rozwińzwiń

Wizja świata. Opowiadania wybrane

Okładka książki Wizja świata. Opowiadania wybrane John Cheever
Okładka książki Wizja świata. Opowiadania wybrane
John Cheever Wydawnictwo: Czarne Seria: Opowiadania amerykańskie literatura piękna
304 str. 5 godz. 4 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Opowiadania amerykańskie
Wydawnictwo:
Czarne
Data wydania:
2023-09-20
Data 1. wyd. pol.:
2023-09-20
Liczba stron:
304
Czas czytania
5 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381917599
Tłumacz:
Krzysztof Majer
Tagi:
opowiadania
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Życie na przedmieściach



1886 583 193

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
68 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1321
1035

Na półkach: ,

To ten przypadek, gdzie pod wspaniałą okładką kryje się jeszcze lepsza treść. Przy natłoku treści przyswajanych zgubiłem źródło stwierdzenia, że opowiadania są jak jazz w muzyce. Jeśli tak, to „Wizje świata” Johna Cheevera są jazzem wyjątkowym. A nawet – co mi tam! – genialnym. Jego opowiadania skupiają się głównie na amerykańskich przedmieściach początku drugiej połowy XX wieku. Napływ pieniędzy zmienia jego właścicieli. Jest w tym nieskrywana satyra, ale i znakomity zmysł obserwacji. Cheever jakby transmituje dla nas życie zewnętrzne i wewnętrzne bohaterów.

Zobaczcie tylko jak on zagaja. Jak bezpośrednio, jak szybko, jednym zdaniem rozstawia całą scenografię. Właściwie po trzech zdaniach oddychamy tym samym powietrzem, co bohaterowie opowiadania. Naturalnie najwięcej splendoru z tego zbioru zbiera „Pływak”, bo najsłynniejsze opowiadanie i ekranizacja filmowa. Wszystko się zgadza. To jest rzecz ze wszech miar wybitna.

Zwyczajność dominuje na przedmieściach, ale pod nią najwięcej można ukryć. Czasami jej nadmiar prowadzi do odrzucenia kogoś, kto akurat przeżył katastrofę lotniczą i w konsekwencji zaczął smakować życie zgoła inaczej, a tu taka ironia losu. No bo żeby fatum, to chyba nie. Po prostu konsekwencja mieszczańskiego trybu życia poddanego niezwykle bystremu pisarzowi.

Romanse, słońce, alkohol, konieczne atrybuty dostatku – tak, to konsumpcjonizm w swym rozpędzającym się wydaniu. I już wówczas Cheever zaczął zdrapywać z niego złotą powłokę. Dostrzegł, jak najwybitniejsi przed nim i po nim, nierozerwalny związek tragedii i komedii. Gorzej dla klasy średniej, która tego dostrzegać u siebie nie była w stanie. No i ten ziszczony American Dream smakuje gorzko. Łzy napływające do kieliszka martini da się jednak przełknąć.

To ten przypadek, gdzie pod wspaniałą okładką kryje się jeszcze lepsza treść. Przy natłoku treści przyswajanych zgubiłem źródło stwierdzenia, że opowiadania są jak jazz w muzyce. Jeśli tak, to „Wizje świata” Johna Cheevera są jazzem wyjątkowym. A nawet – co mi tam! – genialnym. Jego opowiadania skupiają się głównie na amerykańskich przedmieściach początku drugiej połowy XX...

więcej Pokaż mimo to

avatar
940
695

Na półkach: ,

Jak zwykle mam problem z ocenianiem opowiadań, bo jak wiadomo, każde jest inne. Na początku bardzo mi się podobały, ale potem było jakoś nudniej. Końcowe opowiadanie znowu było bardzo fajne.
Na pewno ciekawiło mnie codzienne życie amerykańskich rodzin w 50 latach dwudziestego wieku.
Na pewno chętnie napiszę, że dobrze, że już tak nie jest.

Jak zwykle mam problem z ocenianiem opowiadań, bo jak wiadomo, każde jest inne. Na początku bardzo mi się podobały, ale potem było jakoś nudniej. Końcowe opowiadanie znowu było bardzo fajne.
Na pewno ciekawiło mnie codzienne życie amerykańskich rodzin w 50 latach dwudziestego wieku.
Na pewno chętnie napiszę, że dobrze, że już tak nie jest.

