Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Początek powieści nasunął mi skojarzenia z filmem Captain Fantastic (dostrzegam, że nie tylko mi) oraz z kapitalnym tytułem Błogosławieństwo ziemi - Knuta Hamsuna, gdzie również pojawia się dziewicza natura i człowiek na jej łonie, używający swoich mięśni by znaleźć swoją niszę.
Jak się jednak okazało wraz z rozwojem historii, były to tylko bardzo luźne skojarzenia. Fabuła Elmeta powędrowała w swoją oryginalną stronę.
Ojciec wychowuje samotnie dwójkę dzieci - córkę i syna, którzy mają zmienione role społeczne, to Daniel wykazuje większą delikatność i zamiłowanie do piękna, dbania o ład i harmonię w domu. Cathy za to emanuje odwagą i nieustępliwością, w obronie rodziny jest gotowa do wielu poświęceń. Rodziciel, by zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom ima się różnych dorywczych prac, ale lwią część dochodów czerpie z bycia pięściarzem w nielegalnych walkach. A żyjąc na uboczu cywilizacji i nieco wbrew społecznym prawom, można spodziewać się kłopotów, z którymi nasi bohaterowie dosyć szybko się zaznajamiają. Opowieść toczy się w czasach współczesnych, lecz nie dostajemy wielu elementów, które by na to wskazywały i dzięki temu można odnieść wrażenie o pewnej uniwersalności.
Będąc już u schyłku historii, akcja diametralnie przyspieszyła i nabrała rumieńców, co nieodłącznie skojarzyło mi się z trzymającym w napięciu thrillerze bądź kryminale.
Styl i jakość zastosowanego języka klasyfikuje tę pozycję w literaturze środka z ambicjami, a kilka odpowiednich modnych wątków zapewne przeważyło szalę o notowaniu niniejszego tytułu na liście do nagród.


Na marginesie - zapoznanie się z książką Fiony Mozley pozwoliło mi na dowiedzenie się o istnieniu takiego krzewu jak budleja oraz poznaniu nazwy wysokich nieociosanych głazów, czyli menhirów.

Początek powieści nasunął mi skojarzenia z filmem Captain Fantastic (dostrzegam, że nie tylko mi) oraz z kapitalnym tytułem Błogosławieństwo ziemi - Knuta Hamsuna, gdzie również pojawia się dziewicza natura i człowiek na jej łonie, używający swoich mięśni by znaleźć swoją niszę.
Jak się jednak okazało wraz z rozwojem historii, były to tylko bardzo luźne skojarzenia. Fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jednego możemy być pewni, gdy sięgamy po jakikolwiek tekst Macieja Miłkowskiego, dostaniemy precyzyjnie skonstruowany literacki mechanizm, gdzie każde zdanie ma z góry upatrzone swoje miejsce. Dotychczas zapoznawałem się z twórczością autora na łamach Czasu literatury i rubryki anatomia opowiadania. W której każda historia jest rozkładana na części pierwsze bądź łopatki oraz z najazdem światła, aby uwypuklić zabiegi pisarskie.
Wszystkie opowiadania łączy lapidarny styl niczym kombinacja szybkich i celnych ciosów. Trafiają, lecz osobiście odczuwam niedosyt ładnego języka czy kwiecistych fraz.
Przy pierwszym, może pojawić się lekkie zniechęcenie, jeśli zostawiliśmy daleko za sobą niedojrzałe miłości. Jednak warto brnąć dalej.
Autorowi nie brakuje autoironii, pisania sobą czy burzenia czwartej ściany, może się podobać, lecz wedle mnie występują nadużycia w tych tematach.
Do najbardziej przejmującego i najlepszego opowiadania należy tytułowe Trzeci dzień świąt. Główny bohater żyje nadzieją na kontakt z córką, stara się odwlekać nieuniknione czarne scenariusze, lecz telefon milczy bądź otrzymuje wiadomość sorry tato, dzisiaj nie mogę.
Opowieści do trawienia w przerwach od spoglądania ku opasłym powieściom.

