-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant879
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: maj 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać132
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2019-04-10
2018-07-16
„W takich chwilach potrafiłam sobie wyobrazić, że kiedyś jeszcze będzie dobrze. Że znajdę swoją drogę i pojmę, co mam dalej ze sobą zrobić. W takich momentach wszystko wydawało się idealne. Nawet ja.”
Agata Czykierda-Grabowska pisze książki o młodych bohaterach. Tym razem bardzo młodych, bo szesnasto- i siedemnastoletnich. Dlatego obawiałam się, czy odnajdę się w tej lekturze, skoro podwoiłam wiek bohaterów. Początkowo wydawało mi się, że to typowa młodzieżówka: dziewczyna z dobrego domu i chłopak po przejściach. Standard. A jednak… Ta książka mnie zaskoczyła, zauroczyła, przeraziła i wzruszyła! Nie spodziewałam się takich emocji.
„Gdy ma się szesnaście lat, szczęście przychodzi tak łatwo. Łapie się je garściami i wdycha z przesiąkniętego nim powietrza.”
Połączenie wątków obyczajowych, romansu i dramatu oraz wplecenie elementów baśniowych sprawiło, że ta książka jest jedyna w swoim rodzaju i powiedziałabym nawet, że w pewien sposób magiczna. Relację pomiędzy głównymi bohaterami można określić jako działanie dwóch magnesów, które próbują się odpychać ale nieustannie są do siebie przyciągane. Mimo tego, że każde z nich wnosi do tego „związku” ogromny bagaż bolesnych doświadczeń, to wzajemnie stają się dla siebie oparciem i światełkiem na końcu drogi. Jednak ta ścieżka nie jest absolutnie usłana różami, a wręcz bywa najeżona ciernistymi krzakami, przez które trzeba się przedrzeć, boleśnie raniąc i kalecząc, by mieć szansę na lepsze jutro.
„Miałam wrażenie, że jest instrumentem, nad którym mam moc. Świadomość tego, że mój dotyk tak na niego działa, wprawiała mnie w euforię. W zdradliwą i intensywną euforię. Pragnęłam więcej, a jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tego chcieć.”
W „Adamie” nie brakuje także namiętności, jak również przemocy, która objawia się i bezpośrednio, i jako wspomnienie, przyczyna aktualnego stanu rzeczy. Agata Czykierda-Grabowska z jednej strony pisze w sposób lekki, nieco oniryczny i tchnący delikatnością, ale z drugiej potrafi wstrząsnąć emocjami poprzez mocne tematy, wyraźne zwroty akcji i dramatyczne wydarzenia. Dzięki temu historia opisana w tej powieści nie jest płaska, przewidywalna, ani infantylna. Po raz pierwszy od długiego czasu miałam w oczach łzy podczas lektury. Miłość, jej brak, toksyczne relacje i w tym wszystkim dzieci, które tak bardzo potrzebują serca…
„Gdybym nie poznała Adama, moje życie wyglądałoby bardziej beztrosko, ale byłoby równie puste. Byłoby łatwe, a jednocześnie cholernie trudne.”
Baśń o dziewczynce, która czuła za bardzo i ptaku, który przemieniał się w chłopca, jest magiczna. Ale nawet w baśniach nie zawsze są dobre zakończenia… Czy tym razem uda się bohaterom bajkowy happy end? Czy mimo wszystko będą „żyli długo i szczęśliwie”? Ja Wam tego nie powiem. ale zdradzę, że zakończenie zaserwowane przez autorkę należy do moich ulubionych!
Komu polecam „Adama”? Czytelniczkom szukającym wzruszeń, mocnych emocji i odrobiny baśniowej magii w codziennym życiu. Na moim przykładzie dodam, że powieść spodoba się nie tylko nastolatkom a jej bohaterowie mogliby żyć tuż obok nas…
„W takich chwilach potrafiłam sobie wyobrazić, że kiedyś jeszcze będzie dobrze. Że znajdę swoją drogę i pojmę, co mam dalej ze sobą zrobić. W takich momentach wszystko wydawało się idealne. Nawet ja.”
Agata Czykierda-Grabowska pisze książki o młodych bohaterach. Tym razem bardzo młodych, bo szesnasto- i siedemnastoletnich. Dlatego obawiałam się, czy odnajdę się w tej...
2015-10-15
Dystopijna, prorocza powieść przywodząca na myśl wizje Orwella. Niedaleka przyszłość, kraj dawniej zwany Ameryką, teraz to Republika. Nie ma prezydenta, rządu, sądu. Ludzie żyją w jednakowych szarych Mieszkalnikach według zasad wyznaczonych przez Spolegliwych. Żywność, woda i energia są racjonowane. Obywatele pracują dla dobra całego społeczeństwa, produkują energię i nie wyłamują się ze schematów. Tak żyje także nastoletnia Emmeline. Po wejściu w dojrzałość, zgodnie z zasadami, zostaje sparzona w celu "produkcji" nowych obywateli. Swoją rolę akceptuje do czasu, kiedy jej matka zostaje zabrana jako nieproduktywna. W przeciwieństwie do wielu dzieci Emmeline miała szczęście- wychowali ją biologiczni rodzice. Reszta była, jako ogólne dobro, wychowywana w placówce podobnej do domu dziecka, gdzie od maleńkości wpajano im sztywne reguły Agendy 21 i przygotowywano do roli trybów w maszynie. Matka Emmeline starała się jej jednak przekazać jak najwięcej o prawdziwej historii i dawnym życiu. Dlatego po jej utracie dziewczyna pomału wyrywa się z machineri Spolegliwych. Zaczyna walczyć o możliwość decydowania o sobie, o miłość i o rodzinę.
"Agenda 21" wciągnęła mnie tak bardzo,że gdyby nie fakt porannego wstawania, czytałabym całą noc. Po prostu nie mogłam się oderwać. W tej książce nie ma barwnych miejsc ani magii. Jest szarość, nijakość i pustka. Przerażająca wizja świata, w którym za zerwanie kwiatka grozi surowa kara, a życie Obywateli jest kontrolowane na każdym kroku. Jeśli na myśl przychodzi Wam "Rok 1984" Orwella, to jest to bardzo dobre skojarzenie. Twarde reguły nie pozwalające na przyjaźń ani miłość, głęboka indoktrynacja i propaganda. Jest tu również coś z "Folwarku zwierzęcego" tegoż autora. Obłudne twierdzenie o równości dla każdego jako usprawiedliwienie wykorzystywania ludzi jak maszyn, dla "wyższego dobra". Gdzie tak naprawdę ludzie nie są równi, bo bywają "równiejsi".
Autorzy w bardzo realistycznym i przejmującym stylu przedstawili jeden z możliwych kierunków, w jakim może podążyć społeczeństwo. Czyż ruchy proekologiczne, zabraniające jakiejkolwiek ingerencji w środowisko naturalne nie zyskują coraz większej rzeczy zwolenników? Co jeśli do wysokich szczebli władzy dojdą ludzi, którzy uznają, że prywatne prawa jednostki są o wiele mniej ważne niż ogólnospołeczne dobro i ujednolicenie statusu obywateli? Wyobrażacie sobie, że ludziom zabrano by wszystko co posiadają, a następnie wrzucono do wspólnego "wora", aby dzielić między każdego po równo? Kto miałby decydować o tej równości? W końcu każdy ma inne potrzeby. Czy jednakowość i systemowość społeczeństwa jest dobrym krokiem? Na te i inne pytania odpowiada historia Emmeline w powieści "Agenda 21". Mną ta lektura wstrząsnęła i otworzyła oczy na pewne sytuacje. Mam nadzieję, że dla Was również będzie takim "kopniakiem". Zdecydowanie polecam!
Dystopijna, prorocza powieść przywodząca na myśl wizje Orwella. Niedaleka przyszłość, kraj dawniej zwany Ameryką, teraz to Republika. Nie ma prezydenta, rządu, sądu. Ludzie żyją w jednakowych szarych Mieszkalnikach według zasad wyznaczonych przez Spolegliwych. Żywność, woda i energia są racjonowane. Obywatele pracują dla dobra całego społeczeństwa, produkują energię i nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-25
Nie wiem, czy jeszcze komuś trzeba przedstawiać ten autorski duet. Na moim blogu znajdziecie recenzje kilku książek Magdy Witkiewicz, a także recenzję i wywiad z Nataszą Sochą o jej "Rosole z kury domowej". No i oczywiście "Siedem życzeń"! Zbiór świątecznych opowiadań, w których swoje historie opowiedziały m. in. Witkiewicz, Socha oraz Lilka Fabisińska, która w "Awarii.." służyła swoją redakcyjną głową.
Najświeższa książka to historia dwóch rodzin, które za sprawą przypadku muszą kompletnie przeorganizować swoje życie...Zaczyna się od wypadku, w którym ginie niewinny kot (!), a dwie główne bohaterki trafiają połamane do jednej szpitalnej sali.
- Kurwa! Autobus! - przypomniała sobie nagle. Z prawej strony coś się poruszyło. - Dzień dobry. U mnie to samo. Kurwa i autobus - usłyszała osłabiony głos.
Kobiety poza uszkodzonymi kończynami łączy jeszcze coś. Ich pozostawieni na łasce losu mężowie do tej pory nie zajmowali się dziećmi, ani domem. A teraz "głowy domu" zostały unieruchomione na kilka tygodni, z dala od swoich latorośli..
- On nie da rady. Nie nakarmi ich, a jeśli w ogóle,to źle i niezdrowo, będą nosić bieliznę tak długo, aż im sama odpadnie z brudu.
Nie ma co - optymizm rządzi ;) Ciekawa jestem, czy mężczyźni w Waszych domach poradzili by sobie w takiej awaryjnej sytuacji? Czy tak jak Sebastian nie znaliby adresów szkoły i przedszkola dzieci?
Kiedyś przeczytała w internecie dowcip. Żona pokazuje mężowi zdjęcie syna i pyta : - Widzisz tego młodego człowieka na zdjęciu? - Tak. - To o szesnastej odbierzesz go z przedszkola.
Autorki w sposób humorystyczny, ironiczny i prześmiewczy pokazują, z jakimi wyzwaniami dnia codziennego muszą się borykać "słomiani wdowcy". Czynności, które dla kobiet są całkowicie naturalne i nie wymagają od nich większej uwagi, dla panów okazują się wspinaczka na Mount Everest. Bez przewodnika i zabezpieczeń. Jednak metodą prób i błędów bohaterowie odnajdują się pomału w domowym bezkrólewiu. Czasem nawet potrafią dokonać niemożliwego.