Pokaż mimo to

avatar
84
82

Na półkach:

Książka "Wizja świata. Opowiadania wybrane" Johna Cheevera utwierdziła mnie w przekonaniu, że seria wydawnictwa Czarne, opowiadająca Amerykę poprzez krótkie prozy, była strzałem w dziesiątkę.
To opowieści o powojennym świecie amerykańskich przedmieść. Ułożonym, ugłaskanym, odpicowanym na pokaz. Tu z pozoru wszystko jest doskonałe, wszyscy się przyjaźnią i szanują. Także rodziny są idealne. A sąsiedzi niemal co wieczór spotykają na bankietach i przyjęciach. Żyć, nie umierać.
Od czasu do czasu na tym wyidealizowanym obrazku pojawiają się jednak pęknięcia. I to te pęknięcia oraz ich konsekwencje kolekcjonuje i opisuje John Cheever. Ich powody są oczywiste i ludzkie. To samotność, świadomość pustki i pozorności życia, chęć jego zmiany, wyrwania się że sztucznego otoczenia. Także słabości.
Czyta się to świetnie, zwłaszcza, że Cheever nie stroni od groteski. Potrafi też świetnie przełamywać sztywność i konwencjonalność opisywanego świata przedmieście zdarzeniami irracjonalnymi, pointami zaskakującymi.
Gorąco polecam, a na mojej półce czeka na lekturę kolejny tom serii: "Instrukcja dla pań sprzątających” Lucii Berlin.

Zapraszam na profil Sczytalim na Instagramie.

Książka "Wizja świata. Opowiadania wybrane" Johna Cheevera utwierdziła mnie w przekonaniu, że seria wydawnictwa Czarne, opowiadająca Amerykę poprzez krótkie prozy, była strzałem w dziesiątkę.
To opowieści o powojennym świecie amerykańskich przedmieść. Ułożonym, ugłaskanym, odpicowanym na pokaz. Tu z pozoru wszystko jest doskonałe, wszyscy się przyjaźnią i szanują. Także...

więcej Pokaż mimo to

avatar
595
393

Na półkach: , , , , ,

Wynudziło mnie to. Na bezczelność wręcz zakrawa oferowanie współczesnemu czytelnikowi, patriarchalnych, męskich opowieści. Ale jest wolny rynek, szanuję, zapewne mamy w kraju wystarczającą ilość dziadersów - mizoginów, by wykupili nakład i poczuli się nad tymi opowiadaniami, jak w domu.
To anachroniczne treści są, choć chwilami nawet zgrabne literacko. Dla mnie to jednak za mało na usprawiedliwienie tej publikacji.

P.S.
No dobrze, jest tu jedno pyszne sformułowanie: "[...] uszkodził sobie zmysł prawdy". Jakże trafnie opisuje sytuację polityczną, w której dziś żyjemy. 🤯😂

Wynudziło mnie to. Na bezczelność wręcz zakrawa oferowanie współczesnemu czytelnikowi, patriarchalnych, męskich opowieści. Ale jest wolny rynek, szanuję, zapewne mamy w kraju wystarczającą ilość dziadersów - mizoginów, by wykupili nakład i poczuli się nad tymi opowiadaniami, jak w domu.
To anachroniczne treści są, choć chwilami nawet zgrabne literacko. Dla mnie to jednak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1143
583

Na półkach: , , ,

Zainteresowanych zapraszam do oficjalnej recenzji.

Zainteresowanych zapraszam do oficjalnej recenzji.

