-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
-
ArtykułyBracia Grimm w Poznaniu. Rozmawiamy z autorkami najważniejszego literackiego odkrycia tego rokuKonrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać5
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-12-20
2016-03-25
Zerżnąć Joyce'a do samych nut
Po "brawurowym" przekładzie nieprzekladalnego utworu Jamesa Joyce'a "Finnegans wake", którego dokonał Krzysztof Bartnicki, narodziły się pytania o sens - o sens tekstu, o sens tłumaczenia. Dla tłumacza było to doświadczenie podobne do toczenia bitwy, co opisał w swoim dziele "Fu wojny", gdzie pracę tłumacza porównał do taktyki wojennej, stosując stylizację na starochińskie teksty poświęcone prowadzeniu walki, odwołując się przy tym m.in. do klasycznej "Sztuki wojny" Sun Tzy. Pytania pozostały bez odpowiedzi. Tekst "Finnegans wake", miast otwierać się na czytelnika, stawał się coraz bardziej hermetyczny, rozłaził się w odnogi pojedynczych "słów-waliz".
Bartnicki w poszukiwaniu nadrzędnego sensu tekstu Joyce'a odszedł w "Da Capo al Finne' od słów i skierował się ku muzyce. Odsączył tekst "Finnegans wake" pozostawiając tylko litery znaczące "muzycznie", czyli ABCDEFGH - la, b, do, re, mi, fa, sol, si. Po takim przepuszczeniu przez sito tekst Joyce'a zaczął brzmieć, szumieć różnorakimi dźwiękami. Sensy stały się bardziej abstrakcyjne, tak jak abstrakcyjna jest muzyka, której nie sposób przypisać jednoznacznych znaczeń.
Moje odczytanie "Da Capo al Finne", które de facto jest partyturą z "Finnegans Wake" poprzedziłem nauką czytania nut na głos na podstawie "Małego solfeżu" Józefa Lasockiego. Wysiłek opłacił się - tekst zaczął buzować i szumieć jak fermentujące wino, emitując tysiące melodii, także tych dobrze znanych. Poczułem jak schodzę do kategorii subiektywnego pre-tekstu, do archetypicznych wartości języka, zawartych w emitowanych dźwiękach, czyli akustycznych drgnieniach powietrza, odchodzących od sensu, zmierzającego do nieznanego odbiorcy meta-wymiaru. Tekst Joycce'a poddany temu zabiegowi przestaje opisywać, w pewnym sensie umiera, odchodzi ze sfery materii (świata) w sferę absolutu. W tym ujęciu, które Bartnicki eksperymentalnie zastosował do powtórnego "przetłumaczenia" dzieła Joyce'a, tekst zostaje zabity i zmartwychwstały. Urzeczywistnia się w tym podejściu wymowa tytułu, który odnosi się do irlandzkiej legendy o Tomie Finneganie, który się upił, wlazł po drabinie, spadł i się zabił, ale zmartwychwstał.
Sam próbowałem także odczytać dzieło Joyce'a nieczytając go wcale, o czym tutaj http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje-ksiazek/671/brnac-pod-tekstu-prad
Joyce pragnął stworzyć powieść nocy, powieść z pogranicza snu i jawy, gdzie słowa budzą się pod progiem świadomości. Bartnicki zdekonstruował tekst "Finnegans Wake" poprzez dźwięk,dokonując jego ostatecznego demontażu i unieśmiertelnienia jednocześnie. Z tekstu niemożliwego uczynił tekst potencjalny, dowyobrażeniowy.
Owa dowyobrażeniowość może owocować konkretnymi odczytaniami. Czytając partyturę "Finnegans wake" usłyszymy ścieżkę dźwiękową "Gwiezdnych wojen" lub fragmenty melodii z filmów o Bondzie. zabrzmi Rachmaninow i Haydn, Szopen i pamiętny motyw z "Ojca chrzestnego". Ostatnim ekstraktem z FW, który już niebawem zabrzmi publicznie jest "A redivivus of paganinism", czyli wariacja Lutosławskiego na temat Paganiniego, która zaistniała w dziele Joyce'a dzięki dekonstrukcji i dekonspiracji Krzysztofa Bartnickiego. Premiera tego dzieła będzie miała miejsce 20. października w Częstochowie na Festiwalu Dekonstrukcji Słowa "Czytaj!"http://www.czytaj.festiwal.info/2013/?page_id=301. Wzbogaci ona tegoroczne obchody Roku Lutosławskiego http://lutoslawski.culture.pl/kalendarz
Na koncercie będzie obecny sam de-kompozytor. Zapraszam gorąco, gdyż będzie to jedna z nielicznych okazji, by spotkać twórcę i porozmawiać o jego niemożliwym projekcie.
