-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać359
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant8
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2002-01-01
2015-02-10
2014-03-15
2014
2014
2014
2013-02-08
CZY WZAJEMNE ZJEDZENIE SIĘ JEST OSTATNIM AKTEM CZŁOWIECZEŃSTWA?
Cóż, podobno nie ma idealnych związków. Ja i „Zombiefilia” trochę się rozmijamy, chodź to rozmijanie jest jednocześnie dążeniem ku sobie :) Takie zagmatwane jakby… Czytałam ten zbiór opowiadań w zeszłym roku, gdzieś w okresie wakacyjnym. Przykre okazuje się to, że właśnie niewiele z utworów pamiętam. Choć czas pod pewnym względem okazał się wspaniałomyślny, bo oceniam antologię bardziej przychylnie niż wtedy. Tylko cztery opowiadania wspominam z zachwytem i ewentualnie ze trzy uważam za dobre, pozostałe moja pamięć chyba wyparła. Myślę, że to jednak sukces, jak na kogoś, kto raczej unika opowiadań :)
Jak dla mnie, nad wszystkimi góruje Carlton Mellic III z opowiadaniem „Cytrynowe noże i karaluchy”. Historia ma przytłaczającą a zarazem wciągająca atmosferę zagłady. Ludzie-karaluchy przemykają w ciemnościach, zagubieni i niepewni swojej natury szukają wyjścia, nawet jeśli ma to być śmierć. Dobre bizzaro nie tylko szokuje sposobami przedstawiania elementów historii ale również samą tematyką. Po skończeniu „Cytrynowych noży i karaluchów”, odpowiedź na pytanie: „Czy trzeba umrzeć, żeby być martwym?”, nie jest już taka prosta… Jeżeli, ktoś jeszcze nie wie co to bizzaro, zachęcam do poczytania Niedobrych Literek. Ja wciąż jestem zauroczona i onieśmielona nazistowskimi goblinami :)
„Czerń i ostrogi” autorstwa Bartosza Orlewskiego rozbawiło mnie pomysłem okultystycznej choroby wenerycznej :) Opowiadanie jednak nie jest zabawne. Porusza głęboką tematykę walki o samego siebie. Autor doskonale buduje klimat utworu, który jest duszny, lepki, ciężki, momentami psychodeliczny. Zombie zostają zepchnięte na drugi plan i stanowią tło wydarzeń. Orlewski idzie w dobrym kierunku, bo współczesne opowiadania o zombie powinny podążać właśnie w stronę Kirkmana, czyli oprócz horroru muszą przekazywać pewną głębie. Horror ma ogromny potencjał i często traktuje się go zbyt płytko, nie dostrzegając drzemiącej w nim plastyczności .
Na tekstach Dawida Kaina nie da się zawieść. Autor w „Anioły zjedzą wiosnę” ukazuje dwa poziomy wydarzeń: zewnętrzny (apokalipsę zombie) i wewnętrzny (dramat dwojga ludzi). Widać w tym opowiadaniu ogromny warsztat pisarza, którzy stylizuje całość językowo dla pogłębienia efektu przemiany. Pierwsze objawy choroby widać więc w warstwie językowej (błędy gramatyczne i składniowe). Dzięki kontrastom skali oraz stylizacjom językowym Kain osiąga efekt szoku u czytelnika. Na koniec zastanawiałam się, czy wzajemne zjedzenie się jest ostatnim aktem człowieczeństwa?
W „Zombiefilii” odnalazłam odpowiedź na to, czy można by lepiej napisać „Więźnia labiryntu”. Otóż tak, zdecydowanie, opowiadanie Kałżyńskiej ma to, czego brakuje Jamesowi Dashner'owi – prawdę o bohaterach. Autor „Więźnia labiryntu” wierzy, że młodzież będzie się dogadywać, wspólnie działać i przeżywać przygodę. Historia, którą opisał Dashner w rzeczywistości wyglądałaby zupełnie inaczej, pozbawiona prawdy o brutalności, niczego dzieci nie uczy, ani przed niczym nie chroni. Konwencja horroru, daje Kałżyńskiej możliwości, których Dashner nie ma. „RPG” jest przerażająco prawdziwe. Autorka pokazuje, że obok raju zawsze jest piekło – tuż przy Wyspach Zielonego Przylądka jest Sierra Leone, gdzie dzieci uzależnione od kokainy wymieszanej z prochem strzelniczym, biegają po ulicach z karabinami, gwałcą, mordują, rabują, bronią się przed wojną dorosłych. Czy to nie najprawdziwsze RPG?
