-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
W Wigilię mnóstwo ludzi podróżuje, aby w ten szczególny wieczór zasiąść do świątecznego stołu wraz z najbliższymi.Nasi bohaterowie znajdują się w pociągu, który utknął w śnieżnej zaspie. Nie wiadomo ile potrawa opóźnienie, więc część pasażerów decyduje się wysiąść z pociągu i dotrzeć do równoległej linii kolejowej (co moim zdaniem nie było najmądrzejsze, jak się nie zna terenu i w zamieci śnieżnej na dodatek). W każdym razie wyruszają w drogę i oczywiście nie docierają do stacji. Udaje im się za to trafić do domu (zwanego, jak się później dowiedzą, Domem w Dolinie), gdzie zastają otwarte drzwi, ciepło rozpalonych kominków oraz gotującą się na kuchni wodę do zaparzenia herbaty. Wspaniałe powitanie dla zmarzniętych wędrowców! Jednakże dom ten budzi ich niepokój, bowiem... nikogo w nim nie ma! Co się stało z gospodarzami? Dlaczego w kominkach napalono, a nigdzie nie ma żywego ducha? Dlaczego portret na kominku wygląda tak jakby był żywym obserwatorem (uczestnikiem?) zdarzeń? Na te i inne pytania będą szukać odpowiedzi śnieżni wędrowcy na czele z panem Maltby'm - zajmującym się na co dzień parapsychologią i okultyzmem. czy nieznane siły wzięły we władanie cichy, spokojny dom?
Zagadka w bieli to bardzo przyjemny kryminał. Na początku obawiałam się tego okultystycznego wątku, bo po prostu nie lubię takiej tematyki w powieściach, ale okazało się, że niepotrzebnie. Motyw ten został potraktowany w bardzo odpowiedni i wyważony sposób, więc nie odebrał mi w żadnym stopniu przyjemności z czytania. Przyznam, że byłam bardzo ciekawa jak autor poradzi sobie z rozwinięciem wątku opuszczonego domu, gdzie na kominku płonie ogień a herbata jest gotowa do zaparzenia. Całość sprawia niesamowite, jakby nierzeczywiste wrażenie. Uroku książce dodają postaci, które są przedstawione w ten specyficzny sposób jaki charakteryzuje powieści retro. trochę przypominał mi styl Agathy Christie. Każda osoba jest potraktowana w indywidualny sposób, ma swoje charakterystyczne cechy np. Lydia jest osóbką energiczną i zaradną, przy czym ma zasady (podliczanie kosztów za korzystanie z czyjegoś domu) zaś Jesse jest bardziej pospolita, choć na swój sposób atrakcyjna. No i jest medium :) Ciekawą postacią jest sam pan Maltby, który swoją tajemniczością i profesją budzi zainteresowanie. Czasem tylko dialogi nieco kulały, choć to może świadomy zabieg autora? chodzi mi o to, że czasem bohaterowie nie do końca mogli się zrozumieć :D
Podobał mi się kierunek, w którym poszedł autor. Stopniowo odkrywamy co się wydarzyło i z zaskoczeniem stwierdzimy, że źródła obecnej sytuacji musimy szukać wiele lat wstecz. W każdym razie gorąco polecam lekturę, zwłaszcza wielbicielom kryminałów retro.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/11/zagadka-w-bieli-jjefferson-farjeon.html
W Wigilię mnóstwo ludzi podróżuje, aby w ten szczególny wieczór zasiąść do świątecznego stołu wraz z najbliższymi.Nasi bohaterowie znajdują się w pociągu, który utknął w śnieżnej zaspie. Nie wiadomo ile potrawa opóźnienie, więc część pasażerów decyduje się wysiąść z pociągu i dotrzeć do równoległej linii kolejowej (co moim zdaniem nie było najmądrzejsze, jak się nie zna...
więcej mniej Pokaż mimo to
Agatha Raisin to pani po pięćdziesiątce, rekin branży public relations, która postanowiła przejść na emeryturę. Sprzedaje swoją firmę, kupuje zaś wymarzony domek na angielskiej prowincji. Kobieta jest dość specyficzną osóbką. Nie możemy jej zrzucić zbytniej empatii :) Aby osiągnąć sukces Agatha musiała być twarda i nieustępliwa. Te cechy niestety nie zjednują jej sympatii ludzi z wioski. Aby wkupić się w ich łaski pani Raisin postanawia wziąć udział w konkursie wypieków. Cóż jednak zrobić jeśli nie umie się piec ani gotować? Agatha wychodzi z opresji kupując gotowe ciasto. Nie przypuszcza jednak, że będzie ono przyczyną ogromnych kłopotów. Po zjedzeniu ciasta umiera bowiem sędzia zawodów - pan Cummings-Browne! Agatha ma pewne podejrzenia i bierze sprawy w swoje ręce, oczywiście ściągając sobie na głowę jeszcze większe kłopoty. całe szczęście, że prowadzący sprawę policjant darzy ją sympatią :) Tylko czy to wystarczy by wyjaśnić sprawę?
Agatha Raisin i ciasto śmierci to miły, lekki kryminalik utrzymany w starym stylu, choć osadzony w czasach współczesnych. Z samego tytułu oraz treści (Raisin jest wielbicielką kryminałów Christie) może budzić skojarzenia z Agathą Christie, choć moim zdaniem to jednak nie ta liga :) Agatha jest dość specyficzną, nieco jędzowatą osóbką (praktycznie od razu zdobywa sobie wroga w osobie sąsiadki). Przy tym jest samotna i szuka swojego miejsca w społeczności. Może wzbudzić współczucie czy nieco sympatii, ale nie tyle ile postać młodego policjanta Billa Wonga, który jest najfajniejszą (moim zdaniem) postacią książki.
Powieść czyta się szybko, całkiem miło, choć czuję, że nie zapadnie mi ona w pamięć i szybko o niej zapomnę. Ot, czytadełko na jeden wieczór, dla relaksu. Raczej nie sięgnę po kolejne części, ale też nie żałuję czasu spędzonego na angielskiej wsi w towarzystwie Agathy Raisin :)
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/11/agatha-raisin-i-ciasto-smierci-mcbeaton.html
Agatha Raisin to pani po pięćdziesiątce, rekin branży public relations, która postanowiła przejść na emeryturę. Sprzedaje swoją firmę, kupuje zaś wymarzony domek na angielskiej prowincji. Kobieta jest dość specyficzną osóbką. Nie możemy jej zrzucić zbytniej empatii :) Aby osiągnąć sukces Agatha musiała być twarda i nieustępliwa. Te cechy niestety nie zjednują jej sympatii...
więcej mniej Pokaż mimo to
Róża. Obrazy i słowa to w zasadzie album łączący harmonijnie te dwa środki wyrazu. Wielbiciele malarstwa i rysunku będą mieli na czym oko zawiesić. ja się na tej dziedzinie sztuki nie znam zbyt dobrze a jeśli już to preferuję inny styl, ale muszę przyznać, że malarstwo Romy Ligockiej zrobiło na mnie wrażenie. Nie wiem czy tylko mnie się tak wydaje, ale z jej obrazów bije melancholia, smutek... Duże oczy, duże usta, w których znać zmęczenie? Jak dla mnie w tych rysunkach jest zawarty ciężki los Żydów, ich tułaczka, łagodna rezygnacja, zmaganie się z ostracyzmem przed wybuchem wojny, wyobcowanie...To tylko moja interpretacja, poparta w moim mniemaniu prozą autorki.
Bo w zapiskach Romy Ligockiej też dominuje melancholia. Najprawdopodobniej to przeżyta we wczesnym dzieciństwie wojna, Holocaust (Ligocka jest z pochodzenia Żydówką)- rzeczy, których dziecko nigdy nie powinno oglądać - sprawiły, że autorka nosi w sobie ogromne pokłady smutku, samotności, wyobcowania. Mam wrażenie jakby Ligocka była bezdomna. I nie chodzi o dach nad głową tylko o swoje miejsce na ziemi. O potrzebę kochania i bycia kochaną? Bycia potrzebną.
