-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant1
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński27
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać406
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2014-08-01
2014-07-11
2014-07-25
2014-07-15
2014-06-26
2014-06-18
2014-06-15
Za każdym razem, gdy czytam "Władczynię Rzek" mam wrażenie, że odnajduję w tej książce coś nowego, coś, czego wcześniej nie zauważyłam. I nie chodzi mi o kwiatek "hrabstwo Notinghamshire", którego do dzisiaj nie potrafię ogarnąć rozumem.
Po tej czwartej lekturze uderzyła mnie raczej myśl jak bardzo pesymistyczna jest tak historia. Jest piękna, a i nie można powiedzieć, aby Jakobina Luksemburska miała okropne życie (przynajmniej jeszcze nie w opisywanym tutaj przedziale czasowym, to co się działo po wstąpieniu Yorków na tron to inna bajka), ale jednak nie nastrajająca optymistycznie. Bo czy naprawdę można być szczęśliwym mając kochającego męża i cudowne dzieci, ale nie mogąc otarcie korzystać ze swoich umiejętności i darów? Drżąc o oskarżenie o czary tylko dlatego, że rozumie się więcej niż reszta ludzi? I cały czas bojąc się o lekkomyślną przyjaciółkę, która może powieść na zatracenie ludzi, którzy ją kochają?
"Władczyni Rzek" jest moim zdaniem, obok "Córki Twórcy Królów" najlepszą książką pani Gregory (nie liczę "Kochanic Króla", bo tutaj akurat górę bierze moja miłość do Anne Boleyn i wątpię, abym była obiektywna w ocenie), ponieważ nie daje prostych odpowiedzi. Czy Lancasterowie byli źli, czy Yorkowie? Czy Małgorzata Andegaweńska była potworem czy nieszczęśliwą kobietą? Czy Henryk VI był psychicznie chory, słaby na ciele, czy zaczarowany? To musimy ocenić sami, chociaż minęło tyle czasu. Jakobina może nam tylko pomóc... I pokazać jak bardzo nasze życie zależy od obrotów koła fortuny.
Za każdym razem, gdy czytam "Władczynię Rzek" mam wrażenie, że odnajduję w tej książce coś nowego, coś, czego wcześniej nie zauważyłam. I nie chodzi mi o kwiatek "hrabstwo Notinghamshire", którego do dzisiaj nie potrafię ogarnąć rozumem.
Po tej czwartej lekturze uderzyła mnie raczej myśl jak bardzo pesymistyczna jest tak historia. Jest piękna, a i nie można powiedzieć,...
2014-06-13
Matko Noc z córką Gwiazdą, ja naprawdę jestem masochistką. Ale za każdym razem gdy sięgam po którąś z ...ekchem... "powieści" K. M. mam dziką nadzieję, że już nic mnie w żadnej nie zaskoczy, że może nawet trafię na coś uroczego, co stanie się takim guilty pleasure i nie podniesie mi ciśnienia. Albo chociaż ograniczy absurd do minimum.
Tylko, że nie. Nie ma szans. Pomijam już, że każda z tych książek to w sumie to samo, tylko że z innymi imionami, i kto inny może umrze/zajdzie w ciąże/znajdzie zapchlonego kota/odnajdzie spokój i radość w rozpadającej się chacie na wsi. Przerabialiśmy to już milion razy i nawet nie ma się czym ekscytować, gdyby tak poprowadzić historię bez udziwniania to może nawet by zasłużyła na te pięć gwiazdek.
Przyznaję się - nie skończyłam tej książki. Nie zamierzam jej kończyć. A tym, co przelało czarę goryczy jest balet. Tak się nieszczęśliwie składa, że ja balet kocham i to miłością wielką, i wieczną. I wiem jak wygląda układ Cukrowej Wróżki z "Dziadka do orzechów". I teraz uwaga, będzie wielkimi literami: KTOŚ KTO NIGDY WCZEŚNIEJ NIE UCZYŁ SIĘ BALETU, NIE NAUCZY SIĘ TEGO UKŁADU W MIESIĄC! Zwłaszcza ktoś, komu dopiero zoperowano nogę! No way. I nie. Nie przyjmuję argumentów "to tylko fikcja literacka, nie umiesz się bawić". To nie jest bajka. Akcja dzieje się w realnym, współczesnym świecie? To niech z tym światem ma coś wspólnego!
Matko Noc z córką Gwiazdą, ja naprawdę jestem masochistką. Ale za każdym razem gdy sięgam po którąś z ...ekchem... "powieści" K. M. mam dziką nadzieję, że już nic mnie w żadnej nie zaskoczy, że może nawet trafię na coś uroczego, co stanie się takim guilty pleasure i nie podniesie mi ciśnienia. Albo chociaż ograniczy absurd do minimum.
Tylko, że nie. Nie ma szans. Pomijam...
2014-06-14
Miła w lekturze, ale nie porywająca. Można polecić jako ciekawostkę, zwłaszcza pierwsze rozdziały, jednak, zapewne z braku materiału źródłowego, na to już nic nie poradzimy, część portretów wydaje się okropnie uboga i mało zajmująca. Brak wyrazistości postaci, czegoś takiego, co chwyci czytelnika za serce i sprawi, że ten wykrzyknie "chciałbym/łabym dowiedzieć się o niej czegoś więcej, dużo więcej!"