„Zombiefilia" składa się z wielu opowiadań, gdzie więc reszta? W popkulturze najlepiej sprzedaje się to, co już znamy, ale trochę inaczej opakujemy. Tutaj wielu autorów zbyt dużo czerpało od innych, samemu nie wkładając w swoje opowieści nic więcej. Dlatego moje serce skradły tylko cztery opowiadania, ale nie oznacza to, że absolutnie cała reszta zniknęła w mrokach zapomnienia :) Intrygujące okazało się ujęcie zombie w klimatach poezji, czyli „Widz cię, widzę was” Pauliny Kuchty. Opowiadanie delikatne, niemal ulotne, a jednocześnie pełne napięcia i grozy. Bohater nie umie odróżnić co jest prawdą, a co tylko złudzeniem. Czytelnik musi przez to rozszyfrować liczne metafory, nic tu nie jest bowiem jednoznaczne. Pięknym humorystycznym akcentem „Zombiefilii” jest „Stasio” Rafała Skrobota. Taka współczesna satyra na zombie :D Polecam, bo można się pośmiać. „Aby sprawiedliwości stało się zadość” muszę również wspomnieć o kimś, kto dostarczył mi ekstremalnie obrzydliwych doznań - Karol Mitka. Napęczniałe zwłoki, krew, nasienie, jednym słowem nekrofilia - dziękuje :)
Nietrudno zauważyć, że specyfiką „Zombiefilii” jest zróżnicowanie. Obok opowiadań bardzo dobrych, umieszczono opowiadania słabe, które jeszcze powinny poleżeć w szufladzie i trochę „sfermentować” zanim wypełzną w poszukiwaniu swoich ofiar. Właśnie ten nierówny poziom powodował, że ciężko czytało się jedno opowiadanie za drugim. Ale było w tym coś na wzór bombonierki – nigdy nie wiadomo czy kolejne opowiadanie będzie smakowite, czy przysporzy zgagę. Poza tym, każdy autor stworzył coś w innym stylu i klimacie. Skaczemy przez to ze skrajności w skrajność. W „Zombiefili” znajdziemy opowiadania w konwencji romansu, kryminału, westernu, gore czy nawet satyrę. Dlatego nie ma opcji żeby antologia wszystkim przypadła do gustu. Jednak ogromny sukces tej pozycji świadczy o tym, że każdy znajdzie tu opowiadanie dla siebie :) Różnorodność jest zarówno zaletą jak i wadą tej pozycji. Trzeba jednak przyznać, że jest to must-read, choćby tylko po to, by się o czymś przekonać...
AlicyaOss bardzo szczegółowo opisała wszystkie tytuły zawarte w „Zombiefilii”, zachęcam więc do czytania „Zombie ci u nas dostatek”. Jej komentarze są trafne i absolutnie podzielam opinię na temat tego, że papier uszlachetnia książkę. Pewne tradycje nie powinny być przyćmione przez technologię, gdyż to technologia powinna być w służbie tradycji. Dlatego papierowa „Zombiefilia” byłaby rarytasem, a tak może zniknąć przy pierwszym formacie. Cóż, nic na to nie poradzimy, że lubimy wąchać książki :)
Projekt „Zombiefilia” zaowocował zbiorem opowiadań, który w formie darmowego e-booka osiągnął liczbę ponad 25 tys, pobrań. Brak profitów świadczy o tym, że są jeszcze ludzie, którzy chcę dzielić się z innym swoją pasją i z tego czerpią przyjemność. Gratuluje ilość pobrań. Czekam na powrót żywych trupów w drugiej części antologii.
długich dni i zaczytanych nocy
Alicya Rivard
Lubisz podążać za atramentowym królikiem? Chodź do Krainy Słów: www.alicyawkrainieslow.blogspot.com
CZY WZAJEMNE ZJEDZENIE SIĘ JEST OSTATNIM AKTEM CZŁOWIECZEŃSTWA?
Cóż, podobno nie ma idealnych związków. Ja i „Zombiefilia” trochę się rozmijamy, chodź to rozmijanie jest jednocześnie dążeniem ku sobie :) Takie zagmatwane jakby… Czytałam ten zbiór opowiadań w zeszłym roku, gdzieś w okresie wakacyjnym. Przykre okazuje się to, że właśnie niewiele z utworów pamiętam. Choć czas...