Z kart tej książki-albumu wyłania się obraz osoby, kobiety wrażliwej, mocno odczuwającej, noszącej w sobie niezasklepione rany, bolesne wspomnienia, które rzucają cień na jej całe późniejsze życie. Z takim bagażem doświadczeń trudno normalnie żyć. Ciężko żyć ze świadomością co jeden człowiek może zrobić drugiemu. I to w imię czego? Domniemanej wyższości ras? Melancholijna, ale warta uwagi lektura.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/11/roza-obrazy-i-slowa-roma-ligocka.html
Róża. Obrazy i słowa to w zasadzie album łączący harmonijnie te dwa środki wyrazu. Wielbiciele malarstwa i rysunku będą mieli na czym oko zawiesić. ja się na tej dziedzinie sztuki nie znam zbyt dobrze a jeśli już to preferuję inny styl, ale muszę przyznać, że malarstwo Romy Ligockiej zrobiło na mnie wrażenie. Nie wiem czy tylko mnie się tak wydaje, ale z jej obrazów bije...
więcej mniej Pokaż mimo to
Krew i stal to pierwszy tom cyklu Kraina Martwej Ziemi. Jest to seria łącząca klasyczne fantasy z mitologią słowiańską - coś co rzadko się u nas spotyka. W zasadzie to Wiedźmin, może powieści Dardy, ale to już bardziej horror. Chyba, że ja więcej nie kojarzę, a są takie. jeśli tak podrzućcie tytuły :) W każdym razie Krew i stal to debiut Jacka Łukawskiego. Tu od razu stwierdzę, że debiut całkiem udany :)
Król Wondettel jest umierający, do królestwa zjeżdżają zalotnicy do jego jedynej córki, księżniczki Azure. Na wschodzie zaś dzieją się niepokojące rzeczy. Martwica, która sto pięćdziesiąt lat wcześniej, w wyniku zderzenia potężnych czarów objęła tereny na wchód od Simare, zaczyna zanikać i tracić swą moc. Arthorn otrzymuje od doradcy króla ważne zadanie. Ma wyruszyć przesmykiem przez Martwicę i dotrzeć do świątyni Estel, aby odnaleźć tam ważne przedmioty oraz sprawdzić co stało się z poprzednią drużyną, która nie powróciła z wyprawy. Nikt nie wie co ich tam czeka, nawet Arthorn. Jednak to co tam zobaczyli, z czym musieli się zmierzyć, przeszło ich wyobrażenia. czy zdołają powrócić do Wondettel? Czy wypełnią zadanie? Jest ono tym trudniejsze, że gdzieś tam czai się zdrajca...
Podobała mi się historia, którą przedstawił autor. Idea Martwicy to pewne novum, choć mnie przypomina niebezpiecznie zrzucenie bomby atomowej - choć nie do końca jednak. W każdym razie pomysł ciekawy i niebanalny. O bohaterach tej opowieści nie dowiadujemy się wszystkiego. Prym wiedzie z pewnością Arthorn, o którym wiemy nieco o jego przeszłości,a le to raczej urywki. Myślę, że więcej dowiemy się w następnych tomach. Bo Krew i stal to tylko wstęp. Czytałam gdzieś, że są planowane trzy tomy i to widać, że pierwszy to tylko początek. Bowiem zostawia nas z wieloma pytaniami, pewnych spraw tylko dotyka, nie wiemy co się dalej stanie, jak się sprawa rozwinie. W zasadzie autor zostawił nas w takim momencie, że nasza ciekawość może zostać zaspokojona tylko sięgnięciem do drugiego tomu :)
Przyznam, że czuję się trochę zagubiona w tych wszystkich intrygach, ale liczę, że kolejne części cyklu nieco rozjaśnią mi w głowie. Podobnie miałam przy Wiedźminie zresztą - za dużo intryg :) Natomiast podobało mi się wprowadzenie typowo słowiańskich stworów typu dziwożony, utopce itp. Krew i stal, jak sama nazwa wskazuje to dość krwawe fantasy, ale tego akurat wymaga konwencja, w której stronę poszedł autor. Chciałabym przeczytać kolejne części, by poznać losy Arthorna i dowiedzieć się czy wyszedł cało z opresji, w którą na końcu wpakował go Łukawski :) Czy uda mu się ocalić królestwo? Oto pytanie, na które odpowiedzi muszę poszukać w kolejnych tomach :) Polecam!
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/11/krew-i-stal-jacek-ukawski.html
Krew i stal to pierwszy tom cyklu Kraina Martwej Ziemi. Jest to seria łącząca klasyczne fantasy z mitologią słowiańską - coś co rzadko się u nas spotyka. W zasadzie to Wiedźmin, może powieści Dardy, ale to już bardziej horror. Chyba, że ja więcej nie kojarzę, a są takie. jeśli tak podrzućcie tytuły :) W każdym razie Krew i stal to debiut Jacka Łukawskiego. Tu od razu...
więcej mniej Pokaż mimo to
John Irving to jeden z tych pisarzy, których czytać "chciałabym, ale się boję". Czytając recenzje innych blogerów dowiedziałam się mniej więcej jaki styl pisania reprezentuje Irving i bałam się, że poruszane tematy, bądź sposób w jaki pisze niekoniecznie przypadnie mi do gustu. Jednak zachwyty nad jego prozą budziły moje zaciekawienie. Na moje pierwsze spotkanie z jego twórczością wybrałam powieść Ostatnia noc w Twisted River.
Dominic Baciagalupo pracuje jako kucharz dla flisaków i drwali w Twisted River oraz samotnie wychowuje dwunastoletniego syna. Danny to obdarzony żywą wyobraźnią chłopiec, szykanowany przez kolegów ze szkoły. Obaj byli mocno zżyci z jednym z drwali - Ketchumem. To taka przyjaźń z rodzaju tych na cale życie, choć bywa trudna. W wyniku tragicznej pomyłki Dominic i Danny muszą diametralnie zmienić swoje życie. W ciągu jednej nocy opuszczają Twisted River, tylko Ketchum wie co się stało i dokąd się udali. Przez około pół wieku śledzimy losy ojca i syna, który dojrzewa, staje się mężczyzną, później sam zostaje ojcem. Jednak przeszłość - wbrew nadziejom obu - nie daje o sobie zapomnieć. Mężczyźni cały czas muszą uważać, a przy tym starają się normalnie żyć. Danny zostaje pisarzem, Dominic nadal pracuje w kuchni coraz to innych restauracji, a Ketchum niestrudzenie trzyma rękę na pulsie, by chronić obu przyjaciół. Tylko czy to mu się uda?
Jak wspomniałam wcześniej, bałam się tej powieści. Okazało się, że niepotrzebnie. Choć przyznam, że czytało mi się tę książkę dziwnie. Były dni, że w ogóle po nią nie sięgnęłam, a bywały, że przeczytałam całkiem sporo. W każdym razie Ostatnia noc w Twisted River to kawał porządnej prozy. W powieści przewija się cała galeria różnych postaci, mniej lub bardziej ważnych, za to niezmiennie barwnych i pełnokrwistych. Na czele stoją oczywiście Dominic i Daniel, ale najbardziej zapadającą w pamięć postacią jest Ketchum. To on kradnie całą powieść (i taki był chyba zamiar autora), choć nie pojawia się na jej kartach tak często jak ojciec i syn. To majstersztyk napisać książkę w taki sposób. Ketchum to naprawdę niesamowity człowiek. Prosty drwal, który z własnymi dziećmi nie utrzymywał kontaktu, ale w przyjaźni był wierny jak nikt. I prawie całe życie zmagał się z poczuciem winy. Szorstki, z niewyparzonym językiem i zdecydowanymi poglądami, których nie wahał się wypowiadać. Prawdziwy twardy mężczyzna. Zahartowany. Na pewno nie chciałabym mieć w kimś takim wroga. Z powodu wydarzeń z przeszłości Dominic i Danny musieli się przeprowadzać, ale Ketchum zawsze trwał przy nich, jak opoka. Kobiety, choć też ważne, są jakby w tle, pomimo, że stawały się często przyczynkami czy katalizatorami pewnych wydarzeń. To też zresztą osoby nietuzinkowe: Pam, Katie, Rosie, Amy... To tylko niektóre z kobiet, które namieszają w życiu mężczyzn.
