-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-27
2023-01-06
Jak to dobrze mieć pakiet biblioteczny z Legimi. Właśnie zauważyłam, że książka ma swoją premierę 16.01, a więc za dziesięć dni, a ja już jestem po lekturze. Żałuję, że tak szybko przeczytałam Wadę, bo to książka tak emocjonalna, że mam problem żeby sklecić parę zdań na jej temat. Znowu zarwałam noc i nie wiem czy to wina wieku, Wady czy pełni księżyca. Wczoraj krótko po północy stwierdziłam, że odkładam książkę i idę spać. Mhm...poszłam... nie dawała mi spokoju i musiałam ją doczytać. Tym sposobem skończyłam o 2 w nocy. Jestem zmęczona, czuję piach pod oczami, ale to była tak piękna i mądra książka, że nie dosyć, że na długo zostanie w mojej pamięci to coś czuję, że za jakiś czas sięgnę po nią ponownie tylko po to, żeby delektować się tą historią i czytać już na spokojnie, bo wiem jakie będzie zakończenie.
" Twoje wady to nie słabości. Nie zwalczaj ich, akceptuj je".
Jak to jest z tymi wadami. Sami z pewnością swoich nie zauważamy, ale u innych pierwsi je dostrzegamy. Mogę Wam zdradzić, że po lekturze najnowszej książki Pani Izy Maciejewskiej zupełnie inaczej spojrzycie na wady.
Od pierwszego zdania wiedziałam, że Wada będzie dobrą lekturą, ale że aż tak to chyba najstarsi górale się tego nie spodziewali. W tej książce znalazłam to co powinno być w lekturze zasługującej na miano książki roku: uśmiech, łzy i wzruszenie, genialni bohaterowie i historia, która nie tylko czyta się sama, ale i mogła się przydarzyć każdej z nas. Tylko, gdzie znaleźć takiego Marka. O matko i córko co to za bohater - idealny, rozsądny, mądry, dojrzały i z wadą, z którą niewielu ludzi potrafiłoby żyć, ale jemu ona dodaje uroku i sprawiła, że stał się tym kim jest. Jak to wada?? Przeczytacie o niej w książce Pani Izy.
Główną bohaterkę, Julię Radosna poznajemy w momencie, gdy dziewczyna wybiera się na rozmowę kwalifikacyjną . Jeśli myślicie, że starania Julii o pracę to bułka z masłem to jesteście w błędzie, bo to droga trudna i wyboista, pełna komicznych sytuacji i tekstów, o których długo nie zapomnę. O Julii nie można myśleć bez banana na twarzy. Ta dziewczyna jest niesamowita: dowcipna, empatyczna, pełna radości i pecha, który zdaje się ją prześladować w pierwszej części na każdym kroku. Ale to też dziewczyna, która ma za sobą trudne dzieciństwo, które wyryło się głęboko w psychice dziewczyny. Ja wiem, że rodziców się nie wybiera, ale dla naszej bohaterki Pani Iza wzięła chyba tę z najniższej półki. Rety co to było z babsko. Nigdy nie życzę ludziom źle, ale ta baba od pierwszej sceny z nią sprawiała, że nóź mi się otwierał i kieszeni, a w oczach miałam rządzę mordu. Na szczęście los ją odpowiednio wynagrodził. Jak??? Nie powiem, przeczytajcie sami i oceńcie. Jak tacy ludzie jak Julia mogą mieć coś wspólnego z taką koszmarną mamusią. Mówią, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. W przypadku Julii można mieć wrażenie, że ona pochodzi z innego sadu, nie z sąsiedniej jabłonki. Pokochłam Julie całym sercem i powiem Wam, że nie miałabym nic przeciwko takiej przyjaciółce. Ta dziewczyna jest cudowna.
Po perypetiach ze zdobyciem nowej pracy przyszła pora na poznanie Marka Wenty. I chociaż początkowo nie umiałam chłopa rozgryźć to z każdą stroną wkradał się podstępnie w moje serce. Uwielbiam go i wada, którą zafundował mu los nie tylko w niczym mu nie przeszkadza, ale i mam wrażenie, że dodaje uroku. Marek to zupełne przeciwieństwo Julii, ale jak doskonale wiecie przeciwieństwa się przyciągają i... To i jest najważniejsze, ale nie zdradzę Wam treści książki, bo musicie koniecznie po nią sięgnąć.
Ta książka jest genialna, ludzka, bez ubarwień i dopracowana od pierwszej do ostatniej strony. Rewelacyjna, zachwycająca, zapadająca w pamięci, kradnąca serce ... mogę zachwalać ją pod niebiosa, ale po co. Sięgnijcie po Wadę Izy Maciejewskiej i przeczytajcie. Mam tylko jedną radę: zacznijcie odpowiednio wcześnie, bo nie odłożycie jej dopóki nie skończycie i jeszcze miejcie pod ręką kawałek chusteczki, bo z pewnością się przyda.
Mam w zanadrzu jeszcze kilka tytułów Pani Izy i wiem co będę robić na najbliższym wyjeździe do pracy.
Czytajcie i zachwycajcie się tak jak ja,
Polecam z całego serca.
Jak to dobrze mieć pakiet biblioteczny z Legimi. Właśnie zauważyłam, że książka ma swoją premierę 16.01, a więc za dziesięć dni, a ja już jestem po lekturze. Żałuję, że tak szybko przeczytałam Wadę, bo to książka tak emocjonalna, że mam problem żeby sklecić parę zdań na jej temat. Znowu zarwałam noc i nie wiem czy to wina wieku, Wady czy pełni księżyca. Wczoraj krótko po...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-06
Florentynę od kwiatów Agnieszki Kuchmister próbowałam już przeczytać krótko po premierze, ale coś nam było nie po drodze i odłożyłam ją na bok. W tym roku postanowiłam czytać książki, które już od wieków zalegają na mojej półce, więc wybór padł na Florentynę tym bardziej, że są już dwa kolejne tomy. I wiecie co? Mam wrażenie, że do książek trzeba "dorosnąć", bo tak jak poprzednim razem nie mogłam przebrnąć nawet przez kilka stron to tym razem pochłonęłam stronę za stroną i sama się zdziwiłam, że to już koniec. Zaczęłam też czytać Nadzieję od zwierząt, bo to jest rzeczywiście zachwycająca powieść, która zabiera nas w magiczny i zapomniany świat.
Florentyna pojawia się na świecie w roku 1918. Pojawia się przypadkiem w rodzinie, gdzie jest nie tylko najmłodszym dzieckiem, ale i jedyna córką. Florentyna od dziecka jest "inna" i nie pasuje do wiejskich dzieci. Miłością Florentyny są kwiaty te w kolorze niebieskim, które nie tylko kwitną przez cały rok, ale i pomagają ludziom w różnych dolegliwościach. Bohaterce towarzyszymy od narodzin, przez młodość aż do dojrzałości, gdy wychodzi za mąż i na świecie pojawiają się dzieci. Nie opowiem Wam o losach Florentyny, bo jeśli nie czytaliście książki to musicie koniecznie wziąć ją w swoje ręce.
Sokołów to mała wieś położona wśród lasów i pełna dawnych wierzeń. Florentyna od kwiatów aż kipi przyrodą i zielenią. Tu na każdej kartce słychać szum drzew i świergot ptaków. Tu żyje się wolniej, inaczej może lepiej. Tu rytm dnia wyznaczają pory roku, a z letargu budzą ludzi niecodzienne wydarzenia. My już nie umiemy tak żyć, nie umiemy wsłuchać się w naturę i nie umiemy żyć z nią w zgodzie. Nas otacza z każdej strony technika i miliony bodźców, które zakłócają nam szum drzew, zapach lasu i brzęczenie owadów.
Florentyna od kwiatów Agnieszki Kuchmister to napisana pięknym językiem opowieść, która toczy się leniwie i swoim rytmem. Nie ma tu szaleńczych zwrotów akcji, ale wszystko ma swoje miejsce i swój czas. To baśniowa i magiczna opowieść pełna szeptuch, topielic i dawnych wierzeń, To opowieść, która przenika w głąb nas i czujemy ją wszystkimi zmysłami.
Mnie zachwyciła i cieszę się, że przede mną dwie kolejne części.
Florentynę od kwiatów Agnieszki Kuchmister próbowałam już przeczytać krótko po premierze, ale coś nam było nie po drodze i odłożyłam ją na bok. W tym roku postanowiłam czytać książki, które już od wieków zalegają na mojej półce, więc wybór padł na Florentynę tym bardziej, że są już dwa kolejne tomy. I wiecie co? Mam wrażenie, że do książek trzeba "dorosnąć", bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-02
O najnowszej książce Magdy Knedler dowiedziałam się z instagrama, gdzie wszyscy ( a przynajmniej większość) pokazywała pięknie wydaną książkę z barwionymi brzegami. Przeglądając Legimi natrafiłam na Medeę z Wyspy Wisielców i pomyślałam sobie, że sprawdzę o co tyle hałasu. Sprawdziłam i przepadłam bez reszty. Mamy początek lutego, a już wiem, że to będzie jedna z moich ukochanych tegorocznych premier. Tej książki się nie czyta, bo tą książką należy się delektować jak najlepszą czekoladą kiedy czujemy w ustach feerię smaków. W przypadku najnowszej książki Magdy Knedler odczuwamy całą gamę emocji i każde zdanie wżera się w nas głęboko i nie daje o sobie zapomnieć. Ta książka wciąga od pierwszej strony, chcemy ją szybko przeczytać, a jednocześnie żałujemy, gdy zbliżamy się do końca. Niebanalna, przemyślana w każdym calu, dojrzała i przede wszystkim naszpikowana emocjami jak dobra kasza skwarkami. To książka, o której długo nie zapomnę i którą będę polecać każdemu kto jak ja kocha literki. Oczarowała mnie ta historia i sprawiła, że tłukłam się po nicy jak Marek po piekle, bo nie mogłam przestać o niej myśleć.
