2666
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- 2666
- Wydawnictwo:
- Muza
- Data wydania:
- 2012-11-07
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-11-07
- Data 1. wydania:
- 2009-09-04
- Liczba stron:
- 1008
- Czas czytania
- 16 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788377582688
- Tłumacz:
- Katarzyna Okrasko, Jan W. Rajter
- Tagi:
- Katarzyna Okrasko Jan W. Rajter
Pisząc 2666, Bolano zapewne zdawał sobie sprawę, że umiera. Dlatego warto czytać tę książkę jak testament pisarza, który zna swoją wartość i wie, co ma do przekazania światu. Ale jako mistrz niedopowiedzenia i otwartych zakończeń nie komunikuje tego wprost. Musimy sami zrozumieć, jaka ukryta logika łączy badacza nieeuklidesowej geometrii, na poły mitycznego niemieckiego pisarza i okrutne morderstwa kobiet na pograniczu meksykańsko-amerykańskim.
Czworo młodych literaturoznawców: Jean Claude’a Pelletiera (z Francji),Piera Moriniego (z Włoch),Manuela Espinozę (z Hiszpanii) i Liz Norton (z Anglii) łączy przyjaźń oraz fascynacja dziełem Benna von Archimboldiego, którego literacka sława jest równie wielka jak tajemnica otaczająca jego osobę: należy on do gatunku pisarzy zaginionych, których nikt nigdy nie widział. Na wieść o tym, że Archimboldi podobno przebywa w Meksyku, krytycy postanawiają wyruszyć na jego poszukiwanie. Tam, w Santa Teresa (zwierciadlane odbicie Ciudad Juarez okrytego niechlubną sławą „miasta-mordercy kobiet”) dowiadują się o niekończącej się serii okrutnych zabójstw kobiet, gwałconych, torturowanych, których ciała są porzucane następnie na pustyni i miejskich wysypiskach, zbrodni z którymi policja i władze nie mogą albo nie chcą się uporać. To właśnie Santa Teresa, jak również postać zaginionego pisarza są klamrami spinającymi w nierozerwalną całość pięć części powieści, które mogą być czytane jako odrębne historie.
W wydanym pośmiertnie 2666, znajdziemy wszystko, co najbardziej charakterystyczne dla Bolano - otwarte zakończenia, niedopowiedzenie, szkatułkowy i meandryczny sposób snucia opowieści, polifoniczną narrację wchłaniającą i mieszająca rozmaite głosy, przeróżne rejestry czasem pozornie niemożliwe do pogodzenia - wszystko, co, cytując Susan Sontag, uczyniło z niego „najważniejszego i najbardziej podziwianego powieściopisarza języka hiszpańskiego jego pokolenia”.
Jeden z bohaterów powieści, kupując leki dla córki, wdaje się, jak to bywa u Bolano, w literacką dyskusję z aptekarzem, a potem zastanawia się: „Jakiż to smutny paradoks, pomyślał Amalfitano. Już nawet oświeceni farmaceuci nie mają odwagi sięgnąć po wielkie dzieła, niedoskonałe, gwałtowne, te, które torują drogę w nieznane. Wybierają doskonałe wprawki wielkich mistrzów. Chcą widzieć wielkich mistrzów podczas szermierczych sesji treningowych, ale nie obchodzą ich prawdziwe batalie, gdzie wielcy mistrzowie walczą z tym czymś, z tym czymś co przeraża nas wszystkich, tym czymś, co nas paraliżuje i bierze na rogi, i jest krew, i śmiertelne rany, i smród”.
2666 jest właśnie taką właśnie książką – gwałtowną, niedoskonałą, torującą drogę w nieznane, prawdziwą i ostatnią batalią Bolano z tak doniosłymi tematami jak zło i szaleństwo, miłość i śmierć.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Epicentrum zła
W czasie gdy Bolaño pisał swoją monumentalną powieść „2666” wisiało już nad nim widmo śmierci i pisarz był tego doskonale świadomy. Nie sposób o tym zapomnieć w czasie lektury książki, której każde słowo przenika tajemnica śmierci, życia, miłości i zła. Autor odszedł wskazując finalne wersje powieści, którą opublikowano w 2005, rok po jego śmierci, co sprawia, że głównym wątkiem dzieła staje się również nieprzenikniona natura literatury i fatum losu jej twórcy, który z perspektywy swej śmiertelności wydaje się być tylko marnym jej pionkiem i niedoskonałym narzędziem, choć czasem tworzącym coś bliskiego doskonałości. Nie ma pewności, czy powieść w swym obecnym kształcie spełniła wszystkie zamierzenia jej twórcy, wiadomo jednak, że jest to dzieło niedoskonałe, różnorodne, wielowątkowe, zaskakujące, stawiające wiele pytań i nie udzielające jednoznacznych odpowiedzi. Struktura – powieść składa się z pięciu odrębnych części, które pisarz chciał wydać jako pojedyncze tomy – i forma utworu – wielogłos, narracja często przyjmuje formę szkatułkową, a sposób opowiadania przypomina błądzenie w labiryncie – sprawiają, że utwór ma charakter otwarty i nieostateczny, choć jest doskonale spójny.
