-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać263
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2010-10-31
2016-12-14
2008-01-01
2009-08-23
W "Bez mojej zgody" Picoult stawia przed czytelnikiem wyzwanie rozwiązania problemu zawiłości między tym, co dobre w mniemaniu każdego człowieka z osobna, a tym, co właściwe w oczach ogółu. Autorka pokazuje rodzinę usiłującą pogodzić rozpaczliwe pragnienie ocalenia śmiertelnie chorej córki i zwracaniem uwagi na dwójkę pozostałych dzieci, które nie bez powodu czują się zepchnięte na dalszy plan, niewidzialne, zapomniane. Wreszcie także drogę do odnalezienia własnego "ja", odkrycia jaki jest nasz cel, jaki plan, dlaczego stąpamy po ziemi, dokąd zmierzamy. Picoult nie ucieka od problemów, jakie niesie za sobą trudny okres dorastania, podaje nam na tacy kompozycję ludzkich wad i słabości.
Nie na darmo odbiorcy zachwycają się tą powieścią. Wyrażenie "wyciskacz łez" w tym przypadku nie jest puste ani tandetne. Chylę głowę przed Jodi Picoult za to, że za pomocą słów potrafi poruszyć w czytelniku tę wrażliwą strunę, a przy tym nie podejmuje utartych schematów, a zaskakuje.
W "Bez mojej zgody" Picoult stawia przed czytelnikiem wyzwanie rozwiązania problemu zawiłości między tym, co dobre w mniemaniu każdego człowieka z osobna, a tym, co właściwe w oczach ogółu. Autorka pokazuje rodzinę usiłującą pogodzić rozpaczliwe pragnienie ocalenia śmiertelnie chorej córki i zwracaniem uwagi na dwójkę pozostałych dzieci, które nie bez powodu czują się...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-02
Robię się już nudna przez te moje "ochy i achy", kiedy rozwodzę się nad geniuszem Tess Gerritsen. Nie chciałam zaczynać nowego roku od przewidywalnej recenzji, no ale cóż poradzę, skoro ta cudowna kobieta znów mnie zachwyciła...
Tym razem miałam do czynienia z początkiem początków Jane Rizzoli - w późniejszych tomach bardzo rozwiniętego charakteru. Tutaj mamy możliwość poznać ją od podszewki - zakompleksiona dziewczyna, zawsze gorsza od swoich wspaniałych starszych braci, pragnie się wybić, pokazać na co ją stać. Przy tym wszystkim, jest naprawdę nieznośna. Ironiczna, wiecznie naburmuszona... Nie polubiłam tego wcielenia Rizzoli. Zdecydowanie bardziej sympatyczna jest w kolejnych książkach, staje się pewniejsza siebie, dowcipna, a nie bez przerwy sarkastyczna. Na szczęście, Jane nie miała okazji zbyt długo działać mi na nerwy, ponieważ w dużej mierze poznajemy akcję z oczu różnych bohaterów, co niewątpliwie wprowadza miłe urozmaicenie.
Akcja jest wartka, kartki przewraca się z prędkością światła. Ja zarwałam pół nocy, aby skończyć czytać "Chirurga", i nie zawiodłam się. Tess Gerritsen jak zwykle zagwarantowała mi kilka godzin pełnych napięcia i gorączkowego śledzenia poczynań bohaterów, przeskakiwania w pośpiechu ze zdania na zdanie, byleby tylko dowiedzieć się, co będzie dalej. To typ książki, która nie daje czytelnikowi wytchnienia, nie nudzi - wciąż coś się dzieje, choć nie mamy wrażenia, że akcja jest przeładowana. Mimo że nie znajdziemy tu wysmakowanych opisów przyrody, autorka serwuje świetne, realistyczne dialogi oraz przemyślenia tytułowego Chirurga, które niejednokrotnie przyprawiają o dreszcze.
