Biblioteczka
"Wstęp" na circa 80 stron, który nie wiem, czy ma na celu ośmieszyć Brytyjczyków, czy Amerykanów (czy oba naraz). Narratorka, a zarazem glówna bohaterka, bezmyślnym niemalze strumieniem świadomości relacjonuje na zmianę pijackie wybryki przyjaciół i rodzinki, z wybrykami brytyjskiego wybranka serca, który nosi koszulki Aerosmith, i ona nie może uwierzyć, ze to na serio (serio).
Akcja właściwa, która zaczyna się potem, jest... cóż, sztampowa do bólu. Mamy piękne krajobrazy, silikonową wredną blondzię łasą na kasę, wiecznie pijanych przyjaciół, troskliwego zajętego przystojniaka i dużo okazji do tworzenia katastrof.
Plusik leci za umiłowanie bohaterki do zabytkowych ciuchów (czysto subiektywnie) i za konsekwencję w prowadzeniu postaci - faktycznie trajkocze jak kataryna, co i widać w narracji, i jest motorem do wielu wydarzeń (śmiesznych alibo nie).
"Wstęp" na circa 80 stron, który nie wiem, czy ma na celu ośmieszyć Brytyjczyków, czy Amerykanów (czy oba naraz). Narratorka, a zarazem glówna bohaterka, bezmyślnym niemalze strumieniem świadomości relacjonuje na zmianę pijackie wybryki przyjaciół i rodzinki, z wybrykami brytyjskiego wybranka serca, który nosi koszulki Aerosmith, i ona nie może uwierzyć, ze to na serio...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ja się tylko zastanawiam - czemu nikt tego biednego dziecka nie wysłał na jakąś porządną, zamkniętą terapię?
Opowieść pozbawiona lukru i w gruncie rzeczy smętna... dodatkowy punkt leci za liczne odniesienia do sci-fi, fantastyki i innych klimatów umiłowanych przez geeków i za epickie wręcz dialogi.
Ja się tylko zastanawiam - czemu nikt tego biednego dziecka nie wysłał na jakąś porządną, zamkniętą terapię?
Opowieść pozbawiona lukru i w gruncie rzeczy smętna... dodatkowy punkt leci za liczne odniesienia do sci-fi, fantastyki i innych klimatów umiłowanych przez geeków i za epickie wręcz dialogi.
Przyjemna lektura, dający się lubić bohaterowie i relacja, która rozwija się w miarę płynnie i sensownie, nie skacząc za bardzo od "Nienawidzę typa" do "Zrzucam majtki przez głowę". Niestety w którymś momencie napięcie kompletnie siada, a w fabule przez zbyt wiele stron nie dzieje się kompletnie nic - nie to, że akcja płynie leniwie, po prostu stoi w miejscu.
Przyjemna lektura, dający się lubić bohaterowie i relacja, która rozwija się w miarę płynnie i sensownie, nie skacząc za bardzo od "Nienawidzę typa" do "Zrzucam majtki przez głowę". Niestety w którymś momencie napięcie kompletnie siada, a w fabule przez zbyt wiele stron nie dzieje się kompletnie nic - nie to, że akcja płynie leniwie, po prostu stoi w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lekka poczytajka na leniwy wieczór, fajny pomysł na fabułę, bohaterka budzi sympatię, włącznie ze swoimi krągłościami (ostatnio jakaś moda na krągłe bohaterki.. ;) ) i umiłowaniem dla romansideł sprzed dwustu lat; reszta postaci nie jest papierowa i da się lubić, podobają mi się też "wtręty" z powieści pisanej przez Posy.
Sebastian jednak jest już przerysowany, zachowuje się wręcz jak człowiek z jakimiś zaburzeniami i nie wygląda na osobę zdolną stworzyć zdrową relację. Sama koncepcja była spoko, ale autorka przedobrzyła - Sebastian jest despotyczny, egotyczny, hałaśliwy, często niekulturalny i tak zapatrzony w siebie, że nie docierają do niego żadne bodźce z zewnątrz - i nieważne, jaka motywacja ostatecznie nim kieruje (co mnie swoją drogą nie przekonało za bardzo) - ktoś o takich cechach charakteru i nie panujący nad sobą to nie jest materiał "na męża". Od takich typów powinno się uciekać, więc fakt, że we współczesnej literaturze kobiecej promuje się niezdrowe wzorce mocno mnie mierzi.
