Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Prawdopodobnie najlepsze tłumaczenie książki pani Gregory jakie zostało wydane w Polsce. Czytanie i porównywanie treści w obu językach dawno nie sprawiło mi takiej przyjemności. Ukłony więc w stronę tłumaczki, Urszuli Gardner.

Sama historia... Cóż, nawet pani Gregory mówi, że to powieść bardziej kostiumowa niż historyczna, i więcej w niej domysłów niż faktów, ale trudno się z tymi domysłami nie zgadzać. Gdy z jednej strony mamy miłych, przystojnych i czarujących młodzieńców z dynastii Yorków, a z drugiej antypatycznego Henryka VII Tudora wespół z jego przerażającą, szaloną matką to trudno zachować jakikolwiek historyczny obiektywizm. Trudno chwalić politykę ekonomiczną czy sojusz z Królami Katolickimi, gdy ważniejsze staje się pytanie: czy Henryk Tudor był obmierzłym mordercą?

A po środku tego wszystkiego stoi narratorka, Elżbieta York, kobieta, która podczas podróży przez 453 strony wywołuje w czytelniku wszystkie możliwe uczucia. Współczucie, sympatię, żal, niekiedy pogardę, czy wręcz wściekłość. Ale głównie jednak współczucie, bo Biała Księżniczka to opowieść o kolorowych ptakach w klatce. I tylko czytelnik może stwierdzić, ile tych ptaków widział. Ja szczerze przyznam, że chyba tylko jeden z bohaterów pozostawał naprawdę wolny... Nawet żyjąc w zagrożeniu czy w więzieniu.

Prawdopodobnie najlepsze tłumaczenie książki pani Gregory jakie zostało wydane w Polsce. Czytanie i porównywanie treści w obu językach dawno nie sprawiło mi takiej przyjemności. Ukłony więc w stronę tłumaczki, Urszuli Gardner.

Sama historia... Cóż, nawet pani Gregory mówi, że to powieść bardziej kostiumowa niż historyczna, i więcej w niej domysłów niż faktów, ale trudno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Matko Noc z córką Gwiazdą, ja naprawdę jestem masochistką. Ale za każdym razem gdy sięgam po którąś z ...ekchem... "powieści" K. M. mam dziką nadzieję, że już nic mnie w żadnej nie zaskoczy, że może nawet trafię na coś uroczego, co stanie się takim guilty pleasure i nie podniesie mi ciśnienia. Albo chociaż ograniczy absurd do minimum.

Tylko, że nie. Nie ma szans. Pomijam już, że każda z tych książek to w sumie to samo, tylko że z innymi imionami, i kto inny może umrze/zajdzie w ciąże/znajdzie zapchlonego kota/odnajdzie spokój i radość w rozpadającej się chacie na wsi. Przerabialiśmy to już milion razy i nawet nie ma się czym ekscytować, gdyby tak poprowadzić historię bez udziwniania to może nawet by zasłużyła na te pięć gwiazdek.

Przyznaję się - nie skończyłam tej książki. Nie zamierzam jej kończyć. A tym, co przelało czarę goryczy jest balet. Tak się nieszczęśliwie składa, że ja balet kocham i to miłością wielką, i wieczną. I wiem jak wygląda układ Cukrowej Wróżki z "Dziadka do orzechów". I teraz uwaga, będzie wielkimi literami: KTOŚ KTO NIGDY WCZEŚNIEJ NIE UCZYŁ SIĘ BALETU, NIE NAUCZY SIĘ TEGO UKŁADU W MIESIĄC! Zwłaszcza ktoś, komu dopiero zoperowano nogę! No way. I nie. Nie przyjmuję argumentów "to tylko fikcja literacka, nie umiesz się bawić". To nie jest bajka. Akcja dzieje się w realnym, współczesnym świecie? To niech z tym światem ma coś wspólnego!

Matko Noc z córką Gwiazdą, ja naprawdę jestem masochistką. Ale za każdym razem gdy sięgam po którąś z ...ekchem... "powieści" K. M. mam dziką nadzieję, że już nic mnie w żadnej nie zaskoczy, że może nawet trafię na coś uroczego, co stanie się takim guilty pleasure i nie podniesie mi ciśnienia. Albo chociaż ograniczy absurd do minimum.

