-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2016-03-22
2016-12-30
Ostatnimi czasy zdarzało się mi przeczytać bądź usłyszeć coś dobrego o "mistrzu krótkiej formy" Raymondzie Carverze, nawiązania do nowych pozycji itd. Jednocześnie ciągle miałem w pamięci przeczytany zbiór opowiadań "Słoń", który niczym mnie nie zachwycił, a raczej mocno zirytował. Wyruszyłem więc po raz kolejny na poszukiwania diabelsko dobrej literatury ze strony Carvera.
I spotkałem się z minimalizmem. Wtłaczał mi się w postaci suchych zdań, ktoś zupełnie zapomniał je nawadniać przysłówkami oraz przymiotnikami, ale rozumiem, taki zamiar i zazwyczaj zaleca się ich pomijanie przy krótszych formach.
Zetknąłem się z bohaterami, którzy najczęściej mieli problem z alkoholem, rozwodami/ rozejściami, chorobami. Zwyczajne amerykańskie rodziny z codziennymi problemami. Gdzie tkwi ich rzekoma genialność? W symbolice, niedopowiedzeniach. Mamy przykładowo mało urocze dziecko oraz domowego pawia, z którym to dziecko lubi się bawić, a więc zostaje zachowana równowaga w przyrodzie. Matka dziecka w przeszłości miała pokrzywione uzębienie, na telewizorze przechowuje pamiątkę w postaci jego gipsowego odlewu, a obecnie ma idealne. Powstają sobie kontrasty i takich smaczków jest wiele, dlatego aby wyciągnąć coś więcej od Carvera, trzeba dogłębnie pojmować te opowiastki, kopać głębiej w swojej głowie, a potem czekać na śnieg, który pokryje usypane góry znaczeń, a wtedy będziemy mogli z satysfakcją zjeżdżać na sankach.
A najlepszym opowiadaniem jest tytułowe - widać w nim pomysł i brawurę, coś naprawdę wyróżniającego się, nawet takie lekkie wow z małych liter.
Jednak nie kupuję takiego stylu pisania. Wedle moich wymagań książka musi posiadać porywisty tekst i nic nie ma do rzeczy fakt, iż zamiarem autora bądź redaktora było celowe skracanie języka. Również stanowczo protestuje przeciwko opinii, że sztuką jest pisać o niczym oraz prowadzić swoje historie donikąd, ależ to jest właśnie najprostsze, a gdy dorzuci się parę uniwersalnej symboliki, wtedy można wyciągnąć setki szalenie ważnych wartości z takich książek. Tylko czy na pewno o to chodzi w tej zmyślnej zabawie wyprodukowanej przez obcych bądź ludzi?
Ostatnimi czasy zdarzało się mi przeczytać bądź usłyszeć coś dobrego o "mistrzu krótkiej formy" Raymondzie Carverze, nawiązania do nowych pozycji itd. Jednocześnie ciągle miałem w pamięci przeczytany zbiór opowiadań "Słoń", który niczym mnie nie zachwycił, a raczej mocno zirytował. Wyruszyłem więc po raz kolejny na poszukiwania diabelsko dobrej literatury ze strony Carvera....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-18
2016-12-13
Niepozorna książka, która po przeczytaniu wywołuje życiową przezorność, a w trakcie zapoznawania się z nią kanaliki łzowe pracują w dwójnasób. I co z tego, że wiele tematów jest potraktowanych powierzchownie, a z niektórymi poglądami nie muszę się zgadzać, gdy tak często pojawia się dojmująca miłość i śmierć.
Dyktat emocji.
Niepozorna książka, która po przeczytaniu wywołuje życiową przezorność, a w trakcie zapoznawania się z nią kanaliki łzowe pracują w dwójnasób. I co z tego, że wiele tematów jest potraktowanych powierzchownie, a z niektórymi poglądami nie muszę się zgadzać, gdy tak często pojawia się dojmująca miłość i śmierć.
Dyktat emocji.