- Proszę o bardzo empatyczne podejście do śmierdzącego moczem i odchodami królika oraz o czułe, otwarte i spontaniczne wyczyszczenie jego klatki.
"Awaria małżeńska" to pełna humoru ale jednocześnie głęboka powieść. Chyba w każdej rodzinie można przytoczyć wiele sytuacji, które potrafią jednocześnie rozbawić jak i zatrwożyć. Czy Wasi mężowie (zakładam,że większość moich czytelników to kobiety ;) ) potrafią doprowadzić krupnik do stanu ciekłego? A który poświęciłby całą noc by poznać pasje swoich dzieci, czyli jednocześnie słuchać biografii Messiego i tworzyć dzieła sztuki włóczkowej na drutach?
Czasem jednak mężczyźni sobie nie radzą.. A wtedy przydaje się kobieca ręka. W tym przypadku jest to ręka Dżesiki, czyli pani "ornitolog" w złotych szpilkach.
Kobieta spojrzała na niego i cicho szepnęła : - Ale ja się dziećmi nie zajmuję, naprawdę. Ja się zajmuję... Hmmm.. Ptaszkami!
[...] - W nocy? - zdziwił się. - A ptaszki w nocy nie śpią? - Czasem śpią.- Przyznała mu rację Dżesika. - Ale to już moje zadanie, by je obudzić. I postawić na baczność!
Oprócz takiej "złotej" dziewczyny, na pomoc jednemu z bohaterów rusza..teściowa. Jadwiga, zwana Jadwinią a najlepiej Jagą..Kobieta mająca obsesję czystości, chowająca czajnik do szafy i układająca ubrania w szafach według klucza kolorystycznego.
Rozmontowała wszystkie klocki lego Kacpra i posegregowała je kolorystycznie. [...] powyrzucała te klocki, które jej zdaniem były zniszczone. Czyli wszystkie o asymetrycznych kształtach.
Nawet najbardziej ukochana teściowa ( ha ha) m
oże zmęczyć. A taka męcząca i dręcząca już na pewno. Ale błyskotliwy zięć znajduje i na to sposób - wycieczka last minut do Grecji a do tego najnowszy bestseller "Morderstwo na Korfu" ;)
Wiecie za co kocham te Autorki? Za cudowne złote myśli, które wykwitają na co drugiej stronie. Co chwilę się śmiałam czytając i kiwałam głową -ja też tak mam! "Awaria małżeńska" nie tylko bawi, ale tez uczy i uświadamia. Każe otworzyć oczy na siebie i na swoich bliskich. Jeśli w małżeństwie dzieje się źle, to nie jest tylko wina faceta. Czasem to my, kobiety jesteśmy przyczyną własnych zgryzot. Wymagamy zbyt wiele, nie doceniamy i niepotrzebnie się umartwiamy.
Miłość skutecznie wychładzają drobnostki, codzienność i rutyna, z która nie potrafimy sobie poradzić.
-Czyli nie musimy być już idealne? [...] - Po co? Przecież macie zorganizowanych mężów i bardzo fajne dzieciaki.
Wiecie,co jest najpiękniejszym zdaniem w całej książce? Te słowa naprawdę mnie wzruszyły. Są też o moim Ukochanym. Muszę o nich częściej pamiętać..
Jest w końcu największym bohaterem dla swojego syna i największą miłością swojej córki.
Dziękuję! Za uśmiech i za wzruszenie jakie mi dałyście kochane Autorki. Za dużą dawkę dobrego nastroju, rzekę wzruszeń i ważne dla mnie słowa. Będę Waszych książek wyczekiwać z utęsknieniem. I tych wzruszających i bawiących. Najlepszych. Dziękuję <3
Nie wiem, czy jeszcze komuś trzeba przedstawiać ten autorski duet. Na moim blogu znajdziecie recenzje kilku książek Magdy Witkiewicz, a także recenzję i wywiad z Nataszą Sochą o jej "Rosole z kury domowej". No i oczywiście "Siedem życzeń"! Zbiór świątecznych opowiadań, w których swoje historie opowiedziały m. in. Witkiewicz, Socha oraz Lilka Fabisińska, która w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Chcemy, żeby pan dla nas coś odnalazł. Coś bardzo cennego, co jest ukryte tak dobrze, że nikt tego nie odnalazł od siedemdziesięciu pięciu lat.
Adam Berg, dziennikarz, pasjonat sztuki i historii dostaje od tajemniczych zleceniodawców intrygujące zlecenie. Ma odnaleźć skarb, którego ślady giną w Zamku Czocha. Po piętach depczą mu naziści, motywy zleceniodawców są niejasne, a na dodatek pojawia się zbrodniarz, który zdaje się być następcą Lucyfera. W tej książce z pewnością nie ma nudy, akcja praktycznie nie zwalnia tempa a zwroty akcji zaskakują w przeróżnych momentach. „Boski znak” jest jak dobry koktajl – łączy smaki i uderza do głowy.
Nie spieszył się. Lubił ten moment, na chwilę przed… To on był teraz panem życia i śmierci. Ludzie, którzy mu płacili, widzieli w nim tylko maszynę do zabijania. Nie wiedzieli, że w rzeczywistości był smakoszem. Kolekcjonerem tych ulotnych chwil na krawędzi, obserwatorem ostatnich ziaren przesypujących się do klepsydry, świadkiem końca, poza którym była już tylko nicość…
Krzysztof Bochus w „Boskim znaku” stworzył ciekawą mieszankę, w której akcje sensacyjne przeplatają się z ciekawostkami o sztuce i historii. To zaskakujące, jak w jednej powieści można zgrabnie przeplatać opisy dzieł sztuki i makabrycznych zbrodni. Podobnie jak „Lista Lucyfera”, i ta historia gimnastykuje umysł czytelnika oraz stanowi źródło wiedzy i rozrywki. W przeciwieństwie do pierwszego tomu, którego akcja toczyła się w Gdańsku, tutaj autor zabiera nas w podróż w wiele egzotycznych miejsc. Wraz z głównym bohaterem udajemy się w miejsca bliższe i dalsze, doświadczamy przygód na miarę i podobieństwo Indiany Jonesa. Dla mnie Adam Berg, czyli główny bohater cyklu Bochusa, potomek Christiana Abella – radcy kryminalnego z przedwojennego Gdańska, to połączenie właśnie łowcy skarbów czyli Indiany Jonesa oraz najbardziej męskiego bohatera literackiego, czyli Jacka Reachera z cyklu powieści Lee Childa. Od tego drugiego Berg zapożyczył siłę i inteligencję oraz umiejętność wychodzenia z najgorszych opresji. A także skłonność do łamania kobiecych serc…
Dla mnie jaja Faberge to właśnie magiczny, niezbywalny pierwiastek życia. Swoisty boski znak. Ten, kto je posiada, w jakimś sensie ociera się o nieśmiertelność.
Lubię książki Krzysztofa Bochusa, który wypracował sobie własny, niepowtarzalny styl. Zarówno w kryminałach retro, jak i współczesnych łapie się za motywy symboliki, sztuki i nawiązań do historii. Christian Abell oraz jego współczesny potomek Adam Berg to faceci nieco poharatani życiowo, walczący z systemem i dążący do ujawnienia prawdy. Idealiści lubiący ryzyko i adrenalinę. Chociaż w prawdziwym życiu chyba nie ma takich mężczyzn (ja nie spotkałam) to w powieściach od czasu do czasu lubię takich poznawać. Adam Berg spodobałby się niejednej kobiecie, mimo swojej szorstkości i niefrasobliwej tendencji do ładowania w kłopoty.
„Boski znak” to powieść sensacyjna z motywami historycznymi. Osadzona w autentycznych lokalizacjach, nawiązująca do prawdziwych postaci i zdarzeń. Bochus snuje wizję „co by było, gdyby…” zasiewając w czytelniku ziarenko ciekawości. Z pewnością jest to lektura pozwalająca oderwać się od codzienności i mimo brutalnych elementów wcale nie przygnębiająca. Podczas czytania u mnie wyzwalała się wręcz adrenalina, tak bardzo utożsamiałam się z niesamowitymi przeżyciami Berga. Ta książka łączy w sobie tyle różnorodnych elementów, że trafi w gust czytelniczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, fanów sensacji oraz wielbicieli sztuki i historii. Sięgnijcie sami i sprawdźcie w jakie tarapaty tym razem wpakował się Adam Berg i dokąd go zaprowadziły poszukiwania skarbu.
Chcemy, żeby pan dla nas coś odnalazł. Coś bardzo cennego, co jest ukryte tak dobrze, że nikt tego nie odnalazł od siedemdziesięciu pięciu lat.
Adam Berg, dziennikarz, pasjonat sztuki i historii dostaje od tajemniczych zleceniodawców intrygujące zlecenie. Ma odnaleźć skarb, którego ślady giną w Zamku Czocha. Po piętach depczą mu naziści, motywy zleceniodawców są niejasne, a...
Anna Ziobro po raz kolejny podejmuje trudny temat w powieści obyczajowej, udowadniając, że za piękną okładką nie musi się skrywać lekka i banalna historia. Tym razem autorka wzięła na tapet motyw tak zwanej dysfunkcyjnej rodziny. Szanowany przez sąsiadów i współpracowników ojciec za zamkniętymi drzwiami mieszkania zmienia się w tyrana, który czynami i słowami doprowadza żonę i córki do największego upodlenia. W końcu starsza z nich zostaje wyrzucona z domu i na wiele lat traci kontakt z młodszą siostrą. Czy da się zapomnieć o traumach z dzieciństwa? Jaki wpływ na dorosłe życie ma dorastanie w patologicznej rodzinie? Czy można uwierzyć w to, że każdy zasługuje na szczęście?
“Brakujący obrazek” to poruszająca opowieść o bliznach na duszy, które nie chcą się zagoić. O strachu, który zostaje stałym towarzyszem życia. O braku wiary w swoje umiejętności, możliwości i prawo do szczęścia. Lata poniżania wypalają w bohaterkach powieści niezmywalne piętno. To doskonały przykład charakteru i wyborów dokonywanych w dorosłym życiu zdeterminowanych wpływem przeżyć z dzieciństwa. Ola i Natalia mniej lub bardziej świadomie działają pod wpływem doświadczeń wyniesionych z rodzinnego domu. Każda podjęta przez nie decyzja jest wywołana jakimś przeżyciem z przeszłości.