Czy wszystko jasne? Czy może są jakieś pytania? Jak są, to przyjeżdżajcie do Częstochowy.
A tutaj jeszcze link do muzycznych motywów z Joyce'a odkrytych przez Krzysztofa Bartnickiego https://soundcloud.com/gimcbart/
Zerżnąć Joyce'a do samych nut
Po "brawurowym" przekładzie nieprzekladalnego utworu Jamesa Joyce'a "Finnegans wake", którego dokonał Krzysztof Bartnicki, narodziły się pytania o sens - o sens tekstu, o sens tłumaczenia. Dla tłumacza było to doświadczenie podobne do toczenia bitwy, co opisał w swoim dziele "Fu wojny", gdzie pracę tłumacza porównał do taktyki wojennej,...
2023-12-31
Co im odwaliło w tej Akademii, żeby dać Fossemu Nobla? Zawsze jakaś szmira, a tu proza pełna, dojrzała i chłodna. Jak starość, którą przeżywają bohaterowie norweskich fiordów. Proza zrobiona ze wspomnień i obrazów, ze sztuki jako ostatniej szansy przeciwstawienia marności ludzkiego życia. Okrutna jest ta dojrzałość narratora, który u zmierzchu pogodził się z okrucieństwem świata i życia. Ale "Septologia" to także proza przetykana modlitwą - Kohelet, który w ciemności i cierpieniu dostrzega blask. Nadzieja. 10/10
Co im odwaliło w tej Akademii, żeby dać Fossemu Nobla? Zawsze jakaś szmira, a tu proza pełna, dojrzała i chłodna. Jak starość, którą przeżywają bohaterowie norweskich fiordów. Proza zrobiona ze wspomnień i obrazów, ze sztuki jako ostatniej szansy przeciwstawienia marności ludzkiego życia. Okrutna jest ta dojrzałość narratora, który u zmierzchu pogodził się z okrucieństwem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Scena : Salon warszawski
„Mickiewicz, czyli wszystko” tak został zatytułowany wywiad-rzeka z Jarosławem Marią Rymkiewiczem. Te słowa najlepiej określają, kim Mickiewicz jest także dziś. Jeśli spojrzymy na stronę językową, że , jak mówił Wittgestein, „granice języka są granicami mojego świata”, to jasny staje się wpływ autora „Pana Tadeusza” na polską tożsamość. Jeśli za podstawowy czynnik kulturotwórczy uznamy język( „na początku było słowo”), to musimy dojść do wniosku, że dziś mówimy językiem Mickiewicza. To właśnie romantyczna poezja wpłynęła najbardziej na to, co możemy określić jako polskość. Jeśli posiadamy przywilej posługiwania się polską mową to, aby ją zrozumieć, aby zrozumieć sami siebie, aby zrozumieć geopolityczne uwarunkowania świata, w którym żyjemy, powinniśmy zrozumieć Mickiewicza. Bez względu na to, co myślimy o samym twórcy, co myślimy o jego twórczości.
Oczywiste jest, że absolutny prymat Mickiewicza, jeśli chodzi o Polskę, budził naturalną skłonność ku dekonstrukcji i dekonspiracji. Każda zmiana odbywa się w opozycji. Gdy dziś dochodzimy do wniosku, że to , co polskie, trzeba zmienić na to, co europejskie i uniwersalne, że polskość trzeba wyjałowić z jej podstawowych treści i nauczyć ją polskiego na nowo, europejsko i nowoczesno, wycierać i wyjaławiać Mickiewicza będzie się tym mocniej, tym uporczywiej. Trzeba zdemobilizować tego demona tradycji, tego językowego potwora. Wyrwać Mickiewicza z korzeniami z polskiej świadomości, wyegzorcyzmować jego ducha w pogoni za utopią zapomnienia. Świat pusty Mickiewicza nie potrzebuje. Pozostaje więc tylko pomnik, obrazek z sali polonistycznej, kilka ulic, kila patronatów szkół, gdzie jego widmo straszy zamiast nowych wieszczów pustynnych.
