-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-05-06
2018-11-11
Kiedy dowiedziałam się, że Karolina Wójciak wydaje kolejną książkę, oszalałam. Po doskonałych "Tożsamości nieznanej NN" i "Matyldzie", czekałam na kolejną książkę. Ucieszyłam się tym bardzie, że autorka postanowiła zaproponować mi patronat - zatem zobaczcie czy warto przeczytać, i o co w ogóle tyle szumu.
Kaja i Michał tworzą szczęśliwą rodzinę. Mają piękny dom, dwójkę zdrowych synów i nie narzekają na brak pieniędzy. Pewnego dnia dochodzi do tragicznego wypadku, w którym ginie mąż Kai. Świat kobiety wywraca się do góry nogami. Nagle wychodzą na jaw sprawy z przeszłości, okazuje się, że mąż nie był tak krystaliczny za jakiego miała go rodzina, a dawni znajomi z pracy przynoszą co raz to nowe odkrycia. Czy Kaja odzyska balans? Czy będzie wiedziała komu zaufać, a komu nie? Czy będzie umiała odnaleźć prawdę pośród interesowności niektórych osób?
Wieczorami jest cicho, a rano, gdy się budzę, pościel obok jest nienaruszona i taka
zimna. Nikt tam nie spał od dawna, mimo to zawsze zerkałam na jego poduszkę. Dotykałam miejsca, w którym zawsze mogłam poczuć ciepło jego ciała. Choć to niedorzeczne, pomimo upływu tylu miesięcy tliła się w mojej głowie nadzieja, że może któregoś dnia obudzę się i zobaczę go ponownie, a moje życie znów będzie radosne i szczęśliwe, tak jak było do tej pory. s.4
W swojej kolejnej książce Karolina Wójciak odchodzi od problemów młodzieży, nastolatków i wkracza w świat rodzinny. Mamy tutaj dojrzałą kobietę, matkę, która po wielu latach odkrywa, że jej mąż był zupełnie innym człowiekiem za jakiego go uważała. Po jego śmierci stanie przed wieloma rozterkami, będzie musiała przeżyć żałobę, ogarnąć dom, dzieci, tak trywialne rzeczy jak rachunki za prąd, czy zakupy. Do tej pory, przez początkowy okres żałoby, gdy Kaja pogrążona w depresji praktycznie nie wychodziła ze swojej sypialni. Pewnego dnia okazuje się, że nie tylko mąż miał coś za uszami, ale i matka. Kaja podejmuje własne śledztwo by dojść do prawdy i dowiedzieć się, czy to ktoś chciał wrobić Michała w kłopoty, czy faktycznie jej mąż prowadził grę związaną z kontraktami opiewającymi na wielomilionowe sumy.
– Gdybym sama rozumiała, czego chcę w życiu, byłoby mi łatwiej. Czasem nawet myślę, że wygodniej by było wsiąść do wehikułu czasu i w dniu, w którym poznałam Michała, uciekać, gdzie pieprz rośnie. s. 199
Karolina Wójciak bardzo mnie zaskoczyła i ucieszyła tą książką, ponieważ weszła nią na wyższy level współodczuwania czytelnika razem z bohaterami. To książka zdecydowanie skierowana do dojrzalszych czytelników, ale nie pozbawiona tego do czego przyzwyczaiła nas w swoich poprzednich powieściach, czyli do niesamowitej zdolności mieszania w garze z fabułą, zwrotów akcji i zmieniania charakterów poszczególnych bohaterów, co jest bardzo sugestywne w odbiorze powieści.
Po tych wszystkich emocjach, które przebiegły po mnie w ostatnim czasie jak stado antylop po stepie, zamieniając wszystko w nic nieznaczący pył, nic nie było już w stanie sprawić, bym zadrżała ze strachu. s.25
To moja trzecia książka tej autorki w tym roku i już mogę wam powiedzieć, że nie ostatnia. Ogromnie się cieszę, że trafiłam na jej książki, ponieważ wnoszą świeży powiew na nasze polskie wydawnicze podwórko. Mam nadzieję, że kolejne jej powieści ukażą się już pod banderą jakiegoś polskiego wydawnictwa, bo warto inwestować w tak zdolnych polskich autorów. Polecam Wam jej książki z całego serca.
Kiedy dowiedziałam się, że Karolina Wójciak wydaje kolejną książkę, oszalałam. Po doskonałych "Tożsamości nieznanej NN" i "Matyldzie", czekałam na kolejną książkę. Ucieszyłam się tym bardzie, że autorka postanowiła zaproponować mi patronat - zatem zobaczcie czy warto przeczytać, i o co w ogóle tyle szumu.
Kaja i Michał tworzą szczęśliwą rodzinę. Mają piękny dom, dwójkę...
2017-11-13
Sonia, młoda dziewczyna w ciąży, której rodzice postanowili zapewnić przyszłość sprzedając dziecko za granicę, postanawia uciec z domu. W pociągu poznaje Malwinę, miłą, choć niepokojąco interesowną staruszkę, która postanawia przygarnąć dziewczynę w kłopotach pod swój dach. Od tej pory dziewczyna zamieszkuje w opuszczonym Szpitalu nazywanym Dwa oblicza, gdzie Malwina wraz z niemówiącą od lat przyjaciółką Inką opiekują się Sonią. Jakie tajemnice skrywa ten ogromny dom? Kim była Malwina? Skąd wzięła się Inka? Wreszcie, czy los dziewczyny się odmieni i urodzi dziecko, by szczęśliwie i spokojnie żyć z dala od nierozumiejących jej rodziców?
Gdy człowiek zanadto się wychyli i wpadnie do wyschniętej studni, od samego początku podświadomie wie, że za moment wszystko się skończy. Nieważne jak głośno by krzyczał, jak usilnie próbowałby chwycić się ścian. s. 127
Powieść Agnieszki Bednarskiej jest historią z pogranicza gatunków. Mamy tutaj pewien rodzaj powieści psychologicznej, autorka pokazuje problem wyimaginowanych oczekiwań wobec życia swojego, wobec życia swoich dzieci, bo choć często się o tym wspomina, to bardzo łatwo jest próbować przejmować kontrolę nad życiem innych. Jest tutaj wątek kryminalny, jest historia z przed lat, tajemniczy opuszczony dom, strasząca swoją posturą i brakiem wypowiedzi Inka, wreszcie opiekuńcza starsza pani, czyli Malwina, prowodyrka całego zamieszania. Jest to opowieść obyczajowa, z widocznym nakreśleniem losów rodzinnych, przypominających sagi rodzinne. To wielowymiarowa opowieść o psychice ludzkiej i mechanizmach jakie nią kierują, ale także o potrzebie każdego człowieka jaką jest poczucie szczęścia.
(...) jeżeli człowiek żyje na świecie tak długo jak ja, to nazbiera mu się rzeczy, za które na koniec powinien zapłacić. s. 19
Muszę przyznać, że już dawno żadna polska powieść tak mnie nie zaskoczyła. Po zapowiedziach spodziewałam się raczej opowieści o rozliczeniu z życiem, o wspomnieniach z przed lat i poniekąd to też dostałam, ale formuła w jaką zostało to wszystko ubrane jest zaskakująco dobra. Ogromne brawa należą się autorce za stworzenie wiarygodnych bohaterów, za którymi idziemy w całą historię i razem z nimi przeżywamy to, co ich spotyka. Tutaj należy również zaznaczyć świetne zbudowanie nastroju całej powieści. Mamy tutaj spektakl grozy, wszystko owiane jest tajemnicą, a gdy powoli odkrywamy kolejne elementy układające się w ogólną całość, to aż ciarki człowieka przechodzą, bo wszystko jest skonstruowane w sposób, jak gdyby mogło wydarzyć się naprawdę.
W samej miłości nie ma nic złego, niedobrze się dzieje, gdy zaczyna ona działać przeciwko nam, kobietom. s. 28
Sama historia dziewczyny, która próbując uchronić swoje dziecko przed rozdzieleniem z nią, późniejsze wypadki w opuszczonym szpitalu, poznanie dziejów domu, Malwiny, odkrycie kim w całej historii jest Inka, to wszystko łączy się w całość. Mamy tutaj do czynienia z obrazowym pokazaniem jak na człowieka wpływa jego przeszłość, a dalsze losy Soni pokazują, że z jakim przystajesz, takim się stajesz, niestety... Tutaj po raz drugi muszę pogratulować autorce, bo po tym jak odkryła wszystkie karty, kiedy już wszystko zostało wyjaśnione, napisała jeszcze część trzecią, która jest dopełnieniem całej opowieści, i to przez nią tak naprawdę poznajemy skalę zjawiska, psychologię oddziaływania na drugiego człowieka i ogromne konsekwencje takich czynów, jakie zostały opisane w powieści.