Tylko, że nie. Nie ma szans. Pomijam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miła w lekturze, ale nie porywająca. Można polecić jako ciekawostkę, zwłaszcza pierwsze rozdziały, jednak, zapewne z braku materiału źródłowego, na to już nic nie poradzimy, część portretów wydaje się okropnie uboga i mało zajmująca. Brak wyrazistości postaci, czegoś takiego, co chwyci czytelnika za serce i sprawi, że ten wykrzyknie "chciałbym/łabym dowiedzieć się o niej czegoś więcej, dużo więcej!"

Miła w lekturze, ale nie porywająca. Można polecić jako ciekawostkę, zwłaszcza pierwsze rozdziały, jednak, zapewne z braku materiału źródłowego, na to już nic nie poradzimy, część portretów wydaje się okropnie uboga i mało zajmująca. Brak wyrazistości postaci, czegoś takiego, co chwyci czytelnika za serce i sprawi, że ten wykrzyknie "chciałbym/łabym dowiedzieć się o niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Za każdym razem, gdy czytam "Władczynię Rzek" mam wrażenie, że odnajduję w tej książce coś nowego, coś, czego wcześniej nie zauważyłam. I nie chodzi mi o kwiatek "hrabstwo Notinghamshire", którego do dzisiaj nie potrafię ogarnąć rozumem.

Po tej czwartej lekturze uderzyła mnie raczej myśl jak bardzo pesymistyczna jest tak historia. Jest piękna, a i nie można powiedzieć, aby Jakobina Luksemburska miała okropne życie (przynajmniej jeszcze nie w opisywanym tutaj przedziale czasowym, to co się działo po wstąpieniu Yorków na tron to inna bajka), ale jednak nie nastrajająca optymistycznie. Bo czy naprawdę można być szczęśliwym mając kochającego męża i cudowne dzieci, ale nie mogąc otarcie korzystać ze swoich umiejętności i darów? Drżąc o oskarżenie o czary tylko dlatego, że rozumie się więcej niż reszta ludzi? I cały czas bojąc się o lekkomyślną przyjaciółkę, która może powieść na zatracenie ludzi, którzy ją kochają?

"Władczyni Rzek" jest moim zdaniem, obok "Córki Twórcy Królów" najlepszą książką pani Gregory (nie liczę "Kochanic Króla", bo tutaj akurat górę bierze moja miłość do Anne Boleyn i wątpię, abym była obiektywna w ocenie), ponieważ nie daje prostych odpowiedzi. Czy Lancasterowie byli źli, czy Yorkowie? Czy Małgorzata Andegaweńska była potworem czy nieszczęśliwą kobietą? Czy Henryk VI był psychicznie chory, słaby na ciele, czy zaczarowany? To musimy ocenić sami, chociaż minęło tyle czasu. Jakobina może nam tylko pomóc... I pokazać jak bardzo nasze życie zależy od obrotów koła fortuny.

Za każdym razem, gdy czytam "Władczynię Rzek" mam wrażenie, że odnajduję w tej książce coś nowego, coś, czego wcześniej nie zauważyłam. I nie chodzi mi o kwiatek "hrabstwo Notinghamshire", którego do dzisiaj nie potrafię ogarnąć rozumem.

Po tej czwartej lekturze uderzyła mnie raczej myśl jak bardzo pesymistyczna jest tak historia. Jest piękna, a i nie można powiedzieć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdybym oceniała książki po okładce, tej zapewne jeszcze przez długi czas nie wzięłabym do ręki. Czy wydawnictwa naprawdę nie mogą się oduczyć używania plakatów filmowych?! Zwłaszcza takie jak Książnica, która naprawdę potrafi stworzyć dzieła sztuki.

Ech. Wylałam swoje żale, teraz będę chwalić. Bo "Medicus" to książka, której chwalenie jak najbardziej się należy. Ma wszystko to, co powinna mieć dobra powieść. Wyrazistych bohaterów, barwne opisy, fragmenty, nad którymi należy przysiąść i pomyśleć. A przede wszystkim opowiada historię o czymś większym od nas. O powołaniu do pomagania, które powinno wyrastać ponad wszelkie podziały. Bo kogo tak naprawdę obchodzi czy modlisz się do Jezusa, Jahwe, Allaha, czy Latającego Potwora Spagetti, gdy stawką o którą grasz jest ludzkie życie?

