-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020-09-21
2020-02-11
To, że Mal i Alina mnie wkurzali, przez niemal cały Cień i kość to już wiecie po moich wrażeniach z tej książki, ale w tej części powiem Wam, że totalnie mi przeszło. W ogóle oni mi przeszli :D A to wszystko dlatego, że cały show, całą moją uwagę, całe moje serce skradła jedna postać. Pan Kapitan. Więcej nie powinnam na jego temat mówić, bo cokolwiek powiem będzie jednym wielkim spoilerem :D ale wiedzcie, że najchętniej oparłabym recenzję tylko na tym, jak bardzo go uwielbiam.
Poza tym mamy ciąg dalszy Zmrocza. Zmrocz jak Zmrocz, daje się lubić przez bycie takim popapranym złolem, który nie ogarnia nadal, że złolem jest. To jest pan paradoks :D i jak w poprzedniej części był dla mnie melepetą i kozim worem, tak tu zaczynam go nawet lubić.
Te walki z nim są całkiem interesujące,a kolejne problemy Aliny z mocą i z odblaskami oraz cieniami posiadania tejże nawet tak nie męczą. Ba, zaczynają nabierać sensu i kolorów, bo wiemy już czemu Alina musi tę moc opanować. Tak, odpowiedzi na kilka pytań nie brakie ku mojemu wielkiemu zadowoleniu ;)
Co jednak męczyło mnie, mimo zaślepienia Kapitanem, to kolejne nieporozumienia na linii Alina - Mal, ale mimo to, mam wrażenie, że przez tę jedną postać, wszystko bardziej mi się podoba w Oblężeniu i nawałnicy ;)
Bo przecież czytałam książkę na wdechu. Nie mogłam się doczekać, kiedy znów będę miała moment na lekturę, na spotkanie z akcją i NIM.
Zachwycona jestem w którym kierunku to wszystko idzie. Zachwycona jestem jestem dokąd prowadzi nas akcja i jak to wszystko się składa ;) Nieustannie też zakochana jestem w tym rosyjskim klimacie i carskim pierwiastku ;)
Pierwsza część była książką bardziej młodzieżową. Podobała mi się, ale jednak te nastolatkowe wibracje było czuć. Dało się odczuć, że ta bohaterka ma 17 lat i do równolatków było to kierowanie. Tutaj mam wrażenie, że robi się bardziej konkretnie. Atmosfera się zagęszcza, problemy piętrzą, a krew płynie szerszą strugą. Bohaterowie, mimo upływu małej ilości czasu, dojrzewają, a starszy odbiorca lepiej się odnajdzie
To, że Mal i Alina mnie wkurzali, przez niemal cały Cień i kość to już wiecie po moich wrażeniach z tej książki, ale w tej części powiem Wam, że totalnie mi przeszło. W ogóle oni mi przeszli :D A to wszystko dlatego, że cały show, całą moją uwagę, całe moje serce skradła jedna postać. Pan Kapitan. Więcej nie powinnam na jego temat mówić, bo cokolwiek powiem będzie jednym...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-28
Nie spodziewałam się aż tak dobrej książki. Naprawdę.
Mówiła do mnie okładka, mówił do mnie tytuł. Mówił do mnie opis i czyjaś uwaga, że podobne do ‘Przeminęło z wiatrem’ jest.
Ale nie myślałam, nawet przez chwilę, że wpadnę tak głęboko w zachwyt nad losami Estrelli.
Jest spokojnie. Sielsko wręcz, niewinnie i pozornie nic się nie dzieje. Aż przychodzi pierwsze uderzenie, to które jeszcze w blurbie jest nam zdradzone - babcia bliźniaczek skacze z klifu. Od tego momentu nie sposób się oderwać od powieści. Czytałam w każdej wolnej chwili i do późna w nocy, bo Villa Soledad ma magiczny magnes, który działa nie tylko na bohaterów ale i na czytelnika.
Z pewnością jest to w pewnym stopniu saga rodzinna. Pełne przepychu przyjęcia, rodzinne tragedie, wojenna zawierucha i strach o jutro, o tym przyjdzie czytać temu, kto otworzy Las zna twoje imię. Ale ten Las mimo pozornej zwyczajności, pochłania. Gdy pozna i nasze imię nie sposób się od niego uwolnić, nawet po zakończeniu lektury.
Tak. To taka historia, która mimo upływu czasu zostaje w człowieku, wgryza się i nie sposób się jej już nigdy pozbyć.
To będzie powód mój, prywatny, dla którego porównuję tę historię z ‘Przeminęło z wiatrem’. Pierwszy, lecz nie jedyny, bo sama autorka nie szczędzi odniesień i aluzji do opowieści o Scarlett.