Zarówno forma, jak i treść dzieła oraz główne miejsce akcji nawiązują do poprzednich powieści pisarza, zwłaszcza do „Dzikich detektywów” i „Amuletu”, w których autor zawarł już zaczątki powieści, nad którą myślał wcześniej, ale znacznie je rozwijają. Mamy zatem kilka osób szukających zaginionego pisarza, pojawiają się wątki ucieczki, podróży, zła. Zresztą ilość i ważkość poruszanych w powieści tematów, miejsc akcji oraz przestrzeni czasu, w jakiej rozgrywają się wydarzenia przyprawia o zawrót głowy. Autor bowiem zamierzył stworzenie powieści totalnej. Opisywane wydarzenia obejmują zatem okres od pierwszej wojny światowej do końca XX wieku, a nawet początków XXI i rozgrywają się w USA i Meksyku, a ponadto w wielu krajach europejskich, m. in. w Niemczech, Włoszech, Grecji, Rumunii, Rosji, Francji, Anglii, Polsce i na Ukrainie. Oprócz najważniejszych dla utworu kwestii: literatury, życia (w jego różnych odcieniach) i zła, znajdziemy wątki drugiej wojny światowej, Holocaustu, nazizmu, komunizmu i socjalizmu, życia akademickiego, rynku książki, tłumaczy i badaczy literatury, snu, religii, fobii, chorób psychicznych, dziennikarstwa, pracy policji, polityki, praw kobiet, sztuki, narkotyków, boksu i wielu innych. Ich ilość sprawia, że nie sposób ich wszystkich zapamiętać i przy każdym wertowaniu książki trafiamy na takie kwestie, które gdzieś umknęły przy lekturze i teraz o sobie przypominają. Zresztą geniusz pisarski autora sprawia, że książka, napisana ze znacznie większą dyscypliną niż np. „Dzicy detektywi”, stanowi bardzo zwartą, misternie skonstruowaną całość, która stopniowo odsłania przed nami wszystkie tropy i wątki, które choć odmienne, prowadzą nas do jednego celu, co – nawiasem mówiąc – nie przeszkadza w fragmentarycznym czy wyrywkowym czytaniu powieści.
Celem tym jest miasto Santa Teresa (zwierciadlane odbicie rzeczywistego miasta - Ciudad Juárez) w Meksyku, miasto - morderca kobiet, w którym od 1993 giną straszną śmiercią setki kobiet. Postaci z wszystkich pięciu części powieści w ostateczności tam wreszcie się udają, powiązani w rozmaitych sposób z odbywającym się tam spektaklem zła. Warto przy tym zaznaczyć, że każda z tych opowieści ma swoją odmienną narrację, dynamikę, styl i klimat. Pierwsza to elegancka powieść akademicka z życia kręgów profesorskich, delikatna i dyskretna, choć nie wolna od emocji. Następna stanowi coś pomiędzy marzeniem sennym, wspomnieniami, powieścią psychologiczną i monologiem człowieka w odmiennym stanie świadomości, a jej bohaterem jest meksykański intelektualista, co prawdopodobnie doskonale tłumaczy klimat opowieści. Kolejna to realistyczna opowieść o czarnoskórym amerykańskim dziennikarzu, napisana w klimacie pulp fiction wymieszanego z historią noir ze szczyptą powieści drogi. Czwarta, najobszerniejsza, najmroczniejsza i najważniejsza, to opowieść o morderstwach kobiet w Santa Teresa, z początku przypominająca kryminał, ale w miarę upływu czasu i postępów w lekturze staje się jasne, że suchy, reporterski styl, zwłaszcza we fragmentach dotyczących kolejnych znajdowanych ciał kobiet, jak i wszechogarniający czytelnika mrok i zło wynikają z oszczędnego, stylizowanego na literaturę faktu, a nawet raporty policyjne, języka jakim pisarz dokładnie opisuje historie ponad stu (z ponad dwustu udokumentowanych w latach 1993 – 1997) zamordowanych kobiet. Ostatnia wreszcie historia, pełna rozmachu, stanowi mieszankę powieści przygodowej z niezwykłą biografią pisarza, którą odczytywać można również jako symbol dwudziestowiecznej historii Europy. Zakończenie tej części, a więc i całego dzieła jest lekkie, pogodne i otwarte, co bez wątpienia doceni każdy czytelnik, który przebrnie przez ciemności poprzedniej opowieści. Ciekawostkę stanowi fragment, skreślony ręką pisarza, znaleziony w jego notatkach i oznaczony jako fragment do zakończenia powieści, zamieszczony w posłowiu, który podsuwa nowe tropy i każe postawić pytanie o zgodność ostatecznego kształtu powieści z zamiarem jego twórcy.
