-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać106
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
Biblioteczka
2009-09-28
2016-07-08
Już na wstępie zacznę od tego, że NIE JEST to książka dla każdego.
Przez prawie 400 stron miałam do czynienia z genialną i nader mądrą satyrą. Autor zadbał o każdy szczegół - zarówno topograficzny, jak i historyczny. W bardzo elegancki i jednocześnie dobitny sposób pokazał wady współczesnego społeczeństwa i to powinno dać czytelnikowi wiele do myślenia.
To były jakby dwie oddzielne historie, a w zasadzie jedna z dwóch punktów widzenia: Adolfa Hitlera i wyżej wymienionego społeczeństwa. Wiele dialogów było prowadzonych paralelnie: kiedy główny bohater mówił o jednym, a jego rozmówca o drugim i żadna ze stron nie zorientowała się, że mówią o dwóch różnych sprawach. Genialne.
Przykłady:
Pan z kiosku: Niech mi pan powie, nie splądruje mi pan chyba kiosku?
Hitler: Czy ja wyglądam na zbrodniarza?
Pan: Wygląda pan jak Adolf Hitler.
Hitler: No właśnie.
*rozmowa Hitlera z panem z kiosku, Adolf myśli, że cały czas rozmawiają o wojnie, a robotnik natomiast, że o kobiecie, która go rzuciła*
Pan: Nie najlepiej się działo w ostatnim czasie, co?
Hitler: To chyba słuszna uwaga.
Pan: Kto był winny?
Hitler: Nie wiem. W ostatecznym rozrachunku chyba Churchill.
Przedstawiona historia zawiera wiele elementów kulturoznawczych, historycznych i literaturoznawczych, co sprawia, że nie powinny po nią sięgać osoby bez znajomości historii II Wojny Światowej czy życia Adolfa Hitlera, bo puenta nie zostanie przez nich po prostu zrozumiana. Dobrze by było, gdyby potencjalny czytelnik znał choć w drobnym stopniu język niemiecki. Dlaczego? Tłumacz w miarę dobrze poradził sobie z przetłumaczeniem wielu zwrotów, ale w języku polskim nie osiągają one takiej mocy przerobowej jak w niemieckim. Mi jest o tyle łatwiej, że potrafiłam zauważyć wiele gier językowych, ale fakt faktem - nie każdy musi znać niemiecki i tu pojawia się problem. Dlatego jeszcze raz powtarzam: to nie jest książka dla każdego.
Timur Vermes stanął na wysokości zadania i stworzył tekst, po który powinno się sięgnąć. Aż strach pomyśleć, że wiele z reakcji pojedynczych osób na obecność Adolfa w XXI wieku jest aż tak... pozytywnych. Strach się bać.
Dla niecierpliwych: polecam równie genialną ekranizację, która niedawno wyszła na DVD w Niemczech. Naprawdę warto.
Już na wstępie zacznę od tego, że NIE JEST to książka dla każdego.
Przez prawie 400 stron miałam do czynienia z genialną i nader mądrą satyrą. Autor zadbał o każdy szczegół - zarówno topograficzny, jak i historyczny. W bardzo elegancki i jednocześnie dobitny sposób pokazał wady współczesnego społeczeństwa i to powinno dać czytelnikowi wiele do myślenia.
To były jakby dwie...
2016-04-29
Po raz pierwszy mam tak wielkie trudności z wystawieniem odpowiedniej ilości gwiazdek, więc zrobię to odwrotnie: najpierw napisze recenzję, a dopiero potem zajmę się oceną. Chociaż i to nie będzie do końca recenzją, tylko moimi przemyśleniami.
Ostatnio czytam więcej książek skierowanych do młodzieży, niż robiłam to parę lat temu, kiedy do tej grupy rzeczywiście należałam. Nie jestem jednak do końca pewna, czy zaliczyłabym ją do literatury młodzieżowej. Nie wiem, czy osoby młode powinny czytać takie książki. To tekst, który zamiast sugerować, że przed młodym człowiekiem jest całe życie, robi na odwrót. W pierwszej chwili wydaje się, że można znaleźć w nim pomoc, ale ja tego nie czuję.
