-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2020-12-30
2020-12-27
2020-11-05
2020-04-08
2020-01-14
2020-01-19
Rozczarowująca i nudna- tymi dwoma słowami mogłabym określić powieść Harrisa "Monachium".
Rok 1938, hitlerowskie Niemcy zamierza przyłączyć część terytorium Czechosłowacji do Rzeszy. Zabiegi dyplomatyczne Wielkiej Brytanii doprowadzają do wydarzenia, które w historii znane jest jako Konferencja Monachijska. O tym, jak to się skończyło i jakie reperkusje dla dalszej historii Europy miało powinien wiedzieć każdy, kto uważał na lekcjach historii.
"Monachium" miało być powieścią szpiegowską, ale nie do końca tak wyszło. Zaczyna się od bardzo długiego rozbiegu (jakieś 50, nawet jeśli nie 90 stron przygotowania), a nawet same fragmenty dotyczące konferencji również mnie nie porwały. Wątki poboczne wciśnięte na siłę (m.in. wątek problemów małżeńskich Legata), postaci pozbawione przykuwającej uwagę iskry. Samej akcji w tej powieści jest tyle, co kot napłakał. Nie miałam problemów, żeby w dowolnej chwili przerwać lekturę, a po jej zakończeniu nie poczułam niczego szczególnego.
Rozczarowująca i nudna- tymi dwoma słowami mogłabym określić powieść Harrisa "Monachium".
Rok 1938, hitlerowskie Niemcy zamierza przyłączyć część terytorium Czechosłowacji do Rzeszy. Zabiegi dyplomatyczne Wielkiej Brytanii doprowadzają do wydarzenia, które w historii znane jest jako Konferencja Monachijska. O tym, jak to się skończyło i jakie reperkusje dla dalszej historii...
2020-01-17
Nie powiem, żebym na "Zadrę" czekałam z niecierpliwością. Przeczytałam wcześniej "Skazę" i "Wadę", potem wpadł cykl o Benerze, więc kiedy zobaczyłam, że lada moment zostanie wydana kontynuacja historii o komisarzu Grossie stwierdziłam, że trzeba będzie przeczytać.
Zaczyna się świetnie. Żołnierze znajdują w lesie czaszkę oraz kość i ściągają Grossa. Na początku mogłoby się wydawać, że pozbawione tkanek miękkich fragmenty szkieletu są stare, ale wkrótce potem odnalezione zostaje pozbawione głowy i części nogi ciało wisielca w zaawansowanym stopniu rozkładu. Przyznam szczerze, że po takim początku miałam nadzieję, że "Zadra" przebije poziomem poprzednie części, a czytelnik co chwila będzie zaskakiwany zwrotami akcji albo innymi mrożącymi krew w żyłach znaleziskami. A tu nic... Akcja rozwija się niespiesznie, a w tle pozostają wewnętrzne rozterki Grossa i Skalskiej. Niemal od początku nabiera się podejrzeń w stosunku do jednego z bohaterów, więc zakończenie tylko w sposób umiarkowany zaskakuje.
Ostatnie zdania kryminału każą przypuszczać, że Gross jeszcze powróci i być może doczekamy się wielkiego finału, w którym wreszcie wyjaśnione będą okoliczności napadu na jego dom.
Nie powiem, żebym na "Zadrę" czekałam z niecierpliwością. Przeczytałam wcześniej "Skazę" i "Wadę", potem wpadł cykl o Benerze, więc kiedy zobaczyłam, że lada moment zostanie wydana kontynuacja historii o komisarzu Grossie stwierdziłam, że trzeba będzie przeczytać.
Zaczyna się świetnie. Żołnierze znajdują w lesie czaszkę oraz kość i ściągają Grossa. Na początku mogłoby się...
2020-01-05
2019-09-14
2019-08-21
Przez "Cienie" przeszłam jak burza, bo skończyłam je czytać przed upływem 24 godzin od rozpoczęcia. Dawno już takiego tempa nie miałam, ale jest to jedna z tych książek, które trudno było mi odłożyć. I to dosłownie, bo późnym wieczorem dotarłam do fragmentu, w którym Kochan dzwoni do Mortki, doczytałam rozdział do końca, a ponieważ nie mogłam usnąć, wróciłam do lektury...
