-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2013-04-22
Horror Metafizyczny, to chyba jedna z ostatnich książek Leszka Kołakowskiego, w których próbował kroczyć po tropach Absolutu. Jan Paweł II napisał gdzieś w swojej encyklice Fides et Ratio, że nowożytne kierunki filozoficzne uznały wiarę za czynnik alienujący i szkodliwy dla rozwoju pełnej racjonalności. Leszek Kołakowski stara się wyjaśnić, że z pułapu filozofii, opis doświadczenia wiary jest w niemożliwy. Poszukiwanie racjonalności w wierze jest trudne. Objawienie kieruje się swoją "logiką", która z naszego punktu widzenia jest nieuchwytna. Ta nieuchwytność, to właściwie punkt za którym podążało wielu świętych. Wydaje mi się, że na swój laicki sposób Kołakowski robi to samo. Pisze też: „Cóż, nawet ci, którzy słyszą i potrafią rozszyfrować Boskie wezwanie przyznać muszą, że postrzega się je inaczej, niż, powiedzmy, słoneczne światło; różnica na tym polega, że realność światła słonecznego nie jest wśród ludzi przedmiotem sporu. Ci, którzy rozpoznają w świecie znaki Boże nie różnią się od tych, którzy dostrzec ich nie potrafią w kwestiach empirycznych, lecz różnią się w interpretacji doświadczenia. Interpretacja pierwszych jest przez drugich uznawana za bezprawną i pozbawioną znaczenia na mocy reguł języka, które przyjąć postanowili. Pytanie brzmi zatem: czy są jakieś reguły wyższego rzędu, z których moglibyśmy skorzystać dokonując wyboru języka spośród wszelkich możliwych?”.
? "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący."
Jeżeli bym miał prowadzić dialog z Leszkiem Kołakowskim to od tej wypowiedzi świętego Pawła bym rozpoczął.
Horror Metafizyczny, to chyba jedna z ostatnich książek Leszka Kołakowskiego, w których próbował kroczyć po tropach Absolutu. Jan Paweł II napisał gdzieś w swojej encyklice Fides et Ratio, że nowożytne kierunki filozoficzne uznały wiarę za czynnik alienujący i szkodliwy dla rozwoju pełnej racjonalności. Leszek Kołakowski stara się wyjaśnić, że z pułapu filozofii, opis...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-18
Nie pamiętam co mi się śni ze szczegółami. Jednak już wiem, że jest to masakra totalna :D Oprócz tego interpretacja bajki o czerwonym kapturku... mistrzostwo świata. Jesteśmy zakładnikami zamkniętych form, i znaczeń, od których wyzwolić się nie da. Mimo faktu, że jest to książka bardzo przyjemna i pożyteczna, należy ją podciągnąć, pod reflekcję w stylu mistrzów podejżeń, w optyce których religia, to nic innego, jak przełożona poza świat naszej świadomości, skomlikowana konsekwencja nerwic i wyrzutów sumienia i poczucia winy. Mimo szczerych intencji, autor wkracza na znienawidzony przeze mnie grunt antropocentryzmu, który może nam zaoferować, to co każdy z nas zna zapewne z własnego doświadczenia - Egotyzm we wszelkich możliwych odmianach; trzydziestoletnie, połamane "wolnymi związkami" dzieci, którch odczuwanie jest sprawą z zakresu psychopatologii... Nie do końca się udało psychoanalitykom, odczytać człowieka. Jednak warto prześledzić ich dzieła, gdyż (przynajmniej ja tak mam) bardziej poznaje siebie.