Przyznam, że treść mnie... dobiła. Nie rozsypałam się na kawałki, jak sugerowały to liczne opinie (choć było blisko), ale przez dobrą chwilę po przeczytaniu siedziałam na krześle bez ruchu. Dawno nie czytałam czegoś, co byłoby równie czarne i pesymistyczne. Próbowałam doszukać się w treści jakiejś zachęty czy motywacji, ale chyba zbyt dużo w niej smutku i przygnębienia, by to odnaleźć. Zupełnie, jakbym czytała pluszową wersję Schopenhauera - niby pluszowa i miła w dotyku, ale to ciągle Schopenhauer. Jak głosi tytuł, miały być JASNE miejsca. Według mnie są zupełnie CZARNE.
Trzeba jednak przyznać, że autorka miała całkiem niezły pomysł. Nie do końca oryginalny, bo wiele motywów koliduje z tymi, które są obecne w relatywnie niedawno wydanych książkach, chociażby w "Papierowych Miastach" czy "Gwiazd naszych wina" Greena (akurat z tymi lekturami jestem na świeżo), ale mimo wszystko to dobra koncepcja, bo w ostateczności czyta się szybko, choć niekoniecznie łatwo.
Ale jedna rzecz spodobała mi się szczególnie. Historia Theodore'a i Violet jest grubą otoczką stworzona na podstawie postaci Virginii Woolf i paru innych postaci literatury. Uwielbiam, kiedy można znaleźć "dzieło w dziele", bo to zmusza do dwukrotnie intensywniejszego myślenia.
A rzecz, która mi się absolutnie nie podobała? To, że w ostatecznym rozrachunku wychodzi na to, że ludzie są egoistami i tak naprawdę myślą tylko o sobie i o własnym odejściu zapominając o tych, którzy zostaną.
Tyle co do mojej refleksji, czas wrócić do gwiazdek (stawiam je dopiero teraz, choć wy widzicie je w pierwszej kolejności).
Po raz pierwszy mam tak wielkie trudności z wystawieniem odpowiedniej ilości gwiazdek, więc zrobię to odwrotnie: najpierw napisze recenzję, a dopiero potem zajmę się oceną. Chociaż i to nie będzie do końca recenzją, tylko moimi przemyśleniami.
Ostatnio czytam więcej książek skierowanych do młodzieży, niż robiłam to parę lat temu, kiedy do tej grupy rzeczywiście należałam....
2012-11-21
2016-04-21
Jestem zdania, że pierwsza książka z serii gra ogromną rolę w całym cyklu, bo ma za zadanie zachęcić czytelnika do kontynuowania przygody z danym autorem i bohaterami jego powieści. Akurat nie jest to książka z cyklu, którą przeczytałam w pierwszej kolejności (choć teraz będę już czytać po kolei), bo Mankell pisze w ten sposób, że niezależnie od tomu wiemy, co główny bohater ma za sobą i co przeżył, ale przyznam, że zaskoczyła mnie tak niska ocena pierwszego tomu. No bo przecież to rzuca jakieś światło na cały cykl. Na szczęście to ja i tylko ja decyduję o tym, jakie będę mieć o tym zdanie.
Książka porusza bardzo aktualny temat (choć została napisana kilkanaście lat temu), jakim ją uchodźcy i azylanci, przez co staje się aktualna i uniwersalna. Wiele tropów, zwrotów akcji, drobnych szczegółów zmieniających całość śledztwa i ciekawych bohaterów - typowy, bardzo dobry kryminał, któremu nie mam nic do zarzucenia. Gdybym cofnęła się w czasie i przeczytała ten tom jako pierwszy, na pewno sięgnęłabym po kolejne, bo jest on na tyle dobrze napisany, że pobudza w nas chęci na więcej. Widać, że akcja jest przemyślana i Mankell po raz kolejny udowadnia, że jest kreatywny (trudno jest mi mówić o nim w czasie przeszłym).