Jednego możemy być pewni, gdy sięgamy po jakikolwiek tekst Macieja Miłkowskiego, dostaniemy precyzyjnie skonstruowany literacki mechanizm, gdzie każde zdanie ma z góry upatrzone swoje miejsce. Dotychczas zapoznawałem się z twórczością autora na łamach Czasu literatury i rubryki anatomia opowiadania. W której każda historia jest rozkładana na części pierwsze bądź łopatki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od dawna miałem do czynienia ze stroną autora, czyli Nowe wiersze sławnych poetów i w większości przypadków odbierałem tę poezję jako przyczynek do uśmiechu oraz krzewienia wartości literackich. Wypiór przewinął się parę razy w chaosie sieciowym jako lektura warta poświęcenia czasu. Wcześniejsze książki autora również, aczkolwiek niezaprzeczalny wabik, jakim było umieszczenie wampira Mickiewicza w XXI wieku, wśród cyfrowej rzeczywistości przechylił szalę.
Dostajemy parę po trzydziestce z kryzysem zlokalizowaną wśród warszawskich poboczności", a w ich szafie przesiaduje wieszcz.
Lupa najeżdża na styl pisania trzynastozgłoskowcem i nie tylko, pojawiają się nawet sieciowe komentarze czy maile wszystko to podane ze swadą oraz lekkością, aczkolwiek historia jakby bezbarwna, więc należy płynąć z frazą bądź odejść z odrazą.
Książce na pewno pomagają nieustanne odwołania się do popkultury, rzeczy, które dobrze znamy. Zgrabny pastisz, lecz nie na największy afisz.
I w końcu jestem świadomy, kto stworzył imię Grażyna.

Od dawna miałem do czynienia ze stroną autora, czyli Nowe wiersze sławnych poetów i w większości przypadków odbierałem tę poezję jako przyczynek do uśmiechu oraz krzewienia wartości literackich. Wypiór przewinął się parę razy w chaosie sieciowym jako lektura warta poświęcenia czasu. Wcześniejsze książki autora również, aczkolwiek niezaprzeczalny wabik, jakim było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już bardzo dawno nie spotkałem się z takim zachwycającym stylem pisania. Akcja osadzona wokół podróży z kawą do sąsiada, bo ten posiada młynek, a są imieniny i panuje PRL. Wypływają dygresje oraz piękne słowa, które zupełnie przykrywają znużenie tematyką Polski Ludowej.
Literatura stworzona dla poszukujących spektakularnych połączeń językowych, co zasiedlą nowe połączenia neuronowe.

Już bardzo dawno nie spotkałem się z takim zachwycającym stylem pisania. Akcja osadzona wokół podróży z kawą do sąsiada, bo ten posiada młynek, a są imieniny i panuje PRL. Wypływają dygresje oraz piękne słowa, które zupełnie przykrywają znużenie tematyką Polski Ludowej.
Literatura stworzona dla poszukujących spektakularnych połączeń językowych, co zasiedlą nowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po dwudziestu latach powróciłem do swoich początków czytelniczych. Serię skończyłem na pięciu częściach, bo nagle odkryłem, że odrobinę dorosłem, przygody Harrego już tak mnie nie pasjonowały, przestała działać na mnie magia, dlatego zaskoczyłem się, że po dwóch dekadach wróciłem do Hogwartu. W międzyczasie zdarzało mi się wertować poszczególne tomy, nawet coś przeczytać młodszym odbiorcom. A wtedy utwierdzałem się w przekonaniu, że to w sumie dobrze, iż nie czytałem dwóch ostatnich części. Jak się okazało, nieco mylnie.
Pierwsze wrażenia po długim rozbracie - Rowling naprawdę potrafi tworzyć historie pełne wartkiej akcji, wprowadza mnóstwo postaci, które nabierają realnych kształtów. I tutaj narzuciło mi się powiązanie z powieściami Dickensa, który nie stronił od dużej liczby postaci. Również nie znalazłem żadnych kompromitujących i nazbyt infantylnych dialogów.
Nie należy zapominać, że niebywałą zaletą historii o Harrym są niesione wartości moralne.
Przykładając odpowiednią miarę, biorąc pod uwagę, że to literatura rozrywkowa czy fantastyka, ciągle będę zalecał czytanie Harrego Pottera młodym czytelnikom.

Po dwudziestu latach powróciłem do swoich początków czytelniczych. Serię skończyłem na pięciu częściach, bo nagle odkryłem, że odrobinę dorosłem, przygody Harrego już tak mnie nie pasjonowały, przestała działać na mnie magia, dlatego zaskoczyłem się, że po dwóch dekadach wróciłem do Hogwartu. W międzyczasie zdarzało mi się wertować poszczególne tomy, nawet coś przeczytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam wrażenie, że nigdy nie spotkałem się z równie irytującym protagonistą co w powieści Knuta Hamsuna. Jego okazywanie uczuć stanowi wybitne przykłady jak tego nie robić, jeszcze gdzieś w tle pojawia się przemoc wobec zwierząt, nadmierna szczerość. Jednakże nawet taki antypatyczny bohater nie zakłóca odbioru całości. Należy stwierdzić, że autor się broni jakością literacką, styl nieustannie zachęca, żeby nie rozstawać się z książką. Często mamy do czynienia ze strumieniem świadomości, niektóre fragmenty przypominały mi rozbudowane akapity z cyklu Prousta.
I jeszcze jedna interesująca kwestia. Przeczytałem już parę książek autora, a każda z nich była oryginalna, nie zauważyłem powielania schematów - pełna różnorodność stylu czy historii, wraz z odpowiednią jakością.