Przyznam, że przebrnięcie przez wspomnianą wyżej czwartą część powieści, nazwaną „Część zbrodni” wymagało ode mnie dużej odwagi bynajmniej nie z powodu stylu czy niejasności narracji – te były doskonałe – ile ze względu na wszystkie emocje, myśli i refleksje, jakie wywołują. Rzadko bowiem zdarza się trafić w literaturze pięknej, bądź co bądź, na tekst liczący ponad trzysta stron i zawierający tak stężony opis zła, zła tak wszechogarniającego i całkowicie bezkarnego, bowiem do tej pory nie rozwiązano zagadki ogromnej większości tych okrutnych morderstw. Prawdziwą radością okazała się dla mnie być po zakończeniu jej mrocznej lektury możliwość śledzenia zgoła innych wątków w kolejnej, ostatniej części, w której – uczciwie przyznajmy – też nie brak opisu okrucieństw i zła, zwłaszcza w czasie wojny, ale sąsiaduje ono z chwilami radości bohatera i jasnymi stronami jego życia. Mimo tego jednak, kilka dni po przeczytaniu książki, zaczęłam szukać informacji na temat morderstw kobiet w Ciudad Juárez, o których moja wiedza przez lekturą była raczej skąpa.
Najbardziej w tej sprawie zatrważające są trzy kwestie: skala zbrodni a także bestialstwo jej sprawców wobec kobiet, również po ich śmierci, całkowita bezkarność sprawców wspierana przez celową jawną bezczynność i nieefektywność organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, prezentowana na oczach całego świata oraz fakt, iż duża część ofiar nie została nawet zidentyfikowana – nikt nie zgłosił ich zaginięcia lub nikt nie zgłosił się do identyfikacji, przez co zostały bezimiennie pochowane w zbiorowym grobie lub ich ciała oddano do ćwiczeń studentom medycyny. Według Amnesty International1 od roku 1993 liczba zamordowanych kobiet wyniosła ponad 370. Inne źródła podają liczbę 340 udokumentowanych ofiar w okresie od 1993 do 2003 roku2. Dopiero w 2011 roku w Meksyku uznano kobietobójstwo (hiszp. feminicidio czyli zabicie kobiety przez mężczyznę z powodu tego, że jest kobietą3) za oddzielne przestępstwo i określono karę na 60 lat pozbawienia wolności (o 10 lat więcej niż za morderstwo).
Znalezione artykuły i opracowania tematu pozwoliły mi nie tylko pogłębić wiedzę, ale również zdać sobie sprawę z ogromu przedsięwzięcia, jakim było dla powieściopisarza przedstawienie tego tematu w książce. Bolaño doskonale sfabularyzował znalezione informacje: przypuszczalne motywy sprawców i ich bezkarność, opisy ofiar, bezczynność policji i sądu, reakcje społeczeństwa, organizacje pozarządowe zainteresowane tą sprawą bardziej niż organy ścigania, wojny narkotykowe, powiązania między władzami miejskimi, policją, osobami piastującymi wysokie stanowiska i zorganizowanymi grupami przestępczymi, kultura macho (machismo i marianismo),warunki życia w dzielnicach biedy, klimat przygranicznego miasta i jego maquiladoras (fabryki) na przedmieściach, zatrudniające tanią siłę roboczą i słynące z łamania podstawowych praw człowieka, często dotykających kobiety, które stanowią większość zatrudnionych osób. Zdumiewa zwłaszcza pieczołowitość, z jaką opisał każdą z ofiar, opierając się na zebranych opisach, co jest godne podziwu, nawet jeśli w powieściowych sprawozdaniach więcej jest fikcji literackiej niż faktów. W ten bowiem sposób próbował dać im to, czego im odmówiono – indywidualność oraz uwagę i troskę. W powieści znaleźć można również kilka enigmatycznych szczegółów: autor z nieznanego powodu (przez nieuwagę?) zmienił imię przyjaciółki jednej z ofiar; w trzech częściach, w których jest mowa o zaginionym pisarzu (o nazwisku niesłychanie podobnym do nazwiska znanego włoskiego malarza) znajdujemy tytuły zupełnie innych książek jego autorstwa, wymienionych jako ważne; dwukrotnie pojawia się niepokojący wątek dwóch luster, które odbijają same siebie; pisarz posłużył się wreszcie nazwą miasta Santa Teresa, położonym również w Sonorze, w Meksyku – dlaczego nie jest to po prostu Ciudad Juárez, tylko miasto ze świętą patronką i kobietą w nazwie?
Inną godną odnotowania rzeczą jest zamysł, aby poprzez opisywanie detali, drobiazgów z życia mężczyzn we wszystkich częściach powieści pokazać kształtowanie w ich umysłach obrazu kobiety, często wykoślawianego przez patriarchalny model życia, mizoginię lub zwykły lęk. Pisarz przez opis różnych sytuacji wspaniale pokazał, jak powoli rozprzestrzenia się i rozrasta pogarda i nienawiść wobec kobiet. Ostatecznym tego wyrazem jest miasto śmierci, Santa Teresa, w którym wirus zła wydaje się rozprzestrzeniać z coraz większą siłą. Znaczące jest to, że dotyka większość mężczyzn, również tych, którzy zajmując się wyjaśnianiem morderstw lekceważą lub nienawidzą kobiety, co skutkuje małą skutecznością i zaangażowaniem w dochodzenie. Jedynym wyjściem i sposobem ucieczki przed złem wydaje się być silne wcześniejsze doświadczenia życiowe, mobilizujące do pomocy, wyjazd z miasta (co czyni bohaterka pierwszej części) lub nieinteresowanie się tematem i wyłączenie emocji w relacjach z innymi (tak zrobiła dyrektorka szpitala psychiatrycznego w części opisującej zbrodnie). Mężczyznom trudniej uchronić się przed wirusem zła i śmierci.