Miła w lekturze, ale nie porywająca. Można polecić jako ciekawostkę, zwłaszcza pierwsze rozdziały, jednak, zapewne z braku materiału źródłowego, na to już nic nie poradzimy, część portretów wydaje się okropnie uboga i mało zajmująca. Brak wyrazistości postaci, czegoś takiego, co chwyci czytelnika za serce i sprawi, że ten wykrzyknie "chciałbym/łabym dowiedzieć się o niej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-31
Gdybym oceniała książki po okładce, tej zapewne jeszcze przez długi czas nie wzięłabym do ręki. Czy wydawnictwa naprawdę nie mogą się oduczyć używania plakatów filmowych?! Zwłaszcza takie jak Książnica, która naprawdę potrafi stworzyć dzieła sztuki.
Ech. Wylałam swoje żale, teraz będę chwalić. Bo "Medicus" to książka, której chwalenie jak najbardziej się należy. Ma wszystko to, co powinna mieć dobra powieść. Wyrazistych bohaterów, barwne opisy, fragmenty, nad którymi należy przysiąść i pomyśleć. A przede wszystkim opowiada historię o czymś większym od nas. O powołaniu do pomagania, które powinno wyrastać ponad wszelkie podziały. Bo kogo tak naprawdę obchodzi czy modlisz się do Jezusa, Jahwe, Allaha, czy Latającego Potwora Spagetti, gdy stawką o którą grasz jest ludzkie życie?
Jest wiele rzeczy, które ta książka uwypukla, i to dużo subtelniej niż współcześni producenci mądrych cytatów. Głównie dlatego, że stara się nie tylko o tym mówić, ale pokazywać, zderzając ze sobą trzy religie, trzy kultury i stawiając w środku zwykłego mężczyznę, który gotów jest skazać się na wieczne potępienie tylko po to, aby móc wykorzystać swój dar i leczyć ludzi. Tylko dlaczego ktoś miałby potępiać dobro? No właśnie, o tym też jest ta opowieść. Opowieść, która wciąga, wchłania czytelnika, doprowadza go do śmiechu, łez, a nawet do wybuchów wściekłości wspomaganych paroma wszetecznicami. Więc jeśli szukacie emocji - zabierajcie się do niej w te pędy. Nie pożałujecie.
Informacja natury ogólnej: NAPRAWDĘ należy przeczytać książkę przed obejrzeniem filmu. Błagam, uwierzcie.
Gdybym oceniała książki po okładce, tej zapewne jeszcze przez długi czas nie wzięłabym do ręki. Czy wydawnictwa naprawdę nie mogą się oduczyć używania plakatów filmowych?! Zwłaszcza takie jak Książnica, która naprawdę potrafi stworzyć dzieła sztuki.
Ech. Wylałam swoje żale, teraz będę chwalić. Bo "Medicus" to książka, której chwalenie jak najbardziej się należy. Ma...
Prawdopodobnie najlepsze tłumaczenie książki pani Gregory jakie zostało wydane w Polsce. Czytanie i porównywanie treści w obu językach dawno nie sprawiło mi takiej przyjemności. Ukłony więc w stronę tłumaczki, Urszuli Gardner.
Sama historia... Cóż, nawet pani Gregory mówi, że to powieść bardziej kostiumowa niż historyczna, i więcej w niej domysłów niż faktów, ale trudno się z tymi domysłami nie zgadzać. Gdy z jednej strony mamy miłych, przystojnych i czarujących młodzieńców z dynastii Yorków, a z drugiej antypatycznego Henryka VII Tudora wespół z jego przerażającą, szaloną matką to trudno zachować jakikolwiek historyczny obiektywizm. Trudno chwalić politykę ekonomiczną czy sojusz z Królami Katolickimi, gdy ważniejsze staje się pytanie: czy Henryk Tudor był obmierzłym mordercą?
A po środku tego wszystkiego stoi narratorka, Elżbieta York, kobieta, która podczas podróży przez 453 strony wywołuje w czytelniku wszystkie możliwe uczucia. Współczucie, sympatię, żal, niekiedy pogardę, czy wręcz wściekłość. Ale głównie jednak współczucie, bo Biała Księżniczka to opowieść o kolorowych ptakach w klatce. I tylko czytelnik może stwierdzić, ile tych ptaków widział. Ja szczerze przyznam, że chyba tylko jeden z bohaterów pozostawał naprawdę wolny... Nawet żyjąc w zagrożeniu czy w więzieniu.
Prawdopodobnie najlepsze tłumaczenie książki pani Gregory jakie zostało wydane w Polsce. Czytanie i porównywanie treści w obu językach dawno nie sprawiło mi takiej przyjemności. Ukłony więc w stronę tłumaczki, Urszuli Gardner.
więcej Pokaż mimo toSama historia... Cóż, nawet pani Gregory mówi, że to powieść bardziej kostiumowa niż historyczna, i więcej w niej domysłów niż faktów, ale trudno...