Mam wrażenie, że nigdy nie spotkałem się z równie irytującym protagonistą co w powieści Knuta Hamsuna. Jego okazywanie uczuć stanowi wybitne przykłady jak tego nie robić, jeszcze gdzieś w tle pojawia się przemoc wobec zwierząt, nadmierna szczerość. Jednakże nawet taki antypatyczny bohater nie zakłóca odbioru całości. Należy stwierdzić, że autor się broni jakością literacką,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

A to była taka książka w dezabilu. Spod kartek wypadała literalna bielizna. I czemu akurat trafiła pod moją strzechę?
Od zawsze zachwycałem się czeską literaturą i niezwykle rzadko dochodziło do rozczarowania. Zauroczyłem się serią Stehlik, a autor Kamen wkupił się w moje łaski po dwóch przeczytanych opowiadaniach zamieszczonych w magazynach literackich. Było błyskotliwie, z pomysłem i niekonwencjonalnie, a nieszablonową wyobraźnię zawsze docenię. I zabrałem się do czytania całego zbioru. Język przystępny, bez przepychu i wycieczek w stronę pretensjonalną, zupełnie nie ten kierunek. Ciągle było całkiem nieźle, lecz z każdym kolejną opowieścią coraz bardziej miałem dość epatowania seksem. Monotematyczność zaczęła uwierać, wybuchy fantazji wybuchami, aczkolwiek wszystkie drogi zaczęły prowadzić do ciała pojmowanego w dosłowny sposób.
Pojawia się opowiadanie z kotem, a to duży plus, inna sprawa, że dosyć zwyczajne jak na moc futrzaków.
Jednakże ciągle ta pozycja należy do całkiem zgrabnych, a gdyby nawet jakieś opowiadanie odciągało, to skutecznie na nowo przyciągnie do niej okładka.

A to była taka książka w dezabilu. Spod kartek wypadała literalna bielizna. I czemu akurat trafiła pod moją strzechę?
Od zawsze zachwycałem się czeską literaturą i niezwykle rzadko dochodziło do rozczarowania. Zauroczyłem się serią Stehlik, a autor Kamen wkupił się w moje łaski po dwóch przeczytanych opowiadaniach zamieszczonych w magazynach literackich. Było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fantastyka nigdy nie była z mojej bajki. Czasami uraczyłem się realizmem magicznym i w zupełności mi to wystarczało, jeśli mowa o zdarzeniach nadprzyrodzonych. Do sięgnięcia po Baśń o wężowym sercu, skłoniło mnie ostatecznie zapoznanie się z opowiadaniem autora - Małe zwierzątka.
Do nieodkładania książki na później zachęca okładka, duża czcionka oraz krótkie rozdziały. Być może jeszcze przebłyski językowe, stylizacje gwarowe, nawet pewna erudycja, ogólnie rzecz biorąc są cząstki, które mogą na krótki moment zachwycić, jednakże powodów, które wedle mnie odstręczają od czytania, znajdzie się niemało.
Przede wszystkim wydarzenia osnute wokół elementów fantasy niebezpiecznie zbliżają się do grafomańskich popisów. Zadziwiło mnie, nawet abstrahując od panujących realiów w XIX w. że tytuł nagrodzony nagrodą NIKE, przedstawia kobiety w tak skrajnie złym świetle. Jeżeli mamy do czynienia z młodą kobietą, możemy z góry zakładać, idąc za myślą autora, że bywa rozpustna, jeżeli nieco starsza, to zapewne wiedźma mająca konszachty z siłami nieczystymi. Niekiedy padają takie sformułowania narratora o kobietach, które mogłyby paść z ust osoby młodej, niedojrzałej, skrzywdzonej przez kobiety, ale nie przez laureata wielu nagród i już nieco starszego niż naście lat pisarza.
O ile początkowo akcja zapowiada się na spójną i dobrze prowadzoną, tak w okolicach 1/4 książki następuje zwrot, pojawiają się mniej bądź bardziej pasujące historyjki, takie co by sztucznie rozdąć książkę. A sam Jakób Szela, stanowił ogromny potencjał. Końcówka nieco stara się zespolić całość i mocno przyspiesza niczym szarżująca literatura sensacyjna.
Odstrasza również epatowanie fizjologicznymi czynnościami, nadmiernie stosowane inwektywy.
Być może gdybym miał wężowe serce, byłoby mi łatwiej o przychylniejsze odczucia?