Pokaż mimo to

avatar
803
770

Na półkach: , , , , , , ,

Wyobraź sobie czyste płótno rozpięte na blejtramie.
Wyobraź sobie siebie stojącego na wprost.
Wyobraź sobie, że jesteś malarzem.
Środkiem wyznaczasz ulicę o poboczach równych, jak od linijki, po czym sięgasz po kolory. Zaczynasz od pasteli, tych jasnych. Wzdłuż każdego z chodników malujesz domy. Pastelowe, delikatnie cukierkowe, tak ładne, że aż nierealne. W każdym oknie kwiaty, ozdobne rolety i słodycz wylewająca się drzwiami wprost na przystrzyżone równiutko i nawodnione trawniki.
Potem sięgasz po barwy nasycone. Mocną zielenią stawiasz drzewa do samego nieba. Malujesz mocne słońce o wielkości naleśnika i dodajesz wesoło ćwierkające ptaki. Tworzysz obraz, z którego czuć zapach świeżo upieczonych muffinek. To babeczki o tysiącu smaków, pełne rozkoszy podniebienia, po które można sięgać bez ograniczeń.
To wszystko aż prosi się o lukier, myślisz. Polewasz więc glazurą, dosładzasz, na każdym domu-babeczce misternie dokładasz wisienkę, koniecznie kandyzowaną. Od słodyczy zaczyna cię mdlić, co jednak nie hamuje cię przed posypaniem wszystkiego cukrem pudrem.
Voila.
Odsuwasz się od blejtramu i z ukontentowaniem oceniasz swój obraz.
Arcydzieło sztuki? Abstrakcja? Ależ skąd. To hrabstwo Westchester, dzielnica nowojorska, którą znajdziesz na każdej mapie. To o niej pisze John Cheever, o jej plastikowych mieszkańcach i przesłodzonych życiach pokazywanych na zewnątrz. Liczy się to, co poza drzwiami, bo przecież baczne oczy sąsiadów weryfikują każdy ruch. Są grille, wspólne spotkania, urodziny, czy nudne, upalne popołudnia z drinkami w ręku. Och, jak tu uroczo, chciałoby się powiedzieć.
Jednak ta słodycz zważa się już w momencie przekraczania progów ich domów, co robi John Cheever. Ci ludzie nie chcą go u siebie, nie zapraszają go, lecz on ostentacyjnie wtarga do środka, robi sobie kawę i siada przy stole w kuchni. Nic nie mówi, tylko obserwuje, a to, co widzi, pisze. Ci ludzie to oszuści samych siebie. To idealni wręcz aktorzy, którzy przywdziewają maski na pokaz. Impreza alkoholowa u sąsiadów i zastrzelenie własnego męża? Poniżenie przez kobietę zwolnioną z firmy? Obsesyjne podsłuchiwanie sąsiadów przez fale radiowe? A może nuda, o której nikt woli nie mówić, zwłaszcza kobiety, które udają niezbędne gosposie domowe? Tu, w tych domach, można wszystko pod warunkiem, że momentów słabości nikt nie widzi. Że kompromitacja i śmierdzące spocenie ze strachu nikt nie dostrzeże, nie wywącha i nie przekaże dalej. Że łzy i upadek zostaną poza wzrokiem intruzów. Bo przecież trzeba wstać, otrzepać kolana, rozejrzeć się wokoło, czy aby nikt nie widział i nie słyszał i ruszyć do domu. W drodze jeszcze poprawić włosy i dumnie wyciągnąć brodę do przodu dając do zrozumienia, że oto ja, szef własnej firmy, wracam z pracy, umęczony lecz zaraz zasiądę z gazetą i zasłużonym drinkiem, który mi się wręcz należy, a żona poda mi obiad. Oby tylko coś innego niż wczoraj.
I nie trzeba czytać przedmowy, by czytelniczo wręcz wejść w świat sztuczności i udawania. Tu szafuje się blichtrem i majątkiem, tu nie mówi się o byciu słabym, czy o depresji. Tu wręcz panuje głód szczerych rozmów. Bo prawda jest taka, że kobiety siedzą w domach, nudzą się, marzą o tym, co niedostępne i wydają pieniądze zarobione przez małżonków. Szukają sobie na siłę zajęcia, bo bezczynność nie współgra z tym miejscem. Grunt to stwarzać pozory zabieganej i zapracowanej. Panowie zaś malują sobie wizerunek siebie, który ni jest niczym innym, jak wyświetlanym pod powiekami filmem marnego reżysera.
Czytasz i przepadasz. Czasem łzy pchają ci się do oczu, czasem śmiejesz się z tych bohaterów i jednocześnie podziwiasz autora, bo ten nie musiał szukać fabuły. Ona się sama napatoczyła. Wystarczyło tylko wejść do słodkich domów ludzi na przedmieściu Nowego Jorku, wejść w te cztery ściany zamykane na klucz. Ludzie, daje do zrozumienia autor, to dziwne typy, które boją się...

Sam dokończ, czego. Czego ci ludzie się boją...