Sonia, młoda dziewczyna w ciąży, której rodzice postanowili zapewnić przyszłość sprzedając dziecko za granicę, postanawia uciec z domu. W pociągu poznaje Malwinę, miłą, choć niepokojąco interesowną staruszkę, która postanawia przygarnąć dziewczynę w kłopotach pod swój dach. Od tej pory dziewczyna zamieszkuje w opuszczonym Szpitalu nazywanym Dwa oblicza, gdzie Malwina wraz z...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-07
Jeśli obserwujecie mojego bloga od dawna to dobrze wiecie, że Jakub Małecki skradł moją duszę, wdarł się pod skórę i poruszył moją wrażliwość. Przeżyłam nie małe zdziwienie, kiedy wydawnictwo podało informację, że będzie wznowienie jego powieść napisanej przed 10 laty. "Dżozefa"przeczytałam w jeden wieczór. Czy to dobrze świadczy? Przeczytajcie dalej.
Warszawski szpital. Na oddział ortopedii trafia Grzegorz, który niefortunnie został napadnięty, okradziony i pobity. Ma złamany nos, wizję zabiegu, którego boi się panicznie, nadopiekuńczą matkę, małomównego ojca i brak pomysłu na życie. Leży na sali z trzema dziwnymi typami. Każdy ma inną historię, przypadłość czy styl bycia. Czy Grześ wyniesie z tego pobytu coś więcej niż tylko naprostowany nos?
Ileż to już razy moja koksiarska aparycja utrudniała mi życie: w sklepie, w tramwaju, w salonie dostawcy internetu - wszędzie spoglądano na mnie takim wzrokiem, jakbym się właśnie szykował, by rabować, palić i gwałcić. s.13
Jakub Małecki po raz kolejny udowadnia, że z prostej historii da się wycisnąć dużo więcej, niż tylko opowieść fabularną. Genialność w prostocie, bo kto był w szpitalu choć jeden dzień ten wie jak to jest. Wszystko jest jednocześnie bardziej przerysowane i zamazane niż w rzeczywistości. Każdy dzień to kopia poprzedniego, a zarazem nowa przygoda. Szpital to metafora filozoficzna bardziej niż można przypuszczać.
- A jak byś chciał przeżyć swoje życie?
Zatkało mnie. Podniosłem się na łokciach, popatrzyłem na niego. s.39
Uwielbiam prozę Małeckiego. Mogę to potwierdzić po raz kolejny. To w jaki sposób buduje opowieść, to jak pod opowieścią przemyca treści naddane to jest mistrzostwo.
W "Dżozefie" oprócz historii Grzegorza mamy też wiele wątków pobocznych. Mamy całą plejadę charakterystycznych bohaterów. Jest biznesmen, jest malkontent i wreszcie Czwarty. Starszy tajemniczy Stanisław, wielbiciel prozy Josepha Conrada. Doznaje on pewnego rodzaju wizji, wpada w letarg w którym opowiada o Stasiu z przeszłości. Historia chłopca, odmieńca z talentem do rzeźbienia jest metaforyczna, iluzoryczna i jednocześnie prawdziwa. Powolne stopniowanie napięcia przy ujawnianiu dalszych losów, urywanie opowieści w najciekawszych momentach, to wszystko sprawia, że chce się czytać i czytać dalej, by dowiedzieć się co się wydarzyło.
- "Niech myślą, co chcą, ale nie miałem zamiaru się utopić. Zamierzałem płynąć, dopóki nie utonę - a to nie to samo." s.147
Powracanie w fabule do przeszłości bohaterów to znak rozpoznawczy Jakuba Małeckiego. Ja uwielbiam takie opowieści, bo za każdym człowiekiem stoi jakaś historia i właśnie to pokazuje nam autor w swoich książkach. Skupia się na człowieku, na tym co go buduje, jak doświadczenia wpływają na to kim jest, kim się staje, kim może być.
- Każdy wie, ale dopiero w ostatniej chwili. Umierając, doświadczamy tego objawienia, wiedza spływa na nas niechciana i przytłaczająca. Mogliśmy robić to, czy tamto, trzeba było spróbować czegoś wielkiego, nie powinniśmy marnować się tu czy tam... s.40
Polecam wam ogromnie, bo to wielka literatura! Każdy odnajdzie tutaj coś dla siebie. I dresiarz z podwórka, bo opisuje kumpli takich jak on sam, i samotny człowiek poszukujący impulsu do działania i czytelnik lubiący nietuzinkowe historie, również ci co kochają lub nienawidzą Josepha Conrada. A jeśli chcecie się dowiedzieć czym lub kim jest drewniany kozioł z okładki i jaką rolę odgrywa w książce, musicie sięgnąć po "Dżozefa ".
Jeśli obserwujecie mojego bloga od dawna to dobrze wiecie, że Jakub Małecki skradł moją duszę, wdarł się pod skórę i poruszył moją wrażliwość. Przeżyłam nie małe zdziwienie, kiedy wydawnictwo podało informację, że będzie wznowienie jego powieść napisanej przed 10 laty. "Dżozefa"przeczytałam w jeden wieczór. Czy to dobrze świadczy? Przeczytajcie dalej.
Warszawski szpital....
Uwielbiam, to postmodernistyczne, magiczne opowieści fantastyczne, krótkie opowiastki z głębokim drugim dnem!
Uwielbiam, to postmodernistyczne, magiczne opowieści fantastyczne, krótkie opowiastki z głębokim drugim dnem!
Pokaż mimo to2017-10-29
"Kiedy nie wiesz jak pomóc sobie, zrób jedną dobrą rzecz - dla innych." Tak brzmi napis na tyle książki. Czy da się powrócić "na stare śmiecie" bez płacenia ceny za przeszłość? Jak to co było kiedyś wpływa na to co jest teraz? I wreszcie czy da się zacząć wszystko z czystą kartą? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w najnowszej książce Magdaleny Knedler.
Adelę Henert poznajemy 17 lutego, w środę. Postanawia pójść do fryzjera we Wrocławiu, by ściąć warkocz i oddać włosy dla fundacji Rack'n'roll. Ma to być nowe otwarcie, nowy rozdział w życiu, bo Adela niedawno wróciła do rodzinnego Wrocławia po śmierci męża, z którym przez 10 lat mieszkała w krajach półwyspu Iberyjskiego, a ostanie lata we Włoskiej Sperlondze. Czy dziewczyna odnajdzie swoje miejsce? Jakie niespodzianki z przeszłości będą na nią czekały? Czy Adela poradzi sobie z tym, przed czym uciekła z Włoch?
Bo przecież czasem niewiele trzeba, by poczuć się na swoim miejscu. s. 163
Na dobry początek dziewczyna znajduje pracę w kawiarnio-księgarni o dźwięcznej nazwie Becky Sharp. Postanawia wynająć mieszkanie, ale poszukiwania nie są łatwe, zwłaszcza, że nie ma wiele oszczędności. Wreszcie udaje jej się wynająć pięto domu od Daniela Raczyńskiego, który też niedawno zamieszkał w tym miejscu. Parę nieznajomych połączy tajemnicza postać nieżyjącej ciotki Stefanii i znalezionych po niej rzeczy. Co mają wspólnego potłuczona filiżanka, listy z kartkami powieści oraz postać obserwująca dom? W poszukiwaniu śladów przeszłości Adela i Daniel połączą siły, tym samym znajdą wspólny cel, wspólne zainteresowania i być może uczucie. Ale aby przekonać się co tak naprawdę się wydarzyło i w życiu ciotki Stefy i w życiu Adeli, musicie sięgnąć po książkę Magdaleny Knedler.
Każdy przynajmniej raz trafia w życiu na osobę, która może go ocalić. Ale nie zawsze potrafi się na nią otworzyć. s. 91
Już dawno nie czytałam tak świetnie skonstruowanej powieści. Od historii nie sposób się oderwać. Postać Adeli jest rewelacyjne nakreślona, a wątek "grzebania" w przeszłości ciotki Stefy dodaje tajemniczości, intryguje i zaciekawia czytelnika. Książka ma również czytelny podział na czas w jakim się dzieje, co jest wyraźnie oddzielone od tego co było przedtem, czyli we Włoszech, a także od przeszłości domu i ciotki. Już dawno nie czytałam powieści z wieloma czasami narracyjnymi, żeby się nie zgubić w wydarzeniach opisanych, tutaj to sie udało, bo wszystko jest bardzo klarowne. Poza tym autorka, która niewątpliwie jest ogromną znawczynią elementów kultury, po prostu erudytką, wplata mimochodem tytuły filmów, piosenek, dzieł sztuki. Jest tutaj tyle odnośników, że chciałoby się od razu sięgać po te wszystkie tytułu.
Bo przeszłość można wybaczyć, ale nie można jej zmienić. s. 306
"Historia Adeli" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Knedler i zdecydowanie będzie to znajomość na dłużej. Jest to pięknie napisana opowieść, której osnową jest tajemnicza ciotka, ale dookoła poznajemy prawdziwą historię Adeli, tego co się wydarzyło. To książka przede wszystkim o tym, że choćby człowiek uciekał jak najdalej nogi poniosą, to przed samym sobą nie da się daleko uciec. Polecam wszystkim!
"Kiedy nie wiesz jak pomóc sobie, zrób jedną dobrą rzecz - dla innych." Tak brzmi napis na tyle książki. Czy da się powrócić "na stare śmiecie" bez płacenia ceny za przeszłość? Jak to co było kiedyś wpływa na to co jest teraz? I wreszcie czy da się zacząć wszystko z czystą kartą? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w najnowszej książce Magdaleny Knedler.
