-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2013-04-05
2013-07-02
2012-08-15
Być może powinnam opisywać każdy tom trylogii osobno, lecz nauczona innymi przypadkami, wiedziałam, że zanim da się naprawdę obiektywnie ocenić takie dzieło, należy zapoznać się ze wszystkimi książkami wchodzącymi w jego skład. Tak też uczyniłam, a więc recenzja niniejsza jest sumą wrażeń z chwil spędzonych nad lekturą „Więźnia”, „Bramą Wezyra” oraz „Rycerza z Alcantary”, co łącznie dało mi 1676 stron Historii przez duże H.
Zacznijmy od tego, że trylogia Adalida to gratka dla miłośników historii, oraz pasjonatów hiszpańskiej kultury – cała reszta czytelników raczej tego dzieła nie doceni i prawie na pewno nie przebrnie przez pierwszy tom. Na szczęście dla autora, ponad 300 000 sprzedanych egzemplarzy na całym świecie, świadczy jednak o tym, że jednych i drugich nie brakuje, zatem warto było podjąć się napisania takiej książki. A Jesús Sánchez Adalid wykonał iście benedyktyńską robotę. Przygotowując się do pisania powieści posiłkował się bardzo wieloma źródłami historycznymi dotyczącymi szesnastowiecznej Hiszpanii, od jej kultury i obyczajowości, po politykę międzynarodową i militarną. Źródła oraz objaśnienia naturalnie można znaleźć na końcu każdej książki. Dzięki tejże monumentalnej pracy, czytelnik przenosi się w czasie, by stać się współuczestnikiem oraz obserwatorem życia różnych warstw społecznych epoki ostatnich lat panowania Karola V, a następnie jego syna, następcy tronu Filipa II.
Jeśli przebrniecie przez pierwszy tom powieści, a nie ukrywam, że miejscami jest trudny i nudny, bo obyczajowy do bólu, to następne książki wynagrodzą wytrwałość. W kolejnych odsłonach powieść zyskuje niezwykle interesującą fabułę, oraz akcję, która nie raz zaskoczy i wciągnie w swój wir – wszystko jak zawsze osadzone w konkretnych realiach historycznych.
Być może powinnam opisywać każdy tom trylogii osobno, lecz nauczona innymi przypadkami, wiedziałam, że zanim da się naprawdę obiektywnie ocenić takie dzieło, należy zapoznać się ze wszystkimi książkami wchodzącymi w jego skład. Tak też uczyniłam, a więc recenzja niniejsza jest sumą wrażeń z chwil spędzonych nad lekturą „Więźnia”, „Bramą Wezyra” oraz „Rycerza z Alcantary”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-11
Biblia umarłych to kawał dobrej lektury. Już dość dawno żadna powieść nie sprawiła, że kończąc rozdział miałam dreszczyk – Tomowi Knoxowi się udało! W książce sporo jest autentycznych smaczków, oraz bardzo sugestywnych scen, które sprawiają, że włos się jeży na głowie, a ciekawość sięga zenitu.
Książkę warto przeczytać z bardzo wielu powodów. Jest świetnie napisanym thrillerem, ale też nie żadnym tam lekkim czytadłem, o którym łatwo zapomnimy.
Znakomita większość akcji toczy się w egzotycznej Azji Południowo Wschodniej – Kambodża, Laos, Tajlandia. Taki ciekawy pomysł osadzenia akcji to jedno, ale realizacja to coś zupełnie innego, lecz muszę przyznać, że autor poradził sobie z zadaniem perfekcyjnie. Każda sceneria została odmalowana bardzo realistycznie. Śledząc losy bohaterów – fotoreportera Jake’a oraz Chemdy, Kambodżanki pracującej dla ONZ – odbywamy niesamowitą podróż po azjatyckich dżunglach, wioskach, miastach i miasteczkach. Warto wiedzieć, że Tom Konx odwiedził osobiście większość miejsc, o których pisze w swojej książce. Był tam, jadł smażone pająki i inne obleśne przysmaki azjatyckiej kuchni. Na własne oczy widział Równinę Dzbanów, Angkor Wat, wszechobecne pozostałości po wojnie i wiele innych rzeczy, o których mowa w tej powieści. Fotografie z wyprawy można obejrzeć na jego stronie, do czego gorąco zachęcam: http://www.tomknoxbooks.com/bible-of-the-dead/bible-of-the-dead-laos/
Już na początku powieści dowiadujemy się, iż Czerwoni Khmerzy mieli osobliwą obsesję na punkcie Równiny Dzbanów w Laosie – dzbany to wielkie starożytne naczynia, w których znajdują się ludzkie czaszki. Ot, archeologiczna ciekawostka. A jednak, w 1976 roku, Czerwoni Khmerzy, wspierani przez Chińczyków, czegoś tam usilnie poszukiwali. Z jakiego powodu tak ich to miejsce fascynowało? Co chcieli znaleźć? Chemda jako że sama jest Kambodżanką, z osobistych względów chce poznać prawdę o tajemnicach Czerwonych Khmerów i ich zbrodniach. Towarzyszący jej Jake po trosze ucieka przed samym sobą, po trosze szuka szansy na ciekawy reportaż. Odkrywając wraz z nimi zagadkę Równiny Dzbanów, poznajemy krwawą historię terroru Czewonych Khmerów, oraz oczami bohaterów oglądamy piętno, jakie odcisnął po sobie ten najokrutniejszy komunistyczny reżim jaki kiedykolwiek istniał. Aż trudno to sobie wyobrazić. Zamknięto wówczas szkoły, szpitale i fabryki, zlikwidowano banki i pieniądz, zdelegalizowano religię, zlikwidowano własność prywatną. Ludność miast przesiedlono przemocą na tereny wiejskie do tzw. kolektywnych gospodarstw rolnych, które w praktyce były obozami pracy przymusowej. Miasta dosłownie opustoszały! Czerwoni Khmerzy mordowali ludzi bez opamiętania, nastało prawdziwe piekło. Nie oszczędzali nikogo, szczególnie fachowców i intelektualistów – zabijano nawet za sam fakt posiadania okularów i zbyt delikatnych dłoni, nie mówiąc już o umiejętności czytania. Większość źródeł podaje, że liczba ofiar Czerwonych Khmerów jest absolutnie rekordowa w skali świata. Nikt nie zna dokładnych danych, lecz przyjmuje się, że liczba zamordowanych, zmarłych z głodu i chorób osób sięgnęła 25% całej populacji Kambodży.
Oczywiście obok masowych egzekucji i tortur, przeprowadzano również różne pseudomedyczne eksperymenty na ludziach. To też stało się trzonem powieści „Biblia umarłych” , lecz by nie zepsuć przyjemności czytania, nie zdradzę na czym się one tak dokładnie opierały i co stało się ich celem…
Powieść sama w sobie oczywiście stanowi fikcję literacką, lecz autor bardzo wiele inspiracji czerpał z autentycznych źródeł historycznych i naukowych, oraz wspomnianej własnej wyprawy w głąb Azji. Ostrzegam: fabuła książki, jej bohaterowie oraz przemyślenia o naturze ludzkich uczuć (lub ich braku), bardzo głęboko zapadają w pamięć!