#agaKUSIczyta

Wyobraź sobie czyste płótno rozpięte na blejtramie.
Wyobraź sobie siebie stojącego na wprost.
Wyobraź sobie, że jesteś malarzem.
Środkiem wyznaczasz ulicę o poboczach równych, jak od linijki, po czym sięgasz po kolory. Zaczynasz od pasteli, tych jasnych. Wzdłuż każdego z chodników malujesz domy. Pastelowe, delikatnie cukierkowe, tak ładne, że aż nierealne. W każdym oknie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
467
272

Na półkach: ,

Ten rok to rok cudownych wysypów opowiadań. Kończę go fenomenalnym Johnem Cheeverem i „Wizją świata” w przekładzie Krzysztofa Majera.
Najchętniej napisałbym tak: „genialne, czytajcie, słów mi brak”.
A napiszę: lukrowane, amerykańskie przedmieścia, ułożone pod linijkę domki, z gładko przystrzyżonymi trawnikami i czekającym na Was rozpalonym przy basenie grillem. Zapach hamburgerów, lód w wiaderku, chevy na podjeździe, kochająca żona i wierny jej mąż, który po wejściu do domu zdejmuje kapelusz z głowy. Lata pięćdziesiąte w rozkwicie, bum i boom.
Widzicie już odblask słońca w przyciemnianych okularach? Dyskretny śmiech pani X., rozbawienie pana Y.?
Dym papierosowy i drink w salonie. Skórzana teczka, wieczorne wyjście na przyjęcie do sąsiadów, rewizyta. Całus na pożegnanie.
Skok przez kanapę.
Sielanka.
A Cheever tak to wszystko opisuje, że sami nie wiemy, czy śmiać się, czy płakać. Niespokojne, intensywne, oniryczne, czasami ocierające się o fantastykę i psychodelię opowieści o klasie, która budowała Amerykę. Pełne groteski, pokazują jej obłudę, śmieszność i małostkowość. Wszystko tu jest fikcją i obficie podlanym alkoholem cukierkowym festynem. Wszyscy noszą tu maski ze sztucznie przyklejonymi uśmiechami; nieszczęśni, łkają po kryjomu.
Nie znalazłem tu opowiadania, które byłoby gorsze od poprzedniego. Każde to majstersztyk, celnie punktuje codzienne życie i „zdobycze” amerykańskiej klasy średniej. Począwszy od świetnego „Olbrzymiego radia”, przez „Śmierć Justiny”, po rewelacyjnego „Pływaka”.

Seria Opowiadania amerykańskie Wydawnictwa Czarne staje się moją ulubioną 😉

Ten rok to rok cudownych wysypów opowiadań. Kończę go fenomenalnym Johnem Cheeverem i „Wizją świata” w przekładzie Krzysztofa Majera.
Najchętniej napisałbym tak: „genialne, czytajcie, słów mi brak”.
A napiszę: lukrowane, amerykańskie przedmieścia, ułożone pod linijkę domki, z gładko przystrzyżonymi trawnikami i czekającym na Was rozpalonym przy basenie grillem. Zapach...

więcej Pokaż mimo to

avatar
428
418

Na półkach:

“Na pewno się pan dziwi, co ja tu robię trzeci ranek z rzędu - powiedziała - ale przez te moje zasłonki co chwilę jeżdżę do miasta. Jakbym dojeżdżała do pracy! Te, co kupiłam w poniedziałek, oddałam we wtorek, a te, co kupiłam we wtorek, oddaje dzisiaj.. jak przyjechałam z nimi do domu, to się okazało, że dalej nie pasują ma długość. No więc teraz się modlę do niebios, żeby mieli takie na dobrą długość, bo wie pan, jak ja mam w domu urządzone, wie pan, jakie mam okna w salonie, i może pan sobie wyobrazić, jaki z nimi jest problem. Zupełnie nie wiem, co z nimi zrobić.
-A ja wiem - powiedział Francis.
-Co?
-Pomaluj se je pani na czarno i zamknij japę.”

Sweet fifties, czyli amerykańskie lata 50., z niezwykłą drobiazgowością, połączoną z wyczuciem groteski, opisuje w swoich opowiadaniach John Cheever. Jego “Wizja świata” znakomicie ukazuje kondycję współczesnego człowieka, w scenografii nowojorskiego przedmieścia przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych.