Zastanawiać może enigmatyczny tytuł książki. Czytelnicy znający inne dzieła pisarza znajdą jednak tropy pomagające w jego wyjaśnieniu podsuwane w innych utworach, zwłaszcza w Dzikich detektywach i Amulecie. Pierwszy z nich zawiera wskazówkę, jaką jest opisana rozmowa zaginionej poetki Cesárei Tinajero z jej koleżanką, w której obie oglądają naszkicowany przez tę pierwszą plan fabryki w Santa Teresa. Poetka pracuje tam w pierwszej połowie dwudziestego stulecia (a jest to jedna z fabryk, której pracownice pół wieku później zaczną znikać a później ich zmasakrowane ciała będą odnajdywane na pustkowiach, pustyni lub wysypisku śmieci). Cesarea wydawała się mieć przeczucie nadchodzących czasów, które określiła jako (…) mniej więcej w roku 2600. Dwa tysiące sześćset coś.4 Inny trop podsuwa Auxilio Lacouture - postać, która pojawiła się pierwotnie w Dzikich detektywach, a potem pisarz oddał jej ponownie głos w Amulecie - jako rok powiązany z zapomnianym cmentarzem, który przypomina nocą jedna z niebezpiecznych ulic stolicy Meksyku5. Mnie nasuwa się jeszcze – dość oczywista – hipoteza roku 2666 jako czasu Szatana: 666 kojarzy się jednoznacznie z ojcem zła, zaś początkowy rok dwutysięczny wskazuje na aktualność tej daty i odniesienie do dzisiejszych czasów.
Anglosascy krytycy i badacze twórczości Roberto Bolaño przywołują diagram w formie trójkąta, nazywany „wszechświatem Bolano” obrazujący związek między poszczególnymi dziełami autora. Zgodnie z nim, trzy powieści pisarza: „Dzicy detektywi”, „Amulet” i „2666” właśnie stanowią jeden z boków trójkąta, który jest jednocześnie jego podstawą. Wydaje się zatem, że ta właśnie triada niejako dźwiga i niesie całą twórczość chilijskiego autora. Wśród nich „2666” jest dziełem najbardziej uwierającym i niezapomnianym. Można uznać ją za znak czasów, wyraz niepokoju pisarza ogromem zła na świecie, literacki eksperyment będący hybrydą gatunków czy wreszcie za jego literacki testament. Z pewnością jednak można stwierdzić, że dzieło to jest niejako postumentem pomnika nieśmiertelności pisarza w panteonie literackich geniuszy. Warto odnotować doskonały przekład, sprzyjający lekturze, który wymagał od tłumaczy Katarzyny Okrasko i Jan W. Rajtera wielomiesięcznej, żmudnej pracy, której rezultat mamy przed sobą. Nie można nie przeczytać.
Jowita Marzec
1 Informacja z artykułu „Female homicide In Ciudad Juárez” w anglojęzycznej Wikipedii, en.wikipedia.org/wiki/Female_homicide_in_Ciudad_Juárez, [dostęp 25.10.2013]
2 Artykuł „Female homicide In Ciudad Juárez” w anglojęzycznej Wikipedii, en.wikipedia.org/wiki/Female_homicide_in_Ciudad_Juárez, [dostęp 25.10.2013]
3 Tłumaczenie własne definicji z artykułu „Female homicide In Ciudad Juárez” w anglojęzycznej Wikipedii, en.wikipedia.org/wiki/Female_homicide_in_Ciudad_Juárez, [dostęp 25.10.2013]
4 R. Bolaño, "Dzicy detektywi", przełożyli Tomasz Pindel i Nina Pluta, Warszawa, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2010, ISBN 978-83-7495-796-0
5 R. Bolaño, "Amulet", przełożył Tomasz Pindel, Warszawa, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2011, ISBN 978-83-7495-943-8
Oceny
Książka na półkach
- 1 538
- 297
- 143
- 36
- 19
- 18
- 7
- 6
- 6
- 5
OPINIE i DYSKUSJE
Niesamowicie złożona i mimo objętości - albo przez nią - nie da się prawdopodobnie wyłapać wszystkiego po jednokrotnej lekturze.
Niesamowicie złożona i mimo objętości - albo przez nią - nie da się prawdopodobnie wyłapać wszystkiego po jednokrotnej lekturze.
Pokaż mimo toOaza chaosu na pustyni nudy za mottem autorstwa Charlesa Baudelaire.
Książkowy święty Graal, poszukiwany od dawna, był tak blisko...
Trzeba wciąż szukać, trzeba gonić króliczka. Podjąłem wyzwanie i pobiegłem za nim. Przez pustynię efekciarstwa dwóch pierwszych części, przez nieprzebrane stosy okaleczonych ciał, które były tłem fabularnej oazy. Szukałem optymalnych połączeń, wpadałem w ślepe uliczki, gubiłem się na skrzyżowaniach. Sprawdzałem jak u Borgesa, co jest fikcją, co prawdą. Zastanawiałem się, czy większe znaczenie ma tu interpretacja snów, czy nawiązania literackie, a może jednak mitologia lub filozofia?
