-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-03-29
2015-02-16
2014-08-02
2015-02-10
= GROZA MIEJSKIEJ PRZESTRZENI =
Zbiór otwiera bardzo króciutkie opowiadanie „Czwarte użycie noża”, które stanowi doskonały wstęp do całości. To historia o obrońcy uciśnionych, który zbudowanego jest z ich furii i bólu. Wspaniały początek, który zachęca do dalszego czytania i doskonale pokazuje, czego możemy się spodziewać w dalszej części. Żal, złość, przemoc, pęknięte serca, widma białych dam cicho otulające pogrążone w smutku kobiety. Miasto nie zapomina, a jego sprawiedliwość ma swoją mroczną stronę. Jednak żeby o niej poczytać, należy zarezerwować sobie trochę czasu, jeden lub dwa weekendowe wieczory bowiem autor nie śpieszy się z opowiadaniem na swoich historii. Delikatnie tworzy pajęczynę grozy na której lśnią świeże krople krwi. Spokój i cisza są tu istotne, by dać się ponieść niepokojącym obrazom i świadomości, że w znanej przestrzeni może czaić się coś niepojętego.
SŁUCHAJCIE, COŚ WAM PRZECZYTAM
"Wszystkie białe damy" to debiut Piotra Borowca, choć sam autor tworzy już od bardzo dawna, ba, tworzy i publikuje. Z tejże przyczyny, znajdziemy w zbiorze opowiadania całkiem świeże, jak i te, z którymi mogliśmy już mieć styczność. I to bardzo dobrze, bo historie opowiadane przez Piotra Borowca czyta się ponownie równie przyjemnie, jak za pierwszym razem. Do moich osobistych faworytów zbioru należą trzy opowiadania. Na początek "Tam, gdzie mieszkają szczury", gdyż dzieci są straszne, a jeszcze bardziej przeraża mnie to, że czasem jedynie z ich perspektywy możemy zobaczyć, co czai się w mroku zanim to coś zobaczy nas. Banalną romantycznością urzekły mnie tytułowe "Wszystkie białe damy". To takie oczywiste, że pewne decyzje mają swoje konsekwencje, szczególnie jeśli chodzi o miłość, a jednak tak bardzo wierzymy, że robiąc źle, nie spotka nas nic złego. Cóż namiętność namiętnością, a z czegoś trzeba żyć. Ostatnim opowiadaniem jest "Spacer po szpitalu". To chyba najsmutniejsze z historii, bo opowiada o strachu przed bólem i to tym co człowiek jest w stanie zrobić, aby go uniknąć. Nie w tym jednak tkwi jego wyjątkowość - ma on niepokojąco niejednoznacznego bohatera. Wspomnę może jeszcze o "Akcie notarialny" bo myślę, że patrząc z perspektywy zawodu samego autora, chyba musi on coś wiedzieć o podpisywaniu pewnych aktów, i jeśli taki podpisał, to było warto. "Wszystkie białe damy" to świetna książka, ale o tym musicie się przekonać sami.
TAM, GDZIE MIESZKAJĄ GHOST STORY
"Wszystkie białe damy” są zbiorem klasycznych opowiadań grozy, których przestrzenią realizacji staje się miasto. Ono, mimo iż drugoplanowe, zasługuje na pewną uwagę. Borowiec przyjął jako tło wydarzeń model współczesnego fantazmatu, czyli urban legends. Tworzy w swoich opowieściach przestrzeń miejską pełną delikatnego i ulotnego niczym mgła mroku, takiego czającego się w uliczkach, zakamarkach, czy zaciszach mieszkań. Przeciwstawia gwar i pośpiech miejskiego życia, spokojowi oraz melancholii grozy. Miasto to przestrzeń o dwóch obliczach: zapachu kwiatów i smrodu spalin, a gdzieś pomiędzy nimi żyją ludzie. Bohaterami opowiadań są więc: telemarketer, ksiądz, młoda żona, kobieta z dzieckiem, zrozpaczony ojciec – postacie zwyczajne, a jednak pokazane w taki sposób, że nie nudzą czytelnika lecz stają się jego zwierciadłem, budzą w nim emocje: sympatię, współczucie, zrozumienie, nawet żal. Ich historie są przerażające właśnie ze względu na naruszenie naturalnego i zakładanego przez każdego spokoju, nie ma nawet omenów zapowiadających niebezpieczeństwo. Nic w ich życiu nie dzieje się nagle, to nie wydarzenia o których możemy usłyszeć w wiadomościach. Ich historie często pozostają ukryte i niewyjaśnione. Niezwykłość zadomowia się nie tylko w przestrzeni miasta, ale i w życiu bohaterów. To z kolei ujawnia dualistyczny charakter owej niezwykłości – jest dobra i zła równocześnie, a jej ocena zależy od analizy całej historii, a nie samej manifestacji niewyjaśnionej siły, czy tego, co za jej sprawą uczyniono. W ten sposób ukazuje nam się groza miasta, gdzie to co nadnaturalne nie istnieje tylko po to, by czynić zło, ale często bywa mroczną ręką sprawiedliwości. Miasto nie zapomina, nawet gdy krzyki ofiar milkną wśród ulicznego hałasu.
Czytając opowiadania Borowca odnosi się wrażenie, że te historie mogłyby wydarzyć się tuż obok nas, a jednocześnie pozostać w tajemnicy, niezauważone przez każdego, co stanowi tutaj podstawę budowania grozy. Zachorowalność na nowotwór, śmiertelność noworodków czy szczury w piwnicach mogą być czymś zwyczajnym, lub mieć nadnaturalny charakter. Tu kryje się owa niepewność. Nie każda historia, kończy się zawsze tak samo; w końcu znamy ich tak wiele. Takie są właśnie legendy miejskie Piotra Borowca: krótkie w swojej formie, pozornie prawdopodobne, generalnie znane i zawierające moralną przestrogę.
PRZYCZYNA, SKUTEK, WYDANIE
Pozycja wydawnictwa Gmork "Wszystkie białe damy" jest propozycją wyjątkową nie tylko ze względu na jej treść, ale i zewnętrzną formę. Nie potrafię oddać swojego zachwytu nad wydaniem tych opowiadań. Gmork nie tylko stanął na wysokości zadania, ale pokazał jakość, jaką rzadko proponują nam inne, nawet przodujące w wydawaniu grozy i horroru, wydawnictwa. Okładka jest solidna, rogi nie zaginają się podczas użytkowania i nie ma „foliowego kondonu”, którego tak nie znoszę. Czcionka jest duża, a papier piękny i gruby. Książka zawiera też kilka ilustracji autorstwa Bartosza Wojdygi (okładka) oraz Pauliny Wach (pozostałe). Jest też cena, co stanowi bardzo istotny temat, bo za taką jakość, Gmork proponuje stosunkowo niską cenę. Chciałabym w tym miejscu wyrazić więc nadzieję, że Gmork nadal będzie wydawać na takim poziomie polską grozę i nie tylko.