Cała powieść, pomimo, że dotykała bolesnych czy tragicznych doświadczeń, nie jest łzawą, tanią historyjką (choć mnie się łza w oku zakręciła, ale ja mam oczy w mokrym miejscu). Irving z zaskakującym taktem porusza temat miłości (ojcowskiej, między przyjaciółmi; do kobiet też, choć już troszkę w inny sposób). Bardzo mi się podobało zwłaszcza przedstawienie relacji ojciec-syn oraz relacji Danny'ego i Dominica z Ketchumem. To chyba główny temat i atut tej książki - przedstawione relacje. Ostatnia noc w Twisted River to też książka o stracie oraz o wyborach i ich konsekwencjach, które później znacząco wpływają na życie człowieka.
Ostatnia noc w Twisted River to powieść, która po przeczytaniu zapada w serce. Polecam!
http://czarneespresso.blogspot.com/2017/11/ostatnia-noc-w-twisted-river-john-irving.html
John Irving to jeden z tych pisarzy, których czytać "chciałabym, ale się boję". Czytając recenzje innych blogerów dowiedziałam się mniej więcej jaki styl pisania reprezentuje Irving i bałam się, że poruszane tematy, bądź sposób w jaki pisze niekoniecznie przypadnie mi do gustu. Jednak zachwyty nad jego prozą budziły moje zaciekawienie. Na moje pierwsze spotkanie z jego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rzecz dzieje się kilkaset lat po wydarzeniach opisanych w pierwszej trylogii. Świat rozwija się, widoczny jest postęp techniczny. Coś jak XIX wiek w naszym, prawdziwym świecie :D Nauka i technika są bardzo ważne, jednak ludzie nadal posiadają zdolności allomantyczne bądź feruchemiczne. Albo obie na raz. Do takich osób należy Waxillium Ladrian. W wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności Wax jest zmuszony powrócić z Dziczy, gdzie pełnił funkcję stróża prawa, do Miasta, aby zostać głową jednego z arystokratycznych rodów. Ciężko jest się jednak wyzbyć starych nawyków. Mimo najlepszych chęci do spokojnego życia, Wax wplątuje się w niebezpieczną aferę. W mieście działa szajka, która porywa ładunki metali i bierze zakładniczki. Gdy ofiarą pada kandydatka na narzeczoną Waxa Steris, a w Mieście pojawia się Wayne - były towarzysz Waxa, by zbadać sprawę, naszemu bohaterowi nie pozostaje nic innego jak się zaangażować. Robi się coraz bardziej niebezpiecznie, tym bardziej, że przeciwnik jest naprawdę groźny. Na szczęście mają do pomocy Marasi, kuzynkę Steris, która posiada niezbyt przydatną na co dzień cechę, która jednak okaże się bardzo ważna. Czy połączone siły Waxa, Wayne'a i Marasi wystarczą by pokonać cały gang?
Powieść rozpoczyna się mocnym uderzeniem, by na chwilę nieco zwolnić i znów przyspieszyć. Po kolei poznajemy bohaterów. Przyznam, że nasza trójka bardzo przypadła mi do gustu, a moim ulubieńcem stał się Wayne razem z jego uroczym sposobem na "wymianę"różnych rzeczy :) Panowie wiele razem przeszli i świetnie się dogadują. Podoba mi się przyjaźń ukazana w ten sposób. Intrygują mnie postacie Steris i Marasi. Tę drugą poznajemy lepiej, natomiast ciekawi mnie Steris, która wydaje się strasznie sztywna i związana konwenansami. Jednak niektóre jej wypowiedzi wskazują, że to tylko maska. jestem ciekawa jak jej postać będzie ewoluować w następnych książkach.
Stop prawa, jak na Sandersona, jest krótką książką. Nie jest napisana z takim rozmachem, jak Z mgły zrodzony. Trochę szkoda, za to mamy kontynuację allomancji i feruchemii w całkiem nowej odsłonie. Intrygujące. Wydaje mi się, że kontynuacja zaczęła się nieco słabiej niż pierwsza trylogia, co nie znaczy, że książka jest zła. No bo jak Sanderson mógłby być zły :) Już nie mogę się doczekać lektury Cieni tożsamości, gdyż zakończenie Stopu prawa było bardzo obiecujące.
Cóż mogę napisać? Sanderson wielkim pisarzem jest :) Czytajcie :)
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/10/stop-prawa-brandon-sanderson.html
Rzecz dzieje się kilkaset lat po wydarzeniach opisanych w pierwszej trylogii. Świat rozwija się, widoczny jest postęp techniczny. Coś jak XIX wiek w naszym, prawdziwym świecie :D Nauka i technika są bardzo ważne, jednak ludzie nadal posiadają zdolności allomantyczne bądź feruchemiczne. Albo obie na raz. Do takich osób należy Waxillium Ladrian. W wyniku splotu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Annę Muchę nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ja sama mam do niej stosunek niezbyt sprecyzowany. W zasadzie jest spoko, choć jak na mój gust jest nieco zanadto bezpruderyjna :) Mniejsza z tym :) W każdym razie wykazała się pewną autoironią (która bardzo mi przypadła do gustu), pisząc, że oto powiększyła grono piszących celebrytów :) No cóż, trudno się z tym nie zgodzić. Niemniej, przyznaję, że Anna Mucha popełniła książkę całkiem przyjemną :)
Przyjemna to dobre słowo. W zasadzie Toskania, że Mucha nie siada nie może aspirować do miana przewodnika. To w zasadzie książka o tym, jak nasza autorka czerpie z życia pełnymi garściami - w tym wypadku będąc we Włoszech. Owszem znajdziemy tu kilka przydatnych adresów (głównie restauracji) oraz kilka ciekawych miejsc, ale to by było na tyle. Autorka skupia się przede wszystkim na dolce far niente i dolce vita :) Nie będę ukrywać, że wyraża się to głównie poprzez jedzenie :) Mucha nie ukrywa, że lubi jeść (nawet takie rzeczy, których ja bym kijem nie dotknęła, nie mówiąc o włożeniu do ust) i całkiem fajnie o potrawach pisze. Odradzam czytanie mającym pusty żołądek - zdecydowanie. Kulinaria to zresztą najbardziej rozbudowany dział. Oprócz tego znajdziemy tam jednak parę informacji z innych dziedzin życia np. o modzie, głównie męskiej, o terakocie i marmurze, o zakupach czy włoskich miejscach w Polsce. Wszystko podane w lekki, nieco niestety powierzchowny, ale przyjemny sposób.
Na uwagę zasługuje bardzo ładne wydanie - miałam okazję czytać to w twardej oprawie. Bardzo estetycznie i przejrzyście. Całość uzupełniają piękne zdjęcia. Mnie najbardziej podobało się to na ostatniej stronie :)
Podsumowując: lekka i przyjemna lektura, dzięki której możemy poczuć klimat Włoch nie wychodząc z domu. Nastawionych na dużą dawkę konkretnych informacji może lekko rozczarować, ale mnie się podobała.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/10/toskania-ze-mucha-nie-siada-anna-mucha.html
Annę Muchę nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ja sama mam do niej stosunek niezbyt sprecyzowany. W zasadzie jest spoko, choć jak na mój gust jest nieco zanadto bezpruderyjna :) Mniejsza z tym :) W każdym razie wykazała się pewną autoironią (która bardzo mi przypadła do gustu), pisząc, że oto powiększyła grono piszących celebrytów :) No cóż, trudno się z tym nie zgodzić....
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka podzielona jest na pięć części: W stronach rodzinnych wielkich Włochów, Wśród wielkich artystów, Pejzaże Włoch, Rzymskie widokówki oraz Z włoskich poloników. To nie jest typowy przewodnik. W każdej części autor skupia się na impresjach, zabytkach, portretach artystów, miejscach czy historii. A robi to w sposób naprawdę ciekawy i okraszony wieloma nieznanymi informacjami. Poznajemy bliżej takich twórców Bernini, Pasolini czy kontrowersyjny D'Annunzio, zaglądniemy do Sieny, Neapolu, Mantui. Powłóczymy się uliczkami Rzymu podziwiając zabytki sztuki powszechnie znane, jak i te mniej znane. Pozachwycamy się fontannami, zejdziemy do katakumb czy do Villi Borghese. Poszukamy polskich znaków i pamiątek w Italii. Poczujemy klimat klasycznych Włoch.