2016-12-04
2016-11-29
2016-11-26
W gwarnym barze, w letni wieczór, po koncercie zespołu Strachy na Lachy, zadałem pytanie świeżo poznanemu gościowi w okolicach trzydziestki, jaką książkę uważa za najlepszą. Bez cienia wątpliwości wskazał na omawiany tytuł. Zaczął mnie do niej przekonywać, mówił jak bardzo odmieniła jego życie i powinienem ją jak najszybciej przeczytać.
Oczywiście tytuł obijał się setki razy o moje uszy, ale bardziej pod postacią filmu (którego jeszcze nie oglądałem). Pierwsze moje wrażenia po kilkunastu stronach - autor potrafi pisać lekko, dobrze snuje opowieść, zwyczajnie przydeptuje naszą twarz za każdym razem, gdy tylko chcemy odwrócić swój wzrok od tekstu. Jednocześnie pojawia się intryga, książka jest o czymś. I możemy znaleźć te wszystkie wymieniane przez czytających głębiny wśród krętych ścieżek szpitalnych umysłów psychicznych - wielowymiarowość opisywanych zdarzeń, jak najbardziej tak.
Być takim jak wszyscy, dostosować się czy obstawać przy swojej silnej indywidualności, nawet jeśli jest zniekształcona? Jest to pytanie, które możemy sobie zadać, gdy nieco wyjdziemy poza obręb szpitala psychiatrycznego.
Jednak wśród wielu innych świetnych książek, które przeczytałem, Lot nad kukułczym gniazdem nie wydaje mi się aż takim wspaniałym tytułem, zgodzę się, że jest bardzo dobra, ale wedle mnie nie należy jej traktować jako wybitnej czy arcydzieła, lecz przeczytać warto.
W gwarnym barze, w letni wieczór, po koncercie zespołu Strachy na Lachy, zadałem pytanie świeżo poznanemu gościowi w okolicach trzydziestki, jaką książkę uważa za najlepszą. Bez cienia wątpliwości wskazał na omawiany tytuł. Zaczął mnie do niej przekonywać, mówił jak bardzo odmieniła jego życie i powinienem ją jak najszybciej przeczytać.
Oczywiście tytuł obijał się setki...
2016-11-24
Literatura japońska zdecydowanie nie jest dla mnie. Kawabata stał się kolejnym autorem z Kraju Kwitnącej Wiśni, który wymęczył mnie swoim stylem pisania. Przymierzałem się od roku bądź nawet dwóch do przeczytania niniejszego tytułu. W międzyczasie czytałem pochlebne opinie na portalu i oczekiwałem przemiany na lepsze wobec mojego dotychczasowego niesatysfakcjonującego stykania się z japońskimi pisarzami (poza małymi wyjątkami).
I poległem, odległe były dla mnie proste zdania, a opisywana codzienność była tak bardzo zwyczajna, w najwyższy możliwy sposób irytująca, aż trująca.
W książce co prawda poruszane są poważne tematy, które mają świadczyć pewnie o jej doniosłości, czyli spotykamy się z samobójstwami, jak przystało na japońskiego pisarza, aborcją, nieudanymi małżeństwami, egzystencją - przemijaniem, relacją pomiędzy ojcem a synem, aczkolwiek są one przedstawione bardzo ubogo oraz infantylnie. Jestem świeżo po przeczytaniu Dickensa, Fowlesa, Prousta, dlatego czytając Głos góry czuję się zwyczajnie oszukany. Dostałem podróbę literatury od noblisty.
Obtarta noga - rozważania...,opis chrapania..., swędzący sutek..., walka ze starością za pomocą wyrywania siwych włosów..., golenie...
"Chmury, które pokrywały niebo, pędziły w stronę wschodu. Prognoza pogody zapowiadała wprawdzie, że dwieście dziesiąty dzień w roku powinien minąć spokojnie, ale Shingo był zdania, że przypuszczalnie tej nocy spadnie temperatura i zacznie padać deszcz".
Podejmowanie powyższych tematów w powieści, skutecznie zniechęca mnie do poszukiwania głębszego wymiaru książki, którego doszukują się bądź nawet dostrzegają go inni czytelnicy. W jakim celu, po co?
Mógłbym napisać coś podobnego i zastosować od groma niedopowiedzeń, posługiwać się najprostszym możliwym językiem, i czekać na spływające zachwyty (mam tutaj na myśli również Murakamiego), ale niestety nie urodziłem się w Japonii.