Biblia umarłych to kawał dobrej lektury. Już dość dawno żadna powieść nie sprawiła, że kończąc rozdział miałam dreszczyk – Tomowi Knoxowi się udało! W książce sporo jest autentycznych smaczków, oraz bardzo sugestywnych scen, które sprawiają, że włos się jeży na głowie, a ciekawość sięga zenitu.
Książkę warto przeczytać z bardzo wielu powodów. Jest świetnie napisanym...
2012-06-23
2012-06-18
Powieść wywarła na mnie tak duże wrażenie, że aż nie wiem od czego zacząć. TY, to absolutnie genialny thriller sensacyjny: hipnotyzujący, pełen zwrotów akcji, okraszony czarnym humorem i z nietuzinkowo prowadzoną narracją. Bohaterki i bohaterowie są doskonale wykreowanymi postaciami, cała historia została świetnie skonstruowana.
Może spróbuję wyjaśnić, dlaczego tytuł brzmi TY. Otóż w tej historii przewija się wiele postaci, lecz cała narracja prowadzona jest w drugiej osobie i mówiący zwraca się do czytelnika jako wykonawcy czynności. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką koncepcją, ale niesamowicie mi się to spodobało.
Kompetencje, wiedza i punkt widzenia każdorazowo się zmieniają, stanowią punkt widzenia któregoś z bohaterów, którym aktualnie się “stajemy”. Kolejne etapy historii przeżywamy zatem na zmianę z perspektywy różnych postaci, posiadając ich indywidualne doświadczenie, sposób myślenia i reagowania. W kolejnych rozdziałach raz jesteśmy psychopatą podróżującym po Niemczech i dokonującym masowych zabójstw, za chwilę staniemy się dziewczyną z paczki (w sumie jest ich pięć, każda na swój sposób zakręcona), bossem narkotykowym, albo napakowanym nastolatkiem synem mafioza... Raz nawet jesteśmy trupem i oglądamy jak dziewuchy wkładają nas do zamrażarki.
Panu Zoranowi Drvenkarowi należą się słowa uznania, bo na pewno trudno było opowiedzieć historię w taki sposób i sprawić, by każda z postaci była unikalną indywidualnością, a jednocześnie nadać temu wszystkiemu spójną fabułę.
W skrócie akcja wygląda tak, że dziewuchy stają się posiadaczkami kilku kilogramów narkotyków, które zabrały z domu jednej z koleżanek. Stało się to w dziwnych okolicznościach. Oskar, ojciec Taji jest młodszym bratem Ragnara Desche, gangstera, który zajmuje się przerzutem większych ilości narkotyków. Oskar umiera podczas kłótni z Tają, dziewczyna myśli że to była jej wina, boi się kogokolwiek zawiadomić, dlatego decyduje się wsadzić zwłoki ojca do zamrażarki. W akcie bezsilnej rozpaczy przez kilka dni ćpa towar, który znalazła gdzieś w gabinecie taty… Dziewczyny przychodzą z odsieczą, a że to głupie kozy, wpadają na pomysł, by towar spieniężyć. Niestety już pierwszym zainteresowanym nabywcą okazuje się być właśnie wuj Ragnar. Mafiozo szybko orientuje się, że Słodkie Szmaty mają jego narkotyki, dowiaduje się również o śmierci swojego brata i od tej pory bezlitośnie ściga dziewczyny. Równolegle rozwija się wątek tajemniczego Podróżnika, który co jakiś czas dokonuje masowych morderstw i przez wiele wiele lat pozostaje nieuchwytny dla władz...
To fascynująca przygoda, książka liczy blisko 600 stron, a czyta się z zapartym tchem! Totalny odjazd, dodaję do ulubionych. :)
Powieść wywarła na mnie tak duże wrażenie, że aż nie wiem od czego zacząć. TY, to absolutnie genialny thriller sensacyjny: hipnotyzujący, pełen zwrotów akcji, okraszony czarnym humorem i z nietuzinkowo prowadzoną narracją. Bohaterki i bohaterowie są doskonale wykreowanymi postaciami, cała historia została świetnie skonstruowana.
Może spróbuję wyjaśnić, dlaczego tytuł brzmi...
2012-06-01
Wszyscy znamy opisy mistycznych doświadczeń towarzyszących śmierci klinicznej – wrażenie unoszenia się w powietrzu, jasne światło, dziwny tunel, na końcu którego niektórzy spotykali zmarłych krewnych, inni anioły lub Jezusa. Gary Braver postanowił wykorzystać ten motyw, ale jeśli ktoś spodziewa się powieści zbudowanej na ogranych chwytach czy powielającej stereotypy, zostanie totalnie zaskoczony i wciągnięty w mroczną, trzymającą w napięciu historię.
Na końcu tunelu coś jest, a jakże. Ale tego się nie spodziewacie!
Zack Kashian, główny bohater tej powieści, musząc naprawić swój nadszarpnięty budżet, bierze udział w dość niecodziennych doświadczeniach. Naukowcy, finansowani z resztą przez fanatycznego teleewangelistę, niejakiego Gladstone’a, podają badanemu bardzo niebezpieczną substancję, tetrodotoksynę. Pozyskuje się ją z ryb fugu, jest ona silną neurotoksyną powodującą przerwanie przekaźnictwa elektrycznego w nerwach i wywołuje stan podobny do śmierci. Naukowcy monitorują wówczas pracę mózgu w poszukiwaniu anomalii neuroelektrycznych i próbują odpowiedzieć na pytanie, czego dokładnie doświadcza umierający człowiek. Czy wrażenia mistyczne są tylko skutkiem określonej reakcji elektryczno-chemicznej, czy świadomość naprawdę oddziela się od ciała i nawiązuje kontakt z inną formą świadomości?
Zack już podczas pierwszych testów wyraźnie doświadcza wrażenia obecności nieżyjącego ojca, ale z każdą kolejną sesją, te jego wizje stają się coraz bardziej nieprzyjemne i mroczne. Nie ulega wątpliwościom, że w stanie zawieszenia, kiedy toksyna powoduje porażenie nerwów, świadomość Zacka oddziela się od ciała i nawiązuje łączność z ojcem, jednak kontakt ten daleki jest od mistyki, nie ma żadnych chórów anielskich, ani światła… Smaczku dodaje fakt, że nie tylko Zack był „króliczkiem doświadczalnym” – badania trwają już od kilku lat, natomiast osoby które poddawane były działaniu toksyny fugu, umierały w dziwnych okolicznościach, najwyraźniej tracąc też zmysły.
Fundator badań chce dowieść, że “po drugiej stronie” istnieje niebo i Bóg w objęcia którego trafia każdy, bez względu na wyznanie. Jego fanatyczni przeciwnicy pragną powstrzymać bluźniercze eksperymenty i wynajmują w tym celu płatnego mordercę. Kierująca zespołem naukowców dr. Elizabeth Luria, chce nawiązać kontakt z synkiem oraz mężem, którzy zginęli w wypadku… Wszyscy są zdeterminowani i tak bardzo zaślepieni, że nie cofną się przed niczym. Czy ktoś dopnie swego? I czym jest to, czego doświadcza Zack?
Szczerze polecam lekturę „Tunelu”. Tematyka powieści jest naprawdę niecodzienna, a jak na porządny thriller naukowy przystało, nie zabrakło realizmu, emocjonujących chwil, zwrotów akcji i rosnącego napięcia, w którym autor bardzo skutecznie trzyma czytelnika do ostatnich stron.