2012-01-01
= GROZA MIEJSKIEJ PRZESTRZENI =
Zbiór otwiera bardzo króciutkie opowiadanie „Czwarte użycie noża”, które stanowi doskonały wstęp do całości. To historia o obrońcy uciśnionych, który zbudowanego jest z ich furii i bólu. Wspaniały początek, który zachęca do dalszego czytania i doskonale pokazuje, czego możemy się spodziewać w dalszej części. Żal, złość, przemoc, pęknięte serca, widma białych dam cicho otulające pogrążone w smutku kobiety. Miasto nie zapomina, a jego sprawiedliwość ma swoją mroczną stronę. Jednak żeby o niej poczytać, należy zarezerwować sobie trochę czasu, jeden lub dwa weekendowe wieczory bowiem autor nie śpieszy się z opowiadaniem na swoich historii. Delikatnie tworzy pajęczynę grozy na której lśnią świeże krople krwi. Spokój i cisza są tu istotne, by dać się ponieść niepokojącym obrazom i świadomości, że w znanej przestrzeni może czaić się coś niepojętego.
SŁUCHAJCIE, COŚ WAM PRZECZYTAM
"Wszystkie białe damy" to debiut Piotra Borowca, choć sam autor tworzy już od bardzo dawna, ba, tworzy i publikuje. Z tejże przyczyny, znajdziemy w zbiorze opowiadania całkiem świeże, jak i te, z którymi mogliśmy już mieć styczność. I to bardzo dobrze, bo historie opowiadane przez Piotra Borowca czyta się ponownie równie przyjemnie, jak za pierwszym razem. Do moich osobistych faworytów zbioru należą trzy opowiadania. Na początek "Tam, gdzie mieszkają szczury", gdyż dzieci są straszne, a jeszcze bardziej przeraża mnie to, że czasem jedynie z ich perspektywy możemy zobaczyć, co czai się w mroku zanim to coś zobaczy nas. Banalną romantycznością urzekły mnie tytułowe "Wszystkie białe damy". To takie oczywiste, że pewne decyzje mają swoje konsekwencje, szczególnie jeśli chodzi o miłość, a jednak tak bardzo wierzymy, że robiąc źle, nie spotka nas nic złego. Cóż namiętność namiętnością, a z czegoś trzeba żyć. Ostatnim opowiadaniem jest "Spacer po szpitalu". To chyba najsmutniejsze z historii, bo opowiada o strachu przed bólem i to tym co człowiek jest w stanie zrobić, aby go uniknąć. Nie w tym jednak tkwi jego wyjątkowość - ma on niepokojąco niejednoznacznego bohatera. Wspomnę może jeszcze o "Akcie notarialny" bo myślę, że patrząc z perspektywy zawodu samego autora, chyba musi on coś wiedzieć o podpisywaniu pewnych aktów, i jeśli taki podpisał, to było warto. "Wszystkie białe damy" to świetna książka, ale o tym musicie się przekonać sami.
TAM, GDZIE MIESZKAJĄ GHOST STORY
"Wszystkie białe damy” są zbiorem klasycznych opowiadań grozy, których przestrzenią realizacji staje się miasto. Ono, mimo iż drugoplanowe, zasługuje na pewną uwagę. Borowiec przyjął jako tło wydarzeń model współczesnego fantazmatu, czyli urban legends. Tworzy w swoich opowieściach przestrzeń miejską pełną delikatnego i ulotnego niczym mgła mroku, takiego czającego się w uliczkach, zakamarkach, czy zaciszach mieszkań. Przeciwstawia gwar i pośpiech miejskiego życia, spokojowi oraz melancholii grozy. Miasto to przestrzeń o dwóch obliczach: zapachu kwiatów i smrodu spalin, a gdzieś pomiędzy nimi żyją ludzie. Bohaterami opowiadań są więc: telemarketer, ksiądz, młoda żona, kobieta z dzieckiem, zrozpaczony ojciec – postacie zwyczajne, a jednak pokazane w taki sposób, że nie nudzą czytelnika lecz stają się jego zwierciadłem, budzą w nim emocje: sympatię, współczucie, zrozumienie, nawet żal. Ich historie są przerażające właśnie ze względu na naruszenie naturalnego i zakładanego przez każdego spokoju, nie ma nawet omenów zapowiadających niebezpieczeństwo. Nic w ich życiu nie dzieje się nagle, to nie wydarzenia o których możemy usłyszeć w wiadomościach. Ich historie często pozostają ukryte i niewyjaśnione. Niezwykłość zadomowia się nie tylko w przestrzeni miasta, ale i w życiu bohaterów. To z kolei ujawnia dualistyczny charakter owej niezwykłości – jest dobra i zła równocześnie, a jej ocena zależy od analizy całej historii, a nie samej manifestacji niewyjaśnionej siły, czy tego, co za jej sprawą uczyniono. W ten sposób ukazuje nam się groza miasta, gdzie to co nadnaturalne nie istnieje tylko po to, by czynić zło, ale często bywa mroczną ręką sprawiedliwości. Miasto nie zapomina, nawet gdy krzyki ofiar milkną wśród ulicznego hałasu.