W "Cieniach" znajdzie się parę schematów znanych z innych kryminałów, jak choćby rozwiązywanie sprawy na własną rękę przez Mortkę mimo wysłania go na przymusowy urlop. Jednak te schematy w żaden sposób mi nie przeszkadzały. Wartka akcja, splątanie wątków z pozoru niemających ze sobą nic wspólnego, pewna dawka ironicznego poczucia humoru i absurdalność niektórych sytuacji sprawiła, że czytało się bardzo dobrze.
Trochę mam żal, że pewne postaci, znane z poprzednich części, gdzieś poznikały. Ani słowa o Jankowskim, Brodce (chociaż za profilerką akurat nie tęsknię) czy choćby Kellerze. A przecież można było ich gdzieś wpleść.
Według mnie to chyba najlepsza część cyklu o Mortce. Czy ostatnia?
Przez "Cienie" przeszłam jak burza, bo skończyłam je czytać przed upływem 24 godzin od rozpoczęcia. Dawno już takiego tempa nie miałam, ale jest to jedna z tych książek, które trudno było mi odłożyć. I to dosłownie, bo późnym wieczorem dotarłam do fragmentu, w którym Kochan dzwoni do Mortki, doczytałam rozdział do końca, a ponieważ nie mogłam usnąć, wróciłam do lektury...
W...
2019-08-20
Ojej, co tu się stało?
Z dotychczas przeczytanych książek z cyklu o komisarzu Mortce ta jest najsłabsza. Przez większość czasu fabuła mnie nudziła i nie ratowały jej sarkastyczny humor w dialogach. Wątek o śledztwach Kochana uważam za mocno nagięty, jakby pisany na kolanie, wciśnięty trochę na siłę. Oto syn marnotrawny warszawskiej policji wraca do pracy, gdzie na dzień dobry zostaje zgnojony (czyt. ma zająć się archiwalnymi sprawami), a on sam wyczuwa beznadzieję swojego położenia. Szczęście jednak uśmiecha się do niego, a sprawy niemal same mu się rozwiązują. No cuda.
Ostatnie karty "Osiedla marzeń", kiedy atmosfera się zagęszcza, każą jednak domyślać się czytelnikowi, że jest to wstęp do kolejnej części, "Cieni". I mam nadzieję, że ta ostatnia część będzie jednak miłym zaskoczeniem.
Ojej, co tu się stało?
Z dotychczas przeczytanych książek z cyklu o komisarzu Mortce ta jest najsłabsza. Przez większość czasu fabuła mnie nudziła i nie ratowały jej sarkastyczny humor w dialogach. Wątek o śledztwach Kochana uważam za mocno nagięty, jakby pisany na kolanie, wciśnięty trochę na siłę. Oto syn marnotrawny warszawskiej policji wraca do pracy, gdzie na dzień...
2019-08-18
"Farma lalek" rozbudziła mój apetyt na kolejne części kryminałów z komisarzem Mortką, ale "Przejęcie" niestety go nie zaspokoiło.
Początek był dosyć dobry, autor na dzień dobry rzuca czytelnika w przemytniczy półświatek, chociaż z perspektywy osoby, która przeczytała już tę część, za duży minus uważam brak podania roku, w którym rozgrywały się zdarzenia opisane w prologu. Wydaje mi się, że przy późniejszej lekturze zaciemniało to obraz.
W "Przejęciu" w wydziale kryminalnym pojawia się nowa funkcjonariusza- Sucha. Silny charakter, błyskotliwa, nie da sobie w kaszę dmuchać, a to wszystko pomaga jej odnaleźć się w komórce zdominowanej przez facetów, przydzielona do współpracy z Mortką. Według mnie wprowadzenie tej postaci zrobiło dobrze fabule, podobnie zresztą jak konieczność współpracy komisarza z Grudą, bo jak wiedzą czytelnicy poprzednich części, ci dwaj panowie za sobą nie przepadają.
