-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać325
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2023-05-19
2022-09-20
Jeeeeeżżu...za jakie grzechy...
Nie wiem, może to ze mną coś nie tak, oceny na lc 7/10, a ja czytam i z każdą stroną zadaję sobie pytanie „serio? serio?”
Zacznę może od plusów...jest jeden. Ta książka ma naprawdę dobrą fabułę, może trochę oklepaną, ale taką w dobrym amerykańskim stylu. Poza tym jest tylko jeden minus (tak jak i plus ) autor, Thomas Arnold, a raczej Arnold R. Płaczek, nie umie pisać, nie umie nic, a nic, a że jest taki bardzo amerykański powiem, że „not at all”. Sama intryga kryminalno-sensacyjna, jak wspomniałam dobra, ale wykonanie, boszszsze widzisz i nie grzmisz...dialogi...postaci...akcja jest naszpikowana tyloma nieprawdopodobnymi zdarzeniami, jest tak wiele niedokończonych wątków, które autor rozpoczął i chyba mu się znudziły (może miał nadzieję, że nikt nie zauważy, że tam były), nieposprzątane trupy, o których zapomniał leżą tam, gdzie je porzucono chyba po dziś dzień.
Dobra nieważne...wiele jestem w stanie wybaczyć...oprócz jednego...biorąc do ręki książkę oczekuję, że autor będzie potrafił pisać (lepiej lub gorzej). Ten, oprócz tego, że jest dobrym „wymyślaczem” historyjek, pisać nie powinien. Może powinien wymyślać dla kogoś, kto umie pisać, sam zdecydowanie nie powinien.
Aaaaa i nazwał swoich bohaterów nazwiskami swoich ulubionych pisarzy (a ja na początku zastanawiałam się skąd ja znam te nazwiska póki nie przeczytałam notki o autorze)...tego nie będę komentować, nawet nie chcę. Raczej nie polecam, bo w tym gatunku Ludlum, Cook, Cussler itp. napisali już wszystko i to na takim poziomie, że o zamiennik nie trudno.
Jeeeeeżżu...za jakie grzechy...
Nie wiem, może to ze mną coś nie tak, oceny na lc 7/10, a ja czytam i z każdą stroną zadaję sobie pytanie „serio? serio?”
Zacznę może od plusów...jest jeden. Ta książka ma naprawdę dobrą fabułę, może trochę oklepaną, ale taką w dobrym amerykańskim stylu. Poza tym jest tylko jeden minus (tak jak i plus ) autor, Thomas Arnold, a raczej Arnold...
Wybrałam tę lekturę z kilku względów. Między innymi ze wzgledu na spokrewnienie autorki z Julianem Fellowesem. Po prostu chciałam zobaczyc jak jej „poszło”. Drugim powodem było oparcie fabuły na prawdziwym zabójstwie pielęgniarki Florence Nightingale Shore w 1920 roku w pociągu Londyn-Brighton.
Polecam jako niewymagającą lekturę. Niewymagającą jednak wcale nie oznacza głupią. Fajnie wykreowane tło społeczno-obyczajowe, dobrze nakreślone postaci. Pierwsza cześć książki to przede wszystkim powieść obyczajowa, dopiero w drugiej części wątek kryminalny bierze górę. Świetnie skonstruowana zagadka kryminalna z zaskakującym zakończeniem. Domyśliłam się wcześniej tylko połowy rozwiązania, nie odgadując KTO, więc za to wielki plus dla autorki.
Uprzedzam, że skojarzenia z Agathą Christie zupełnie nie trafione. I dobrze, mistrzyni jest tylko jedna. Polecam!
Wybrałam tę lekturę z kilku względów. Między innymi ze wzgledu na spokrewnienie autorki z Julianem Fellowesem. Po prostu chciałam zobaczyc jak jej „poszło”. Drugim powodem było oparcie fabuły na prawdziwym zabójstwie pielęgniarki Florence Nightingale Shore w 1920 roku w pociągu Londyn-Brighton.
Polecam jako niewymagającą lekturę. Niewymagającą jednak wcale nie oznacza...