Ostatnio w pracach uczniowskich natknąłem się na analogię między sceną „Balu u Senatora” , gdzie autor mówił o podziale, który odpowiada dzisiejszej scenie politycznej. PO- kolaboranci, Senator- Tusk, PiS – patrioci. Kupa śmiechu? W zgodzie z poststrukturalistycznymi teoriami tekstu jako pretekstu wcale nie. Kilka lat temu uczniowie na maturze odczytywali Telimenę jako feministkę, choć biedny wieszcz pojęcia o feminizmie raczej mieć nie mógł. Trzeba było uznać te pokrętne teorie. Kiedy uczeń napisał o „Senatorze – Tusku” opór był znacznie większy. Poprawność polityczna kazała uwzględnić feminizm, ale gdy strona prawa, czyli dobra była PiSem, a lewa, czyli zła Platformą, to już nie było tak kolorowo i różowo. Głównie z powodu nastawienia.
Ale wg mnie uczeń miał rację. Mickiewicz jest żywy, żywy jest jego duch. Dziś chcielibyśmy zabić tego upiora.
„Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Ciało jego rozrąbiem toporem:
Ręce,nogi goździami przybijem,
By nie powstał i nie był upiorem.”
Sam sobie taki los przepowiadał. Ale żyje do dziś i do dziś jest aktualny. Odsądzany, kastrowany na lekcja języka polskiego. Ale ducha Mickiewicza nie dali rady przebić osinowym kołkiem, bo rozszczepił się w języku i zasiał ziarno.
„Aż w nocy przyszedł diabeł mądry i tak rzecze:
«Niedaremnie tu Pan Bóg rozsypał garść żyta,
Musi tu być w tych ziarnach jakaś moc ukryta;”
Tak rozsiały się w nas nieśmiertelne słowa Mickiewicza i teraz nie tak łatwo będzie tę polską zmorę ukatrupić. A przychodzi on do nas w chwilach najważniejszych, gdy trzeba myśleć dalej niż koniuszek własnego nosa, gdy Mordor, jak chce Ziemowit, naciera, stukając kopytkiem do naszych jaźni i próbuje wyjałowić to , co nas integruje i każe za kardynałem Wyszyńskim powiedzieć „non possumus” W ostatecznym rozrachunku liczy się tylko „Pan Tadeusz” - „panta deus” - „wszystko Bóg”.
I od wieków polskiej historii zawsze był tutaj salon, zawsze byli ci, co zapatrzeni we własny interesik i potrafiący wykorzystać koniunkturę, umieli służyć carskim namiestnikom. Świat „Dziadów” jest podzielony. Spektakl staje się misterium ścierania się sił światła i ciemności. Coś jakby „Gwiezdne wojny” tylko 150 lat wcześniej, w czasach, gdy jeszcze nie marzono tak powszechnie o kosmicznych podróżach i podbojach. Ale świat Mickiewicza jest nieco bardziej zniuansowany, trochę na zasadzie ludowego porzekadła, że „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Wieszcz wie doskonale, że z „ciemną stroną” mocy nie da się iść na kompromis. W tym względzie Mickiewicz nie pozostawia nam złudzeń także i w dzisiejszym rozumieniu – nie można wartości sprzedać za pieniądze, stanowiska czy sławę. Niby brzmi powyższe zdanie jak truizm, ale przyjrzyjmy się, co takie stanowisko oznacza w praktyce. Otóż w świecie, w którym żyjemy, jest miejsce na wszystko – biznes, karierę, sukces. Problem zaczyna się wtedy, gdy zapominamy o wartościach, o pracy dla ojczyzny, o rodzinie, o tym , co stanowi o naszej tożsamości. Jeśli pojęcie patriotyzmu zaczyna nas mierzić i tokujemy wciąż o „bogoojczyżnianych ciemnogrodzianach” i że samemu i sobie trzeba zrobić dobrze, to znów odzywa się do nas natrętne widmo Mickiewicza, wychylające się z lamusa historii, że Polska od wieków miała swoje miejsce w świecie, choć gnębiona , zawsze niepokonana i że tym , co sobą reprezentowała stawała przez wieki całe w poprzek planów tyranom tego świata. Tak winno być i dziś. I choć wydaje się, że to, co nie udało się przez lata zaborów, okupacji, komuny, dziś, w wolnej, demokratycznej Polsce, staje się ciałem, to przecież wierzę, że duch Mickiewicza jest w nas rozrzucony jak ziarno w bajce Goreckiego i wykiełkuje tysiąckrotnym plonem. Że nie dopadnie nas obojętność i alienacja „nowoczesnego” świata. Bo przecież nikt z własnej woli nie chce chodzić w kajdanach.