A jemu przecież właśnie o to dokładnie chodziło...
Bolaño prowadzi misterną grę, podobnie jak Fowles w „Magu”. Stawia jednak w centrum wydarzeń enigmatyczne miasto zbrodni, przypominające mroczne Derry od Kinga. Chociaż nie, prawdę mówiąc, Santa Teresa wymyka się jakimkolwiek literackim porównaniom, bo i chilijskiego prozaika trudno z kimś zestawić.
Eklektyczna, meandrująca, brzydka, brutalna, wyczerpująca (zarówno mnie, jak i Jego?),nierówna. Powieść wybitna? Tak, miejscami. Miejscami było to cholernie dobre. Zostawia też nieprzyjemne uczucie, bo zło tutaj przeraża, zło fascynuje i zło wreszcie powszednieje.
Kilka pytań na koniec i dość niepewne odpowiedzi...
Oaza chaosu na pustyni nudy za mottem autorstwa Charlesa Baudelaire.
więcej Pokaż mimo toKsiążkowy święty Graal, poszukiwany od dawna, był tak blisko...
Trzeba wciąż szukać, trzeba gonić króliczka. Podjąłem wyzwanie i pobiegłem za nim. Przez pustynię efekciarstwa dwóch pierwszych części, przez nieprzebrane stosy okaleczonych ciał, które były tłem fabularnej oazy. Szukałem optymalnych...
Roberto Bolaño – 2666 (2004) (9.5)
Roberto Bolaño – 2666 (2004) (9.5)
Pokaż mimo toTo moje trzecie podejście do recenzji tej książki. Za pierwszym razem oceniłam "2666" nisko, potem nagle zmieniłam zdanie i uznałam, że jest rewelacyjna. Teraz w sumie już sama nie wiem co myśleć.
"2666" to coś w rodzaju układanki z pięciu elementów. Te elementy to osobne historie, łączące się niczym puzzle i koniec końców tworzące układankę. Jednak jej ostateczny kształt stanowi de facto nie rozwiązanie, lecz kolejną zagadkę.
Jest to układanka zarówno męcząca jak i fascynująca, jednostajna i zaskakująca, brutalna i pełna nadziei. Jeden z Czytelników napisał na LC, że ta książka to bestia. Myślałam, że chodzi o mroczną okładkę polskiego wydania. Ale po lekturze już wiem, że nie.
2666 było ostatnią książką Bolano. Ja jego przekaz odbieram tak: wszystko jest połączone ze wszystkim.
I jeszcze jedno. Jeśli istnieje jakaś antynagroda, Złota Malina dla tłumaczy to powinna zostac wręczona tłumaczom polskiej wersji 2666. Tekst jest przełożony w toporny sposób, zdania są zbudowane niezdarnie, na granicy poprawności gramatycznej. Często mam wrażenie, że tłumacze dzialali jak translator: przekładali pojedyncze słowa nie rozumiejąc zdania jako całości. Słownictwo jest koszmarne. Mamy "koszulkę z krótkim rękawem" zamiast "z krótkimi rękawami" (czytając poczułam się jak na bazarze),"wpierw" zamiast "najpierw" (dobrze, że nie "pierwej") oraz "śmieciowisko" zamiast "wysypisko śmieci". Hitem jednak było określenie leżały "głową w dół" w odniesieniu do zwłok. Zastanawiałam się dość długo o co tu chodzi. Głową w dół można wisieć, ale chyba nie leżeć? Chyba, że wspomniane zwłoki, nota bene znalezione na pustyni, na czymś jednak wisiały, a może leżały głową w dół na jakimś wzgórzu? Otóż nie. Z kontekstu wywnioskowałam, że zwłoki leżały TWARZĄ w dół. Ale widać dla tłumaczy twarz i głowa to to samo.
To moje trzecie podejście do recenzji tej książki. Za pierwszym razem oceniłam "2666" nisko, potem nagle zmieniłam zdanie i uznałam, że jest rewelacyjna. Teraz w sumie już sama nie wiem co myśleć.
więcej Pokaż mimo to"2666" to coś w rodzaju układanki z pięciu elementów. Te elementy to osobne historie, łączące się niczym puzzle i koniec końców tworzące układankę. Jednak jej ostateczny kształt...
Dawno lektura nie wzbudziła we mnie tak ambiwalentnych uczuć. Z jednej strony są tu pomysły, opowieści jątrzące w czytelniku rany, zapamiętane, być może, na lata, z drugiej… pierwsze 500 stron przeczytałam w kilka dni, drugie 500 męczyłam 3 tygodnie. Bolano nudził mnie, zniesmaczał, rozgadywał się, gdy nie miał nic do powiedzenia. Chyba wszystkie wątki z drugiej wojny światowej wydawały mi się popłuczynami po rzeczach napisanych, czy pokazanych gdzieś lepiej. Całość relacji międzyludzkich budziła instynktowny sprzeciw. Uparte eksploatowanie najróżniejszych resentymentów (kobiety, geje, kolejne narody) – zmęczenie. Bolano zapewne? (może raczej częściowo) potępia maczyzm, ale jest on tu także strukturą świata – jeśli kobieta dostaje rolę to związaną ze swoją płcią.