Całą książkę zastanawiałam się dlaczego niektórzy czytelnicy tak bardzo krytykują autora. Ja nie jestem specem w temacie thrillera, ale w tym roku m.in. dzięki wymianom książkowym, przeczytałam ich chyba więcej niż przez całe życie. Ta książka na tle tych innych przeczytanych wcale nie była zła. Była na pewno lepsza niż bestsellerowe „Ostre przedmioty”. Lepsza niż „Ene, due, śmierć”. Zdecydowanie lepsza niż „Śpij spokojnie”. Ta książka, w przeciwieństwie do wymienionych, przynajmniej jest „o czymś” i ma
„jakiś” bohaterów. Nie jest mdła, bezbarwna albo odstręczająca.
Zakończenie dobre, może trochę wydumane, ale to przecież fikcja i nie o to tak naprawdę chodzi w tej książce.
Cóż można wymagać od gatunku „czytadło”. Niewiele. Najbardziej tego, by przepaść w lekturze, by na chwilę wejść do innego świata, w którym tak naprawdę nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Dlatego oceniam ją jako dobrą pozycję w swoim gatunku, wcale nie odbiegającą od innych „dziewczyn” zaginionych lub nie.
Całą książkę zastanawiałam się dlaczego niektórzy czytelnicy tak bardzo krytykują autora. Ja nie jestem specem w temacie thrillera, ale w tym roku m.in. dzięki wymianom książkowym, przeczytałam ich chyba więcej niż przez całe życie. Ta książka na tle tych innych przeczytanych wcale nie była zła. Była na pewno lepsza niż bestsellerowe „Ostre przedmioty”. Lepsza niż „Ene,...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Chore, chore to wszystko” - to cytat z tej książki, który najlepiej ją opisuje.
Reporterka z Chicago wraca do swojej rodzinnej miejscowości by napisać artykuł o niewyjaśnionych okolicznościach śmierci dwóch dziewczynek. I na tym właściwie można poprzestać streszczając tę książkę.
Główna bohaterka psychicznie chora, właściwie większość bohaterów psychicznie chorych. Może jeden czy dwóch normalnych, ale i tak nie da się ich polubić bo po prostu autorka nie przybliża czytelnikowi tych postaci.
Kto zamordował dziewczynki domyśliłam się około pięćdziesiątej strony, ale myślę sobie: męczę dalej, jak mówią recenzje zakończenia ma mnie zwalić z nóg...
Generalnie całe 350 stron jest opisem nieudolnego śledztwa policji (chociaż jak się okazało pod koniec nie było ono nieudolne i autorka to wiedziała ale może nie chciała powiedzieć) i pożal się boże, dziennikarki śledczej oraz pijackich spotkań w śmierdzących miejscach lub na imprezach domowych (też śmierdzących). Na tych 350 stronach około 300 razy ktoś wymiotował i 500 razy płakał... nie, przepraszam, nie chciałabym wprowadzić w błąd w drugiej połowie książki omijalam większość opisów nic nie wnoszących do fabuły, więc mogłam któreś rzyganie ominąć przypadkiem. Tak bardzo chciałam już dotrzeć do końca i poznać to zakończenie, które mnie zwali z nóg
...zakończenie, jak zakończenie...zamordował ten bohater, którego podejrzewałam, oprócz tego znowu ktoś się porzygał, więc moja wiedza jest bogatsza o ten jeden opis ...
Jeśli autorka chciała aby jej książka otarła się o groteskę, to jej się nie udało, bo jest po prostu niesmacznie. Jeśli chciała, aby jej książka była bardzo realistyczna to też jej się nie udało, bo, mimo tego zdegenerowanego świata wokół, nie wierzę aby gdziekolwiek istniało takie środowisko z gruntu złe i zblazowane.
Cóż, żałuję, że poświęciłam dwa dni z mojego czytelniczego życia na tą papkę...ale podobno w każdej sytuacji są jakieś plusy. W tym przypadku są to tylko „plusy ujemne” jak mnie zapytacie w grudniu o największe czytelnicze rozczarowanie, to ja już wiem.
„Chore, chore to wszystko” - to cytat z tej książki, który najlepiej ją opisuje.
Reporterka z Chicago wraca do swojej rodzinnej miejscowości by napisać artykuł o niewyjaśnionych okolicznościach śmierci dwóch dziewczynek. I na tym właściwie można poprzestać streszczając tę książkę.