Jak wszyscy wiedzą, zbiory opowiadań zazwyczaj są jak kulawy pirat – stanowią mieszankę wszystkiego co tam w szufladzie leżało, najczęściej nie oferując tego, co oczekujemy, czyli tego, co daje nam np. proza danego pisarza. W przypadku "Wszystkich białych dam" jest jednak inaczej. Trzynaście zawartych w zbiorze opowiadań tworzy jednolitą atmosferę, której mianownikiem jest przestrzeń miejska, gdzie jak duchy snują się niezwykłe opowieści. Co istotne, to wszystkie trzynaście opowiadań stoi niemal równo w szeregu, żadne nie wybija się zbytnio na przód, ale żadne nie zostaje daleko w tyle. Piotr Borowiec publikując swój zbiór pokazał dojrzałość literacką i pewną gotowość na znacznie więcej niż opowiadania. Umiejętnie wykorzystał mitotwórczy charakter miasta w połączeniu z grozą, nadając im niejednokrotnie kompensacyjny charakter. Wprowadzenie grozy do miasta, to wprowadzenie sacrum do pozbawionej duszy industrialnej rzeczywistości i nadanie jej wymiaru ponadczasowego.
"Wszystkie białe damy" stanowi pozycję dla osób lubiących wysublimowaną, klasyczną grozę opowiadań ghost story, taką, która nie skupia się na rozlewie krwi lecz na sednie tragedii, gdzie istotne jest pokazanie, że konflikt, czy interakcja z niewyjaśnionymi siłami ma swoje konsekwencje, bardzo różne konsekwencje (które nie zawsze skazują bohatera na klęskę). Nie boję się powiedzieć, że opowiadania te mają charakter katartyczny, nie dostarczą pozytywnych odczuć, prędzej wprawią w zamyślenie i melancholię. Romantyczne dusze, poszukujące finezyjnej, sentymentalnej, a zarazem upiornej niezwykłości miejskiej grozy, rozpłyną się czytając „Wszystkie białe damy” Piotra Borowca.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Zapraszam również do zerknięcia na recenzję książki na blogu: http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2015/02/r-groza-miejskiej-przestrzeni-wszystkie.html
Jeśli lubisz podążać za atramentowym królikiem odwiedź również profil FB "Alicya w Krainie Słów"
= GROZA MIEJSKIEJ PRZESTRZENI =
Zbiór otwiera bardzo króciutkie opowiadanie „Czwarte użycie noża”, które stanowi doskonały wstęp do całości. To historia o obrońcy uciśnionych, który zbudowanego jest z ich furii i bólu. Wspaniały początek, który zachęca do dalszego czytania i doskonale pokazuje, czego możemy się spodziewać w dalszej części. Żal, złość, przemoc, pęknięte...
2014
2014-03-15
2014
2014
2014
2014
2014
2014
2013-02-08
CZY WZAJEMNE ZJEDZENIE SIĘ JEST OSTATNIM AKTEM CZŁOWIECZEŃSTWA?
Cóż, podobno nie ma idealnych związków. Ja i „Zombiefilia” trochę się rozmijamy, chodź to rozmijanie jest jednocześnie dążeniem ku sobie :) Takie zagmatwane jakby… Czytałam ten zbiór opowiadań w zeszłym roku, gdzieś w okresie wakacyjnym. Przykre okazuje się to, że właśnie niewiele z utworów pamiętam. Choć czas pod pewnym względem okazał się wspaniałomyślny, bo oceniam antologię bardziej przychylnie niż wtedy. Tylko cztery opowiadania wspominam z zachwytem i ewentualnie ze trzy uważam za dobre, pozostałe moja pamięć chyba wyparła. Myślę, że to jednak sukces, jak na kogoś, kto raczej unika opowiadań :)
Jak dla mnie, nad wszystkimi góruje Carlton Mellic III z opowiadaniem „Cytrynowe noże i karaluchy”. Historia ma przytłaczającą a zarazem wciągająca atmosferę zagłady. Ludzie-karaluchy przemykają w ciemnościach, zagubieni i niepewni swojej natury szukają wyjścia, nawet jeśli ma to być śmierć. Dobre bizzaro nie tylko szokuje sposobami przedstawiania elementów historii ale również samą tematyką. Po skończeniu „Cytrynowych noży i karaluchów”, odpowiedź na pytanie: „Czy trzeba umrzeć, żeby być martwym?”, nie jest już taka prosta… Jeżeli, ktoś jeszcze nie wie co to bizzaro, zachęcam do poczytania Niedobrych Literek. Ja wciąż jestem zauroczona i onieśmielona nazistowskimi goblinami :)
„Czerń i ostrogi” autorstwa Bartosza Orlewskiego rozbawiło mnie pomysłem okultystycznej choroby wenerycznej :) Opowiadanie jednak nie jest zabawne. Porusza głęboką tematykę walki o samego siebie. Autor doskonale buduje klimat utworu, który jest duszny, lepki, ciężki, momentami psychodeliczny. Zombie zostają zepchnięte na drugi plan i stanowią tło wydarzeń. Orlewski idzie w dobrym kierunku, bo współczesne opowiadania o zombie powinny podążać właśnie w stronę Kirkmana, czyli oprócz horroru muszą przekazywać pewną głębie. Horror ma ogromny potencjał i często traktuje się go zbyt płytko, nie dostrzegając drzemiącej w nim plastyczności .
Na tekstach Dawida Kaina nie da się zawieść. Autor w „Anioły zjedzą wiosnę” ukazuje dwa poziomy wydarzeń: zewnętrzny (apokalipsę zombie) i wewnętrzny (dramat dwojga ludzi). Widać w tym opowiadaniu ogromny warsztat pisarza, którzy stylizuje całość językowo dla pogłębienia efektu przemiany. Pierwsze objawy choroby widać więc w warstwie językowej (błędy gramatyczne i składniowe). Dzięki kontrastom skali oraz stylizacjom językowym Kain osiąga efekt szoku u czytelnika. Na koniec zastanawiałam się, czy wzajemne zjedzenie się jest ostatnim aktem człowieczeństwa?