Jeśli macie ochotę na garść mocnych wrażeń, nie boicie się dobitnych i niekiedy brutalnych opisów zbrodni, zachęcam do sięgnięcia po książki Tess Gerritsen, która moim zdaniem nie bez powodu zasłużyła na tytuł pisarki numer 1 wśród thrillerów medycznych. Ja aktualnie już zaczęłam czytać kolejną jej powieść i... nie rozczarowałam się :)
Robię się już nudna przez te moje "ochy i achy", kiedy rozwodzę się nad geniuszem Tess Gerritsen. Nie chciałam zaczynać nowego roku od przewidywalnej recenzji, no ale cóż poradzę, skoro ta cudowna kobieta znów mnie zachwyciła...
Tym razem miałam do czynienia z początkiem początków Jane Rizzoli - w późniejszych tomach bardzo rozwiniętego charakteru. Tutaj mamy możliwość...
2011-01-09
Tak na dobrą sprawę od "Dawcy" wszystko się zaczęło. To dzięki niemu, w 1996 roku, Tess Gerritsen zasłynęła wśród amerykańskich pisarzy, a jej nazwisko pojawiło się na światowych listach bestsellerów. Później - wraz z cyklem Rizzoli&Isles - nadchodziły już tylko kolejne sukcesy, ale nie należy zapominać, że to Abby DiMatteo była pierwsza.
Abigail DiMatteo, młoda stażystka, ma przed sobą świetne perspektywy - pracę w uznanym ośrodku medycznym oraz ukochanego mężczyznę u boku, również lekarza. Razem zmagają się podczas trudnych operacji, razem mieszkają, są dla siebie wsparciem. Wszystko wskazuje na to, że pasmo powodzeń będzie trwało bez przerwy - do momentu, w którym Abby sprzeciwia się przełożonym i zamiast bezczynnie patrzeć na niesprawiedliwe ofiarowanie serca bogatej Ninie Voss, wykrada narząd, by oddać go zwyczajnemu nastolatkowi, dla którego było pierwotnie przeznaczone. Choć wpływowa pacjentka i tak w podejrzanych okolicznościach otrzymuje nowe serce, na Abby spada odpowiedzialność za nieposłuszne zachowanie. Postąpiła dobrze czy źle? Skąd tak szybko pozyskano nowe serce? Co dzieje się w szpitalu Bayside? Kto stoi za handlem ludzkimi narządami?
"Dawca" przedstawia również historię małego rosyjskiego chłopca, który trafia na pokład frachtowca wraz z innymi dziećmi - potencjalnymi dawcami organów. Jedenastolatek wiele już w życiu przeszedł i wiele się nauczył - nie do końca wierzy więc w nieskładną bajkę o rzekomej rodzinie, która czeka na niego w Ameryce i zamierza go adoptować. Robi się coraz bardziej dociekliwy, a to staje się niewygodne dla przełożonych. Co stanie się z małym Jakowem? Czy zdoła się uwolnić, czy też stanie się kolejną ofiarą?
Tess Gerritsen ma niezwykły dar do całkowitego wciągania czytelnika w świat, który wykreowała. Jej książki czyta się jednym tchem. Poza bardzo dobrą warstwą fabularną, gwarantuje nam też dodatkowy przekaz - tym razem jest nim etyka lekarska. Czytając "Dawcę" możemy dowiedzieć się, jak to jest doświadczyć cudu ocalenia życia drugiemu człowiekowi, jak bezwzględni bywają ludzie i jak bardzo możemy się mylić co do osób, na których nam zależy. U Gerristen nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Tak na dobrą sprawę od "Dawcy" wszystko się zaczęło. To dzięki niemu, w 1996 roku, Tess Gerritsen zasłynęła wśród amerykańskich pisarzy, a jej nazwisko pojawiło się na światowych listach bestsellerów. Później - wraz z cyklem Rizzoli&Isles - nadchodziły już tylko kolejne sukcesy, ale nie należy zapominać, że to Abby DiMatteo była pierwsza.
Abigail DiMatteo, młoda...