Lekka poczytajka na leniwy wieczór, fajny pomysł na fabułę, bohaterka budzi sympatię, włącznie ze swoimi krągłościami (ostatnio jakaś moda na krągłe bohaterki.. ;) ) i umiłowaniem dla romansideł sprzed dwustu lat; reszta postaci nie jest papierowa i da się lubić, podobają mi się też "wtręty" z powieści pisanej przez Posy.
Sebastian jednak jest już przerysowany, zachowuje...
Książka jest przelaniem na papier typowej nastoletniej fantazji, zwykle opisywanej z wypiekami na policzkach na blogach zdobionych serduszkami. Oto mamy bohaterkę, charakterną, wyszczekaną, złośliwą i uroczo nieporadną, i oto mamy bohatera - idealnego w każdym calu, sławnego, pięknego, bogatego gwiazdora (jestem niemal pewna, że w wyobraźni autorki Cade ma twarz konkretnego aktora), który zupełnie przypadkiem zamieszkał w sąsiedztwie, zupełnie przypadkiem zderzył się z bohaterką i zupełnie przypadkiem zadurzył się w niej po uszy, bo jest inna od wszystkich kobiet, z którymi się do tej pory spotkał - nie ślini się jak basset na jego widok jak typowe fanki (ba, wydaje się go nie lubić! Wow!) i nie leci na jego popularność jak puste, łase sławy aktorki. Jej "inność" (de facto polegająca na tym, że na zmianę się wywala albo na niego wrzeszczy bez powodu) budzi oczywiście jego zainteresowanie. Schemat znany od początków internetów, zwykle powstający w wyobraźni osób, które na widok idola popadłyby w stupor.
Aż się zaczęłam zastanawiać, czy w ogóle nie lubię "motywu kopciuszka", czy tylko w tak sztampowo-blogaskowym wydaniu. I chyba jednak odpowiedź druga ;) Bo chyba każda z nas marzyła choć raz o "księciu z bajki", motyw jest fajny i pozwalający oderwać się na chwilę od szarej rzeczywistości, tutaj jednak mamy szybującego nad głowami orła z napisem "DEUS EX AIRLINES" na tyłku. Kopciuszek musiał sam się postarać i zawalczyć o księcia, wykazać się czymś - tutaj główne skrzypce zagrał fakt, że bohaterka nie patrzy, jak łazi, i akurat wpadła na hollywoodzką gwiazdę.
Dalej jest nie lepiej - sławny aktor obyty w świecie rumieni się jak dziewica i dąsa jak gimnazjalistka, poza tym jest absolutnym ideałem pozbawionym wad, przez co jest kompletnie papierowy i niewiarygodny, a cała fabuła ogranicza się do tego, że ganiają się po Nowym Jorku w świetle swiątecznych lampek i tu by chcieli, a tu się boją, tu się kochają od pierwszego wejrzenia, tu się rozstają, bo sława i tak ich rozdzieli.
Wiem, że od romansów pisanych ku pokrzepieniu serc samotnych niewiast w deszczowy wieczór nie ma co oczekiwać za wiele, tu jednak kompletnie nie kupuję ani bohaterów, ani osi fabularnej.