Przeczytanki.pl
0Posted in ciąża, dobre recenzje, dojrzewanie, dom, Dragon, dramat, dzieci, dziewczyna, kobieta, kobiety, Lit. polska, literatura dla kobiet, macierzyństwo, mama, matka, mężczyzna, miłość, patronat, polskie autorki, Powieść obyczajowa/Romans/Erotyk, Przeczytanki, psychologia, recenzja, rodzina, romans, samotność, terapia, tęsknota, toksyczna relacja, trauma, traumatyczna przeszłość, trudne dzieciństwo, ucieczka, uczucie, walka o szczęście, wzruszenia, zaburzenia psychiczne, życie, życiowe wybory 1 listopada 2021 by Przeczytanki Dorota Lińska-Złoch
512(12). “Brakujący obrazek” Anna Ziobro – PATRONAT
– Tęsknisz za brakującym obrazkiem? – spytał ostrożnie Piotrek. – Czy za siostrą?
Anna Ziobro po raz kolejny podejmuje trudny temat w powieści obyczajowej, udowadniając, że za piękną okładką nie musi się skrywać lekka i banalna historia. Tym razem autorka wzięła na tapet motyw tak zwanej dysfunkcyjnej rodziny. Szanowany przez sąsiadów i współpracowników ojciec za zamkniętymi drzwiami mieszkania zmienia się w tyrana, który czynami i słowami doprowadza żonę i córki do największego upodlenia. W końcu starsza z nich zostaje wyrzucona z domu i na wiele lat traci kontakt z młodszą siostrą. Czy da się zapomnieć o traumach z dzieciństwa? Jaki wpływ na dorosłe życie ma dorastanie w patologicznej rodzinie? Czy można uwierzyć w to, że każdy zasługuje na szczęście?
“Brakujący obrazek” to poruszająca opowieść o bliznach na duszy, które nie chcą się zagoić. O strachu, który zostaje stałym towarzyszem życia. O braku wiary w swoje umiejętności, możliwości i prawo do szczęścia. Lata poniżania wypalają w bohaterkach powieści niezmywalne piętno. To doskonały przykład charakteru i wyborów dokonywanych w dorosłym życiu zdeterminowanych wpływem przeżyć z dzieciństwa. Ola i Natalia mniej lub bardziej świadomie działają pod wpływem doświadczeń wyniesionych z rodzinnego domu. Każda podjęta przez nie decyzja jest wywołana jakimś przeżyciem z przeszłości.
Obie siostry mają w sobie ogromne deficyty miłości i akceptacji. Trudno im przyjąć do wiadomości, że mogą być dla kogoś piękne, mądre, wyjątkowe. Skupiona na wychowaniu nastoletniej córki Ola spycha swoje potrzeby na dalszy plan. Natalia żyje w poczuciu porzucenia, pogłębiając swoją niską samoocenę. Siostrzana miłość jest silna, ale czy wystarczająca na pokonanie muru, jaki wyrósł między kobietami przez lata braku kontaktu?
Skomplikowane relacje między bohaterami pozwalają poczuć ich autentyczność. Wielokrotnie podczas lektury zastanawiałam się, jak ja bym postąpiła w danej sytuacji. Czasem czułam do nich sympatię, momentami miałam ochotę którymś potrząsnąć. Dylematy Oli jako matki były mi bliskie. To ona stała się moją “przyjaciółką z książki”. Myślę, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić, wymieniać opiniami, długo rozmawiać…
Anna Ziobro po raz kolejny podejmuje trudny temat w powieści obyczajowej, udowadniając, że za piękną okładką nie musi się skrywać lekka i banalna historia. Tym razem autorka wzięła na tapet motyw tak zwanej dysfunkcyjnej rodziny. Szanowany przez sąsiadów i współpracowników ojciec za zamkniętymi drzwiami mieszkania zmienia się w tyrana, który czynami i słowami doprowadza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tytułowa “Burza” ma w książce wiele znaczeń. To najbardziej oczywiste, czyli atmosferyczne, ma w Młynarach tragiczny finał. Impreza dożynkowa zostaje przerwana przez nawałnicę, a ta powoduje wiele strat oraz ogromną katastrofę ze śmiertelnymi ofiarami. Jednak Marzena Tolak nie ginie w wyniku wypadku. Jej śmierć wywołuje burzę wśród mieszkańców, podobnie jak jej wcześniejsze plany. Kobieta przed śmiercią zamieszkała w dawnym browarze, co do którego miała ciekawe pomysły. Wkrótce miała też ukazać się jej książka, będąca podsumowaniem wieloletniego projektu socjologicznego.
Zuzanna Gajewska tym debiutem weszła w literacki świat jak burza. Doskonała kryminalna intryga, której rozwiązanie mnie zaskoczyło, łączy się z ciekawie skonstruowanymi postaciami i wielowarstwowym tłem obyczajowym. Poza główną bohaterką przez “Burzę” przewija się wiele interesujących person o różnorakich zawodach, ambicjach i charakterach. Jest zbuntowana nastolatka, radiowiec – hejter, policjant, strażak i wielu innych. Każdy wnosi do historii jakąś swoją cegiełkę emocji, doświadczeń, motywacji. To wszystko splata się w skomplikowaną i żywą materię, z której autorka utkała powieść tchnącą realizmem.
Więcej na: www.przeczytanki.pl
Tytułowa “Burza” ma w książce wiele znaczeń. To najbardziej oczywiste, czyli atmosferyczne, ma w Młynarach tragiczny finał. Impreza dożynkowa zostaje przerwana przez nawałnicę, a ta powoduje wiele strat oraz ogromną katastrofę ze śmiertelnymi ofiarami. Jednak Marzena Tolak nie ginie w wyniku wypadku. Jej śmierć wywołuje burzę wśród mieszkańców, podobnie jak jej wcześniejsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-07
"Życie w Zagrodzie nauczyło mnie, jak uciec przez furtkę. Zaprowadziło wprost do chłopca, a kochanie go i mieszkanie z nim było sensem całego mojego życia. Od chwili gdy się budziliśmy, aż do momentu zaśnięcia, byliśmy nierozłączni."
Miłość zwierzęcia, szczególnie psa, jest bezwarunkowa i szczera. Ile razy jesteśmy świadkami gdy zwierze jest krzywdzone a wciąż tuli się do swego oprawcy? Do czego potrzebny jest człowiekowi pies? Jako zabawka, stróż, pomocnik do pracy, towarzysz? Jaki jest sens psiego istnienia? Na te skomplikowane pytania w piękny i wzruszający sposób odpowiedział autor książki, która zdobyła miliony wielbicieli w każdym wieku. Mnie do lektury zachęcił dziesięcioletni syn, który najpierw obejrzał ekranizację. Oczywiście po lekturze powieści stwierdził, że to ogromna różnica, ale obie wersje były niezwykłe i wzruszające. Ja filmu nie widziałam, ale literacki pierwowzór na długo zapadnie w moją pamięć.
"Gdy brał mnie na ręce, strumień przepływającej między nami miłości był tak silny, że aż mnie ściskało w żołądku, jakby opanował go głód."
Książka jest napisana z niezwykłej perspektywy – psa, który odradza się w kolejnych wcieleniach z pamięcią tych poprzednich. Wciąż zdobywa nowe doświadczenia, wykorzystuje umiejętności z poprzednich żyć i usiłuje zrozumieć jakie jest jego przeznaczenie. Uczy się kochać ludzi, dawać im całego siebie i być przy nich, gdy tego potrzebują. Dzięki kolejnym właścicielom odkrywa zarówno jasne jak i ciemne strony ludzi. Bywają opiekuńczy i czuli, ale także oschli, wymagający a nawet okrutni...
"Przytłoczyło mnie tak ciężkie zmęczenie, jak ciężkie były ciałka mojego rodzeństwa, które za szczeniaka kładło się na mnie, przygniatając mnie do ziemi. Właśnie o tym myślałem, gdy zapadałem w ciemny, głęboki sen – o byciu szczeniakiem."
Ostatnio żadna książka mnie nie wzruszyła ani nie rozbawiła. Jakbym była zawinięta w kokon, który nie przepuszcza emocji. "Był sobie pies" przebił się przez tę barierę i w końcu śmiałam się i płakałam przy lekturze. Jeśli już gdzieś słyszeliście, lub czytaliście, że ta powieść doprowadzi Was do łez, to jest to najprawdziwsza prawda! Moje oczy zaszkliły się trzy razy, chociaż teoretycznie byłam przygotowana na to, co miało nastąpić... Przez usta, a właściwie pysk bohatera przechodzą myśli zarówno lekkie i naiwne oraz głębokie i bardzo wartościowe. Połączenie humoru i nostalgii sprawia, że powieść jest wielowymiarowa i zbilansowana a także odpowiednia dla czytelnika we właściwie każdym wieku.
"Bardzo lubiłem Mamusię. Jedynym zastrzeżeniem, jakie do niej miałem, było to, że wychodząc z łazienki zamykała klapę od mojej misy z wodą."
Niezależnie od tego, czy jesteście psiarzami czy kociarzami czy może nie lubicie zwierząt – ta książka i tak jest dla Was. Otworzy Wam oczy na świat tych braci mniejszych i na Was samych. Dzięki "Był sobie pies" uświadomiłam sobie, co jest dla mnie w życiu ważne a czym tylko zaśmiecam sobie życie. Takie proste spojrzenie z odwróconej perspektywy otwiera szerszy horyzont. Ta książka wypełniła moje serce jeszcze większą miłością do mojej kochanej suni, którą po lekturze musiałam po prostu mocno wyprzytulać. Jestem ogromnie ciekawa Waszych odczuć.
" Ludzie są dużo bardziej skomplikowani od psów i mają dużo ważniejszy sens życia. Ostatecznym zadaniem psa jest być przy nich, trwać u ich boku bez względu na wszystko, nieważne, jak potoczy się ich życie."
"Życie w Zagrodzie nauczyło mnie, jak uciec przez furtkę. Zaprowadziło wprost do chłopca, a kochanie go i mieszkanie z nim było sensem całego mojego życia. Od chwili gdy się budziliśmy, aż do momentu zaśnięcia, byliśmy nierozłączni."
Miłość zwierzęcia, szczególnie psa, jest bezwarunkowa i szczera. Ile razy jesteśmy świadkami gdy zwierze jest krzywdzone a wciąż tuli się do...
2019-09-16
Obmierzłość jej życia dzielona była na równe kawałki. Każdy kawałek stanowił pewną zamkniętą całość, ale jednocześnie zapuszczał pędy w kolejnym, tworząc swoistego rodzaju puzzle obmierzłości.