Jestem pozytywnie zaskoczona tą książką. przypomina mi trochę Barbarzyńcę w ogrodzie Herberta. Wydaje mi się, że to nie jest książka na jeden raz. Warto ją mieć pod ręką, zwłaszcza, jeżeli wybieramy się do miejsc, które opisuje Dużyk. Wędrówki Włoskie to kopalnia ciekawych wiadomości. Słyszeliście o historii obrazu Matejki Jan Sobieski pod Wiedniem i tego w jaki sposób znalazł się w Watykanie? Ja nie. To tylko przykład, takich ciekawostek znajdziemy w książce wiele. Poza tym publikacja jest napisana starannym językiem. Widać, że autor jest człowiekiem wykształconym, posiadającym ogromną wiedzę. Polecam serdecznie, nie tylko osobom wybierającym się do Włoch, ale także tylko zainteresowanym tym krajem, a także polsko-włoskim związkom.
http://czarneespresso.blogspot.com/2017/10/wedrowki-woskie-jozef-duzyk.html
Książka podzielona jest na pięć części: W stronach rodzinnych wielkich Włochów, Wśród wielkich artystów, Pejzaże Włoch, Rzymskie widokówki oraz Z włoskich poloników. To nie jest typowy przewodnik. W każdej części autor skupia się na impresjach, zabytkach, portretach artystów, miejscach czy historii. A robi to w sposób naprawdę ciekawy i okraszony wieloma nieznanymi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Koralina to mała dziewczynka, która wraz z rodzicami właśnie przeprowadziła się do nowego domu. Jako, że umysł miała chłonny i ciekawy świata przedsięwzięła wyprawy badawcze w celu poznania domu i jego otoczenia. Poznała również innych lokatorów. W mieszkaniu Koralina odkrywa drzwi, które są zamknięte na klucz. Okazuje się, że za nimi znajduje się ściana z cegieł. Czy aby na pewno? Pewnego dnia dziewczynka otwiera drzwi i znajduje za nimi przejście do innego świata. Jest on bardzo podobny do świata Koraliny, tylko postacie go zamieszkujące mają guziki zamiast oczu. Jeśli dziewczynka pozwoli sobie przyszyć guziki będzie mogła zostać w tym świecie z drugimi rodzicami, którzy obiecują dbać o nią i ją kochać oraz poświęcać jej więcej uwagi niż prawdziwi rodzice. Czy Koralina da się przekonać? Czy te dziwne istoty faktycznie mają dobre zamiary? Czy Koralina zechce wrócić do domu?
Koralina to typowy baśniowy, nieco straszny Gaiman. Teoretycznie to pozycja dla dzieci i dla dorosłych, ale moim zdaniem nadaje się raczej dla starszych dzieci. Młodszym bym tego raczej nie przeczytała :) Sam pomysł z guzikami zamiast oczu budzi dreszczyk, a inna pomysły autora przyprawiają o gęsią skórkę (kokon z dwoma dziwnymi istotami, ręka szukająca klucza czy pokój za lustrem). Niejeden dorosły by się przestraszył, gdyby przyszło mu zmierzyć się z tym, z czym spotkała się Koralina. Sama historia jest ciekawa i pokazuje relacje między rodzicami a dzieckiem.
Jak to u Gaimana jest baśniowo, ale też mrocznie. Styl jest utrzymany na takim poziomie jak w innych jego książkach. Ciekawym bohaterem jest kot, który nadaje kolorytu tej mini-powieści. Książeczkę czyta się szybko i z zainteresowaniem. Dla fanów Gaimana to pozycja obowiązkowa.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/10/koralina-neil-gaiman.html
Koralina to mała dziewczynka, która wraz z rodzicami właśnie przeprowadziła się do nowego domu. Jako, że umysł miała chłonny i ciekawy świata przedsięwzięła wyprawy badawcze w celu poznania domu i jego otoczenia. Poznała również innych lokatorów. W mieszkaniu Koralina odkrywa drzwi, które są zamknięte na klucz. Okazuje się, że za nimi znajduje się ściana z cegieł. Czy aby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wielki książę Konstanty to postać nader barwna i skomplikowana. Bardzo porywczy, z sadystycznymi wręcz skłonnościami. Jako naczelny dowódca wojsk polskich często wściekał się (wybaczcie kolokwializm) na swych podwładnych. Niektórzy, nie mogąc znieść publicznego upokorzenia popełniali samobójstwa. Książę był wielkim zwolennikiem drylu wojskowego i uwielbiał parady i defilady. Jego żołnierze musieli być idealnie wyszkoleni i zsynchronizowani. Pomimo swego temperamentu i wybuchowości, zdaje się, że Konstanty lubił Polaków i na swój sposób hołubił to swoje wojsko. Jako przykład podam, że nie pozwolił samemu carowi na wysłanie polskiego wojska na wojnę z Turcją. Gdy cesarzewicz poznał Joannę był żonaty, ale nie żył z małżonką. Szybko postarał się o unieważnienie małżeństwa i wziął ślub z Joanną. Było to małżeństwo morganatyczne, Joanna otrzymała tytuł księżny łowickiej. Księżna, zwana również Żanetą, wpływała łagodząco na charakter księcia. Wygląda na to, że ich małżeństwo było zaskakująco udane.
Gorzej przedstawiała się sytuacja polityczna w Księstwie Warszawskim. Polacy mieli dość rządów Konstantego oraz lat zniewolenia, co ostatecznie zaowocowało powstaniem. Ciekawostką jest to, że Konstanty podczas powstania gorąco chwalił polskie wojsko i nawet w pewnym stopniu z nim sympatyzował.
Na początku ciężko było mi wczytać się w tę książkę, głównie za sprawą archaicznego stylu autora. Gąsiorowski używał słów i wyrażeń, które nie zawsze były dla mnie jasne. Konstanty został przedstawiony jako człowiek porywczy, czasem okrutny, ale sympatyzujący z Polakami, co raczej odpowiadało prawdzie. Miał tylko kłopot z tym, aby zyskać wzajemną sympatię. Jego trudny charakter nie zjednywał mu ludzi. Joanna zaś to kobieta bardzo religijna, nawet może zdewociała, nie zdająca sobie sprawy z nastrojów politycznych, nawet nieco naiwna, nieorientująca się w sprawach polskich. Naród polski ukazany został przez Gąsiorowskiego jako pełen nadziei na poprawę swego losu. Wszak car Aleksander tak pięknie mówił o konstytucji, o swobodach... Jednak ruchy wolnościowe były wciąż żywe, w kraju wrzało...
Niestety nie przekonał mnie ten Gąsiorowski do końca. Z jednej strony do pewnego stopnia opowieść mnie wciągnęła, z drugiej zmęczył styl. Poza tym mam wrażenie, że sprawa polska została opisana w sposób dość zawiły . Gdybym nie znała (mniej więcej, sporo się zapomniało niestety) historii byłoby mi jeszcze ciężej zrozumieć o co dokładnie chodzi. Jakby tak troszkę uwspółcześnić język i napisać powieść w bardziej przystępny sposób Księżna Łowicka tylko by na tym zyskała. Historia jest z jednej strony ciekawa, z drugiej może zmęczyć i nie każdemu do gustu przypadnie.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/10/ksiezna-owicka-wacaw-gasiorowski.html
Wielki książę Konstanty to postać nader barwna i skomplikowana. Bardzo porywczy, z sadystycznymi wręcz skłonnościami. Jako naczelny dowódca wojsk polskich często wściekał się (wybaczcie kolokwializm) na swych podwładnych. Niektórzy, nie mogąc znieść publicznego upokorzenia popełniali samobójstwa. Książę był wielkim zwolennikiem drylu wojskowego i uwielbiał parady i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tym razem autor wziął na tapetę okres PRL i postaci związane z władzą, ale nie typowych, najwyższych jej przedstawicieli. Niemniej osoby te okazały się bardzo ciekawe.
Maciej Szczepański, zwany Krwawym Maćkiem, jako szef Komitetu do spraw Radia i Telewizji okazał się postacią niezwykle barwną. W skrócie można powiedzieć, że był to kobieciarz nie stroniący od alkoholu, ale o słabej tolerancji na niego. A przy tym żelazną ręką trzymał swoich ludzi i w pewnym stopniu naprawdę przysłużył się rozwojowi telewizji. Bardzo niejednoznaczna postać - podobnie jak pozostali bohaterowie niniejszej książki.