Nie pamiętam co mi się śni ze szczegółami. Jednak już wiem, że jest to masakra totalna :D Oprócz tego interpretacja bajki o czerwonym kapturku... mistrzostwo świata. Jesteśmy zakładnikami zamkniętych form, i znaczeń, od których wyzwolić się nie da. Mimo faktu, że jest to książka bardzo przyjemna i pożyteczna, należy ją podciągnąć, pod reflekcję w stylu mistrzów podejżeń, w...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-15
To co mi się podoba w tym tandemie, to przede wszystkim ciekawy sposób na zaprezentowanie przeciwstawnego sobie świata. Wiara z niewiarą może prowadzić rozmowę, która nie stanie się jednocześnie groteską i programem Tomasza Lisa na żywo. Tam życia nie ma, zwłaszcza ciekawa myśl, a tu konfrontują się dwa głosy, które znamy, ale o których nie za wiele wiemy. Tzn. ci co chcą wiedzą, bo pudel niusa da, ale nie będą wiedzieć nic sensownego. Nasze medialne podwórko powinno się uczyć od tych gości pisania czegoś co było by ciekawe, konstruktywne, a nie jest przy okazji kabałą i taką nerwową i misyjną palpitacją pt. "Patrzcie jak jestem wyluzowany, tylko chciałbym stuknąć w czapę kilku skurwieli". Oprócz tego fajnie by było, gdyby w Polsce katecheci byli podobni do Hołowni. Wyobraźmy sobie, taką katechezę z takim typem.... No Boże, misją tygodnia by stało się dla kilku wstawienie na taką lekcję! Bo Kościół, to życie, to Wiara, która nie jest nudna i drętwa, tylko porywająca. Tylko, że kurde powyciągane swetry, stalowe dziewice z gitarami, obłąkania księżulkowie i drugie tyle zwyczajnych frustratów pali temat. Podoba mi się tak ujęty powrót do źródeł, do Boga żywego, do Jezusa. A Prokop.... Cóż, też lubię The Smiths i w ogóle katuje kapele, pod kontem sensu, ale idol, to pejoratywne określenie, to coś, co w istocie nie jest tym, czym to określam. I tu był by koniec. O kasie się nie wypowiem, bo jej nie mam, a szpanujących drogimi gratami kolegów ostatnio miałem w liceum...
PS: teraz pomyślmy o Terlikowskim, który wszędzie widzi walkę o aborcję, o właściwe odczytanie Vat II, walka, wróg, walka... Masakra jakie to jest zryte i odpychające. Wyobrażam sobie, że trzeba iść i nawracać ludzi, ale raczej tak jak mówił św. Franciszek: Idźcie i nawracajcie nawet od czasu do czasu słowem
To co mi się podoba w tym tandemie, to przede wszystkim ciekawy sposób na zaprezentowanie przeciwstawnego sobie świata. Wiara z niewiarą może prowadzić rozmowę, która nie stanie się jednocześnie groteską i programem Tomasza Lisa na żywo. Tam życia nie ma, zwłaszcza ciekawa myśl, a tu konfrontują się dwa głosy, które znamy, ale o których nie za wiele wiemy. Tzn. ci co chcą...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-03
Można się oburzyć, obrazić i strzelić foszka. Można utonąć także, w olbrzymim zniesmaczeniu, któremu na imię - powszechne naruszenie podstaw naszej moralność, i zamaszyste w gówienko narodowym kijka wepchanie. Dobrze, można, ale można także przypuścić, że drugie dno jest genialne i zachęca do przeanalizowania siebie w sobie, tam gdzie dawno nas już nie było. Nie dawno czytałem swoje pamiętniki i naprawdę od lat myślałem, że byłem cudownym i szlachetnym młodzieńcem. Zdziwił mnie ten kontrast, ale dał wiele do myślenia. Obrazoburcza i ruszająca książka jest, ale także konstruktywna i zmuszająca do przemyślenia, nawet o ile jest hopsztaplera produktem, zapisem konowała lub anty polaka. Nie ważne - ważne by zlokalizować kompleks, wyjaśnić konflikt i pełnią życia żyć, papierochów nie palić sztuk 40 dziennie, 3 piwek na dobranoc nie spożywać "bo inaczej nie potrafię". Czasem warto uczynić wulgarne doczesne purgatory, by wolnym człowiekiem być. Nie ukrywam lektura książki tej, pomaga/
! Bardzo dobrze się czyta - polecam.
