-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-04-28
2024-04-20
2024-02-02
2024-01-26
2024-01-09
2023-12-26
2023-12-12
2023-12-03
2023-11-14
2023-10-19
2023-09-24
2023-09-13
2023-08-10
2023-06-28
2023-06-20
2023-05-18
2023-04-07
2023-01-24
2022-02-12
A to była taka książka w dezabilu. Spod kartek wypadała literalna bielizna. I czemu akurat trafiła pod moją strzechę?
Od zawsze zachwycałem się czeską literaturą i niezwykle rzadko dochodziło do rozczarowania. Zauroczyłem się serią Stehlik, a autor Kamen wkupił się w moje łaski po dwóch przeczytanych opowiadaniach zamieszczonych w magazynach literackich. Było błyskotliwie, z pomysłem i niekonwencjonalnie, a nieszablonową wyobraźnię zawsze docenię. I zabrałem się do czytania całego zbioru. Język przystępny, bez przepychu i wycieczek w stronę pretensjonalną, zupełnie nie ten kierunek. Ciągle było całkiem nieźle, lecz z każdym kolejną opowieścią coraz bardziej miałem dość epatowania seksem. Monotematyczność zaczęła uwierać, wybuchy fantazji wybuchami, aczkolwiek wszystkie drogi zaczęły prowadzić do ciała pojmowanego w dosłowny sposób.
Pojawia się opowiadanie z kotem, a to duży plus, inna sprawa, że dosyć zwyczajne jak na moc futrzaków.
Jednakże ciągle ta pozycja należy do całkiem zgrabnych, a gdyby nawet jakieś opowiadanie odciągało, to skutecznie na nowo przyciągnie do niej okładka.
A to była taka książka w dezabilu. Spod kartek wypadała literalna bielizna. I czemu akurat trafiła pod moją strzechę?
Od zawsze zachwycałem się czeską literaturą i niezwykle rzadko dochodziło do rozczarowania. Zauroczyłem się serią Stehlik, a autor Kamen wkupił się w moje łaski po dwóch przeczytanych opowiadaniach zamieszczonych w magazynach literackich. Było...
2022-02-06
Jednego możemy być pewni, gdy sięgamy po jakikolwiek tekst Macieja Miłkowskiego, dostaniemy precyzyjnie skonstruowany literacki mechanizm, gdzie każde zdanie ma z góry upatrzone swoje miejsce. Dotychczas zapoznawałem się z twórczością autora na łamach Czasu literatury i rubryki anatomia opowiadania. W której każda historia jest rozkładana na części pierwsze bądź łopatki oraz z najazdem światła, aby uwypuklić zabiegi pisarskie.
Wszystkie opowiadania łączy lapidarny styl niczym kombinacja szybkich i celnych ciosów. Trafiają, lecz osobiście odczuwam niedosyt ładnego języka czy kwiecistych fraz.
Przy pierwszym, może pojawić się lekkie zniechęcenie, jeśli zostawiliśmy daleko za sobą niedojrzałe miłości. Jednak warto brnąć dalej.
Autorowi nie brakuje autoironii, pisania sobą czy burzenia czwartej ściany, może się podobać, lecz wedle mnie występują nadużycia w tych tematach.
Do najbardziej przejmującego i najlepszego opowiadania należy tytułowe Trzeci dzień świąt. Główny bohater żyje nadzieją na kontakt z córką, stara się odwlekać nieuniknione czarne scenariusze, lecz telefon milczy bądź otrzymuje wiadomość sorry tato, dzisiaj nie mogę.
Opowieści do trawienia w przerwach od spoglądania ku opasłym powieściom.
Jednego możemy być pewni, gdy sięgamy po jakikolwiek tekst Macieja Miłkowskiego, dostaniemy precyzyjnie skonstruowany literacki mechanizm, gdzie każde zdanie ma z góry upatrzone swoje miejsce. Dotychczas zapoznawałem się z twórczością autora na łamach Czasu literatury i rubryki anatomia opowiadania. W której każda historia jest rozkładana na części pierwsze bądź łopatki...
więcej Pokaż mimo to