Okres tego czasu cechuje przede wszystkim wzrost demograficzny. Ludzie mogą sobie pozwolić w końcu na lepsze i wygodniejsze życie,a rozwijające się przedmieścia, na których w szybkim tempie budowano domy jednorodzinne, stały się jednym z symboli amerykańskiego dobrobytu.

W takim właśnie miejscu poznajemy bohaterów Cheevera, i z ciekawością wchodzimy w podmiejski świat, gdzie – przynajmniej w teorii – czci się monogamię, niewinne dzieciństwo i przyzwoite szczęście domowego ogniska.

Przyznam szczerze, że zawsze przerażała mnie wizja tych cukierkowych osiedli, idealne panie domu, uczesane w wymyślne fryzury, serwujące indyka z marchewkowym puree, i eleganccy mężczyźni, oddający się popołudniowej lekturze gazety. Niemożliwie i perfekcyjnie straszni. Zapewne nie bez powodu ów bezpieczne przedmieścia, wypielęgnowane ogródki, zadbane żony, i sąsiedzkie imprezy stały się częstym motywem amerykańskich horrorów. 🤭 Zresztą podczas lektury “Wizji świata” wciąż miałam w głowie obrazki z seansu “Don't Worry, Darling”.

Opowiadania Cheevera dowodzą, iż szczęście amerykańskich rodzin, bywało często bardzo złudne. Istotnym elementem tamtejszych czasów było ukrywanie problemów – dodawano starań, aby przede wszystkim podtrzymywać wrażenie rodziny idealnej. W każdym z kilkunastu tekstów mamy tu do czynienia ze zdzieraniem masek - dobrego męża, spełnionej żony, miłego sąsiada, zawodowych sukcesów..

Utwory zebrane w tym opracowaniu są nieco zróżnicowane, wszystkie jednak zawierają elementy pewnej zadumy nad pułapkami codzienności, bywają satyrycznymi kronikami życia prywatnego i biurowego, wzruszają, czasem bawią, bądź są przestrogą - choćby wówczas, gdy mówią o naturze śmierci i tym, jak nie chcemy jej dostrzegać.

Zdecydowanie jednym z najciekawszych opowiadań zbioru jest “Pływak”, zagadkowo zbudowana metafora straty i obezwładniającej samotności, która wyparta niejako ze świadomości, przybiera formy absurdalnej podróży przez baseny sąsiadów do domu, którego- jak się ostatecznie okaże - już nie ma.

Za pozornie lukrową egzystencją i stabilizacją bohaterów opowiadań Johna Cheevera kryje się pustka - i strach - przed zdemaskowaniem, rozczarowaniem, bezsensownością starań jednostek, usiłujących swoją krzątaniną wypełnić swoje jałowe życie. Polecam!

“Na pewno się pan dziwi, co ja tu robię trzeci ranek z rzędu - powiedziała - ale przez te moje zasłonki co chwilę jeżdżę do miasta. Jakbym dojeżdżała do pracy! Te, co kupiłam w poniedziałek, oddałam we wtorek, a te, co kupiłam we wtorek, oddaje dzisiaj.. jak przyjechałam z nimi do domu, to się okazało, że dalej nie pasują ma długość. No więc teraz się modlę do niebios, żeby...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1132
958

Na półkach:

Mieszane uczucia, to określenie najlepiej pasuje do tego, co czuję po lekturze opowiadań Cheevera. Z jednej strony wydał mi się pisarzem oryginalnym i nietuzinkowym, z drugiej momentami dość pretensjonalnym. Najbardziej podobało mi się opowiadanie „Pływak”. W nim, jak w pigułce, mamy to, co najlepsze w prozie Cheevera. Poruszający obraz kondycji człowieka, który nieoczekiwanie stanął przed szokujących dla niego faktem, że pieniądze, status finansowy i społeczny to najmniej stabilny grunt, na jakim można budować życie. To opowiadanie głęboko egzystencjalne. Bez niepotrzebnych ozdobników i popisów autora. Precyzyjne i trafione w punkt. Z resztą jest różnie. Cheever jest jednak piekielnie konsekwentny w odzieraniu swoich bohaterów z dekoracji i fasad. Pod nimi zostaje (za każdym razem) nagi człowiek (mężczyzna),który jednak nie wzbudza cieplejszych uczuć, raczej zażenowanie. Pisarz uchyla drzwi bezpiecznej piwnicy, dokąd gospodarz domu schodzi po kolejną butelkę wina, a tam nagle konfrontuje się z tym, wszystkim, co wypierał, co jest przerażajace i ciemne. Światło z drogiego żyrandola w salonie tam już nie dociera. Bezpieczne przedmieście, finansowe bezpieczeństwo, ładne ogródki, czyste nastawny, zadbana żona, uczesane dzieci i sąsiedzkie imprezy to motywy wielokrotnie wykorzystywane później przez kino amerykańskie w horrorach. Można, oczywiście z odpowiednim dystansem, potraktować opowiadania Cheevera jako pożywny grunt dla tego gatunku. Jako opowieść o uniwersalnych, głęboko drzemiących w nas lękach.