Tyle, że tu magia czai się za rogiem. Magia opowieści, magia słowa, ale i magia bohaterki. Taka prawdziwa, wrodzona zdolność, poruszająca i powodująca niesamowite ciarki. Moc niebezpieczna tak dla otoczenia jak i dla samej Estrelli. Bo musicie wiedzieć, że nie mamy do czynienia z dziewczyną, a potem kobietą mającą nieograniczone moce. Każdy swój czar, każdy uczynek musi być opłacony. Energią, krwią, a czasem cena jest o wiele wyższa, niż początkowo można przypuszczać.
Mało mi. Mało mi magii,mało bohaterów, mało Hiszpanii i Villi Soledad. Chcę tam jak najszybciej wrócić. To niemal jak dom. Chcę iść do lasu, na tajemniczą polanę, poszukać bliźniaczek, może nawet spotkać wilka. Chcę znów udać się w podróż z Estrellą, pielęgnować róże z Cataliną, usiąść w bibliotece z Liamem.
Chcę wrócić do tej prawdziwej baśni.
Nie spodziewałam się aż tak dobrej książki. Naprawdę.
Mówiła do mnie okładka, mówił do mnie tytuł. Mówił do mnie opis i czyjaś uwaga, że podobne do ‘Przeminęło z wiatrem’ jest.
Ale nie myślałam, nawet przez chwilę, że wpadnę tak głęboko w zachwyt nad losami Estrelli.
Jest spokojnie. Sielsko wręcz, niewinnie i pozornie nic się nie dzieje. Aż przychodzi pierwsze...
2019-05-01
"Tajemniczy mężczyzna" miał mi się nie podobać. Bo facet świnia, bo handel narkotykami gdzieś w tle, bo gangsterka, no i na dodatek przecież ten facet świnia. A ja świń nie lubię, irytują mnie, wkurzają jak się rządzą i pomiatają biedną bohaterką.
Tylko cały ten kram utrzymuje na wysokim poziomie właśnie bohaterka.
Ona się bardzo broni przed tym pomiataniem, jest zadziorna i chwilami wręcz harda. Odważna i kochająca. Takie bohaterki łatwo jest lubić.
Ale nie powiem, że nie mam co do Gwen żadnych zarzutów. Bo mam.
Jaka kobieta przez półtora roku sypia z facetem, wpuszcza go do swojego domu i łóżka i nie zna jego imienia?! To jest mi solą w oku i kamieniem w bucie. Gdyby nie trwający tak długo dziwny układ byłoby mi znacznie łatwiej i lepiej.
Z układem oceniam wysoko, co by to było bez niego :P
Hawk i Gwen to jest para - mieszanka wybuchowa. Dwa bardzo mocne charaktery, ale i zarazem dwójka skrzywdzonych ludzi. Żrą się i idą iskry, docierają i idą iskry, ale tylko ze sobą mogą być szczęśliwi. Lubię takie romanse. Zwłaszcza jak jeszcze jest dodatek jakiejś akcji, nawet motocyklowo - narkotykowej.
Swoje też zrobiło skojarzenie nie opuszczające mnie nawet na moment. Kocham serię Janet Evanovich o Stephanie Plum. I Gwen właśnie tak bardzo przypomina mi Steph a Hawk Komandosa, że to głowa mała ;) a jednak skojarzenia z czymś co się uwielbia dają ogromnego plusa na początku.
Dlatego tak, podobało się, uśmiałam się a na końcu nawet miałam oczy w mokrym miejscu. Teraz czas na "Niepokornego mężczyznę". Liczę na równie dobrą, albo i lepszą, zabawę ;)
"Tajemniczy mężczyzna" miał mi się nie podobać. Bo facet świnia, bo handel narkotykami gdzieś w tle, bo gangsterka, no i na dodatek przecież ten facet świnia. A ja świń nie lubię, irytują mnie, wkurzają jak się rządzą i pomiatają biedną bohaterką.
Tylko cały ten kram utrzymuje na wysokim poziomie właśnie bohaterka.
Ona się bardzo broni przed tym pomiataniem, jest zadziorna...
Mogłabym napisać, że było przewidywalnie. Schematycznie. Słodko aż do bólu zębów.
Tylko po co? Po co skoro ta lektura to była sama przyjemność ;)
Bajka o tym jak gdzieś nie tak dawno temu, w wielkiej podupadającej willi żył sobie Smok, którego uratowała mała Wiedźma, trafiła prosto do mojego serca.