Podobały mi się poszczególne pomysły, jak ten straszliwy katalog zbrodni, podawany aż do przesytu, i właśnie ten przesyt, to znużenie, które budzi w czytelniku coś tak okropnego, jest tu efektem wstrząsającym. Cały czas budzi mój podziw zamysł na książkę, ta próba utkania z poszarpanych wątków jakiejś nadmiarowej prawdy. Ale Bolanowska interpretacja świata i ludzkiego życia wydaje mi się płytka, prześlizgująca po powierzchni znaczeń. Nudziła mnie powtarzalność emocji. Dodatkowo w tej feerii wyobraźni chilijskiego pisarza zabrakło kąta dla wolnej woli czytelnika. Mamy tu rzeczy do przyjęcia, do przemyślenia, ale nie do zinterpretowania. Tylko struktura jest skomplikowana jak puzzle z 1000 kawałków, pilnuj się czytelniku, bo jak coś zgubisz to nie ułożysz.
Język powieści jest w porządku o tyle, że ma dobry, gawędziarski rytm.
Zakończenie podniosło moją ocenę całości. To książka wydana pośmiertnie, bez ostatecznej redakcji autora, ale raczej kosmetycznej, nie wyobrażam sobie, żeby mogła mieć zamknięty finał.
„2666” to próba pokazania ludzkiego życia, losu człowieka rozpiętego na pajęczynie rzeczywistości. Z poszarpanej, jątrzącej struktury tego obrazu bierze się wielkość powieści. I zapewne Roberto Bolano chciał, żeby jej czytanie bolało. Myślę jednak, że warto sięgnąć do Marcela Schwoba (jednego z ulubionych pisarzy Bolano) i „Żywotów urojonych”, żeby zobaczyć jak inaczej można opowiedzieć o tym samym.
Gdybym czytała Bolano jako 20, nawet 30-latka podobałby mi się dużo bardziej, może do zachwytu. Obecnie wszystkie próby powrotu do literatury iberoamerykańskiej kończą się dla mnie swego rodzaju czytelniczym fiaskiem.
Dawno lektura nie wzbudziła we mnie tak ambiwalentnych uczuć. Z jednej strony są tu pomysły, opowieści jątrzące w czytelniku rany, zapamiętane, być może, na lata, z drugiej… pierwsze 500 stron przeczytałam w kilka dni, drugie 500 męczyłam 3 tygodnie. Bolano nudził mnie, zniesmaczał, rozgadywał się, gdy nie miał nic do powiedzenia. Chyba wszystkie wątki z drugiej wojny...
więcej Pokaż mimo toMęcząca. Właśnie to słowo najlepiej oddaje moje wrażenia po przeczytaniu (na raty) tej książki. Autor najwyraźniej miał frajdę z wymyślania postaci i ich życiorysów z mnóstwem nieistotnych szczegółów, natomiast zupełnie go nie ciągnęło do kreślenia kierunku fabuły, ani do solidnego scementowania wątków różnych bohaterów, którzy zdają się być połączeni cienką i nieprzekonującą nicią.
Męcząca. Właśnie to słowo najlepiej oddaje moje wrażenia po przeczytaniu (na raty) tej książki. Autor najwyraźniej miał frajdę z wymyślania postaci i ich życiorysów z mnóstwem nieistotnych szczegółów, natomiast zupełnie go nie ciągnęło do kreślenia kierunku fabuły, ani do solidnego scementowania wątków różnych bohaterów, którzy zdają się być połączeni cienką i...
więcej Pokaż mimo toTo było moje pierwsze spotkanie z Roberto Bolano. 2666 totalnie wgniotło mnie w fotel, uziemiło na jakieś dwa tygodnie, zachwyciło, wzruszyło i sprawiło, że pomyślałam: czy to możliwe, że dziś jeszcze pisze się takie książki? Ano możliwe. Jest to książka-bestia, powieść niepozbawiona wad, a jednocześnie zachwycająca, prawdziwe tour de force, pościg, w którym gonimy króliczka – nie po to, by go złapać, lecz dla samej przyjemności tekstu. Polecam z czystym sercem. Moim zdaniem jedna z najważniejszych powieści początku XX w.
To było moje pierwsze spotkanie z Roberto Bolano. 2666 totalnie wgniotło mnie w fotel, uziemiło na jakieś dwa tygodnie, zachwyciło, wzruszyło i sprawiło, że pomyślałam: czy to możliwe, że dziś jeszcze pisze się takie książki? Ano możliwe. Jest to książka-bestia, powieść niepozbawiona wad, a jednocześnie zachwycająca, prawdziwe tour de force, pościg, w którym gonimy...
więcej Pokaż mimo to"Każdy ma swoje własne zamiłowania: piłka nożna, kopulacja, picie piwa z puszki.
Mnie natomiast ogromną przyjemność sprawia dowiadywanie się różnych ponurych rzeczy z trudnych książek.”
- Stanisław Lem
I taką właśnie trudną książką jest "2666"
Jest to powieść, no właśnie, ale czy na pewno?
Wolumin ten składa się z kilku niepowiązanych ze sobą opowiadań, ale czy na pewno?