„Otóż to jacy stoją na narodu czele!”
Wysocki
„ Powiedz raczej:na wierzchu. Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.”
Powyższe motto jest wciąż aktualne. Dlaczego nie potrafimy tego zmienić?
Scena : Salon warszawski
„Mickiewicz, czyli wszystko” tak został zatytułowany wywiad-rzeka z Jarosławem Marią Rymkiewiczem. Te słowa najlepiej określają, kim Mickiewicz jest także dziś. Jeśli spojrzymy na stronę językową, że , jak mówił Wittgestein, „granice języka są granicami mojego świata”, to jasny staje się wpływ autora „Pana Tadeusza” na polską tożsamość. Jeśli za...
2015-08-15
Nie lubię pisać opinii o takich książkach, bo to marnotrawienie czcionki. O takich książkach powinno się pisać wiersze. Albo poematy.
Nie lubię pisać opinii o takich książkach, bo to marnotrawienie czcionki. O takich książkach powinno się pisać wiersze. Albo poematy.
Pokaż mimo to2014-06-25
2021-10-15
Muzyka z języka
Gdy Marian Pilot otrzymał nagrodę Nike za swój „Pióropusz” pisałem tak: „Nie możemy podejść do tej książki jak do klasycznej narracji, bo ominie nas to najważniejsze. Spróbujmy potraktować „Pióropusz” jak poemat prozą, wsłuchajmy się w dźwięki, w szum potocznej mowy, dajmy uwieść się melodii i odkrywajmy ojczyznę zaklętą w języku – dopiero z tej tkaniny, na którą spojrzymy z dystansu, zaczną wylegać magiczne obrazy utkane z przędzy słowa. Dla mnie uhonorowanie „Pióropusza” nagrodą „Nike” jest wielką radością, bo to nie tylko docenienie książki, ale także wybór określonego sposobu myślenia o literaturze – rozumienie literatury jako pamięci języka”.
„Dzikie mieso” – ostatnia, wydana przez Ha!art, książka tego autora idzie w stronę języka jeszcze mocniej i bezwzględniej. Bo czy można tu mówić o narracji albo o prozie, gdy zdania przypominają wersy? Czy teksty te krótkie teksty to opowiadania czy wiersze? Odbieram tę książkę jako stojącą na przecięciu rodzajów i gatunków literackich – „Dzikie mieso” jest rozpostarte na stykach liryki, epiki i dramatu, by wyjść poza gatunkową rutynę i zadać odbiorcy pytanie. Co było pierwsze – język czy literatura?
Wiele razy dawałem tu wyraz swego uwielbienia dla krakowskiego wydawnictwa jako tego, które wymogom ekonomicznym i standardom narzuconym się nie kłania. Mimo że „Dzikie mieso” zaliczone jest do serii prozatorskiej, to zarazem forma prozatorska jest tutaj rozwalona od środka przez samego autora. Poszczególne teksty, te quazi opowiadania, to pogrupowane w tematy fragmenty żywych wypowiedzi. „Dzikie mieso” to żywa mowa potoczna, żywy ludowy język w jego przeróżnych odmianach. „Dzikie mieso” to dzikie mięso, które narasta na gładkiej skórze mowy, tworząc wulgarne wybrzuszenie – język, który ukazuje swą tkankę, ścięgna i włókna rozmaitych rodzajów polskiej mowy; „dzikie mieso”, które na okładce urasta w dziką „wieżę Babel”, która swym powrotem do rudymentów mowy polskiej próbuje zrozumieć boskie Logos.