Fantastyka nigdy nie była z mojej bajki. Czasami uraczyłem się realizmem magicznym i w zupełności mi to wystarczało, jeśli mowa o zdarzeniach nadprzyrodzonych. Do sięgnięcia po Baśń o wężowym sercu, skłoniło mnie ostatecznie zapoznanie się z opowiadaniem autora - Małe zwierzątka.
Do nieodkładania książki na później zachęca okładka, duża czcionka oraz krótkie rozdziały. ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przekonał mnie tym razem Ishiguro. Wiek głównych bohaterów wskazywałby, że to powieść dla dzieci bądź nastolatków, ale jak wiadomo, autor chciał wpierw stworzyć książkę dla najmłodszych, a następnie dokonał zmiany i w teorii mogą się nią cieszyć trochę starsi czytelnicy. Czy ten zabieg wyszedł na plus? Polemizowałbym. Zbytnia prostota językowa, nachalna naiwność, kaleczone dialogi, które odrealniają postaci, rażą powtarzające się sformułowania typu "garnitur wysokiej rangi", nie podejrzewam, aby to była wina tłumacza.
Zabrakło czegoś zaskakującego w tej historii przyjaźni androida Klary ze skorygowaną genetycznie Josie. Historia snuje się niespiesznie. Mam wrażenie, że autor porusza interesujące koncepty, wątki, lecz nie potrafi podkręcić obrotów, by wydobyć z nas pomruk uznania.
Jednocześnie nie można stwierdzić, iż to zła opowieść, niewątpliwie można odnaleźć w niej pewne zalety, zwłaszcza fani Murakamiego mogą poczuć się usatysfakcjonowani, czyta się lekko.

Nie przekonał mnie tym razem Ishiguro. Wiek głównych bohaterów wskazywałby, że to powieść dla dzieci bądź nastolatków, ale jak wiadomo, autor chciał wpierw stworzyć książkę dla najmłodszych, a następnie dokonał zmiany i w teorii mogą się nią cieszyć trochę starsi czytelnicy. Czy ten zabieg wyszedł na plus? Polemizowałbym. Zbytnia prostota językowa, nachalna naiwność,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podejrzewam, że upłynął spory kawałek czasu, gdy zapragnąłem się zapoznać z tym tytułem. Co jakiś czas przeglądałem i odrzucałem Mariasa, jak mi się wydaje, z powodu okładki oddającej niewyobrażalne romansidło. I po latach wyszło, że nie musiałem aż tak długo zwlekać z lekturą. Sążniste zdania, to coś, co zdarza mi się lubić, a nawet wielbić. I należy nadmienić, że pisane z logiką, sensem, każdą frazę, scenę czy zdanie oglądamy przez potężny literacki mikroskop.
I nie chodzi u Mariasa o fabułę. Mamy jedno pytanie, które przewija się przez całą opowieść, lecz odpowiedź, nie spędza nam snu z powiek. Już pierwsze zdania zlokalizowały Serce tak białe w okolicach Prousta. Jednak zachowajmy umiar przy porównaniu. U Francuza działa potężniejszy mikroskop i nie tylko. Marias jednak się broni, rzadko wyrzuca się na mieliznę, co prawda można z pewnym niesmakiem zapoznawać się z historią poznania się bohaterów przez biuro matrymonialne wraz z wymianą filmów na VHS, (swoją drogą, prawdziwy relikt, inspirujący z perspektywy XXI wieku), lecz to tylko mikroskopijny kamyczek do autora.
Niekiedy możemy spotkać się z akapitem, który aż prosi się o przepisanie, zrobienie zdjęcia czy używania w życiu.
Warto dać szansę tej książce.