Adelę Henert...
2017-12-17
Zbiór 17 opowiadań/felietonów, to bardzo amerykańskie spojrzenie człowieka przenikającego na wskroś myśli i uczucia. Wszystkie je, co widać już z okładki, spaja maszyna do pisania. Raz jest to przedmiot, stojący gdzieś na biurku. Innym razem jest to wspomnienie, kogoś, kto używał maszyny. Jeszcze innym jest wspomniana np. w pytaniu w teleturnieju. Za każdym razem pojawia się mimochodem i łączy ze sobą opowieści, bo sama muszę przyznać, że w kolejnych wyczekiwałam momentu, gdzie będzie treść dotycząca właśnie maszyny do pisania.
- Niech ta maszyna stanie się częścią pani życia. Częścią pani dnia. Nie chcę, żeby popisała pani na niej kilka razy, a potem potrzebowała miejsca na stole i zamknęła ją z powrotem w walizce, po czym postawiła na półce z tyłu szafy. (...) Maszyny do pisania muszą być używane. Tak jak żaglówka musi pływać, a samolot latać. Po co komu pianino, na którym nikt nie gra? s. 231
Poza samym elementem spajającym jest to 17 osobnych historii, w których autor pokazuje swój sposób obserwacji świata. Mnie najbardziej spodobało się kilka, wspomnę o dwóch: "Wigilia 1953" to wspomnienie weteranów wojennych, którzy jak co roku dzwonią do siebie w wigilijny wieczór składając sobie życzenia, oraz "Niezwykły weekend", to weekend z życia 11 letniego Kenny'ego, który po rozwodzie rodziców mieszka z ojcem, ale matka ma zabrać go na dwa dni do siebie zgodnie z planem opieki po rozstaniu.
Virgil skończył piwo, poszedł do przedpokoju i wyciągnął z szafy przenośną maszynę do pisania Remington. Delores kupiła ją dla Virgila zupełnie nową, kiedy była w szpitalu polowym na Long Island w stanie Nowy Jork./ Pisał na niej listy do żony swoją sprawną dłonią, aż terapeuci nauczyli go, jak on to nazywał, bezwzrokowej metody pisania pięcioma i połówką palca. s. 43
Polecam Wam serdecznie, bo nawet jeśli nie lubicie opowiadań, to przekonacie się do nich za pośrednictwem Toma Hanksa. Ja przyznam, że na początku przeszkadzało mi wszechobecne amerykańskie wszystko, czyli nazwy, których tak naprawdę nie sposób przetłumaczyć na język polski, wtrącenia itd. Ale jak już się przyzwyczaiłam do stylu, to opowieści pochłonęły mnie całkowicie i żałowałam, że jest ich tylko 17. Polecam!
Zbiór 17 opowiadań/felietonów, to bardzo amerykańskie spojrzenie człowieka przenikającego na wskroś myśli i uczucia. Wszystkie je, co widać już z okładki, spaja maszyna do pisania. Raz jest to przedmiot, stojący gdzieś na biurku. Innym razem jest to wspomnienie, kogoś, kto używał maszyny. Jeszcze innym jest wspomniana np. w pytaniu w teleturnieju. Za każdym razem pojawia...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-05
Tytułowa Matylda jest młodą dziewczyną, która właśnie rozpoczyna praktyki w korporacji. Marzy o dostatnim życiu, o karierze, choć tak naprawdę te marzenia szybko ocierają się o rzeczywistość i zostają okrojone. W pracy jej przełożonym jest Karol. Ich relacja szybko staje się zawiła, a sprawa komplikuje się po tym, co powiedziała jej lojalna koleżanka, która ostrzegała Mati przed stylem podrywania nowych pracownic przez szefa. Czy to wynikało z przezorności, dobroci, czy może z zazdrości, że to nie ona jest w polu zainteresowania Karola? Czy relacja Karola i Matyldy to czysty układ? Czy uczucia mają szansę na to, by rozwinęły się ponad korporacyjnymi szczeblami?
Nie mogłam narzekać na dom, na rodzinę. Dali mi wszystko, czego potrzebowałam, ale czułam się tak, jakbym była przezroczysta. Ich sposób wychowywania nie nauczył mnie ani pewności siebie, ani wiary w swoje możliwości, ano odwagi do podejmowania w życiu ryzyka. s.9
Równolegle do historii Matyldy poznajemy Kostka. Chłopak nie ma łatwego życia. Nic się mu nie układa tak jakby sobie tego życzył, a poznanie Magdy tylko komplikuje jego sprawy. Dziewczyna ściąga na niego lawinę niefortunnych zdarzeń, a informacja o dziecku którego się spodziewa odwraca jego plan na drugą stronę. W pewnym momencie losy Matyldy i Kostka spotykają się. Czy to dobrze wróży? Czy para ma szanse na związek? Czy Matylda będzie umiała wybrać pomiędzy bogatym, mogącym zapewnić jej dostatnie życie Karolem, a uczuciowym, targanym przez życie Kostkiem?
Dochodziłem do wniosku, że nieważne jest miejsce, otoczenie. Jeśli ktoś jest skazany na beznadzieję, dopada go ona wszędzie. Nieistotne jak daleko by uciekł. s.138
Nie, to nie jest prosta historia obyczajowa o młodych ludziach i ich problemach. To niesamowite studium tego, co dzieje się wewnątrz umysłu młodego, nabierającego doświadczenia życiowego człowieka, który musi podejmować ważne wybory. Czasami te wybory decydują o jego byciu lub niebyciu... ale tutaj nie mogę wam fabularnie nic więcej zdradzić. Musicie sami przeczytać tę książkę.
- Czasami myślę - kontynuowałam - że muszę dostać jeszcze jednego kopa od życia, żeby nauczyć się ludzi. Umieć odróżnić chwasty od kwiatów. s.232
Już dawno żadna opowieść nie zmęczyła tak mojej psychiki i wrażliwości. I nie jest to zarzut, ale ogromny komplement kierowany w stronę autorki. Sposób poprowadzenia narracji, rozbicie tych dwóch historii na osobne, ale przecinające się w pewnym momencie, a przede wszystkim zakończenie, które wyrwało mnie z butów, nie mogłam później zasnąć, bo doczytywałam książkę późnym wieczorem. Bohaterów zapamiętam na długo, a ich sprawy są tak realne, że czyta się to jakby ktoś opowiadał o sąsiadach zza ściany. Takich książek chcę czytać więcej! Musicie poznać tę opowieść, bo naprawdę warto.
Tytułowa Matylda jest młodą dziewczyną, która właśnie rozpoczyna praktyki w korporacji. Marzy o dostatnim życiu, o karierze, choć tak naprawdę te marzenia szybko ocierają się o rzeczywistość i zostają okrojone. W pracy jej przełożonym jest Karol. Ich relacja szybko staje się zawiła, a sprawa komplikuje się po tym, co powiedziała jej lojalna koleżanka, która ostrzegała Mati...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-10
Bo z książkami Jakuba Małeckiego jest tak, że albo się je pochłania całym sobą, albo ... nie, nie! Nie ma żadnego albo, po prostu przeczytajcie dalej.
W najnowszej powieści, tego genialnego pisarza młodego pokolenia, poznajemy dwie osobne historie. Jedna z nich jest skupiona na Oldze. Dziewczyna postanawia opuścić rodzinne miasto - Kalisz i wyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu spełnienia marzeń o karierze i lepszym życiu. Stoi za tym historia rodzinna, niespełnione marzenia ojca, który pracował w fabryce fortepianów i matka, która jest wycofana. Olga nie chce taka być, nie chce żałować, że nie spróbowała odmienić swojego życia. Pewnego dnia dostrzega na przystanku autobusowym dorosłego mężczyznę zachowującego się jak małe dziecko, bo pomimo postury rosłego chłopa, trzyma naręcze kolorowych balonów. Tak też zaczynamy poznawać drugą historię. Opowieść o Klemensie, upośledzonym chłopaku mieszkającym z matką, który nazywany jest przez Olgę Dzikiem. W jaki sposób te dwie historie się spotkają, tego dowiecie się z lektury. powiem wam tylko, że jest to coś niespotykanego w literaturze popularnej.
Teraz był czwartek, 23 marca, godzina dziewiętnasta dwanaście, a ona, Olga Lipska, lat trzydzieści dwa, wracała do domu i dochodziła do wniosku, że chyba znowu przemókł jej prawy but. (...) Spojrzała za okno, poruszyła palcami w mokrym bucie i po raz pierwszy zobaczyła tego mężczyznę, chłopca, dziecko, to połączenie ich wszystkich. s. 34
Pisząc o tej książce, która premierę będzie miała dopiero 31 października, nie sposób nie pisać o prozie Jakuba Małeckiego jak o całości. Powiem wam w kilku słowach za co ja tak uwielbiam jego twórczość, a być może to pozwoli wam zwrócić swoją uwagę na jego prozę, bo to że warto, to już wiecie.