Jarosława Iwaszkiewicza chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Jednak z rozdziału jemu poświęconemu dowiedziałam się mnóstwa ciekawych informacji. Nie powiem, niektóre nieco mnie zszokowały :) To chyba najciekawsza część tej książki.
Włodzimierz Sokorski to dopiero było ziółko :) Jak pisze Koper uwielbiał kobiety. Trzeba przyznać, że w tamtych czasach miano dość swobodne podejście do życia erotycznego, przynajmniej towarzyszy partyjnych. Oprócz miłosnych ekscesów Sokorski był też m.in. wiceministrem kultury i sztuki, gdzie całkiem dawał sobie radę.
Kolejną barwną postacią był Bolesław Piasecki. Następna niejednoznaczna postać. Jego historia jest z tych przygnębiających. Ciężko ocenić jego zachowanie, bo czystego sumienia to on na pewno nie miał, jednak zapłacił słoną cenę za swoje poglądy. Gorzka historia.
Bardzo ciekawa była także opowieść o Adamie Ważyku, jednym z głównych poetów i zwolenników komunizmu do czasu... W 1955 roku pod wpływem m.in. sytuacji na Nowej Hucie powstał Poemat dla dorosłych, który zatrząsł całym krajem. Ciekawe, że tamtych czasach udało mu się coś takiego opublikować...
Ostatni rozdział dotyczy polskiego dyplomaty Jerzego Putramenta. Należał do stowarzyszenia Żagary (jak m.in. Czesław Miłosz), ale nie był nigdy wybitnym poetą. Cały czas szukał swojej szansy, aż wreszcie znalazł swoją niszę w partii komunistycznej.
Podoba mi się w jaki sposób Koper potraktował swoich bohaterów. Nie są to postaci papierowe, czarne albo białe. Autor ukazuje cały szereg subtelnych odcieni szarości. Poza tym opisuje wydarzenia i ludzi, o których dotychczas nie miałam pojęcia. A robi to dość zręcznie, przystępnie dla czytelnika. To również ciekawy obraz epoki, gdzie przeciętny obywatel musiał zadowolić się szarą egzystencją, natomiast elity na takową nie mogły narzekać. Jednak był jedna rzecz, która mnie raziła, mianowicie kilka razy zdarzyły się błędy w imionach. Na jednej stronie jakaś postać miała na imię Władysław, na innej Wiesław... No cóż...
W każdym razie osobom chcącym dowiedzieć się więcej na temat osobistości PRLu i ich życia prywatnego polecam jak najbardziej. Innych może nieco znużyć.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/09/zycie-prywatne-elit-wadzy-prl-sawomir.html
Tym razem autor wziął na tapetę okres PRL i postaci związane z władzą, ale nie typowych, najwyższych jej przedstawicieli. Niemniej osoby te okazały się bardzo ciekawe.
Maciej Szczepański, zwany Krwawym Maćkiem, jako szef Komitetu do spraw Radia i Telewizji okazał się postacią niezwykle barwną. W skrócie można powiedzieć, że był to kobieciarz nie stroniący od alkoholu,...
Rzecz dzieje się jakieś dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym. W małym majątki - Korczynie gospodaruje pan Benedykt, ziemianin, który najlepsze lata ma za sobą. W niespokojnej przeszłości miał głowę pełną ideałów, jednak dalsze jego losy sprawiły, że stał się człowiekiem ponurym, zamkniętym w sobie i obojętnym dla chłopów z najbliższej okolicy, z którymi procesuje się o każdy skrawek ziemi. Oprócz Benedykta i jego najbliższej rodziny dwór w Korczynie zamieszkuje też młoda krewna Justyna wraz ze swoim ojcem. Dziewczyna często jest posępna, chmurna, dumna... Nikt nie domyśla się czego młodej pannie brakuje. A brakuje jej zajęcia. Podczas spaceru spotyka Janka Bohatyrowicza. Między młodymi zawiązuje się nić porozumienia.
Nad Niemnem jest powieścią wielowątkową. Mamy tu historię miłości Jana i Justyny, mamy wspomnienie powstania listopadowego, próby zrównania ze sobą ludzi różnych stanów i problemy wynikające z poczucia wyższości jednych warstw społecznych nad innymi. Poruszany jest też problem odpowiedzialności ludzi oświeconych za polepszenie bytu stojącym niżej na drabinie społecznej. Orzeszkowa zwraca szczególną uwagę na hipokryzję i gnuśność panów oraz na ciemnotę i ubóstwo chłopów. Poprzez osobę Witolda autorka pokazuje, że możliwa jest współpraca oraz równe traktowanie wszystkich ludzi. Uczula, że każdemu człowiekowi, nawet zacofanemu należy się szacunek, czasem nawet większy niż trawiącemu życie na hulankach paniczowi. Powieść Nad Niemnem ma charakter dydaktyczny, wytyka błędy wyższym warstwom społecznym, a gloryfikuje w pewnym sensie proste życie chłopstwa.
Niektóre postaci zostały potraktowane dość pobieżnie, inne natomiast poznajemy nieco lepiej. Na szczególną uwagę zasługuje Benedykt, którego życie wewnętrzne dość dokładnie poznajemy. Jest to postać złożona - w młodości pełen ideałów, które później zweryfikowało życie i uczyniło Korczyńskiego zgryźliwym i niedostępnym. Wystarczyła jednak iskra, a właściwie płomień ideałów urzeczywistniony w Witoldzie, by jego własne wzniosłe teorie znów ożyły. Inni bohaterowie również posiadają swoje cechy charakterystyczne, dzięki którym budzą sympatię lub wręcz przeciwnie. Oprócz pojedynczych przypadków są oni jednak w miarę wyraźnie rozdzieleni na bohaterów pozytywnych i negatywnych.
To co stanowi największy postrach uczniów to opisy, głownie przyrody, ale także zwyczajów wiejskich czy przeżyć wewnętrznych bohaterów. Przyznaję, że - ze względu na konstrukcję zdań i użycie archaizmow - faktycznie dość ciężko i mozolnie się to czyta, ale za to jaka to satysfakcja! Poza tym Orzeszkowa naprawdę maluje przed nami te złociste łany zbóż, czy niebieskie, iskrzące się wody Niemna w sposób zaiste mistrzowski. Moim zdaniem Nad Niemnem jest godną uwagi i naprawdę warto po nią sięgnąć.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/09/nad-niemnem-eliza-orzeszkowa.html
Rzecz dzieje się jakieś dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym. W małym majątki - Korczynie gospodaruje pan Benedykt, ziemianin, który najlepsze lata ma za sobą. W niespokojnej przeszłości miał głowę pełną ideałów, jednak dalsze jego losy sprawiły, że stał się człowiekiem ponurym, zamkniętym w sobie i obojętnym dla chłopów z najbliższej okolicy, z którymi procesuje się o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Fabuła jest bezpośrednią kontynuacją pierwszego tomu. Oto zamek Kostka przygotowuje się na przyjazd turystów. Tylko dzięki Miladzie udało się jako tako ogarnąć krnąbrnych arystokratów i ich pracowników i zaprząc ich do roboty. Z różnym skutkiem zresztą. Jedyną w miarę rozsądną osobą w całym zamku oprócz Milady jest chyba tylko Maria. Choć zaczynam myśleć też o Denisce, którą z całą pewnością można nazwać nieszablonową postacią i na miano zwykłej i rozsądnej to raczej nie zasługuje. Postacie u Bočka są równie barwne co w poprzedniej części. Pan Spock nieco się uspokoił z pomocą prozaku. Ten lek jest zresztą często (nad)używany w zamku Kostka. Pani Cicha nadal produkuje (i spija) swoją orzechówkę. A Józef? Jak to Józef - nie znosi turystów i próbuje spędzać z nimi jak najmniej czasu, nawet kosztem zwiedzania przez nich zamku. Swoją grupę oprowadza w 20 minut :)
Oprócz szaleństwa związanego z turystami szykuje się kolejna bomba - wkrótce ma się odbyć wielki zjazd arystokratów, który uświetnić ma swoją obecnością księżna Diana! Takiej okazji nie może przepuścić Vivien. Udaje jej się nawet przekonać swego niezwykle skąpego męża. Co z tego wyniknie? Czy Marii uda się nie zwariować w całym tym zamieszaniu? Przeczytajcie sami :)
Arystokratka w ukropie jest kapitalną powieścią na poprawę humoru. Lekka i zabawna sprzyja relaksowi i odprężeniu. Można ją czytać osobno, ale warto zacząć od pierwszego tomu, gdyż drugi jest jego bezpośrednią kontynuacją. Autor w prześmiewczy sposób ukazuje czeską arystokrację, ich przywary i kondycję. W krzywym zwierciadle widzimy skąpstwo ojca wynikające w sporej części z braku pieniędzy, rozpasanie służby czy stosunek do turystów a także zachowanie samych turystów. Tutaj jedni są warci drugich :D Pomimo lekkości i ze swadą i humorem opowiedzianej historii trochę było mi szkoda Marii, że musi żyć w takim domu wariatów. Szczególnie bolało mnie właśnie skąpstwo Franciszka Kostki, który został chyba opętany myślą o pieniądzach i nie chciał się z nimi rozstawać nawet przy wypłacie wynagrodzeń.