Mam ostatnio szczęście do trudnych emocjonalnie lektur. „Błahy incydent” wbił we mnie tysiące igieł, nasypał szklanych odłamków do gardła i przejechał walcem. Z góry zaznaczam, że to nie jest powieść dla osób w dołku, czy cierpiących na depresję, bo wbija w ziemię i przygniata błotem. Autorka przeskakuje pomiędzy kilkoma postaciami i pomału, kawałek po kawałeczku składa skomplikowaną układankę pełną bólu, smutku i straty.
Czuła, że nie ma niczego, co sprawiałoby, że jest spójna, cała, jedna. Nie było ani grama kleju, spoiny, czegokolwiek. co złapałoby te trzęsące się kawałki i skleiło w całość jak starą skorupę.
Justyna Edmondson stworzyła prawdziwą kumulację dramatów i ukazała świat od tej gorszej, brudniejszej strony. Wraz z przewracaniem kolejnych stron odkrywamy ból i gorycz molestowanego dziecka, tragedię kobiety tkwiącej w niedanym związku, ucieczkę w samookaleczenie, zdradę i gorączkowe poszukiwanie szczęścia za wszelką cenę. W to wszystko wplecione są melodie, nawiązujące do etapów życia bohaterów.
Jej pokrojone ciało nagle wygładziło wszystkie swoje blizny i stało oto przed nią wyprężone, sterczące, gdzie trzeba, jędrne do nieprzytomności, pokryte delikatnym puszkiem, rozbrajające, ciepłe i mokre w środku.
„Błahy incydent” poraża autentyzmem, wręcz naturalizmem opisów oraz ukazuje jak pozornie błahe zdarzenia, błahe dla innych, stają się kamieniem młyńskim u szyi ciągnącym na samo dno. Z tej powieści wyziera bardzo smutny koncept na determinację losów i niemożliwość ucieczki. Zamknięcie w smutku bywa tak szczelne, że dopuszczenie jakiejkolwiek radosnej myśli graniczy z cudem. Nie twierdzę, że powieść nie zawiera jakiejkolwiek nadziei i pozytywnej myśli, ale za każdym razem szczęście jednej osoby jest opłacone czyjąś stratą.
Przez całe życie była dotykana, macana, miętoszona. Jej ciało zaznało tyle dotyku, że na pewno mogłaby go z siebie zeskrobać i zrobić jakieś zapasy na zimę.
Ta książka momentami przypominała mi twórczość Joanny Bator – przez oryginalne metafory, nieco momentami psychodeliczne sytuacje – ale z pewnością jest prostsza w konstrukcji i odbiorze. Z jednej strony jest historią kilku ludzi, którzy stają sobie wzajemnie na swoich drogach. Z drugiej, jest w pewien sposób przypowieścią, pełną odniesień do religii, metafizyki, niewidzialnej energii. Dlatego „Błahy incydent” nie jest książką, którą łyka się „na raz”. Trzeba się co chwilę zatrzymywać, wracać, odpoczywać od nadmiaru wrażeń. Można tę powieść czytać raz po raz i wciąż odkrywać w niej coś innego, nowego. Odbiór w dużej mierze zależy od osobistych przeżyć Czytelnika, jego nastawienia i nastroju. Z pewnością może też czasem odrzucać dużą dawką pesymizmu. Doradzam wtedy głębokie odetchnięcie i powrót w lepszym momencie, bo z lektury „Błahego incydentu” można wynieść naprawdę wiele.
Obmierzłość jej życia dzielona była na równe kawałki. Każdy kawałek stanowił pewną zamkniętą całość, ale jednocześnie zapuszczał pędy w kolejnym, tworząc swoistego rodzaju puzzle obmierzłości.
Mam ostatnio szczęście do trudnych emocjonalnie lektur. „Błahy incydent” wbił we mnie tysiące igieł, nasypał szklanych odłamków do gardła i przejechał walcem. Z góry zaznaczam, że to...
2019-09-11
I nagle zrozumiała… To było jak cios w przeponę, który odbierał oddech, jak kubeł lodowato zimnej wody wylanej na głowę…
Porwana kobieta w ciąży, przyjacielska przysługa i tajemnica z przeszłości – Daria Orlicz jak zwykle nie nudzi i nie stosuje półśrodków. To chyba główna cecha jej twórczości i największa zaleta. Przy lekturze „Cudzych grzechów” nie sposób się nudzić, chwila nieuwagi może sprawić, że zgubimy się w licznych atrakcjach, jakie zafundowała nam autorka.
„Cudze grzechy” to już czwarty tom kryminalnej serii, którą oczyma wyobraźni widzę przeniesioną na ekran… Zżyłam się z bohaterami, przeżywam ich perypetie na równi z toczącym się śledztwem. Bardzo ciekawym i oryginalnym zabiegiem jest brak typowego głównego bohatera. W całym cyklu pojawia się conajmniej kilka postaci wysuwających na pierwszy plan i potraktowanych właściwie równorzędnie. Co istotne – przywiązywanie do niektórych bohaterów grozi szokiem i smutkiem…
— Wszyscy kiedyś umrzemy, takie jest życie — powiedział cicho ojciec.
W „Cudzych grzechach” autorka ukazała kolejny mocny i zaskakujący motyw, którego ze względu na fabułę nie mogę wam zdradzić. Napiszę tylko, że pozornie prosta sprawa dotknęła czegoś zakrojonego na ogromną skalę… Przede wszystkim jest to historia o małych, dużych i ogromnych kłamstwach. O tym jak uwikłanie w tajemnice potrafi skomplikować ludzkie losy. I oczywiście o zbrodniach, których winnych należy ukarać, chociaż nie jest to takie proste.
I oto siedziała w głośnej, zatłoczonej kawiarni, zastanawiając się, czy będzie umiała dalej żyć tak, jakby nic się nie stało.
Ogromnie podoba mi się tło obyczajów-socjologiczne w tym cyklu. Bohaterowie nie są po prostu policjantami prowadzącymi śledztwo. Mają też swoje problemy, doświadczenia i niespełnione marzenia. Tym razem sporemu przybliżeniu uległa postać Hanki – jednej ze śledczych. Wiele interesujących fragmentów dotyczy też nowego w ekipie Jeremiego. Są powroty do przeszłości i plany na przyszłość. I zakończenie, które zmusza do niecierpliwego wypatrywania kolejnego tomu…
I nagle zrozumiała… To było jak cios w przeponę, który odbierał oddech, jak kubeł lodowato zimnej wody wylanej na głowę…
Porwana kobieta w ciąży, przyjacielska przysługa i tajemnica z przeszłości – Daria Orlicz jak zwykle nie nudzi i nie stosuje półśrodków. To chyba główna cecha jej twórczości i największa zaleta. Przy lekturze „Cudzych grzechów” nie sposób się nudzić,...
Każda z postaci wykreowanych przez Anitę Scharmach ma jakieś kompleksy. Bohaterki i bohaterowie, niezależnie od płci i wieku, nie potrafią polubić samych siebie. Cały czas przeglądają się w cudzych oczach i nie potrafią dostrzec własnych atutów. Ta powieść, pod przykrywką doskonałej komedii, jest właśnie o wykluwaniu się motyli z kokonów. Przeobrażenia, wewnętrzne i zewnętrzne, jakich doświadczają bohaterowie książki “Cztery wesela i rozwód”, to doskonały przykład na to, że nie ma rzeczy niemożliwych. I że warto pogrzebać głębiej, bo pod warstwą kompleksów i zaniedbań ukrywają się silne i wartościowe osoby.
Jeżeli szukacie książki, która rozbawi Was do łez, pozwoli zapomnieć o bolączkach codziennego życia oraz pomoże w budowaniu swojej wartości – “Cztery wesela i rozwód” będzie idealnym wyborem. Ja polecam z całego serca.
Całość recenzji: http://przeczytanki.pl/53215-cztery-wesela-i-rozwod-anita-scharmach/
Każda z postaci wykreowanych przez Anitę Scharmach ma jakieś kompleksy. Bohaterki i bohaterowie, niezależnie od płci i wieku, nie potrafią polubić samych siebie. Cały czas przeglądają się w cudzych oczach i nie potrafią dostrzec własnych atutów. Ta powieść, pod przykrywką doskonałej komedii, jest właśnie o wykluwaniu się motyli z kokonów. Przeobrażenia, wewnętrzne i...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-05
” — Proszę pani, a czemu przywiązuje pani dzidziusia? Żeby nie uciekł? – zapytała Małgosia.”
Basię Garczyńską poznałam jako żonę Przemysława Garczyńskiego, który prowadzi blog 3telnik oraz jest autorem kryminału „Kelner”. Nie spodziewałam się, że w tej drobnej istotce kryją się tak ogromne pokłady talentu i umiejętności literackich. Powieść „Daleko – blisko” zaskoczyła mnie swoją dojrzałością, realizmem oraz naprawdę ciekawą fabułą. To historia o zwyczajnych ludziach, którzy mają swoje plany, problemy i czasem mijają się nie zauważając wzajemnie a czasem, bardzo dosłownie, zderzają ze sobą.
„Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą — nieszczęśliwe dzieci liczą go podwójnie, za nich.”
W „Daleko – blisko” autorka przedstawia losy kilku, z pozoru nie związanych ze sobą osób. Każda staje na życiowym zakręcie i musi podjąć decyzje, które zadecydują o jej dalszych losach oraz wpłyną na życie innych. Czy to świadome wybory, czy może zrządzenie losu kieruje ich krokami? Czy da się naprawić popełnione błędy, wybaczyć krzywdy i oderwać od toksycznych przyzwyczajeń? Bohaterowie Basi Garczyńskiej dostają takie szanse, ale tylko od nich zależy czy je wykorzystają…
Czytając miałam wrażenie, że to nie jest powieść, tylko autorka spisała opowieści prawdziwych ludzi i nam je przedstawia, niczym reporter lub socjolog. To, jak perfekcyjnie ukazuje przeróżne zjawiska społeczne, niezmiernie mnie zachwyca. Nie ma tu nadmiernej poetyki, zbędnych opisów czy dygresji, ale nie jest to też „krajanka” dialogów i zwrotów akcji. „Daleko – blisko” przypomina raczej album z fotografiami, w których zatrzymane są ważne chwile z życia bohaterów – te radosne i te bolesne, jak w prawdziwym świecie.
„<<Smęty o plemionach>> były trudną, ale niezwykle otwierającą oczy (a raczej serce) książką pod tytułem W głębi kontinuum. To od niej zaczęło się ich szaleństwo związane z rodzicielstwem bliskości.”