W pierwszym odruchu pomyślałem, że to szkoda, że nie ma tu dzieła w dziele, że tekstowi Pilota nie towarzyszy rozprawa językoznawcza, która przybliżyłaby czytelnikowi rodzaje gwar i języków, całe bogactwo tej „prozy” a raczej poezji z prozy wydobytej. To byłoby jednak rozproszenie, które swymi odesłaniami do przypisu i tekstem pobocznym zburzyłaby meliczny charakter tego utworu. Poetyckość „Dzikiego miesa” wyrasta z muzyczności języka, z tych pierwocin kultury ludowej, która stwarzała pierwsze klechdy, baśnie i eposy ludzkości.
W moim głębokim przekonaniu „Dzikie mieso” to partytura, domagająca się wyrazu dźwiękowego. Na tym fortepianie wszyscy grać potrafimy, bo lepiej czy gorzej znamy mowę ojczystą, więc czytajmy tę „prozę”, bądź tę poezję z prozy wywiedzioną, na głos – stwórzmy własnego „audiobooka”. Niechaj te słowa wybrzmią, niech wzburzą spokojną przestrzeń powietrza falami mowy ludowej, abyśmy mogli usłyszeć jak brzmi ta ludowa muzyka z języka.
Muzyka z języka
Gdy Marian Pilot otrzymał nagrodę Nike za swój „Pióropusz” pisałem tak: „Nie możemy podejść do tej książki jak do klasycznej narracji, bo ominie nas to najważniejsze. Spróbujmy potraktować „Pióropusz” jak poemat prozą, wsłuchajmy się w dźwięki, w szum potocznej mowy, dajmy uwieść się melodii i odkrywajmy ojczyznę zaklętą w języku – dopiero z tej tkaniny, na...
Tu nie ma co za dużo pisać, to trzeba po prostu przeczytać. Niewiarygodność opisu spowodowała, że przeczytałem ją bez odrywania oczu, które z każdą stroną robiły się coraz to większe z niedowierzania. Wystarczy mieć powód, by bez skrupułów dopuszczać się najbardziej zwyrodniałych zbrodni. Pokazana tu obojętność świata, obojętność białego, cywilizowanego człowieka, obojętność chrześcijan, którzy pozostawili ofiary na łasce oprawców sprawia, że książka Tochmana jest najbardziej dojmującym spośród mi znanych oskarżeniem całej ludzkiej hipokryzji. Ale cóż - czyńmy dobro! Alleluja i do przodu!
Tu nie ma co za dużo pisać, to trzeba po prostu przeczytać. Niewiarygodność opisu spowodowała, że przeczytałem ją bez odrywania oczu, które z każdą stroną robiły się coraz to większe z niedowierzania. Wystarczy mieć powód, by bez skrupułów dopuszczać się najbardziej zwyrodniałych zbrodni. Pokazana tu obojętność świata, obojętność białego, cywilizowanego człowieka,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-07
Królowa hejtu
Piszę o książce Mai Staśko „Hejt polski”. Książka Mai Staśko składa się z hejtu, hejtu wypreparowanego z jej internetowych aktywności – komentarzy pisanych pod jej postami. Książka Mai Staśko to szambo, które wybiło i które zalewa nasze oczy i mózgi. „Hejt polski” to ważna książka, bo jest żywym zapisem tego, czym żyje Maja Staśko i czym żyjemy my – my, użytkownicy internetu, my, użytkownicy nowych mediów.