Fortepian, z którego pochodziły klawisze, nie był zwykłym fortepianem - kiedyś ojciec wyjaśnił Oldze, że coś takiego jak "zwykły fortepian" nie istnieje, są natomiast fortepiany mniej i bardziej niezwykle. To był jeden z tych bardziej niezwykłych. s.45
Po pierwsze, Jakub Małecki ma niesamowitą zdolność przedstawiania prostych sytuacji w sposób obrazowy i pełny. O co chodzi. Żeby wam to opisać użyję skojarzeń. Wyobraźcie sobie, że stawiacie na stole figurkę, jakiegoś ludzika ulepionego z plasteliny. Chcąc go opisać obracacie go dookoła, obserwujecie z każdej strony, a później dopełniacie opis historią jego powstania, tego gdzie kupiliście plastelinę, jakiego koloru użyliście, co was zainspirowało, żeby tak wyglądał, czyli tak naprawdę poznajecie tą postać całościowo, zlepiając poszczególne elementy w jego wizerunek. Tak samo kreuje swoich bohaterów Jakub Małecki. Ja przepadam za taką formą prozy. Pozwala na dostrzeżenie nie tylko tego co jest na zewnątrz, i co przyciąga uwagę na kilka minut, ale sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad głębszymi sprawami, bo za każdym człowiekiem stoi jakaś przeszłość.
Niedawno natrafiła w "Nikt nie idzie" na wiersz Ryoty, który teraz ukłuł ją gdzieś w środek głowy.
Zły i obrażony wróciłem. A wierzba stoi w ogrodzie.
W jej ogrodzie stały trampolina i mokra od deszczu kosiarka, zostawiona przez kogoś pośrodku trawnika. Krople błyszczały na chromowanym uchwycie i czerwonych osłonach. s.239
Kolejnym elementem składowym jego wyjątkowego stylu, jest umiejętność zaklinania codzienności, przedmiotów, sytuacji, w zdarzenia i rzeczy wyjątkowe. W tej powieści jest to fragment klawiatury fortepianu na drewnianej deseczce, wspomniane już balony, czy lot motolotniom - tutaj ciekawostka, powieść pierwotnie miała nosić tytuł "Nauka latania".
W niedziele wszystko było im wolno. Spali do późna, chodzili po mieszkaniu w pidżamie i koszuli nocnej, potrafili przez cały dzień nic nie robić. Albo robić za dużo - jeździć z miejsca na miejsce, odwiedzać sąsiadów, Jadwiśkę, Wichowskiego. s. 113
W "Nikt nie idzie" zostały również poruszone ważne tematy, omijane często w literaturze popularnej. Mamy tutaj wątek niepełnosprawnego umysłowo chłopaka, a co się z tym wiąże opieki nad nim. Bardzo odśrodkowo jest poruszony wątek niespełnionych marzeń rodziców, które próbują przelewać na dziecko, a także ucieczki przed losem na jaki z góry jesteśmy skazani. Jest też niespełniona miłość, zawiedziona miłość, miłość wymarzona, której się boimy. Wszystkie wątki łączą się w pięknej metaforze latania i ostatniej scenie na lotnisku.
Wyobraziła sobie siebie w wieku osiemdziesięciu, dziewięćdziesięciu lat, wyobraziła sobie, jak coraz słabszym wzrokiem obserwuje kolejne znikające możliwości: spacer do miasta, kieliszek wina wieczorem, kąpiel pod prysznicem na stojąco, przeniesienie herbaty z kuchni do pokoju bez jej rozlania. Coraz więcej rzeczy nagle poza zasięgiem. (...). Wszystko w życiu tamtej powolnej, coraz bardziej wystraszonej kobiety zależało od tego, co zrobi teraz ona, trzydziestodwuletnia Olga Lipska, stojąca na trawniku w Chrcynnie. s. 255
Bardzo serdecznie wam polecam prozę Jakuba Małeckiego, a w szczególności "Nikt nie idzie". To bardzo dobry pretekst dla tych, którzy jeszcze nie znają twórczości tego autora, polecam wam zacząć od tej właśnie książki. A dla tych, którzy już skreślili jego twórczość odpieram tutaj zarzuty, że pisze on tylko o wojnie, nie tutaj akcja dzieje się współcześnie, w dodatku w mieście a nie na wsi. Nie ma tutaj powielanych wątków, jest to zupełnie inna powieść niż poprzednie, jest wspaniała. Życzę sobie więcej takich lektur, bo to jest właśnie dla mnie proza, która dostaje 11 na 10 gwiazdek!
Bo z książkami Jakuba Małeckiego jest tak, że albo się je pochłania całym sobą, albo ... nie, nie! Nie ma żadnego albo, po prostu przeczytajcie dalej.
W najnowszej powieści, tego genialnego pisarza młodego pokolenia, poznajemy dwie osobne historie. Jedna z nich jest skupiona na Oldze. Dziewczyna postanawia opuścić rodzinne miasto - Kalisz i wyjeżdża do Warszawy w...
2017-01-31
Do czego prowadzi obsesja pragnienia, posiadania, doznawania? Czy łatwo jest ujarzmić dzikość ludzką, dzikość społeczną, dzikość serca, uczuć, marzeń? Tego dowiecie się sięgając po "Pragnienie" Richarda Flanagana wydaną przez Wydawnictwo Literackie.
Lady Jane, żona brytyjskiego odkrywcy, który zniknął z całą wyprawą w poszukiwaniu Przejścia Północno - Zachodniego na Arktyce zwraca się z prośbą, a właściwie błaganiem o pomoc w ocaleniu wizerunku męża oskarżonego o kanibalizm do Charlesa Dickensa. Ten znajdujący się u szczytu sławy pisarz zagłębia się w życiorys sir Johna Franklina, pisze sztukę inspirowaną wydarzeniami z życia tej rodziny. Tym samym otwierają się mu oczy na swoje własne obsesje, toksyczne relacje i tłumione pragnienia.
" - A zatem ta kochana mała nie ma matki, ojca ani żadnej rodziny?
- Ma rodzinę szanowna pani, ale nie bliską. Tubylcy podchodzą do tych spraw w sposób bardziej swobodny, a jednocześnie bardziej skomplikowany niż my. Dla nas rodzina jest jak szur, dla nich zaś koronka" (s. 73/74)
Za sprawą Lady Jane poznajemy historię pewnej Aborygeńskiej dziewczynki, nazywanej przez towarzystwo dzikuską. Mathinna zachwyca swoją energicznością, naturalnością i innością. Pani postanawia ją adoptować, tym samym zaspokoić swoje pragnienie posiadania dziecka, a także przeprowadzenia eksperymentu naukowego, chce zmienić dziką, nieokrzesaną dziewczynkę w dziecko z jej sfer. Czy to się uda? Jak to wszystko wpłynie na osieroconą dziewczynkę? Czy lady Jane zrozumie istotę człowieczeństwa? O tym przekonacie się czytając książkę Richarda Flanagana.
Wydana po raz pierwszy w 2008 roku powieść autora "Ścieżek północy", które zostały nagrodzone Bookerem, wychodzi na polskim rynku i z pewnością zyska przychylność czytelników. Pięknie zazębione dwie historie, do tego smaczek w postaci Charlesa Dickensa, wszystko w klimacie wiktoriańskiej Anglii z egzotyczną Australią z czasów Aborygenów. Zapraszam do przeniesienia się w rok 1840.
Historia Mathinny, aborygeńskiej dziewczynki, którą poznajemy gdy ma lat siedem, a z końcem książki ma lat siedemnaście jest opowieścią tragiczną. Jej losy, to czego musiała doświadczyć, bo będą dzikuską prędzej czy później musiała poddać się ucywilizowaniu, wszystko to jest przykładem pragnienia ludzi do osiągnięcia władzy nad wszystkim dookoła. Od zarania dziejów człowiek pragnął podporządkować sobie otoczenie, tak by służyło mu do jego celów. Wynaturzenie przyniosło rozwój cywilizacji, ale i upadek duszy, uczuć, tradycji. Richard Flanagan w epicki sposób uświadamia nam jak bardzo barbarzyńscy potrafimy być, my ludzie.
Na uwagę zasługuje nie tylko sama opowieść, która nie pozostawia czytelnika obojętnym, skłania do refleksji, ale do tego jest napisana i skonstruowana w wyjątkowy sposób. Przeplatanie się losów lady Jane, Mthinny i Dickensa daje ogląd na całą sytuację z trzech wymiarów. Możemy śledzić jednego bohatera, współodczuwać z nim jego rozterki, doznawać wielu emocjonalnych wzlotów i upadków nie tracą niczego z pozostałych wątków. Jest to świetna konstrukcja filmowa, tylko czekać jak wytwórnie zechcą zekranizować tę książkę.