Wszyscy znamy opisy mistycznych doświadczeń towarzyszących śmierci klinicznej – wrażenie unoszenia się w powietrzu, jasne światło, dziwny tunel, na końcu którego niektórzy spotykali zmarłych krewnych, inni anioły lub Jezusa. Gary Braver postanowił wykorzystać ten motyw, ale jeśli ktoś spodziewa się powieści zbudowanej na ogranych chwytach czy powielającej stereotypy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-02
Jeśli szukacie pikantnej lektury opowiadającej o świecie celebrytów, to nowa propozycja z Wydawnictwa Telbit, czyli Zemsta pióra Sharon Osbourne na pewno spełni Wasze oczekiwania. Pisząc tę książkę i kreując jej bohaterów, Sharon podobno w dużej mierze wzorowała się na autentycznych historiach. Jako żona Ozzy’ego Osbourne’a, siłą rzeczy musiała poznać kulisy branży rozrywkowej, oraz realia tego światka od kuchni. I w sumie autentyzm mocno daje się wyczuć już od pierwszych stron – zarówno fabuła, jak i psychologia postaci pozwalają wierzyć zapewnieniom, że mamy do czynienia z czymś więcej, niż tylko kreacją literacką.
Zemsta jest ciekawą i dobrze napisaną powieścią obyczajową, której dużym atutem jest galeria interesujących postaci. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, momentami jest straszno, momentami zabawnie. Ze względu na pikantne sceny, nadaje się do kategorii +18, oczywiście w dziale literatura dla pań, ale tego już chyba łatwo się domyślić po okładce. :)
Margaret Michaels, to zwykła dziewczyna pochodząca z robotniczej rodziny. Urodziła się i dorastała w skromnych warunkach, ale zawsze czuła się kimś ulepionym z lepszej gliny. Jako nastolatka zapragnęła wyrwać się do wielkiego świata, zaistnieć, zostać gwiazdą… Jej życiowym mottem była piosenka Killer Queen, która de facto opowiada o luksusowej prostytutce, ale zakładam że młoda Maggie o tym nie wiedziała (istotnie była wówczas niewinną i nieco naiwną osóbką). W końcu uciekła z rodzinnego miasteczka i zamieszkała w Londynie, gdzie ze wszystkich sił starała się zrealizować marzenie o gwiazdorstwie.
Najogólniej mówiąc, Maggie całą swoją postawą doskonale oddaje sens powiedzenia “mieć parcie na szkło”.
Pomimo ogromnej determinacji, raz po raz słyszała, że co prawda jest ładna, lecz brak jej tego czegoś i wielkie role ją omijały. Ostatecznie zachodząc w nieplanowaną ciążę z szemranym typkiem który ją zostawił, przedzierzgnęła się w Margaret Stone, stateczną panią domu i żonę pana Georga Stone’a. Tutaj też musiała zakończyć pogoń za sławą, lecz pałeczkę w tej sztafecie przekazała swoim córkom, głównym bohaterkom powieści.
Chelsea i Amber Stone pod względem charakterów różnią się diametralnie, ale też – co przez większą część powieści pozostaje dla nich tajemnicą – wcale nie są siostrami biologicznymi. Nie chciałabym tu wchodzić w tę zawiłą rodzinną historię, dość powiedzieć, że Margaret przez całe życie faworyzuje młodszą latorośl, czyli Amber. Chelsea to nieodrodna córka swojego prawdziwego ojca, czarującego lecz niemoralnego i nieprzewidywalnego Dereka, którego życie upływa na oszustwach oraz różnych lewych interesikach. Obie siostry zostaną celebrytkami światowego formatu, lecz Chelsea zdecydowanie dzięki swojej charyzmie i osobowości, a Amber… no cóż, choć bez wątpienia utalentowana, sławę zapewnią jej skuteczne starania Margaret, która spełni się w roli managera.
Niepokorna Chelsea zmierzy się z ciemną stroną sławy, narkotykami i imprezami, raz po raz będąc na okładkach plotkarskich czasopism, zaś grzeczna Amber znajdzie się w centrum hollywoodzkiego blichtru, jako uwielbiana gwiazda Oscarowych komedii romantycznych i kochanka najlepszego producenta…
Przyznam, że ja osobiście sympatyzowałam za “złą” Chelsea, chyba właśnie dlatego, że jest to postać tak bardzo wyrazista, naturalna i szczera. Amber pozostaje lalunią w złotej klatce, produktem kreowanym przez sztywną mamusię – choć później wyrwie się z pod jej wpływów, to wrażenie jakoś do niej przylgnęło.
Jeśli szukacie pikantnej lektury opowiadającej o świecie celebrytów, to nowa propozycja z Wydawnictwa Telbit, czyli Zemsta pióra Sharon Osbourne na pewno spełni Wasze oczekiwania. Pisząc tę książkę i kreując jej bohaterów, Sharon podobno w dużej mierze wzorowała się na autentycznych historiach. Jako żona Ozzy’ego Osbourne’a, siłą rzeczy musiała poznać kulisy branży...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-05-22
"Opus. Łowcy Księgi" to kontynuacja osadzonej w średniowieczu powieści dla młodzieży "Opus.Zakazana Księga". Oceny obu książek bywają słabe, ale moim zdaniem wynika to z faktu, że recenzenci jako "stare konie" nie zawsze sprawiedliwie uwzględnili, że nie jest to książka dla nich. Cóż, zapomniał wół jak cielęciem był. :)
Książka jest dobra, czuję, że gdybym tak znów miała 13-14 lat, to powieść "Opus" by mnie oczarowała.
Drugi tom zaczyna się dokładnie w miejscu, w którym zakończyła się poprzednia część. Amos i Klara nadal przeżywają swoją pełną niebezpieczeństw misję związaną z magiczną Księgą Duchów, która wzbudza niezwykłe zdolności w każdym, kto z otwartym sercem przeczyta zawarte w niej opowieści.
Inkwizytor Cellari wytrwale depcze im po piętach, ale również podcenzor Skythis ze swoimi Łowcami nie ustaje w wysiłkach, by przejąć "diabelską książeczkę". Niespodzianek mimo to nie zabraknie. Młodzi bohaterowie nie przypadkiem zostali uwikłani w całą aferę – już pod koniec pierwszej części okazało się, że należą do bardzo niezwykłych osób. Na przestrzeni wieków, to znaczy w swoich poprzednich wcieleniach, wiele razy byli kimś w rodzaju wielkich kapłanów i dzięki duchom posiadali ogromne nadnaturalne zdolności.
Pojawia się poważna wątpliwość, czy magiczne moce pobudzone po przeczytaniu kolejnych opowieści z Księgi Duchów rzeczywiście są całkiem nieszkodliwe, czy może inkwizycja ma trochę racji uważając je za niebezpieczne i szatańskie? I czy Amosowi oraz Klarze wyjdzie na dobre, jeśli przyswoją sobie całą magię duchów, oraz pomogą w realizacji planów Opus Spiritus?
Dowiadując się coraz więcej o bractwie, Amos i Klara zaczynają jednak przeczuwać, że niektórzy członkowie tej tajnej organizacji, mogą być równie bezwzględni i zaślepieni fanatyzmem, co słudzy kościoła. Wpływowy opat Trithemius i mag Faust z pewnością należą do ludzi, którym nie warto bezgranicznie ufać. Niestety Amos i Klara nie mają innego wyjścia, uciekając przed inkwizytorem Cellarim i siepaczami Skythisa, muszą przekazać Księgę Duchów Trithemiusowi – tylko on wie, do czego sprowadza się wieloletnia działalność Opus Spiritus i jaki jest ostateczny cel bractwa, a przynajmniej tej jego szemranej frakcji, która przejęła stery.