Książka jest przelaniem na papier typowej nastoletniej fantazji, zwykle opisywanej z wypiekami na policzkach na blogach zdobionych serduszkami. Oto mamy bohaterkę, charakterną, wyszczekaną, złośliwą i uroczo nieporadną, i oto mamy bohatera - idealnego w każdym calu, sławnego, pięknego, bogatego gwiazdora (jestem niemal pewna, że w wyobraźni autorki Cade ma twarz konkretnego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lekki, młodzieżowy język, prosta fabuła, ale wciąga i miło się to czyta. Na oderwanie myśli w ponury wieczór w sam raz - lektura pozwoliła przez chwilę poczuć się jakbym znów była w liceum :D. Plus zawsze miałam pewną słabość do postaci "mrocznych i tajemniczych" ;)
Fajnie, że bohaterka ma "defekt", który konsekwentnie utrudnia jej życie i fajnie, że absurdalna z pozoru sytuacja jest przedstawiona w sposób wiarygodny - autorka zadbała, by czytelnik niespecjalnie miał możliwość zakrzyknąć "Ale głupi, czemu nie zrobią czegoś tak oczywistego jak...?!"
Lekki, młodzieżowy język, prosta fabuła, ale wciąga i miło się to czyta. Na oderwanie myśli w ponury wieczór w sam raz - lektura pozwoliła przez chwilę poczuć się jakbym znów była w liceum :D. Plus zawsze miałam pewną słabość do postaci "mrocznych i tajemniczych" ;)
Fajnie, że bohaterka ma "defekt", który konsekwentnie utrudnia jej życie i fajnie, że absurdalna z pozoru...
Ałtorkasia lubuje się chyba w sprzedawaniu szkodliwych, stereotypowych treści.
Całej książki nie zdzierżyłam, ocena tylko za to, co się odjaniepawla w tym nieszczęsnym zoo i za to, że ałtorka przedstawia znęcanie się nad zwierzętami jako zabawne, bohaterka jest kompletną egocentryczną idiotką (najjaskrawsze: macha jadowitymi kobrami w bawełnianym worku, potem trzyma je na kolanach; kupuje rasową klacz arabską, przypina ją do wozu drabiniastego, potem się ad nią znęca, a potem ją gubi i nawet nie próbuje szukać,"bo jest durna i wredna"; ubija wszystkie jak leci zwierzęta jakie ma pod opieką, większość w ekstremalnie kretyński sposób, do tego większość z tych śmierci ją bawi etc etc etc).
Autorce naprawdę powinno się zabrać komputer za szerzenie szkodliwych treści.
Ałtorkasia lubuje się chyba w sprzedawaniu szkodliwych, stereotypowych treści.
Całej książki nie zdzierżyłam, ocena tylko za to, co się odjaniepawla w tym nieszczęsnym zoo i za to, że ałtorka przedstawia znęcanie się nad zwierzętami jako zabawne, bohaterka jest kompletną egocentryczną idiotką (najjaskrawsze: macha jadowitymi kobrami w bawełnianym worku, potem trzyma je na...
Nie zmęczyłam, i raczej już nie zmęczę. Jako miłośniczka wampirów chętnie sięgam po wszelkie wampirze pozycje książkowo-serialowo-filmowe, ale też jako miłośniczka wampirów wymagania odnośnie tematu mam wysokie... Cierpienie nieśmiertelności, obserwowanie przemijających wieków, odchodzenia bliskich, ciągła wewnętrzna walka człowieka z bestią, zgłębienie się w psychikę wiecznej, nieszczęśliwej, rozdartej istoty... Tia. W mniemaniu autorek "współczesnej literatury kobiecej" wampir to wysoki, barczysty, oczywiście nieludzko przystojny chłop ogarnięty żądzą... nie, nie krwi, po prostu żądzą. Ryćkania wszystkiego swoją wielką kuśką. W "Pocałunku o północy" autorka nie siliła się nawet na stworzenie jakiegoś zarysu fabuły dla uzasadnienia ryćkanka, po prostu na stronie 20 czy 30 bohater zjawia się u bohaterki i się ryćkają (zresztą wyjątkowo nieapetycznie, choć obowiązkowe jęki "AAaaaa, weź mnie, bo nie wytrzymie" - checked). I 30 stron później znów. I tak dalej.
