-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2022-11-02
2020-12-30
2020-11-22
2020-11-16
2020-10-19
Sięgając po "Niewidzialnego strażnika" oczekiwałam czegoś na kształt "Ciszy białego miasta", przesyconego hiszpańskim folklorem, z niezwykłymi postaciami śledczych. Dostałam taki misz-masz kryminału, obyczajówki, z elementami nadprzyrodzonymi, wobec czego mam wrażenie, że nie wszystko trzyma się tu kupy.
Czytając jakąkolwiek książkę chcę mieć świadomość, że dany wątek został wprowadzony celowo i nie jest obojętny dla fabuły. W "Niewidzialnym strażniku" śmiało można byłoby wyrzucić sporo kwestii, które dla fabuły i rozwiązania kryminalnej zagadki nic nie wnoszą, a pewne rzeczy rozwiązać fabularnie zupełnie inaczej.
Książka jest źle napisana (lub przetłumaczona) również od strony technicznej. Niespodziewane zmiany miejsca akcji, co wynika z nieoddzielenia kolejnych akapitów choćby pustą linią sprawiają, że momentami się gubiłam, bo oto właśnie główna bohaterka kończy dialog z inną osobą w jednym miejscu, aby w następnej linijce przemierzać już korytarz instytutu medycyny sądowej. Zauważyłam również chaos w zaimkach. "Jej" raz dotyczyło Amai, aby zaraz w kolejnym zdaniu "jej" odnosiło się do matki lub siostry Amai.
Co dalej zwróciło moją uwagę? Mało realistyczne dialogi. Momentami odpowiedzi po 1-2 słowa, które zaraz przemieniają się w rozbudowaną, długą wypowiedź na kilkanaście linijek, jakby nagle wszyscy stali się elokwentni i wygadani.
Sama główna bohaterka na tle śledczych znanych z innych kryminałów wypada dosyć przeciętnie, żeby nie powiedzieć blado. Trudno powiedzieć, że ma w sobie coś niezwykłego, co wyróżniałoby ją spośród jej kolegów z zespołu. Nudna postać, o której prawdopodobnie za kilka tygodni zupełnie zapomnę.
Podsumowując: pierwszy tom przeczytany, ale nie czuję się zachęcona, żeby przeczytać kolejne.
Sięgając po "Niewidzialnego strażnika" oczekiwałam czegoś na kształt "Ciszy białego miasta", przesyconego hiszpańskim folklorem, z niezwykłymi postaciami śledczych. Dostałam taki misz-masz kryminału, obyczajówki, z elementami nadprzyrodzonymi, wobec czego mam wrażenie, że nie wszystko trzyma się tu kupy.
Czytając jakąkolwiek książkę chcę mieć świadomość, że dany wątek...
2020-06-03
Ostatnio coraz częściej sięgam po książki bez uprzedniego czytania blurbów, mając nadzieję, że coś mnie zaskoczy. Tak właśnie było z "Piętnem", które zaczęłam czytać jeszcze w maju w ramach wyzwania Lubimy Czytać (dotyczącego książki, do której przeczytania skłoniła mnie okładka), ale zdołałam ją skończyć dopiero w czerwcu.
"Piętno" nie jest najlepszej klasy kryminałem. Nie przypadła mi do gustu "amerykanizacja" książki: Igor Brudny jak Brudny Harry albo sposób przedstawienia się: 'Igor Brudny. Komisarz Igor Brudny" co oczywiście przywiodło mi na myśl "Bond. James Bond".
Wiem, że znaczna część kryminałów to wytwór wyobraźni ich autorów, czasem tylko mniej lub bardziej oparte są na prawdziwych zdarzeniach. Ale litości... Nawet jeśli wymyśla się intrygę, to wypadałoby odrobić pracę domową, bo "zabójstwo pierwszego stopnia" sprawiało, że bolały mnie oczy. Podobnie, jak niewiarygodne jest określenie DNA z kosmyków włosów, które zostały ścięte niemowlakowi i leżały ponad 30 lat (z kryminalistyki pamiętam, że dokładne DNA można ustalić tylko z cebulki, poza tym ile niemowląt rodzi się z taką czupryną, żeby odcinać kosmyk włosów?). Poza tym bolało mnie używane pod koniec książki określenie "bliźnięta" w odniesieniu do trzech braci jednojajowych (a może to kwestia mojego czepialstwa językowego).
Fabuła nie zachwyciła, dla mnie za dużo pedofilii: w sierocińcu, w domu Jana Jasiny, tak, jakby autorowi zabrakło pomysłów za co ktoś może się mścić. Nie było również niczego intrygującego w sylwetkach bohaterów, poza może Brudnym (który też wypada blado i mało realistycznie) pozostali funkcjonariusze jakby machnięci od szablonu.
