych uwodzicieli”, natychmiast przystąpiłam do lektury trzeciej części tego cyklu, która zatytułowana jest „Nie igraj z pożądaniem”. Sabrina Jeffries wykazała się doskonałym pomysłem, przedstawiając losy kolejnych dam i gentlemanów, powiązanych ze sobą więzami krwi, bądź też przyjaźni, wpadających w sidła miłości, ale też palącego pożądania. Jak na razie jestem jedynie lekko zawiedziona, że pominęła historię romansu i małżeństwa siostry głównego bohatera pierwszego tomu – Jeremego Keane. Nie sądzę jednak, by autorka powróciła do tej historii zaburzając chronologię serii, a szkoda.
Okładka – jak zwykle świetna! Zmysłowa, odrobinę romantyczna, utrzymana w przyciągających oko i pobudzających wyobraźnię barwach. Chyba jak do tej pory najlepsza z całej serii (a poprzednie wcale nie były złe!). Bardziej empatyczne osoby, mogą nawet wyczuć chemię między ową kobietą i mężczyzną, tą nutkę niepewności przed namiętnym pocałunkiem. Dosyć jednak o stronie wizualnej, przejdźmy do konkretów.
Tym razem głównym bohaterem stał się dobrze mi znany z poprzednich części, markiz Warren Knightford, kuzyn Clarrisy oraz przyjaciel Edwina. Mężczyzna kochający wszelakie nocne rozrywki oferowane przez dziewiętnastowieczny Londyn, a zwłaszcza dzielnice grzechu, rozpusty i hazardu. Rozpustnik uparcie trwający w stanie kawalerskim, będący jednocześnie niespełnionym marzeniem matek niemal wszystkich panien na wydaniu. Zgodnie z tym, co twierdzą niektórzy, nie kładzie się przed świtem, aby w pełni wykorzystać uroki nocy...
Delia Trevor, za sprawą „uczynnej” Clarrisy niespodziewanie staje się obiektem zainteresowania Warrena, który zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, spróbuje odkryć jej największe tajemnice. A owa dama ma ich faktycznie wiele, bowiem żadna szanująca się przedstawicielka wyższych sfer nie zakrada się do podejrzanych klubów karcianych, ani nie tropi na własną rękę szulera odpowiedzialnego za śmierć jej brata.
W historii tej mamy szantaż, niebezpieczne zabawy w kotka i myszkę, niespodziewane zwroty akcji i sekrety, które od lat są powodem koszmarów. Nikt, ani nic w tej powieści nie jest takie, jakie się z początku wydaje, a wróg może stać się nieoczekiwanym przyjacielem, zaś pewna starsza dama imieniem Agatha, wykaże się spostrzegawczością oraz wyczuciem godnym pochwały i wzmianki w tej recenzji. Co dokładnie mam na myśli? Będziecie musieli przeczytać tą powieść, aby się dowiedzieć!
Sabrina Jeffries po raz kolejny zabrała nas do swojego wyimaginowanego świata, by pod przykrywą doskonale napisanego romansu historycznego, przyprawionego odrobiną pikanterii, ukazać ludzkie problemy, demony i uczucia władające nami wszystkimi.
Podsumowując: gorąco polecam, nawet jeśli nie czytaliście poprzednich tomów tej serii!
Po przeczytaniu drugiego tomu „Niepoprawnych uwodzicieli”, natychmiast przystąpiłam do lektury trzeciej części tego cyklu, która zatytułowana jest „Nie igraj z pożądaniem”. Sabrina Jeffries wykazała się doskonałym pomysłem, przedstawiając losy kolejnych dam i gentlemanów, powiązanych ze sobą więzami krwi, bądź też przyjaźni, wpadających w sidła miłości, ale też palącego...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-11
„Niechciany gość” autorstwa nieznanej mi autorki – Shari Lapena od kilku dni zerkał na mnie z półki, przywołując mnie prostotą swojej niemal minimalistycznej okładki. Mroczne, lekko kręte schody prowadzące donikąd zdawały się kusić swoją tajemnicą. Korzystając z dnia wolnego zasiadłam w fotelu, aby przekartkować chociaż pierwsze kilka stron i zobaczyć z jakiego rodzaju kryminałem mam do czynienia. Jaki był tego efekt? Powiem tak, książkę odłożyłam dopiero wtedy, kiedy w mojej głowie przebrzmiało ostatnie słowo powieści, a ja sama szepnęłam po prostu „wow!