Jest wiele rzeczy, które ta książka uwypukla, i to dużo subtelniej niż współcześni producenci mądrych cytatów. Głównie dlatego, że stara się nie tylko o tym mówić, ale pokazywać, zderzając ze sobą trzy religie, trzy kultury i stawiając w środku zwykłego mężczyznę, który gotów jest skazać się na wieczne potępienie tylko po to, aby móc wykorzystać swój dar i leczyć ludzi. Tylko dlaczego ktoś miałby potępiać dobro? No właśnie, o tym też jest ta opowieść. Opowieść, która wciąga, wchłania czytelnika, doprowadza go do śmiechu, łez, a nawet do wybuchów wściekłości wspomaganych paroma wszetecznicami. Więc jeśli szukacie emocji - zabierajcie się do niej w te pędy. Nie pożałujecie.

Informacja natury ogólnej: NAPRAWDĘ należy przeczytać książkę przed obejrzeniem filmu. Błagam, uwierzcie.

Gdybym oceniała książki po okładce, tej zapewne jeszcze przez długi czas nie wzięłabym do ręki. Czy wydawnictwa naprawdę nie mogą się oduczyć używania plakatów filmowych?! Zwłaszcza takie jak Książnica, która naprawdę potrafi stworzyć dzieła sztuki.

Ech. Wylałam swoje żale, teraz będę chwalić. Bo "Medicus" to książka, której chwalenie jak najbardziej się należy. Ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy jest się brytofilką, psychofanką historii kobiet, Tudorów oraz beletrystyki historycznej i widzi się napis "Lepsze niż Philippa Gregory" w głowie zapala się czerwona lampka, a syrena zaczyna z całej siły buczeć. Ogólnie bardzo nie lubię, gdy już na okładce raczy się mnie zapewnieniami, że książka, którą trzymam w rękach jest lepsza od czegoś tam. Mam wrażenie, że takie porównywanie wsadza indywidualny styl autora oraz podejście do tematyki między bajki i ustala jakieś reguły, które powieść musi spełnić, żeby być tą mityczną "lepszą". Tym razem jednak zacisnęłam zęby, zdjęłam książkę z półki i pomaszerowałam do kasy, a to dlatego, że nazwisko Anne O'Brien już od dawna fruwało mi po głowie domagając się uwagi.

Katarzyna de Valois... Ach. Kobieta, której trudno nie podziwiać i o której jak najbardziej powinno się pisać. Dużo i grubo. A jednak bardzo trudno było mi obudzić w sobie sympatię do Katarzyny, którą ukazuje pani O'Brien. Co prawda nie wzbudzała we mnie wściekłości jak Małgorzata Beauford w "Czerwonej Królowej" Philippy Gregory, ale irytowała. Dopiero po przebrnięciu przez około 3/4 tekstu zaczęłam odczuwać do niej odrobinę sympatii, a pod sam koniec nawet jej kibicować. Czytając opowieść z jej punktu widzenia, o jej życiu, czytamy tak naprawdę o mężczyznach jej życia, o tych, którzy ją ukształtowali. I w tym momencie jakiekolwiek zarzuty wobec autorki nie mają racji bytu, ponieważ męskie kreacje w tej powieści są po prostu cudowne.

Zaczynając od króla Henryka V, który nareszcie zrzucony jest z firmamentu bohatera, prawie świętego, i pokazany w ludzkiej, dość odpychającej postaci. Co innego jego brat Jan, młodszy, ale równie czarujący i zmyślny jak we "Władczyni Rzek" P. Gregory, czy uroczy i pełen wdzięku Jakub, król Szkocji, którego poznajemy, gdy przebywa wciąż w angielskiej niewoli. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że gdyby nie ci dwaj rycerze, możliwe, że odłożyłabym "Zakazaną królową" i zapomniała o niej na dłuższy czas. A byłoby szkoda, bo gdy ci dwaj panowie znikają ze stronic ich miejsce zajmują dwaj kolejni, napisani jeszcze lepiej, o ile to w ogóle możliwe.