Dalszych szczegółów nie zdradzam, żeby nie popsuć nikomu zabawy - zakończenie jest ciekawe i dość zaskakujące. Tak jak pisałam w recenzji pierwszej części Opus, jest to powieść przygodowa, w której dzieje się całkiem sporo. Średniowieczny klimat nie jest przesadnie mroczny, lecz historia jest adresowana do młodego odbiorcy i w sumie nie ma co się dziwić, że pan Goessling postawił raczej na akcję i przygodę. W sumie nie ma co marudzić - moim zdaniem młodym się spodoba. W posłowiu w obu tomach autor wyjaśnia tło historyczne, oraz prostuje gdzie kończy się fikcja literacka.
Obie książki mogą być świetnym prezentem na przykład na Dzień Dziecka. Tylko nie kupujcie jednej, bo latorośl zaraz wygoni Was do księgarni po drugą! ;)
"Opus. Łowcy Księgi" to kontynuacja osadzonej w średniowieczu powieści dla młodzieży "Opus.Zakazana Księga". Oceny obu książek bywają słabe, ale moim zdaniem wynika to z faktu, że recenzenci jako "stare konie" nie zawsze sprawiedliwie uwzględnili, że nie jest to książka dla nich. Cóż, zapomniał wół jak cielęciem był. :)
Książka jest dobra, czuję, że gdybym tak znów miała...
2012-05-12
Na okładce książki możemy przeczytać taki oto komplement pod adresem autorki:
Cudowna umiejętność opowiadania. Los Angeles Daily News.
I ja zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości. Styl opowiadania pani Graham jest wyjątkowy, dodaje powieści wiele punktów. Przekonacie się o tym już podczas czytania bardzo klimatycznego prologu. Jak się okazuje, nawet scena gdy psychopata płynie przez bagna i wyrzuca zwłoki aligatorom, może mieć w sobie mnóstwo uroku.
Akcja powieści toczy się w słonecznym Los Angeles, a głównym motywem jest niespodziewane zaginięcie prawniczki. Marnie jest piękną kobietą, lecz to także bardzo zimna uwodzicielka – bawiła się praktycznie każdym mężczyzną, jaki stanął jej na drodze. Lista byłych kochanków, którzy mogliby chcieć zrobić jej krzywdę staje się dość długa, poza tym pojawiają się jeszcze brat i ojciec alkoholik, dla których mogłoby zależeć na spadku. Jedyną osobą, która darzy Marnie sympatią, jest Samantha, jej przyjaciółka i sąsiadka. Sam stanowi zupełne przeciwieństwo zepsutej prawniczki, w sumie jest nawet nieco naiwna w swej przyjaźni, bo dla Marnie nie ma nic świętego. W każdym razie, Sam od początku przeczuwa, że przyjaciółce jednak przytrafiło się coś niedobrego i stara się ją odnaleźć. Atmosfera zagęszcza się, kiedy na horyzoncie pojawiają się kolejni panowie, którzy choć pomagają w poszukiwaniach i podzielają niepokój Samanthy, to – jako że są eks kochankami Marnie – mogą mieć coś wspólnego z jej zniknięciem…
Ponieważ autorka czasem pokazuje świat z perspektywy tajemniczego mordercy, nie zdradzając rzecz jasna jego tożsamości, dowiadujemy się, że człowiek ten wziął Marnie na celownik, przede wszystkim dlatego, że jest (była?) ona zepsutą i niemoralną osobą. Ale czy to właśnie nią w prologu nakarmił aligatory? Czy może była to zupełnie inna kobieta, a Marnie nadal żyje? Morderca zaczyna obserwować Sam… W międzyczasie rozwija się wątek romantyczny. Sąsiadem Sam i Marnie został były gwiazdor rocka, Rowan Dillon, którego Samatha bardzo kochała, lecz który przed laty ją zostawił. Dawne uczucia odżywają, lecz ponieważ Rowan tuż po zamieszkaniu w okolicy, nie oparł się urokowi Marnie, znajduje się na liście podejrzanych o udział w jej zniknięciu. Czy to on prowadzi podwójną grę? Czy Sam powinna mu zaufać?
Książka dobrze trzyma w napięciu, Heather Graham świetnie prowadzi nas przez bagienko grzechów kolejnych postaci, oraz uwodzi swoim stylem opowiadania. Jako, że jest to thriller romantyczny, polecam lekturę zwłaszcza dla pań. Doskonale ubarwi ona letnie popołudnia, a ze względu na te klimatyczne scenerie z Los Angeles, obowiązkowo niech to będzie weekend spędzony na słońcu, w ogrodzie, lub nawet na plaży! :)
Na okładce książki możemy przeczytać taki oto komplement pod adresem autorki:
Cudowna umiejętność opowiadania. Los Angeles Daily News.
I ja zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości. Styl opowiadania pani Graham jest wyjątkowy, dodaje powieści wiele punktów. Przekonacie się o tym już podczas czytania bardzo klimatycznego prologu. Jak się okazuje, nawet...
2012-05-22
Christos Tsiolkas nie bawi się w żadne tam subtelności, wybiera skrajne kontrowersje i wyciska z nich wszystkie soki. Tak, chyba tylko on mógł napisać książkę, o fotografie geju, który zwiedza Europę. I wcale nie jest to sentymentalna wycieczka po starówkach…
Isaak to Australijczyk, syn Greckich emigrantów. Z krajem przodków właściwie nic go nie łączy, nawet niezbyt dobrze posługuje się greką – przyjeżdża do Grecji, ponieważ został zaproszony na wernisaż, gdzie mógł zaprezentować swoje fotografie. Niejako przy okazji zamierza odwiedzić wioskę, w której urodziła się jego matka, jak również zwiedzić kilka różnych europejskich miast. Plan zwiedzania (jeśli tak to mogę nazwać), nie obejmuje jednak muzeów i pięknych parków – Isaak jest fotografem naturalistą, przy czym zdecydowanie ciągnie go w kierunku zanurzania się w ciemnych stronach życia. Porusza się po dzielnicach, w których spotkać można nędzę, emigrantów, brud, płatny seks i przemoc.
Równolegle do wątku podróży Isaaka, Tsiolkas snuje opowieść z zamierzchłej przeszłości, która jak się okazuje, dotyczy rodowodu bohatera. Rozdział za rozdziałem, ujawnia się demon z przeszłości, przeszłości naznaczonej biedą, wojną, lokalnymi międzysąsiedzkimi waśniami, chciwością, okrucieństwem i zbrodnią, której dokonali dziadkowie Isaaka. Demon ten, choć został przepędzony w Australii, znów odżyje i upomni się o swoje, gdy Isaak postawi stopy na ziemi przodków.