Medea z Wyspy Wisielców to opowieść o Madzie, młodej dziewczynie, która w swoim życiu doświadczyła wiele zła i smutku. Już od urodzenia znalazła się na straconej pozycji. Wychowana w sierocińcu nie zna swojego pochodzenia. Wykorzystywana i poniżana zmuszona była walczyć o każdy dzień i o każdą kromkę chleba. Bez perspektyw i szans na lepsze życie do czasu, gdy na swojej drodze spotkała Andreasa Schwitza, który zdawał się być światełkiem w tunelu. To właśnie w jego domu na Wyspie Wisielców Mada rozpoczyna służbę, Czy Andreas rzeczywiście działał tak bezinteresownie? Czy na wyspie oddalonej od siedzib ludzkich dziewczyna i dwoje zamożnych mężczyzn to dobra konfiguracja?? A gdy na wyspę przybywa młody ogrodnik to....no właśnie... to on odmieni życie dziewczyny o sto osiemdziesiąt stopni. Ale czy wszystko pójdzie we właściwym kierunku? Sięgnijcie koniecznie po Medeę w Wyspy Wisielców Magdy Knedler i dajcie się porwać tej niesamowitej historii.
Ta książka nie jest napisana dobrze, ona jest napisana rewelacyjnie. Autorka z precyzją zegarmistrza pokazała nam Dolny Śląsk z początków XX wieku: Wrocław, jezioro sławskie, a więc miejsca, które znam i które są bliskie memu sercu. Świetnie wykreowani bohaterowie, historia nawiązująca do mitologii i tajemniczy Dolny Śląsk sprawiły, że przez książkę płyniemy i już rozumiem wszystkie zachwyty, ochy i achy.
Polecam Wam z całego serca, bo to książka, którą zdecydowanie warto poznać. Ja osobiście mimo zachwytów odczuwam lekki niedosyt, ale zakończenie sugeruje, że można się spodziewać kontynuacji.
O najnowszej książce Magdy Knedler dowiedziałam się z instagrama, gdzie wszyscy ( a przynajmniej większość) pokazywała pięknie wydaną książkę z barwionymi brzegami. Przeglądając Legimi natrafiłam na Medeę z Wyspy Wisielców i pomyślałam sobie, że sprawdzę o co tyle hałasu. Sprawdziłam i przepadłam bez reszty. Mamy początek lutego, a już wiem, że to będzie jedna z moich...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-23
Nie lubię tych okładek z goliznami czy to damskimi, czy męskimi, bo jakoś do mnie nie przemawiają. Zawsze mam wrażenie, że seks będzie z książki aż kapał. Przypadek sprawił, że przeglądałam sobie Legimi i patrzyłam na oceny książek, a że jedną książkę Katarzyny Rzepeckiej mam za sobą i fajnie się ją czytało to wzięłam się za Jej bohatera. Potrzebowałam książki lekkiej, łatwej i przyjemnej. I powiem szczerze, że tak mnie wciągnęła akcja, że wczoraj czytałam dopóki nie zmorzył mnie sen, a do porannej kawy skończyłam te pare stron, które mi zostały. Bardzo fajnie napisana historia, przemyślana i dopracowana. Z pewnością Nobla nie dostanie, ale nie żałuję ani minuty spędzonej z lekturą. Pani Katarzyna ma lekkie pióro i książka w zasadzie czytała się sama. Może przewidywalna, może trywialna, może powiecie, że miałka, ale ja się dobrze bawiłam i z pewnością sięgnę po kolejne części. Autorka w fajny sposób wykreowała bohaterów, a już moje serce skradł Jaś i te jego teksty. Musicie poznać je koniecznie.
W książce Jej bohater poznajemy Hankę, która odziedziczyła po babci domek w górach. Górach, których z całego serca nienawidzi. Los jednak sprawił, że nasza bohaterka przeprowadza się z Gdańska, aby uciec przed zgiełkiem miasta i wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu. Chce nabrać dystansu i odpocząć. Domek jednak wymaga remontu, a naszej bohaterce ciężko znaleźć ekipę, bo podobno dom jest nawiedzony i w nim straszy. W końcu Hanka trafia na Panów Burzyńskich, ojca i syna. I tak jak ojciec uwinął się szybko z robotą tak z Erykiem nie jest już tak łatwo. Jest dla Hanki nie tylko niemiły, ale i wręcz arogancki, Na każdym kroku przygaduje dziewczynie. Czyżby przeciwieństwa się przyciągały?? A może dojdzie do morderstwa? Jeśli potrzebujecie zresetować system to sięgnijcie po książkę Katarzyny Rzepeckiej i przekonajcie się sami.
Bardzo podobały mi się słowne przepychanki między Hanką a Erykiem i to z zasadzie one robią dobrą robotę w książce. Wiadomo romans to romans, ale Katarzyna Rzepecka w książce Jej bohater zrobiła kawał dobrej roboty i pokazała dwoje ludzi, pokiereszowanych przez los, którzy musieli się odnaleźć na nowo. Bardzo fajna kreacja bohaterów, wartka akcja i dawka humoru sprawiły, że z przyjemnością sięgnę po kolejną część Serii Górskiej
Nie lubię tych okładek z goliznami czy to damskimi, czy męskimi, bo jakoś do mnie nie przemawiają. Zawsze mam wrażenie, że seks będzie z książki aż kapał. Przypadek sprawił, że przeglądałam sobie Legimi i patrzyłam na oceny książek, a że jedną książkę Katarzyny Rzepeckiej mam za sobą i fajnie się ją czytało to wzięłam się za Jej bohatera. Potrzebowałam książki lekkiej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-21
Jak tylko zobaczyłam na Legimi najnowszą książkę Marty Obuch to rzuciłam wszystko to, co miałam rozpoczęte i zasiadłam do uczty z Ja tu tylko zabijam. Tak dobrze napisałam: do uczty, bo każda książka autorki to dla mnie prawdziwa uczta literacka. Mam wrażenie, że nadajemy z Panią Martą na tych samych falach i mamy podobne poczucie humoru. Czekam na każdy nowy tytuł Marty Obuch jak dziecko na Boże Narodzenie. To kolejna komedia kryminalna, przy której aż żołądek bolał mnie ze śmiechu i bałam się czytać w łóżku wieczorem, żeby nie obudzić małżonka, bo rechotałam jak ta durna.
Ja tu tylko zabijam powinna być zapisywana jako antydepresant, bo to książka, przy której nie tylko świetnie się bawiłam, ale i zapomniałam o całym świecie. Mogę mieć tylko żal do autorki, że tak rzadko na rynku wydawniczym pojawiają się Jej nowe tytuły. Ja rozumiem, że życie codzienne rządzi się swoimi prawami, ale spragnieni czytelnicy czekają i czekają. Może Pani Marta coś w tej kwestii zmieni??
Autorka zabiera nas w zakręconą podróż do Katowic, gdzie na osiedlu Tauzena ( Tysiąclecia ) mieszka Antonina Biczak, zwana Tosią. Tosia do doktorantka jednej z katowickich uczelni, a że są wakacje nasza bohaterka zatrudnia się do pilnowania domu pod nieobecność gospodarzy, którzy udali się na zasłużony wypoczynek. Tosia miała zająć się ogrodem i nietuzinkowym psem o jakże wdzięcznym imieniu Nietzsche, który składał się z kupy kłaków i pyska, którego nieustannie używał i szczekał bez opamiętania. Należy zauważyć, że lato było kapryśne tego roku i zamiast rozpieszczać słońcem to lało jakby ktoś przeciął chmurę. W taką właśnie pogodę Tosia, aby uratować psa zmuszona zostaje do włamania się do doku z narzędziami, gdzie dokonuje makabrycznego odkrycia... Zycie Tosi zmieni się o 180 stopni, a nasza bohaterka będzie wszędzie tam, gdzie dojdzie do próby przestępstwa. A może jej obecność nie będzie przypadkowa?? Sięgnijcie koniecznie po Ja tu tylko zabijam Marty Obuch i poznajcie Tosię, którą polubicie od pierwszej strony.
Matko jaka ta książka była genialna. Nie ma tutaj przecinka, do którego mogłabym się przyczepić. Nietuzinkowi bohaterowie, ale nie wydumani i wykreowani na potrzeby książki, ale ludzie tacy jak Ty czy ja, wartka akcja, pies wydawałoby się z piekła rodem i teksty, które rozłożyły mnie dosłownie na łopatki. Wszystko to sprawiło, że moim skromnym zdaniem autorka stworzyła książkę idealną, która zasługuje nie tylko na miano komedii roku, ale i z całą pewnością na ekranizację. Jak dla mnie rewelacja, więc czytajcie koniecznie i dajcie mi znać jak wasze wrażenia po lekturze. Jeśli zdecydujecie się na Ja tu tylko zabijam to koniecznie zarezerwujcie sobie czas, bo ciężko będzie Wam książkę odłożyć. Aaaa i nie czytajcie w miejscach publicznych, żeby m=nikt nie pukał się w czoła obserwując Was.
Polecam!!!!
Jak tylko zobaczyłam na Legimi najnowszą książkę Marty Obuch to rzuciłam wszystko to, co miałam rozpoczęte i zasiadłam do uczty z Ja tu tylko zabijam. Tak dobrze napisałam: do uczty, bo każda książka autorki to dla mnie prawdziwa uczta literacka. Mam wrażenie, że nadajemy z Panią Martą na tych samych falach i mamy podobne poczucie humoru. Czekam na każdy nowy tytuł Marty...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-03
Po Topniejące serce Joanny Tekieli sięgnęłam przez zupełny przypadek, bo przeglądając Legimi wpadła mi w oko okładka: cudowna, magiczna i taka bardzo świąteczna, że już chyba bardziej być nie może. Zerknęłam na sekundkę i zakochałam się. Pościągałam wszystko co dostępne autorki i już ma a sobą pierwszą część Olszanowego Jaru, ale o cyklu napiszę Wam po 15 grudnia, bo jak zwykle wpadłam do domu na parę dni i już jutro wyjeżdżam do pracy, a tam jak wiecie nie ma dostępu do internetu, ale nie ma tego złego, bo po ośmiu godzinach nic mnie już nie rozprasza i mam czas na książki. Chciałabym w tym miejscu przeprosić autorkę, że jakoś nie było nam po drodze i przeczytałam może ze dwa tytuły Pani Joasi. Proszę mi wybaczyć moje niedopatrzenie, bo po lekturze Topniejącego serca jestem Pani czytelniczą wielbicielką i wiem, że cokolwiek Pani napisze biorę w ciemno, a zaległości postaram się nadrobić jak najszybciej.