Jedną z bohaterek powieści jest Bożena, matka trójki dzieci, która (podobnie jak autorka) propaguje rodzicielstwo bliskości oraz chustonoszenie. Ta postawa jest mi bardo bliska, chociaż daleko mi do takich umiejętności oraz dojrzałych zachowań jakie przedstawia stworzona przez Garczyńską postać. Cała rodzina Bożenki jest wzorcowym przykładem i marzeniem chyba wielu kobiet. To dom pełen ciepła, miłości, pachnący dobrym jedzeniem, w którym mąż wspiera żonę i wzajemnie a czas spędzany z dziećmi nie jest uznawany za zmarnowany. Warto sięgnąć po „Daleko – blisko” chociażby dla tego właśnie wątku, który wyróżnia się na tle opisywanych wszędzie dramatów rodzinnych.
„Czegoś mu jednak ciągle brakowało. a plan – choć wypełniony – wydawał się pusty.”
Barbara Garczyńska w swoim debiucie nie skupia się na jednym motywie, czy postaci by prowadzić ją od początku do końca. To raczej wzajemnie uzupełniające się historie, które udowadniają, że można być z kimś blisko i go wcale nie znać, lub przeciwnie – w z pozoru odległym człowieku odnaleźć bratnią duszę. „Daleko – blisko” to szerokie spektrum postaci i ich życiorysów. Bohaterami są osoby w różnym wieku, o różnym statusie, posiadające rodziny lub samotne. Łączy ich jedno miasto, oraz z pozoru ze sobą niezwiązane zbiegi okoliczności.
„Kochała swoją świętą trójcę, uwielbiała zajmować się dziećmi, bawić się i je karmić, ale czasem – chyba jak każda matka (a w każdym razie miała taką nadzieję) – miała ich serdecznie dość.”
Wielkim atutem tej powieści jest autentyzm, zarówno postaci, jak i sytuacji czy języka. Autorka stworzyła dojrzałą i wyważoną historię o ludziach, którzy żyją tuż obok nas: blisko i jednocześnie daleko. Może mijamy ich na ulicy, może pracują w sklepie, w którym codziennie robimy zakupy, może to nasi sąsiedzi albo rodzice kolegów naszych dzieci. Przechodzimy obok nich, czasem zamieniamy kilka słów a czasem odwracamy głowę w drugą stronę – świadomie lub nie odcinając się od ich problemów i spraw.
„Miłość nigdy nie przychodzi w porę. Nigdy nie zjawiła się wtedy, kiedy na nią czekał. Nie chciała też odejść, kiedy bardzo ją o to prosił.”
Czytając „Daleko – blisko” wcale nie czułam, jakbym trzymała w rękach debiut. Dla mnie to w pełni dopracowana powieść, w której autorka zawarła mnóstwo życiowej prawdy opisanej w plastyczny sposób, prostym, a zarazem ciekawym językiem. Ta historia powinna trafić w ręce szerokiego grona czytelników – nie tylko do kobiet, które są wielbicielkami powieści obyczajowych, ale także do każdego, kto interesuję się prawdziwym, codziennym życiem, opisanym z niemal socjologicznym zacięciem. To również doskonały literacki wzorzec bohaterów propagujących wychowanie w duchu rodzicielstwa bliskości, więc z pewnością „Daleko – blisko” znajdzie wielbicieli wśród „chustoświrek” 😉 A ja ze swojej strony z ogromną dumą polecam powieść Barbary Garczyńskiej i z czystym sumieniem zachęcam do sięgnięcia po nią!
” — Proszę pani, a czemu przywiązuje pani dzidziusia? Żeby nie uciekł? – zapytała Małgosia.”
Basię Garczyńską poznałam jako żonę Przemysława Garczyńskiego, który prowadzi blog 3telnik oraz jest autorem kryminału „Kelner”. Nie spodziewałam się, że w tej drobnej istotce kryją się tak ogromne pokłady talentu i umiejętności literackich. Powieść „Daleko – blisko” zaskoczyła mnie...
2018-09-18
„A później nazwał ją swoją piękną dziewczynką i obiecał, że zawsze będzie dla niego najważniejsza na świecie. Uwierzyła. Czemu miałaby mu nie uwierzyć? Miała w końcu tylko jedenaście lat i nikogo innego, komu mogłaby zaufać.”
Od pewnego czasu czytając kryminały i thrillery czułam zawód. A to z powodu zbyt długo rozwijającej się akcji, a to zbyt przewidywalnego zakończenia… Zawsze po lekturze odczuwałam pewien niedosyt. Tym razem mój apetyt został zaspokojony i to z nawiązką. Nigdy jeszcze nie miałam w rękach tak dobrze skonstruowanej historii, w której splata się ze sobą tyle wątków na wysokim poziomie napięcia. Daria Orlicz to nazwisko, które wielbiciele powieści z dreszczykiem powinni sumiennie zanotować w swoich kajecikach!
„Szron srebrzący długie ciemne włosy, porcelanowa bladość policzków i krągły, ciążowy brzuszek. Kiedy zamarzła – samotna, błąkająca się nocą po nadmorskich lasach, była w dziewiątym miesiącu ciąży…”
Autorka swoją opowieść zaczyna z wysokiego „C” a potem wspina się jeszcze wyżej. To, co zachwyciło mnie najbardziej to fakt, że w „Diabelskim młynie” nie ma jednego, czy dwóch bohaterów pierwszoplanowych. Postaci jest wiele, a każda z nich to istotny fragment skomplikowanej układanki. Różnorodność osobowości, ich realizm, sprawiają, że przedstawiona historia poraża swoim prawdopodobieństwem. Bohaterowie wykreowani przez Darię Orlicz są niedoskonali, nie wzbudzają sympatii i wikłają się w skomplikowane sytuacje niejako na własne życzenie.
” […] nie mógł się pozbyć wrażenia, że całe to cholerne, pochrzanione życie przypomina diabelski młyn właśnie – w jednej chwili jesteś na szczycie, w drugiej lecisz w dół na łeb na szyję… Ot, ślepy traf, czysty przypadek, zła karma, jak czasem żartobliwie mawiał jego dobry kumpel. „
Z początku rozproszone wątki z każdą stroną zaczynają się łączyć i zazębiać niczym złożona maszyneria karuzeli. Nowi „pasażerowie” wsiadają na diabelski młyn nie wiedząc, że ta przejażdżka na zawsze odmieni ich życie. Niektórzy już nie zdołają wysiąść… Śmiertelnie niebezpieczna gra toczy się tuż obok codziennych, malutkich spraw a wyłowienie wśród morza zagadek tych właściwych wskazówek może nie być tak proste.
„Mijające go starsze kobiety posłały mu uśmiechy. Odwzajemnił je i lekko skinął głową. Obie miały brzydkie, obwisłe piersi, opony na brzuchach i siwe odrosty. Większość jego kumpli pewnie poczułaby obrzydzenie na taki widok, ale on był przyzwyczajony. W pewnym sensie nawet mu się to podobało. Czasami, gdy przyglądał się nagim, roześmianym staruszkom, które z taką gracją obnosiły po plaży własne niedoskonałości, dochodził do wniosku, że takie miejsca jak to pomagają zaakceptować nieubłagany upływ czasu. „
Daria Orlicz umiejętnie posplatała wiele z pozoru niespójnych wątków i stworzyła niebanalny i pociągający swoją świeżością kryminał. Autorka nie bała się poruszenia wielu tematów tabu: począwszy od pedofilii, przez zdrady, nieletnie matki, alkoholizm czy szczególnie okrutne morderstwa. To niesamowite, z jaką precyzją i kunsztem wykreowała skomplikowane psychologicznie postaci. Ukazała jaki wpływ na psychikę mają różnego rodzaju traumy, środowisko w jakim się wychowało oraz status społeczny.
„I nagle zdała sobie sprawę, że być może Paweł od dawna jej nie kochał. Że ich małżeństwo to tylko świetnie odgrywany mieszczański teatrzyk, w którym role dostali dwadzieścia lat wcześniej i wciąż z nich nie wyszli. Dom, dziecko, kredyt, pies, wspólni znajomi… Jest nam ze sobą całkiem wygodnie, po co więc mielibyśmy to zmieniać? – zastanawiała się Karolina, sącząc przyjemnie schłodzoną wódkę, do której Mateusz dolał skromną porcję coli. „
Zdawałoby się, że każda powieść kryminalna powinna mieć swojego pozytywnego bohatera – jakiegoś dobrego glinę, oddaną matkę, czy sympatyczną i naiwną nastolatkę. A jednak Darii Orlicz udało się wykreować historię, w której nikt nie jest idealny, nie ma czerni i bieli.jest za to mnóstwo szarości, która pochłania bohaterów i oblepia ich błędnymi decyzjami, z których nie da się już wycofać. Opowieść, którą autorka stworzyła przypomina czytelnikowi, że trzeba ponieść konsekwencje każdego wyboru i nie ma czegoś takiego jak zapomnienie. Przeszłość zostawia piętno, które odciska się nie tylko na danej osobie, ale także na jej bliskich.
„Była już chyba na tyle dużą dziewczynką, żeby wiedzieć, jakie marne frazesy wciska się kobietom, zanim się je przeleci.”
W „Diabelskim młynie” w świetnie zbilansowanych proporcjach otrzymujemy zagadki kryminalne, tło obyczajowe, tematy tabu, sceny pełne przemocy oraz doskonale wykreowane pod względem psychologicznym i fizycznym postaci. Dawno nie czytałam książki, od której tak trudno byłoby mi się oderwać. A przy tej zarwałam noc… Cały czas zastanawiałam się, jak zakończy się cała sytuacja i muszę przyznać, że czuję się zaskoczona. Jakbym wsiadła w autobus, który wywiózł mnie w nieznanym kierunku, po drodze wielokrotnie zmieniając trasę.
” O takich historiach słyszało się co prawda niemal na co dzień – media podawały coraz bardziej drastyczne szczegóły ludzkich dramatów, jakby wszystkie stacje telewizyjne prześcigały się w bezwzględnej walce o żądnego krwi widza.”