Ostatnio coraz częściej sięgam po książki bez uprzedniego czytania blurbów, mając nadzieję, że coś mnie zaskoczy. Tak właśnie było z "Piętnem", które zaczęłam czytać jeszcze w maju w ramach wyzwania Lubimy Czytać (dotyczącego książki, do której przeczytania skłoniła mnie okładka), ale zdołałam ją skończyć dopiero w czerwcu.
"Piętno" nie jest najlepszej klasy kryminałem....
2020-03-16
2020-02-22
2020-02-20
2020-01-14
Rzadko wracam do książek, które zaczęłam czytać, ale z pewnych względów potem porzuciłam ich czytanie. "Ranie" dałam drugą szansę po kilku miesiącach i z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tej szansy nie wykorzystała. Uważam, że to najsłabsza z książek Chmielarza, jakby wypalił się na cyklu o Mortce. Nie sposób tutaj poczuć choćby odrobiny sympatii do któregokolwiek z bohaterów: ani do mimozowatej, zrezygnowanej Klementyny, ani wiecznie zajętej i (moim zdaniem) groteskowo opisanej dyrektorki, jej męża czy rodziców Gniewka. Wywracające całość do góry nogami zakończenie, które miało być chyba jak cios obuchem w łeb dla czytelnika, nie zrobiło na mnie wrażenia, a jedynie przyniosło poczucie ulgi, że można już na spokojnie i na zawsze odłożyć "Ranę" na półkę. W pewnym momencie miałam też już dość wulgaryzmów i rynsztokowego języka, którym posługiwali się bohaterowie, jakby nie dało się napisać polskiej książki bez "ruchania", "kutasa", "rżnięcia".
Rzadko wracam do książek, które zaczęłam czytać, ale z pewnych względów potem porzuciłam ich czytanie. "Ranie" dałam drugą szansę po kilku miesiącach i z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tej szansy nie wykorzystała. Uważam, że to najsłabsza z książek Chmielarza, jakby wypalił się na cyklu o Mortce. Nie sposób tutaj poczuć choćby odrobiny sympatii do któregokolwiek...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-02
Patrząc na wiele innych opinii, pewnie wsadzę kij w mrowisko i napiszę wprost: "Powódź" Pawła Fleszara nie podobała mi się na żadnej płaszczyźnie.
Zacznę od fabuły. O ile handel żywym towarem nie jest niczym nowym nawet w polskich kryminałach, o tyle z tematyką filmów "snuff" spotkałam się po raz pierwszy. Czyli w sumie jest coś nowego, ale mam wrażenie, że autor nie wykorzystał "potencjału" (brr, w ogóle jak to źle brzmi w odniesieniu do tak odrażającej tematyki). Nie jestem fanką gęstych, lepkich od przerażających opisów kryminałów, ale jeśli już autor decyduje się na pokazanie okrucieństwa, sadyzmu i bestialstwa, to nie wystarczy lekko "pomacać" temat poprzez krótki opis oglądanych przez Krisa filmików, ale zagłębić się w to.
Czytając nie czułam rosnącego napięcia, nie oczekiwałam na to, co będzie dalej.
Kolejna kwestia- bohaterowie, o których czytelnik wie co robią w danym momencie, ale nie jest wpuszczony do środka, nie poznaje ich emocji. To bardzo zubaża każdy kryminał, bo strona emocjonalna, według mnie, jest niezwykle ważna. Kris według mnie jest nijaki, Marika bardzo odrealniona, a postać Kamila szablonowa i stereotypowa. O całej reszcie nie ma co wspominać. Brakowało mi złożonych postaci, przeżywających wewnętrzne rozterki (sam motyw dawnej przyjaźni Krisa i Kuby, przerwanej przez związek tego pierwszego z Natalią, został potraktowany po macoszemu).
W zakończeniu czytelnik dostaje na tacy to, do czego powinien sam dążyć przez całą lekturę, a to w typowo amerykańskim stylu: oto zbir stoi przed swoimi ofiarami i wszystko im wyjaśnia.
Kompozycja kryminału również nie przypadła mi do gustu. Pierwszy raz ze wstawkami z artykułów prasowych spotkałam się chyba w kryminałach Miłoszewskiego, ale tam były to krótkie informacje, a nie obszerne fragmenty, które dodatkowo spowolniły rozwój akcji.