Topniejące serce to chyba najlepsza książka świąteczna jaką było mi dane w życiu przeczytać. Skradła Pani moje serce od pierwszej literki, trafiła Pani w najgłębsze zakamarki mojej duszy i sprawiła, że nie tylko zarwałam noc, ale i nie mogę zapomnieć o tej książce. Czuję, że już na zawsze zostanie ze mną.
To przepięknie opowiedziana historia, to najlepszy prezent pod choinkę dla każdego od lat 7 do 100. Ja sama muszę sobie kupić papier, bo będę do tej historii wracać nie raz i nie dwa. Rzadko czytam książkę po raz kolejny, ale w przypadku Topniejącego serca muszę zrobić wyjątek, bo chce się tą historią delektować kolejny raz po to, aby wyciągnąć z tej opowieści jeszcze więcej, aby móc się delektować każdym zdaniem i słowem.
Autorka w Topniejącym sercu przedstawia nam historię Mai młodej kobiety, która samotnie wychowuje trzy córki: Julkę lat siedem i pięcioletnie bliźniaczki Natalkę i Emilkę. Maja jest wdową i córki są dla niej całym światem. Chciałaby im dać to co najlepsze i wychować je na dobrych ludzi. Maja pracuje jako sprzątaczka i chociaż jej możliwości finansowe są ograniczone to daje dziewczynkom to co najcenniejsze, poświęca im czas i każdą wolną chwilę stara się im uprzyjemnić. W dzisiejszych czasach, w których króluje wszechobecny konsumpcjonizm nie jest to takie oczywiste, bo zdecydowanie lepiej kupić dziecku zabawkę z najwyższej półki niż poświęcić czas chociażby na własnoręczne robienie świątecznych ozdób. Życie Mai nie oszczędza, nie potrafi zaufać ludziom, a jej serce zamknięte jest na miłość. Czy w życiu Mai wydarzy się coś co to zmieni? Czy młoda kobieta będzie umiała się uśmiechać i żyć pełnią życia? Czy będzie umiała zapewnić dziewczynkom szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo i czy dostaną wymarzony prezent pod choinkę? Sięgnijcie po najnowszą książkę Joanny Tekieli i dajcie się porwać tej urzekającej i wzruszającej hstorii.
Topniejące serce dotknęło najczulszych stron i uświadomiło, że nawet w najczarniejszych chwilach należy doszukiwać się czegoś pozytywnego. i niech Was nie zwiedzie magiczna okładka, bo Pani Joanna w swojej książce poruszyła wiele trudnych tematów nie tylko samotnego macierzyństwa, ale przede wszystkim uprzedzenia i nietolerancji wobec drugiego człowieka. Nie ważne jaki mamy kolor skóry, jakiego jesteśmy wyznania i ile mamy lat to wszyscy jesteśmy ludźmi i zasługujemy na poszanowanie i człowieczeństwo.
Jeśli jeszcze nie czytaliście Topniejącego serca to zróbcie to koniecznie, a ja uciekam do Cudownej wiosny w Olszanowym Jarze.
Po Topniejące serce Joanny Tekieli sięgnęłam przez zupełny przypadek, bo przeglądając Legimi wpadła mi w oko okładka: cudowna, magiczna i taka bardzo świąteczna, że już chyba bardziej być nie może. Zerknęłam na sekundkę i zakochałam się. Pościągałam wszystko co dostępne autorki i już ma a sobą pierwszą część Olszanowego Jaru, ale o cyklu napiszę Wam po 15 grudnia, bo jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-19
Sylwia Kubik po raz kolejny mnie zachwyciła i utwierdziła w przekonaniu, że cokolwiek wyjdzie spod jej pióra zasługuje nie tylko na mino bestsellera, ale i na adaptację filmową. Już oczami wyobraźni widzę film Leśne cudo i odnoszę wrażenie, że kina pękały by w szwach. Autorka jak zwykle zachwyca nie tylko językiem i treścią, ale i tematem jaki tym razem wzięła na warsztat. Ja osobiście się wzruszyłam i były chwile, że musiałam odłożyć lekturę, bo łzy przesłaniały mi literki. Leśne cudo jak możecie domyślić się po okładce jest opowieścią świąteczną, mądrą, przemyślaną w każdym zdaniu i skłaniającą do refleksji i zatrzymania się, uświadomienia, że święta to nie tony prezentów pod choinką, blichtru i świecidełek. To czas zadumy i zwyczajnej codzienności, czas dla rodziny i najbliższych, to najbardziej wyczekiwany przeze mnie okres, a w tym roku będzie szczególny, bo to będą pierwsze święta spędzone z naszym pierwszym wnukiem, Mieszkiem. I chociaż będzie miał niespełna cztery miesiące to chcę, żeby od najmłodszych lat uczył się i chłonął całym sobą tę niezwykłą atmosferę świąt.
To pierwsza przeczytana przeze mnie świąteczna książka i tylko mogę sobie życzyć, aby pozostałe chociaż w jakimś ułamku dorównały Leśnym cudom Sylwii Kubik. Obserwuję konto autorki na Instagramie i bardzo lubię jej relacje, cenię jak zawsze podkreśla ważność męża i córeczek, jaki na niesamowity kontakt z czytelnikami i jakie ma fajne poczucie humoru.
Leśne cuda pokochałam od pierwszej strony, a głównej bohaterce kibicowałam od pierwszego zdania. Michalina to młoda dziewczyna, pełna empatii i współczucia dla innych. Prowadzi na Instagramie konto Leśne cuda i z niego się utrzymuje. Mieszka wraz z ukochanym dziadkiem w urokliwej miejscowości na Kurpiach i to właśnie najbliższe otoczenie stanowi tło dla jej zdjęć i relacji. Michalina rozstała się z chłopakiem, który tak jak nasza bohaterka działa w mediach społecznościowych, ale jego głównym celem jest oczernianie innych i rozpętywanie "gównoburz". Michalina musi zmagać się z oszczerstwami i kalumniami, hejtem i wyzwiskami. Czy sobie poradzi? Sięgnijcie po Leśne cuda Sylwii Kubik i sprawdźcie sami.
Leśne cuda to jednak przede wszystkim historia Bucefała konia, którego Michalina znajduje wraz z Dominikiem w lesie. Koń jest w takim stanie, że poruszy nawet najtrwalsze serce, jego życie wisi na włosku, a człowiek kojarzy mu się tylko z okrucieństwem i biciem. Dominik i Michalina dzień po dniu starają się zdobyć zaufanie zwierzęcia i odnaleźć tych, którzy go tak okrutnie skrzywdzili. Ogromnie poruszyła mnie ta historia tym bardziej, że zbiegła się z czasem, w którym musieliśmy uśpić jednego z naszych dziesięciu kotów. Dasza przeżyła z nami ponad dwadzieścia lat i mam tylko nadzieję, że za tęczowym mostem opowiadam swoim kocim przyjaciołom, że trafili jej się fajni ludzie, którzy spełniali każda jej zachciankę. Ja czasami łapię się na tym, że wolę zwierzęta od ludzi, chciałabym pomóc każdemu, któremu dzieje się krzywda. Po dziesiątym kocie mój mąż powiedział stop i uświadomił mi, że nie jestem w stanie pomóc każdemu i wszystkim :( bardzo tego żałuję, ale oprócz ograniczonego metrażu mamy też i ograniczone środki finansowe.
W tle opowieści o walce o zdrowie i życie konia, rozgrywa się też opowieść o miłości nie tylko tej młodzieńczej, ale i tej dojrzałej, która po latach potrafiła się spełnić, Kto z kim ? Przeczytajcie koniecznie Leśne cuda Sylwii Kubik i zakochajcie się w tej ciepłej i mądrej opowieści, która chociaż wprowadza nas do świąt to nie one grają tutaj pierwsze skrzypce, ale stanowią tło do tej pięknej i wzruszającej historii. Święta nadejdą nawet wtedy, gdy w naszym życiu będą się toczyły burze i będą grzmiały pioruny. Czasu nie zatrzymamy i tylko od nas zależy jak spędzimy życie.
Polecam Wam z całego serca Leśne cuda Sylwii Kubik. Ja jestem zakochana w każdej literce i w każdym słowie. Polecam !!!
Sylwia Kubik po raz kolejny mnie zachwyciła i utwierdziła w przekonaniu, że cokolwiek wyjdzie spod jej pióra zasługuje nie tylko na mino bestsellera, ale i na adaptację filmową. Już oczami wyobraźni widzę film Leśne cudo i odnoszę wrażenie, że kina pękały by w szwach. Autorka jak zwykle zachwyca nie tylko językiem i treścią, ale i tematem jaki tym razem wzięła na warsztat....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-25
Po książki Pani Izy Maciejewskiej od jakiegoś czasu sięgam chętnie, ale nie znaczy to, że przeczytałam już wszystko co wyszło spod pióra autorki. Nie ukrywam, że czekałam na Kolorowo jak diabli, bo miało być współczesną wersją Samych swoich, które oglądam pasjami. I albo nie czytam ze zrozumieniem albo dopadły mnie początki demencji, ale ja tutaj Samych swoich nie widziałam, Owszem jest dwoje sąsiadów, którzy " podchodzą do płota jako i ja podchodzę", chwilami drą ze sobą koty, a za chwilę spijają razem bimberek. I koniec, ja więcej podobieństw nie znalazłam.
Ale żeby nie było to nie jest zła książka, bo bawiłam się przy niej świetnie, obśmiałam się momentami jak norka, bo Pani Iza ma rewelacyjne poczucie humoru i do tego lekkie pióro, które sprawia, że przez książkę dosłownie się płynie, ale z porównaniem do Samych swoich się nie zgadzam, a co, przecież mi wolno. Pisanie komedii Pani Izie wychodzi rewelacyjnie i mam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach. Kolorowa okładka z pewnością przyciąga wzrok, świetnie wykreowani bohaterowie i rewelacyjne dialogi są tym co tygryski lubią najbardziej.