„Starożytni dobrze wiedzieli, że portret jest dialektycznie złożony z
wymierzonych przeciw niemu paszkwilów i z jego sławy. My w XX wieku
zmierzamy do tego, aby u siebie widzieć tylko powód do sławy, a u innych tylko do hańby” – pisał w XX wieku Bohumil Hrabal. Na dowód tego we wstępie do swojej książki „Aferzyści” zamieścił fragmenty listów, które otrzymywał od czytelników. Były to głównie, mówiąc dzisiejszym językiem pop-kultury, „hejty”. Hrabal, wracając do korzeni, wyprzedzał swój czas.
W XXI wieku hejt jest towarem. Co łączy Maję Staśko, Marcina Najmana i Jarosława Jakimowicza? To na nich „internety” wylewają hektolitry hejterskich odchodów. Wszyscy oni nie są wybitnymi przedstawicielami swoich dziedzin – Maja nie jest wybitną poetką czy pisarką (podobnie jak Jaś Kapela), Najman nie jest wybitnym bokserem, Jakimowicz-dziennikarzem. Ale wszystkie te osoby mają silną konstrukcję psychiczną i nie przejmują się „co ludzie powiedzą”. Ktoś powie, że Maja Staśko walczy o słuszną sprawę. Podobnie uważa Najman, broniąc Jasnej Góry, Jakimowicz, wyrzucając tęczowe flagi do kosza na śmieci– każda z tych osób przekonana jest o własnej racji i może za nią oddać życie. Hejt jest dla nich wszystkich tylko dowodem, że ich racja jest ichnia!
Niedawno Ha!art wydał książkę „To nie jest Polska” – także w serii konceptualnej. Książka jest audiodeskrypcyjnym scenariuszem ważnych dla Polski wydarzeń. Książką tą rządzą skrajne emocje, ale audiodeskrypcyjny opis pozbawia je elementu wartościowania. Tęczowe i feministyczne marsze zrównują się z marszami narodowców. Zostają emocje, zostaje kultura hejtu, w jakiej żyjemy. Te same wpisy, co u Mai Staśko, znajdziemy u Najmana czy Jakimowicza. Bohaterowie internetów nie odkryli Ameryki, że aby wzrastać, potrzeba nawozu. Wspólnym mianownikiem dla ich działań jest subkultura MMA, gdzie hejt połączony jest z bezpośrednią, fizyczną agresją. Maja Staśko wystąpiła na takiej gali, czym, w moim przekonaniu, przypieczętowała swoje autentyczne motywacje.
Lepiej, żeby cię nienawidzili, niż gdyby cię nie było – tak brzmi motto współczesnych czasów. „Hejt polski” będzie kolejną trampoliną dla internetowej sławy. Ale, pamiętajmy, ta zabawa jest tylko dla silnych osobowości.
Królowa hejtu
Piszę o książce Mai Staśko „Hejt polski”. Książka Mai Staśko składa się z hejtu, hejtu wypreparowanego z jej internetowych aktywności – komentarzy pisanych pod jej postami. Książka Mai Staśko to szambo, które wybiło i które zalewa nasze oczy i mózgi. „Hejt polski” to ważna książka, bo jest żywym zapisem tego, czym żyje Maja Staśko i czym żyjemy my – my,...
2022-07-18
2022-07-18
Niech sczeźnie równość.„Justyna. Kwartet aleksandryjski” Lawrence Durrell
„To lepsze niż wycieczka do Hurghady” Łukasz Suskiewicz
Aleksandria – miasto, gdzie spotkała się Afryka i Grecja. Kolebka kultury europejskiej. Tło opowieści miłosnej Durrella. Świat przedwojenny, wielokulturowy, świat podziałów, klas i ras. Miłość jest w centrum tej scenerii. Jest to tak intensywne pisanie, że wydaje się jeden raz za mało, by rozpoznać tutaj wszystko. „Justyna” to pierwszy tom tego kwartetu, gdzie wszystko przenika się, splata i tłumaczy siebie nawzajem. Ale już po tym pierwszym tomie pozostało mi jedno wrażenie – tego świata już nie ma, tych emocji już nie ma, tych dramatów już nie ma. Dlatego była to dla mnie powieść o stracie. O utracie głębi egzystencji. Arystokratyczny charakter dzieła Durrella nie polega na podziale klasowym. Arystokrata w tym dziele to artysta, myśliciel, psycholog. Ktoś, kto schodzi głęboko. Proces demokratyzacji zasypał wszystkie doły. Także te nierówności, które są nierównościami naszych dusz. W „Kwartecie aleksandryjskim” brzmi tęsknota za głębią – za głęboką miłością, za głęboką zazdrością. Ta zmysłowa opowieść nie jest w dzisiejszym rozumieniu erotyczna. Erotyka „Justyny” to intensywność poznania kobiety, jej ciała i jej duszy, które za każdym razem myli tropy i za każdym razem jest tylko cząstką, namiastką. W tej pogoni, w tym poszukiwaniu zatracamy się wraz z narratorem do samego końca. Na styku kultur. W świecie, który bezpowrotnie przeminął. A my podróżujemy, latamy, biegamy z miejsca na miejsce, by brodzić w płyciźnie – czy w Europie, czy Azji, Afryce, Ameryce. W Grecji i Rzymie. Utraciliśmy swoją tożsamość, więc nie potrafimy kochać. I to jest bardzo smutne. Niech sczeźnie równość.