Dotarłszy do połowy książki jakiejś konkretnej osi fabularnej nie odnotowałam. Może pojawia się dalej. Niby jacyś źli ścigają bohaterkę, niby oni ścigają złych, niby tu jakaś przyjaciółka w sidłach... Ale nie wciągnęła mnie ta historia, ci bohaterowie, ten świat.
Nie zmęczyłam, i raczej już nie zmęczę. Jako miłośniczka wampirów chętnie sięgam po wszelkie wampirze pozycje książkowo-serialowo-filmowe, ale też jako miłośniczka wampirów wymagania odnośnie tematu mam wysokie... Cierpienie nieśmiertelności, obserwowanie przemijających wieków, odchodzenia bliskich, ciągła wewnętrzna walka człowieka z bestią, zgłębienie się w psychikę...
więcej mniej Pokaż mimo toJak dla mnie - najlepsza pozycja z całego cyklu. Tym razem główną bohaterką i przedstawicielką rodu jest Ona, więc schemat hulaka-dziewica został przyjemnie zaburzony. Jednak, co ważniejsze, wreszcie mamy też pokazane prawdziwe trudności i problemy w linii relacji. On ma trudną przeszłość, deprechę topioną w alkoholu i słabo sobie ze sobą radzi. Oczywiście, dzięki Onej sobie poradzi, ale przynajmniej się kobitka serio musiała napocić ;).
Jak dla mnie - najlepsza pozycja z całego cyklu. Tym razem główną bohaterką i przedstawicielką rodu jest Ona, więc schemat hulaka-dziewica został przyjemnie zaburzony. Jednak, co ważniejsze, wreszcie mamy też pokazane prawdziwe trudności i problemy w linii relacji. On ma trudną przeszłość, deprechę topioną w alkoholu i słabo sobie ze sobą radzi. Oczywiście, dzięki Onej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trochę się będę powtarzać, ale ponieważ wszystkie książki cyklu są pisane wg identycznego schematu, to ciężko tego uniknąć. Zresztą - skoro autorce wolno, to mi tym bardziej :D.
Mamy więc Onego - hultaja, pirata, nieskorego do ustatkowania się, lubiącego przypadkowe numerki, pochodzącego z szalonego rodu. Mamy też Oną - niby nieśmiałą, ale jednak nie nieśmiałą, dziewicę z charakterkiem. Siostra Onego jest romantyczką i chce całą rodzinkę wyswatać. On oczywiście nie chce, ale jak widzi Oną, to nie umie się powstrzymać. Ledwie się poznali - następuje pocałunek. Ciągnie ich do siebie jak muchy do... zupy, choć niby się nie lubią, jak tylko na siebie popatrzą, to jęczą z podniecenia.
Fabuła, tym razem inspirowana "Romeo i Julia" również jest prościutka i pretekstowa.
Niemniej jednak, nadal, jak przy całej reszcie - jak kto lubi czysty relaks bez zaprzęgania mózgu do pracy, i umie przymknąć oko na wszelkie możliwe uproszczenia, spędzi nad tą pozycją przyjemne 2-3 godzinki.
Trochę się będę powtarzać, ale ponieważ wszystkie książki cyklu są pisane wg identycznego schematu, to ciężko tego uniknąć. Zresztą - skoro autorce wolno, to mi tym bardziej :D.
Mamy więc Onego - hultaja, pirata, nieskorego do ustatkowania się, lubiącego przypadkowe numerki, pochodzącego z szalonego rodu. Mamy też Oną - niby nieśmiałą, ale jednak nie nieśmiałą, dziewicę z...
O wszystkich tomach z cyklu mogłabym w sumie napisać dokładnie to samo.
On i Ona. I Przeznaczenie oczywiście. Tu się nie lubią, tu lecą na siebie tak, że Ona jęczy, a jemu staje gdy tylko na siebie popatrzą. On - doświadczony hulaka, który nie chce żony i kpi z idei "legendarnych kochanków", którą sprzedaje mu jego siostra-romantyczka. Ona - dziewica z charakterem, która ma Misję.
Prosta, aż zbyt prosta fabułka, która jest tylko pretekstem do tego, żeby gdzieś wysłać bohaterów tylko we dwoje.