Przenieśmy się zatem na polską wieś, gdzie przez płot mieszkają dwie rodziny Janczarów i Rogulskich, a w nich Tomek i Paulina. Paulina od najmłodszych lat kocha się w przystojnym sąsiedzie. Przypadek sprawił, że młodzi spędzili ze sobą noc i... ich drogi się rozeszły, a nasza bohaterka ze złamanym sercem poprzysięgła nienawiść aż po grób. Kiedy po latach ich drogi ponownie krzyżują się w rodzinnych domach ,a na dodatek do akcji wkraczają dziadkowie nic już nie będzie takie samo. Przekonajcie się koniecznie czy pierwsza miłość Pauliny okaże się być tą jedną jedyną i czy faktycznie od nienawiści do miłości jest jeden krok.
Kolorowo jak diabli Izy Maciejewskiej to gotowy scenariusz na film. W książce znajdziemy wszystko co powinna mieć rasowa komedia romantyczna. Jest miłość, są rozstania, jest śmiesznie i jest wzruszająco. Autorka wykreowała swoich bohaterów tak, że chce się ich wyciągnąć z kart powieści i pójść z nimi na sławetne ognisko. A już przyjaźń Pauliny z Jolą to prawdziwa perełka. Jezu myślałam, że padnę podczas opisu nocy poślubnej Jolanty. Musicie to koniecznie przeczytać, bo z pewnością żadna z Was takiej nocy nie przeżyła :) Umarłam przy tej scenie ze śmiechu. Aaaa widzicie być może to jest kolejne porównanie do Samych swoich, bo Jola jak Jadźka i Witia wzięła ślub potajemnie. Trochę wbrew tradycji, bez kościoła, Ave Maria i wesela na 300 osób, ale na własnych zasadach i tak jak chciała.
Jeśli lubicie komedie romantyczne to Kolorowo jak diabli jest zdecydowanie dla Was. Jeśli potrzebujecie poprawić sobie humor i oderwać się od szarej rzeczywistości to Kolorowo jak diabli jest dla Was. Jeśli pragniecie wrócić do wakacji na wsi spędzanych u dziadków to koniecznie przeczytajcie najnowszą książkę Izy Maciejewskiej.
Po książki Pani Izy Maciejewskiej od jakiegoś czasu sięgam chętnie, ale nie znaczy to, że przeczytałam już wszystko co wyszło spod pióra autorki. Nie ukrywam, że czekałam na Kolorowo jak diabli, bo miało być współczesną wersją Samych swoich, które oglądam pasjami. I albo nie czytam ze zrozumieniem albo dopadły mnie początki demencji, ale ja tutaj Samych swoich nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-17
Dzisiaj ma premierę najnowsza książka Agnieszki Zakrzewskiej Błękitny Koliber. Po Czekoladowej sadze, która wyszła spod pióra autorki myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. A jednak, bo Błękitny koliber to książka idealna, dopracowana, dopieszczona i taka "moja". Zakochałam się w niej od pierwszej strony i wciągnęła mnie do tego stopnia, że poleżałam wczoraj obok kurzu, obiad odwaliłam metodą błyskawiczną. Nic się nie liczyło tylko Błękitny koliber i ta niesamowita historia, którą skończyłam dzisiaj w nocy.
Książka wyszła spod skrzydeł Wydawnictwa FLOW i muszę przyznać, że to młode wydawnictwo stawia na wyjątkową jakość. Przeczytałam co prawda dopiero cztery książki z FLOW, ale to były cztery niesamowite i zapadające w pamięci spotkania. Trafiłam na same perełki, które pochłonęły mnie bez reszty i utwierdziły w przekonaniu, że świat na kartach powieści jest piękny, i można wydawać książki, które zachwycą czytelników i przyciągną och uwagę bez gołych klat na okładkach, bez drwali i płomiennych uścisków. Liczy się jakość i przyznaję, że mam flow z Wydawnictwem FLOW, a po ich książki sięgam w ciemno. Uwielbiam mądre historie, pełne emocji i takie przy których zakręci mi się łezka w oku.
Agnieszka Zakrzewska w swojej najnowszej książce zabrała mnie po raz kolejny do Holandii, do Delftu. Delft to miejscowość, która od końca XVI wieku była jednym z głównych europejskich ośrodków produkcji fajansu, a później porcelany. Myślicie, że da się stworzyć książkę o porcelanie, która zainteresuje czytelników? Otóż da się, ale trzeba się nazywać Agnieszka Zakrzewska i trzeba mieć dar snucia opowieści tak jak to zrobiła autorka. Namalowała kolorami i emocjami taką powieść, którą powinien przeczytać każdy, nawet ten, który z literkami jest na bakier. Gdyby na Polskim rynku wydawane były takie książki jak Błękitny koliber to jestem przekonana, że poziom czytelnictwa wzrósłby do takiego poziomu, że nawet najstarsi górale nie pamiętają.
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Mamy czasy współczesne i Bognę Zasławską, i mamy roku 1882 z Cornelią Smid. Bogna wraz z grupą przyjaciół wyjeżdża do Holandii i jakaś magiczna siła ciągnie ją do Delftu. Gdy już tam trafi nie zdaje sobie sprawy, że jej życie odmieni się o 180 stopni. W plątaninie malowniczych uliczek trafia do małego sklepu z porcelaną, którego właścicielem jest Jacob Mulder, starszy, ekscentryczny jegomość. Bogna od razu zaskarbiła sobie łaski Muldera i zaproponował jej pracę przy inwentaryzacji porcelany. Decyzja, którą podejmie Bogna nie tylko zmieni jej życie, ale i pozwoli odkryć rodzinny sekret Mulderów.
Cornelia Smit urodziła się w biednej chłopskiej rodzinie niedaleko Delftu. Wysłana na służbę po tym jak zakochała się w synu bogatego rzeźnika powraca w tragicznych okolicznościach. Zostaje zatrudniona w bogatej rezydencji Mulderów jest dziewczyną od wszystkiego: szorowania podłóg, prania i sprzątania. Cornelia ma jednak niezwykły dar: czuje i widzi kolory, jest samoukiem, maluje przepięknie i z niezwykłą wrażliwością. Czy dane jej będzie rozwijać swój talent? Co połączy Bognę i Cornelię, które dzieli dwustuletnia historia? Sięgnijcie koniecznie po Błękitnego kolibra i przekonajcie się sami.
Agnieszka Zakrzewska jak już napisałam stworzyła historię idealną pod każdym względem. Historię pełną kolorów, magii i porcelany. Historię o ludziach, którzy walczą o swoje pasje na przekór wszystkim. Błękitny koliber to przepięknie napisana historia, od której się nie oderwiecie. Delikatna i krucha jak porcelana. Polubiłam się z bohaterkami powieści do tego stopnia, że przy okazji najbliższej bytności w mieście muszę sobie kupić wersję papierową, bo wiem, że do tej historii będę wracać niejednokrotnie.
Polecam Wam z całego serca Błękitnego kolibra i jestem przekonana, że wciągnie Was ta historia tak jak mnie.
Żałuję, że skala ocen jest tylko do dziesięciu, bo w moim przekonaniu Błękitny koliber zasługuje na milion gwiazdek.
Dzisiaj ma premierę najnowsza książka Agnieszki Zakrzewskiej Błękitny Koliber. Po Czekoladowej sadze, która wyszła spod pióra autorki myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. A jednak, bo Błękitny koliber to książka idealna, dopracowana, dopieszczona i taka "moja". Zakochałam się w niej od pierwszej strony i wciągnęła mnie do tego stopnia, że poleżałam wczoraj obok kurzu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-08
To już niestety ostatni tom Sagi czekoladowej. O matko jak mi przykro żegnać się z bohaterami Malinowej Bombonierki, Niną i jej przyjaciółkami. Zżyłam się z nimi i trudno będzie o nich zapomnieć. Do Malinowej Bombonierki wchodziłam już jak do siebie po długiej nieobecności, zewsząd otaczał mnie zapach czekolady i kakao. Pani Agnieszka stworzyła nie tylko historię pełną słodkości, ale i historię pełną emocji, w której autorka uwodzi czytelnika słowem i pięknym językiem, a także bohaterami, o których trudno będzie zapomnieć i z żalem się z nimi pożegnałam. Fajnie pisze Pani Agnieszka i z przyjemnością dodaję nazwisko autorki do grona moich ulubionych. Już zacieram łapki na 17 maja, bo wychodzi nowa książka Agnieszki Zakrzewskiej Błękitny Koliber. Byle do przyszłej środy, bo już wiem, że nazwisko Zakrzewska to marka sama w sobie i gwarancja dobrej lektury.
Wróćmy jednak do Malinowej Bombonierki i Niny, której los nie szczędził i zawsze rzuca kłody pod nogi. Tym razem na przeszkodzie do prosperity stanął tort Sachera, od którego podobno zatruli się klienci Bombonierki. Drobiazgowa kontrola holenderskiego Sanepidu na szczęście nic nie wykazuje, ale zaufanie klientów trudno odzyskać nawet jeżeli zarzuty były wyssane z palca i stałą za tym zwykła zawiść i chęć zaszkodzenia dziewczynie. Poznajemy też dalsze losy Emilii, po której nasza bohaterka odziedziczyła czekoladziarnię. Widzimy ciężką drogę i jeszcze cięższą prace, którą włożyła Emilia w Malinową Bombonierkę. Jeśli jeszcze nie znacie Niny i jej ciotki Emilii to koniecznie musicie sięgnąć po Sagę czekoladowa, bo to literatura kobieca z najwyższej półki, pełen zaskakujących faktów i z bohaterami, których lubimy od pierwszej strony.
Autorka w rewelacyjny sposób połączyła przeszłość z teraźniejszością. Pamiętniki Emilii i obecnie działająca Bombonierka są ze sobą nierozerwalne i zazębiają się w każdym szczególe. Pokazują nam, że nigdy nie należy się poddawać i zawsze trzeba podążać za marzeniami, a ciężka praca z pewnością doprowadzi do wymarzonego celu. Malinowa Bombonierka zaprasza w swe gościnne progi, czuć ducha Emilii i niespożytą energię Niny. Nie brakuje tu i sercowych zawirowań, ale o nich musicie przeczytać sami.
Polubiłam Ninę od pierwszej części i z wypiekami na twarzy towarzyszyłam jej od pierwszego tomu. To młoda, piękna i inteligentna kobieta przed którą zamkną drzwi to wejdzie oknem Fajnie byłoby mieć taką przyjaciółkę: empatyczną i z otwartym sercem na problemy innych.