Opowiadania te to kilkusetstronicowe teksty, a więc same posiadają rozmiary iście powieściowe.
Każda z tych pozornie niepowiązanych opowieści w którymś momencie zahacza o Santa Teresa fikcyjne miasto w północnym meksyku, miasto klamrę rodem z Mad Maxa.
Jest to miejsce, w którym nieudolność władz, korupcja, nędza, chciwość i katastrofa ekologiczna stanowią tło dla rozgrywającego się tu festiwalu zbrodni, serii gwałtów i mordów na skalę wręcz masową, a życie toczy się dalej...
Księga ta jest zjawiskiem wręcz groteskowym, chwilami piękna jak dzieła wielkich klasyków, to znów chwiejnie balansująca na granicy kiczu.
Momentami pisana językiem górnolotnym, to znów pogrążająca się w reporterskiej paplaninie, by gwałtownie odbić w stronę rynsztoku...
Potrafi wciągnąć do tego stopnia, że chcemy szybko odwrócić kartkę, by dowiedzieć się, co jest na następnej stronie, to znów wikła się w szczegółach do tego stopnia, że poziom znużenia wzbudza w nas chęć ciśnięcia dziełem o ścianę.
Roberto Bolaño w swej historii stawia mnóstwo pytań, pytań o kondycję świata, o rolę literatury, o moralność, o historię jej wartość i ważkość i wreszcie o kondycję współczesnego człowieka...
Pytania te to niestety pytania otwarte i w "2666" nie znajdziemy na nie odpowiedzi...
Po lekturze rodzi się w mej skołatanej głowie jedno jeszcze pytanie - qué pasa?
Oczywiście polecam, choć z pewnością nie wszystkim...
"Każdy ma swoje własne zamiłowania: piłka nożna, kopulacja, picie piwa z puszki.
więcej Pokaż mimo toMnie natomiast ogromną przyjemność sprawia dowiadywanie się różnych ponurych rzeczy z trudnych książek.”
- Stanisław Lem
I taką właśnie trudną książką jest "2666"
Jest to powieść, no właśnie, ale czy na pewno?
Wolumin ten składa się z...
Ambiwalencja – słowo to ciśnie mi się na usta, gdy myślę o „2666” Roberto Bolaño. Książce, która zachwyca konceptem i rozczarowuje detalami, która nudząc, nie pozwala oderwać się czytelnikowi od kolejnych zdań, by za chwilę pochłonąć jego uwagę tak bezkompromisowo, żeby musiał zrobić sobie dłuższą przerwę. Jest rozciągnięta do granic, tworząc jednocześnie uczucie niedosytu, napisana w sposób przystępny, z brakiem większej finezji, stosując przy tym bogactwo technik narracyjnych. Mogłaby się w końcu podzielić na pięć osobnych powieści, aby rozpisana jako jedna, dawać sporo satysfakcji. Tak, sam nie wiem czy mi się podobało (w klasycznym tego słowa znaczeniu),ale wiem, że doświadczyłem czegoś wyjątkowego.
Autor pisząc tę powieść, czuł, że jego czas nadchodzi, że choroba go pokona. Tworzył zatem swój literacki testament, można powiedzieć – dzieło życia. Monumentalną opowieść o złu w najczystszej i najbardziej nieprzeniknionej postaci. O złu, którym jest miasto - Santa Teresa, bo o nim mowa, to odbicie prawdziwego Ciudad Juarez – miejsca mordu setek kobiet. Miejsca, gdzie nie można liczyć na sprawiedliwość ani dobre zakończenie.
„2666” podzielone jest na pięć części, które łączą się z sobą ową fatalną metropolią. W każdej z tych opowieści, bohaterowie, mierzą się ze swoim życiem właśnie w Santa Teresa. Każdy rozdział, jest też napisany delikatnie innym stylem. Mamy zatem romans z wielką literaturą w tle, trochę strumienia świadomości, lekki uśmiech w kierunku noir czy zapożyczenia z historyczno-przygodowego gatunku. Jednak najważniejsza jest część czwarta. Nieomal literatura reporterska, która dokonuje wiwisekcji prawie połowy popełnionych zbrodni. Jest to też część najdłuższa i najbardziej przytłaczająca, a jej lektura może przynieść dwie reakcje – rozpacz, albo obojętność. Obie dość intensywnie odbiją się na samoświadomym czytelniku.
Bo to, co w tej książce działa najlepiej, to poczucie, że całość została wymyślona w oparciu o prawdziwe wydarzenia, że gdzieś tam, daleko od nas, to wszystko dzieje się naprawdę. Kobiety są brutalnie mordowane, a organy ścigania bezradne. Choć może po prostu opieszałe. I czytając, strona za stroną, opisy makabrycznych zbrodni, jednocześnie dowiadując się czegoś o życiu ofiar, można się załamać. Zwłaszcza, że trwa to prawie przez 1/3 książki. Książki, która ma ponad 1000 stron. Szczególnie, że z tej podawanej w wiadomościach statystki, wystają prawdziwe postacie.