W „Zombiefilii” odnalazłam odpowiedź na to, czy można by lepiej napisać „Więźnia labiryntu”. Otóż tak, zdecydowanie, opowiadanie Kałżyńskiej ma to, czego brakuje Jamesowi Dashner'owi – prawdę o bohaterach. Autor „Więźnia labiryntu” wierzy, że młodzież będzie się dogadywać, wspólnie działać i przeżywać przygodę. Historia, którą opisał Dashner w rzeczywistości wyglądałaby zupełnie inaczej, pozbawiona prawdy o brutalności, niczego dzieci nie uczy, ani przed niczym nie chroni. Konwencja horroru, daje Kałżyńskiej możliwości, których Dashner nie ma. „RPG” jest przerażająco prawdziwe. Autorka pokazuje, że obok raju zawsze jest piekło – tuż przy Wyspach Zielonego Przylądka jest Sierra Leone, gdzie dzieci uzależnione od kokainy wymieszanej z prochem strzelniczym, biegają po ulicach z karabinami, gwałcą, mordują, rabują, bronią się przed wojną dorosłych. Czy to nie najprawdziwsze RPG?
„Zombiefilia" składa się z wielu opowiadań, gdzie więc reszta? W popkulturze najlepiej sprzedaje się to, co już znamy, ale trochę inaczej opakujemy. Tutaj wielu autorów zbyt dużo czerpało od innych, samemu nie wkładając w swoje opowieści nic więcej. Dlatego moje serce skradły tylko cztery opowiadania, ale nie oznacza to, że absolutnie cała reszta zniknęła w mrokach zapomnienia :) Intrygujące okazało się ujęcie zombie w klimatach poezji, czyli „Widz cię, widzę was” Pauliny Kuchty. Opowiadanie delikatne, niemal ulotne, a jednocześnie pełne napięcia i grozy. Bohater nie umie odróżnić co jest prawdą, a co tylko złudzeniem. Czytelnik musi przez to rozszyfrować liczne metafory, nic tu nie jest bowiem jednoznaczne. Pięknym humorystycznym akcentem „Zombiefilii” jest „Stasio” Rafała Skrobota. Taka współczesna satyra na zombie :D Polecam, bo można się pośmiać. „Aby sprawiedliwości stało się zadość” muszę również wspomnieć o kimś, kto dostarczył mi ekstremalnie obrzydliwych doznań - Karol Mitka. Napęczniałe zwłoki, krew, nasienie, jednym słowem nekrofilia - dziękuje :)
Nietrudno zauważyć, że specyfiką „Zombiefilii” jest zróżnicowanie. Obok opowiadań bardzo dobrych, umieszczono opowiadania słabe, które jeszcze powinny poleżeć w szufladzie i trochę „sfermentować” zanim wypełzną w poszukiwaniu swoich ofiar. Właśnie ten nierówny poziom powodował, że ciężko czytało się jedno opowiadanie za drugim. Ale było w tym coś na wzór bombonierki – nigdy nie wiadomo czy kolejne opowiadanie będzie smakowite, czy przysporzy zgagę. Poza tym, każdy autor stworzył coś w innym stylu i klimacie. Skaczemy przez to ze skrajności w skrajność. W „Zombiefili” znajdziemy opowiadania w konwencji romansu, kryminału, westernu, gore czy nawet satyrę. Dlatego nie ma opcji żeby antologia wszystkim przypadła do gustu. Jednak ogromny sukces tej pozycji świadczy o tym, że każdy znajdzie tu opowiadanie dla siebie :) Różnorodność jest zarówno zaletą jak i wadą tej pozycji. Trzeba jednak przyznać, że jest to must-read, choćby tylko po to, by się o czymś przekonać...
AlicyaOss bardzo szczegółowo opisała wszystkie tytuły zawarte w „Zombiefilii”, zachęcam więc do czytania „Zombie ci u nas dostatek”. Jej komentarze są trafne i absolutnie podzielam opinię na temat tego, że papier uszlachetnia książkę. Pewne tradycje nie powinny być przyćmione przez technologię, gdyż to technologia powinna być w służbie tradycji. Dlatego papierowa „Zombiefilia” byłaby rarytasem, a tak może zniknąć przy pierwszym formacie. Cóż, nic na to nie poradzimy, że lubimy wąchać książki :)
Projekt „Zombiefilia” zaowocował zbiorem opowiadań, który w formie darmowego e-booka osiągnął liczbę ponad 25 tys, pobrań. Brak profitów świadczy o tym, że są jeszcze ludzie, którzy chcę dzielić się z innym swoją pasją i z tego czerpią przyjemność. Gratuluje ilość pobrań. Czekam na powrót żywych trupów w drugiej części antologii.
długich dni i zaczytanych nocy
Alicya Rivard
Lubisz podążać za atramentowym królikiem? Chodź do Krainy Słów: www.alicyawkrainieslow.blogspot.com
CZY WZAJEMNE ZJEDZENIE SIĘ JEST OSTATNIM AKTEM CZŁOWIECZEŃSTWA?
Cóż, podobno nie ma idealnych związków. Ja i „Zombiefilia” trochę się rozmijamy, chodź to rozmijanie jest jednocześnie dążeniem ku sobie :) Takie zagmatwane jakby… Czytałam ten zbiór opowiadań w zeszłym roku, gdzieś w okresie wakacyjnym. Przykre okazuje się to, że właśnie niewiele z utworów pamiętam. Choć czas...
2014-01-29
Las pełen obecności
Nadszedł czas świeżego powiewu, ale nie w stylu samochodowej choinki, tylko prawdziwych iglastych lasów, wilgotnych od rosy, gdzie powietrze przesiąknięte jest tajemnicą, w ich głębinach czai się zło….
Łukasz Hanel był tym, czego szukałam, choć od dawna bałam się po niego sięgnąć. Przyznam się, że prowodyrem lektury była Alicya Oss, która odważnie sięgnęła po książkę (choć chyba potem żałowała dalszego zgłębiania tematu).