O dziwo był jakiś plus czytania, ponieważ mogłem się odrobinę dowiedzieć o japońskiej kulturze oraz historii.
Rozumiem fenomen opisywanej literatury i skąd takie wysokie oceny tej książki, nie dziwi mnie to, lecz ubolewam nad tym.
Literatura japońska zdecydowanie nie jest dla mnie. Kawabata stał się kolejnym autorem z Kraju Kwitnącej Wiśni, który wymęczył mnie swoim stylem pisania. Przymierzałem się od roku bądź nawet dwóch do przeczytania niniejszego tytułu. W międzyczasie czytałem pochlebne opinie na portalu i oczekiwałem przemiany na lepsze wobec mojego dotychczasowego niesatysfakcjonującego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-21
2016-11-15
2016-11-09
Czy istnieją książki, które czyta się dwa razy przy pierwszym zapoznaniu się z nimi?
Do takiej literatury należą książki Prousta. Wiele razy trzeba się cofnąć, aby nie stracić nic z pięknych opisów, głębokich analiz zachowania bohaterów. Nie znam żadnego innego autora, przy którym trzeba zachować aż takie intensywne skupienie się na każdym zdaniu, żeby nic nie stracić z przepysznej literackiej uczty. I są takie sceny, że wypada tylko zamknąć oczy, i oddać się myślowej swawoli. Jak np. zachwyt nad przypadkowo widzianą dziewczyną z dzbankiem mleka i kawą, którą bohater spotyka w drodze do Balbec. Staje się ona krótką esencją całej radości życia. Po raz kolejny spotykamy się z zatrzęsieniem cudownie brzmiących archaicznych słów. Jednak nie zawsze w trakcie czytania było kolorowo, bywały momenty ciężkiej wspinaczki neuronów ku wyższemu bytowi, aby zrozumieć sens rozważań autora.
Przez cały tom obserwujemy przemianę bohatera, który dojrzewa i życiowo mądrzeje zwłaszcza w relacjach z płcią przeciwną. I miłość tam jest, ma się dobrze, chce się wyrażać w młodych sercach, rozbijać o skały i chłodzić w morzu.
Z ogromną chęcią sięgnę po kolejny tom, aby oszukać upływający czas.
Czy istnieją książki, które czyta się dwa razy przy pierwszym zapoznaniu się z nimi?
Do takiej literatury należą książki Prousta. Wiele razy trzeba się cofnąć, aby nie stracić nic z pięknych opisów, głębokich analiz zachowania bohaterów. Nie znam żadnego innego autora, przy którym trzeba zachować aż takie intensywne skupienie się na każdym zdaniu, żeby nic nie stracić z...
2016-10-31
2016-01-18
Wyruszyłem na poszukiwania efektów twórczości Świetlickiego do biblioteki, bo jak dotychczas mimo moich zachwytów nad autorem, zorientowałem się, że znam to co najnowsze oraz grane przez zespół Świetliki. Natrafiłem na ten cienki tomik, wydany w 2009 roku. Co prawda mógłbym skompletować większość z twórczości autora w sieci, aczkolwiek lepiej przemawia do mnie papier. Nie mogę utaić, iż w porównaniu do znanych przeze mnie "Jeden" czy "Delta Dietla" opiniowane "Niskie pobudki" wypadają przy nich odrobinę blado. Jednakże byłem w stanie odnaleźć parę odpowiadających mi wierszy jak np. "Papier" o czytaniu i pisaniu wierszy. Czułem się lekko zawiedziony rzadko występującym motywem miłości. Nie byłem w stanie wyłapać sensu wierszy kierowanych do innych poetów/dziennikarzy. Bez wielkich uniesień, ale ...
co najważniejsze, po raz kolejny zostałem zaproszony do słownych gier, które przez pewien czas będą huczały w mojej głowie. I niech broją oraz rozbrajają mnie z letargu.