Edmund Beauford, słodki Edmund! A zarazem równie sprytny, ambitny i podstępny jak cały jego ród. O takich postaciach czyta się z przyjemnością, nawet gdy nie zgadzamy się z ich motywami. Ba, nawet, gdy uważamy, że postępują podle! I tak, i tak poddajemy się ich czarowi i spijamy słodkie słówka, bo to oni są ucieleśnieniem pewnej epoki. Swoją drogą dzisiejsi politycy mogliby się wiele od Edmunda nauczyć... Chociaż raczej nie tego jak postępować z kobietami.

No i ten najważniejszy, Owen Tudor. A raczej Owain ap Maredudd ap Tudur, i tak, mam gdzieś, że ledwo da się to nazwisko wymówić! Miłość jaka, po raz kolejny, rozgorzała w moim sercu do protoplasty najsławniejszej dynastii w dziejach Wysp Brytyjskich jest trudna do wyrażenia słowami. Owain jest na wskroś walijski, na wskroś honorowy i jawi się jako kolejny Pendragon, który przebudził się na świętej wyspie Avalon i powrócił do krainy śmiertelników. Człowiek, którego poniżono po stokroć, który jest ucieleśnieniem tego wszystkiego, co kocham w Walijczykach, Irlandczykach i Szkotach, tutaj zaćmiewa wszystkich, łącznie ze swoją ukochaną żoną. Nie ma ani jednej postaci, która mogłaby się z nim równać, gdy tylko po raz pierwszy otwarcie mówi z Katarzyną czytelnik już wie, że oto jest prawdziwy główny bohater tej książki. A biedna francuska księżniczka i angielska Królowa Wdowa to jedynie narratorka.

Jest jeszcze Humphrey Plantagent, książę Gloucester, ale niezbyt wiem, co mogłabym o nim powiedzieć. Poza tym, że gra tu rolę typowego czarnego charakteru to niewiele. Swoją drogą, Gloucester musi być zaprawdę przeklęte, bo historia bardzo się stara zrobić z jego książąt kreatury obrzydliwe. Ale o ile w wypadku Ryszarda Yorka ten obraz to wynik mrożącej krew w żyłach propogandy, o tyle w wypadku Humphreya trudno mi się nie zgodzić z wyrokiem wydanym przez historię, a tutaj przez Katarzynę.

Trudno napisać cokolwiek więcej bez spoilerowania. Chociaż czy w wypadku powieści historycznej w ogóle można mówić o spoilerach?! Ech, pozostaje mi chyba jedynie stwierdzić, że każdy, kto miłuje historię Wysp Brytyjskich powinien być zadowolony po lekturze tej książki. Jest przyjemna... No i ma Owaina, a to argument sam w sobie. Czy lepsza od Philippy Gregory? Trudno orzec, bo jest inna. U pani Gregory to kobiety przyćmiewają mężczyzn, którzy je otaczają (pomijając Jane Seymour, ale tej to nic nie pomoże, chyba tylko fantasy z najwyżej półki odrealnienia), tutaj natomiast mężczyźni wysuwają się na pierwszy plan. A moim zdaniem opowiedzieć historię kobiety przez pryzmat mężczyzn to także wielka sztuka. I za to pani O'Brien te siedem gwiazdek jak najbardziej się należy.

Kiedy jest się brytofilką, psychofanką historii kobiet, Tudorów oraz beletrystyki historycznej i widzi się napis "Lepsze niż Philippa Gregory" w głowie zapala się czerwona lampka, a syrena zaczyna z całej siły buczeć. Ogólnie bardzo nie lubię, gdy już na okładce raczy się mnie zapewnieniami, że książka, którą trzymam w rękach jest lepsza od czegoś tam. Mam wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Arturo Perez-Reverte jest mistrzem intertekstualności w swoich utworach, a zarazem prawdziwym koneserem i znawcą literatury. Zwłaszcza tej francuskiej, co objawia w "Klubie Dumas". Książka wciąga od pierwszej strony... I ciągnie aż do momentu, gdy do końca zostaje ich dwadzieścia. Zakończenie, owszem, jest zaskakujące (zwłaszcza, jeśli ktoś nie widział wcześniej filmu), ale jednak zawodzi. A może po prostu przez czas lektury czytelnik tak bardzo zbliżył się do głównego bohatera, że zaczął odczuwać jego emocje?