Pierwsze strony powieści nie zachęcają do czytania, sprawiają raczej wrażanie, że kupiliśmy jakieś tanie czytadło. Dzieciaki, las, nawiedzony pałacyk, wywoływanie duchów. „On” to jednak książka, przy której trzeba zwolnić i wsłuchać się w szum wiatru. Przypomnieć sobie lata dzieciństwa i wakacyjnych wypraw na wieś. Sytuacja poprawia się po kilku stronach, gdy autor wprowadza głównego bohatera. Tomasz Dąbrowski, przez większość książki, jest narratorem opowieści. Mamy kilka fragmentów z narracją trzecioosobową, ale ogólnie wiemy i widzimy to, co Tomasz. Jego narracja zdradza filozoficzne ciągoty autora powieści J Tomasz zawsze bowiem rozważa wszystkie opcje, snuje scenariusze, nawet te najmniej prawdopodobne. Zdaje siebie sprawę, że decyzje, które podejmuje, mają dalekosiężne skutki. Wybór „albo, albo” jest podstawową kategorią filozoficzną. Tomasz nigdy nie pozostaje bierny czy obojętny. Działanie niesie za sobą ryzyko, ale tam gdzie ryzyko, jest też zysk. Jako na młodego biznesmena jest niezwykle wrażliwy i delikatny. Ma wielkie plany i jeszcze większe marzenia. Osiągnął w życiu spory sukces, gdyż jako właścicielowi kilku zakładów optycznych, niczego mu nie brakuje. Szuka jednak innej drogi, której mógłby się poświęcić. Mamy takie czasy, że nie należy zamykać się w klitce własnej branży. Tomasz jadąc z wizytą do kolegi ze studiów, podwozi tajemniczą autostopowiczkę. Wydarzenia tej nocy doprowadzają go do opuszczonego pałacyku. Fascynacja budynkiem, pobudza w nim jakieś romantyczne drżenie i dodaje rozmachu działaniom. Postanawia zakupić pałacyk, odremontować go by ten stał się drogą restauracją z hotelem: „Perspektywa posiadania własnej >rezydencji< w środku sporego, bądź co bądź, lasu tak mną zawładnęła, że postanowiłem nie dzielić się nim z nikim innym. Myśl, że to miejsce mogło należeć tylko do mnie, sprawiła mi niemal fizyczną przyjemność. Z tego powodu podjąłem bardzo ryzykowną decyzję.” /s 69/. Jeśli jednak powinie mu się noga, straci wszystko.
W inwestycjach najważniejsza jest fantazja i rozmach, bez tego nie mam zysku. Często jednak sama fantazja nie wystarcza i potrzebny jest jakiś „wujek”, który dam pieniądze nie pytając, co zamierzamy zrobić. Stawiając jednak na jedną kartę ponosimy ogromne ryzyko. Szukanie niszy i wbicie się z zaspokojeniem potrzeby w rynek, to pełnia sukcesu. Tomasz wie, że jeśli się powiedzie, stanie się właścicielem posiadłości, Panem samego siebie: „Teraz niczym Cezar mogłem powiedzieć: >Kości zostały rzucone<.” /s 69/
Henel, poprzez decyzje swojego bohatera, pokazuje nam, że życie jest krótkie: „Od wiekuistego mroku oddziela nas jedynie wąska granica” /s 44/ i nie możemy czekać na lepszy moment. Jeśli pojawia się impuls, powinniśmy działać, podejmować ryzyko. Zyskamy lub stracimy, ale taka jest kolej rzeczy. Nie podejmując wyzwań możemy stracić wszystko to, co mogłoby się wydarzyć, a co nie wiemy jak się skończy: „Cienka biała linia jest zawsze tuż obok i istnieją niezliczone sposoby, by ją niechcący przekroczyć. A kiedy ją przekroczysz, już nic nie jest takie samo jak było wcześniej.” /s 45/
Tomasz to bohater niezwykle dziwny, enigmatyczny. Początkowo dla czytelnika jakiś odległy. Dopiero z czasem zaczynamy się do niego przekonywać. Przez całą niemal powieść próbuje on racjonalizować wydarzenia, znaleźć dla nich sensowne wytłumaczenie, by nie dać wiary staroświeckim wierzeniom. Z początku jest to zrozumiałe, jednak z czasem zaczyna w bohaterze denerwować, bo jak ktoś zobaczy ducha na oczy, to nie mówi potem, że to wiatr pod podłogą. A jednak Tomasz chce nas przekonać, że wszystko, co się tu dzieje, to rodzaj spisku, a nie efekt działania nadnaturalnych sił. Wierzymy jednak w tego bohatera, staje się nam bliski, bo dzieli się z nami wszystkim. Dlatego jesteśmy przekonani, że odkrywa on przed nami cała swoja duszę, pod koniec widaćjednak, że nie wiedzieliśmy o nim prawie nic. To właśnie bohater okazuje się największym zaskoczeniem całej powieści.
„ON” jest książką bardzo sensualną: dźwięki, zapachy, dotyk i smak budują atmosferę wydarzeń. Czujemy świeży zapach mokrego lasu, dźwięki deszczu stukającego o rynnę, trzaski i skrzypienia starej podłogi. Znamy uczucie błota, które zassało naszą nogę J albo cichy trzask pękającej skorupki ślimaka. Przyroda kształtuje nastrój w powieści, jest niepozornym elementem wydarzeń. Henel pobudził tymi doznaniami pamięć moich zmysłów, które zatęskniły za wakacjami na wsi. Nigdzie nie ma tak prawdziwej i przytłaczającej ciemności jak ta, która wylewa się z lasu i okrywa wszystko chłodnym mrokiem nocy. Jedynie psy mają odwagę przeszyć ją szczekaniem. W Wilkach jednak psy nie szczekają. Chwała Henelowi za to, że nie próbował zrobić tu jakiejś nawiedzonej wioski, ale oddał pierwotną grozę, która tkwi we wszystkich małych wsiach. Kto był, zrozumie. Wieś sama w sobie zawsze wydawała mi się niebezpieczna, bo nieznana dla kogoś, kto wychował się w mieście. Do mojej ukochanej wsi, Ruda Kameralna, jeżdżę od zawsze, jednak nadal wydaje mi się ona obca, nie do końca poznana, może nawet niedostępna. Lasy w górach to najpiękniejsza i najbardziej zdradliwa rzecz jaką znam. Fascynują mnie swoim pięknem, pozwalają się zatracić w bezczasie. Nigdy nie zapomnę nocnej przeprawy przez las. Kochana siostro, naprawdę już żegnałam się z życiem J bo byłam niemal pewna, że coś nas obserwuje, kroczy tuż za nami. To była prawdziwa groza: „Gałęzie poruszały się majestatycznie, drzewa szumiały, zdając się do mnie przemawiać. Wszystko było takie… pełne treści, pełne obecności. Czyjej? Tego nie wiedziałem.” /s 254/