Podejrzewam, że upłynął spory kawałek czasu, gdy zapragnąłem się zapoznać z tym tytułem. Co jakiś czas przeglądałem i odrzucałem Mariasa, jak mi się wydaje, z powodu okładki oddającej niewyobrażalne romansidło. I po latach wyszło, że nie musiałem aż tak długo zwlekać z lekturą. Sążniste zdania, to coś, co zdarza mi się lubić, a nawet wielbić. I należy nadmienić, że pisane z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kilka razy zabierałem się za opowiadania Etgara Kereta, lecz zazwyczaj kończyło się na czytanych recenzjach, przeczytaniu kilkunastu stron i zapominałem, ostatecznie po kilku dobrych latach przebrnąłem przez tę pozycję. Wrażenia nie są najlepsze. Na pewno wiele brakuje tej literaturze. Nieskomplikowana forma, która przypomina dziennik. Sama zwięzła forma opowiadań mi nie przeszkadza, jednakże niekiedy byłem skonsternowany puentami. Możemy dowiedzieć się dużo o autorze, jak ktoś już zauważył, są widoczne u niego tendencje narcystyczne i niekiedy odpychają.
Na plus można zaliczyć delikatne naszkicowanie realiów życia w Izraelu. Możemy dowiedzieć się również, o co chodziło z tym najwęższym mieszkaniem autora w Warszawie.
Rozumiem jego względną popularność, ponieważ nie należy do wymagających twórców, bywa łatwo i przyjemnie. Książka w sam raz, by uprzykrzyć bądź umilić sobie podróż w komunikacji miejskiej.

Kilka razy zabierałem się za opowiadania Etgara Kereta, lecz zazwyczaj kończyło się na czytanych recenzjach, przeczytaniu kilkunastu stron i zapominałem, ostatecznie po kilku dobrych latach przebrnąłem przez tę pozycję. Wrażenia nie są najlepsze. Na pewno wiele brakuje tej literaturze. Nieskomplikowana forma, która przypomina dziennik. Sama zwięzła forma opowiadań mi nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Okrutny to czas, gdy każdy za odpowiednią opłatą może wydać sobie książkę. Na co dzień nie czytam typowej fantastyki, jednakże ten tytuł zaciekawił mnie przez wzgląd, że miałem okazję poznać autora przez krótki okres i ostatecznie zwyciężyła chęć zapoznania się z opisywanym wytworem.
Zdołałem przebrnąć przez 50 parę stron, po czym zacząłem kartkować, a następnie przerzuciłem na ostatnie strony.
Wpierw uderza w nas multum bohaterów, wyskakują z każdej strony, coś robią, lecz nie wiadomo co, gdzie i jak. Autorowi totalnie nie powiodło się stworzenie świata - gdzieś nigdzie i nieinteresująco. Kolejny zarzut, to kwestia dialogów - przypominały mi rozmowę moich bratanków, chodzących do podstawówki. Coś w stylu "Mów, póki grzecznie pytam, a pytam po raz ostatni". A dialog ten oddaje potyczkę dwóch wojowników. Nie istnieje psychologia bohaterów, ich działania są nielogiczne i raczej wszyscy są jednowymiarowi.
Książka opiera się na ciągłej akcji, zakładam, że wedle jednego schematu, na podstawie tej przeczytanej cząstki. Jest grupa dobrych i złych postaci, które od czasu do czasu spotykają się i strzelają do siebie z łuku, czarują bądź odrąbują sobie głowy, następnie zwyciężeni są z siebie dumni i oczekują na kolejnych przeciwników. Infantylność na poziomie maksymalnym. Notorycznie odczuwałem zażenowanie.
Tworzenie jednowyrazowych zdań z przymiotników i rzeczowników - piękne.
Może jakieś plusy? Mimo wszystko, świetna korekta i redakcja, podejrzewam, że musieli niesamowicie się natrudzić, by ta historia nie chwiała się w posadach.
Autorowi zalecam, by czytał więcej książek, miast oglądać Grę o tron.