Arturo Perez-Reverte jest mistrzem intertekstualności w swoich utworach, a zarazem prawdziwym koneserem i znawcą literatury. Zwłaszcza tej francuskiej, co objawia w "Klubie Dumas". Książka wciąga od pierwszej strony... I ciągnie aż do momentu, gdy do końca zostaje ich dwadzieścia. Zakończenie, owszem, jest zaskakujące (zwłaszcza, jeśli ktoś nie widział wcześniej filmu), ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nigdy więcej ani jednej książki Michalak, bo szkoda mojego zdrowia. Ta historia jest... Straszna. Ale nie dlatego, że historia w niej opowiedziana jest straszna i chwyta za serce, bo tego nie robi. Ale dlatego, że jest całkowicie wyprana z realizmu. Jedna postać nie różni się od drugiej, a trÓ dHramatyzm wycieka z każdej strony.
Nigdy, przenigdy, więcej.

Nigdy więcej ani jednej książki Michalak, bo szkoda mojego zdrowia. Ta historia jest... Straszna. Ale nie dlatego, że historia w niej opowiedziana jest straszna i chwyta za serce, bo tego nie robi. Ale dlatego, że jest całkowicie wyprana z realizmu. Jedna postać nie różni się od drugiej, a trÓ dHramatyzm wycieka z każdej strony.
Nigdy, przenigdy, więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie sprawił mi rynek wydawniczy w Polsce. Prześledzenie losów Anne Boleyn, mojej bohaterki, od narodzin do śmierci na dziedzińcu Tower of London. Zdecydowanie lektura obowiązkowa dla wszystkich brytofilów, fanów historii Anglii i Tudorów.

Jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie sprawił mi rynek wydawniczy w Polsce. Prześledzenie losów Anne Boleyn, mojej bohaterki, od narodzin do śmierci na dziedzińcu Tower of London. Zdecydowanie lektura obowiązkowa dla wszystkich brytofilów, fanów historii Anglii i Tudorów.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spektakularna opowieść, jednocześnie najpiękniejsza i najbardziej przerażająca wizja przyszłości, o jakiej czytałam. Natomiast Bird jest, moim zdaniem, jednym z najlepiej skonstruowanych męskich bohaterów w historii literatury.

Spektakularna opowieść, jednocześnie najpiękniejsza i najbardziej przerażająca wizja przyszłości, o jakiej czytałam. Natomiast Bird jest, moim zdaniem, jednym z najlepiej skonstruowanych męskich bohaterów w historii literatury.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest... ZŁA na tak wielu poziomach, że nawet nie wiem od którego zacząć. Mam wrażenie, że akcja dzieje się w jakiejś wyrwie czasoprzestrzennej, bo inaczej nie da się tego wyjaśnić. 1900 rok. Arystokratki włóczące się piechotą po nocy bez żadnej obstawy, Romanowowie w zaborze pruskim, sprawiedliwość społeczna a la XXI wiek, telefon (dobrze, że nie komórka) w każdej maleńkiej wioseczce na prowincji!
Gdyby skrócić to coś o każdy fragment, w którym aŁtorka przypomina nam:
a) jaka to Konstancja jest piękna
b) jaki to Maksymilian jest groźny, wszechwładny i dobry w łóżku (BUHAHAHAHAHA!)
c) jaki to Paul jest inteligentny, i wspaniały, i jak bardzo mu zależy na zakończeniu śledztwa i doprowadzenia mordercy kobiet na szafot
d) jaka to ciotka Klara jest zUa i obrzydliwa
e) jak to Anastazja wcale nie jest teatralna w swoich zachowaniach
f) jaki to cudowny seks właśnie przeżywają
to całość zamknęłaby się w 150 stronach odrobinę bardziej znośnego bełkotu.

Ta książka jest... ZŁA na tak wielu poziomach, że nawet nie wiem od którego zacząć. Mam wrażenie, że akcja dzieje się w jakiejś wyrwie czasoprzestrzennej, bo inaczej nie da się tego wyjaśnić. 1900 rok. Arystokratki włóczące się piechotą po nocy bez żadnej obstawy, Romanowowie w zaborze pruskim, sprawiedliwość społeczna a la XXI wiek, telefon (dobrze, że nie komórka) w...

więcej Pokaż mimo to