Na okładce książki widnieje napis: „Powieść grozy”. Zarzut, który usłyszałam kilkakrotnie wobec tej powieści, czyli pojawienie się bardzo wyświechtanych elementów, jest tu całkiem bezpodstawny, gdyż jesteśmy z góry ostrzeżeni o tym, że tak właśnie może być. W polskiej powieści grozy muszą się pojawić pewne standardowe elementy. Będziemy mieć więc wątek tajemniczej postaci, która zostawia/wręcza bohaterowi równie tajemniczy przedmiot i musi oczywiście padać wtedy deszcz J Deszcze, burza i wiatr są również szczególnymi elementami wprowadzającymi nastrój, bez których nie będzie dobrej grozy. Zazwyczaj są one siłami niemal demonicznymi, nieokiełznanymi, zwiastują nadejście zła. Dalej, mamy elementy powiązane z folklorem: czarownice, zioła, magiczne świece, złowróżbne znaki, zjawy z przeszłości. Przesąd jest szczególnie ważny w polskiej literaturze grozy, ona bowiem na nich właśnie wyrosła. W powieści mamy szereg prostych elementów, które Henel z niezwykłym kunsztem potrafił wykorzystać, tak by nie zrobić z nich banału. Współczesnym problemem jest to, że polscy autorzy nie potrafią pisać o Polsce, w taki sposób, by była ona prawdziwa. Albo przerysowują w jedną, albo w drugą stronę. Mamy więc często obraz Polski brudnej, beznadziejnej, pogrążonej w biedzie, patologii i sektach satanistycznych w piwnicy u rodziców. Innym razem Polska to niemal druga Ameryka, gdzie mamy błyskotliwych bohaterów, czyste autobusy i niewyjaśnione obiekty latające. Zdarza się też jeszcze wersja sentymentalna, ku chwale wszystkiemu, co nasze. Henel pokazuje, że polska groza ma z czego czerpać garściami – słowiański folklor, przesądy, pierwotne lęki. Sztuką jest wydobyć te elementy i przetworzyć tak, by stały się bardziej nowoczesne, jednocześnie nie tracąc swojej pierwotności. U Henela polska wieś ma w sobie nutę czarnego romantyzmu. Wiatr hula tutaj niczym diabeł po Zamku Kaniowskim. Podłoga skrzypi jak wisielczy sznur, a leśne drogi zawsze prowadzą w jedno miejsce: „Tam, gdzie ludzie pojawiają się rzadko, ścieżki posiadały właśnie taki zgmatwany charakter. Pojawiały się i znikały, myląc nieostrożnego wędrowca.” /s 32/
Podsumowując: to, co wydaje się być zarzutem, jest tu wielkim plusem. Banalność zawsze pozostanie banalnością, ale nigdy nie powinna przekroczyć granicy i stać się popkulturowym kiczem. Tu tak się nie dzieje. Nawet jeśli czytelnika początkowo zdziwi pewna niekonsekwencji działań bohatera, to szybko o niej zapomina, a to cecha dobrego horroru – logika staje się w nim najmniej ważna. To nie jest jednak tek, że Henel jest mistrzem pióra. Wręcz przeciwnie. Język powieści jest prosty, pojawią się liczne błędy stylistyczne i składniowe (które nie zostały wyłapane przez osobę odpowiedzialną za korektę). Całą powieść można by było jeszcze mocno doszlifować. Myślę jednak, że to nieodpracowanie, jakiś brak, również składa się na urok powieści i podkreśla klimat. Trzeba podkreślić, że „On” jest najlepszym dziełem swojego autora. Alicya Oss, zagłębiła się o wiele bardziej w las, niż ja i dlatego (ufając jej instynktowi), muszę powiedzieć, że jeśli komuś spodoba się. „ON”, to lepiej nie sięgać po „Szkarłatny blask”.
Groza w powieści budowana jest w klasyczny sposób. Z początku akcja rozwija się powoli, niemal nużąco aż dochodzi do przełomu i przyśpiesza pędząc ku spektakularnemu końcowi. Autor pieczołowicie skupia się na najdrobniejszych wydarzeń, ale nadaje im swój własny kształt. W opisach nie chodzi o szczegółowość, ale plastyczność, płynność. Stąd cała sensualność utworu, pisarz chce nas zwieść, że jesteśmy w starym pałacyku pośrodku lasu, że wszystko jest dobrze i nie musimy się bać. Usypia naszą czujność , by nagle przechylić szale na stronę nieprawdopodobieństwa. W miarę jak akcja przyśpiesza, Henel wprowadza do utworu elementy drastycznych wydarzeń. Wielbiciele horroru dostają więc kilka smacznych skwarów. Jednak czy przez to zakończenie staje się zaskakujące? Właśnie nie. Henel opowiada historię znaną i wielokrotnie przetwarzaną (z małym elementem nowoczesnym). Myślę, że wielu łatwo się domyśli dokąd zmierza historia. Mimo to, czytamy ją z zaciekawieniem. To podobnie jak z filozofią – nie mamy już wielkich myślicieli i nowych systemów, współczesna filozofia to tylko komentarze do Kanta (tak mawiał mój profesor). Czasem trzeba wielkiego talentu albo wybujałej wyobraźni, by starą historie opowiedzieć jak nową. To właśnie robi Henel. Nie jest w swoim pisarstwie doskonały, ale akurat tutaj tak być nie musi (gdybym chciała dopracowana, sięgnęłabym po Stefana Dardę). Żeby poczuć książkę „ON”, trzeba się otworzyć na czarny romantyzm, na eteryczności lasu i świadomość, że najdziwniejsze historie dzieją się tuż obok nas, a mimo to, pozostają niewidoczne. Trzeba uważać, bo tylko cienka granica dzieli nas od stania się bohaterem jednej z nich.
Książkę polecam bardziej wielbicielom grozy, niż horroru. To powieść osadzona silnie w gotyckich klimatach romantycznych. Nie zadowoli więc tych, którzy szukają rozlewu krwi. Powieść Henala przypomniała mi również, jak to podczas praktyk nauczycielskich, siedziałam na przerwach i czytałam „Zamek Kaniowski”, bo dostałam możliwość przeprowadzenia lekcji o czarnym romantyzmie. Okazała się wielkim sukcesem, bo licealiści ocenili utwór jak ciekawy, byli zaszokowani, że mamy takie powieści. Wielu z nich przyznało, że często czyta horrory. Oznacza to, że edukacja pomija istotny element – polski licealista nie jest przygotowany do czytania wszystkich gatunków literacki, bo najzwyczajniej ich nie zna. Zna (o ile można tak powiedzieć) kanon literatury, ale to nie sprawia, że potrafi wybrać dobrą książkę w danym gatunku, że potrafi ocenić jej wartość poprzez ten właśnie gatunek. Jak więc możemy w ogóle mówić o wykształceniu podstawowym, jeśli tak naprawdę podstaw jest brak. Szkoła jednak woli indoktrynować kanonem literatury, niż przygotowywać do bycia świadomym czytelnikiem. Podobnie jest z filozofią w szkołach… W pewnych kwestiach jestem z Henelem zgodna i zachęcam do odwiedzenia jego bloga poświęconego etyce i filozofii.