Można się oburzyć, obrazić i strzelić foszka. Można utonąć także, w olbrzymim zniesmaczeniu, któremu na imię - powszechne naruszenie podstaw naszej moralność, i zamaszyste w gówienko narodowym kijka wepchanie. Dobrze, można, ale można także przypuścić, że drugie dno jest genialne i zachęca do przeanalizowania siebie w sobie, tam gdzie dawno nas już nie było. Nie dawno...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-03
Arcydzieło, bo dawno nie czytałem czegoś tak doszczętnie przeciągającego i weryfikującego naszą współczesną kulturę przez sito pojęcia zawartego w tytule. Książka jest filozofią ze łzami, ale warto się posilić lekturą , bo bardzo zapada w pamięć. Jest faktem wspomnianym przez autora, że zamiast konstruktywnie cierpieć, wolimy niekonstruktywni czuć bezpieczeństwo. Całym swoim życiem chce się opowiedzieć za pierwszą opcją.
Arcydzieło, bo dawno nie czytałem czegoś tak doszczętnie przeciągającego i weryfikującego naszą współczesną kulturę przez sito pojęcia zawartego w tytule. Książka jest filozofią ze łzami, ale warto się posilić lekturą , bo bardzo zapada w pamięć. Jest faktem wspomnianym przez autora, że zamiast konstruktywnie cierpieć, wolimy niekonstruktywni czuć bezpieczeństwo. Całym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-14
Ostatnio przeprowadziłem bardzo kontrowersyjną, acz całkowicie zaanimowaną przeze mnie rozmowę z fanem wylewania krwi, burzenia miast i leżących, to tu to tam martwych ofiar cywilnych. Opierając się całkowicie na argumentacji zaproponowanej przez Piotra Zychowicza i przedstawiając ją jako niby moją opinię, widziałem jak kompan dyskusji ma ochotę strzelić mnie w mordę. Ale nie za to, że głupio gadam, ale za to że ośmielam się obalać mit Polski zdradzonej o świcie, wykrwawiającej się na oczach świata matki, która tylko bohaterów rodzi. Oczywiści zdaje sobie sprawę, że mnie zaraz, ktoś do wora z sąsiadami, strachem i złotymi żniwami wsadzić. Że jest albo albo, że albo się okopiemy, albo nas żydostwo zgnębi. Współczuje ograniczonym ludziom, tak płytkiej i tak nie rzeczowej (czyli od rzeczy) argumentacji. Byłem około roku temu na wykładzie pana Marka Chodakiewicza, w związku z omawianiem głównych spraw z książki pt. "Po zagładzie". Tam krótko, ale treściwie zrozumiałem ten aspekt, że wojna, to morze decyzji, które próbujemy w głowie przetworzyć, na prosty i nieskomplikowany obrazek. Boimy się, że ktoś zawalił, idealizujemy, nie potrafimy się przyznać do błędów, nie potrafimy stanąć twarzą w twarz w prawdzie, że moglibyśmy nie być ofiarami historii, a tak, to wchodzimy w te buty, bo postawa ofiary ma to do siebie, że zwalnia z odpowiedzialności za życie swoje i innych. Rewelacją książki Pakt Ribbentrop - Beck jest nadzieja na nie repetowanie kretyńskich błędów, które w konsekwencji doprowadzają do apokalipsy narodu. Ja nie wiem, czy można było się przytulić do Hitlera, ale wiem, że czasami podniesienie białej flagi, jest ważniejsze, niż honor, który kosztuje tyle hektolitrów krwi i kilometrów sześciennych martwych ciał.