W każdym razie bardzo podobają mi się obie książki i czekam na kolejną. Mam też ochotę na Kasztelana tego autora. Polecam!
http://czarneespresso.blogspot.com/2017/09/arystokratka-w-ukropie-evzen-bocek.html
Fabuła jest bezpośrednią kontynuacją pierwszego tomu. Oto zamek Kostka przygotowuje się na przyjazd turystów. Tylko dzięki Miladzie udało się jako tako ogarnąć krnąbrnych arystokratów i ich pracowników i zaprząc ich do roboty. Z różnym skutkiem zresztą. Jedyną w miarę rozsądną osobą w całym zamku oprócz Milady jest chyba tylko Maria. Choć zaczynam myśleć też o Denisce,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cecile de Troyes to córka rolnika i śpiewaczki. Sama również obdarzona pięknym głosem i sporym talentem ma zamiar wyjechać do miasta, by kształcić się na śpiewaczkę. Nieoczekiwanie, w przeddzień jej wyjazdu zostaje uprowadzona. Okazuje się, że jest ostatnią nadzieją trolli na pokonanie klątwy czarownicy rzuconej kilka stuleci temu. Same trolle zaś zostają zapomniane i zdegradowane do roli straszaków na niegrzeczne dzieci. Cecile wbrew swej woli złączona z księciem Tristanem szuka tylko okazji do ucieczki. Jednak poznając coraz lepiej miasto, jego historię i istoty je zamieszkujące zaczyna coraz bardziej mieszać się w polityczne rozgrywki. Poza tym okazuje się, że jej małżonek nie jest taki zły, na jakiego pozuje. Czy Cecile uda się uciec? A może uda jej się przełamać klątwę?
Ta książka jest jednak przeznaczona dla młodzieży i niestety to widać. Z jednej strony ma potencjał. Kilka zabiegów było bardzo udanych np. złączenie - swoiste zaślubiny, po których czujesz emocje drugiej osoby. Pomysły na ukazanie trolli w innym świetle, nie jako zielone, ogromne potwory, które kamienieją, gdy padnie na nich promień słońca były odświeżające. Fabuła była ciekawa i z zainteresowaniem śledziłam losy miasta. To zaliczam na plus. Jednak drażniło mnie czasem zachowanie bohaterów, głównie Cecile. Ja wiem, że to nastolatka, Tristan zresztą też jest niewiele od niej starszy. Ale mimo wszystko czasem mnie drażniła. Na przykład Tristan tłumaczył jej pewne swoje pobudki, a ona i tak miała własne zdanie i przecież wie lepiej, mimo, że w Trollus jest przecież krótko.
Mam więc problem z oceną tej książki. Z jednej strony zaciekawiła mnie. Z drugiej to, że książka skierowana jest raczej do młodszych odbiorców troszkę mnie męczyło. Ale czego ja właściwie oczekuję? Młodzież powinna być zadowolona :) A ja chyba jednak nie sięgnę po kolejne części.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/08/porwana-piesniarka-danielle-l-jensen.html
Cecile de Troyes to córka rolnika i śpiewaczki. Sama również obdarzona pięknym głosem i sporym talentem ma zamiar wyjechać do miasta, by kształcić się na śpiewaczkę. Nieoczekiwanie, w przeddzień jej wyjazdu zostaje uprowadzona. Okazuje się, że jest ostatnią nadzieją trolli na pokonanie klątwy czarownicy rzuconej kilka stuleci temu. Same trolle zaś zostają zapomniane i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ciotka Matylda to energiczna, zawsze życzliwa starsza pani, która właśnie wybiera się na tamten świat. Próbuje na to przygotować swoją młodą krewną Joannę, nad którą trzymała pieczę po tragicznej śmierci jej rodziców. Umiera akurat, gdy Joanna jest w szpitalu i rodzi... małą Matyldę - przecież liczba Matyld musi się zgadzać :) Joanka czuje się opuszczona, zwłaszcza, że jej mąż buja się gdzieś po Antarktydach czy innych Spitsbergenach i bada nunataki. Wiecie co to? Ja też nie wiedziałam :D Jednak ciotka czuwa nad dziewczyną nawet z zaświatów. Zapisuje jej udział w sklepie, który przynosi niezłe dochody, a że jest dość specyficzny...no cóż... Poza tym zsyła jej Olcia i Przemcia, którzy na pierwszy rzut oka budzą postrach a na drugi... Przeczytajcie sami :D Życie Joanki powoli wraca na właściwe tory, gdy dostaje wiadomość, która wywraca je z powrotem do góry nogami. Na szczęście ciotka czuwa!
Mogłabym się przyczepić do kilku rzeczy. Na przykład, że postaci są mało wyraziste, ich warstwa psychologiczna nie jest wystarczająco pogłębiona. Na przykład do tego, że te wszystkie zbiegi okoliczności i sami praktycznie cudowni ludzie, którzy stają na drodze Joanki to już przesada. Że jest cukierkowo i słodko. Mogłabym, ale po co :D Bo, moi państwo, chyba ta jesienna aura za oknem (brrr... mamy jeszcze sierpień! gdzie to słońce?) sprawia, że mam ochotę wskoczyć pod koc z gorącą herbatką i czytać właśnie takie ciepłe i pełne optymizmu opowieści jak Ballada o ciotce Matyldzie. Te kilka słów doskonale opisują powieść pani Magdy: ciepła i pełna optymizmu. Czytało mi się ją tak przyjemnie, że przeczytałam ją w dwa dni, a to przy moim ostatnim "nieogarnięciu" jest nie lada wyczyn :) Opowieść snuje się sympatycznie i naprawdę wciąga, choć w sumie jest mocno przewidywalna :) Pomimo to lekturę zaliczam do udanych, bo czasem trzeba coś tak odprężającego, ku pokrzepieniu serc, przeczytać. No, przynajmniej ja muszę :D W każdym razie polecam jako lekką, sympatyczną, pozytywną lekturę. Ja na pewno sięgnę po więcej książek pani Magdy. Z takimi powieściami zima mi niestraszna :D
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/08/ballada-o-ciotce-matyldzie-magdalena.html
Ciotka Matylda to energiczna, zawsze życzliwa starsza pani, która właśnie wybiera się na tamten świat. Próbuje na to przygotować swoją młodą krewną Joannę, nad którą trzymała pieczę po tragicznej śmierci jej rodziców. Umiera akurat, gdy Joanna jest w szpitalu i rodzi... małą Matyldę - przecież liczba Matyld musi się zgadzać :) Joanka czuje się opuszczona, zwłaszcza, że jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lipowo - senna wioska, jakich wiele. Nic się tutaj nie dzieje. Największą atrakcją są przyjeżdżający w lecie turyści i lokalne ploteczki. Każdy każdego zna. W tej małej społeczności rozgrywa się tragedia. Na szosie zostaje znaleziona przejechana zakonnica. Sprawa wydaje się prosta, dlatego dostają ją do rozwiązania lokalni policjanci. Jednak w trakcie rutynowego dochodzenia wychodzą na jaw szczegóły przeczące teorii o przypadkowym potrąceniu. Wkrótce ginie kolejna osoba. Tym razem nie ma wątpliwości, że było to wyjątkowo brutalne morderstwo. Do pomocy lipowskim funkcjonariuszom zostaje przydzielona sławna komisarz kryminalna z Brodnicy. Sprawy posuwają się mozolnie naprzód, a na jaw wychodzą nowe tropy i fakty. Sprawy nie ułatwia fakt, że osoby, które poznajemy ma też swoje małe tajemnice, które lepiej, żeby pozostały w ukryciu. czy obie śmierci są ze sobą powiązane? Czy mieszkańcy Lipowa mogą spać spokojnie?