Autorka doskonale pokazuje, jak blisko nas czai się zło, jak łatwo mu ulec dając się zwieść pięknym, gładkim słówkom. Za naiwność przychodzi potem płacić wysoką cenę a gorycz porażki na długo pozostaje w ustach. O tym przekonali się bohaterowie „Diabelskiego młyna”, dając się zwabić niczym szczury podążające za melodią flecisty. Mnie najbardziej poraziła naiwność młodziutkich dziewczyn, które tak łatwo stają się ofiarami powodu buntu wobec rodziców, ufności do nieznajomych i kompletnym braku poczucia zagrożenia. Jakby ktoś wyłączył u nich funkcję myślenia o konsekwencjach…
„„Nikt nigdy nie zrozumie, jak wyjątkowa więź nas łączy. Dlatego nigdy nie możesz nikomu o nas powiedzieć, rozumiesz?”. Powtarzał jej to tyle razy, że mogłaby wyrecytować z pamięci. „
Z czystym sumieniem polecam „Diabelski młyn” Darii Orlicz fanom mocnej, brutalnej i wywołującej dreszcze literatury. To kryminał z wysokiej półki, innowacyjny z powodu rozproszenia wątków i postaci, oraz wciągający zaskakującymi zwrotami akcji. Tutaj wszystko działa jak w lunaparku – bawi i przeraża jednocześnie, zapewnia rozrywkę i sprawia, że trudno zasnąć po lekturze…
„A później nazwał ją swoją piękną dziewczynką i obiecał, że zawsze będzie dla niego najważniejsza na świecie. Uwierzyła. Czemu miałaby mu nie uwierzyć? Miała w końcu tylko jedenaście lat i nikogo innego, komu mogłaby zaufać.”
Od pewnego czasu czytając kryminały i thrillery czułam zawód. A to z powodu zbyt długo rozwijającej się akcji, a to zbyt przewidywalnego zakończenia…...
2018-11-17
„Wtedy widziałam to tak: oddawał się pracy, podejmował ryzyko, liczył się ze stresem, porażkami i sukcesami, robił to dla dobra firmy, dla Piotra, dla kasy. Byliśmy jak duża machina, w której wszystkie tryby pracowały bezawaryjnie.”
Perfekcyjna rodzina, idealne małżeństwo, wysoki standard życia i zero problemów. A potem wypadek, który wywraca ten poukładany świat do góry nogami. Okazuje się, że Kaja wcale nie znała swojego męża, a jego śmierć odkrywa coraz więcej tajemnic. Czy szczęśliwe życie było tylko ułudą i mrzonką? Jak ma sobie teraz poradzić jako samotna matka? Bez pomysłu na życie, bez mężczyzny o boku i bez wiedzy, czym naprawdę zajmował się jej zmarły mąż, Michał. Kobieta zostaje brutalnie zderzona z rzeczywistością, gdy policja wszczyna śledztwo, a znajomy z firmy jej małżonka uświadamia ją w sprawie lewych interesów, które ten prowadził. Komu może ufać? Kto chce jej pomóc, a kto wykorzystać?
„Wyglądał dokładnie jak gliniarz z amerykańskiego filmu: jeansy, skórzana, zdarta na łokciach kurtka i lustrzane okulary przeciwsłoneczne, takie, w których widać odbicie osoby stojącej naprzeciwko. Kilkudniowy zarost na twarzy i ciemne włosy sprawiały, że przypominał aktora. Wyglądał na twardziela, co potwierdzało jego umięśnione ciało. Byłam pewna, że mógłby zabić gołymi rękami.”
Karolinę Wójciak poznałam dzięki przesłanej mi przez nią książce „Tożsamość nieznana NN”. Okładka tamtej powieści mnie nie zachwyciła, ale treść po prostu powaliła na kolana. Organizowałam zresztą mini Book Tour dla blogerów, w którym książka zebrała same pozytywne opinie. Kiedy Karolina napisała do mnie z pytaniem, czy chciałabym patronować jej nowej powieści, ucieszyłam się, ale postawiłam swój stały warunek – muszę najpierw przeczytać chociaż fragment. Przepadłam, nie mogłam się oderwać. Natychmiast odpisałam, że chcę patronować i będzie to dla mnie zaszczyt. To kolejna nieoczywista książka tej autorki, w której łączą się wątki obyczajowe, romansowe i kryminalne. Ponownie mamy styczność z zabiegiem wielotorowej narracji, głosy bohaterów przeplatają się i uzupełniają dając szerokie pole widzenia. Dzięki temu możemy śledzić wydarzenia z punktu widzenia nie tylko owdowiałej Kai, ale też Sebastiana – policjanta prowadzącego sprawę śmierci jej męża. Bohaterowie nie są płascy i oczywiści, chociaż można odnieść takie wrażenie na pierwszy rzut oka. W końcu ona jest przyzwyczajoną do luksusu piękną kobietą, on jest twardym i bezczelnym gliniarzem. Ale Karolina Wójciak sprawnie wplotła w życiorysy bohaterów elementy wzbogacające ich charaktery i sprawiające, że stali się rzeczywiści i nieprzewidywalni.
„Ruszyłam za nią i przez chwilę mijałyśmy się w niezręcznym tańcu, starając się nie wchodzić sobie w drogę. Naśladowałam ją, zupełnie nie myśląc o czynności , jaką wykonuję. Informacje, jakie na mnie spadły, spowodowały, że po raz kolejny poczułam się wykluczona – tym razem przez własną matkę.”
„Dom pełen kłamstw” to opowieść, w której nie ma bieli i czerni, są półprawdy i szarości – jak w życiu. Jest oczywiście nadzieja, dążenie do szczęścia i wiara w dobre zakończenie. Ale są też dramaty, fałsz, krzywdy wyrządzane w dobrej wierze oraz czysty egoizm. Kaja, główna bohaterka, momentami irytuje niezdecydowaniem, ale gdybym miała postawić się w jej sytuacji, chyba też nie wiedziałabym co robić. Najpierw pogrążona w rozpaczy po śmierci ukochanego, potem zaskoczona informacjami o jego ukrytych działaniach. Adorowana przez wpływowego mężczyznę, który ma wobec niej plan i ścigana przez nieuchwytnych zbirów.
„Wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie miałam wrażenie, jakbym zbyt wolno uciekała i reagowała. Moje przerażenie odebrało mi możliwość oceny sytuacji.”
Karolina Wojciak serwuje czytelnikom prawdziwie wybuchową mieszankę. Niczego nie można być pewnym,nic nie jest proste i oczywiste. Intryga kryminalna poprowadzona wybornie i wielotorowo wywołuje przyjemny dreszcz ekscytacji na plecach. Warstwa romansowa jest nienachalna, wysmakowana i rozgrzewająca zmysły. Do tego mocne obyczajowe tło, w którym poruszane są różnorodne wątki: od żałoby, przez trudne relacje między córką i matką aż po patriarchalną wizję świata. „Dom pełen kłamstw” nie jest powieścią, którą da się zaszufladkować do określonej kategorii, ponieważ nie ma w niej dominującej warstwy. Jest niczym tort, w którym pod lukrem kryją się różne smaki i niespodzianki. Każdy kęs jest zaskakującym przeżyciem i ucztą dla zmysłów.
„Na obrazie widniała naga kobieta w wodzie, unosząc się na niej, dryfowała na plecach. Miała zamknięte oczy i wyraz twarzy, który sugerował, że właśnie przeżywa orgazm.”
Z całego serca polecam Wam „Dom pełen kłamstw” i gwarantuję, że będziecie zaskoczeni. Karolina Wójciak zabierze Was w emocjonującą podróż w nieznane i zmusi do zastanowienia, czy w Waszym życiu dominuje prawda, czy kłamstwa. Czy Wiecie wszystko o swoich najbliższych? I czy na pewno chcecie wiedzieć… Gwarantuję, że nie oderwiecie się od lektury a po zakończeniu będziecie chcieli więcej i więcej!!
„Wtedy widziałam to tak: oddawał się pracy, podejmował ryzyko, liczył się ze stresem, porażkami i sukcesami, robił to dla dobra firmy, dla Piotra, dla kasy. Byliśmy jak duża machina, w której wszystkie tryby pracowały bezawaryjnie.”
Perfekcyjna rodzina, idealne małżeństwo, wysoki standard życia i zero problemów. A potem wypadek, który wywraca ten poukładany świat do góry...
2019-04-15
Zawsze sobie wyobrażał, że to z nią przeżyje swój pierwszy raz i stanie się mężczyzną, a wyszło na to, że rozprawiczył się, gwałcąć przerażoną i zaszczutą dziewczynę…
Jeśli szukacie klasycznego kryminału, to „Drapieżcy” Darii Orlicz nie trafią w Wasz gust. Nie ma tutaj klasycznej zagadki, tropienia mordercy, ani opisów pracy policji. To raczej studium moralnego upadku i ukazanie zbrodni, jako części całkiem normalnego, codziennnego życia. Daria Orlicz mistrzowsko konstruuje tło obyczajowe – jej bohaterowie są bardzo autentyczni, czasem wręcz przerażająco prawdziwi… Ta książka wywołuje dreszcze na plecach, bo zmusza do rozglądania się na boki i zastanawiania – czy ten miły chłopak ma krew na rękach? czy ta sympatyczna kobieta handluje prochami? czy ten kochający mąż korzysta z usług prostytutki z hifem? Brutalna, szczera i mroczna historia o zbrodni, która mogłaby wcale nie wyjść na światło dzienne…
Kruczoczarne włosy opadające na ciemne oczy przydługą grzywką, wysokie kości policzkowe i coś orientalnego w twarzy…
Jedną z cech charakterystycznych cyklu „Stracone dusze” Darii Orlicz jest fakt, że nie ma ona wiodącej, pierwszoplanowej postaci. Bohaterem jest cała społeczność jako skomplikowana struktura, w której nie ma podziału na dobrych i złych, a każdy skrywa tajemnice – mniej lub bardziej mroczne… Oczywiście, skoro to kryminał, jest też ekipa śledcza w postaci ostrej pani prokurator oraz policjantów, którzy z mniejszymi i większymi chęciami wykonują swoje obowiązki. Do tego grona w „Drapieżcach” dołącza nowa postać – policjant przeniesiony ze Szczecina, do którego mocniej zabiją serca czytelniczek tej powieści. Uroda Keanu Reeves’a w połączeniu z silnym, męskim charakterem – czego chcieć więcej? 😉
[…]pomyślała, że wszyscy, którzy ostatnio ją otaczali, byli jak drapieżne nocne zwierzęta. Żerowali, kiedy inni szli spać. Zarabiali na ludzkiej naiwności, samotności, ciekawości i strachu. Dziwki, alfonsi,dilerzy — wszyscy siebie warci.
Autorka porusza w „Drapieżcach” kilka równorzędnych wątków. Jednym z nich jest brutalne morderstwo oszpeconej dziewczyny, ale na uwagę zasługują też motywy dopalaczy oraz sutenerstwa, które kojarzą się z mrocznymi uliczkami wielkich miast, a okazują się być dosłownie na wyciągnięcie ręki… Ponownie podkreślę mocne tło obyczajowe, w którym zanurzone są wątki kryminale. Tutaj nie ma przypadkowości, złych morderców i dobrych policjantów. Są po prostu ludzie uwikłani w sytuacji, z których nie chcą, lub nie mogą się wydostać. Daria Orlicz sprytnie manewruje wydarzeniami, odciągając od właściwego rozwiązania i podrzucając coraz to nowe bomby. W pewnym momecie można nawet poczuć współczucie dla tych, którzy z pozoru na nie nie zasługują. Ta książka jest genialną podstawą do dyskusji o psychopatach, moralności i społecznej odpowiedzialności za zbrodnię.