Z pewnością w dużej mierze stało się tak za sprawą bohaterów. Groźnego, ale poranionego Smoka Graysona, w którym można się zakochać bez pamięci i przebiegłej ale słodkiej Wiedźmy Kiry. Która jest tak urocza, że nie da się nie darzyć jej ogromem sympatii.
Ale ci bohaterowie to nie są same zalety. Mają też wady, mają swoje problemy, które czynią je ludźmi a nie tylko postaciami z książki.
Czasem nie radzą sobie z problemami i upadają, ale mają cudownych przyjaciół i siebie nawzajem by się z tych kolan podnieść i iść dalej. Przyjaciół, których też nie sposób nie lubić od pierwszego spotkania.
Są też postacie negatywne i jak to u Sheridan – jak ma być zły to jest po całości. Normalnie by mi przeszkadzało, ta czarnobiałość bohaterów, ale tu kupuję wszystko.
Zdecydowanie zauroczył mnie też sposób w jaki bohaterowie zaczęli swoją relację i jak darli koty niemal do ostatniej chwili. Obawiałam się szczerze mówiąc tej książki, bo myślałam, że Kira przybędzie do miasta, gdzie będzie pariasem, a on będzie się nad nią znęcał. Nic bardziej mylnego, od pierwszego spojrzenia Kiry na Graya wiadomo, że będą dla siebie ratunkiem.
Początkowo miał być układ biznesowy, miało być prosto i łatwo, ale wiadomo jak kończą się takie założenia ;)
Cieszę się, że droga do ich miłości była tak… Żywiołowa. Bo mimo dramatów jakie ich spotykały, mimo, że na książce się spłakałam to i się uśmiałam.
Bitwa na przejrzałe morele to jest coś czego się łatwo nie zapomina :D
Lubię takie książki, zwłaszcza, tak jak ta, obdarzone pięknym epilogiem, który zamyka całość i nie ma się nawet okruszka niedosytu.
Księżniczki i Królewicze, idźcie sobie do lamusa, teraz czas na bajkę o Smoku i Wiedźmie ;)
Mogłabym napisać, że było przewidywalnie. Schematycznie. Słodko aż do bólu zębów.
Tylko po co? Po co skoro ta lektura to była sama przyjemność ;)
Bajka o tym jak gdzieś nie tak dawno temu, w wielkiej podupadającej willi żył sobie Smok, którego uratowała mała Wiedźma, trafiła prosto do mojego serca.
Z pewnością w dużej mierze stało się tak za sprawą bohaterów. Groźnego,...
Ojoj ;)
Jakie to było urocze i miłe i takie ogrzewające ;)
Rzecz dzieje się w okolicy Bożego Narodzenia i naprawdę, jak ktoś ma możliwość i cierpliwość by poczekać, czytajcie ją w grudniu ;) +10 do autentyczności.
Mamy dwójkę bohaterów którzy po prostu bardziej się różnić od siebie nie mogą. Począwszy od gustu muzycznego, przez książki, po podejście do miłości.
I jak wszyscy zachwycają się Lucasem, bo tak mroczny, bo lekko psychopatyczny, bo po przejściach i na swój sposób słodki i wywołujący chęć przytulenia to ja jestem zachwycona Evą. Żeby nie było uwielbiam Lucasa i uważam że facet jest autentyczny w tym wszystkim, ale Eva...
Ona jest wręcz nieprawdopodobna ;) dziewczyna również po przejściach, chociaż szczęścia w życiu zaznała. Jest tak pełna ciepła, optymizmu i słońca że dziwię się że te zamiecie w Nowym Jorku które więżą bohaterów w jednym mieszkaniu razem nie poszły precz od samego uśmiechu Evy ;)
Z powodów osobistych też mi jest do niej bardzo blisko i naprawdę potrafię tę bohaterkę zrozumieć.
Przewijają się w tle bohaterowie dwóch poprzednich części, jasne że tak ;) ale jakby mniej niż w poprzednich inni drugoplanowi. Tutaj mamy nastawienie bardziej na dwójkę głównych i to się naprawdę sprawdza.
Nie ma też natychmiastowego zakochania i kotłowanin pościelowych. Wszystko jest w czas i w dobrym tempie.
Na koniec też jest odrobina tak potrzebnego lukru. Nie, nikt nie dostanie cukrzycy od czytania, bez obaw :P
warto. I myślę że nawet można brać bez czytania poprzednich. Nie będzie problemów z połapaniem się kto, co i gdzie.
Polecam.
Ojoj ;)
Jakie to było urocze i miłe i takie ogrzewające ;)
Rzecz dzieje się w okolicy Bożego Narodzenia i naprawdę, jak ktoś ma możliwość i cierpliwość by poczekać, czytajcie ją w grudniu ;) +10 do autentyczności.