Okrutny to czas, gdy każdy za odpowiednią opłatą może wydać sobie książkę. Na co dzień nie czytam typowej fantastyki, jednakże ten tytuł zaciekawił mnie przez wzgląd, że miałem okazję poznać autora przez krótki okres i ostatecznie zwyciężyła chęć zapoznania się z opisywanym wytworem.
Zdołałem przebrnąć przez 50 parę stron, po czym zacząłem kartkować, a następnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zafundowałem sobie mały powrót do przeszłości, gdy lubiłem czytać książki, które potrafiły mocno przykuć swoją wartką akcją, niezliczonymi dialogami i prostym, często potocznym językiem, a czasami zagadkową intrygą.
Z przyzwyczajenia odwiedzam bibliotekę, lecz coraz mniej jest w niej literatury, co czeka bym ją łapczywie pochłaniał. Trafiłem więc poniekąd przypadkiem na ten tytuł i w sumie nie żałuję, bo miło było powrócić do zamierzchłych czasów czytelniczych, gdzie zaczytywałem się np. w książkach Jodi Picoult (nie bez przyczyny wspominam o niej, podobna tematyka i styl) bądź Kinga.
Obyczajówka, gdzie uświadczymy zdrad, zepsucia ludzi na poziomie, bachanalii nad grobem, gwałtu i paru wstawek z biologii człowieka, jeśli ktoś by nie wiedział co nas napędza i jak działamy. Prosto i niekiedy przyjemnie, lecz nie mam ochoty na dalsze zapoznawanie się z twórczością Hermana Kocha.

Zafundowałem sobie mały powrót do przeszłości, gdy lubiłem czytać książki, które potrafiły mocno przykuć swoją wartką akcją, niezliczonymi dialogami i prostym, często potocznym językiem, a czasami zagadkową intrygą.
Z przyzwyczajenia odwiedzam bibliotekę, lecz coraz mniej jest w niej literatury, co czeka bym ją łapczywie pochłaniał. Trafiłem więc poniekąd przypadkiem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Już dawno nie kończyłem czytania literatury pięknej z takim niesmakiem. Oczywiście doceniam trud zbierania informacji, poświęcony czas, aby stworzyć tę historię, język też całkiem, całkiem, ale nie akceptuję tej historii, przerysowanych postaci, braku pomysłu na rozwinięcie i zakończenie fabuły.
Małe miasteczko, więc milion wydarzeń, w dodatku z nutką magii i nawet w porządku, niech będzie, tylko ciągle miałem przeświadczenie, że czytam wypracowanie wyróżniającej się uczennicy liceum. Bohaterowi jacyś tacy niespójni charakterologicznie, rozumiem, że mieli być absurdalni, ale to odsyłam do Calvino czy nawet Vonnegutta, Viana.
Nie sklejały mi się te wydarzenia, zbyt wiele opisów, niekończące się informacje, zwłaszcza dojmujące były te o wróżbiarstwie, astrologii. Redaktor powinien usunąć, z jedną trzecią tej książki i byłoby znośniej. I nigdy nie przyjmę za plus łopatologicznego wyjaśniania każdego wydarzenia, nadmiernych dopowiedzeń, wyżej cenię, gdy pisarz jednak docenia inteligencję czytającego.
Tutaj mamy do czynienia z literaturą masową.

Już dawno nie kończyłem czytania literatury pięknej z takim niesmakiem. Oczywiście doceniam trud zbierania informacji, poświęcony czas, aby stworzyć tę historię, język też całkiem, całkiem, ale nie akceptuję tej historii, przerysowanych postaci, braku pomysłu na rozwinięcie i zakończenie fabuły.
Małe miasteczko, więc milion wydarzeń, w dodatku z nutką magii i nawet w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Tomik polecał Świetlicki, następnie przeczytałem pozytywną recenzję na zaufanym portalu i nie pozostawało nic innego, niż zaopatrzyć się w ten tytuł.
Ładne wydanie, nie da się przejść obojętnie wobec koloru okładki (chociaż wskazuje poniekąd na czytelniczki niż czytelników), kolaże i ilustracje Eweliny Karpowiak, świetnie współgrają z tekstem. Pierwsze kilka wierszy jednak nie nastroiło mnie optymistycznie, podskórnie wyczuwałem jakąś blagę, próbę wciśnięcia mi tandety ukrytej pod ładnym płaszczykiem, lecz z każdymi kolejnymi wersami przekonywałem się, że autor radzi sobie całkiem sprawnie, czasami nawet zaskakuje błyskotliwością. Prostota, lakoniczność, lekkość do polubienia. I mamy nawet szczątkową fabułę.
Nie podoba mi się zazwyczaj nadużywanie pewnych fraz fizjologicznych, i niekiedy zżymałem się na autora. W jednym wierszu powiało ramotą, portale społecznościowe jednak zastąpiły papierowe gazety.
A tak poza tym cała pozycja na całkiem duży plus, przyjemnie się obcowało z nią i na pewno będę jeszcze powracał do niektórych wierszy.