Autorka stanęła na wysokości zadania, udowadniając sobie, innym pisarzom, ale przede wszystkim nam – czytelnikom, iż dobra opowieść, stosująca się do zasad ustalonych dawno, dawno temu, mimo upływu czasu i postępu technologicznego, jest w stanie nie tylko zaskoczyć, ale też dosłownie wbić w fotel. Styl Shari Lapen przywodzi na myśl niedoścignioną mistrzynię gatunku – Agathę Christie i sądzę, że jest to trafne porównanie, dowiem sama autorka wspomina nie tylko samą brytyjkę, ale też wykreowanego przez nią bohatera – Herkulesa Poirota. Dość jednak zachwalania książki, pozwólcie, że wspomnę nieco o jej treści:
Wyobraźcie sobie hotel – Mitchell’s Inn, ukryty wśród górskich lasów, położony jednocześnie na tyle blisko cywilizacji, by stał się doskonałym miejscem na weekendowy wyjazd, w czasie którego można odpocząć na łonie natury. Jeśli dodać do tego piękne, stare wnętrza, dobrą kuchnię oraz brak wi-fi i zasięgu sieci komórkowej uznać można, że to idealne miejsce na romantyczną schadzkę czy chwilę refleksji nad własnym życiem.
Niestety, pogoda w górach bywa zdradliwa, zwłaszcza zimą, a matka natura jest potężniejsza od człowieka. Dziesięcioro gości oraz właściciel ośrodka i jego syn zostają całkowicie odcięci od świata. Jedyna droga prowadząca do tego zakątka znika pod głębokimi zaspami śniegowymi, a burza lodowa powoduje awarię elektryczności.
Jedna z goszczących w hotelu osób niespodziewanie zostaje odnaleziona martwa i chociaż część zebranych woli dopatrywać się w tym zdarzeniu nieszczęśliwego wypadku, to niedługo potem zostaje odnalezione kolejne ciało. Odcięci od świata ludzie zdają się czekać na śmierć, bądź też ocalenie mogące nadejść wraz z poprawą pogody. Pytaniem pozostaje tylko to, co nadejdzie pierwsze!
Znany, można powiedzieć nieco oklepany schemat kilkorga nieznajomych, przypadkowo stykających się ze sobą za sprawą przypadku zostaje z jakiegoś powodu odseparowanych od cywilizacji. Wśród nich czai się zaś morderca, który nie zawaha się sięgnąć po życie osoby wybranej według jemu tylko znanego planu. A jednak jest w tym wszystkim świeżość, lekkie pióro, doskonale zbudowane postacie, posiadające szeroką gamę emocji oraz dobrze przemyślaną historię związaną z ich przeszłością. Autorka cały czas zostawia czytelnikom wskazówki, niczego nie pomijając, jednak sprytnie ukrywa je wśród mało znaczących wzmianek, rzuconych mimochodem uwag i drobnych żartów wypełniających codzienność.
Podsumowując: Zdecydowanie polecam!
„Niechciany gość” autorstwa nieznanej mi autorki – Shari Lapena od kilku dni zerkał na mnie z półki, przywołując mnie prostotą swojej niemal minimalistycznej okładki. Mroczne, lekko kręte schody prowadzące donikąd zdawały się kusić swoją tajemnicą. Korzystając z dnia wolnego zasiadłam w fotelu, aby przekartkować chociaż pierwsze kilka stron i zobaczyć z jakiego rodzaju...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka „Nowe oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem” napisana przez Stevena Pinkera to praca, o której moim zdaniem zbyt mało się mówi i pisze. Owszem, nie jest to kryminał napisany przez wziętego autora, ani romans, który pochłonie czytelniczki bez reszty, jednak zdecydowanie warto ją przeczytać. Nie tylko zapoznać się z jej treścią, ale też przemyśleć to, o czym pisze autor, wyciągnąć wnioski, opowiedzieć się po którejś ze stron, a nawet zmienić swoje nastawienie do życia.