Mamy dwójkę bohaterów którzy po prostu bardziej się różnić od siebie nie mogą. Począwszy od gustu muzycznego, przez książki, po podejście do miłości.
I jak...
Zabierając się za It ends with us wiedziałam mniej więcej co to za powieść. O czym opowiada. I bałam się. Autentycznie miałam stracha otwierając plik na kindlu. Bo ja nie czytam takich książek, nie lubię nadmiaru dram, a jak już to w przeszłości i retrospekcjach a teraz to cukierek miód i mleko najlepiej.
Ale zbyt wiele pozytywnych opinii słyszałam i czytałam i musiałam sama to sprawdzić.
I nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą książką.
Jest przejmująca. Jest prawdziwa. Jest zarazem smutna i optymistyczna, ciepła i dająca nadzieję. I myślę że każda dziewczyna powinna się prędzej czy później z nią zapoznać.
Chwilami aż nie chciałam wierzyć że to musi się tak skończyć. Że to tak się potoczy, ale wszystko tam miało sens. Każda decyzja podjęta przez Lily, choć nie zawsze słuszna, była sensowna i zwyczajnie ją rozumiałam. Nie miałam ani jednego zarzutu ‘dziewczyno co ty robisz?!’. Tak dokładnie można wejść w głowę Lily, że nie da się jej potępiać.
W ogóle w tej książce są cudowne postaci kobiece. Warte poznania i zrozumienia, nie zawsze naśladowania, chociaż siła i ich poświęcenie powinny inspirować.
Postaci męskie… Też genialnie wykreowane i wzbudzające skrajne emocje w jednym przypadku a w drugim chęć wciągnięcia gościa z książki i posiadania takiego faceta.
I znów miałam myśl, jak on ją kochał…
Nic więcej nie mówię. To naprawdę trzeba przeczytać.
Zabierając się za It ends with us wiedziałam mniej więcej co to za powieść. O czym opowiada. I bałam się. Autentycznie miałam stracha otwierając plik na kindlu. Bo ja nie czytam takich książek, nie lubię nadmiaru dram, a jak już to w przeszłości i retrospekcjach a teraz to cukierek miód i mleko najlepiej.
Ale zbyt wiele pozytywnych opinii słyszałam i czytałam i musiałam...
Baśniobór zauroczył mnie pierwszym tomem, ale drugi spowodował, że zakochałam się w tej przygodzie jeszcze bardziej.
Mija rok od brzemiennych w skutki wydarzeń w Zaczarowanym Rezerwacie i dzieci po kilku perturbacjach powracają do swoich dziadków. A przygoda zaczyna się na nowo.
Kendra i Seth są starsi, ale nie tylko wiek ich delikatnie odmienił. Kendrę bardziej niż jej młodszego brata, bo chłopiec nadal miewa swoje… Pomysły :P
Choć tym razem problemy, o dziwo, nie są wcale spowodowane jego geniuszem, za robienie kłopotów zabiera się poważniejszy wróg. Gwiazda wieczorna wyciąga swoje szpony po dzieci, ale i po coś ukrytego w głębi Baśnioboru…
Tak naprawdę wizję wesołej opowieści, uroczej z przygodami dla dzieci możecie już odłożyć na półkę. W tej części do głosu zaczyna dochodzić mrok i zdecydowanie poważniejsza tematyka. Nadal jest ciekawie i lekko, ale bywają takie sceny, że włos się jeży ;)
Wróg czyha za rogiem i dzieci, ale i ich dziadkowie, powinni mieć oczy dookoła głowy. Serio, nawet czytelnik nie wie, komu może ufać, a cios może spaść z najmniej oczekiwanej strony.
A mnie to bardzo pasuje, bo byłam trzymana w napięciu do ostatniej chwili ;) Może nie w pełni zaskoczona, choć… Na pół - jednego przeciwnika odgadłam, ale boss… Wow.
Świetnie się bawiłam w Baśnioborze - znów. Na pewno szybko powrócę do magicznego rezerwatu, bo mimo zamknięcia książki, on wcale z mojej głowy nie wyszedł.
A słyszałam ploty, że w dalszych tomach są smoki. A smoki… To jest to.
Baśniobór zauroczył mnie pierwszym tomem, ale drugi spowodował, że zakochałam się w tej przygodzie jeszcze bardziej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMija rok od brzemiennych w skutki wydarzeń w Zaczarowanym Rezerwacie i dzieci po kilku perturbacjach powracają do swoich dziadków. A przygoda zaczyna się na nowo.
Kendra i Seth są starsi, ale nie tylko wiek ich delikatnie odmienił. Kendrę bardziej niż jej...