PS: Zgubiłem w busie na linii Lublin - Stalowa Wola telefon, przez tą książkę bo się tak zaczytałem, że o Bożym A. D. 2013 świecie zapomniałem. Pasjonująca, w spopularyzowanej formie historyczna lektura.
Ostatnio przeprowadziłem bardzo kontrowersyjną, acz całkowicie zaanimowaną przeze mnie rozmowę z fanem wylewania krwi, burzenia miast i leżących, to tu to tam martwych ofiar cywilnych. Opierając się całkowicie na argumentacji zaproponowanej przez Piotra Zychowicza i przedstawiając ją jako niby moją opinię, widziałem jak kompan dyskusji ma ochotę strzelić mnie w mordę. Ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-26
Aby zrozumieć Kołakowskiego poszukiwania fenomenów religijnego życia, których wspólnym mianownikiem mogło by być słowo - konflikt, nie starczy tu miejsca, ani czasu. Ogólnie opisywane bagienko szaleńców, heretyków i sekciarzy, ma w sobie coś z podróży do domu wariatów. Jednak żaden "normalny", czy unormowany, współczesnymi wytycznymi, wariata "z tamtej epoki" nie pojmie. Kołakowskiego klęska - to przede wszystkim, nie samo "niezrealizowanie" zamierzonych wytycznych, po których miła iśc ta pozycja, a przede wszystkim powód jej napisanie. Nie Główne nurty,są zapisem klęski totalnej, bo one są relacą przeżyć, reflekcji, ale po żałobie, nad kolorowym, tańczącym i śpiewającym trupem komunizmu. Tu, tj w przypadku "Świadomości...", myśliciel ze świeczników marksistowskiej agitacji zdjęty, nauczyciel, kowal w instytucie kształcenia kadr naukowych, kapłan "nowej wiary", nagle o chrześcijańskich pomyleńcach z XVII wiecznej Holandii (i nie tylko) zaczyna studia. Zdumiewające. Ale jak mawiał Spinoza, afekt, należy zastąpić afektem. Każdy nałogowiec wie, co te słowa znaczą. Kołakowski, rozpoczyna szukać, w burzy nowego portu. Rekonstruuje na nowo dziedzictwo, nie tylko racjonalistów, czy pozytywistów, a całej, doszczętnie i z aptekarską zaciętością epoki (nowożytnej). W przypadku XVII wieku nie tylko podobnego do siebie Spinozę znalazł i przyswoił, ale również Silesiusa Angelusa. Kołakowski, pozbawiony (jeszcze tylko) intelektualnej i światopoglądowej przystani, zawsze z niemałą sympatią, będzie spoglądał na oświecenie, na myśl własną - laicką, niewierząca, w które słowu "Bóg", bliżej będzie do emocji, skojarzenia z jakąś znaczeniową warstwą, a nie z osobą tego kto przyszedł do Abrahama na pustyni. Jednak czytając te przeskoki, tą dogłębną znajomość katolickiej dogmatyki, nauczania ojców Kościoła, w końcu zaktualizowane na wszystkie możliwe sposoby herezje, czuć, że obcuje się z umysłem wprost niespotykanym w polskiej literaturze XX wieku, ale nie tym którego koszmarna gazeta, próbuje przyswoić, czy jakiś ksiądz od czasu do czasu wbrew wszystkiemu pragnie ochrzcić, ale z tym który wyznaczał szlaki myśli, która pragnęła iść, tylko po szlakach intelektualnej uczciwości.