Mamy tu ciekawy zabieg, ponieważ w powieści demon jest prawdziwą zjawą, którą Isaak dostrzega fizycznie na swoich zdjęciach i która go opętuje, a tak naprawdę zmora ma symbolizować specyficzną grecką nienawiść, którą matka i dziadek Isaaka zostawili za sobą emigrując do Australii. Będąc jeszcze „u siebie”, czyli w Grecji, nienawidzili obcych (tak jak u większości chrześcijan, nienawiść skupiała się przede wszystkim na Żydach), przy czym tak naprawdę sami byli tam obcy i gardzono nimi. Prababka nie była rodowitą greczynką, lecz Albanką, natomiast pradziadek był uważany za lokalnego głupka. Rodzina Paginisów uzyskała jako taki szacunek w swojej społeczności dopiero wtedy, gdy dziadek Isaaka, zdobył duże pieniądze, a dzięki majątkowi i najpiękniejszej żonie, teraz to on mógł gardzić resztą świata. Czas wojny oznaczał utratę majątku i głód, który dotkną każdego, a jedyne co przetrwało to greckie piekiełko międzyludzkiej zawiści. Na australijskiej ziemi, ta specyficzna zmora mogła zostać wypędzona, ponieważ tam wszyscy byli obcymi, mniej więcej w takim samym stopniu i na takich samych prawach…
Właściwie już na pierwszych stronach Tsiolkas sygnalizuje nam, że istotnym elementem jego powieści będzie nienawiść, lecz tu zupełnie nie chodzi o samą nienawiść do Żydów. Nienawiść do “innych” wcale nie wyczerpuje się na antysemityzmie, lecz ma bardzo wiele odcieni i wcieleń. Mamy choćby obrazek z Aten, kiedy Isaak szukając przygód seksualnych jest świadkiem pobicia młodego emigranta ze wschodu, który uprawia prostytucję by przeżyć. Niemal każdy kontakt Isaaka z rdzennymi grekami naznaczony jest wrogością, ponieważ Isaak pomimo że wygląda jak Grek i ma greckie korzenie, to w kraju przodków jest kimś obcym. Mamy także wstrząsający obrazek z Pragi, gdzie nasz bohater styka się ze środowiskiem gejowskiego pornobiznesu. Wykorzystywani są w nim – a jakże, głównie emigranci, traktowani jako ludzie gorszego sortu, oraz ubodzy miejscowi chłopcy. Lecz nawet sam Rosjanin będący ofiarą i biorący udział w homoseksualnym przedstawieniu dla pieniędzy, gardzi gejami i najchętniej by ich wystrzelał… Przykłady bardzo różnie ukierunkowanej nienawiści można mnożyć.
Ciągle ktoś kogoś za coś nienawidzi: biedny bogatego – bogaty biedniejszego; autochtoni przybłędów – przybłędy autochtonów i innych obcych; urodziwy przeciętnego – przeciętny ładnego; ofiara kata – kat ofiarę; Żyd gojów, a goje Żydów. Łańcuszek ten ciągnie się w nieskończoność, bez względu na miejsce na mapie. Ma tak bardzo wiele ogniw i odgałęzień, bo jakiś powód do nienawiści i pogardy drugim człowiekiem zawsze się znajdzie – tak samo jest w Wenecji, Berlinie, Atenach czy Londynie.
Przekaz powieści jest jasny: nienawiść, skrywana czy nie, była i jest wszechobecna, zaś granica pomiędzy nienawidzącym a nienawidzonym, gardzącym a pogardzanym, tak naprawdę nie istnieje. Ofiara jednocześnie może być katem dla kogoś innego i tam wylewać swoje własne frustracje.
Christosa Tsiolkasa można nie polubić za jego na wskroś pornograficzny styl opisywania rzeczywistości (czy chodzi o seks, czy o cokolwiek innego), ale faktem jest, że obnażając świat w taki a nie inny sposób, doskonale konfrontuje nas ze sprawami, które na co dzień są maskowane polityczną poprawnością. W powieści "Klaps" pokazał liczne skazy na społeczeństwie australijskim, w "Martwej Europie" natomiast zasygnalizował, że jako ludzie nie uwolniliśmy się od uprzedzeń i nienawiści. Możemy sobie w nieskończoność prawić o tolerancji, równości i braterstwie, ale to nie oznacza jeszcze, że stare demony nienawiści zniknęły.
Christos Tsiolkas nie bawi się w żadne tam subtelności, wybiera skrajne kontrowersje i wyciska z nich wszystkie soki. Tak, chyba tylko on mógł napisać książkę, o fotografie geju, który zwiedza Europę. I wcale nie jest to sentymentalna wycieczka po starówkach…
Isaak to Australijczyk, syn Greckich emigrantów. Z krajem przodków właściwie nic go nie łączy, nawet niezbyt dobrze...
2012-05-10
Pierwsza pomoc dla New Age’owców, to bardzo potrzebna publikacja. W moim odczuciu przeznaczona jest dla osób, które mają się świetnie i nie dopadła ich żadna z opisywanych tam przypadłości. Czy w takim razie potrzebują pomocy? O tak, nawet pilnie, bo kiedy już złapią nowoerowego wirusa, wtedy pewnie będzie za późno na czytanie. Ta książka to szczepionka, a nie lekarstwo.
Wojciech Usarzewicz skupił się na tych zjawiskach, które mieszczą się w ramach niuejdżowej pop-ezoteryki. Dlaczego ten nurt zasłużył sobie na uwagę i pisanie o nim? Gdyż jest towarem najłatwiej dostępnym i zupełnie nie ma możliwości, by się z nim prędzej czy później nie zetknąć. Z resztą, zetknięcie z reguły następuje właśnie prędzej niż później, ponieważ nowoerowa pop-ezoteryka jest wszędobylska i polana apetycznie wyglądającym lukrem. Doskonale potrafi udawać pełnowartościowe danie, lecz zamiast dokarmić ducha, powoduje m. in. biegunkę.
Nowoerownik z biegunką, to osobnik, który biega po różnej maści warsztatach rozwojowych, od jednego, do drugiego. Jest wiernym klientem sklepów i kramów ezo: zaopatruje się w książki i nagrania, karty i karteczki, runy i taroty, kamienie i kamyki, mądrości wschodnie i zachodnie, ziemskie i pozaziemskie (znaczy się channelingowe) rewelacje. Nie gardzi on także magiczną biżuterią oraz ezogadżetami, które Wojtek trafnie nazwał „wyrobem ezoterycznopodobnym”.
Nowoerownik, poza tym, że czerpie wiedzę z różnych źródeł, których ma pod dostatkiem, bezkrytycznie wciela w życie to, co zdążył przeczytać w książkach i na stronach internetowych, oraz czego dowiedział się na nowoerowych kursach. Szamani, wróży, channelinguje i robi rytuały; próbuje pogadać z aniołami, duchami, elfami, przewodnikami, albo z czym tam jeszcze można…
I gdzie tu problem? Bo nie zawsze autorzy książek czy kursów, to ludzie którzy są kompetentni, duchowo rozwinięci i duchowo zdrowi, więc też skutkiem ich nauczania są niezdrowe sytuacje. Bywa, że oni kierują się tylko rządzą zysku i mniej lub bardziej świadomie wciskają kit. Czasem coś jest tylko zręcznym wymysłem, lecz staje się modne i efektem kuli śniegowej, zbiera tysiące entuzjastów. Nie wspominając już o tym, co za cuda na kiju można znaleźć w internecie, na forach dyskusyjnych i stronach… Dokładnie tak to dziś wygląda. Rynek ezoteryczny oferuje dosłownie wszystko, lecz czy wszystkie te towary warto tak beztrosko kupować? Nie. Nie wolno bezkrytycznie przyjmować wszystkiego, co brzmi duchowo, szamańsko, magicznie i niesamowicie.