Wyruszyłem na poszukiwania efektów twórczości Świetlickiego do biblioteki, bo jak dotychczas mimo moich zachwytów nad autorem, zorientowałem się, że znam to co najnowsze oraz grane przez zespół Świetliki. Natrafiłem na ten cienki tomik, wydany w 2009 roku. Co prawda mógłbym skompletować większość z twórczości autora w sieci, aczkolwiek lepiej przemawia do mnie papier. Nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-18
2016-09-14
I pojawił się problem. Nie porwała mnie ta poezja, nie wywróciła do góry nogami, żebym wstawał wieczorem, a chodził spać o świcie. Dobre oraz przeciętne wiersze przeplatane sporadycznie takimi co można poświęcić pół głębszej chwili. Miałem w pamięci "Kalambury" w interpretacji zespołu Pustek, jeszcze parę innych wierszy i tak jakoś spodziewałem się czegoś więcej od Broniewskiego.
A gdy relacje damsko-męskie, to czułem zażenowanie.
Być może powrót za kilka lat?
I pojawił się problem. Nie porwała mnie ta poezja, nie wywróciła do góry nogami, żebym wstawał wieczorem, a chodził spać o świcie. Dobre oraz przeciętne wiersze przeplatane sporadycznie takimi co można poświęcić pół głębszej chwili. Miałem w pamięci "Kalambury" w interpretacji zespołu Pustek, jeszcze parę innych wierszy i tak jakoś spodziewałem się czegoś więcej od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-19
Drobna zmiana - czyli jak Marcin Świetlicki po raz kolejny odpiera atak, że się skończył. Byłem mocno zaskoczony, że tak szybko pojawił się jego zupełnie nowy tomik wierszy, ponieważ jeszcze żywo mam w pamięci pierwsze czytanie tytułu Delta Dietla sprzed roku.
Tym razem dostajemy tekst poetycki, bez podziału na wersy. Autor jasno wskazuje, dlaczego przyjął taką formę. Oczywiście ma to związek z aktualnymi wydarzeniami społeczno-politycznymi. Przekonuje nas, że mamy postrzegać teksty poetyckie jako wiersze "I to nie jest dzienniczek, pamiętniczek czy inne gówno. To są wiersze". Pozostaje się zgodzić.
Już w pierwszym wierszu opisuje sytuację polityczną w Polsce "Na początku były dwa słowa. Po jakimś czasie pojawiło się jedno słowo. Strach pomyśleć, co będzie później". Podstawić pod te słowa nazwy dwóch partii politycznych i jakoś się dopasuje.
I za kilkanaście stron pojawiły się cztery dobre wiersze miłosne. Zaraz potem trochę egzystencji i fochów do ojczyzny, że nie pozwala się z siebie śmiać. Oberwało się również cyfryzacji "To tam trzymają uczucia, stamtąd dowiadują się o niegodziwości świata", "W tym kraju, w którym mrok rozświetlają błękitne poświaty z ekranów. Już nie rozmawiają". Jak zawsze trafnie i celnie, bez przesadnych kombinacji. Pojawia się wspomnienie o Bowie. Styczeń staje się nowym niemal końcem świata, zamiast listopada. A Euforie i Depresje są winne pisaniu, wszelkim życiowym przewrotom.
I jeszcze jest kilka takich linijek, które z precyzją ukazują wojnę polsko-polską, które zaczynają się tak "Wojna cwanych z cwanymi, która wywołuje wojnę głupich z głupimi". Dalej też jest dobrze.
Lekko dostało się również Tokarczuk, zestawienie jej z bigosem oraz dobrym piwem nie uważam za chwalebne.
Takim oto sposobem, mamy błyskotliwe poetyckie streszczenie wydarzeń z życia państwa, autora, miasta z przełomu 2015/2016, być może niekiedy banalne, lecz nadal nienaganne.
Drobna zmiana - czyli jak Marcin Świetlicki po raz kolejny odpiera atak, że się skończył. Byłem mocno zaskoczony, że tak szybko pojawił się jego zupełnie nowy tomik wierszy, ponieważ jeszcze żywo mam w pamięci pierwsze czytanie tytułu Delta Dietla sprzed roku.
Tym razem dostajemy tekst poetycki, bez podziału na wersy. Autor jasno wskazuje, dlaczego przyjął taką formę....