" - Mamy w życiu tylko kilka chwil (...) takich jak chwila radości i zadziwienia drugim człowiekiem. Niektórzy powiedzieliby, że jest to chwila piękna czy transcendencji. (...) Albo, że taka chwila obejmuje wszystkie wzniosłe odczucia. Potem człowiek dochodzi do pewnego wieku i pojmuje, że ta jedna chwila (...) to było pani życie. Że takie chwile są wszystkim, całym światem. Z uporem myślimy jednak, że będą one miały wartość tylko wtedy, jeśli uda nam się sprawić, aby trwały wiecznie. Powinniśmy żyć dla takich chwil, jesteśmy jednak tak zaabsorbowani pogonią za czymś innym, za przyszłością i za kotwicami, które ściągają nas w dół, że czasem nawet nie widzimy tych chwil takimi jakimi są" (s. 169)
Mnie urzekła nie tyle samą opowieścią, co elementami konstrukcji. Przemycone zostały tutaj wydarzenia historyczne bez zbędnego patosu. Nic tutaj nie jest przedstawiane z glorii i chwale, ale właśnie od najciekawszej strony, od zaplecza. Bo wszyscy wiemy, że nie rzadko za pięknymi fasadami, kryją się mroczne zaułki. Nie przypadkowo na zdjęcia do tego postu umieściłam czarnego łabędzia. Jego symboliczne i mitologiczne znaczenie w całej powieści jest esencją tej książki. Ale żeby dowiedzieć się o co dokładnie mi chodzi, musicie sięgnąć do tej książki.
Do czego prowadzi obsesja pragnienia, posiadania, doznawania? Czy łatwo jest ujarzmić dzikość ludzką, dzikość społeczną, dzikość serca, uczuć, marzeń? Tego dowiecie się sięgając po "Pragnienie" Richarda Flanagana wydaną przez Wydawnictwo Literackie.
Lady Jane, żona brytyjskiego odkrywcy, który zniknął z całą wyprawą w poszukiwaniu Przejścia Północno - Zachodniego na Arktyce...
2017-09-24
Siedmioletni Szymon spędza wakacje we wsi Chojny u babci Tosi. Nudę zabija układając na torach z kolegą Budzikiem - Jackiem Budzikiewiczem monety. Czeka na powrót rodziców z miasta. Niestety zamiast wyczekiwanych mamy i taty słyszy, że już nie wrócą, że wypadek, że teraz będzie z babcią...
Dwa pokolenia, tak odmienne, tak podzielone czasem, a jednak muszą się jakoś dogadać, muszą jakoś ze sobą żyć. Po stracie bliskiej osoby nie jest łatwo. Tym bardziej wszystko wymaga większego wysiłku i zaangażowania emocjonalnego. Na szczęście babcia wychodzi na przeciw wnukowi i małymi gestami oswaja mu świat na nowo. Na przykład kupuje drugą pralkę, bo w starej Szymek chowa swoje wartościowe przedmioty jak komiksy, żeby Bozia , która zabrała mu rodziców nie zabrała i tego kawałka jego świata. Szymek szczęśliwie dorasta i wszystko wkracza na dobre tory, do czasu gdy znowu, tragedia nie wisi w powietrzu...
Z Budzikiem widywał się codziennie. Najczęściej umawiali się jeszcze przed obiadem - szli na huśtawkę, do lasu lub pokopać w piłkę. Czasami próbowali podglądać przez okno Werę Matusiak albo upolować jakąś kuropatwę z procy. po południu najczęściej chodzili na tory. Rozkładali na szynach kolejne przedmioty, a potem szukali ich w trawie. Machali maszynistom i liczyli wagony. Budzik kilka raz spytał o wypadek, o pogrzeb i czy było strasznie. W końcu przestał, były ciekawsze tematy. Na przykład czy są duchy. Budzik uważał, że są. s. 25
Jakub Małecki po raz kolejny nie zawodzi. Funduje nam kawał porządnej polskiej prozy, gdzie nie ma zawrotnej akcji, piorunujących wydarzeń, ale są obrazowe przedstawienia emocji, ogromna delikatność w przekazywaniu tego co ważne, wyczucie językowe, a także magiczność zdarzeń i świata przedstawionego.
Ojciec zaczął mówić. Że to drzewo jest tu od zawsze. Że patrzy, ale nie tak, jak patrzą ludzie. To drzewo słuchało wszystkich rozmów pięciu już pokoleń Budzikiewiczów. To drzewo zna dotyk skóry twojego dziadka, pradziadka i prapradziadka, który je posadził. W to drzewo wsiąkał ich mocz. W tym drzewie jest cała historia twojej rodziny i tego drzewa należy się bać. s. 61
Na uwagę zasługuje rewelacyjna konstrukcja powieści. Wokół tragicznego zdarzenia w życiu małego chłopca zbudował opowieść o rodzinie, o zależnościach i determinacji zdarzeń o tym co tu i teraz, tym co było i tym co pomiędzy.
Szymek ma siedem lat. Jego babcia Tosia jest matką jego matki Elizy. Eliza wyszła za mąż za Telka, Telesfora, ojca Szymka. Tośka ma brata Michała, wuja Szymka. Ich losy również poznajemy, ponieważ kilkakrotnie przenosimy się w czasie. Skoki czasowe są bardzo trafnym zabiegiem i doskonale oddają wielowymiarowość zdarzeń. Pozwalają zobaczyć wszystko z zewnątrz, a dzięki takiemu przyjrzeniu się wstecz, losy tej rodziny i ich przyjaciół wydają się być nam lepiej znane.
"Do ojca", biała koperta bez znaczka.
Jak przestałem mówić to wszyscy na mnie patrzą tak jakbym nigdy nie mówił
A przecież ja byłem normalny Poszedłem dzisiaj za oborę posiedzieć
Ta stara brona to tak zardzewiała, że aż się rozpadła
Rdza sama leży, płątki takie jakby. Ale część to wsiąknęła w ziemię i gdzieś sobie jest. Tata ja nic nie mówię nie mogę mówić co to jest?
Jacek s. 210
"Rdza" to kolejna wielowymiarowa powieść, która dotyka czytelnika do głębi. Przenika świadomość, daje do myślenia, pozostawia wiele otwartych pytań i rozgarnia myśli. Jest to polska proza najwyższego gatunku i polecam ją każdemu. Bo Jakub Małecki po raz kolejny udowadnia, że da się napisać o tym co nas boli, o zadrach i bolączkach bez marudzenia, malkontenctwa i marazmu.
Siedmioletni Szymon spędza wakacje we wsi Chojny u babci Tosi. Nudę zabija układając na torach z kolegą Budzikiem - Jackiem Budzikiewiczem monety. Czeka na powrót rodziców z miasta. Niestety zamiast wyczekiwanych mamy i taty słyszy, że już nie wrócą, że wypadek, że teraz będzie z babcią...
Dwa pokolenia, tak odmienne, tak podzielone czasem, a jednak muszą się jakoś...
2005-10-15
dzieło doskonałe! więcej na ten temat napisałam w pracy magisterskiej i licencjackiej, ale ze względów oczywistych nie przytoczę.
dzieło doskonałe! więcej na ten temat napisałam w pracy magisterskiej i licencjackiej, ale ze względów oczywistych nie przytoczę.
Pokaż mimo to2018-02-08
Kim naprawdę jesteśmy i czy kukurydza potrafi mówić? Dlaczego ludzie znikają? Wreszcie, jak rozpoznać prozopagnozję i co wspólnego ma z tą chorobą królowa pszczół?
Bone Gap to mała mieścina w Stanach Zjednoczonych, tam wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą, a jeśli nie wiedzą, to sobie dopowiedzą. Na obrzeżach, wśród pól kukurydzy mieszkają w domu - trochę na odludziu - Finn i Sean. Bracia zostali porzuceni przez matkę, która to po śmierci ich ojca znalazła sobie nowego partnera, ale on nie chciał zaakceptować dzieci, więc ona po prostu zostawiła synów, aby sobie sami radzili. Finn ma 17 lat, a Sean 23. Pewnego dnia, w stodole Finn znajduje Rozę, czyli Różę. Przerażona dziewczyna wygląda jakby ktoś ją pobił. Jest cała poobijana i roztrzęsiona, chłopaki pozwalają jej zamieszkać razem z nimi i dają czas na dojście do siebie. nie pytają co się stało, aż dziewczyna pewnego dnia sama zaczyna opowiadać. Nazywa się Róża, jest z Polski, wyjechała do Ameryki, by wykorzystać szansę na lepsze życie, ale spotkało ją coś zupełnie odwrotnego. Pewnego dnia, tak jak nagle się pojawiła, tak nagle zniknęła. Co się z nią stało? Czy bracia ją odnajdą? Czy grozi jej jakieś niebezpieczeństwo?