Całości nie ratuje również styl. Wręcz przeciwnie, irytowała mnie dziwna składnia zdań, mnóstwo równoważników zdań, korzystanie ze skrótów (cyt. "Używa maili o kobiecych nazwach użytkownika i adresach, np. występując jako Magda Nowicka"- skrótów używa się w notatkach, w artykułach prasowych, literaturze popularnonaukowej, ale w narracji powieści ich występowanie mnie osobiście razi). Nie sposób było przeoczyć powtórzenia (szczególnie imion).
Podsumowując- nie jest to kryminał, który bym komukolwiek poleciła.
Patrząc na wiele innych opinii, pewnie wsadzę kij w mrowisko i napiszę wprost: "Powódź" Pawła Fleszara nie podobała mi się na żadnej płaszczyźnie.
Zacznę od fabuły. O ile handel żywym towarem nie jest niczym nowym nawet w polskich kryminałach, o tyle z tematyką filmów "snuff" spotkałam się po raz pierwszy. Czyli w sumie jest coś nowego, ale mam wrażenie, że autor nie...
2020-01-22
Tyle czekałam na dalsze losy Krzyckiego oraz Bałysia, aż wreszcie się doczekałam i krótko po północy 22 stycznia ściągnęłam ebooka z legimi. I nie będę ukrywać, że trochę się zawiodłam. Tym razem było dla mnie za dużo filozofowania i wewnętrznych rozterek Krzyckiego. Zbrodnia, mimo że krwawa, na tle całości wypada nieciekawie. Brakowało mi błyskotliwego humoru, za który tak polubiłam duet śledczych, ale ciężko byłoby o to, skoro Andrzej rusza na samotne poszukiwanie uwięzionego Lucka. Sytuację próbował ratować jeden z funkcjonariuszy słupskiej policji, chyba Latawiec, ale powiedzmy sobie szczerze- do Krzyckiego i Bałysia mu sporo brakuje ;)
Sytuację ratowała końcówka, chociaż może być ona przez niektórych uznana jako zbyt melodramatyczna.
Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej części (na którą już czekam) główni bohaterowie wrócą w dobrej formie, a ja znowu będę mogła pośmiać z gadulstwa Lucka.
Ps. Uważam za wielką niesprawiedliwość fakt, że czekałam na książkę ponad rok, a przeczytałam w niespełna jeden dzień...
Tyle czekałam na dalsze losy Krzyckiego oraz Bałysia, aż wreszcie się doczekałam i krótko po północy 22 stycznia ściągnęłam ebooka z legimi. I nie będę ukrywać, że trochę się zawiodłam. Tym razem było dla mnie za dużo filozofowania i wewnętrznych rozterek Krzyckiego. Zbrodnia, mimo że krwawa, na tle całości wypada nieciekawie. Brakowało mi błyskotliwego humoru, za który tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-17
Nie powiem, żebym na "Zadrę" czekałam z niecierpliwością. Przeczytałam wcześniej "Skazę" i "Wadę", potem wpadł cykl o Benerze, więc kiedy zobaczyłam, że lada moment zostanie wydana kontynuacja historii o komisarzu Grossie stwierdziłam, że trzeba będzie przeczytać.
Zaczyna się świetnie. Żołnierze znajdują w lesie czaszkę oraz kość i ściągają Grossa. Na początku mogłoby się wydawać, że pozbawione tkanek miękkich fragmenty szkieletu są stare, ale wkrótce potem odnalezione zostaje pozbawione głowy i części nogi ciało wisielca w zaawansowanym stopniu rozkładu. Przyznam szczerze, że po takim początku miałam nadzieję, że "Zadra" przebije poziomem poprzednie części, a czytelnik co chwila będzie zaskakiwany zwrotami akcji albo innymi mrożącymi krew w żyłach znaleziskami. A tu nic... Akcja rozwija się niespiesznie, a w tle pozostają wewnętrzne rozterki Grossa i Skalskiej. Niemal od początku nabiera się podejrzeń w stosunku do jednego z bohaterów, więc zakończenie tylko w sposób umiarkowany zaskakuje.
Ostatnie zdania kryminału każą przypuszczać, że Gross jeszcze powróci i być może doczekamy się wielkiego finału, w którym wreszcie wyjaśnione będą okoliczności napadu na jego dom.
Nie powiem, żebym na "Zadrę" czekałam z niecierpliwością. Przeczytałam wcześniej "Skazę" i "Wadę", potem wpadł cykl o Benerze, więc kiedy zobaczyłam, że lada moment zostanie wydana kontynuacja historii o komisarzu Grossie stwierdziłam, że trzeba będzie przeczytać.
Zaczyna się świetnie. Żołnierze znajdują w lesie czaszkę oraz kość i ściągają Grossa. Na początku mogłoby się...