2016-10-18
2016-10-11
I właśnie takich książek szukam do czytania, gęstych, trudnych, niosących z sobą wiele mądrości, bogatych w metafory i porównania, napisanych w sposób wymykający się klasyfikacjom. Ta liczba przepięknych słów, nie funkcjonujących już w obiegu jest wprost niewyobrażalna, gryzetka, rajfur, strangret, kokota, feblik, skrewić. Lubię to!
Już od początku na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Niesamowity opis najmniejszych drobnostek, gestu, każdego zachowania, przyrody - genialne. Nawet częste cofanie się w czytaniu nie odstręczało mnie od pochłaniania tej historii pełnej rozważań.
Nie będę ukrywał, że miałem wielkie obawy przed sięgnięciem po Prousta, że zupełnie nic nie zrozumiem, nie będę w stanie przebrnąć i pozostanie zgrzytanie zębami ze sromotą. A tutaj takie wspaniałe uczucie po przeczytaniu.
I kiedy zapytają mnie - czytałeś coś świetnego w życiu? Odpowiedź będzie Pro(u)sta.
I właśnie takich książek szukam do czytania, gęstych, trudnych, niosących z sobą wiele mądrości, bogatych w metafory i porównania, napisanych w sposób wymykający się klasyfikacjom. Ta liczba przepięknych słów, nie funkcjonujących już w obiegu jest wprost niewyobrażalna, gryzetka, rajfur, strangret, kokota, feblik, skrewić. Lubię to!
Już od początku na mojej twarzy pojawił...
2016-10-04
Ostatnio unikam książek, których akcja jest głęboko osadzona wokół II wojny światowej. W sumie trudno mi powiedzieć, czemu tak się dzieje, aczkolwiek faktem jest, że odbiegam od tej tematyki. Dlaczego więc Niebko? Pewnie nominacja do NIKE z 2014 r. swoje zrobiła. Jeszcze przed rozpoczęciem czytania, postanowiłem wyrywkowo sprawdzić kilka zdań z tego tytułu, aby nie dać się wciągnąć w historię, która byłaby pozbawiona poetyckości. Test dał wyniki zadowalający.
Czytam. Nasuwa się pierwszy wniosek po kilkunastu stronach - weź kartkę i rysuj drzewo genealogiczne. Oczywiście zlekceważyłem, dlatego czasami zbaczałem ze ścieżki fabularnej, coś pomijałem, zapominałem, grzeszyłem. Brak chronologii, kompletny rozstrzał wydarzeń, również nie pomagał w dobrym zrozumieniu.
Zaprezentowany multikulturalizm - ok.
Marzena, główna narratorka, alter ego autorki zbiera wspomnienia od swoich rodziców, jak i swoje, a jest do czego wracać i są opisane przez nią w taki sposób, że kupuję to, przyjemnie mi się je pochłaniało. Jednak mam pewne zarzuty, gdy autorka folguje sobie i pisze o samym pisaniu (wypełniacze nic nie wnoszące) oraz użycie słów "Wyborcza" "Smoleńsk" również uważam za zbędne, chociaż może bez tych słów wytrychów nie byłoby nominacji do NIKE?
I zwyczajnie pozostaje mi stwierdzić, że nie zawiodłem się, jest to bardzo dobra książka, mimo kilku swoich wad.
Ostatnio unikam książek, których akcja jest głęboko osadzona wokół II wojny światowej. W sumie trudno mi powiedzieć, czemu tak się dzieje, aczkolwiek faktem jest, że odbiegam od tej tematyki. Dlaczego więc Niebko? Pewnie nominacja do NIKE z 2014 r. swoje zrobiła. Jeszcze przed rozpoczęciem czytania, postanowiłem wyrywkowo sprawdzić kilka zdań z tego tytułu, aby nie dać się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-27
Nie, nie i jeszcze raz nie. Przyznaję rację wydawcy, który pisze, że "(...)powieść Dona DeLillo odznacza się wyjątkową prostotą języka i formy (...)". Dumne słowo Powieść na okładce, ma za zadanie przekonać czytelnika, że to co dostaje do przeczytania jest czymś poważnym. Rzadko spotykam taką wielką czcionkę, a tutaj jedynie 115 stron, co jest wręcz zatrważające. Z początku myślałem, że DeLillo będzie snuł brawurowe rozważania o Stanach Zjednoczonych w stylu Houllebecqa, jednak srodze się zawiodłem. Książka nie posiada osi fabularnej, to co próbuje uchodzić za nią, jest na tyle ukryte i enigmatyczne, że naprawdę szkoda cennego czasu na snucie własnych domysłów bądź dopowiedzeń. Chciałbym wrzucić przykładowe zdanie, ale jak wiadomo, można zniszczyć każdą książkę jednym zdaniem, a ktoś może jednak coś w niej odnajdzie, na swoją własną modłę?