Steven Pinker to amerykański psycholog poznawczy i intelektualista, który z powodzeniem popularyzuje ostatnie dokonania różnych dyscyplin naukowych. Zwłaszcza tych, z którymi przeciętny czytelnik niewiele ma wspólnego na co dzień. Wśród jego prac można znaleźć teksty na temat teorii gier, ewolucji czy neurobiologii, a jego wykłady na Harvardzie cieszą się dużą popularnością.
W pierwszym rozdziale „Nowego Oświecenia”, a nawet w pierwszym jego akapicie, autor sam przyznaje, że powodem do napisania tej książki stało się pytanie zadane mu przez studentkę. Pytanie to brzmiało „Po co mam żyć?”, a owa kobieta zdecydowanie nie przejawiała postawy samobójczyni szukającej potwierdzenia dla słuszności swojego czynu. Pytanie to samo w sobie jest analizą, ale też odniesieniem do aktualnej sytuacji na świece. Wystarczy obejrzeć dowolnie wybrane wiadomości, aby nabrać przekonania, iż świat nie tyle kroczy, co pędzi ku zagładzie. Obraz malowany codziennie przez media kreuje uczucie strachu, zagrożenia oraz niepewności.
Steven Pinker zaś, w bardzo przystępny sposób, nie tyle przekonuje czytelników, co wręcz udowadnia im, że ludzkość nie tylko jest w całkiem dobrej kondycji, a poziom zdrowia czy szczęścia stale wzrasta. Co najważniejsze odnosi się to do wszystkich ludzi, niezależnie od miejsca w którym przyszło im żyć. Zaś siłą napędową tych pozytywnych zmian jest coś, co określa mianem „Oświecenia” odnosząc się w ten sposób do epoki historycznej, ale też tego, co możemy aktualnie zaobserwować. Tłumaczy w jaki sposób posługując się rozumem, dostępną nam wiedzą, a także wynikami badań naukowych możemy polepszyć nie tylko nasze życie, ale też innych, żyjących wokół nas. Ukazuje, że humanizm, a także potęga rozumu to idee, które są niezbędne do zmierzenia się z problemami XXI wieku i uporania się z nimi w zadowalający dla wszystkich sposób. Udowadnia, że postęp to coś, czego nie można i nie należy powstrzymać. Powołując się na dane naukowe (możliwe do zweryfikowania!) udowadnia, że dostatek, bezpieczeństwo, a także sama wiedza wzrastając z roku na rok poprawiając jakoś naszego życia.
Nie ukrywajmy – „Nowe oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem.” jest książką naukową. I chociaż napisana jest w sposób niezwykle przystępny dla laików to niekiedy czyta się ją trudno. Z całą pewnością wymaga ona skupienia; znajomości wielu podstawowych faktów oraz pojęć lub też chęci uzupełnienia braków w swojej wiedzy, aby pojąć sens idei zawartej na stronach tej pracy naukowej.
Podsumowując: jeśli interesuje Was otaczający Was świat, chcecie zyskać nową perspektywę na otaczająca nas rzeczywistość oraz pogłębić znajomość faktów, to zdecydowanie jest to lektura dla Was!
Książka „Nowe oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem” napisana przez Stevena Pinkera to praca, o której moim zdaniem zbyt mało się mówi i pisze. Owszem, nie jest to kryminał napisany przez wziętego autora, ani romans, który pochłonie czytelniczki bez reszty, jednak zdecydowanie warto ją przeczytać. Nie tylko zapoznać się z jej treścią, ale też...
więcej Pokaż mimo to