I oczywiście, da się (lekko) odpocząć przy pozostałych historiach. Można szukać jakichś pozytywów, ale zawsze, ostatecznie, i tak skończymy w tym martwym miejscu. Tak jak kobiety tam mieszkające, w końcu muszą stać się jego ofiarami. Choćby tylko mentalnymi. I rozpiętość tego projektu budzi szczery podziw, jednak jest też swoim własnym wrogiem.
By w pełni docenić delikatną nitkę wykwintnie łączącą ze sobą wszystkie historie przydałoby się „2666” przeczytać kilka razy. Czyli pisząc wprost, należałoby siadać do ponad 1000 stronicowej książki raz za razem. Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Po pierwsze, ze względu na współczesny kanon czytelnika, który z przyswajaniem kultury się raczej śpieszy, tak by nie umknęły mu żadne nowości, a po drugie, bo Roberto Bolaño nie stworzył aż tak zachwycającej literatury, by chciało się doń wracać, byle tylko z nią poobcować. Stworzył świetną książkę, ale jej przydatność estetyczna wyczerpuje się po pierwszym czytaniu. Czy zatem znajdą się tacy, którzy będą spędzać tygodnie na powielaniu spotkań z chilijskim pisarzem, tylko dla tych zakamuflowanych niuansów? Niewątpliwie, choć podejrzewam, że będą nielicznymi wybrańcami.
Szczególnie, iż nie jestem pewny (ponieważ czytałem książkę tylko raz) czy owe szczegóły są faktycznie tak sprawnie poukrywane, czy może zwyczajnie giną w tym zalewie kartek. Może to nie kunszt pisarski, a rozwiązłość twórcza nadaje im tak skryty charakter.
I tu leży główny (moim zdaniem) problem „2666” – niewiedza czytelnika czy jest to praca skończona. Niby są informacje, że Bolaño nie zamierzał już wiele poprawiać, że osiągnął zadowalający efekt, ale wciąż nasuwają się pytania: „czy nie pracował zbyt szybko, byle tylko skończyć?”, „czy fizyczne cierpienie nie zaciemniało mu umysłu?”, „czy w tych ostatnich korektach, nie popełniłby zmian kluczowych?”, nie wiadomo.
I jak często się zdarza, tak i tu, śmierć twórcy unieśmiertelnia jego dzieło. Czy słusznie? Nie mnie oceniać, ale jednego jestem pewny – „2666”, to pozycja nietuzinkowa, świetna, godna polecenia. Nie wiem tylko czy aż tak wybitna jak wszyscy wokół krzyczą.
I nie wiem czy te okrzyki, jej z czasem nie zaszkodzą.
Tak jak pisałem, ambiwalencja - słowo to ciśnie mi się na usta, gdy myślę o „2666” Roberto Bolaño.
Ambiwalencja – słowo to ciśnie mi się na usta, gdy myślę o „2666” Roberto Bolaño. Książce, która zachwyca konceptem i rozczarowuje detalami, która nudząc, nie pozwala oderwać się czytelnikowi od kolejnych zdań, by za chwilę pochłonąć jego uwagę tak bezkompromisowo, żeby musiał zrobić sobie dłuższą przerwę. Jest rozciągnięta do granic, tworząc jednocześnie uczucie niedosytu,...
więcej Pokaż mimo toJedno z największych, jeśli nie największe, wyzwanie czytelnicze w dotychczasowym moim życiu.
Prawdopodobnie największa objętościowo książka jaką czytałem, i chociaż fizycznie nie wydaje się byc najwiekszego formatu, to jednak czczionka malutka, brak podziału na jakiekolwiek rozdziały, i w większosci niestandardowa forma zpaisu dialogów mówią same o olbrzymiej ilości treści zawartej na tych stronach.
Jaka jest ta książka? Wspaniała. Okropna. Miałem ją ochotę wyrzucic tyleż samo razy ile razy nie mogłem się od niej oderwać. Przy niektórych fragmentach usypia się tylko po to by przy kolejnych tracić dziesiątki stron niewiadomo kiedy. Nie jest to książka która daje dużo przyjemności z czytania. Jest poważna, ciężka, mroczna, diabelnie wymagająca. nie poczytacie jej sobie w dowolnych warunkach. Jest brutalna, oschła, wyrafinowana, prostacka, piękna, obrzydliwa. Daje niesamowitą satysfakcje z czytania, i jej skończenie daje tej satysfakcji jeszcze więcej, zdobycie kamienia milowego w czytaniu. Nie jest dla wszystkich, ale jeśli jest coś w tobie co chociaż odrobinę przyciąga cię do tej pozycji to napewno musisz z nią wygrać.
A gdyby teraz ktoś mnie zapytał, o czym była ta książka z przerażającą okładką, to choć wiem że w większości ją zrozumiałem, moja odpowiedź brzmiała by:
cholera, w sumie nie wiem.
Polecam wybranym.
Jedno z największych, jeśli nie największe, wyzwanie czytelnicze w dotychczasowym moim życiu.
więcej Pokaż mimo toPrawdopodobnie największa objętościowo książka jaką czytałem, i chociaż fizycznie nie wydaje się byc najwiekszego formatu, to jednak czczionka malutka, brak podziału na jakiekolwiek rozdziały, i w większosci niestandardowa forma zpaisu dialogów mówią same o olbrzymiej ilości treści...