Udało mi się wyłuskać jedną mądrzejszą, można powiedzieć, że życiową myśl, związaną z małżeństwem. Dotyczy ona nadmiernego uzewnętrzniania się drugiej połówce, ciągłego zwierzania się, domagania się próby zrozumienia, przez co zatraca się siebie i w konsekwencji stwarza się zagrożenie dla istnienia związku, ponieważ partner zaczyna nas traktować jak pomylonego. Można się zgadzać bądź nie zgadzać.
Mam nadzieję, że inne książki autora są o wiele lepsze, a jeśli nie, to mamy do czynienia z przeciętnym pisarstwem, które w nieznany mi sposób zostało zaklasyfikowane jako wielka literatura.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Przyznaję rację wydawcy, który pisze, że "(...)powieść Dona DeLillo odznacza się wyjątkową prostotą języka i formy (...)". Dumne słowo Powieść na okładce, ma za zadanie przekonać czytelnika, że to co dostaje do przeczytania jest czymś poważnym. Rzadko spotykam taką wielką czcionkę, a tutaj jedynie 115 stron, co jest wręcz zatrważające. Z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Na początku poddałem się lekkiej euforii czytania, ponieważ powieść zwiastowała nietuzinkową historię. Panowała atmosfera tajemniczości, co chwila pojawiały się osobliwe postaci, przedstawione na tyle inspirująco, że można było z niecierpliwością wyczekiwać na rozwój wypadków. Tworzyłem sobie nawet lekkie połączenia ze stylem Tima Burtona.
Trzeba też oddać, że mnogość występujących metafor, potrafiła skutecznie zatrzymać mnie na dłużej przy czytaniu. Dlatego dziwiłem się niepochlebnym opiniom.
Niestety, obiecujące rozpoczęcie nie przerodziło się w nic większego. Z każdym kolejnym akapitem byłem coraz mocniej skonsternowany serwowaną treścią. Brak ludzkich zachowań, jakieś zwyczajne interakcje, nie ten adres. Drewniane dialogi niczym z pierwszej lepszej telenoweli. Skoro ciężko mi było wypatrzyć jakąś sensowną fabułę, to myślałem, że może znajdą się aforyzmy? Zdecydowanie nie, jak nie dla psa kiełbasa. I nawet wspomniane bogactwo metafor nie było w stanie przysłonić wad. Ostatnie strony zapewne miały za zadanie wypełnić zobowiązania odnośnie wymaganej objętości książki.
Na książce można przeczytać, że to opowieść o tym, jak chaos niepostrzeżenie wsącza się w ludzkie życie. I wydawca ma poniekąd rację, ponieważ w tej pozycji znajduje się jedynie wielki chaos, nieuporządkowanie. Ciężko nakreślić jakąś intrygę, fabułę. Zwyczajnie nie mam pojęcia jaki był cel autora co do tej książki. Dlatego podejrzewam, że u wielu czytelników w trakcie i po przeczytaniu może zapanować chaos.
Na początku poddałem się lekkiej euforii czytania, ponieważ powieść zwiastowała nietuzinkową historię. Panowała atmosfera tajemniczości, co chwila pojawiały się osobliwe postaci, przedstawione na tyle inspirująco, że można było z niecierpliwością wyczekiwać na rozwój wypadków. Tworzyłem sobie nawet lekkie połączenia ze stylem Tima Burtona.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTrzeba też oddać, że mnogość...