Tomik polecał Świetlicki, następnie przeczytałem pozytywną recenzję na zaufanym portalu i nie pozostawało nic innego, niż zaopatrzyć się w ten tytuł.
Ładne wydanie, nie da się przejść obojętnie wobec koloru okładki (chociaż wskazuje poniekąd na czytelniczki niż czytelników), kolaże i ilustracje Eweliny Karpowiak, świetnie współgrają z tekstem. Pierwsze kilka wierszy jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapowiadało się nadzwyczajnie dobrze, całkiem niczego sobie pomysł o wyspie, na której dzieją się enigmatyczne wydarzenia - skazany ucieka przed niesprawiedliwością prawa, w miejsce, do którego nie zawijają nawet chińscy piraci, gdzie szerzy się nietypowa choroba.
W początkach można snuć różne scenariusze wydarzeń, autor umiejętnie nas wodzi za nos, podsuwając delikatnie różne rozwiązania. Przez moment pojawiło się u mnie skojarzenie z Wyspą Tajemnic, czy Denis Lehane może korzystał, wzorował się w jakikolwiek sposób na książce Bioya Cesaresa? Jednak z czasem, gdy karty pojawiały się na stole, zaczynałem czuć lekkie uczucie rozczarowania, można też rzec, iż zastosowane rozwiązania brzydko się zestarzały, trącą myszką. Styl pisania zdecydowanie przyciąga, zwłaszcza tych, którzy lubią klasykę, jak dla mnie na mały plus.
Mimo widocznych wad książki, nadal jest to sprawnie napisana opowieść z elementami realizmu magicznego, z którą warto się zapoznać.

Zapowiadało się nadzwyczajnie dobrze, całkiem niczego sobie pomysł o wyspie, na której dzieją się enigmatyczne wydarzenia - skazany ucieka przed niesprawiedliwością prawa, w miejsce, do którego nie zawijają nawet chińscy piraci, gdzie szerzy się nietypowa choroba.
W początkach można snuć różne scenariusze wydarzeń, autor umiejętnie nas wodzi za nos, podsuwając delikatnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Historie nie do końca zmyślone Joanna Grochocka, Tomasz Wiśniewski
Ocena 6,4
Historie nie d... Joanna Grochocka, T...

Na półkach: , , , ,

Strasznie mi głupio i niewdzięcznie oceniać te historie jako przeciętne, lecz mimo świetnego pomysłu z postaciami historycznymi, które mają swoje surrealistyczne przygody, spowodowały u mnie poczucie znużenia, że to już było, te częste zabawy z czasem. Zabrakło mi tej niepohamowanej fantazyjności z debiutu autora (O pochodzeniu łajdaków), kiedy przemierzałem strony z poczuciem, że właśnie tego oczekiwałem, pokręconych opowieści z zaskakującą puentą jak u Topora, tylko delikatniej.
Odczułem niedosyt dialogów, odniosłem wrażenie, że jest ich proporcjonalnie mniej niż w poprzednich tytułach Tomasza Wiśniewskiego i za rzadko wybuchały w nich fajerwerki, że byłbym zmuszony oderwać się od czytania, by podziwiać konstelacje obrazów w głowie. A być może mam zbyt ogromne wymagania?
Doceniam ładne wydanie, nienachalnie piękne ilustracje, dzięki którym można przełamać jesienną szarugę, książka mieści się do kieszeni kurtki, a gdy ukradkiem wystaje jej skrawek, to grzech po nią nie sięgnąć. Styl zakończeń opowiastek nieodłącznie kojarzy mi się z wyjściami po angielsku, takie dyskretne opuszczenie niebywałych przyjęć pod peleryną niewidką.

Strasznie mi głupio i niewdzięcznie oceniać te historie jako przeciętne, lecz mimo świetnego pomysłu z postaciami historycznymi, które mają swoje surrealistyczne przygody, spowodowały u mnie poczucie znużenia, że to już było, te częste zabawy z czasem. Zabrakło mi tej niepohamowanej fantazyjności z debiutu autora (O pochodzeniu łajdaków), kiedy przemierzałem strony z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Usłyszałem o tym autorze od kumpla niestroniącego od procentów. A że ma głowę na karku, to zdecydowałem się sprawdzić, co stworzył Jerofiejew. Uraczyłem się zbiorem autora wprost z biblioteki. Pierwszy utwór był urokliwy, czyli Moskwa-Pietuszki, podobał mi się styl pisania, szokowały ilości wylewającego się alkoholu, lecz dostrzegałem piękno tych popijaw. Pojawiała się bowiem mądrość, erudycja, taka fabryka zawianych fraz, niby w miarę prosto, ale jakby uroczyście. Zachwycił dramat Noc Walpurgii, czyli Kroki Komandora, Związek Radziecki pod postacią szpitala psychiatrycznego, czysta paranoiczna poezja. Następne zapiski, listy, złote myśli coraz mocniej odrywały się od jakiejkolwiek logiki, odpychały od czytania, więc pozostało mi kartkowanie. Pozostało uczucie niedosytu.