Aby zrozumieć Kołakowskiego poszukiwania fenomenów religijnego życia, których wspólnym mianownikiem mogło by być słowo - konflikt, nie starczy tu miejsca, ani czasu. Ogólnie opisywane bagienko szaleńców, heretyków i sekciarzy, ma w sobie coś z podróży do domu wariatów. Jednak żaden "normalny", czy unormowany, współczesnymi wytycznymi, wariata "z tamtej epoki" nie pojmie....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-02
Śledząc życiorys Spinozy oraz Kołakowskiego, pod kątem zbiegania się życiowych perturbacji oraz punktów przełomowych, sprawa staje się kuriozalna. Byli bratnimi duszami. Zarówno ze względu na życie, jak i stopień uwikłania w dogmaty i instytucje, z którym rozstawali się w sposób niespotykanie oryginalny. W przypadku Spinozy była to gmina żydowska, syngoga, mozaizm, wiara w nieśmiertelność i jej podważenie, zaprzeczenie boskiego pochodzenia pięcioksięgu, zakwestionowanie ontycznego statusu Izraela jako Narodu Wybranego, w końcu Cherem i wygnanie, w życiu doczesnym i wiecznym.
Trzysta lat później Kołakowski podważy doszczętnie nową wiarę - marksistowską. W systemie Spinozy nie ma wolności, jest tylko świadomość, że życie człowieka jest świadomością trwania i bycia od do. Zdobywanie prawdy o świecie i człowieku i jednoczesne wprowadzanie je w praktykę to niebo... Nie ma zbawienia, zmartwychwstania i życia w sensie wiekuistym. Nasza pamięć po śmierci zanika, a człowiek tylko żyje do swojej śmierci. Bóg jest naturą, w której jednostka partycypuje. Mógłbym tak jeszcze godzinę stukać, ale nie o to chodzi. O ile człowiek wierzy w Boga, życie wieczne i sąd ostateczny, to ta książka jest kubłem zimnej wody i wyzwaniem. Bo cóż to niby zbawienie wieczne i kara za grzechy znaczy niż tylko polityczne i społeczne narzędzie wykorzystywane przez kapłanów? W moim odczuciu, nie było by tej książki gdyby nie olbrzymia przepaść między słowem, a czynem wszystkich ludzi wierzących. Spinoza od dzieciństwa był uczony, że prawdziwa pobożność, a bigoteria i pokazowa religijność to dwie różne sprawy. Co dokonał? Jedynie oglądu w kluczu sprzeczności i hipokryzji głównych pryncypiów, na których Judaizm się opierał. Nie tylko religia żydów go oburzała, ale w głównej mierze kalwinizm i cały postreformacyjny kocioł. Na prawdę książka kopie i daje do myślenia, serdecznie polecam, bo tu zaczyn się oryginalność także Leszka Kołakowskiego - historyka idei.
Śledząc życiorys Spinozy oraz Kołakowskiego, pod kątem zbiegania się życiowych perturbacji oraz punktów przełomowych, sprawa staje się kuriozalna. Byli bratnimi duszami. Zarówno ze względu na życie, jak i stopień uwikłania w dogmaty i instytucje, z którym rozstawali się w sposób niespotykanie oryginalny. W przypadku Spinozy była to gmina żydowska, syngoga, mozaizm, wiara w...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-11-20
Dla niewtajemniczonych - chrześcijaństwo zawsze jest w kryzysie. Zawsze walczy ze Złym, zawsze biegnie na przekór świata. To na prawdę zróżnicowana i heterogeniczna religia. Ta książka pokazuje, jak olbrzymia jest, to wspólnota i jak naprawdę szkoda czasu na wewnątrz podwórkowe zadymy o rok milczenia entego, czy radyjka antego. Dla mnie ta książka, to taki kolorowy, raczej lekki, ale dosadny kop w moją leniwą dupę, by rewindykować swoje nierzadko martwe wierzenie, które nie raz był agitką, a nie spotkanie z osobą, Chrześcijaństwo, to spotkanie z osobą, a Hołownia nieprzeciętnie, to rozumie.