2015-08-21
Do książki Shyama Selvadurai podeszłam dość niechętnie. Wydawało mi się, że temat gejów ze Sri Lanki nie do końca przypadnie mi do gustu, a tymczasem autor spłatał mi niezłego figla. Książka w sześciu opowiadaniach przedstawia życie młodego Tamila, który nie jest taki jak inni chłopcy. Lubi bawić się z dziewczynkami, udawać pannę młodą... Jego ojciec szybko orientuje się, że (w jego mniemaniu) z synem jest coś nie tak. Zmuszony do życia według męskich standardów, Arjie będzie musiał sam stawić czoła temu, kim w głębi duszy jest. Sprawy nie ułatwia wojna domowa tocząca się na Sri Lance, pełna okrucieństwa i niesprawiedliwości. Selvadurai pisze świetnie - dawno nie czytałam (z przymusu, po części) książki tak wciągającej, dobrze skonstruowanej, barwnej i mądrej. Nie wspominając już, że o Sri Lance nie miałam bladego pojęcia. Cieszę się, że wypleniłam z siebie choć trochę ignorancji i z pewnością sięgnę po pozostałe ksiązki tego autora. Jestem zachwycona.
Do książki Shyama Selvadurai podeszłam dość niechętnie. Wydawało mi się, że temat gejów ze Sri Lanki nie do końca przypadnie mi do gustu, a tymczasem autor spłatał mi niezłego figla. Książka w sześciu opowiadaniach przedstawia życie młodego Tamila, który nie jest taki jak inni chłopcy. Lubi bawić się z dziewczynkami, udawać pannę młodą... Jego ojciec szybko orientuje się,...
więcej mniej Pokaż mimo to2009-07-13
Pamiętam mój entuzjazm, gdy wśród wielkiej gromady książek na księgarnianej półce mój wzrok wytropił dwa egzemplarze czegoś, co niewątpliwie mnie zaintrygowało. Duży format, ładnie stylizowana okładka, twarda oprawa i jeszcze ten tajemniczy tytuł – „Grobowiec”. Spoglądając na opis książki wiedziałam, że będzie to interesująca lektura. Do kupna zachęcił mnie też fakt, że autorką jest Kate Mosse, która napisała także powieść „Labirynt”. Moja mama kiedyś ją czytała i bardzo sobie zachwalała, więc pomyślałam, że i ten tytuł musi się znaleźć w mojej domowej biblioteczce.
Początek powieści napisany jest nienagannym językiem, bogatym stylem, pełnym ozdobników. Piękne opisy, pełne detali, przecudownie oddające klimat XIX-wiecznej Francji, w której rozpoczyna się akcja „Grobowca”. Prolog zawładnął moim sercem już od pierwszych kilku zdań. Być może tak spodobał mi się styl, w jakim był napisany, dlatego że sama staram się pisać podobnie. Pojawił się jednak szczegół, który na początku trochę mnie irytował. Autorka w polskie zdania często wplata pojedyncze francuskie słówka, a w przypisach nie ma ich tłumaczeń. Bywa to uciążliwe, ale dla zapalonych przyszłych lingwistów to dar od sił wyższych, bo nadarza się niebywała okazja, by znaczenia tych słówek poszukać, a przy okazji nauczyć się kilku. Francuski jest pięknym językiem, więc ostatecznie spisuję to na plus.
Książka jest podzielona na części. Przeplatane są ze sobą okresy dziewiętnastowieczne i współczesne (2007 rok), co sprawia, że w powieść nie wdziera się nuda. Byłam jednak odrobinę rozczarowana, że opisów teraźniejszości było tak mało w odniesieniu do rozwodzeniem się nad akcją roku 1891. To taki mały defekt, który, w gruncie rzeczy, da się jednak przełknąć.
Zabrakło mi w sumie jeszcze czegoś, co dotyczy dwu głównych bohaterek. Leonie Vernier i Meredith Martin to kobiety, którym mamy okazję bliżej się przyjrzeć, aczkolwiek w przypadku tej drugiej, tak naprawdę, odkrywamy boleśnie niewiele. Jest… niedokończona. Brakuje w niej kilku cech, które mogłyby uczynić ją bardziej przekonywującą, prawdziwą. Z Leonie było trochę inaczej, pewnie ze względu na to, że w powieści mamy wgląd w sześć lat jej życia, więc – chcąc, nie chcąc – wiemy o niej więcej.