Oceniam jednak jedynie na 6 gwiazdek z powodu dosyć rozczarowującego i poplątanego zakończenia. Ostatnie karty książki to łopatologiczne wyjaśnienie czytelnikowi co i jak, suche jak policyjny raport. Nie przepadam za takim zakończeniem kryminałów, o wiele bardziej wolę, jak czytelnik wspólnie z głównym bohaterem ma możliwość poukładania faktów i dodania dwa do dwóch. I nawet mimo takiego faktograficznego zakończenia, wciąż jest ono mocno poplątane, a złożoność wątków kto na kim i w jaki sposób się mścił jeszcze bardziej rozmywa obraz całości.
"Farma lalek" rozbudziła mój apetyt na kolejne części kryminałów z komisarzem Mortką, ale "Przejęcie" niestety go nie zaspokoiło.
Początek był dosyć dobry, autor na dzień dobry rzuca czytelnika w przemytniczy półświatek, chociaż z perspektywy osoby, która przeczytała już tę część, za duży minus uważam brak podania roku, w którym rozgrywały się zdarzenia opisane w prologu....
2019-08-16
Po przeczytaniu "Podpalacza" zaczęłam pisać opinię na LC i jej głównym wnioskiem było to, że czytało się dobrze, ale postaci nakreślone były schematycznie, według wzorów, które znałam z innych kryminałów. Spojrzałam wtedy na datę publikacji i uświadomiłam sobie, że pozostałe przeczytane przeze mnie kryminały zostały wydane grubo po opublikowaniu "Podpalacza" i może w czasie, kiedy "Podpalacz" był publikowany, czymś jednak się wyróżniał. Ostatecznie tamtej opinii nie dodałam, a w głębi tej czytelniczej cząstki duszy trzymałam kciuki, żeby kolejne części były lepsze. I bum! "Farma lalek" spełniła te moje oczekiwania.
Mortka zostaje wysłany w ramach programu "Most" do spokojnego miasteczka u stóp Karkonoszy. Oficjalnie- dzielić się z tamtejszą policją doświadczeniami, a nieoficjalnie- w ramach kary. Kiedy w poszukiwaniu 11-letniej dziewczynki zagłębia się w sztolnie niepracującej od lat kopalni, natrafia na makabrycznie okaleczone ciała czterech kobiet. Zbrodnia wstrząsa mieszkańcami Krotowic, zaogniając konflikt między rdzennymi mieszkańcami a społecznością cygańską.
Dzieje się dużo i chyba każdy miłośnik kryminałów znajdzie tu coś dla siebie. Niespodziewane zwroty akcji, sceny pościgów i przesłuchań, a w tle odsłania się życie prywatne komisarza Mortki.
Po przeczytaniu "Podpalacza" zaczęłam pisać opinię na LC i jej głównym wnioskiem było to, że czytało się dobrze, ale postaci nakreślone były schematycznie, według wzorów, które znałam z innych kryminałów. Spojrzałam wtedy na datę publikacji i uświadomiłam sobie, że pozostałe przeczytane przeze mnie kryminały zostały wydane grubo po opublikowaniu "Podpalacza" i może w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-15
2019-08-13
Pamiętam, że po przeczytaniu "Skazy" pomyślałam sobie: "O nie, Panie Małecki, nie sięgnę już po kolejną książkę Twojego autorstwa". Ale jak przyszło co do czego to jednak zweryfikowałam swoje postanowienia i, mimo pewnych uprzedzeń, zaczęłam czytać "Wadę".
Zaczyna się intrygująco- pusty namiot nieopodal płatnej plaży, ślady krwi, świadczące o tym, że najprawdopodobniej doszło do zbrodni, ale brakuje najważniejszego elementu tej układanki, czyli ciała. Komisarz Gross rozpoczyna śledztwo, ale jednocześnie podejmuje starania, aby wyjaśnić dotychczas nierozwiązane dotychczas sprawy, w tym sprawę zniknięcia młodej kobiety i jej małego dziecka sprzed 30 lat.