Niech sczeźnie równość.„Justyna. Kwartet aleksandryjski” Lawrence Durrell
„To lepsze niż wycieczka do Hurghady” Łukasz Suskiewicz
Aleksandria – miasto, gdzie spotkała się Afryka i Grecja. Kolebka kultury europejskiej. Tło opowieści miłosnej Durrella. Świat przedwojenny, wielokulturowy, świat podziałów, klas i ras. Miłość jest w centrum tej scenerii. Jest to tak intensywne...
2022-04-23
Jest to pierwsza książka wydana w XXI wieku, o której z czystym sumieniem mogę powiedzieć - arcydzieło!
Życie grobowe
Wszytko, co mamy, po śmierci przestaje być nami. Tak trudno się z tym pogodzić. Właściwie „Lincoln w Bardo” George’a Saundersa jest o niemożliwości pogodzenia się ze śmiercią, o braku zgody na opuszczenie życia, które nadawało ciału kształt. Abraham Lincoln nie może pogodzić się ze śmiercią 12-letniego synka, Willie’go. Nie chce pozostawić syna samego w cmentarnym grobowcu, odwiedza go, bierze jego ciało w ramiona.
Opowiadają nam o tym duchy, zamieszkujące cmentarz. Zjawy te obserwują cierpienie ojca, ale widzą też pośmiertne przemiany duszy Willie’go. Wokół jego śmierci odbywa się mroczny taniec duchów, ukazujący ich jako zbłąkane i uwięzione na cmentarzu wspomnienia o życiu. Przedziwne te zmory żyją wspomnieniami i marzeniami swej minionej egzystencji. To duchy historii i duchy niespełnionych pragnień. Żyją one jako wyobrażenia i pamięć o zmarłych – uwiecznione na kartach opowieści, uwiecznione na kartach historii.
A gdyby je przestać nękać pamięcią i dociekaniami? A gdyby nie tworzyć na nowo tych zjaw w naszej zbiorowej tożsamości? Zostawić je i pozwolić odejść – wbrew potrzebie żyjących, wbrew potrzebie nieśmiertelności?
„Lincoln w Bardo” łączy prozę, poezję i dramat, łączy horror, tren i tragedię, by opowiedzieć o cierpieniu ojca w żałobie. I że to my, ludzie żywi, tworzymy swoje opowieści o śmierci, próbując nadać sens temu, co jest naszym ostatecznym przeznaczeniem. I że tylko życie ma sens.
Jest to pierwsza książka wydana w XXI wieku, o której z czystym sumieniem mogę powiedzieć - arcydzieło!
Życie grobowe
Wszytko, co mamy, po śmierci przestaje być nami. Tak trudno się z tym pogodzić. Właściwie „Lincoln w Bardo” George’a Saundersa jest o niemożliwości pogodzenia się ze śmiercią, o braku zgody na opuszczenie życia, które nadawało ciału kształt. Abraham...
2016-09-20
Czas KOR-u
http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje/238/zrozumiec-polske
Czas KOR-u
Pokaż mimo tohttp://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje/238/zrozumiec-polske