Żyjemy w czasach gdzie wszystko za bardzo przesiąka obcością innych narodów, kultur, staje się jakby uniseksualne J a nie nasze, z jajem. Przygoda z Henelem przypomina jak głęboko tkwi w nas słowiańskie przekonanie, że minione wydarzenia mają wpływ na teraźniejszość: „Myślisz, że naprawdę to, co stało się tak dawno temu, może mieć wpływ na to, co dzieje się teraz?” / s 147/ Jest w tym nawet nuta greckiej filozofii, tragicznego fatum, którego nie da się uniknąć. Może nasze życie wydaje się być jedynie ruletką, mamy nadzieje na jakąś losowość, szanse, a tak naprawdę wszystko może być nam z góry przeznaczone, a my jedynie, nieświadomi zakończenia, do tego przeznaczenia się zbliżamy.
Czasem proste rzeczy przypominają nam za czym tęsknimy…
Wydawcy książki należą się pochwały za to, że okładka oddaje klimat powieści. Przypomina swoją stylizacją stare horrory w kieszonkowych wydaniach. Muszę jednak pogrozić palcem za jakość okładki. Jest kiepska (elastyczna) i podczas czytania łatwo ją uszkodzić. Bardzo szybko odchodzi foliowa powłoka. Sama korekta również pozostawia wiele do życzenia. Szkoda.
długich dni i zaczytanych nocy
Alicya Rivard
Lubisz podążać za atramentowym królikiem? Chodź do Krainy Słów: www.alicyawkrainieslow.blogspot.com
Las pełen obecności
Nadszedł czas świeżego powiewu, ale nie w stylu samochodowej choinki, tylko prawdziwych iglastych lasów, wilgotnych od rosy, gdzie powietrze przesiąknięte jest tajemnicą, w ich głębinach czai się zło….
Łukasz Hanel był tym, czego szukałam, choć od dawna bałam się po niego sięgnąć. Przyznam się, że prowodyrem lektury była Alicya Oss, która odważnie...
2013
2013
2012-01-01
Łukasz Henel umieścił akcję powieści „Podziemne miasto” na Ziemi Lubuskiej, tam bowiem stoją potężne podziemia fortyfikacji Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Miejsca, które było świadkiem wielu nieopowiedzianych historii. Jedną z nich chce przekazać nam bohater książki, bowiem nie wszystko udało mu się doprowadzić do końca. Nie chodzi jednak tylko o dręczące go sumienia. Od pewnego czasu czuje czyjąś obecność wokół siebie jest dręczony prze niewidzialną siłę. W końcu pewnej nocy słyszy jednoznaczny rozkaz: „Pisz!”. Zdaje sobie sprawę, że pewne historie muszą być opowiedziane, nie tylko ku przestrodze, ale i odkupieniu. Zaczyna więc spisywać to, co jeszcze pamiętał ze swojej młodości, gdy był żołnierzem stacjonującym niedaleko Kęszycy. W miejscu, w którym lasy okazały się nie tylko piękne, ale pełne zadziwiających zagadek. Żołnierze odkryli, że podziemny system fortyfikacji łączy się z mechanicznie sterowanymi kanałami i śluzami. Szczególnie dziwne były owe zapory wodne, których cel istnienia wyjaśniała tylko jedna hipoteza, o tym, że hitlerowcy chcieli w razie zagrożenia zalać okolicę tworząc naturalne przeszkody. ,,Jaki szaleńczy plan mógł powstać w głowie genialnego architekta, który to wszystko zaprojektował?" /s 20/. Po co jednak mieliby się tak obwarowywać? Przed czym tak bardzo chcieli się bronić? Może w podziemiach jest coś, co stanowiło dla nich niezwykłą wartość? Tego nie wiedział nikt, choć major Staszewski coś podejrzewał…
Do Kęszycy polskich żołnierzy sprowadzono, by opiekowali się miejscową ludnością oraz zbadali bunkry opuszczone przez Niemców. Mieli do przeczesania las, podziemia i jeziora. Wszystko stanowiło bowiem fragmenty większej całości. Dość szybko dziwnymi fortyfikacjami zaczęli interesować się Rosjanie, na czele z pewnym agentem KGB. Od ich przybycia sprawy wyraźnie zmierzały w złym kierunku. Rosyjskie wojska okazały się brutalne, niszczące wszystko na swojej drodze. Staszewski podejrzewał, że nie baczą na bezpieczeństwo miejscowych, a pragną tylko ukrytego tu ponoć skarbu. Polacy i Rosjanie zajęci sobą nawzajem nie zauważają, że prawdziwy wróg wyszedł już na żer…
WCZORAJ I DZIŚ
Akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach: pierwsza z nich sięga 1957 roku, a druga dzieje się współcześnie. Elementem łączącym te dwa czasy jest dziennik spisywany przez emerytowanego majora, który ma być przestrogą, ostrzeżeniem przed złem czającym się w labiryncie podziemnych tuneli. Major czuje się jednak zrezygnowany, dopada go zwątpienie we własne siły, ma poczucie, że nikt jego słów nie weźmie na poważnie. Dla świata jest człowiekiem zdegradowanym i nic nie znaczącym. Zdaje sobie jednak sprawę, że ludziom zagraża niebezpieczeństwo, które jest czymś, wobec czego człowiek nie ma szans. Prawdziwym żołnierzem jest się w głębi serca, dlatego chowa w kieszeń pogardę i zapomnienie jakim go otacza miejscowa społeczność. Ma zamiar pisać i działać. W "pisaniu jest jakaś prawdziwa, potężna magia. Magia historii, która musi zostać opowiedziana do końca" /s 63/. Nadal bowiem istnieją na świecie siły tak potężne, że wystarczy o nich wspomnieć, a ściąga się na siebie niebezpieczeństwo, ale mimo to, trzeba postarać się wypełnić swój obowiązek.