Zacznę może od postaci. Nie ma podziału na czarnych i białych bohaterów, nikt nie jest idealny. Może Daniel się taki wydaje, ale za to ma kilka nadprogramowych kilogramów. Co do reszty, to każdy ma swoje problemy, jakieś grzeszki na sumieniu czy sekrety, których nie chce zdradzić. Niektóre osoby były wybitnie irytujące, inne nieco naiwne, jeszcze inne zagubione. Biorąc pod uwagę, że autorka jest z wykształcenia psychologiem nieźle jej to wyszło. Choć w niektórych przypadkach troszkę przesadziła. Nie jestem pewna czy postać Ewki Rosół na przykład jest wiarygodna. Po takich przeżyciach zachowuje się wyjątkowo dziecinni, żeby nie powiedzieć głupio. Ale to może przez to, że wychowywała się bez matki, nie miała wzorca?
Sama fabuła jest dość zagmatwana i do końca nie wiemy kto okaże się mordercą. Autorka podsuwa różne tropy, by je później zmylić. Okazuje się, że motywy sięgają w przeszłość i wszystko układa się w zgrabną całość. Pokazuje też jak toksyczne relacje w rodzinie wpływają na dzieci i co z tego może wyniknąć. Całość czyta się dobrze, możemy się przywiązać do niektórych postaci. Wydaje mi się, że autorka dobrze też oddała klimat małej, zamkniętej społeczności oraz ludzkich problemów: tu przemoc domowa, tam brak rodzica, jeszcze gdzieś indziej zdrada... To wszystko składa się na ludzkie życie.
Tę część czytało mi się lepiej niż drugi tom. Nie wykluczam, że sięgnę po inne :) Polecam miłośnikom literatury kryminalnej, zwłaszcza osadzonej na rodzimym podwórku.
http://czarneespresso.blogspot.com/2017/08/motylek-katarzyna-puzynska_20.html
Lipowo - senna wioska, jakich wiele. Nic się tutaj nie dzieje. Największą atrakcją są przyjeżdżający w lecie turyści i lokalne ploteczki. Każdy każdego zna. W tej małej społeczności rozgrywa się tragedia. Na szosie zostaje znaleziona przejechana zakonnica. Sprawa wydaje się prosta, dlatego dostają ją do rozwiązania lokalni policjanci. Jednak w trakcie rutynowego dochodzenia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rzecz dzieje się jakiś czas po powstaniu listopadowym. Na Wilczym Dworze rządzi Konstancja - młoda jeszcze wdowa, matka jedynego syna. Kobieta tyleż urocza co twarda. Życie sprawiło, że dziewczyna przeszła ciężką szkołę, ale zamiast ją złamać - wzmocniło ją to. Jej uporządkowany świat po raz kolejny zadrży w posadach, gdy do dworu zajedzie dawny przyjaciel Jan. Mężczyzna darzył uczuciem Konstancję, jednak ta wyszła za Tadeusza. Pojawienie się Jana po tylu latach nie jest przypadkowe. Przynosi on wieści, które zmuszą kobietę do działania. Jednocześnie Janek wplątuje się w awanturę z dzierżawcą Konstancji, Sępińskim, co pociągnie za sobą lawinę wydarzeń. Jak odnajdzie się Konstancja w nowej sytuacji? Czy podoła wyzwaniom, jakie przed nią postawił przewrotny los?
Na pierwszy plan wśród postaci wybija się wyraźnie młoda dziedziczka. Dawniej lubiła się bawić, wiodła szczęśliwe życie. Wszystko zmieniło się po śmierci jej męża. Konstancja musiała zmierzyć się z zarządzaniem majątkiem, wycofała się z życia towarzyskiego. Zaczęła doceniać pracę ludzi we dworze, darzyć ich szacunkiem i troszczyć się o nich, w zamian zaskarbiła sobie ich lojalność, co w przyszłości okaże się bardzo cenne. Konstancja to kobieta, która potrafi być urocza, potrafi być też twarda jak stal, odważna. Kobieta z charakterem. Inne postacie są słabiej zarysowane, choć wybija się kilka jednostek - Jan, ochmistrzyni Pelasia, pan Dionizy, zielarka Margocha czy rządca Hieronim. Ważnym motywem są też wilki, które w przeszłości odegrały ważną rolę w życiu przodków Konstancji.
Książkę czyta się bardzo dobrze, jest napisana prostym, ale przyjemnym w odbiorze językiem. Sama historia również jest ciekawa, podoba mi się wilczy motyw. Jestem ciekawa kontynuacji, bo przygoda z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami dopiero się zaczyna. Pomimo pewnych tragicznych wydarzeń, książka zawiera w sobie dużo ciepła, pochwałę lojalności i szacunku do drugiego człowieka. Z przyjemnością sięgnę po inne książki autorki!
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/07/corka-wiatrow-magdalena-kordel.html
Rzecz dzieje się jakiś czas po powstaniu listopadowym. Na Wilczym Dworze rządzi Konstancja - młoda jeszcze wdowa, matka jedynego syna. Kobieta tyleż urocza co twarda. Życie sprawiło, że dziewczyna przeszła ciężką szkołę, ale zamiast ją złamać - wzmocniło ją to. Jej uporządkowany świat po raz kolejny zadrży w posadach, gdy do dworu zajedzie dawny przyjaciel Jan. Mężczyzna...
więcej mniej Pokaż mimo to
Stephen Leeds byłby zwykłym, szarym obywatelem, gdyby nie pewna jego niezwykła właściwość. Otóż jego umysł potrafi stworzyć halucynacje, tzw. aspekty, które jakby "przechowują" jego wiedzę. I tak w ciągu kilku godzin potrafi posiąść wiedzę z różnych dziedzin "magazynując" ją w nowym aspekcie, który stworzy. Żeby było ciekawiej, halucynacje Stephena cierpią na różne zaburzenia psychiczne. Dzięki swoim "zdolnościom" mężczyzna jest nie tylko fascynującym obiektem badań dla psychiatrów, ale także osobą, która pomaga ludziom w nietypowych sprawach.
W tomiku znajdziemy dwa opowiadania - dwie różne sprawy, którymi zajmuje się Stephen. Pierwsze dotyczy aparatu, który potrafi robić zdjęcia przeszłości, zaś drugie zajmuje się konsekwencjami grzebania w ludzkim DNA (m.in. komórki jako nośnik informacji). podoba mi się sposób w jaki autor ujął temat. Wynalazki są krokiem milowym dla ludzkości, ale jednocześnie niosą ogromne zagrożenia. To tak jak z ogniem. Daje nam ciepło, światło, dzięki niemu można ugotować posiłek, a jednocześnie w niewłaściwych rękach stanowi zagrożenie, może wywołać pożar. W trakcie wykonywania zadań okaże się jednak, że są ludzie, którym bardzo zależy na tym, aby zdobyć te niebezpieczne narzędzia. I nie cofną się przed niczym! Czy, z pomocą aspektów, Stephenowi uda się wykonać zadanie i ocalić skórę?
Pomimo, że to Sanderson w zupełnie innym wydaniu, niż ten ze świata Cosmere, muszę przyznać, że nadal jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni autora. ten pomysł z halucynacjami, które nie dość, że są specjalistami w danej dziedzinie, obarczonymi pewnymi problemami psychicznymi, to jeszcze posiadają całkiem odmienne, ale doskonale ukształtowane osobowości. Bardzo je polubiłam. tym bardziej, że Stephen to tak naprawdę bardzo samotny człowiek. Z "normalnych" ludzi w zasadzie jedynym jego przyjacielem jest kamerdyner Wilson - pierwszorzędna postać, choć trochę mało rozbudowana. Ciekawe czy Sanderson napisze jakieś kontynuacje Legionu. Książka ma potencjał, który jeszcze można wykorzystać, jak wątek Sandry czy Rahula.