- Każdy ma jakąś opowieść - powiedziała pani Logan rozmarzonym, nieobecnym głosem. - Każdy ma swoje tajemnice. s. 43
Po tym wstępnie o fabule pewnie sobie pomyślicie - kolejna przygodówka, a do tego jeszcze młodzieżowa. Nic bardziej mylnego! Książka jest bardzo dobrze rozplanowania, podzielona i napisana, przez co czyta się ją z zapartym tchem. Ale to nie wszystko, bo pod warstwą fabularną dostajemy to co najlepsze w powieściach, czyli drugie dno. Książka porusza bardzo ważne tematy młodzieżowe. Jest tutaj wątek akceptacji siebie, jak i społecznego wykluczenia i postrzegania kogoś jak odludka, bo jest inny niż wszyscy, a tym samym staje się kozłem ofiarnym. Mamy tutaj wątek miłosny, który przez to, że się pojawia pokazuje czym jest choroba o nazwie prozopagozja. Do tego wszystkiego na dokładkę jest wątek Rozy, czyli imigrantki z Polski, a co za tym idzie mit o poszukiwaniu lepszego życia, Ameryka postrzegana jako Ziemia Obiecana, rozczarowania, rozterki i wiele innych ważnych spraw sprytnie schowanych pod warstwą przygodową, bo losy bohaterów śledzi się z ogromną ciekawością. Kult piękna, który prowadzi do zgubnych decyzji, małomiasteczkowość, mity miejskie, czyli wierzenia ludowe bez potwierdzenia naukowego przekazywane drogą ustną - ogrom ciekawych i wartościowych wątków w tak małej objętościowo książce.
Róża wychowała się w Polsce, w miasteczku tak małym, że nie miało nazwy. Mieszkańcy miasteczka nazywali je "tutaj", a wszystko poza nim "tam". "po co ktokolwiek miał "tam" jechać? - mówili. - Co? Źle nam "tutaj" czy jak?" s.98
Jeżeli to wszystko was jeszcze nie przekonało do sięgnięcia po tę powieść, to dodam jeszcze, że realizm magiczny w czystej postaci z jakim tutaj mamy do czynienia podszyty jest pszczołami, których obserwacja pokazuje pewne ludzkie cechy, ale tez pozwala na zauważenie tego, co dla większości jest niezauważalne, czyli na skupieniu się na tym co w środku a nie na zewnątrz. Mamy tutaj gadającą, a właściwie śpiewającą kukurydzę, czyli zielone liście z okładki. A to wszystko w pięknym wydaniu. bo chyba każdy z nas, książkolubnych stworzeń zwraca uwagę na spójne z treścią szaty graficzne książek, które jednocześnie nie są dosłowne i oczywiste.
Polecam ten tytuł waszej uwadze!
Kim naprawdę jesteśmy i czy kukurydza potrafi mówić? Dlaczego ludzie znikają? Wreszcie, jak rozpoznać prozopagnozję i co wspólnego ma z tą chorobą królowa pszczół?
Bone Gap to mała mieścina w Stanach Zjednoczonych, tam wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą, a jeśli nie wiedzą, to sobie dopowiedzą. Na obrzeżach, wśród pól kukurydzy mieszkają w domu - trochę na...
2016-11-16
Reportaż opowiada historię 33 chilijskich górników, którzy w 2010 roku zostali uwięzieni w kopalni San Jose, po tym jak doszło do zawału jednego z chodników. Przez 69 dni byli skazani tylko na siebie i na ... ciemność. Cały świat śledził wydarzenia rozgrywające się na tym skalnym terenie. Codziennie donoszono o postępach akcji ratunkowej, a samo wydobywanie górników z głębokości 625 m pod powierzchnią ziemi było transmitowane na żywo w wielu stacjach telewizyjnych na całym globie. Na zawsze w pamięci zostaną obrazy z tamtych dni, spekulacje dotyczące szans na przeżycie w takich okolicznościach, sposoby wyciągnięcia uwięzionych pracowników kopalni, a także traumatyczne przeżycia z jakimi zapewne musieli się borykać ci mężczyźni.
Wbrew pozorom, nie jest to opowieść o negatywnym ładunku emocjonalnym, ale niesamowicie pozytywna historia opowiadana z punktu widzenia ocalałych, ich rodzin, bliskich, współpracowników a także samego reportera. Jest to optymistyczny obraz wydarzeń, które same w sobie nie dawały nadziei na szczęśliwe zakończenie. Prawdopodobnie, gdyby taka katastrofa wydarzyła się w jakimś mniej religijnym kraju, nikt nie wierzyłby że to może się udać, że przez ponad 2 miesiące górnicy będą żyli pod ziemią czekając na ratunek, że uda się dostarczyć im pożywienie na czas akcji przez szyb szerokości zaledwie 15 cm! Udało się.
Po tym, jak obrazy wyciąganych w okularach przeciwsłonecznych, mających zabezpieczyć wzrok przed światłem górników przyzwyczajony do ciemności, obiegły świat nastąpił proces przystosowania do nowej sytuacji. Stali się oni z dnia na dzień bohaterami narodowymi, byli traktowani jak celebryci, zapraszano ich na spotkania z osobistościami ze świata polityki, kultury. Opowiadanie o tym co przeżyli stało się ich sposobem na życie, ich udręką, a także terapią po dramatycznych przeżyciach.
Hector Tobar jako jedyny reporter na świecie został dopuszczony przez górników do tamtych wydarzeń. Tylko z nim chcieli rozmawiać, tylko jemu zdradzili tajemnice tamtych wydarzeń. Tylko on mógł spisać ich opowieści i przekazać światu. Takie zaufanie niesie za sobą ogromne obciążenie i oczekiwania. Na szczęście Tobar zrobił to z wyczuciem i oddaniem. Jest to kawał misternej pracy reporterskiej.
Dla mnie jest to też ważny reportaż ze względów osobistych. Mój tata przez 30 lat pracował jako górnik na Kopalni Węgla Kamiennego w Brzeszczach. Pamiętam strach, kiedy spóźniał się z pracy, a w telewizji pokazywano wiadomości dotyczące wypadku na kopalni, pamiętam każde "Z Bogiem!" i "Szczęść Boże!" rzucone na schodach przed wyjściem do pracy. Na szczęście oprócz drobnych skaleczeń nigdy nic mu się nie stało. Ale wielu górników takiego farta nie miało. Reportaż Hectora Tobara jest pod tym względem dodatkowo emocjonalny.
Polecam zapoznanie się z tamtymi wydarzeniami znanymi nam jedynie ze strony zewnętrznej, telewizyjnej przez pryzmat osób ocalałych, czyli z samego środka tego co się działo. Jest to pozytywna opowieść o sile wiary, woli walki, determinacji, ale także o słabości, kruchości i pozorności ludzkiego życia. Ponieważ znaczymy tylko tyle ile jesteśmy. A jesteśmy dopóki jest nadzieja.
Reportaż opowiada historię 33 chilijskich górników, którzy w 2010 roku zostali uwięzieni w kopalni San Jose, po tym jak doszło do zawału jednego z chodników. Przez 69 dni byli skazani tylko na siebie i na ... ciemność. Cały świat śledził wydarzenia rozgrywające się na tym skalnym terenie. Codziennie donoszono o postępach akcji ratunkowej, a samo wydobywanie górników z...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-22
Jaki wpływ na nasze życie mają wydarzenia z przeszłości? Czy historia rodziny jest też automatycznie naszą historią? Ile skrywają przed nami przodkowie? Czego można dowiedzieć się o sobie, rozgrzebując sprawy z przeszłości? Tego i o wiele więcej dowiecie się po przeczytaniu książki Kazukiego Sakuraby "Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów".
Przedstawiona historia dotyczy losów trzech pokoleń kobiet z rodziny Akakuchibów, szlachetnego rodu z czerwonego pałacu na wzniesieniu. Babka - Manyo, matka - Kemari i córka - Toko, to silne i wyjątkowo uparte charaktery. Pierwsza z nich, choć trafiła do rodziny z przypadku, była porzuconym dzieckiem ludzi z gór, czyli robotników pracujących w należącej do rodziny fabryce stali. Druga, Kemari, córka buntowniczka, dziedziczka rodu, przywódczyni młodocianego gangu motorowego, a później rysowniczka mangi. Trzecia, najmłodsza, jest zarazem narratorką całej opowieści.
" Z początku uważała to za irytujące, odkryła jednak, że jej wspomnienia z czasów młodości wyostrzały się, gdy mówiła o nich własnej córce (...), W ten oto sposób dorastałam, figlując w przeszłości babki i matki". s. 332
Książka Sakuraby jest sagą rodzinną, w której jak to podczas śledzenia losów rodzinnych, możemy odkrywać kolejne tajemnice przeszłości. W tej historii nic nie jest takie jak pozornie wygląda. Każde wydarzenie determinowane jest wcześniejszymi wyborami. Poza tym, bardzo ważny jest tutaj element magiczny, w postaci jasnowidzącej babki Manyo. Jej wizje są niejednokrotnie tak straszne i nierealne, że zdają się być tylko sennymi wizjami, jednak jak się później okazuje, wydarzenia mające miejsce naprawdę zostały już wcześniej przewidziane przez seniorkę rodu. Jakby tego było jeszcze mało, na łożu śmierci babka wyznaje wnuczce, że:
" (...) Dawno temu, zabiłam kogoś, ale nikt o tym nie wie. (...) Nie zrobiłam tego jednak z nienawiści." s.372
Muszę przyznać, że czytając opis z tyłu okładki spodziewałam się trochę innej książki. Spory nacisk położony jest na kwestię morderstwa z przed lat, które jak się okazuje na ostatnich stronach książki jest dosyć dramatycznym wydarzeniem. Jednak dla mnie, po przeczytaniu całości ważniejsze są tutaj relacje rodzinne, powiązania familijne, tradycje kulturowe, obraz Japonii zmieniającej się na przestrzeni 50-ciu lat przedstawionych w powieści. Wszystko to jest bardzo ciekawą konstrukcją, zwłaszcza, że opowieść toczy się z punktu widzenia najmłodszej z rodu, czyli Toko, która odkrywa przed nami to, czego sama zdołała się dowiedzieć.