Mieszane uczucia, to określenie najlepiej pasuje do tego, co czuję po lekturze opowiadań Cheevera. Z jednej strony wydał mi się pisarzem oryginalnym i nietuzinkowym, z drugiej momentami dość pretensjonalnym. Najbardziej podobało mi się opowiadanie „Pływak”. W nim, jak w pigułce, mamy to, co najlepsze w prozie Cheevera. Poruszający obraz kondycji człowieka, który...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1103
407

Na półkach: ,

John Cheever stworzył około dwustu opowiadań i mogłabym przeczytać każde, tak bardzo spodobał mi się jego język i sposób prezentowania świata w zbiorze „Wizja świata”.

Pisanie jednak nie przychodziło mu łatwo i swobodnie, można, by wręcz powiedzieć, że tego nie znosił, co nie oznacza, że zrywał ze swoją twórczością. Kiedyś wyznał przyjacielowi: „Pisać opowiadania chce mi się mniej więcej tak samo jak ruchać kurczaki.” Prywatnie bywał dekadencki, niewierny i gorzki. Na swoich bohaterów często wybierał rodziny z klasy średniej. Ton jego pisania jest wypełniony pesymizmem, ale także przyciąga swoimi dziwactwami i chropowatością, która drapie czytelnika. Cheever wyznał, że chciał, by jego proza była równie intensywna jak jego sny i sądzę, że udaje mu się osiągać ten efekt. W snach dzieją się rzeczy, które dla śniącego są niepodważalnie prawdziwe i logiczne. Właśnie w takie sytuacje, czasami graniczące z brakiem logiki, Cheever wrzuca swoich bohaterów. Jak przykładowy bohater opowiadania „Pływak”, w którym mężczyzna postanawia przepłynąć 12 km przez baseny swoich sąsiadów, co zasysa czytelnika starającego się zrozumieć czy na końcu czeka jakiś sens tych zmagań.

„Jim i Irene Westcottowie byli tego typu ludźmi, którym w dochodach, dążeniach i szacowności udaje się najwyraźniej osiągnąć ową zadowalającą średnią rodem ze statystyk w uczelnianych biuletynach dla absolwentów. Mieli dwójkę dzieci, byli dziewięć lat po ślubie, mieszkali na jedenastym pietrze apartamentowca nieopodal Sutton Place, średnio 10,3 razy w roku chadzali do teatru i żyli w nadziei, że pewnego dnia przeprowadzą się do hrabstwa Westchester.”

Czujecie? Tę surowość opisu, surowość osądów schowaną za dobrze skonstruowaną prozą?

tłum. Krzysztof Majer

John Cheever stworzył około dwustu opowiadań i mogłabym przeczytać każde, tak bardzo spodobał mi się jego język i sposób prezentowania świata w zbiorze „Wizja świata”.

Pisanie jednak nie przychodziło mu łatwo i swobodnie, można, by wręcz powiedzieć, że tego nie znosił, co nie oznacza, że zrywał ze swoją twórczością. Kiedyś wyznał przyjacielowi: „Pisać opowiadania chce mi...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    173
  • Przeczytane
    76
  • Posiadam
    19
  • 2024
    14
  • 2023
    6
  • Legimi
    5
  • Teraz czytam
    4
  • USA
    3
  • Opowiadania
    2
  • Literatura amerykańska
    2

Cytaty

Więcej
John Cheever Wizja świata. Opowiadania wybrane Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także