Dla niewtajemniczonych - chrześcijaństwo zawsze jest w kryzysie. Zawsze walczy ze Złym, zawsze biegnie na przekór świata. To na prawdę zróżnicowana i heterogeniczna religia. Ta książka pokazuje, jak olbrzymia jest, to wspólnota i jak naprawdę szkoda czasu na wewnątrz podwórkowe zadymy o rok milczenia entego, czy radyjka antego. Dla mnie ta książka, to taki kolorowy, raczej...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-06
Gitarę basową sprzedałem, fajna sprawa kochani! Polecam, bardzo, czasu na granie na czterech instrumentach nie mam, a robiłem to w nadmiarze :D książka bardzo przydatna, zwłaszcza dla amatora i kogoś kto startuje z tematem.
Gitarę basową sprzedałem, fajna sprawa kochani! Polecam, bardzo, czasu na granie na czterech instrumentach nie mam, a robiłem to w nadmiarze :D książka bardzo przydatna, zwłaszcza dla amatora i kogoś kto startuje z tematem.
Pokaż mimo to2012-09-06
Pan profesor Król próbował dokonać ŚCIĄGAWKI z Leszka Kołakowskiego. Pochwalił się, że poczytał, przez tego napisanych CEGŁÓWEK kilka, że w ogóle mądry to był człowiek, a filozofia w Polsce - dogorywa. No cóż rzec? Tak, ale pana profesora Króla filozofa nie znam, znam za to publicystę Króla, który w języku potocznym, wulgarnym i prymitywnym przebiera sobie bez mniejszej swawoli niż moje pod blokowe ziomy. Więc może panie profesorze, w porządku ukazywania wad świata polskiej nauki, może pierwej spojrzeć na swoje zaniedbania w świecie szeroko pojętej publicystyki? Bo ja np. po poczytaniu pana felietonów wprostowych złapałem za tą książkę, tylko dlatego, że piszę o Kołakowskim i grupuje teksty. Swoją drogą nic nowego się nie dowiedziałem. A pana teksty bym, o ile w ten sposób konstruuje, to bym nie polecił, bo ten który tu omawiam jest lichy i marny.
Pan profesor Król próbował dokonać ŚCIĄGAWKI z Leszka Kołakowskiego. Pochwalił się, że poczytał, przez tego napisanych CEGŁÓWEK kilka, że w ogóle mądry to był człowiek, a filozofia w Polsce - dogorywa. No cóż rzec? Tak, ale pana profesora Króla filozofa nie znam, znam za to publicystę Króla, który w języku potocznym, wulgarnym i prymitywnym przebiera sobie bez mniejszej...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-05-19
Albo się Łysiaka kocha, albo nienawidzi. Momentami, przekonywał mnie niczym sam diabeł, że relatywizm jest czymś tak naturalnym jak poranny stolec niemowlaka. A jednak nie! A jednak sofistyczny, arcyprzebiegły diabeł łazi za nami i co krok mu ulegamy, tylko po to by później tonąć w wyrzutach sumienia... Bycie człowiekiem, tym nikczemnym stworzeniem jak nic innego boli....
Albo się Łysiaka kocha, albo nienawidzi. Momentami, przekonywał mnie niczym sam diabeł, że relatywizm jest czymś tak naturalnym jak poranny stolec niemowlaka. A jednak nie! A jednak sofistyczny, arcyprzebiegły diabeł łazi za nami i co krok mu ulegamy, tylko po to by później tonąć w wyrzutach sumienia... Bycie człowiekiem, tym nikczemnym stworzeniem jak nic innego boli....