"Przyszłość Toko Akakuchiby zaczyna się dziś. Podobnie jak twoja. I właśnie dlatego liczę, że w tej przyszłości kraina, gdzie wszyscy się urodziliśmy, będzie tym samym osobliwym, tajemniczym i pięknym światem co zawsze." s. 483
Polecam tę książkę z całego serca wszystkim. Sądzę, że spodoba się większości z kilku powodów:
- narrator wszechwiedzący w postaci współczesnej dziewczyny powoduje, że mamy aktualny obraz wydarzeń z przeszłości, a tym samym nie nudzimy się czytając dawne dzieje,
- rozciągnięcie fabuły na przestrzeni 50-ciu lat powoduje umieszczenie wątków fabularnych, które zainteresują ludzi w różnym wieku, znajdzie tutaj coś dla siebie i babcia, i matka, i córka, a nawet wnuczka,
- książka porusza prawdy uniwersalne, szeroko jest tutaj przedstawione życie w rodzinie, relacje międzypokoleniowe, miłość rodziców do dzieci, młodzieńczy bunt, dorastanie i problemy dorosłości,
- rzuca się w oczy kwestia tłumaczenia, bo jest to tłumaczenie tłumaczenia, czyli z oryginału na angielski i z angielskiego na polski, ale ja czytając nie skupiłam się na wspomnianych np. przez Asię z kanału na YouTubie TU CZY TAM (pozdrawiam serdecznie !) błędach w tłumaczeniu, na pierwszy plan wybiła się opowieść o Manyo, a później to już popłynęłam...,
- wątek kryminalny, który odkrywamy dopiero na końcu, jest tutaj bardzo sprytnie schowany w całej opowieści, a otoczka jaka wokoło została upleciona powoduje, że książka zaciekawia czytelnika, i bardzo łatwo jest wejść w historię,
- pomimo opowieści, gdzie bohaterkami są same kobiety, mężczyźni również znajdą coś dla siebie, jest tutaj bardzo charakterystycznie opisana historia przemysłu Japonii, kwestie rozwoju gospodarczego, a także tło społeczno - obyczajowe,
- jak to bywa z książkami opisującymi inne kultury, mamy tutaj przemycone zwyczaje Japońskiego rytuału parzenia herbaty, zwyczaje dotyczące zamążpójścia, czy wyboru kandydatki na żonę, w książce pachnie również od dań i przypraw.
Jaki wpływ na nasze życie mają wydarzenia z przeszłości? Czy historia rodziny jest też automatycznie naszą historią? Ile skrywają przed nami przodkowie? Czego można dowiedzieć się o sobie, rozgrzebując sprawy z przeszłości? Tego i o wiele więcej dowiecie się po przeczytaniu książki Kazukiego Sakuraby "Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów".
Przedstawiona historia...
2017-10-13
A potem pojechałem, wróciłem i skleciłem zbiorek, który zaskoczył mnie najbardziej ze wszystkiego, co napisałem w życiu. Właśnie macie go przed sobą. Ja też. Gapię się na zadrukowane kartki i wciąż nie mogę się nadziwić. s. 8
Takimi słowami we wstępnie autor opisuje to, co za chwilę przeczytamy. Ja po tych słowach od razu zaczęłam czytać i... nie mogłam się oderwać. Bardzo lubię zbiory opowiadań, bo to magiczne momenty codzienności zaklęte w krótkiej formie przekazującej o wiele więcej niż kilka stron historii.
W "Drobinkach nieśmiertelności" absolutnie zaskoczył i jednocześnie zachwycił mnie koncept. Autor, po każdym tekście dzieli się z nami inspiracją, jaka była przyczynkiem do napisania danej opowieści. Książka łączy w sobie nie tylko obserwacje poczynione podczas podróży przez Stany, ale to także świetna dokumentacja czasem nic nie znaczących wycinków codzienności, bo kto by się zastanawiał co znaczą dynie lub ich brak, co myśli bezdomny patrzący na plakat sztuki, jak podziękować ulubionemu aktorowi za świetną interpretację sztuki teatralnej, lub oddać hołd ulubionemu komikowi przez zapis stanu swojej świadomości i uczuć.
- Niedawno zdałem sobie sprawę, że najlepiej z moich podróży pamiętam te chwile, gdy mówiłem sobie: szkoda, że nie mam aparatu - wyrecytował. Po czym zrobił pauzę, jakby zastanawiał się, czy naprawdę chce coś jeszcze dodać. Najwyraźniej chciał. - Niedawno odkryłem, że podobnie mam z twarzami. s. 152
To wszystko znajdziecie w opowiadaniach Kuby Ćwieka. Na mnie na pewno elektryzujące wrażenie zrobiło pierwsze opowiadanie. Zrestytuołwane tak samo jak książka - "Drobinki nieśmiertelności" dotyczy schodów, które zagrały w filmie "Egzorcysta". Bill Marsters jest agentem filmowym. Thobias Ray mieszka w domu na wzgórzu, do którego prowadzą strome, kamienne schody. Producent, chce by nagrać film z wykorzystaniem terenu i udziałem schodów. Wtedy Thobias opowiada mu historię schodów. Tytułowe drobinki, to młodzieńcze endorfiny pozwalające sądzić, że nie ma niczego co może przeszkodzić, co by zatrzymało działania, lub zmieniło plan. Ale jak to wszystko jest połączone w opowiadaniu, tego dowiecie się czytając zbiór.
INSPIRACJA. Gdy oglądaliśmy schody, które "zagrały" w filmie Egzorcysta podszedł do mnie pewien starszy mężczyzna, by zapytać, co robimy. Gdy mu wyjaśniłem, pokiwał głową, po czym zapytał: "A czy wiesz, że te schody miały kiedyś swoją historię?". s. 82
Takich wycinków z życia, miejsc i sytuacji jej tutaj więcej. Znajdziecie jeszcze fantastyczną etiudę na temat tego, jak zmienia się fotografia i pojęcie uwieczniania chwil. Jest list do Bruca Willisa pokazujący fana i wpływ aktora na świadomość odbiorców jego filmów. Są wytłumaczone zjawiska kulturowo społeczne, jakich u nas, w Europie nie sposób zrozumieć. To wszystko składa się na bardzo poruszający, ale też smutny w odbiorze obraz Stanów Zjednoczonych. Bo po raz kolejny, zostają osnute z powłoki brokatu, sławy, szczęśliwego życia, snu o lepszym świecie.
Polecam wszystkim, którzy czytają opowiadania. Wszystkim zafascynowanym Stanami Zjednoczonymi. Wszystkim tym, którzy analitycznie obserwują rzeczywistości, bo czasami niepozorne zdarzenia, sytuacje, sceny, mają w sobie magię, realną magię życia, na którą składają się drobinki codzienności.
A potem pojechałem, wróciłem i skleciłem zbiorek, który zaskoczył mnie najbardziej ze wszystkiego, co napisałem w życiu. Właśnie macie go przed sobą. Ja też. Gapię się na zadrukowane kartki i wciąż nie mogę się nadziwić. s. 8
Takimi słowami we wstępnie autor opisuje to, co za chwilę przeczytamy. Ja po tych słowach od razu zaczęłam czytać i... nie...
2020-10-28
A co ty powiedziałbyś komuś bliskiemu, kto już nie żyje, gdybyś miała/miał godzinę, ostatnią chwilę by się spotkać i pogadać? Okładkowa ławeczka jesr miejscem gdzie spotyka się świat żywych i umarłych, gdzie niedopowiedziane wreszcie ma szansę wybrzmieć.
.
Muszę przyznać, że niewiele jest książek, które sprawiają, że myśli płyną wolniej, że na sercu jest lżej, a troski stają się mniejsze. To właśnie jedna z nich. I szczerze powiem, że chętnie zobaczyłabym film około-świąteczny na podstawie tej historii.
.
Polecam waszej uwadze, bo to bardzo ciepła opowieść niosąca nadzieję, która się przyda zwłaszcza w tych trudnych czasach.
A co ty powiedziałbyś komuś bliskiemu, kto już nie żyje, gdybyś miała/miał godzinę, ostatnią chwilę by się spotkać i pogadać? Okładkowa ławeczka jesr miejscem gdzie spotyka się świat żywych i umarłych, gdzie niedopowiedziane wreszcie ma szansę wybrzmieć.
.
Muszę przyznać, że niewiele jest książek, które sprawiają, że myśli płyną wolniej, że na sercu jest lżej, a troski...
2018-08-24
W parku w Warszawie zostają znalezione zwłoki dziewczyny z obciętymi dłońmi. Rusza policyjne śledztwo, ponieważ sprawa może być powiązana z wydarzeniami z przed kilkudziesięciu lat. W 1992 roku podobnie okaleczone ciało dziewczynki znaleziono w Kaliszu. Czy podobieństwo dwóch spraw ma coś ze sobą wspólnego?