Tym razem Małecki zrezygnował z przenoszenia akcji w przeszłość, co uważam, że przysłużyło się fabule, a to, co stało się 30 lat wcześniej, stanowi dla czytelnika zagadkę niemal do samego końca. W dalszym ciągu brakuje mi jednak szerszego rozwinięcia bohaterów, szczególnie drugoplanowych.
Pozostaje mi trzymać kciuki za to, żeby tendencja się utrzymała i kolejny tom był lepszy od poprzedniego.
Pamiętam, że po przeczytaniu "Skazy" pomyślałam sobie: "O nie, Panie Małecki, nie sięgnę już po kolejną książkę Twojego autorstwa". Ale jak przyszło co do czego to jednak zweryfikowałam swoje postanowienia i, mimo pewnych uprzedzeń, zaczęłam czytać "Wadę".
Zaczyna się intrygująco- pusty namiot nieopodal płatnej plaży, ślady krwi, świadczące o tym, że najprawdopodobniej...
2019-03-14
Może i bym coś napisała na temat "Silmarillionu", ale jakakolwiek moja opinia nie odda geniuszu jego twórcy oraz plastyczności i poetyckości języka, którym napisano to dzieło ;)
Może i bym coś napisała na temat "Silmarillionu", ale jakakolwiek moja opinia nie odda geniuszu jego twórcy oraz plastyczności i poetyckości języka, którym napisano to dzieło ;)
Pokaż mimo to2019-05-01
2019-08-10
Jest to pierwsza książka Musso, po którą sięgnęłam. Do przeczytania zachęciło mnie mnóstwo reklam na fb informujących o nadchodzącej premierze i kiedy tylko ukazało się e-wydanie, od razu kupiłam i ściągnęłam na Kindla.
Mimo, że z opisu książki i już z pierwszych rozdziałów wynikało, że mamy do czynienia z jakąś tragiczną tajemnicą, pierwsze rozdziały mnie nie zachwyciły. Tajemnica rozszerzała swoje kręgi, z cienia wychodziły kolejne postaci, które mogły mieć z nią coś wspólnego, a jednak miałam wrażenie, że wszystko to jest jakieś przewidywalne. Jednak od pewnego momentu nie byłam w stanie oderwać się od lektury i tak oto skończyłam ją czytać (patrząc na zegarek na czytniku) o 23:59.
Mam wrażenie, że w książce jest sporo zapychaczy: opisów dawnych znajomych Thomasa, którzy z punktu widzenia fabuły nie są istotni, a już na pewno nie jest istotne jak się ubierali czy jakiej muzyki słuchali. Chociaż, z drugiej strony, podejrzewam, że ma to odwrócić uwagę czytelnika od tych osób, które "liczą się" faktycznie.
Krótkie podsumowanie: czyta się błyskawicznie, a intryga wciąga czytelnika. Nie mniej jednak nie jest to lektura, do której bym wracała.
Jest to pierwsza książka Musso, po którą sięgnęłam. Do przeczytania zachęciło mnie mnóstwo reklam na fb informujących o nadchodzącej premierze i kiedy tylko ukazało się e-wydanie, od razu kupiłam i ściągnęłam na Kindla.
Mimo, że z opisu książki i już z pierwszych rozdziałów wynikało, że mamy do czynienia z jakąś tragiczną tajemnicą, pierwsze rozdziały mnie nie zachwyciły....
2018-10-03
2018-09-25
"Pęknięta korona" to kolejna książka, której patronuje LC, a która mnie rozczarowała. Pomysł zdawał się być dobry: kryminał w średniowieczu, śledztwo prowadzone przez inkwizytora, jakaś intryga i spisek, ale wykonanie zawiodło. Trzech głównych bohaterów (Gotfryda, Lamberta i Jaksę) mamy tak ledwo-ledwo zarysowanych. Wiemy, że dominikanin jest ponury, spogląda ponuro, odzywa się ponuro. Brał udział w procesach inkwizycyjnych poza granicami ówczesnej Polski, ale niewiele wnosi to w samą powieść, autor nie robi z takiej wiedzy większego pożytku. Jaksa i Lambert to zubożali rycerze z pociągiem do alkoholu, a przy okazji odważni i żartobliwi. Wiadomo, że ta trójka dobrze się zna, przeżyła w przeszłości wspólne przygody- ale znowu nie wiadomo jakie. Jeśli chodzi zatem o rys charakterologiczny głównych bohaterów, to Grzegorzowi Wielgusowi wyszło to skromnie, żeby nie napisać słabo.