Pierwsza pomoc, jaką w swojej publikacji przekazuje nam Wojciech, polega na uświadomieniu czytelnika na czym polegają pewne praktyki ezoteryczne, jak również czym są te ich odmiany, które wpisują się w nurt ezo-popowej papki. Ilość poruszonych tematów jest naprawdę duża, co czyni z tej pozycji lekturę ciekawą, różnorodną i ułatwiającą rozeznanie. Świetnie udało się uniknąć moralizatorskiego tonu, oskarżeń i ferowania wyroków. Bardzo łatwo jest prawić opryskliwe kazania – znacznie trudniej odnieść się do tematu z takim dystansem i zabarwić każde zdanie pozytywnym humorem. :)
***
Wszyscy możemy zostać New Age’owcami, czyli owcami Nowej Ery. A Nowa Era, choć w folderach reklamowych zawsze pokazuje zielone pastwiska, to tak naprawdę umieszcza swoje owieczki w ciasnych boksach z fototapetą. Gdy z nabożnymi minami kontemplują „widoczki”, Nowa Era strzyże, strzyże, strzyże…
Pierwsza pomoc dla New Age’owców, to bardzo potrzebna publikacja. W moim odczuciu przeznaczona jest dla osób, które mają się świetnie i nie dopadła ich żadna z opisywanych tam przypadłości. Czy w takim razie potrzebują pomocy? O tak, nawet pilnie, bo kiedy już złapią nowoerowego wirusa, wtedy pewnie będzie za późno na czytanie. Ta książka to szczepionka, a nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-04-20
Książka jest zupełnie niezwykła i już wiem, że chcę przeczytać ją ponownie, a później pewnie jeszcze z kilka razy, aż wchłonę wszystko, co przekazuje. :) Opisy przybliżające przyrodę, obyczaje i koloryt życia w Afryce są świetne, lecz mnie jak dotąd najbardziej poruszył sposób, w jaki Christina Hachfeld-Tapukai postrzega Kenię, oraz swojego męża, Lpetati, wojownika z plemienia Samburu.
Tu mała, ale konieczna dygresja. Choć Lpetati w swojej społeczności ma pozycję wojownika, dla pasterskiego ludu Samburu wcale nie oznacza to groźnego bojownika, który walczy z wrogami lub poluje na zwierzynę. Chodzi o mężczyznę, który nie jest już małym chłopcem. W praktyce tenże "wojownik" pasie krowy, kozy i owce. W razie poważnego zagrożenia mieszkańcy wioski czmychają w bezpieczne miejsce, ponieważ Samburu nie posiadają broni – na zakup pistoletów nie byłoby ich stać, a z dzidami przecież i tak wiele się nie zdziała.
Dla większości ludzi wychowanych w cywilizowanym kraju, włos by się zjeżył na głowie w zetknięciu z całą niezaradnością, biedą i prostodusznością Kenijczyków. Piękno dzikiego krajobrazu prawdopodobnie bardzo szybko przestałoby cieszyć. A pani Hachfeld-Tapukai, jak sama mówi:
"Mogłabym bez końca spoglądać na płonące niebo o poranku, gdy w powietrzu unosi się jeszcze zapach nocy, hieny nawołując się znikają w oddali, a z nozdrzy zebr wydobywa się para. Wciąż uwielbiam budzić się w tej dziczy, słysząc znajome dźwięki. Wciąż pragnę chłonąć magię tego obcego, mistycznego świata."
Taka właśnie jest. Ona potrafi być szczęśliwa – szczęśliwa w kulturze, która diametralnie różni się od europejskiej. Sekret tkwi chyba w tym, że nie ocenia tego obcego świata, ani nie próbuje go na siłę zmieniać, aby stał się „swojski”, „lepszy” i cywilizowany tak, jak jej rodzinne Niemcy. Przyjęła Afrykę wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza. Chociaż wydaje się to niemożliwe, odnalazła też złoty środek pomiędzy akceptacją zwyczajów i zasad panujących na Czarnym Lądzie, a wprowadzaniem europejskich koncepcji i norm.
Pani Christina codziennie uczy się rozumieć Kenię i jej mieszkańców. Dla niej nie jest to Trzeci Świat, z biednymi i głupimi ludźmi, których należy wychowywać lub potępiać, lecz kraj, który choć prosty, posiada duszę, nieodparty urok i własną mądrość. To właśnie dzięki pokorze i szacunkowi dla odmiennych tradycji, jej egzotyczne małżeństwo przetrwało już ponad osiemnaście lat, a ona stała się pełnoprawnym członkiem plemienia Samburu. Zaakceptowała Afrykę, więc Afryka zaakceptowała ją.
Z każdej kolejnej strony tej opowieści o codziennym życiu, nierzadko trudnym, wymagającym poświęcenia i cierpliwości, bije piękno bezwarunkowej miłości, która niweluje wszelkie różnice między ludźmi.
Coś wspaniałego. Doskonała książka, mądra, głęboka, pouczająca.
Książka jest zupełnie niezwykła i już wiem, że chcę przeczytać ją ponownie, a później pewnie jeszcze z kilka razy, aż wchłonę wszystko, co przekazuje. :) Opisy przybliżające przyrodę, obyczaje i koloryt życia w Afryce są świetne, lecz mnie jak dotąd najbardziej poruszył sposób, w jaki Christina Hachfeld-Tapukai postrzega Kenię, oraz swojego męża, Lpetati, wojownika z...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-04-27
Preston & Child jak zwykle nie pozwalają, by ot tak po prostu odłożyć ich książkę na półkę i wrócić do rzeczywistości. Panowie wiele lat temu zasłynęli dzięki rewelacyjnym powieściom z pogranicza thrillera i horroru, w których główną postacią jest agent FBI Pendergrast. Pierwsza książka ukazała się w 1995 roku ("Relikt", aktualnie do nabycia tylko z drugiej ręki, lecz mam nadzieję że doczekamy się wznowienia), kolejne części pojawiają się regularnie, od 2002 roku mniej więcej w rocznych odstępach. Poza tą serią, napisali także cztery inne powieści, również thrillery z elementami sensacji i horroru.
Mówię o tym, ponieważ "Miecz Gideona" otwiera zupełnie nowy cykl, w którym głównym bohaterem jest Gideon Crew. A, tak. Że jest to nowa seria, wnioskuję po tym, iż 10 stycznia 2012 roku, w USA miała miejsce premiera drugiej książki, "Gideon’s Corpse" (u nas książka ukaże się w 2013). Preston i Child jak dotąd kontynuowali wyłącznie przygody Pendergrasta – skoro nagle postanowili wykreować nowego bohatera i poświęcili mu już dwa tomy, to z dużym prawdopodobieństwem należy spodziewać się kolejnych.