Pokaż mimo to2012-04-16
Jest to arcydzieło z kilku powodów. Może dlatego, że po pierwsze wywiad ten nie musiał powstać, a powstał tylko dlatego, że "przepytywanego" bardzo interesował głos ludu. Nie musiał odpowiadać, ale zbyt często wymagał od siebie więcej niż by mógł ktokolwiek od niego wymagać. Po drugie. W naszych laicko/zsekularyzowano/ateistyczno/konsumpcyjno\debilnych czasach, co rusz powstaje potrzeba książeczek, które w sposób skrótowy i całkowicie trafny odpowiedzą na pytanie kim jest ten śmieszny pan w białych fatałaszkach, co to za krzyżyk z tym gostkiem w wieku trzydziestu kilku lat oraz czy jest możliwe, by te kilkaset milionów ludzi wierzyło w takie dyrdymały? Jak to?! Bóg staje się człowiekiem! Jaki Bóg cóż to za jakieś bajeczki... Jakieś Judasze, Matki Boskie, dziewice rodzące dzieci, aniołki i inne pierdoły. Cóż nigdy nie było łatwo Kościołowi głosić swoją wiarę. Papież Jan Paweł II bardzo często był proszony przez straż watykańską i karabinierów by założył kamizelkę kuloodporną, bo istnieje ryzyko zamachu... Nie uczynił tego nigdy. Strzelno do niego, ale miał żyć, bo Bóg miał na niego inny plan. I nie wiem ile tych Bożych planów świat będzie musiał zobaczyć, bo w końcu ludzie uwierzyli...
Jest to arcydzieło z kilku powodów. Może dlatego, że po pierwsze wywiad ten nie musiał powstać, a powstał tylko dlatego, że "przepytywanego" bardzo interesował głos ludu. Nie musiał odpowiadać, ale zbyt często wymagał od siebie więcej niż by mógł ktokolwiek od niego wymagać. Po drugie. W naszych laicko/zsekularyzowano/ateistyczno/konsumpcyjno\debilnych czasach, co rusz...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-01
Dobra rzecz, ale trudno do końca zgodzić się z autorem, zwłaszcza jak chodzi o jednoczesną apologie wiary i krytykę "Instytucji". Mogą pojawić się osoby dla, których "poza tą instytucją" próżno szukać jakiejkolwiek wiary...
Dobra rzecz, ale trudno do końca zgodzić się z autorem, zwłaszcza jak chodzi o jednoczesną apologie wiary i krytykę "Instytucji". Mogą pojawić się osoby dla, których "poza tą instytucją" próżno szukać jakiejkolwiek wiary...
Pokaż mimo to2012-01-13
Tak, na pewno każdy kto lubi czytać Rzepę, a zwłaszcza jej Weekend-ową wkładkę, będzie zadowolony. Dziwi mnie pewien chaos w tej pozycji, ale to detal. Dobra rzecz dla miłośników literatury polskiej ze szczególnym uwzględnieniem życiowych perturbacji poszczególnych literatów.
Tak, na pewno każdy kto lubi czytać Rzepę, a zwłaszcza jej Weekend-ową wkładkę, będzie zadowolony. Dziwi mnie pewien chaos w tej pozycji, ale to detal. Dobra rzecz dla miłośników literatury polskiej ze szczególnym uwzględnieniem życiowych perturbacji poszczególnych literatów.
Pokaż mimo to2011-12-16
Nie przeczytałem jej w liceum. Przeczytałem wszystkie dzienniki i mogę powiedzieć, że w tej kolejności polecił bym czytanie Gombrowicza. Co do "Ferdydurke", to mogę powiedzieć jedno - jest to bardzo nieprzeciętna książka dla licealisty, młodego nieociosanego życiem człowieka. Te gęby, pupki, łydki i inne aspekty już do mnie nie trafiają. Z późno. Skończyłem szkołe, studia. Napisałem co miałem napisać, świata nie zmieniłem i ani mi się śni go zmieniać. Ideałem jest dla mnie dystans, a nie topienia się w meandrach chorej, bądz zidiociałej na własne życzenie świadomości. Bardzo dobrze jak jakiś młodziak przeczyta, wczuje się w postać Józia, zrozumie na czym polega nieszczęście tego świata i zostanie dobrym kucharzem, a nie złym prawnikiem. Poza tym nie widzę w tej książce pozytywów. Uwielbiam 20-lecie międzywojenne jednak ta książka oprócz kilku włąściwych dla tamtej epoki szczegółów - nic o nim tak na prawdę nie mówi. Wymioty autoreklamującej się świadomości, tylko po części są ciekawe. Bez dobrej konstrukcji świata przedstawionego to wszystko jakoś nie działa - dobrze, sprawnie. Jednak pomimo licznych wad, lektura obowiązkowa.