Główna bohaterka psychicznie chora, właściwie większość bohaterów psychicznie chorych. Może...
Bestsellerowy amerykański pisarz, nominowany do nagrody Edgara Alana Poe. W Polce znany głównie z trzech powieści należących do cyklu Tracy Crosswhite. „Pan ławy przysięgłych” to pierwsza w Polsce wydana w 2007 r powieść tego autora i jednocześnie pierwsza z serii David Sloane. Niestety nie odbiła się większym echem, być może reklama była niezbyt nachalna ;)
Książka, co zdecydowanie sugeruje tytuł, nie jest thrillerem prawniczym w stylu Grishama. Jednak na pytanie „czym jest”, odpowiedź nie jest jednoznaczna. Jest po trosze świetnym kryminałem (momentami nasuwało mi się skojarzenie z Deaverem) oraz świetną amerykańską sensacją. I mówię to ja, która właściwie wszystkich (z kilkoma wyjątkami) amerykańskich autorów kryminałów urodzonych po Chandler’ze, skreśla z mojej czytelniczej listy.
Owszem głównym bohaterem jest tu adwokat. Jest on jednak również byłym wojskowym i akcja właśnie dzieje się wokół wydarzeń z owej przeszłości, które ten pamięta bardzo wybiórczo. Mamy więc wszystko, co solidna amerykańska sensacja mieć powinna. Przede wszystkim wojskowych ze służb specjalnych, uzbrojonych i świetnie wyszkolonych złoczyńców podążających ich tropem. Mamy strzelaniny, pościgi, wybuchy i pożary. Mamy również malutki wątek miłosny i przesłanie, że najważniejsze w życiu to rodzina. Mamy Biały Dom i Prezydenta (jakżeby inaczej). No i w końcu mamy Happy End, mimo, że ścieżka do niego była usłana wieloma trupami.
Powiem tylko jedno, podobało mi się, tak, dalej jestem w szoku, że mi się podobało.
Akcja jest wciągająca, a opisy pojawiające się gdzieniegdzie piękne. Wszystko z dodatkiem szczypty (oczywiście amerykańskiego) poczucia humoru. Książka napisana bardzo plastycznie, sceny przesuwały się przed moimi oczami niczym film. Gotowy scenariusz, chyba już nawet mam skompletowaną całą obsadę do tej hollywoodzkiej superprodukcji ;)
Jeśli macie ochotę na sensację polecam!
Bestsellerowy amerykański pisarz, nominowany do nagrody Edgara Alana Poe. W Polce znany głównie z trzech powieści należących do cyklu Tracy Crosswhite. „Pan ławy przysięgłych” to pierwsza w Polsce wydana w 2007 r powieść tego autora i jednocześnie pierwsza z serii David Sloane. Niestety nie odbiła się większym echem, być może reklama była niezbyt nachalna ;)
Książka, co...
Po przeczytaniu kilku pierwszych zdań stwierdziłam, że ta książka będzie literacką ucztą...ale...dotarłam do połowy i...wszystko zniknęło.
Wielki mam problem z tą książką. Z jednej strony świetnie wykreowany klimat. Jeśli oceniać w tej kategorii to chyba najlepsza książka (najlepszy fragment książki) jaką czytałam w życiu (oczywiście oprócz „Misery”, która jest absolutnie poza konkursem). Duszna atmosfera małego miasta, niesamowite emocje i napięcie do granic możliwości. Jednak mniej więcej w połowie autor zmienia kierunek na (jak dla mnie) zdecydowanie zbyt moralizatorski, wtrącając dziwne teologiczne rozważania. Trochę rodem z Coelho. Przyznaję, że przeskoczyłam część tych dziwnych fragmentów, nie dałam rady. Tak jak nie daję rady czytać Coelho. Końcówka znów świetna, wraca klimat, wraca napięcie.
Po przeczytaniu kilku pierwszych zdań stwierdziłam, że ta książka będzie literacką ucztą...ale...dotarłam do połowy i...wszystko zniknęło.
Wielki mam problem z tą książką. Z jednej strony świetnie wykreowany klimat. Jeśli oceniać w tej kategorii to chyba najlepsza książka (najlepszy fragment książki) jaką czytałam w życiu (oczywiście oprócz „Misery”, która jest absolutnie...