Jednak jeśli komuś odpowiada konwencja lekkiego, totalnie niezobowiązującego i niezmuszającego mózgu do pracy romansu, będzie zadowolony. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie, w sam raz na leniwy wieczór dla czystego relaksu. Nie ma co oczekiwać pogłębionej analizy psychologicznej czy zaskakujących zwrotów akcji, ale czasem tego właśnie szukamy :).
O wszystkich tomach z cyklu mogłabym w sumie napisać dokładnie to samo.
On i Ona. I Przeznaczenie oczywiście. Tu się nie lubią, tu lecą na siebie tak, że Ona jęczy, a jemu staje gdy tylko na siebie popatrzą. On - doświadczony hulaka, który nie chce żony i kpi z idei "legendarnych kochanków", którą sprzedaje mu jego siostra-romantyczka. Ona - dziewica z charakterem, która ma...
Jest Ona. Jest On. Jeszcze się nie poznali, a już iskrzy między nimi erotyczne napięcie (hint: zdanie "Nagle pojawiło się między nimi erotyczne napięcie" zabija całe napięcie :P ).Podczas pierwszej rozmowy On i Ona całują się, wskutek czego ona jęczy niekontrolowanie, a on ma największą stójkę w życiu. On jest, oczywiście, doświadczonym hulaką niechętnym do żeniaczki, ona - dziewicą z charakterem. Fabuła jest bardzo prosta i jest tylko pretekstem do opisywania łóżkowo-sercowych rozterek bohaterów (w tym tomie, czwartym z serii, autorka już chyba nieco przesadziła - całą zagadkę rozwiązuje przyjaciel Onego, podczas gdy zadaniem bohaterów jest ukryć się za miastem i kąpać w gorących źródłach). Bohaterowie zbliżają się do siebie (fizycznie), potem mają rozterki, potem odkrywają że się kochają, happy end.
Ale, pomijając fakt, że książki pisane są jak od kalki, swoją funkcję spełniają całkiem nieźle. Podkocykowe romansidło na babski wieczór z książką i herbatką w sam raz, jeśli tylko nastawimy się na czystą rozrywkę, nie oczekując głębszej refleksji czy analizy psychologicznej. Sprawne i bardzo lekkie pióro autorki sprawia, że mamy przed sobą książkowy odpowiednik komedii romantycznej klasy C - jeśli ktoś czasem lubi lekkie odmóżdżenie (ja lubię) to ta pozycja (jak i cały cykl) jest sam raz :).
(ocena zawyżona ze względów subiektywno-sentymentalnych :P )
Jest Ona. Jest On. Jeszcze się nie poznali, a już iskrzy między nimi erotyczne napięcie (hint: zdanie "Nagle pojawiło się między nimi erotyczne napięcie" zabija całe napięcie :P ).Podczas pierwszej rozmowy On i Ona całują się, wskutek czego ona jęczy niekontrolowanie, a on ma największą stójkę w życiu. On jest, oczywiście, doświadczonym hulaką niechętnym do żeniaczki, ona -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ok, na tę pozycję jestem stanowczo za stara. Choć.... mam wrażenie, że szesnastoletnia ja odrzuciłaby ją z jeszcze większym niesmakiem (mając lat 16 czytałam Tolkiena i Makuszyńskiego. Ależ obniżam własne standardy....).