Powieść "Miecz Gideona" różni się od książek z serii z Pendergrastem. Główną różnicą jest (przynajmniej na razie, bo co będzie później, nie wiadomo), zupełny brak nadprzyrodzonych sił i czegoś, co pozwoliłoby zakwalifikować tę książkę jako horror. Jest to przede wszystkim thriller sensacyjny, w którym mamy solidną dawkę adrenaliny, akcji, zagadek i napięcia. Generalnie recenzje amerykańskich fanów Prestona i Childa nie były zbyt dobre, ale myślę, iż wynika to z faktu, iż autorzy poszli w innym kierunku, niż się spodziewano. Faktem jest, że poskąpili głębszego zapoznania czytelnika z Gideonem, przez co można odnieść wrażenie, że jest on nieco płaską postacią, ale jak widać, mamy tu do czynienia z pierwszą częścią serii. Litości, czy naprawdę chcielibyśmy, żeby Preston i Child już na początku wyłożyli wszystkie karty na stół?
Akcja toczy się wartko i choć to sensacja, na szczęście nie ma tu bezsensownych strzelanin czy niekończących się pościgów. Gideon Crew nie jest skrzyżowaniem supermana z terminatorem, ale inteligentnym młodym mężczyzną, który rozwiązuje problemy wykorzystując swój wrodzony spryt i socjotechnikę. To jest z resztą ogromnym plusem tej postaci i sprawia, że raczej trudno go nie polubić.
Preston & Child jak zwykle nie pozwalają, by ot tak po prostu odłożyć ich książkę na półkę i wrócić do rzeczywistości. Panowie wiele lat temu zasłynęli dzięki rewelacyjnym powieściom z pogranicza thrillera i horroru, w których główną postacią jest agent FBI Pendergrast. Pierwsza książka ukazała się w 1995 roku ("Relikt", aktualnie do nabycia tylko z drugiej ręki, lecz mam...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-04-20
“Zabójcze marzenia” to książka, którą musi przeczytać każdy, kto lubi thrillery i kryminały. Ale chyba nawet najtwardsi gracze, nie zdołają przewidzieć finału tej historii. Autorka pieczołowicie zadbała o to, by dać czytelnikowi porcję doskonałej rozrywki, a jednocześnie zaciekawić go, zwieść w maliny i trzymać tam niemal do samego końca.
Główną bohaterką powieści jest Connie Bowskill, która pewnego wieczoru oglądając zdjęcia domu wystawionego na sprzedaż, znajduje na jednym z nich makabryczną scenę: kobietę, leżącą w kałuży krwi. Zaalarmowany mąż niczego nie zobaczył, gdyż chwilę później zdjęcie… zniknęło, a właściwie było tam nadal, lecz przedstawiało zwyczajny salon. Uhmmm… no tak, może ta Connie jest po prostu niezrównoważona psychicznie, coś jej się przywidziało?
Okazuje się, że problemów ze sobą ma pod dostatkiem i w ich świetle jej wersja staje się wielce wątpliwa. Bo od jakiegoś czasu pani Bowskill ma obsesję i delikatnie mówiąc, ponosi ją wyobraźnia. Na podstawie nic nieznaczącego drobiazgu, podejrzewa swojego męża o prowadzenie podwójnego życia i z uporem maniaczki szuka dziury w całym. Nie przypadkiem oglądała zdjęcia tego właśnie domu – ma on bliski związek z jej manią. Ech, ale jeśli tam wcale nie było żadnych zwłok w kałuży krwi i wszystko jest wytworem jej wyobraźni, o czym u licha będzie książka?! Czy kompletnie niezrównoważona Bowskill może mieć choć gram racji, kiedy snuje swoje chorobliwe podejrzenia, szpieguje męża i za wszelką cenę próbuje wmówić mu, że jest oszustem? W momencie kiedy już przestajemy wierzyć, że kobieta jest normalna, zjawia się osoba, która… również widziała to zdjęcie.
Co z tego wyniknie, oczywiście nie powiem, ale, no cóż, sytuacja będzie jeszcze bardzo daleka od wyjaśnienia. Jeśli wszystkie thrillery Sophie Hannah mają tak misternie skonstruowane zagadki, to ja zostaję jej fanką! :)
“Zabójcze marzenia” to książka, którą musi przeczytać każdy, kto lubi thrillery i kryminały. Ale chyba nawet najtwardsi gracze, nie zdołają przewidzieć finału tej historii. Autorka pieczołowicie zadbała o to, by dać czytelnikowi porcję doskonałej rozrywki, a jednocześnie zaciekawić go, zwieść w maliny i trzymać tam niemal do samego końca.
Główną bohaterką powieści jest...
2012-04-23
Jeśli ktoś z Was szuka lektury całkiem lekkiej, odprężającej i ciekawej, książka Iny Knobloch może okazać się dobrym wyborem. Opowiada o życiu Giovanniego Marii Fariny (1685-1766), który był producentem pierwszej na świecie Eau de Cologne, znanej wszystkim jako woda kolońska.
“Perfumiarz” to przede wszystkim bardzo subtelna i aromatyczna powieść. Zagłębiając się w życie Fariny, poznajemy mnóstwo ciekawostek ze świata zapachów: tu każdy kolejny rozdział posiada swój własny aromat, będący odzwierciedleniem wydarzeń, nastroju, miejsc lub nawet uczuć i wspomnień jakie w danej chwili towarzyszą bohaterom.
Choć w kilku recenzjach widziałam porównania, moim zdaniem ta książka nie ma nic, ale to nic wspólnego z “Pachnidłem” Patricka Süskinda. A gdzie tam! Komuś się skojarzyło, chyba tylko z tej racji, że obie historie dotyczą świata zapachów. Ale to tak w gruncie rzeczy dwa całkiem odmienne tematy i inne klimaty, więc naprawdę nie ma czego porównywać.
Na osobną adnotację zasługują (niedługie wprawdzie, acz treściwe), opisy z zakresu osiemnastowiecznej historii higieny i obyczajowości. Pewnie właśnie ze względu na nie, książka znajduje się w dziale dla dorosłych. Opisy w żadnym razie nie są pikantne, lecz Ina Knobloch nie próbowała stworzyć romantycznej bajeczki o tym, jak to kiedyś było ślicznie i wspaniale. Postawiła na realizm. Zwiedzając wraz z młodym Fariną Wenecję, Paryż oraz inne miasta i miasteczka, przekonamy się, że ówczesny świat był wyjątkowo smrodliwym miejscem. Arystokraci nie dbali o swoją higienę przy pomocy wody i mydła, lecz starali się “zakrzyczeć” smród różnego rodzaju pachnidłami, które w istocie były oleistymi substancjami, o nie koniecznie estetycznej woni. W pięknych pałacach łazienki istniały wyłącznie na pokaz, bo w rzeczywistości potrzeby fizjologiczne załatwiało się w ciemnych kątach. Po kątach robiło się też różne inne rzeczy… a że prawie nikt się nie mył… O, fuj, fuj, fuuuj! Nie chcę już o tym myśleć.
Całe szczęście w książce nie ma zbytnio sugestywnych opisów tej brzydszej części rzeczywistości, choć zrozumiałe, że nie mogło ich zabraknąć, skoro Giovanni Farina miał tak bardzo czuły nos. Autorka w przeważającej większości skupiła się jednak na cudownych aromatach świeżych kwiatów i owoców, tynkturach, olejkach, oraz innych wonnościach, jakie stale znajdowały się w obszarze zainteresowań Giovanniego Fariny. To właśnie piękny zapach pewnej młodej damy, która stała się wybranką jego serca i muzą, połączony ze wspomnieniem uroków rodzinnych stron spowodował, że Farina opracował swoje Eau de Cologne.