Przechodząc do właściwej akcji, to całość zapowiadała się początkowo ciekawie. Odnaleziony trup, potem drugi, wiadomo, że coś ich łączy. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby poszukiwanie prawdy przez trzech bohaterów trzymało mnie w napięciu. Enigmatyczne dialogi między Gotfrydem a biskupem, które miały dodać intrydze smaczku, jak dla mnie były napisane w sposób sztuczny i kulawy, łatwy do przejrzenia. Dopiero pod koniec książki zaczęło robić się ponownie ciekawie, ale ostatni rozdział zmazał to dobre wrażenie, jakby był sztucznie doklejony do reszty.
Stylistycznie "Pęknięta korona" nie prezentuje równego poziomu. Jest kilka poetyckich opisów, które zupełnie nie pasują do całej reszty prostej narracji.
Nie rozumiem również potrzeby wprowadzania wątku zagranicznego rycerza szukającego na ziemiach Piastów zemsty na Gnieracie. Wprowadzenie tej postaci, według mnie, jest zupełnie niepotrzebne i nie wnosi do fabuły nic więcej, jak kilka stron dodatkowego tekstu.
Niewielką pociechą jest humor zawarty w książce- sytuacyjny i słowny, ale nawet i on nie ratuje według mnie całości.
Jako plus warto też zwrócić uwagę na język. Nie mam pojęcia, na ile jest on zbliżony do sposobu wypowiadania się naszych przodków w czasach średniowiecza, niemniej jednak autor stylizuje i narrację, i dialogi na staropolszczyznę, a z takim zabiegiem już dawno się nie spotkałam.
Na pewno nie była to lektura, od której nie mogłam się oderwać. Po każdej przerwie chwilę zajmowało mi zorientowanie się, co się właściwie dzieje i na czym ostatnio skończyłam.
"Pęknięta korona" to kolejna książka, której patronuje LC, a która mnie rozczarowała. Pomysł zdawał się być dobry: kryminał w średniowieczu, śledztwo prowadzone przez inkwizytora, jakaś intryga i spisek, ale wykonanie zawiodło. Trzech głównych bohaterów (Gotfryda, Lamberta i Jaksę) mamy tak ledwo-ledwo zarysowanych. Wiemy, że dominikanin jest ponury, spogląda ponuro, odzywa...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rzadko wracam do książek, które zaczęłam czytać, ale z pewnych względów potem porzuciłam ich czytanie. "Ranie" dałam drugą szansę po kilku miesiącach i z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tej szansy nie wykorzystała. Uważam, że to najsłabsza z książek Chmielarza, jakby wypalił się na cyklu o Mortce. Nie sposób tutaj poczuć choćby odrobiny sympatii do któregokolwiek z bohaterów: ani do mimozowatej, zrezygnowanej Klementyny, ani wiecznie zajętej i (moim zdaniem) groteskowo opisanej dyrektorki, jej męża czy rodziców Gniewka. Wywracające całość do góry nogami zakończenie, które miało być chyba jak cios obuchem w łeb dla czytelnika, nie zrobiło na mnie wrażenia, a jedynie przyniosło poczucie ulgi, że można już na spokojnie i na zawsze odłożyć "Ranę" na półkę. W pewnym momencie miałam też już dość wulgaryzmów i rynsztokowego języka, którym posługiwali się bohaterowie, jakby nie dało się napisać polskiej książki bez "ruchania", "kutasa", "rżnięcia".
Rzadko wracam do książek, które zaczęłam czytać, ale z pewnych względów potem porzuciłam ich czytanie. "Ranie" dałam drugą szansę po kilku miesiącach i z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tej szansy nie wykorzystała. Uważam, że to najsłabsza z książek Chmielarza, jakby wypalił się na cyklu o Mortce. Nie sposób tutaj poczuć choćby odrobiny sympatii do któregokolwiek...
więcej Pokaż mimo to