Nie powiem, książka miała pewien potencjał. Przeniesienie legend arturiańskich we współczesne realia i te sprawy... to mogło się udać. No ale się nie udało. Bohaterka jest wyjątkowo antypatyczną małolatą, do tego postać jest prowadzona niekonsekwentnie (na zmianę kujon czytający książki z tępą uczennicą chwalącą się ignorancją), pozostali bohaterowie - stereotypowi aż do bólu. Tru laff oczywiście ocieka przystojnością (ktoś liczył ile razy pojawia się w książce słowo "przystojny"?), narratorka-bohaterka pławi się w opisach jego zayebistości, urody, szlachetności, mądrości, kapitan drużyny futbolowej, bogaty, przewodniczący, same piątki, broni kujonów uciśnionych, blablaBLAAAAA.... więcej w tekście zachwytów kolorem jego oczu i opisów tego, jak wpływają one na nogi bohaterki, niźli opisów akcji. Jego dziewczyna - oczywiście blond czirliderka. Poza tym przeniesienie wprost osi fabularnej legend arturiańskich w realia szkolne, włącznie z oczywistymi imionami (Lance i Jennifer... serio?). Jedyną "niespodziankę" rozgryzłam zaś około strony 19 :P.
Zawiązanie akcji tak samo na siłę jak cała reszta (laska biegnie i zwraca uwagę na grupkę totalnie niewyróżniających się nastolatków... podobno dlatego, że w jej okolicy nie ma żadnych innych.... szkoda tylko, że w samym jej roczniku w szkole jest ich 200. O szkodliwych stereotypach powtarzanych kilkakrotnie typu: "Ale on nie był naćpany. I ani on, ani jego znajomi nie wyglądali na narkomanów.Nosilinormalne ubrania, szorty khaki i T - shirty.Żadne z nich nie miało tatuażu ani piercingu" czy fakt, że czarny charakter charakteryzuje się tym, że ma kolczyki przez grzeczność nie wspomnę), ok, uwierzyłabym, gdyby wątek sił nadnaturalnych był sugerowany od początku.... ale przez 2/3 książki mamy tylko zżynkę fabuły i luźne analogie odkrywane przez mONdrą bohaterkę. I dużo, dużo, DUUUUŻOOOOO za dużo opisów rozterek typowej małolaty "Oh jej ale on na mnie patrzy, dał mi różę, zaprosił na jacht, oh jaki on cudny, co ten nauczyciel chrzani, ale nuda, ach te oczy Willa takie błękitne, taki przystojny, a ja taka brzydka, co oznaczało jego spojrzenie, nie założyłabym obciachowej kamizelki na ponton!, mówiłam już jaki on piękny?". Akcja rusza dopiero na ostatnich 50 stronach książki, i dopiero wtedy robi się fajnie. Szkoda, że wątek fantasy został potraktowany tak po macoszemu i zniknął w natłoku sercowych rozterek, bo gdyby proporcje były inne, czytałoby się to znacznie lepiej, a i nota byłaby wyższa. A i tak jest taka wysoka, bo te ostatnie 50 łyknęłam szybciej niż całą resztę :P.
Ok, na tę pozycję jestem stanowczo za stara. Choć.... mam wrażenie, że szesnastoletnia ja odrzuciłaby ją z jeszcze większym niesmakiem (mając lat 16 czytałam Tolkiena i Makuszyńskiego. Ależ obniżam własne standardy....).
Nie powiem, książka miała pewien potencjał. Przeniesienie legend arturiańskich we współczesne realia i te sprawy... to mogło się udać. No ale się nie...
Takie bardziej 4,5, ale litościwa ze mnie pani i zwykle zaokrąglam w górę przy połówkach.
Co do książki... no... przeczytałam. Trochę z nudów, trochę w czasie zabójczej migreny. Zaczyna się całkiem przyjemnie, pojawiają się zagadkowe wątki, tajemnicze wizje i obrazowe opisy, i początek mnie dość wciągnął, nawet pomimo faktu, że jakaś uberinteligentna lubimyczytaćowiczka postanowiła w ramach recenzji streścić całość fabuły w sześciu zdaniach. Dziękuję, użytkowniczko, przycisk "Oznacz jako spoiler" bywa przydatny, serio.
Ale ad rem. Zaczyna się intrygująco, zwłaszcza te wizje bohaterki od pierwszych stron są ciekawe, a opisy pożarów i pracy strażaków bardzo obrazowe i naprawdę mi się podobały. Spodobały mi się opisy koncertowego transu, muzyki, scenicznych kreacji, gry świateł i dźwięku niczym faktycznie z jakiejś narkotycznej wizji, i fakt, że początkowo rzeczy wydają się nieoczywiste.