Legion potwierdził moje zdanie o autorze - Sanderson jest świetnym pisarzem o niesamowitej wyobraźni i dobrym stylu, po którego mogę sięgać w ciemno. Na dodatek wydanie jest cudne! Grafika Dark Crayon jest cudowna i znakomicie oddaje treść książki - można bez problemu się domyślić, które aspekty zostały pokazane na okładce :) Polecam!
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/07/legion-brandon-sanderson.html
Stephen Leeds byłby zwykłym, szarym obywatelem, gdyby nie pewna jego niezwykła właściwość. Otóż jego umysł potrafi stworzyć halucynacje, tzw. aspekty, które jakby "przechowują" jego wiedzę. I tak w ciągu kilku godzin potrafi posiąść wiedzę z różnych dziedzin "magazynując" ją w nowym aspekcie, który stworzy. Żeby było ciekawiej, halucynacje Stephena cierpią na różne...
więcej mniej Pokaż mimo to
Fabuła skupia się wokół dosłownie kilku osób podróżujących autobusem w różnych celach. Kierowcą jest pół-Meksykanin, pół-Irlandczyk Juan, zaś jego żona prowadzi restaurację. O ile Juan sprawia sympatyczne wrażenie, o tyle Alice jest raczej antypatyczna. Pomimo, że mężczyzna też nie jest święty, to jednak da się lubić. Państwo Chicoy zatrudniają kelnerkę Normę oraz pomocnika w warsztacie zwanego (nie bez powodu) Pryszczem. Pasażerowie to zaś zbieranina różnych osobowości - rodzina wyjeżdżająca na wakacje do Meksyku, na pozór idealna; akwizytor firmy wyrabiającej dziwne i śmieszne gadżety, wiecznie narzekający i wszystko czarnowidzący staruszek oraz piękna, tajemnicza kobieta o podejrzanym zawodzie. Razem tworzą różnorodną mieszankę charakterów. Zostaną one wypróbowane, gdy podczas podróży napotkają niespodziewane problemy.
Steinbeck jest wnikliwym obserwatorem ludzkiej natury. Jego bohaterowie nie są płascy, jednowymiarowi. To postaci z krwi i kości, żaden z nich nie jest czarny lub biały, jest za to pełen różnych odcieni szarości. Weźmy Juana - to dobry człowiek, z poczuciem humoru, ale jednocześnie potrafi zdradzić żonę. Camille, kobieta o szemranej pracy, a jednocześnie marząca o spokoju. To tylko przykłady, ale obrazujące to, jaką złożoną naturę posiada człowiek. Każdy z nas nosi w sobie pierwiastek dobra i zła. Autor obrazuje też w jakim zakłamaniu można żyć przez wiele lat. Otaczanie się iluzją jest wygodne, ale przynosi często poczucie osamotnienia czy niezrozumienia. W bardzo subtelny sposób dotyka tematu powrotu do życia w społeczeństwie osób, które dotknął koszmar wojny. Polityka, samotność, seksualność, dojrzewanie, zakłamanie - między innymi te tematy zostały poruszone w Zaginionym autobusie.
Jak to u Steinbecka akcja toczy się niespiesznie, jak to kolega Ciastek kiedyś zauważył - to jest tak jakby się siedziało na zewnątrz z czymś dobrym w kubeczku i słuchało opowieści niezrównanego gawędziarza :) Język jakim posługuje się autor jest prosty i łatwy w odbiorze. Jak zwykle na uwagę zasługują piękne opisy krajobrazu - Steinbeck to potrafi :) polecam serdecznie wielbicielom twórczości autora :)
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/07/zagubiony-autobus-john-steinbeck.html
Fabuła skupia się wokół dosłownie kilku osób podróżujących autobusem w różnych celach. Kierowcą jest pół-Meksykanin, pół-Irlandczyk Juan, zaś jego żona prowadzi restaurację. O ile Juan sprawia sympatyczne wrażenie, o tyle Alice jest raczej antypatyczna. Pomimo, że mężczyzna też nie jest święty, to jednak da się lubić. Państwo Chicoy zatrudniają kelnerkę Normę oraz pomocnika...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jaką ja dobrą książkę przeczytałam! W zasadzie moja opinia mogłaby się na tym skończyć, ale wypadałoby napisać dlaczego i za co cenię Dżentelmena w Moskwie :)
Akcja książki rozpoczyna się w 1922 roku, kiedy to hrabia Aleksander Iljicz Rostow musi złożyć wyjaśnienia przed Ludowym Komisariatem Spraw Wewnętrznych. Władzom nie spodobał się wiersz napisany przez hrabiego, co zaowocowało aresztem domowym Aleksandra. W zasadzie to chłopak miał szczęście, bo ów areszt miał się odbywać w hotelu Metropol, najlepszym w całej Moskwie. Oczywiście został przeniesiony ze swojego wspaniałego apartamentu do jakiejś klitki dla służących, ale generalnie mógł trafić gorzej. Jednak spędzenie całego życia w jednym miejscu to niezbyt interesująca perspektywa. Musi się odnaleźć w nowej dla niego sytuacji. Postanawia dzielnie stawić czoło przyszłości, bo wie, że jeśli człowiek nie jest panem swego losu, to stanie się jego sługą (cytat kilkukrotnie pojawiający się w książce)! Na szczęście hrabia jest człowiekiem wysokiej kultury, z usposobieniem, które zjednuje mu sobie ludzi. Dzięki temu nie dość, że potrafi ułożyć sobie w hotelu - tym mikrokosmosie - życie, to jeszcze zyskuje oddanych przyjaciół i... no cóż, przeczytajcie sami :)
Dżentelmen w Moskwie jest książką kapitalną. Nie jest to jednak powieść na raz, trzeba ją czytać powoli, delektować się nią :) Co mnie w niej tak ujęło? Otóż!
Po pierwsze - język! Książka jest napisana przepięknym językiem. Sposób wysławiania się bohaterów to dla mnie po prostu muzyka. Bardzo chciałabym potrafić w tak piękny i wytworny sposób formułować swoje myśli. Choćby dla samego języka warto tę książkę przeczytać.
Po drugie - bohaterowie! W Rostowie jestem prawie zakochana :D To człowiek z klasą, wykształcony, erudyta, błyskotliwy. Jak wcześniej wspomniałam potrafi zjednać sobie ludzi. Dobrze wychowany, potrafi z jednej strony z pokorą przyjąć swój los, z drugiej jednak usiłuje wycisnąć ze swojego życia ile się da i w razie potrzeby potrafi też zaryzykować. Bywa porywczy, ale generalnie da się lubić. Poza tym pracownicy hotelu są wspaniali. No dobra, nie wszyscy, ale Ci, którzy stali się dla Aleksandra przyjaciółmi to osoby warte uwagi. Poza tym są jeszcze postacie kobiece: Anna, mała Nina, po latach jej córka Zofia... Oraz szereg osób, które przewijają się przez hotel. Barwna, soczysta mieszanka, przywracająca wiarę w człowieka.
Po trzecie - nietypowe ukazanie historii. Bowiem rzecz dzieje się w porewolucyjnej Rosji. Praktycznie nie wychodząc z Metropolu, jakby mimochodem jesteśmy świadkami zmian jakie zachodzą w rosyjskiej mentalności, społeczeństwie, polityce. Poza tym sam pomysł na opowieść jest oryginalny i nietuzinkowy.
Po czwarte - wydanie. Jest naprawdę piękne, a okładka wspaniale koresponduje z treścią. Każdy jej element jest dokładnie przemyślany i czytelnik od razu wie, co sobą reprezentuje. To wielka frajda odgadywać na okładce odnośniki do treści.
Czy muszę dodawać, że Dżentelmen w Moskwie to książka, którą polecę każdemu? :) Już sobie ostrzę zęby na Dobre wychowanie Amora Towles'a i mam nadzieję, że będzie równie dobra.
https://czarneespresso.blogspot.com/2017/12/dzentelmen-w-moskwie-amor-towles.html
Jaką ja dobrą książkę przeczytałam! W zasadzie moja opinia mogłaby się na tym skończyć, ale wypadałoby napisać dlaczego i za co cenię Dżentelmena w Moskwie :)
więcej Pokaż mimo toAkcja książki rozpoczyna się w 1922 roku, kiedy to hrabia Aleksander Iljicz Rostow musi złożyć wyjaśnienia przed Ludowym Komisariatem Spraw Wewnętrznych. Władzom nie spodobał się wiersz napisany przez hrabiego, co...