Chodziło o władzę, poczucie, że jest się Bogiem. Mógł jej zrobić to, na co tylko miał ochotę, i to było w tym wszystkim najlepsze[…].
Stylem i tematyką „Drapieżcy”, podobnie jak poprzednie książki Darii Orlicz, przypominają skandynawską klasykę. Depresyjne, o ciężkim klimacie, pełne brudnych myśli i czynów. Zarówno sprawa kryminalna,oddzielna dla każdego tomu, jak i prywatne perypetie bohaterów powieści, które są kontynuowane od „Diabelskiego młyna”, przez „Martwe dusze” do „Drapieżców” są zaskakujące i nieoczywiste. Kiedy zacznie się czytać,oderwanie od lektury sprawia kłopot a po jej zakończeniu pozostaje w myślach pragnienie szybkiego sięgnięcia po kontynuację…
Zawsze sobie wyobrażał, że to z nią przeżyje swój pierwszy raz i stanie się mężczyzną, a wyszło na to, że rozprawiczył się, gwałcąć przerażoną i zaszczutą dziewczynę…
Jeśli szukacie klasycznego kryminału, to „Drapieżcy” Darii Orlicz nie trafią w Wasz gust. Nie ma tutaj klasycznej zagadki, tropienia mordercy, ani opisów pracy policji. To raczej studium moralnego upadku i...
2016-11-11
"Nie wyglądasz na Monikę. Mogłabyś być Agatą, Dorotą, może Agnieszką, ale na pewno nie Moniką..."
"Dziewczyna, która przepadła" jest kontynuacją bestsellerowego "Ostatniego dnia roku". Jednak można sięgnąć po nią jako osobną opowieść, choć w pierwszej części poznajemy tę historię od strony rodziny zaginionej i poznajemy zaskakujące zakończenie... Dlatego, jeżeli lektura "Ostatniego dnia roku" jeszcze przed Wami, nie czytajcie tej recenzji, ponieważ zaspoileruje Wam historię ;)
" – Czemu to robisz? – zapytałam cicho.
– Bo mogę"
Pech, przypadek, złe miejsce i zły czas – to wszystko doprowadziło Monikę do tragedii. Uwięziona przez szaleńca, straciła swoje życie na ponad 8 lat. Już nigdy nic nie będzie takie same. Codzienny koszmar, który zafundował jej psychopata, na zawsze odmienia kobietę. Czego doświadcza Monika – poniżania, tortur, gwałtów. Psychiczna przemoc doprowadza ją na skraj załamania. Józef zdecydowanie potrafi odnaleźć najsłabsze punkty dziewczyny i celnie uderzać, by złamać jej ducha.
"Czerwony płaszcz. Kupiłam go kilka tygodni po tym, jak poroniłam. [...] Przeceniony, zmięty, z oderwanym guzikiem i lekko rozprutą podszewką. W przymierzalni pomyślałam, że jesteśmy bliźniaczo podobni – ja i zniszczony płaszcz. Ja ze szramą na duszy, on z naddartą podszewką."
Czemu akurat ona trafiła do niewoli? Co sprowadziło ją w sylwestrowy wieczór na drogę, którą jechał jej przyszły oprawca? Dlaczego zwrócił na nią uwagę? Dlaczego Monika wsiadła do samochodu obcego człowieka? Mnóstwo pytań, które będą dręczyć dziewczynę przez lata uwięzienia oraz długo po uwolnieniu. Ciągłe analizowanie przyczyn i szukanie winnych. Gwarantuję, że razem z nią będziecie rozmyślać, jak byście postąpili, co zrobili inaczej.
"Kat, który kiedyś był ofiarą i ofiara, która być może stanie się katem..."
Kim jest Józef? Psychopatą, który swoją żądzę władzy spełnia przetrzymując niewinną kobietę. Mordercą i oprawcą, którego bezmyślna brutalność potrafi przerazić. Dzieckiem, które doświadczyło krzywdy z rąk najbliższych. Trauma z dzieciństwa tak skrzywiła psychikę Józefa, że do końca swoich dni mścił się za doznane upokorzenia.
" – Jesteś tu gościem, nie więźniem, Gościem, o którego dbam! – powiedział z naciskiem.
– Gościem Hotelu Obłęd? – syknęłam."
Skrzywione postrzeganie świata, który w swojej ofierze widział jednocześnie swoją matkę, żonę i towarzyszkę życia, było naprawdę przerażające. Obsesja z jaką traktował Monikę była dla mnie, jako czytelnika jednocześnie fascynująca jak i wstrząsająca. Karmienie siłą a jednocześnie rozmowy o literaturze. Gwałt i troska o zdrowie. Te kombinacje dodatkowo ubezwłasnowolniały kobietę, prowadząc do wczesnego stadium syndromu sztokholmskiego.
"Jedno, co we mnie było, to strach. Pulsował w moich żyłach, siedział głęboko w głowie, wczepił się w każdą komórkę mojego ciała."
Nawet po uwolnieniu z więzienia, Monika nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie. Naznaczona piętnem "dziewczyny, która zaginęła", odmieniona fizycznie i psychicznie, z ośmioma latami wyjętymi z życiorysu. Jej młodsza siostra ma męża i córeczkę, kochanek wydał bestsellerową powieść a ukochany mąż nie czekał wiernie na jej powrót.
"Trauma, którą przeżyłam, z pewnością gdzieś tam we mnie tkwi, czekając na sposobność, żeby się ujawnić. Jest jak woda pod cieniutką taflą lodu – wystarczy małe pęknięcie i wydobędzie się na zewnątrz."
Monika wciąż ogląda się za siebie jednocześnie usiłując od nowa ułożyć sobie życie. Zamyka pewne rozdziały, otwiera nowe. Dopiero teraz uświadamia sobie, że życie, za którym tęskniła w niewoli, już nie istnieje. Nie da się zapomnieć o tym, czego się doświadczyło i cofnąć wskazówek zegara. Osiem lat izolacji zmieniło nie tylko samą Monikę, lecz także jej bliskich.
"Człowiek potrafi docenić to, co ma, tylko wtedy, kiedy to straci – przeszło mi przez głowę. Stara i banalna prawda, która jednak sporo mówiła o naszej wybrednej, wiecznie za czymś tęskniącej naturze."
Katarzyna Misiołek pisze tak niesamowicie, że ciężko się oderwać od lektury. Porusza arcyważny i wciąż aktualny temat zaginięć. Do tej pory losy wielu osób pozostają niewyjaśnione. Czy mogły doświadczyć tego co bohaterka "Dziewczyny, która przepadła"? Niewykluczone. Na podstawie tej historii Autorka przekazuje bardzo istotną, choć dla wielu niewygodną prawdę. Trzeba cenić każdą, najmniejszą chwilę życia, bo nigdy nie wiadomo co może czekać za kolejnym zakrętem.
"W świecie, w którym czyhają na człowieka dosłownie setki zagrożeń, nie trzeba być ocalałą z piekła, żeby zrozumieć, że niepokój będzie nam towarzyszyć już zawsze..."
Historia Moniki to jednocześnie połączenie wstrząsającego thrillera z mrożącymi krew w żyłach okrucieństwami z piękną opowieścią o nadziei, która nigdy nie umiera. Odnaleziona po latach "Dziewczyna, która przepadła" to symbol wiary w niemożliwe. Płomyczek w ciemnej otchłani rozpaczy, w którą wpadają bliscy zaginionych osób. To też, przede wszystkim, książka o prawdziwym życiu. Historia opisana przez Kasię Misiołek może przytrafić się każdemu. Życie jest skomplikowaną układanką przypadkowych zdarzeń, miejsc i osób, której efektów nie da się przewidzieć. Te uwikłania i niejasności autorka ubiera w niezwykłe słowa sprawiając, że podczas czytania co rusz czułam strach, miłość i smutek.
Jeśli jeszcze ktoś się waha przed sięgnięciem po tę powieść to znak, że nie potrafiłam słowami przekazać Wam ogromnych emocji, jakie we mnie ona wzbudziła. "Dziewczyna, która przepadła" już na długi czas pozostanie w moim sercu i myślach...
"Nie wyglądasz na Monikę. Mogłabyś być Agatą, Dorotą, może Agnieszką, ale na pewno nie Moniką..."
"Dziewczyna, która przepadła" jest kontynuacją bestsellerowego "Ostatniego dnia roku". Jednak można sięgnąć po nią jako osobną opowieść, choć w pierwszej części poznajemy tę historię od strony rodziny zaginionej i poznajemy zaskakujące zakończenie... Dlatego, jeżeli lektura...
2019-09-26
Widzisz, my na wiele spraw i wielu ludzi patrzymy stereotypowo i nie zastanawiamy się nad tym, że to, co widzimy, może być zupełnie inne od tego, co moglibyśmy widzieć.
„Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy” to wydana pod nowym tytułem, z nową szatą graficzną i kilkoma poprawkami „Lawenda” Ewy Formelli. Nie zmieniła się wartość powieści oraz jej pozytywne przesłanie. W pierwszej chwili temat może zszokować. No bo jak to – powieść o prostytutkach? Przecież to taki wstyd i te kobiety upadłe są czystym złem! Nic bardziej mylnego. Ewa Formella pokazuje, że do najstarszego zawodu świata skłaniały i skłaniają przeróżne pobudki, a wykonujące go panie też mają swoje marzenia, pragnienia i nadzieję na szczęśliwe życie. Można być jednocześnie „damą do towarzystwa” i kochającą matką, albo zdolną bizneswoman.
Praca z jednej strony dawała jej satysfakcję, bo która kobieta nie chce być obiektem zachwytu, uwielbianym, rozpieszczanym i w dodatku hojnie opłacanym. Z drugiej jednak strony była przedmiotem, nie człowiekiem, zabawką, która spełniała żądze napalonych i przeraźliwie bogatych facetów.