Udała się Saga czekoladowa autorce. Zaprosiła nas w niezapomnianą podróż do zaczarowanego świata pełnego czekolady, ze zwykłymi ludźmi, ich problemami, radościami i smutkami. Ta historia pozostanie ze mną już na zawsze, bo są historie, o których nie chcemy zapominać.
Nie można też zapomnieć o okładkach całej serii, które są tak apetyczne, że mam od razu ochotę na kostkę czekolady.
To już niestety ostatni tom Sagi czekoladowej. O matko jak mi przykro żegnać się z bohaterami Malinowej Bombonierki, Niną i jej przyjaciółkami. Zżyłam się z nimi i trudno będzie o nich zapomnieć. Do Malinowej Bombonierki wchodziłam już jak do siebie po długiej nieobecności, zewsząd otaczał mnie zapach czekolady i kakao. Pani Agnieszka stworzyła nie tylko historię pełną...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-07
Wczoraj wpadła w moje ręce najnowsza książka Ewy Formelli Pamięć dla Heleny i powiem szczerze, że nie poszłam spać dopóki nie skończyłam tej poruszającej książki, przy której wylałam jak zwykle morze łez. To nie jest moje pierwsze spotkanie z autorką i w zasadzie powinnam się spodziewać, że będzie wzruszająco i przejmująco, ale powiem Wam, że to chyba najlepsza książka w dorobku Pani Ewy. Przeczołgała mnie ta książka wzdłuż i wszerz . To kolejna lektura z wojną w tle, ale Pamięć dla Heleny jest szczególna, bo porusza temat ośrodków Lebensbornu i dzieci, które jeśli tylko spełniały warunki rasy panów były zabierane polskim rodzicom, zniemczane i wysyłane do rodzin adopcyjnych w Niemczech.
W takich właśnie okolicznościach poznajemy główną bohaterkę, Helenę, która wraz z przyrodnim przyrodnim rodzeństwem pod pretekstem badania maluchów trafi do ośrodka Lebensbornu. Zostają rozdzieleni, młoda dziewczyna trafia do pracy w kuchni, a jej przyrodnie rodzeństwo jak się nie trudno domyślić zostaje adoptowane przez niemieckie rodzimy, które z różnych powodów nie mogły mieć własnego potomstwa. A, że nasz bohaterka jest jasnowłosą blondynka to zmuszona zostaje do urodzenia dziecka wysokiemu rangą niemieckiemu oficerowi.
Książki Pani Ewy zawsze dzieją się w dwóch ramach czasowych. Mamy roku 1941 i młodziutką Helenę, i mamy teraźniejszość, gdzie Helena mieszka z ukochaną wnuczką i ciągle ma nadzieję, że odnajdzie utracone rodzeństwo, a może i dzieci, które być może wiodą szczęśliwe życie gdzieś u boku adopcyjnych rodziców. Rozlicza się z przeszłością i wspomina swoją wielką miłość, Viktora, który stał po przeciwnej stronie barykady, ale obiecał, że wróci. Co stało na przeszkodzie, że ich drogi nigdy się nie skrzyżowały? Sięgnijcie po Pamięć dla Heleny i przekonajcie się sami.
Sięgnijcie koniecznie po najnowszą powieść Ewy Formelli, bo to pięknie napisana historia, pełna emocji, które momentami rozrywają serce na milion małych kawałków. Ile było dzieci na siłę zabranych polskim rodzicom i wywiezionych w głąb Niemiec. Pewnie te dane są nie do ustalenia, bo Niemcy skutecznie starali się zatrzeć ślady swojej zbrodniczej działalności. Ta książka to hołd dla polskich dzieci na siłę zniemczonych i wyrwanych z swoich domów. Autorka inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami. Jestem pod ogromnym wrażeniem, książka wciąga od pierwszych stron i na długo nie da o sobie zapomnieć.
Poznajcie koniecznie historię Heleny i przekonajcie się czy uda jej się odnaleźć najbliższych, za którymi tęskniła każdego dnia.
Pamiętajcie o Heli brzmiało jak krzyk rozpaczy i prośba, aby nigdy nie zapomnieć o swoich korzeniach.
Muszę nadrobić pozostałe tytuły autorki, które mam na swoim czytniku, bo styl Pani Ewy zachwyca i sprawia, że zapomina się o cały świecie. Zabiera nas w świat bohaterów swoich powieści i pokazuje jak ludzie ludziom zgotowali ten los.
Wczoraj wpadła w moje ręce najnowsza książka Ewy Formelli Pamięć dla Heleny i powiem szczerze, że nie poszłam spać dopóki nie skończyłam tej poruszającej książki, przy której wylałam jak zwykle morze łez. To nie jest moje pierwsze spotkanie z autorką i w zasadzie powinnam się spodziewać, że będzie wzruszająco i przejmująco, ale powiem Wam, że to chyba najlepsza książka w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-01
Sylwia Kubik należy do grona moich ulubionych pisarek. Już jak zobaczyłam w zapowiedziach Mennonitkę i hrabiego to wiedziałam, że muszę ją koniecznie przeczytać. Tytuł brzmi niesamowicie intrygująco. Ja nie miałam zielonego i bladego pojęcia o mennonitach. Pierwszą rzeczą było wyszukanie widomości o wyznawcach Mennona Simonsa. Potem zadręczałam męża wyczytanymi wiadomościami, bo okazało się, że i on chociaż historia to jego pasja nie wiedział, że mennonici zamieszkiwali tereny Polski. Jak wiecie lubię jak z książek uczę się czegoś nowego, a Sylwia Kubik zaserwowała mi ogrom wiedzy, nad która wypada mi tylko pochylić głowę i powiedzieć, dziękuję. Czapki z głów panie i panowie, bo autorka włożyła niesamowity ogrom pracy w napisanie Mennonitki i hrabiego. Mamy tutaj nie tylko zasady wiary, ale i codzienne życie z najdrobniejszymi szczegółami począwszy od ubioru, a skończywszy na zabudowaniach, w których mieszkali. Mennonitka i hrabia to gotowy scenariusz filmowy, bo tak jak o amiszach wiem dużo, wielu z nas z pewnością oglądało filmy tak mennnonici to zupełne novum. I myślę, że nie jestem w tym stwierdzeniu osamotniona. Z ręką na sercu: kto z Was słyszał wcześniej o mennonitach?? Dziękuję autorce z całego serca, że miałam możliwość odkryć kawałek zupełnie nieznanej mi historii. Mam również nadzieję, że będzie dane nam, biednym czytelnikom, sięgnąć po ciąg dalszy, bo książka kończy się oczywiści w najciekawszym momencie. To powinno być karalne, bo to grzech i zaniedbanie zostawiać czytelnika z milionem pytań w głowie.
Pani Sylwia to czarodziejka spod której pióra wychodzą książki na długo zapadające w pamięci. Przygodę z twórczością autorki rozpoczęłam od serii powiślańskiej, która zajmuje honorowe miejsce w mojej biblioteczce. Już od pierwszej książki zakochałam się w piórze autorki, ale to co zrobiła w Mennonitce i hrabim przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Jestem w szoku, że można pisać tak dobrze i porwać nas do świata zamkniętej społeczności mennonitów na tyle, że zapominamy o całym świecie. Obiad? Jaki obiad? Nieposprzątane? No i co z tego? Poczytam koło kurzu .Dajcie się zaprosić do świata Gretchen, młodej mennonitki, która mieszka wraz z rodzicami i bratem. Gretchen kieruje się w życiu zasadami, które wpaja się z pokolenia na pokolenie i wiarą. Żyje tu i teraz poświęcając się pracy i modlitwie. Życie jej i jej rodziny staje na głowie, gdy udzielają schronienia trzem mężczyznom znalezionym w zimowy i śnieżny dzień. Wśród ocalonych znajduje się hrabia, który najdłużej dochodzi do siebie, ale dzięki troskliwej opiece Gretchen staje w końcu na nogi. Choć pochodzi z zupełnie innego świata to młoda mennonitka zapada mu w serce. Ale czy taka miłość ma prawo istnieć? Ile przeszkód trzeba przezwyciężyć? Ile poświęcić? Czy młodym dane będzie być razem? Sięgnijcie koniecznie po Mennonitkę i hrabiego i wejdźcie do tego zamkniętego świata.
Jutro czeka mnie bojowe zadanie. Czytałam Mennonitkę i hrabiego w ebooku ( chwała za Legimi), ale są książki, które koniecznie muszę mieć w papierze, a że do nich zalicza się najnowsza pozycja Sylwii Kubik to od rana pomykam radośnie do Empiku.
Czytajcie, zachwycajcie się i polecajcie dalej. Niech wieść się niesie.
Sylwia Kubik należy do grona moich ulubionych pisarek. Już jak zobaczyłam w zapowiedziach Mennonitkę i hrabiego to wiedziałam, że muszę ją koniecznie przeczytać. Tytuł brzmi niesamowicie intrygująco. Ja nie miałam zielonego i bladego pojęcia o mennonitach. Pierwszą rzeczą było wyszukanie widomości o wyznawcach Mennona Simonsa. Potem zadręczałam męża wyczytanymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-26
Kolejna książka Pani Agnieszki Zakrzewskiej, która mnie zachwyciła i którą delektowałam się jak kubkiem najlepszej herbaty. Odbyłam wraz z postaciami poznanymi na lekcjach polskiego niezapomnianą podróż do czasów pełnych przepięknych kreacji, skandali, poezji i jazzu. To była podróż pełna sentymentów, nieśpieszna i o czasach, o których tak w zasadzie niewiele wiem. Dwudziestolecie międzywojenne to okres kiedy artyści urządzali wieczorki literackie, a sztuka wyszła na ulice. To też czas rewolucji i postępu wielkich odkryć naukowych, ale przede wszystkim to czas rodziny Kossaków. Kto z nas nie widział obrazów namalowanych przez mistrzów pędzla i jego słynnych koni.