Myślę, że reszta bohaterów jest wykreowana bez zarzutu. Czarny charakter także spełnia swoje zadanie; jest barwny, denerwuje, irytuje, zniechęca do siebie – tak jak powinno być. Spodobało mi się, że Mosse nie postąpiła jak większość dzisiejszych pisareczek, które niezwłocznie zmierzają ku szczęśliwemu zakończeniu, a uśmierciła kilka osób. O to właśnie chodzi. Nie może być zbyt słodko, wtedy akcja książki nie przypomina prawdziwego życia.
Gdzieś w połowie „Grobowca” wdarło się we mnie delikatne rozczarowanie. Książka straciła trochę tego wyjątkowego, mrocznego stylu, ale ostatecznie stwierdzam, że jest to jedna z lepszych powieści, jakie miałam ostatnio okazję czytać. Nie obraziłabym się za kontynuację lub ekranizację. Pani Mosse, do dzieła. Czekam na kolejną Pani powieść.
Pamiętam mój entuzjazm, gdy wśród wielkiej gromady książek na księgarnianej półce mój wzrok wytropił dwa egzemplarze czegoś, co niewątpliwie mnie zaintrygowało. Duży format, ładnie stylizowana okładka, twarda oprawa i jeszcze ten tajemniczy tytuł – „Grobowiec”. Spoglądając na opis książki wiedziałam, że będzie to interesująca lektura. Do kupna zachęcił mnie też fakt, że...
więcej mniej Pokaż mimo toŚwietna lektura dla nastolatek. Pochłonęłam ją w jedną noc.
Świetna lektura dla nastolatek. Pochłonęłam ją w jedną noc.
Pokaż mimo to2010-01-09
Odkąd pamiętam, fascynowały mnie orientalne kultury, o których niestety nie miałam większego pojęcia. Opisy niecodziennych zwyczajów, tradycji, a także wstrząsające traktowanie kobiet, a niekiedy również i dzieci, w niektórych kulturach to temat rzeka, niezwykle wdzięczny do opisania na kartach porywającej powieści. Do takiego właśnie nurtu zalicza się pierwsze dzieło amerykańskiej dziennikarki, Sherry Jones. Autorka przedstawia historię młodziutkiej Aiszy, która zmuszona jest dorosnąć nadzwyczaj szybko i znaleźć w sobie dość siły, by walczyć z przeciwnościami losu.
Byłam i jestem tą książką szczerze zafascynowana. Kto nie chciałby dowiedzieć się, jak wygląda życie w haremie od kuchni? Jaki był prorok Mahomet? Jak traktował swoje żony i ile ich miał? Jaka w rzeczywistości była pozycja kobiety w ówczesnym świecie? Na czym tak naprawdę opiera się islam? Na te i wiele innych pytań odpowiada fenomenalny "Klejnot Medyny".
Sherry Jones świetny styl i lekkie pióro zawdzięcza zapewne wieloletniej karierze dziennikarskiej. Powieści tej nie czytałam, a wręcz połykałam ją, zachłannie przewracając kolejne kartki. Już dawno nie spotkałam się z książką, którą czytałoby się tak łatwo i przyjemnie, a która niosłaby za sobą ogromne przesłanie. Bo "Klejnot Medyny" uczy o miłości, poświęceniu, oddaniu i niezwykłej wierności, a także dążeniu do tego, by wciąż zmieniać się na lepsze.
Odkąd pamiętam, fascynowały mnie orientalne kultury, o których niestety nie miałam większego pojęcia. Opisy niecodziennych zwyczajów, tradycji, a także wstrząsające traktowanie kobiet, a niekiedy również i dzieci, w niektórych kulturach to temat rzeka, niezwykle wdzięczny do opisania na kartach porywającej powieści. Do takiego właśnie nurtu zalicza się pierwsze dzieło...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-01-01
Pierwszy tom serii Pośredniczka absolutnie zawładnął moim sercem. Do tego cyklu zawsze będę wracać z wielkim sentymentem. Świetna lektura na wakacje, jeśli ma się ochotę na coś lekkiego i wciągającego.
Pierwszy tom serii Pośredniczka absolutnie zawładnął moim sercem. Do tego cyklu zawsze będę wracać z wielkim sentymentem. Świetna lektura na wakacje, jeśli ma się ochotę na coś lekkiego i wciągającego.