Tytułowy „Ogród Rozkoszy” to bardzo luksusowy i owiany tajemnicą dom publiczny w okolicach Trójmiasta. Głównymi bohaterkami powieści jest jedna z najchętniej odwiedzanych kwiatowych panienek – Lawenda, oraz właścicielka przybytku – Magnolia. Dzięki nim poznajemy świat prostytucji od środka, poznajemy pobudki zmuszające do takiej pracy, pierwsze doświadczenia, trudnych klientów. Ta historia jest oczywiście fikcją i nieco wygładzonym, romantycznym spojrzeniem na najstarszy zawód świata, ale nie brak tutaj również gorzkich refleksji i zwrócenia uwagi na społeczne problemy. Ewa Formella oddaje klimat Trójmiasta sprzed lat i tego współczesnego. To jeden z atutów jej twórczości, który czytelnicy mogli poznać również w „Listach do Duszki”. Dzięki temu zabiegowi czytając przenosiłam się w znane mi miejsca i chodziłam śladami bohaterów.
[…]miłość i seks w tym zawodzie nigdy nie mogły stanowić dobranej pary.
„Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy” to piękna opowieść, w której smutek przeplata się z radością a rozpacz z nadzieją. Czytelniczki pokochają Lawendę, bo to postać pełna sprzeczności, którą los ciężko doświadczył, ale zesłał też na jej drogę dużo dobra. No i moja ulubiona postać – Magnolia. Kobieta twardą ręką zarządzająca domem publicznym, opływająca w luksusy, ale w głębi duszy wrażliwa i zraniona dziewczyna. Kiedy los postawił ją przed trudnym wyborem, dokonała go i nigdy nie żałowała. Jej opowieść, przedstawiona w formie wywiadu z młodym dziennikarzem, jest najbardziej poruszającą historią o kobiecej sile i determinacji, jaką czytałam.
Warto sięgnąć po „Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy” i poznać tajemnicze kobiety-kwiaty oraz ich historie. Z jednej strony to niezwykła podróż w świat luksusowych dam do towarzystwa, z drugiej – piękna opowieść o przyjaźni, miłości i nadziei. Przygotujcie sobie do czytania kubek ulubionego napoju (może być z procentami), tabliczkę czekolady i dużą paczkę chusteczek!
Widzisz, my na wiele spraw i wielu ludzi patrzymy stereotypowo i nie zastanawiamy się nad tym, że to, co widzimy, może być zupełnie inne od tego, co moglibyśmy widzieć.
„Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy” to wydana pod nowym tytułem, z nową szatą graficzną i kilkoma poprawkami „Lawenda” Ewy Formelli. Nie zmieniła się wartość powieści oraz jej pozytywne przesłanie. W pierwszej...
2017-02-10
"Bądź dumna. Nieustraszona. Bądź Dreyri."
"Evna" to trzeci tom, zamykający cykl "Kruczych pierścieni" Siri Pettersen. Poprzednie: "Dziecko Odyna" oraz "Zgnilizna" wprawiły mnie w zachwyt. To zdecydowanie najlepsza seria fantasy, jaką miałam okazję czytać od długiego czasu. Obgryzałam palce ze zdenerwowania w oczekiwaniu na "Evnę" bojąc się, że zakończenie serii będzie słabe i przewidywalne. Siri Pettersen utrzymała jednak wysoki poziom do samego końca, a wręcz wyniosła się na wyżyny pisarskich możliwości.
Hirka to bohaterka, której nie da się nie lubić! Ewoluująca na przestrzeni trzech tomów, dojrzewająca w naszych oczach. Ciągle niedopasowana, odrzucana, inna niż wszyscy. Mieszanka dwóch ras, która nie czuje się dobrze w żadnym z trzech odwiedzonych światów. Wszędzie obca i zawsze narażona na odrzucenie, pogardę i gniew. Wciąż usiłuje się dopasować, dopóki nie odkryje, jakie jest jej prawdziwe przeznaczenie i możliwości.
" – Przed pierwszymi oczywiście był kruk. Kruk sss...stworzył świat. Evna była jego oddechem. A z Evny stworzył pierwszych."
"Evna" jak na ostatni tom trylogii przystaje, zamyka wiele otwartych wcześniej wątków. Jednak otwiera też nowe, rozpinając wokół czytelnika sieć misternie utkanych historii, z których splata się niewiarygodna, emocjonująca opowieść, w której magia miesza się z miłością, strach z nadzieją, a życie dotyka śmierci. Najnowszą powieść Pettersen czyta się, jak poprzednie, z wypiekami na twarzy. Doskonale rozumiem skąd te nominacje i nagrody za granicą. Rozmach "Kruczych pierścieni" jest niesamowity. Światy, które się wzajemnie przenikają oraz siła, która je napędza, połączona drobną rudowłosą dziewczyną. Po prostu mieszanka wybuchowa.
Siri Pettersen połączyła elemnety mitologii i dawnych wierzeń z własną wyobraźnią i stworzyła coś niesamowitego. Poznacie tutaj kilka ras, w tym nieumarłych czyli Umpiri. Nazwa coś przypomina, prawda? Nie martwcie się jednak, to absolutnie nie jest twórczość w stylu "Zmierzchu". To opowieść o wojownikach i uzdrowicielach. O skrzywdzonych istotach, kłamstwach, zdradach i trudnych wyborach. O tym, że by coś zyskać, trzeba wiele zaryzykować i być gotowym na porażkę. Iść naprzód bez względu na koszty i przeciwności losu. Czasem wróg może okazać się sprzymierzeńcem, a bliska osoba potrafi zawieść...
Jeśłi jeszcze Was nie przekonałam do sięgnięcie po sagę Siri Pettersen, to znaczy, że zawiodłam. Dla mnie to majstersztyk i top topów fantastyki. Z pewnością będę wypatrywać kolejnych powieści tej autorki z nadzieją, że będą równie ekscytujące!
"Bądź dumna. Nieustraszona. Bądź Dreyri."
"Evna" to trzeci tom, zamykający cykl "Kruczych pierścieni" Siri Pettersen. Poprzednie: "Dziecko Odyna" oraz "Zgnilizna" wprawiły mnie w zachwyt. To zdecydowanie najlepsza seria fantasy, jaką miałam okazję czytać od długiego czasu. Obgryzałam palce ze zdenerwowania w oczekiwaniu na "Evnę" bojąc się, że zakończenie serii będzie słabe...
[…]wszyscy wiedzą, że w dniu ślubu można obiecać dosłownie wszystko. Nawet, że zje się żywego skorpiona, skoczy w przerębel za ukochaną albo będzie się jej przynosić brązowe pieczarki, jeśli akurat ich zapragnie. Życie weryfikuje te obietnice już następnego dnia. A z czasem nikt o nich nie pamięta.
Uwielbiam prozę Nataszy Sochy. Jest życiowa, ironiczna i taka… szorstka. Autorka nie zawija gówienka w sreberko i nie wciska kitu, że to czekolada. Pisze o błędach, zdradach, ludzkiej pazerności, złości, histerii. Tym razem na warsztat wzięła małżeństwo – wypalone po latach uczucie, związek „bo jest dziecko” i szukanie pociechy w cudzych ramionach… Zdawałoby się, że to kolejna typowa, wręcz banalna historia. A tu nagle BUM. Dosłownie. Bohaterka powieści „(Nie)miłość” w wyniku wypadku samochodowego ląduje na wózku inwalidzkim i staje się przymusowo zależna od męża, z którym planowała się rozwieść. Przewrotny los, przypadek? To dramatyczne zdarzenie i jego konsekwencje sprawiają, że Cecylia i Wiktor na nowo uczą się samych siebie, dojrzewają do zmian i spoglądają na swoje małżeństwo z zupełnie nowej perspektywy.
To niesamowite, jak bardzo człowiek wstydzi się swojej ułomności. Zupełnie jakby był nagi albo oblany fekaliami. A przecież tylko jest unieruchomiony i stara się być niewidoczny dla otoczenia.
Natasza Socha w swojej powieści porusza kilka ważnych tematów. Od miłości i niemiłości małżeńskiej zaczynając, przez kryzys wieku średniego, po wyzwania stawiane przed osobami niepełnosprawnymi oraz różnorodne, w tym niekonwencjonalne metody leczenia. Bardzo spodobało mi się opisanie trudności, jakich doświadcza na codzień osoba poruszająca się na wózku. Niedostępne szafki, niemożliwość samodzielnego umycia, posprzątania po sobie, wąskie przejścia, problemy podczas podróżowania. Ta niesamodzielność staje się główną przyczyną, dla której Cecylia odsuwa w czasie postanowienie o rozwodzie. Mimo świadomości niewierności męża bilans zysków i strat wypada na korzyść małżeństwa. Bo trzeba zająć się domem, odwieźć córke do szkoły, pomóc przy higienie. Lepszy wiarołomny mąż, niż obca osoba albo widmo bezradności.
Ciągle go strofowała,poprawiała, ciągle miała pretensje, do których doklejała kolejne. Aż w końcu przyszeddł taki moment, w którym nagle zamilkła.[…] To było dość dziwne, ale też wygodne. Dom ucichł, pretensje wyparowały, każde z nich zajęło się sobą.
Czym jest tytułowa niemiłość? To uczucie, które zastępuje buzującą na początku związku namiętność. Wpełza po cichu, skrada małymi krokami, by wreszcie całkowicie zawładnąć małżeństwem. Nazywana przyzwyczajeniem, rutyną, ale też stabilizacją i pewnością. Do czasu, gdy coś nie zachwieje mało stabilnymi podstawami. Wtedy pozostaje czekać, aż wszystko runie, albo szukać mocnej zaprawy.
Dużym atutem powieści Nataszy Sochy są fragmety „ornitologiczne”. Te wstawki, nawiązujące do zawodu głównej bohaterki, są ciekawą ilustracją do tekstu powieści. Zwyczaje, czy wygląd przeróżnych gatunków ptaków idealnie odzwierciedlają perypetie Wiktora i Cecylii. Ten element z pewnością wyróżnia „(Nie)miłość” na tle innych obyczajówek i dodaje jej oryginalości. Mnie osobiście ta książka poruszyła, wzruszyła i zmusiła do myślenia. To taki rodzaj historii, która przy czytaniu uwiera, podgryza i szczypie. I pozostaje w myślach na dłużej, niż do zamknięcia książki na ostatniej stronie.
[…]wszyscy wiedzą, że w dniu ślubu można obiecać dosłownie wszystko. Nawet, że zje się żywego skorpiona, skoczy w przerębel za ukochaną albo będzie się jej przynosić brązowe pieczarki, jeśli akurat ich zapragnie. Życie weryfikuje te obietnice już następnego dnia. A z czasem nikt o nich nie pamięta.
więcej Pokaż mimo toUwielbiam prozę Nataszy Sochy. Jest życiowa, ironiczna i taka… szorstka....