PS. Baaardzo podoba mi się okładka tej książki. Ma w sobie dużo uroku. Myślę że dobrze oddaje ducha powieści.
Jeśli ktoś z Was szuka lektury całkiem lekkiej, odprężającej i ciekawej, książka Iny Knobloch może okazać się dobrym wyborem. Opowiada o życiu Giovanniego Marii Fariny (1685-1766), który był producentem pierwszej na świecie Eau de Cologne, znanej wszystkim jako woda kolońska.
“Perfumiarz” to przede wszystkim bardzo subtelna i aromatyczna powieść. Zagłębiając się w życie...
2012-04-19
Oto alternatywna rzeczywistość. Taka, w której z pewnością nie chcielibyśmy się znaleźć...
Być może jest to wizja przyszłości, lecz niezbyt odległej - to równie dobrze mogłoby by dziać się za rok, lub za dziesięć lat. Świat w którym żyje główna bohaterka, osiemnastoletnia Lena, niewiele różni się od naszego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko jest zwyczajne... Lecz to tylko pozory i kartka za kartką, poznajemy okrutną prawdę. Przekonujemy się, jak może wyglądać rzeczywistość, w której miłość traktuje się jak chorobę i jednocześnie ciężkie przestępstwo, a wszystkich pełnoletnich obywateli poddaje się zabiegowi przypominającemu lobotomię, po którym ich życie zamienia się w pustą wegetację.
W USA powieść ukazała się w styczniu 2011, została przyjęta bardzo entuzjastycznie i szybko wspięła się na szczyty list bestsellerów. Chociaż Amerykanie lubią przesadzać w nadawaniu książkom miana hitów, to akurat ta powieść, jak żadna inna zasługuje na owacje na stojąco. To historia jedyna w swoim rodzaju, i co koniecznie trzeba mocno podkreślić, opowiedziana w zachwycająco pięknym stylu. Doskonały warsztat Lauren Olivier nie wziął się z nikąd: młoda autorka jest córką profesora literatury, pisarza Harolda Schechtera, oraz poetki i instruktorki poezji Kimiko Hahn. Zdecydowanie profesje utalentowanych rodziców, znajdują swoje odbicie w prozie pani Oliver. „Delirium” jest doskonałą i najpiękniej napisaną książką, jaką przeczytałam w ciągu ostatnich lat. Po prostu mistrzostwo!
Wielką radością napawa mnie myśl, że mamy tu do czynienia z trylogią, a zatem będą jeszcze dwie części. Raczej nie tak prędko je zobaczymy, „Pandemonium” ukazała się w USA w lutym tego roku, natomiast „Requiem” jeszcze powstaje (spodziewany termin: 2013 rok), lecz warto czekać!
Oto alternatywna rzeczywistość. Taka, w której z pewnością nie chcielibyśmy się znaleźć...
Być może jest to wizja przyszłości, lecz niezbyt odległej - to równie dobrze mogłoby by dziać się za rok, lub za dziesięć lat. Świat w którym żyje główna bohaterka, osiemnastoletnia Lena, niewiele różni się od naszego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko jest zwyczajne......
2012-04-16
Pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta po lekturze:
R-E-W-E-L-A-C-J-A
Ogromną zaletą tej książki jest sposób, w jaki została napisana. Zawiera dużą dawkę historii, lecz nie jest to "sucha wiedza". Zaręczam, że nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem i przyswojeniem kolejnych informacji.
Zasugerowawszy się opisem z okładki, miałam mylne oczekiwania: spodziewałam się tylko lekcji historii o nazistowskich grabieżach dzieł sztuki, w tym tytułowego piętnastowiecznego arcydzieła Huberta i Jana van Eycków, zwanego Ołtarzem Gandawskim. A tym czasem zostałam zabrana w najbardziej ekscytującą podróż po losach i historii chrześcijaństwa, podczas której musiałam przedstawiać dziwny widok: szczęka na podłodze, oczy jak spodki.
Bowiem nie jest to książka tylko o nazistach i ich okultystycznych korzeniach, lecz bardzo blisko obraca się wokół tematyki, z którą zetknęliśmy się przy okazji powieści Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Tyle, że to, o czym czytamy w "Tajemnicy Ołtarza Gandawskiego" nie jest fikcją literacką, ani nawet teorią spiskową.
Według zapewnień autora (nie ma powodów by mu nie wierzyć), wszystko opiera się na rozmowach z eks agentem tajnych służb i historykiem sztuki, który tuż po wojnie prowadził śledztwo ws. zagadkowej kradzieży fragmentu nastawy ołtarzowej, znanej jako "Sędziowie Sprawiedliwi". Zaginęła ona w 1934 roku, a jak się okazało, stała się później gorącym przedmiotem pożądania Himmlera. Z jakiego powodu? Szybko okazuje się, że nie chodziło tu o materialną wartość, ani też o walory artystyczne...
Książka "Tajemnice Ołtarza" skupia się na odkrywaniu zagadki arma Christi, czyli narzędzi towarzyszących śmierci Jezusa. Przy okazji, poruszając się po nitce do kłębka, poznajemy wiele innych fascynujących wątków. Czy święty Graal istnieje? Czy Jezus był postacią autentyczną i czy Maria Magdalena była jego żoną? Jak wyglądały początki chrześcijaństwa? Kim naprawdę byli katarzy, templariusze, różokrzyżowcy? Jaką rolę odegrała Joanna D’Arc? I wreszcie: jakież tajemnice kryje to niesamowite dzieło van Eycków, które tuż przed wojną zostało w osobliwy sposób zdekompletowane przez nieznanych sprawców?
Pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta po lekturze:
R-E-W-E-L-A-C-J-A
Ogromną zaletą tej książki jest sposób, w jaki została napisana. Zawiera dużą dawkę historii, lecz nie jest to "sucha wiedza". Zaręczam, że nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem i przyswojeniem kolejnych informacji.
Zasugerowawszy się opisem z okładki, miałam mylne oczekiwania:...
Historia jest ciekawa, ale co tu dużo mówić, wyjątkowo słabo napisana. Całość bardziej przypomina mi rozbudowany scenariusz filmowy, niż taką prawdziwą powieść, która wciąga i angażuje wyobraźnię. Akcja jest oczywiście wartka, aczkolwiek bohaterowie niemiłosiernie wręcz płascy. Że nie wspomnę o dość drewnianych dialogach oraz niedoróbkach, jak choćby "nieodłączny sokół" głównego bohatera towarzyszący mu podczas karkołomnych przygód. Tego ptaszyska praktycznie rzecz biorąc nie ma i prawie w ogóle nie odgrywa on żadnej roli, tylko autor od czasu do czasu przypomina o jego obecności, wtrącając tak sobie ni z gruszki ni z pietruszki zdanie w rodzaju "obok leciał jak zawsze nieodłączny sokół Hours". Kaszana. :)
Historia jest ciekawa, ale co tu dużo mówić, wyjątkowo słabo napisana. Całość bardziej przypomina mi rozbudowany scenariusz filmowy, niż taką prawdziwą powieść, która wciąga i angażuje wyobraźnię. Akcja jest oczywiście wartka, aczkolwiek bohaterowie niemiłosiernie wręcz płascy. Że nie wspomnę o dość drewnianych dialogach oraz niedoróbkach, jak choćby "nieodłączny sokół"...
więcej Pokaż mimo to