Pokaż mimo to2018-05
Okładka tej pokaźnej powieści mówi: "MORFINA. Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada". Hasło chwytliwe i obiecujące, a co ważniejsze - faktycznie znajdujące swoje odbicie w samej fabule. Ale oprócz Warszawy, kobiet, narkotyków i zdrady Twardoch oferuje tu o wiele, wiele więcej dobrego.
Bohaterem powieści jest Konstanty Willeman, w połowie Polak, a w połowie Niemiec, który wraz z żoną i małym synkiem mieszkają w centrum Warszawy, do której to właśnie wtargnęła wojna. Konstanty jest modny, mógłby z łatwością dziś być autorem popularnego konta na Instagramie! Wie, do jakich kawiarni chodzić, z kim rozmawiać, gdzie pić i wstrzykiwać sobie morfinę. Ma ulubioną prostytutkę, ma samochód, ma wdzięk i polot. Ma też niestety kryzys osobowości - jak nietrudno sobie wyobrazić, być żołnierzem o polsko-niemieckiej krwi w czasie II wojny światowej to nie lada wyzwanie. Najważniejszym pytaniem zatem, które Kostek będzie sobie przez bieg całej powieści zadawać, jest: "Kim jestem?"
Choć już sam niejednoznaczny bohater i ciekawe tło historyczne mnie kupują, dorzucić do tego należy genialną narrację. Twardoch pisze tak, że widzę i słyszę oczyma wyobraźni, jak ten gorączkowo stukał w klawisze klawiatury, znak za znakiem, słowo za słowem - bez najmniejszego wysiłku, bo słowa i zdania po prostu tutaj płyną. A czytelnik razem z nimi. Twardoch ma zwyczajnie kapitalny "flow".
Inny aspekt narracji, za który biję brawo, to tajemnicza narratorka, która często przejmuje relacjonowanie wydarzeń, lub dorzuca do opowieści swoje trzy grosze. Kim ona jest, nikt nie wie - z pewnością jednak sprawia, że powieść ma wyjątkowy smaczek. Jej uwagi są wnikliwe, czasem zabawne, ironiczne, a innym razem powiewają nawet grozą - bo jej wiedza zdaje się dotykać wielu więcej wymiarów, niż wiedza zwykłego śmiertelnika. Zna przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Bez tego dodatkowego głosu "Morfina" nie byłaby tak dobra.
"Morfina" dotyka tak wielu aspektów, że nie sposób omówić ich w jednym blogowym poście. To powieść z krwi i kości, gruba, ale wciągająca. I intensywna. O, tak. Choć bardzo mi się podobała, po kilkudziesięciu stronach za każdym razem ją odkładałam - żeby ochłonąć, bo już za dużo mi było tego rollercoastera. Jestem przekonana, że któregoś dnia do tej książki wrócę. Nie tylko dla dobrego, żywego języka, świetnie skonstruowanych bohaterów, egzystencjalnych pytań, bujnych opisów wojennej Warszawy czy wgniatającego w fotel zakończenia - wrócę do niej również dlatego, że czytając ją, ma się wrażenie, że ogląda się nieziemsko wciągający serial i paradoksalnie chciałoby się zasmakować kiedyś takiego rock'n'rolla, jakiego doświadcza Kostek. To chyba mówi samo za siebie?
Okładka tej pokaźnej powieści mówi: "MORFINA. Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada". Hasło chwytliwe i obiecujące, a co ważniejsze - faktycznie znajdujące swoje odbicie w samej fabule. Ale oprócz Warszawy, kobiet, narkotyków i zdrady Twardoch oferuje tu o wiele, wiele więcej dobrego.
Bohaterem powieści jest Konstanty Willeman, w połowie Polak, a w połowie Niemiec,...