Sam pomysł także, w moim odczuciu, miał potencjał i główny wątek został fabularnie w miarę zgrabnie poprowadzony i wyjaśniony. Jednak zabrakło mi w tym... czegoś więcej. Nawet sama nie do końca wiem czego, zagłębienia się w historię, czegoś, co spowodowałoby czytanie z wypiekami na twarzy i niemożność oderwania się od lektury. Od tej książki można się oderwać w każdym momencie, nie wciąga, nie porywa do swojego świata, można ją odłożyć i zapomnieć o niej bez żadnego klopotu. Sama oś fabularna jest po prostu... poprawna. Jednak jej przedstawienie nie budzi żadnych emocji.
Główną wadą książki, już pomijając infantylne perypetie uczuciowe, powierzchowność opisów i nadmierne skupianie się na odzieży, są bohaterowie. Sparowana szóstka nastolatków, którzy są totalnie pozbawieni osobowości, charakterów, zainteresowań. Niektóre ich cechy poznajemy z narracji pierwszoosobowej protagonistki - ona sama lubi malować, jej facet jest przystojny, oczywiście, i interesuje się projektowaniem, jedna psiapsiółka jest blond aniołkiem a druga lubi sport. I tyle. Wszyscy poruszają się jak marionetki na planszy, nie interesując się niczym poza związkami, imprezami, i sobą nawzajem. Odnośnie tych nielicznych cech, przedstawionych przez narratorkę, też trzeba jej uwierzyć na słowo, bo bohaterowie niczym się między sobą nie różnią jeśli chodzi o zachowanie, sposób wysławiania, jakiekolwiek cechy osobowości. Różnią się opisem cech i wyglądu. Są mdli, nie uwodzą czytelnika, nie potrafią go w sobie rozkochać, może to dlatego książka nie wzbudza żadnych uczuć. Nowo przybyli, czyli emerytowany gwiazdor i jego obstawa, są trochę ciekawsi, ale minimalnie. Oni dla odmiany są kryształowo piękni, kryształowo puści i również tak naprawdę niczym się między sobą nie różnią, pozbawieni całkowicie indywidualności. Najciekawszy jest ów gwiazdor, ale tylko na tle reszty.
Dało się z tego wszystkiego wycisnąć o wiele, wiele więcej.
Takie bardziej 4,5, ale litościwa ze mnie pani i zwykle zaokrąglam w górę przy połówkach.
Co do książki... no... przeczytałam. Trochę z nudów, trochę w czasie zabójczej migreny. Zaczyna się całkiem przyjemnie, pojawiają się zagadkowe wątki, tajemnicze wizje i obrazowe opisy, i początek mnie dość wciągnął, nawet pomimo faktu, że jakaś uberinteligentna lubimyczytaćowiczka...
I tu jestem mocno rozdarta... z jednej strony wreszcie coś, w czy bohaterowie naprawdę mają problem, traumę z przeszłości i realne niebezpieczeństwo nad głową, a nie tylko chodzą przez 200 stron ogladając wystawy i "coś ich do siebie przyciąga", z drugiej jestem bardzo negatywnie nastawiona do umieszczania przekonań religijno-światopoglądowych autorów w powieściach, zwłaszcza jeśli nie mają one żadnego wpływu na fabułę czy działania bohaterów.
Akcja jednak trzyma w napięciu, a relacje między bohaterami przedstawione są dosyć wiarygodnie i rozwijają się spokojnie, niespiesznie.
I tu jestem mocno rozdarta... z jednej strony wreszcie coś, w czy bohaterowie naprawdę mają problem, traumę z przeszłości i realne niebezpieczeństwo nad głową, a nie tylko chodzą przez 200 stron ogladając wystawy i "coś ich do siebie przyciąga", z drugiej jestem bardzo negatywnie nastawiona do umieszczania przekonań religijno-światopoglądowych autorów w powieściach,...
więcej Pokaż mimo to