To właśnie do Kossakówki zabrała nas Pani Agnieszka w swojej książce Deficyt niebieskich migdałów Pokazała man dorastanie i dorosłość Marii zwanej Lilką i młodszej Madzi. Maria Pawlikowska - Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec, bo o nich mowa to latorośle słynnego Wojciecha Kossakach, człowieka o niesamowitym talencie malarskim. Dorastając w domu pełnym artystów, tętniącego życiem i pachnącego werniksem nie mogło być inaczej niż fakt, że młode dziewczyny wyrosły na artystki. Jedna tworzyła poezję, a druga utwory satyryczne. Obydwie już chyba trochę zapomniane, a szkoda. Pani Agnieszka pokazała nam codzienne życie w Kossakówce, dorastanie, pierwsze porywy serca, sukcesu i porażki.
To hołd złożony przez autorkę Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej, która jak twierdzi autorka jest jej bliźniaczą gwiazdą. Lekko i z wyczuciem wprowadziła nas do świata Marii, dopracowała każdy szczegół i detal abyśmy mogli przenieść się do tamtych czasów. Dałam się porwać w wir wydarzeń i dowiedziałam się rzeczy, o których nie miałam bladego pojęcia. Bo co tak naprawdę wiemy o Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej chyba tyle, ze pisze piękne wiersze o miłości. Nie umiała zaparzyć herbaty, ale wyprzedzała swoje czasy, próby gotowania kończyły się katastrofą, ale akurat w tym czasie dopadła ją wena to kto by się tam martwił kłębami dymu wydobywającymi się z kuchni. To z książki Pani Agnieszki dowiedziałam się, że była trzykrotnie mężatką, a raz nawet uzyskała rozwód kościelny. A że kosztowało to niewyobrażalne pieniądze? Nie szkodzi, słynny Tatko uruchomił manufakturę obrazów i pieniądze nie były przeszkodą.
Tatko, Mamidło, Maria i Magdalena to do ich świata zaprosiła mnie pani Agnieszka . Przez książkę się płynie jak po morzu pełnym emocji. Zakochałam się w tej książce i chcę takich więcej. Chcę więcej książek, które, uczą, przypominają i pokazują świat osób nietuzinkowych. Ja kocham jak książka mnie czegoś uczy, a w Deficycie niebieskich migdałów znalazłam morze informacji, o których nie miałam pojęcia.
Wielkie brawa dla autorki i czapki z głów. Jestem niezmiernie wdzięczna, że książka wpadła w moje ręce. Już się nie mogę doczekać premiery Błękitnego kolibra, bo czytałam opis i już on mnie zachwycił.
Kolejna książka Pani Agnieszki Zakrzewskiej, która mnie zachwyciła i którą delektowałam się jak kubkiem najlepszej herbaty. Odbyłam wraz z postaciami poznanymi na lekcjach polskiego niezapomnianą podróż do czasów pełnych przepięknych kreacji, skandali, poezji i jazzu. To była podróż pełna sentymentów, nieśpieszna i o czasach, o których tak w zasadzie niewiele wiem....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-24
Magdaleny Witkiewicz nie trzeba nikomu przedstawiać, a jej książki za każdym razem tak samo łamią mi serce i wywołują morze łez. Perfumerię na rozstaju dróg wzięłam ze sobą w sobotę jak jechaliśmy z mężem na wycieczkę. Pomyślałam sobie, że zostało mi kilkadziesiąt stron to skończę. Wiadomo, że nie skończyłam, bo co stronę musiałam odkładać czytnik i podziwiać krajobraz za szybą samochodu, a łezki sobie leciały i leciały. Ja wzruszam się przy książkach, filmach, a czasami nawet przy muzyce jak ta trafi w jakąś czułą stronę.
Perfumeria na rozstaju dróg to kolejna książka wydana pod skrzydłami młodego, ale prężnie działającego Wydawnictwa Flow. Przyznaję, że śledzę zapowiedzi tego wydawnictwa i każdą nowość ściągam na Legimi. Czasami z zazdrością patrzę jak blogerzy na Instagramie pokazują jak cudnie wydane są książki z Flow. Wiem, że zazdrość to brzydka cecha, ale może kiedyś i moje ręce trafi paczucha z Flow. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Z Perfumerią na rozstaju dróg miałam tak, że codziennie czytałam rozdział i to nie z braku czasu, ale po to, aby móc delektować się książką, aby wystarczyła na dłużej. Ta książka otuliła mnie swoim pięknem i feerią zapachów. Tutaj każda strona pachniała inaczej. Każdy z nas ma ulubiony zapach, zapach, który kojarzy się z bezpieczeństwem, chwilami szczęścia czy z kimś bliskim naszemu sercu. Ja też mam taki zapach, który kojarzy mi się z moim Tatą, który nie żyje od ponad dwudziestu lat. Dawno temu była woda kolońska, opleciona wiklinowym koszykiem, a nazywała się Prastara. U Mamy stoi jeszcze pusta butelka, ale jak jest mi źle i do kitu to lubię sobie ją otworzyć i wwąchać resztki zapachu. I to działa, bo robi się może nie super, ale z pewnością ciut lepiej.
Główną bohaterką książki Magdaleny Witkiewicz jest Laura, która nie mając już nic to stracenia postawiła wszystko na jedną kartę i wyjechała do Paryża. Chciała tworzyć zapachy, które będą dawały ludziom moc, zmienią ich życie i dadzą ukojenie.
Po latach Laura wraz z córeczką Gabrysią przeprowadza się do Małej Przytulnej, małego miasteczka pośród wzgórz. Takiego, gdzie każdy każdego zna, a jak na jednym końcu kichną to na drugim mówią mu na zdrowie. To Przytulna ma stać się domem dla naszych bohaterek i tutaj mają spełnić swoje marzenia. Czy dziewczyny znajdą swoje miejsce na ziemi? Czy przeszłość zapuka do ich drzwi? Sięgnijcie po Perfumerię na rozstaju dróg Magdaleny Witkiewicz i dajcie się zaprosić do świata pełnego magii i zapachów, do świata, który przyjmie Was z otwartymi ramionami i otuli dobrem, ciepłem i pozytywną energią.
Jak zwykle Pani Magda stworzyła książkę, od której nie sposób się oderwać i która trafia w najczulsze struny. Świetnie wykreowani bohaterowie z " moją" ukochaną Gabrysią sprawiły, że książkę się połyka. Czytając tak sobie pomyślałam, że chciałabym aby mój wnuk, którego powitamy we wrześniu był tak mądry i rezolutny jak Gabrysia. I z pewnością tak będzie, już ja o to zadbam:)
Perfumeria to książka, która pokazuje, że warto podążać za swoimi marzeniami. To książka, która daje nadzieję na lepsze jutro i pokazuje, że nawet po największej burzy wyjdzie słońce. Kiedy? A to już zależy od nas, ale nie bójmy się marzyc, a przede wszystkim róbmy to co podpowiada nam serce.
Czekam z niecierpliwością na kontynuację Perfumerii na rozstaju dróg, bo pokochałam tę książkę i wiem, że jak będzie mi kiepsko i życie da w kość to z pewnością sięgnę po nią kolejny raz.
Polecam!!!!
Magdaleny Witkiewicz nie trzeba nikomu przedstawiać, a jej książki za każdym razem tak samo łamią mi serce i wywołują morze łez. Perfumerię na rozstaju dróg wzięłam ze sobą w sobotę jak jechaliśmy z mężem na wycieczkę. Pomyślałam sobie, że zostało mi kilkadziesiąt stron to skończę. Wiadomo, że nie skończyłam, bo co stronę musiałam odkładać czytnik i podziwiać krajobraz za...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-21
Ja nie umiem przejść obojętnie obok książki, która ma w tytule słowo kojarzące się z II wojną światową. Uwielbiam, jakkolwiek to brzmi, książki o tej tematyce. Ponieważ poprzednie książki autorki czytałam i widziałam jakim piórem włada Pani Aneta to nie mogło zabraknąć najnowszej książki autorki W objęciach nazisty. Książkę czytałam dobry miesiąc temu, ale wystarczy, że zamknę oczy i cała treść na nowo pojawia się w mojej głowie, bo są książki, które przeczytamy i natychmiast o nich zapominamy, i są te, które na długo zapadają w naszej pamięci. Zdecydowanie do drugiej kategorii zalicza się najnowsza powieść Anety Krasińskiej W objęciach nazisty. To lektura, którą chłonie się całą sobą. To niezapomniana lekcja historii o czasach, w których człowiek jeśli nie był Niemcem nie znaczył nic. To książka pełna emocji i wzruszeń, złości i bólu, podłości i nienawiści do drugiego człowieka. Ale wiecie co jest najlepsze? W objęciach nazisty to pierwszy tom, a ja każdego dnia wypatruję w zapowiedziach wydawniczych kontynuacji. Jeszcze niestety nie znalazłam, ale są książki, na które warto czekać.
Autorka w swojej najnowszej książce zabiera nas do Wolnego Miasta Gdańska na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej. Propaganda nazistowska przybiera na sile i coraz częściej dochodzi do brutalnych ataków, pobić i prześladowań Polaków. Ta wzruszająca historia opowiedziana jest perspektywy młodej Niemki, Neli Witt oraz Iwa - Polaka pracującego w Gdańsku. Losy naszych bohaterów przypadkowo się przecinają i od tego czasu nic już nie będzie takie samo. Ale czy w tamtych czasach możliwa jest miłość młodych ludzi, którzy stoją po przeciwnych stronach barykady? Czy młoda Niemka, narzeczona obiecującego adwokata i córka człowieka, który całym sercem popiera nazizm będzie w stanie przeciwstawić się otoczeniu. Autorka w genialny sposób pokazuje przemianę Neli Witt, która zaczyna trzeźwo patrzeć na otaczającą rzeczywistość i pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują bez względu na narodowość. Ogromny wpływ na przemianę młodej Niemki miał oczywiście Iwo. A w jaki sposób tego dowiecie się sięgając po książkę Anety Krasińskiej W objęciach nazisty.
Gdańsk to moje ukochane miasto i każdego roku muszę w nim być choćby na parę dni, choćby na chwileczkę. Spacerując uliczkami Gdańska na się wrażenie, że każdy dom i każdy zaułek mówią do nas i opowiadają swoją historię, Bywa, że zamykam oczy i widzę ludzi spacerujących, powiewające flagi ze swastyką, atmosferę napięcia i oczekiwania. To wszystko znalazłam też w książce Anety Krasińskiej. Widać ogrom pracy włożonej przez autorkę w jej napisanie z dbałością o każdy detal i szczegół. Polubiłam Nelę i Iwa. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z nimi.