Major Staszewski jest bohaterem złapanym w pułapkę zarówno nadprzyrodzonych sił, jak i całkiem realnych zagrożeń ze strony sojuszniczych wojsk, a z takie sytuacji bardzo trudno wyjść bez szwanku. Jako młodzieniec został obdarzony niezwykła intuicją, instynktownie potrafił przewidzieć nadchodzące niebezpieczeństwo i zachować spokój w sytuacjach ekstremalnych. Szybko dostosowywał się do zmieniających się warunków. Czasem jednak spryt i doświadczenie nie pomagają. Staszewski jest bohaterem tragicznym, bo podejmuje szlachetne działania by ratować ludzi, jednak to doprowadza tylko do jeszcze bardziej zagmatwanej sytuacji. Czy można być jednocześnie bohaterem i zdrajcą ojczyzny? Major od początku nie ufał ludziom Ulinowa, którzy zarzucali jego rodakom brak odwagi. Ostatecznie jednak to Polacy potrafią wziąć na siebie brzemię tego, co należy uczynić. Mamy więc dzielnego i szlachetnego bohatera powieści, bardzo szablonowego i przewidywalnego. Problem z tą postacią polega na tym, że wiemy o niej bardzo niewiele dość powierzchownych rzeczy. Umysł majora, jego motywacja, emocje, są przed nami ukryte, stąd też bardzo trudno zrozumieć heroiczną decyzję w zakończeniu powieści. Z kolei o wiele lepiej wypada jego przeciwnik, Ulinow, któremu autor pozwolił na kilka wewnętrznych monologów, przez co postać zyskała pewien unikalny wymiar. Ulinow jest przeciwieństwem Staszewskiego, to praktyczny do bólu agent, który nie baczy na środki, dla niego liczy się skuteczność. Konspiracja to jego drugie imię, dlatego gdy wszedł w posiadanie dokumentów, z których wynikało, że Niemcy pozostawili tu jakiś skarb natychmiast odezwało się jego pierwsze imię - chciwość. "Instynkt samozachowawczy nakazywał zachować daleko posuniętą ostrożność. Paradoksalnie ten sam instynkt nakazywał iść naprzód" /s 33/. Ciekawość pchała go do zejścia coraz głębiej, co nie było dziwne, bo "źli ludzie chętnie zaglądają do złych miejsc" /s 33/. Gdy odkrywa tajemnicze znalezisko, nie przeczuwa nawet, co uczynił ignorując ostrzeżenie.
W momencie, w którym niebezpieczna granica zostaje przekroczona, budzi się uśpione zło. Między wojska polskie, a rosyjskie wkrada się nieufność. Protagonista w powieści (choć mało wyraźny) jest jeden, ale antagonistów jest dwóch - Staszewski walczy bowiem z Ulinowem oraz pradawnym złem. Podziemna sieć fortyfikacji stała się więzieniem dla stwora, głodnego, spragnionego krwi, silnego, perfekcyjnie poruszającego się po ciemnościach tuneli. Spoczywał głodny przez kilkadziesiąt lat, teraz domaga się ofiar: ,,nie znajdziesz ucieczki ni w piekle, ni w niebie, gdy żywy ogień przyjdzie po ciebie” /s 103/. Potwór likwiduje swoje ofiary po cichu: dusi, wysysa i podpala.
Henel budując obraz potwora odważył się sięgnąć w dość egzotyczne miejsce, aż do Indii. To stamtąd sprowadził go do nas i umieścił gdzieś niedaleko wsi Kęszyca. Autor bardzo długo utrzymuje w tajemnicy wszystko z nim związane, dlatego ekscytujące jest stopniowe odkrywanie natury i tożsamości owego zła. Początkowo potwór obecny jest jedynie jako cień przemykający po lasach lub podmuch powietrza w korytarzach tuneli, tym bardziej jego ostateczny, brutalny atak robi wrażenie. O ile do niektórych momentów mających na celu uwiarygodnienie zaistnienia takiej sytuacji można mieć zastrzeżenia, to samo zaszczepienie potwora na naszym gruncie znakomicie Henelowi wyszło.
MIASTO W SŁUŻBIE ZŁA
Podziemne miasto, jak słusznie nazwali fortyfikację żołnierze, stanowiło sieć tuneli łączących ze sobą różne pomieszczenia. Wszystko zostało zaplanowane tak, by w razie potrzeby stanowiło niezależną jednostkę korzystającą z własnego systemu wodociągów i napowietrzania. Ponadto znajdowały się tu fabryka broni, magazyny, laboratorium, podziemna kolej, sypialnie, kuchnie oraz koszary - fortyfikacja mogła żyć własnym życiem. Pojawiła się więc pytanie: w jaki sposób Niemcy wybudowali coś tak skomplikowanego, w tak krótkim czasie?
Podziemia okazały się bardzo niebezpieczną twierdzą. Żołnierze wchodzący do nich zostali wystawieni nie tylko na zagrożenie ze strony ukrytych pułapek, czy działanie sił nadprzyrodzonych, ale przede wszystkim na przytłaczającą psychikę atmosferę miejsca. Klaustrofobia betonowych korytarzy oświecanych tylko latarkami, ogrom szybów i kondygnacji, gdzie wtóruje jedynie echo i łomoczące w ciszy kanałów ludzkie serce. Piasek chrzęści nieprzyjemnie pod ich podeszwami, to znów nogi grzęzną się w błocie. Wilgoć, nieprzyjemny chłód stalowych drzwi, wszechogarniająca ciemność, śliskie, kręte schody prowadzące w nieznane. Te mury widziały wiele ludzkich tragedii, tęsknot, cierpienia i rozpaczy. Słysząc echo własnych kroków łatwo popaść we wrażenie, że ktoś podąża za tobą. To ,,miasto duchów (...) miasto podziemnych upiorów, cieni przeszłości, które nie odeszły nigdy ostatecznie” / s 128/.