- Gdzie konkretnie wysiedli? - Konkretnie to pod Państwowymi Zakładami Mięsnymi. Wielka fabryka, panie kochany. Za komuny przerabiali tam dziennie całe stada trzody chlewnej i bydła. A teraz stoją puste. W upadłości. I komu to przeszkadzało? Myśliwi. Polowanie. Obcięte dłonie. Opuszczona rzeźnia. s. 79
W tym samym czasie, Bartosz Konecki, policjant znany z poprzedniej książki Zbigniewa Zborowskiego, znajduje się na życiowym zakręcie. po wyrzuceniu ze służby zakłada biuro detektywistyczne. Niestety biznes nie idzie po jego myśli. Pewnego dnia zgłasza się do niego tajemniczy gość i zleca śledzienne znanej aktorki Amelii Stokrockiej. O co może chodzić? Czy to zazdrosny kochanek, czy mąż? Czy coś jej zagraża, czy wręcz przeciwnie, zlecenie ma na celu zapewnienie jej ochrony? Detektyw zostaje wplątany w splot wydarzeń, z których ktoś z pewnością nie wyjdzie cało.
- Życie niesie za sobą różne sytuacje. Są takie, których nie sposób udźwidnąć... s.351
"Kręgi" to kryminał, który wchłonął mnie na dwie noce. Przeczytałam w tempie błyskawicy, bo historia jest zdecydowanie warta uwagi. To świetna rozrywka i nazwisko warte zapamiętania dla wszystkich fanów kryminałów. Bardzo podobało mi się połączenie spraw z przed lat z wydarzeniami teraźniejszymi. Wątek detektywistyczny, koneksje rodzinne, wątek gangsterski, naprawdę sporo się tutaj dzieje. Książka ma wyraźnie zaznaczone rozdziały, które są przejściami w czasie. Dzięki dokładnemu opisowi miejsca akcji i roku czytelnik nie gubi się w mnogości wątków, a rozwiązanie zagadki daje na końcu satysfakcję z towarzyszenia bohaterom przez te prawie 500 stron.
- Spójrzcie. - Kręgi. - Na wodzie. - Na początku są małe. A potem popatrzcie, jak się powiększają. Ale musi być ktoś kto zacznie. (Pocahontas) s. 5
Więcej o samej akcji wam powiedzieć nie mogę, ale uwierzcie mi, że nie chcielibyście wiedzieć, bo to popsułoby wam przyjemność z lektury. to świetnie zaplanowana powieść, wykorzystująca kryminalne chwyty, budowanie napięcia, łapanie czytelnika na haczyk, by zaraz później przenieść ciężar narracji na inne wydarzenia. Och, wyśmienita kryminalna uczta.
W parku w Warszawie zostają znalezione zwłoki dziewczyny z obciętymi dłońmi. Rusza policyjne śledztwo, ponieważ sprawa może być powiązana z wydarzeniami z przed kilkudziesięciu lat. W 1992 roku podobnie okaleczone ciało dziewczynki znaleziono w Kaliszu. Czy podobieństwo dwóch spraw ma coś ze sobą wspólnego?
- Gdzie konkretnie wysiedli? ...
1946 rok, Stany Zjednoczone. Rodzina McAllanów przenosi się z Memphis, miasta na farmę, gdzie rozpoczynają nowe życie. Samodzielność nie przychodzi łatwo. Laura, gospodyni przyzwyczajona do udogodnień cywilizacji musi sobie poradzić bez bieżącej wody, prądu. Ma ze sobą dwie córeczki, które jako jedyne przyjmują zmianę otoczenia z ogromnym entuzjazmem. Do tego aklimatyzacji nie ułatwia teść, ojciec Henry'ego. Zgorzkniały tetryk, który okropnie traktuje wszystkich dookoła. Sytuacji nie ułatwia fakt, że najemcami farmy są czarnoskórzy sąsiedzi. Czy rodzina poradzi sobie i stanie na nogi? Czy małżeństwo wystawione na próbę przetrwa? Czy brak cywilizacji nie przeszkodzi w szukaniu szczęścia?
Gdy myślę o farmie, widzę błoto. Żałoba pod paznokciami męża, strupy zaschłej ziemi oblepiającej kolana i włosy dzieci. Błoto pochłaniające moje stopy niczym niemowlę łapczywie ssące pierś matki, znaczące śladami butów drewnianą podłogę domu. Było nie do pokonania. Pokrywało wszystko. Moje sny miały błotnisty kolor. s.23
Książka Hillary Jordan to majstersztyk pod każdym względem. I mówiąc to mam na myśli zarówno warstwę fabularną, konstrukcyjną, ogólny zamysł, motyw przewodni, czyli tytułowe błoto, jak również konstrukcje samych bohaterów. Ta książka jest absolutna.
Amanda Leigh i Isabelle wygramoliły się z samochodu i rozbiegły po podwórku zachwycone wszystkim, co zobaczyły. Ja ruszyłam za nimi, brodząc po kostki w błocie. Minie kilka tygodni zanim nauczę się, że na farmie zawsze trzeba patrzeć pod nogi(...) s.85
"Błoto" rozpoczyna się od opisu kopania grobu. Na razie wiemy tylko tyle, że nie żyje ojciec Henry'ego, a on z bratem szykują dla niego pochówek. Co się wydarzyło? Co działo się wcześniej? Dlaczego rodzina mieszka na farmie? Kim jest Jamie? Jakie emocje targają Laurą? Jak sobie poradzą z byciem obcymi? Tego dowiadujemy się z części drugiej. A w ostatniej, trzeciej zagadki, niedopowiedzenia zostają wyjaśnione i pozostaje gorzki smak jaki ma życie...
Mimo to przykro myśleć, że żyjemy w świecie, w którym nie można liczyć, iż człowiek, z którym siedziało się przy jednym stole i przełamywało się chlebem, dotrzyma słowa. s.98
Fabuła jest tutaj poszarpana, ale to nie przeszkadza w śledzeniu losów bohaterów. Każda osoba ma możliwość wypowiedzenia się, ponieważ podrozdziały są dzielone na opisy zdarzeń opowiadanych z punktu widzenia innego bohatera. Jedyną osobą, która występuje tylko jako bohater drugoplanowy, jest ojciec Henry'ego, teść Laury. Takie zagranie jest jak najbardziej uzasadnione, ponieważ - po pierwsze już na początku dowiadujemy się, że ów rzeczony nie żyje, więc trudno, żeby coś mówił, a po drugie - w wydźwięku całej powieści - jemu nie należy się głos. O co chodzi, dowiecie się czytając powieść.
Zamierzałam pojechać, ale samochód i pick-up ugrzęzły w błocie, wzięłam więc parasolkę i wyruszyłam pieszo. s.329
Hillary Jordan poruszyła również wiele ważnych dla człowieka, jak i dla świata w ogóle aspektów. mamy tutaj znaną z historii segregację rasową, mamy syndrom powojenny, który przejawia się w postaci dwóch synów wracających z wojny. Ich psychiki skrywają tajemnice znane tylko tym, co przeżyli wojnę. Dodatkowo mamy tutaj szeroko rozpisany wątek bycia obcym, przeprowadzki. Doskonale został oddany klimat farmy, gdzie nie ma cywilizacyjnych udogodnień, gdzie czują się obcy, choć tak naprawdę są u siebie. Wchodzą w środowisko, które dobrze się zna, oni są tymi przyjezdnymi. Jest tutaj świetnie zaznaczony wątek kobiety, jako gospodyni. Emocje, jakie rozrywają od środka Laurę nie pozwalają przejść obojętnie obok tej historii.
Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy sięgnąć po "Błoto" Hillary Jordan, to mówię to po raz drugi - MUSICIE PRZECZYTAĆ tę powieść. Jest to bardzo, bardzo dobra literatura. Taka, która pochłania czytelnika od samego początku, a na końcu wypluwa z poczuciem rozedrgania. Jeśli chcecie poczuć się jak połknięci przez rekina, a później wypluci na jakiejś bezludnej wyspie, to mniej więcej tak się poczujecie po przeczytaniu tej książki. Wiecie, że ja to lubię! To jest dla mnie wyznacznik wysokiej literatury. Zdecydowanie najlepsza powieść zagraniczna przeczytana przeze mnie w tym roku. POLECAM WASZEJ UWADZE.
Książka, która wchodzi pod paznokcie jak tytułowe błoto, drażni, boli i nie daje o sobie zapomnieć.
1946 rok, Stany Zjednoczone. Rodzina McAllanów przenosi się z Memphis, miasta na farmę, gdzie rozpoczynają nowe życie. Samodzielność nie przychodzi łatwo. Laura, gospodyni przyzwyczajona do udogodnień cywilizacji musi sobie poradzić bez bieżącej wody, prądu. Ma ze sobą dwie córeczki, które jako jedyne przyjmują zmianę otoczenia z ogromnym entuzjazmem. Do tego aklimatyzacji...
więcej Pokaż mimo to