Jeśli jeszcze nie czytaliście W objęciach nazisty to nadróbcie to koniecznie. Polecam z całego serca i gwarantuję, że będzie to cudownie spędzony czas.
Ja nie umiem przejść obojętnie obok książki, która ma w tytule słowo kojarzące się z II wojną światową. Uwielbiam, jakkolwiek to brzmi, książki o tej tematyce. Ponieważ poprzednie książki autorki czytałam i widziałam jakim piórem włada Pani Aneta to nie mogło zabraknąć najnowszej książki autorki W objęciach nazisty. Książkę czytałam dobry miesiąc temu, ale wystarczy, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-18
Już miałam wychwalać pod niebiosa kwiecień za same rewelacyjne książki, a tu wpadła w moje ręce książka Melissy Darwood SurvivaLove starcie. W życiu nie miałam tak mieszanych odczuć po przeczytaniu książki, bo po kilku pierwszych stronach wpadłam w zachwyt i spazmy śmiechu, ale im dalej w las tym bardziej czułam się zażenowana. Ja wiem, że nic co ludzkie nie jest nam obce, ale opisy prób wypróżniania i lewatywy na bezludnej wyspie to nie jest to o czym czytelnik chce czytać w lekkiej, wakacyjnej książce. Wiem, że narażę się sporej grupie fanów Pani Melissy, ale trudno. Jestem zdecydowanie na nie i choćbym dziesięć razy jeszcze przeczytała SurvivaLove starcie to zdania nie zmienię i kropka. Spojrzałam na jeden z opiniotwórczych portali dla czytelników i stwierdziłam, że to ze mną jest chyba coś nie tak, bo książka Pani Melissy zbiera w większości pozytywne opinie. Cóż widocznie nie wszyscy mamy to samo poczucie humoru i na szczęście nie wszyscy lubimy ten sam rodzaj literatury, bo to byłoby nudne. Czytałam Niezdobytą autorki i byłam zachwycona. W przypadku SurvivaLovego starcia niestety w pewnym momencie przestało iskrzyć i doczytałam tylko dlatego, że nie lubię odkładać rozpoczętych książek.
Sam zamysł autorki na książkę był znakomity. Ona i ona lądują na bezludnej wyspie. Oderwani od cywilizacji, od udogodnień życia codziennego muszą jakoś sobie poradzić, aby przetrwać. A nie jest to łatwe, boo wyobraźcie sobie brak prądu, ognia, jedzenia, że już o telefonach komórkowych, ekspresach do kawy czy lodówkach nie wspomnę. Nawet będąc w swoich czterech ścianach brak prądu jawi się w moim przypadku jak katastrofa. Kora Angeli i Angar Radwan spotkali się podczas firmowego wyjazdu do Grecji, gdzie mieli sfinalizować zakup jednej z niezamieszkałych wysp. I jak to w romansach bywa: on- przystojny, rosły niczym Wiking, ale z chorobą, którą skrzętnie ukrywa przed światem. Ona - rycząca czterdziestka, seksowna i z traumą, która nie pozwala jej normalnie przetrwać nocy. I tak jak Angar był mi zupełnie obojętny, tak Kora irytowała mnie od pierwszej strony. Irytujące odzywki, które z założenia chyba miały być śmieszne działały na mnie jak płachta na byka, a już przemyślenia Bohaterki to prawdziwy hit. Trochę obraziła Pani Melissa dojrzałe kobiety, które na siłę upodabniają się do nastolatek. Jako przedstawicielka tychże kobiet poczułam się zniesmaczona, ale może się czepiam i nie rozumiem przekazu.
I tak jak powinno być fajnie, gdy dwoje ludzi się odkrywa to tutaj znowu coś poszło nie tak. Ni z gruszki ni z pietruszki między bohaterami wybuchła żądza, seks kilka razy dzienne co powodowała " spuchniętą cipkę".
Przerosła mnie ta książka i walnęła między oczy . Przeczytałam, oniemiałam i na szczęście szybko zapomnę. Przeczytajcie SurvivaLove starcie Melissy Darwood i koniecznie dajcie mi znać jak Wam się podobała. Czy to ze mną jest coś nie tak i nie mam kompletnie poczucia humoru, a może książka ma drugie dno, którego ja niestety nie umiałam znaleźć/
Nie lubię pisać negatywnych recenzji i w każdej książce staram się coś znaleźć. Tym razem nie dało się niestety inaczej. Może jestem za stara na lektury tego typu.
Już miałam wychwalać pod niebiosa kwiecień za same rewelacyjne książki, a tu wpadła w moje ręce książka Melissy Darwood SurvivaLove starcie. W życiu nie miałam tak mieszanych odczuć po przeczytaniu książki, bo po kilku pierwszych stronach wpadłam w zachwyt i spazmy śmiechu, ale im dalej w las tym bardziej czułam się zażenowana. Ja wiem, że nic co ludzkie nie jest nam obce,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-13
Po Gwóźdź do trumny Moniki Wawrzyńskiej sięgnęłam oczywiście zupełnie przypadkiem, bo zaintrygowała mnie okładka. Połączenie, czaszki w czapce i z kwiatkiem zapowiadało się intrygująco. Czy tak było? Było świetnie, śmiesznie i w bardzo nietypowym miejscu. Nie spodziewałam się tak rewelacyjnej książki, przy której co kawałek wybuchałam śmiechem. Aż byłam zdziwiona, że wcześniej nigdzie nie widziałam reklamy czy zapowiedzi. Nie wiem od kogo to zależy, ale niektóre książki mają taka reklamę, że strach lodówkę otworzyć, a inne muszą radzić sobie same. Ja będę zachwalać Gwóźdź do trumny Moniki Wawrzyńskiej wszem i wobec, bo to książka, która powinna być sprzedawana w pakiecie z tabletkami na depresję. Powinna być też ostrzeżenie, że nie czytać w środkach komunikacji miejskiej. Gwóźdź do trumny ma jednak jeden mankament, a mianowicie to, że kończy się za szybko. Książkę pochłania się w parę godzin i po jej lekturze odczuwany żal, że już się skończyło.
Monika Wawrzyńska zabiera nas w niezapomnianą podróż do zakładu pogrzebowego, którego właścicielką jest Jagna Górecka. Kobieta prowadzi biznes w pojedynkę, bo szanowny małżonek wyjechał lata temu za chlebem i jego powrót niespodziewanie się przedłuża z roku na rok. Małżeństwo istnieje co prawda na papierze, ale pozew rozwodowy to nie w kij dmuchaj. Jagna jest przekonana, że coś co umarło już wieki temu śmiercią naturalną jest tylko sprawą do odhaczenia, a mąż lada chwila były, rozwiedzie się z klasą. Czy tak się stanie?? Sięgnijcie po Gwóźdź do trumny i przekonajcie się sami.
Jagna ma syna, Mikołaja, który właśnie zaliczył blamaż życia. Oświadczył się na oczach tłumów i... dostał kosza. Po głowie chodzi mu zejście z tego świata. Na szczęście na jego drodze pojawia się Toga, która zawładnie jego sercem od pierwszego wejrzenia. Kim jest tajemnicza Toga i co ma z tym wspólnego przesympatyczna młoda pani weterynarz Kinga? Odpowiedź znajdziecie w najnowszej książce Moniki Wawrzyńskiej Gwóźdź do trumny.
Polubiłam się z bohaterami Gwoździa do trumny. Jagna, Magda i Marta skradły moje serce od pierwszej strony, a już przygody w ich wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. To książka, przy której nie ma czasu na nudę, dzieje się wiele, jest zabawnie i życiowo. Nietypowe miejsce akcji też jest dużym plusem, bo sami powiedzcie ile znacie książek z zakładem pogrzebowym w tle?
Czekam z niecierpliwością na kontynuacje Gwoździa do trumny, a Wy sięgnijcie koniecznie po książkę Moniki Wawrzyńskiej.
Po Gwóźdź do trumny Moniki Wawrzyńskiej sięgnęłam oczywiście zupełnie przypadkiem, bo zaintrygowała mnie okładka. Połączenie, czaszki w czapce i z kwiatkiem zapowiadało się intrygująco. Czy tak było? Było świetnie, śmiesznie i w bardzo nietypowym miejscu. Nie spodziewałam się tak rewelacyjnej książki, przy której co kawałek wybuchałam śmiechem. Aż byłam zdziwiona, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-09
Kto z nas nie lubi bajek? Bez względu na wiek lubimy od czasu do czasu jak jest słodko, lukrowato i różowo. Od słodkości aż mdli, ale to nic nie szkodzi, bo czasami jest nam to niezbędna do życie. Narzeczoną dla milionera czytałam już jakiś czas temu. Byłam daleko od domu, było mi źle i smutno, a kolokwialnie mówiąc do dupy, ale to do czasu aż trafiłam na Legimi na najnowszą książkę Wioletty Piaseckiej Narzeczona dla milionera. W tamtym czasie potrzebowałam historii, która nie będzie wymagała myślenia i która pochłonie mnie tak, że zapomnę o tęsknocie i smutku. Narzeczona dla milionera spełniła swoje zadanie doskonale. Zanurzyłam się w tę historię i zapomniałam o całym świeci. Dużo lukru robi czasem za terapeutę.
Główną bohaterką najnowszej książki Wioletty Piaseckiej jest Natasza, którą poznajemy w knajpie na Mazurach. Dziewczyna od dziesięciu lat wraz z partnerem prowadzą restaurację. Dziewczyna wypruwa sobie żyły, a jej partner zachowuje się zawsze jakby był właścicielek pięciogwiazdkowej knajpy. Wiecznie niezadowolony, ciągle skrzywiony i mówiący tonem, który ciężko nazwać normalnym. Ma pretensje do wszystkich i o wszystko. Natasza znosi humory partnera dzielnie, ale do czasu. Pewnego razu czara goryczy przelewa się i dziewczyna pakuje swój dziesięcioletni dobytek w jedną walizkę i odchodzi. Wraca do rodzinnego miasteczka skąd uciekła z podkulonym ogonem. Ma nadzieję, że ludzie zapomnieli, a ukochana babcia przyjmie ją z otwartymi ramionami. W domu babci nic się nie zmieniło. bieda wyziera z każdego kąta, ale jest miłość, zrozumienie i cisza. Dziewczyna bierze sprawy w swoje ręce i intensywnie poszukuje pracy. Trafia do fabryki meblarskiej Dobry Styl, gdzie właśnie otwierają nową linię produkcyjną. Przypadek czy przeznaczenie?