2020-01-02
2020-01-01
2019-12-30
Małeckiego poznałam ze "Skazy" i "Wady", a zatem książek z cyklu o Grossie, które powstały później niż cykl o Benerze. To, co mnie zaskoczyło, to zupełnie inny klimat w "Najgorsze dopiero nadejdzie". O ile w nowszym cyklu akcja toczy się stosunkowo niespiesznie, to tutaj wszystko pędzi, dzieje się dużo, momentami nawet bardzo dużo, co w pewnym momencie było dla mnie przytłaczające.
Małeckiego poznałam ze "Skazy" i "Wady", a zatem książek z cyklu o Grossie, które powstały później niż cykl o Benerze. To, co mnie zaskoczyło, to zupełnie inny klimat w "Najgorsze dopiero nadejdzie". O ile w nowszym cyklu akcja toczy się stosunkowo niespiesznie, to tutaj wszystko pędzi, dzieje się dużo, momentami nawet bardzo dużo, co w pewnym momencie było dla mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-26
2019-10-07
2019-08-04
Nie należę do grona osób nałogowo czytających kryminały, więc może niezupełnie potrafię je oceniać.
O "Boskiej proporcji" mogę powiedzieć tyle- przeczytałam i to szybko, bo fakt faktem czyta się szybko. Postać głównej bohaterki, komisarz Agaty Stec, w żaden sposób mnie nie zaintrygowała. Niby silna, niezależna kobieta, rozwódka, która pije alkohol bez umiaru, bluzga i sypia z przypadkowymi mężczyznami (w tym nawet ze świadkiem w prowadzonej sprawie). Słabiutko, oj słabiutko zarysowana postać, pewien schemat czuć aż z kilometra.
Jej brat, Artur Kamiński, to z drugiej strony pedant z zamiłowaniami kulinarnymi, robiący karierę jako psycholog. Przez dłuższą część lektury nie lubiłam go, bo nie lubię tak jaskrawych przeciwieństw w książkach, ale muszę przyznać, że pod koniec mnie zaintrygował, a ostateczną ocenę wystawię po przeczytaniu wszystkich tomów.
Poza Mazurem pozostali bohaterowie jacyś tacy mdli i jakby nieprzemyślani.
Po kolejne tomy (a przynajmniej jeden) sięgnę na pewno, bo jak wspomniałam- dobrze się czyta, ale nie jest to lektura wysokich lotów.
Nie należę do grona osób nałogowo czytających kryminały, więc może niezupełnie potrafię je oceniać.
O "Boskiej proporcji" mogę powiedzieć tyle- przeczytałam i to szybko, bo fakt faktem czyta się szybko. Postać głównej bohaterki, komisarz Agaty Stec, w żaden sposób mnie nie zaintrygowała. Niby silna, niezależna kobieta, rozwódka, która pije alkohol bez umiaru, bluzga i sypia...
2019-08-09
Pomysł był, ale wykonanie zawiodło- tak mogę w skrócie podsumować "Martwy sad".
Zaczęło się naprawdę dobrze: makabryczne zabójstwo, dużo krwi, morderca szepczący głównemu bohaterowi do ucha tajemniczy tekst. A potem pojawiła się... Paulina. Wątek romansu Marcina i Pauliny przywodził mi na myśl seriale typu "Zbuntownay anioł". Niby się nienawidzą, ale jednak raz-dwa między nimi zaiskrzyło i wylądowali razem w łóżku.
Styl słabiutki, dla mnie toporny, pełen powtórzeń w zdaniach. Powtórzenia czasami są ok, budują atmosferę, ale w tym przypadku wyraźnie były to błędy stylistyczne, wynikające z (mimo wszystko) ograniczonego warsztatu autora.
Poza warsztatem, leży i kwiczy również wiedza na temat (nazwę to ogólnikowo) procedur. Rozumiem, że gdyby kryminały pisano trzymając się litery prawa, to byłyby nudne jak akta sądowe. Mimo to prychnęłam, jak przeczytałam o techniku schodzącym do studni, żeby wyjąć z niej trupa. Tak bez zdjęć, bez oględzin prokuratora i lekarza medycyny sądowej.
Pomysł był, ale wykonanie zawiodło- tak mogę w skrócie podsumować "Martwy sad".
więcej Pokaż mimo toZaczęło się naprawdę dobrze: makabryczne zabójstwo, dużo krwi, morderca szepczący głównemu bohaterowi do ucha tajemniczy tekst. A potem pojawiła się... Paulina. Wątek romansu Marcina i Pauliny przywodził mi na myśl seriale typu "Zbuntownay anioł". Niby się nienawidzą, ale jednak raz-dwa między...