Nie jest to kryminał, nie jest to nawet thriller, a jeśli już bardzo ktoś chciałby tak nazwać tę książkę to bardzo „cieniutki” thriller. Dla mnie „Dom sióstr” to po prostu powieść. Powieść wielowątkowa, dobrze napisana i wciągająca, ale jednak coś jej jakby brakuje. Brakuje albo konsekwencji u autorki by napisać powieść przez wielkie „P”, albo za dużo było chęci by napisać thriller.
Opowieść o losach dwóch rodzin tocząca się przez obie Wojny aż po współczesność. Kilka bardzo ciekawych postaci oraz wątków. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, pewnie nie ostatnie, ale pewnie też następne nie nadejdzie szybko. Podobało mi się, jednak takie książki to dla mnie raczej rzadkość. Jeśli czytam kryminał, to lubię „rasowy”, jeśli powieść, to niech ona powieścią będzie w pełnym tego słowa znaczeniu. Niemniej jednak to przyjemna lektura, zupełnie niewymagająca, w sam raz na wakacje.
Nie jest to kryminał, nie jest to nawet thriller, a jeśli już bardzo ktoś chciałby tak nazwać tę książkę to bardzo „cieniutki” thriller. Dla mnie „Dom sióstr” to po prostu powieść. Powieść wielowątkowa, dobrze napisana i wciągająca, ale jednak coś jej jakby brakuje. Brakuje albo konsekwencji u autorki by napisać powieść przez wielkie „P”, albo za dużo było chęci by napisać...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza cześć serii o policjantach z Lipowa. Sięgałam po nią z nadzieją na lekką, fajną historię z zagadką w tle. W końcu tak obiecują na okładce, powołując się na moją ulubioną mistrzynię kryminału Agathę Christie. No cóż...po lekturze stwierdzam - nic bardziej mylnego.
"Motylek" podzielony jest na dwie części, każda niejako dotyczy jednego morderstwa. W zasadzie morderstwa są trzy, ale odniosłam wrażenie, że autorka po prostu nie wiedziała jak zakończyć wątek tej trzeciej bohaterki, więc po prostu ją uśmierciła. Pierwsza sprawa bardzo ciekawa. Naprawdę miałam nadzieję na coś ekstra. Jednak pierwsza cześć książki okazała się po prostu nudna i przewidywalna. W drugiej części gdy już coś drgnęło, to morderstwo było sztampowe.
Pomijając fabułę, kreacja postaci leży na całej linii. Wszyscy bohaterowie są sztampowi, dwuwymiarowi. Jak blondynka to musi być głupia, jak bogaty to musi mieć problemy rodzinne...itd. Dylematy moralne głównej bohaterki (chociaż nie wiem dlaczego głównej, skoro ona nic nie wnosi do powieści) po prostu śmieszne.
Zespół policjantów z komisariatu w Lipowie (czterech czy pięciu na wiejskim komisariacie i sekretarka) groteskowy. Rozumiem, że fikcja literacka rządzi się swoimi prawami, ale bez przesady...
Jest jedna postać, która wywołała u mnie iskierkę zainteresowania to był syn jednego z policjantów, Bartek. Tylko, że jedna postać na 600 stron to trochę mało.
Całość bardzo infantylna, napięcia brak (a w końcu to kryminał).
Podsumowując, nie podobało mi się ocena 4/10 (bo czytałam gorsze)
Staram się nigdy nie osadzać po pierwszej części, ale w tym przypadku nie wiem kiedy sięgnę po następną. Mamy tylu wspaniałych polskich autorów kryminałów, że chyba szkoda mi będzie czasu na Puzyńską.
Pierwsza cześć serii o policjantach z Lipowa. Sięgałam po nią z nadzieją na lekką, fajną historię z zagadką w tle. W końcu tak obiecują na okładce, powołując się na moją ulubioną mistrzynię kryminału Agathę Christie. No cóż...po lekturze stwierdzam - nic bardziej mylnego.
więcej Pokaż mimo to"Motylek" podzielony jest na dwie części, każda niejako dotyczy jednego morderstwa. W zasadzie...