Kiedy byłam młodsza, serię POŚREDNICZKA połykałam w ilościach nałogowych :)
Kiedy byłam młodsza, serię POŚREDNICZKA połykałam w ilościach nałogowych :)
Pokaż mimo to
Trudno było mi zabrać się za napisanie choćby kilku porządnych słów na temat "Pachnidła" - powieści, którą chciałam przeczytać od dawien dawna. Ucieszyłam się, kiedy dostrzegłam na bibliotecznej półce biały tom z elementami czerwieni kojarzącej się w tak naturalny sposób z kolorem krwi. Owszem, niezmiernie podoba mi się ta okładka. Tak czy inaczej, zaczęłam czytać niemalże na miejscu, pozwalając sobie na zanurzenie w świecie innym od tego, który znam. Mianowicie obraz Paryża sprzed Rewolucji francuskiej - cuchnącego, brudnego, przepełnionego ludźmi różnego pokroju - jest odrażający, choć, paradoksalnie, można w nim znaleźć coś, co każe zatrzymać się, przyjrzeć dokładniej: zobaczyć, jakimi prawami się wtedy rządził, czym zajmowali się jego ówcześni mieszkańcy, jacy byli, jaki był ich stosunek do siebie nawzajem... "Pachnidło" na te pytania odpowiada wyczerpująco.
Co jednak z tematem przewodnim? Patrick Süskind podjął się zadania niełatwego: pokazuje nam świat przez pryzmat potęgi zapachów. Jan Baptysta Grenouille nie pachnie. Niezmiennie, odkąd tylko się urodził. Dla ludzi dokoła był niewidzialny, niegodny uwagi. Równie dobrze mógłby nie istnieć - z pewnością nikt by za nim nie tęsknił, ba - nawet by tego nie dostrzegł. Tę ułomność, jaką był brak zapachu, rekompensował mężczyźnie po części inny dar - wyjątkowo rozwinięty zmysł powonienia. Bowiem wraz z bohaterem dowiadujemy się, że świat w dużej mierze składa się z zapachów: to one wpływają na sposób, w jaki odbieramy i oceniamy to, co widzimy. Aura, jaką ktoś - wydawałoby się - wytwarza: dobroć, łagodność, niewinność - za wszystko odpowiadają zapachy. Grenouille natomiast z pogodni za wonnościami uczynił cel swojego życia - oto długa wędrówka w poszukiwaniu zapachu, który oddałby jego osobowość - zapachu idealnego.
"Pachnidło" to dla mnie powieść wielowymiarowa ze względu na bogactwo tematów, jakie porusza. Wnikliwa analiza tego utworu zajęłaby mi co najmniej tydzień, choć wydawałoby się, że niedługa opowieść nie może podejmować tylu wątków wartych przedyskutowania. Co jednak, gdy w grę wchodzi próba odkrycia istoty człowieczeństwa? Co, kiedy zechcemy zbadać czynniki, jakie nami kierują, tęsknotę, jaka nami targa, nieopisaną samotność, niezrozumienie, zobojętnienie, bezcelowość? Kim jest Grenouille? Potworem, bezduszną bestią, która bez mrugnięcia okiem zabije każdego, kto może okazać się przydatny? Czy faktycznie jest wyprany z uczuć, zdeterminowany w szale poszukiwania własnej osobowości? Czy takie zachowanie Wam czegoś nie przypomina? Może pachnidło jest zwyczajną metaforą?
Patrząc na powieść jako całość, stwierdzam, że to utwór dla mnie ważny. Poza akcją, która nie jest szczególnie wartka, ale z powodzeniem może zainteresować niejednego czytelnika, przysporzył mi wielu pretekstów do postawienia sobie szeregu pytań. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam na nie odpowiedzieć, jestem jednak przekonana, że warto spróbować. Zawsze jest sens odgrzebać to, co zostało na dnie. Pod warstwą kurzu i pozornie niepotrzebnych bibelotów czasem możemy odkryć bezsprzeczną, odwieczną prawdę. To wcale nie sztuczny patos. Ja naprawdę tak uważam.
Trudno było mi zabrać się za napisanie choćby kilku porządnych słów na temat "Pachnidła" - powieści, którą chciałam przeczytać od dawien dawna. Ucieszyłam się, kiedy dostrzegłam na bibliotecznej półce biały tom z elementami czerwieni kojarzącej się w tak naturalny sposób z kolorem krwi. Owszem, niezmiernie podoba mi się ta okładka. Tak czy inaczej, zaczęłam czytać niemalże...
więcej Pokaż mimo to