Książka posiada tylko jeden mankament: jest w niej pełno błędów składniowych, interpunkcyjnych i stylistycznych, ale to akurat nie jest wina samego autora, lecz tłumacza i redakcji. Często zamiast liter szwedzkiego alfabetu pojawia się w niej # lub polskie Ć, co potrafi wybić człowieka z rytmu czytania. Niektóre przecinki postawione są w dziwnych miejscach, czasami jest ich za mało, czasami za dużo, rzekłabym, że zostały wstawione zupełnie przypadkowo. No i pojawiają się zdania w stylu mistrza Yody: Kurt Wallander na miejsce przybył i Rydberga zastał na balkonie z koniakiem siedzącego (...)
Mam nadzieję, że moje gwiazdki mimo wszystko udowodnią wam, że warto sięgnąć po tę książkę, bo Mankell nawet przy opisie burczenia w brzuchu sprawia, że i ja staję się głodna.
Jestem zdania, że pierwsza książka z serii gra ogromną rolę w całym cyklu, bo ma za zadanie zachęcić czytelnika do kontynuowania przygody z danym autorem i bohaterami jego powieści. Akurat nie jest to książka z cyklu, którą przeczytałam w pierwszej kolejności (choć teraz będę już czytać po kolei), bo Mankell pisze w ten sposób, że niezależnie od tomu wiemy, co główny...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rola "Cierpień Młodego Wertera" w literaturze bliższej współczesności jest podobna jak w przypadku "Romea i Julii". To filar, na jakim opiera się literatura, a autorzy wykorzystywali, wykorzystują i będą wykorzystywać archetyp werterowski jako koronny przykład w swoich dziełach. W przypadku zarówno tej powieści epistolarnej, jak i sztuki Szekspira mamy do czynienia z utartym motywem, który po prostu TRZEBA znać i nie zrozumiemy wielu innych dzieł bez jego choćby pobieżnej znajomości. Jeśli czytamy o motywie miłości - mamy przed oczami R&J. A jeśli mowa o jakimkolwiek cierpieniu - pierwszą postacią, która rzuca nam się na myśl, jest nasz Werter.
Opinie na temat tej powieści epistolarnej są podzielone, ale dla mnie to jedna z najlepszych lektur z czasów szkolnych. Nie wiem, czy to za sprawą listów, które są moją ulubioną forma literacką. Być może. Nie sądzę jednak, że przeczytanie tej książki to istne cierpienia młodego licealisty, jak to niektórzy sugerują. Ale jeśli ktoś chce sobie później radzić z motywami cierpienia i bólu przejawiającymi się w literaturze, po prostu MUSI przez to przejść. Nawet, jeśli ktoś uważa, że "Werter jest frajerem".
Ja akurat lubię wracać sobie czasami do niektórych fragmentów, bo są na tyle uniwersalne, że bez problemu mogłyby być osadzone współcześnie. Może nie porównałabym tego do fragmentów Biblii, ale coś w tym jednak jest, że pomagają zrozumieć mechanizm, w jaki sposób owe cierpienie działa. Z doświadczenia wiem też, że tę powieść docenia się dopiero po jakimś czasie, niekiedy mogą to być lata od jej przeczytania. Życzę wszystkim, aby spotkało was właśnie takie lekko spóźnione oczyszczenie.
Rola "Cierpień Młodego Wertera" w literaturze bliższej współczesności jest podobna jak w przypadku "Romea i Julii". To filar, na jakim opiera się literatura, a autorzy wykorzystywali, wykorzystują i będą wykorzystywać archetyp werterowski jako koronny przykład w swoich dziełach. W przypadku zarówno tej powieści epistolarnej, jak i sztuki Szekspira mamy do czynienia z...
więcej Pokaż mimo to