Właścicielem Dobrego stylu jest Szymon młody, atrakcyjny i przedsiębiorczy mężczyzna, a do tego bajecznie bogaty, na którego pazurki ostrzy niejedna kobieta. Jak potoczą się losy Nataszy i Szymona? Czy prosta dziewczyna wpadnie w oko miejscowemu milionerowi? A może zdarzenia z przeszłości nie dadzą o sobie zapomnieć? Sięgnijcie po Narzeczoną dla milionera Wioletty Piaseckiej i przekonajcie się sami.
Narzeczona dla milionera to współczesna baśń o Kopciuszku. To lekko i przyjemnie napisana powieść o poszukiwaniu swojego miejsc na ziemi i historia o niespodziewanej miłości, która spada na bohaterów jak grom z jasnego nieba. To także powieść o zaufaniu i małomiasteczkowej mentalności.
Jeśli jest Wam szaro i źle to sięgnijcie po najnowszą książkę Wioletty Piaseckiej i otulcie się historią, która pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać, a po burzy przychodzi słońce. Każdy smutek ma kiedyś swój kres.
Polecam! I uciekam czytać Niezapomniany walc i powiem Wam w sekrecie, że jest dobrze.
Kto z nas nie lubi bajek? Bez względu na wiek lubimy od czasu do czasu jak jest słodko, lukrowato i różowo. Od słodkości aż mdli, ale to nic nie szkodzi, bo czasami jest nam to niezbędna do życie. Narzeczoną dla milionera czytałam już jakiś czas temu. Byłam daleko od domu, było mi źle i smutno, a kolokwialnie mówiąc do dupy, ale to do czasu aż trafiłam na Legimi na...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-05
Do sięgnięcia po Sekretny składnik Izabelli Frączyk i Jagny Rolskiej skusiła mnie piękna i soczysta okładka. Po kilku stronach już wiedziałam, że mój wybór jak zwykle był słuszny, bo to świetnie napisana książka. Sekretny składnik to połącznie literatury obyczajowej z romansem i elementami kryminału, bo i trupa tutaj nie zabrakło. Duet pisarski okazał się być świetnym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości. Kto z nas nie oglądał bądź ogląda wszelkiej maści kulinarnych show tych z udziałem amatorów, profesjonalistów czy nawet dzieciaków. Stacje telewizyjne prześcigają się w wyścigu o złote patelnie, srebrne widelce czy blaszane noże. Czasami zdarza mi się zerknąć i mam wrażenie parodiując słowa mistrza, że gotować każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi jak co komu wychodzi.
Izabella Frączyk i Jagna Rolska wzięły na tapetę w swojej najnowszej książce Sekretny składnik świat kulinarnego show biznesu. I zrobiły to w sposób perfekcyjny. Ciężko stwierdzić, że książkę napisały dwie osoby, bo obie autorki znakomicie się uzupełniają i lektura trzyma wysoki poziom od pierwszej do ostatniej strony. W Sekretnym składniku znajdziemy obraz świata celebrytów, instagramów i przede wszystkim zasięgów. Tu nie ma zmiłuj i jest walka na noże nie tylko o sławę, ale i o sponsorów.
Autorki przedstawiają nam całą plejadę bohaterów, którzy są nie tylko wyraziści i znakomicie wykreowani, ale czytając ma się wrażenie, że obie panie wzięły na tapetę nasze rodzime gwiazdy telewizyjne. Kto mi się skojarzył z kim tego Wam nie powiem, ale mam nadzieję, że sięgniecie po Sekretny składnik i sami się przekonacie.
Na główny plan wysuwają się w Sekretnym składniku Liliana Krasnodębska, Sebastiano Costa, Kornel Omasta i Klemens - kucharz amator z Podhala. A bo jeszcze Wam nie powiedziałam, że Sekretny składnik dzieje się w samiuśkim sercu Tatr, w Zakopanem.
Liliana Krasnodębska to znana postać telewizyjna, która ludzi traktuje przedmiotowo. Dąży do celu nie patrząc na nic i na nikogo, najważniejsze to utrzymać się na powierzchni.
Sebastiano Costa to Portugalczyk od lat mieszkający w Polsce. Kucharz w swoim mniemaniu przez duże K, a w rzeczywistości pirania żerująca na przepisach innych. Jego znajomość polskiego pozostawia wiele do życzenia, ale to tylko taki chwyt marketingowy na potrzeby gawiedzi. Znajome??
Kornel Omasta najbardziej normalny w celebryckim świecie, autor książek kulinarnych, osoba skromna i nieprzewartościowana.
Klemens to właściciel pensjonatu w Zakopanem, kucharz amator, gotujący z pasją i zaangażowaniem. Klemensa nie sposób nie polubić od pierwszej strony.
Co połączy mistrzów kuchni i kucharza amatora? Dlaczego skromny pensjonat Klemensa? Sięgnijcie po Sekretny składnik duetu Frączyk - Rolska i przekonajcie się sami.
Zaskoczyła mnie ta książka na duży plus. Sięgając po nią sugerowałam się okładką i nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. A co dostałam?? Świetnie napisaną powieść, przy której bawiłam się znakomicie. Książka wciąga od pierwszej strony, dopracowana w każdym calu, z plejadą bohaterów, z przesympatyczną babcią Klemensa Panią Marią, którą pokochałam całym sercem.
Sekretny składnik to świetna pozycja, którą czyta się jednym tchem.
Do sięgnięcia po Sekretny składnik Izabelli Frączyk i Jagny Rolskiej skusiła mnie piękna i soczysta okładka. Po kilku stronach już wiedziałam, że mój wybór jak zwykle był słuszny, bo to świetnie napisana książka. Sekretny składnik to połącznie literatury obyczajowej z romansem i elementami kryminału, bo i trupa tutaj nie zabrakło. Duet pisarski okazał się być świetnym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejna książka Wydawnictwa Flow, którą miałam okazję przeczytać i kolejna jednej z moich ulubionych pisarek, Agnieszki Zakrzewskiej. Nie wiem jak robi to Wydawnictwo Flow, ale jeszcze na żadnej z wydanych przez nich książek się nie zawiodłam, każda wzbudza morze emocji i sprawia, że zapominam o całym świecie Czułe poranki, bezsenne noce czytałam krótko po premierze, ale niestety zmiana pracy sprawiła, że nie bardzo wiem jak się nazywam i niekoniecznie mam czas, żeby usiąść i napisać recenzję. Na szczęście jakoś tak udało się poukładać, że mam nadzieję wrócić do regularnego pisania recenzji. Nie znaczy to jednak, że nie czytam, bo bez tego nie umiałabym żyć, ale z pisaniem to coś ostatnio się mijaliśmy. Nie policzę ile pisania mnie czeka, ale z pewnością uda mi się to nadrobić.
Jak wiecie moim ukochanym, wymarzonym i wytęsknionym miejscem na ziemi są Kaszuby, ale po lekturze książki Pani Agnieszki Zakrzewskiej zachciało mi się pojechać na Podlasie, bo autorka przepięknie oddała piękno tego regionu, a ja wstyd się przyznać jeszcze nigdy nie byłam w tym zakątku Polski. Może w tym roku wyciągnę prywatnego małżonka i chociaż na parę dni wyskoczymy śladem powieści Agnieszki Zakrzewskiej. Zobaczymy co los przyniesie i jak ułoży się praca.
Agnieszka Zakrzewska znowu stworzyła książkę przepełnioną emocjami z Podlasiem i jego zachwycającą przyrodą w tle. Książka, w której akcja toczy się nieśpiesznie, pełna refleksji, czułości, podlaskiej gwary i miłości. Uwielbiam twórczość Pani Agnieszki od dawna, a autorka z każdą kolejną książką podnosi sobie poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. Zawsze z niecierpliwością wyglądam w zapowiedziach wydawniczych książek Pani Agnieszki, bo wiem, że to będzie niezapomniana przygoda. Saga czekoladowa i Błękitny koliber już za mną, ale na szczęście mam jeszcze parę tytułów do przeczytania.
Główna bohaterka, Romy Sokołowska, pracuje jako dziennikarka i lewo wiąże koniec z końcem, wychowuje samotnie nastoletniego syna i stara się wynagrodzić Łukaszowi brak ojca, który założył nową rodzinę i z nastolatkiem nie potrafi się dogadać. Czarne chmury zwisają nad głową Romy, gdy zmienia się zarząd gazety, w której od lat pracuje nasza bohaterka. Jedyną szansą na przetrwanie jest przeprowadzenie wywiadu z gwiazdą, która usunęła się w cień i zaszyła gdzieś na Podlasiu. Barbara Anczyc zniknęła i nie szuka kontaktu z mediami. Zniknął też fotograf Mateusz Perzebindowski, który stworzył ostatnie zdjęcie gwiazdy. Czy Romy uda się trafić na ślad Barbary i Mateusza? Czy poradzi sobie na nadbużańskiej wsi, w której każdy każdego zna, a przyjazd miejscowej zaburzy spokój wsi spokojnej, wsi wesołej. Sięgnijcie koniecznie po Czułe poranki, bezsenne noce Agnieszki Zakrzewskiej i przekonajcie się sami.
Agnieszka Zakrzewska stworzyła książkę, która na długo zapadłą w mojej pamięci. Cała plejada bohaterów i nadbużańska przyroda sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem i z żalem przewraca ostatnią stronę. To książka pełna ciepła, miłości i zapachu przyrody. Czytajcie koniecznie.
Kolejna książka Wydawnictwa Flow, którą miałam okazję przeczytać i kolejna jednej z moich ulubionych pisarek, Agnieszki Zakrzewskiej. Nie wiem jak robi to Wydawnictwo Flow, ale jeszcze na żadnej z wydanych przez nich książek się nie zawiodłam, każda wzbudza morze emocji i sprawia, że zapominam o całym świecie Czułe poranki, bezsenne noce czytałam krótko po premierze, ale...
więcej Pokaż mimo to