Usłyszałem o tym autorze od kumpla niestroniącego od procentów. A że ma głowę na karku, to zdecydowałem się sprawdzić, co stworzył Jerofiejew. Uraczyłem się zbiorem autora wprost z biblioteki. Pierwszy utwór był urokliwy, czyli Moskwa-Pietuszki, podobał mi się styl pisania, szokowały ilości wylewającego się alkoholu, lecz dostrzegałem piękno tych popijaw. Pojawiała się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Obawiałem się tego spotkania z poezją Świetlickiego, przeczuwałem, że może nastąpić niewielkie rozczarowanie i poniekąd tak się stało.
Co prawda rysunki stworzone z niedopowiedzeń świetnie oddają klimat stylu Świetlickiego, są szyte na miarę wierszy, wzbogacają przekaz, lecz zabrakło mi utworu, który poruszyłby mnie na dłuższy moment. Przechodzenie autora w publicystykę, również nie sprzyjało lepszemu odbiorowi. Zbyt mocne polityczne skażenie zawsze powoduje u mnie niesmak.
I doszukiwałem się czegoś więcej, kopałem po stronach, by wydobyć coś urokliwego dla siebie, co od razu przychodzi ochota do dzielenia się daną frazą, lecz było to trudne zadanie. Ostatecznie pod koniec tomiku odkryłem Tyk,tyk, mówiący o ciągłym pędzie przed śmiercią, o silnej potrzebie chłonięcia kultury, by zdążyć kupić jeszcze niestworzone książki i bilety. A tam padło sformułowanie "głód miłości" i właśnie w całej książce był dla mnie odczuwalny brak pierwiastka miłości, który zawsze rozświetlał i uwznioślał u Świetlickiego.

Obawiałem się tego spotkania z poezją Świetlickiego, przeczuwałem, że może nastąpić niewielkie rozczarowanie i poniekąd tak się stało.
Co prawda rysunki stworzone z niedopowiedzeń świetnie oddają klimat stylu Świetlickiego, są szyte na miarę wierszy, wzbogacają przekaz, lecz zabrakło mi utworu, który poruszyłby mnie na dłuższy moment. Przechodzenie autora w publicystykę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Antypatyczny ten bohater, co wszystkich ustawia po kątach i tworzy wokół siebie aurę twardziela z egzystencjalnymi udrękami.
Do tej pory, gdy próbowałem zaznajomić się z twórczością Hłaski, bywało różnie. Piękni dwudziestoletni - nie zdołałem przebrnąć przez całość. Następnie pojawiły się dwa opowiadania, które nie odrzuciły ani nie zachwyciły, nic nadzwyczajnego, jednakże żadne barachło.
Dopiero niniejsza pozycja wprowadziła małe zamieszanie w moje literackie poglądy. Zacząłem się odnajdować w stylu pisania Hłaski i doceniać zgrabne zdania oraz cytaty pojawiające się co kilkanaście stron, które zmuszały do uwiecznienia w postaci jpg. I nawet nie zniechęcały mnie natrętne rozważania o miłości, niebezpiecznie zbliżające się do taniego romansu. Wtręty o pisaniu głównego bohatera również były do przyjęcia. Absurdalna psychologia, oczywiste, że biorę z otwartymi rękoma.
A bezsprzecznie kupiła mnie postać wuja Józefa, co zaraz na myśl mi przyszedł tytuł Smutek cinkciarza, rezolutny łotr zawsze w cenie.
Główna postać skąpana w Philipie Marlowe z Chandlera, a potem Świetlicki uwodził swoim Mistrzem w znakomitej serii pseudokryminalnej i właśnie w ten sposób postrzegałem Grzesia.

Antypatyczny ten bohater, co wszystkich ustawia po kątach i tworzy wokół siebie aurę twardziela z egzystencjalnymi udrękami.
Do tej pory, gdy próbowałem zaznajomić się z twórczością Hłaski, bywało różnie. Piękni dwudziestoletni - nie zdołałem przebrnąć przez całość. Następnie pojawiły się dwa opowiadania, które nie odrzuciły ani nie zachwyciły, nic nadzwyczajnego, jednakże...

więcej Pokaż mimo to