CISZA JEST GROŹBĄ
„Podziemne miasto” pełne jest plastycznych opisów, które angażują zmysły i budzą emocje - wiatr gwałtownie się zrywa lub delikatnie kołysze koronami drzew. ,,Zadziwiające, jak wiele można tu zobaczyć i usłyszeć. Nie sposób później zasnąć, gdy ucho raz pochwyciło mrożące krew w żyłach dźwięki” /s 7/W miarę rozwoju akcji, atmosfera w powieści gęstnieje. Zachowanie przyrody i zwierząt podkreśla niepokój oraz napięcie jakie ogarnia bohaterów, w końcu nikt lepiej jak one nie wyczuwa, gdy zbliża się coś złego. Podziemia budzą się z letargu, ich korytarzami zaczyna się nieść szept przypominający szelest suchych liści, a wraz z nim zaskakujący zapach: nieprzyjemny, odpychający, a jednocześnie fascynujący swoją dzikością. W powieści dzień i noc współzawodniczą o panowanie nad ludzkimi sercami. Ranek jest czasem, gdy upiory chowają się pod warstwą zapomnienia, by nocą powrócić wraz z mgłą i nieprzeniknioną ciemnością znad mokradeł. Światło dnia wiąże się z racjonalnym postrzeganiem rzeczywistości - ukazuje lęk jako chwilową słabość. O zmierzchu las spowija blade światło, które rzuca drgające mroczne cienie. Henel odwołuje się tu do gotyckiej nocy, podczas której umysł ludzki jest bezbronny i podatny na wpływy. Mrok błąka się po lesie niczym widmo, a wiatr przesycony żywicą oraz deszczem, z niepokojącą wściekłością szarpie koronami drzew. Jednak podziemia kryją w sobie inny mrok – nieprzenikniony, wilgotny, gęsty od zapachu stęchlizny. Przytłaczająca ciemność wnika do umysłu, acisza stanowi tutaj rodzaj nieruchomej groźby.
DOBRA POWIEŚĆ, ALE…
Największym atutem powieści jest konsekwentna fabuła, wciągająca i pełna akcji, uwiarygodniona przez tło historyczne, które zostało tu najbardziej przemyślane. Podziemne fortyfikacje robią ogromne wrażenie. Henel buduje nastrój nie tylko przyrodą, ale również podziemnymi tunelami i wychodzi mu to jak zwykle świetnie. Jest jednak trochę „ale”, które powodowały, że kilka razy przestałam czytać i zaczęłam się zastanawiać. Nie wiem kto był na tyle naiwny, by uznać, że te błędy logiczne i niedociągnięcia narracyjne nie rzucą się w oczy. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena (o której wydaje się autor zapomniał, że była), gdzie Wanda, prosta wiejska dziewczyna okazuje się być w posiadaniu niezwykle cennego cygańskiego artefaktu, który jest przerażający, ale do niczego nie zostaje wykorzystany (po co poświęca się mu tyle czasu i miejsca?). Podejrzewam, że miało to uwiarygodnić tezę, że Cyganie znali jakąś tajemnicę i dlatego Niemcy chcieli ich wyeliminować. Podobnie jest w przypadku romansu Władka i Wandy, który ani ziębi, ani parzy, po co on był, jeśli nawet nie wprowadził odrobiny erotyki? Bardzo dziwny jest również szereg zaniedbań głównego protagonisty. Staszewski jest bohaterem zarówno w teraźniejszości, jak i w przeszłości, a po przeczytaniu książki można mieć wrażenie, że bohaterem powieści był Ulinow, bo Staszewski niknie na tle jego dominującej sylwetki. W „Podziemny mieście” jest wiele pomysłów, wiele potencjału, który mógł zostać lepiej wykorzystany, jak motyw tuneli. Każdy widział chyba „Kanał” w reżyserii Andrzeja Wajdy – niezapomniany obraz. Tunele pokazują prawdę o ludzkim charakterze, weryfikują odwagę oraz racjonalne myślenie. Takie miejsca otwierają w umyśle przepaść lęku, którą autor „Podziemnego miasta” nie umiał ukazać na tyle wyraźnie, by przytłoczyć i przerazić nim czytelnika.
POTĘGA DUCHÓW PRZESZŁOŚCI
„Podziemne miasto” to opowieść o duchach przeszłości. Pobudza wyobraźnię do szukania ukrytych powojennych skarbów. Henel ożywia skostniałą historię. Dziwne słowa przepowiedni, tajemnicze karty, mroczne podziemia, kult nadczłowieka, pojedyncze elementy stopniowo składają się w potworną całość. Podobno ludzie się nie zmieniają, zmieniają się tylko czasy. Henel już na samym początku powieści poddaje w wątpliwość potęgę naszych czasów. Czy cała ta nowoczesność, naszpikowana elektroniką i innymi udziwnieniami jest w stanie stawiać czoła pradawnemu złu? Czy przez to, że przestaliśmy w nie wierzyć ono nam nie zagraża?
Henel po raz kolejny napisał niezwykle nastrojową powieść grozy z horrorowym zakończeniem pełnym krwi, dekapitacji i smrodu palonych ciał. Wytrawny czytelnik będzie w niektórych miejscach tej historii zgrzytać zębami, ale nie powie również, że nie bawił się przy niej dobrze. Wielbicieli horrorów do powieści przyciągną zmasakrowane ciała żołnierzy z oderwanymi głowami, swąd palonych zwłok i stłumiony bulgot krwi wypływającej przez ściśnięte gardło. Zaintryguje ich także teoria, w której nazizm ukazany jest jako demoniczny kult, a swastyka nie bez powodu została odwrócona. Umiłowani w grozie będą mogli zgłębić tajemnice złowieszczych cygańskich kart, a atmosfera niebezpieczeństwa oraz gęstniejącego mroku poniesie ich zarówno daleko w las, jak i głęboko do serca podziemnego miasta. W książce odnajdą się również ci, którzy kochają sensację, bo autor w powieści umieścił szpiega z Londynu, agenta KGB i mnóstwo historii związanej z II wojną światową. Do tego przyprawił wszystko trzymającymi w napięciu starciami, strzelaninami, szaleńczą przejażdżką drezyną po nieuczęszczanych torach i mającą wybuchnąć za dwie minuty bombą atomową. Czytając „Podziemne miasto” nie raz po plecach przeleci zimny dreszcz, nie tylko ze względu na mroczną aurę tajemniczości, ale liczne zwroty akcji. To książka przy której nie da się nudzić, choć wyraźny posmak niedociągnięć może pozostać we wspomnieniach na długo. "Podziemne miasto" jednych zadowoli, a innych nie, choć wielbiciele Henela się nim nie zawiodą, bo przecież doskonale wiedzą czego się spodziewać.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za atramentowym królikiem, a pokaże wam więcej ciekawostek związanych z "Podziemnym miastem" - http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2015/03/r-miasto-w-suzbie-za-podziemne-miasto.html#more
Łukasz Henel umieścił akcję powieści „Podziemne miasto” na Ziemi Lubuskiej, tam bowiem stoją potężne podziemia fortyfikacji Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Miejsca, które było świadkiem wielu nieopowiedzianych historii. Jedną z nich chce przekazać nam bohater książki, bowiem nie wszystko udało mu się doprowadzić do końca. Nie chodzi jednak tylko o dręczące go sumienia....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to