Nie przeczytałem jej w liceum. Przeczytałem wszystkie dzienniki i mogę powiedzieć, że w tej kolejności polecił bym czytanie Gombrowicza. Co do "Ferdydurke", to mogę powiedzieć jedno - jest to bardzo nieprzeciętna książka dla licealisty, młodego nieociosanego życiem człowieka. Te gęby, pupki, łydki i inne aspekty już do mnie nie trafiają. Z późno. Skończyłem szkołe, studia....
więcej mniej Pokaż mimo to2011-09-19
O ile ktoś lubi wielowątkowość i sieć dygresji, rzecz idealna. Sam autor zaświadcza, że napisał taką książkę, którą sam chciałby czytać. O ile ktoś nie zna Witkacego, o tyle nie powinien od tej pozycji rozpoczynać analizy dorobku tego autora. Rzecz oddaję naturą autora.
O ile ktoś lubi wielowątkowość i sieć dygresji, rzecz idealna. Sam autor zaświadcza, że napisał taką książkę, którą sam chciałby czytać. O ile ktoś nie zna Witkacego, o tyle nie powinien od tej pozycji rozpoczynać analizy dorobku tego autora. Rzecz oddaję naturą autora.
Pokaż mimo to
Przeczytałem swoją opinię z kiedyś i ją wywaliłem. Postać Abrahama - Ojca wiary chrześcijan jest już mi trochę bliższa. Wydaje mi się, że jedynie trochę, ale to zbliżenie pomaga pojąć wielkość postaci, o której jest mowa. Decyzja uwierzenia, z punktu widzenia cywilizacji, która z rozumu uczyniła, nie narzędzie, a źródło poznania - to absurd. Coś, co się wymyka wszelkim normom, ramom. A to lubimy - mieszkańcy tej cywilizacji. Nie chce mi się pisać kazań, ale tak to jest, że Pan Bóg, to albo bozia, albo starzec z brodą, który zsyła raki, ebole i fale tsunami, aby dowalić, tym co się zpedalili i rozbestwili (serio gdzieś takie kwiatuszki wyczytałem). Pojawiają się też deizmy i to dzieciom z domów, gdzie królowała wódka i tv od rana do nocy łatwo uwierzyć. Bóg w tej wizji, to ktoś kto dał, ale poszedł dalej. Nieobecny, nieznajomy, dziwny typ na kawie z komórką w łapie. No i jest Bóg Kierkegaarda - źródło bojaźni i drżenia. Ktoś, kto może się o swoje upomnieć. Abraham uwierzył i poszedł bez pytania. Nie ma gadki, buntu, pertraktacji, mediacji sądowych (ten sam temat u Hioba). Zero gadki, powiedział, wstał poszedł i zaczął robić. Nie dociera do nas, że jesteśmy od do, że to wszystko co mamy jest darem, że nie poroniono nas, przejechano, to wszystko, to dar. A my psioczymy, porównujemy się i narzekamy, że czasem temperaturka do 38 poleci. święty Paweł odkrył Abrahama. Pascal odkrył Abrahama, bardzo im zazdroszczę.
Przeczytałem swoją opinię z kiedyś i ją wywaliłem. Postać Abrahama - Ojca wiary chrześcijan jest już mi trochę bliższa. Wydaje mi się, że jedynie trochę, ale to zbliżenie pomaga pojąć wielkość postaci, o której jest mowa. Decyzja uwierzenia, z punktu widzenia cywilizacji, która z rozumu uczyniła, nie narzędzie, a źródło poznania - to absurd. Coś, co się wymyka wszelkim...
więcej Pokaż mimo to