Czytając opowiadania Borowca odnosi się wrażenie, że te historie mogłyby wydarzyć się tuż obok nas, a jednocześnie pozostać w tajemnicy, niezauważone przez każdego, co stanowi tutaj podstawę budowania grozy. Zachorowalność na nowotwór, śmiertelność noworodków czy szczury w piwnicach mogą być czymś zwyczajnym, lub mieć nadnaturalny charakter. Tu kryje się owa niepewność. Nie każda historia, kończy się zawsze tak samo; w końcu znamy ich tak wiele. Takie są właśnie legendy miejskie Piotra Borowca: krótkie w swojej formie, pozornie prawdopodobne, generalnie znane i zawierające moralną przestrogę.
PRZYCZYNA, SKUTEK, WYDANIE
Pozycja wydawnictwa Gmork "Wszystkie białe damy" jest propozycją wyjątkową nie tylko ze względu na jej treść, ale i zewnętrzną formę. Nie potrafię oddać swojego zachwytu nad wydaniem tych opowiadań. Gmork nie tylko stanął na wysokości zadania, ale pokazał jakość, jaką rzadko proponują nam inne, nawet przodujące w wydawaniu grozy i horroru, wydawnictwa. Okładka jest solidna, rogi nie zaginają się podczas użytkowania i nie ma „foliowego kondonu”, którego tak nie znoszę. Czcionka jest duża, a papier piękny i gruby. Książka zawiera też kilka ilustracji autorstwa Bartosza Wojdygi (okładka) oraz Pauliny Wach (pozostałe). Jest też cena, co stanowi bardzo istotny temat, bo za taką jakość, Gmork proponuje stosunkowo niską cenę. Chciałabym w tym miejscu wyrazić więc nadzieję, że Gmork nadal będzie wydawać na takim poziomie polską grozę i nie tylko.
Jak wszyscy wiedzą, zbiory opowiadań zazwyczaj są jak kulawy pirat – stanowią mieszankę wszystkiego co tam w szufladzie leżało, najczęściej nie oferując tego, co oczekujemy, czyli tego, co daje nam np. proza danego pisarza. W przypadku "Wszystkich białych dam" jest jednak inaczej. Trzynaście zawartych w zbiorze opowiadań tworzy jednolitą atmosferę, której mianownikiem jest przestrzeń miejska, gdzie jak duchy snują się niezwykłe opowieści. Co istotne, to wszystkie trzynaście opowiadań stoi niemal równo w szeregu, żadne nie wybija się zbytnio na przód, ale żadne nie zostaje daleko w tyle. Piotr Borowiec publikując swój zbiór pokazał dojrzałość literacką i pewną gotowość na znacznie więcej niż opowiadania. Umiejętnie wykorzystał mitotwórczy charakter miasta w połączeniu z grozą, nadając im niejednokrotnie kompensacyjny charakter. Wprowadzenie grozy do miasta, to wprowadzenie sacrum do pozbawionej duszy industrialnej rzeczywistości i nadanie jej wymiaru ponadczasowego.
"Wszystkie białe damy" stanowi pozycję dla osób lubiących wysublimowaną, klasyczną grozę opowiadań ghost story, taką, która nie skupia się na rozlewie krwi lecz na sednie tragedii, gdzie istotne jest pokazanie, że konflikt, czy interakcja z niewyjaśnionymi siłami ma swoje konsekwencje, bardzo różne konsekwencje (które nie zawsze skazują bohatera na klęskę). Nie boję się powiedzieć, że opowiadania te mają charakter katartyczny, nie dostarczą pozytywnych odczuć, prędzej wprawią w zamyślenie i melancholię. Romantyczne dusze, poszukujące finezyjnej, sentymentalnej, a zarazem upiornej niezwykłości miejskiej grozy, rozpłyną się czytając „Wszystkie białe damy” Piotra Borowca.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Zapraszam również do zerknięcia na recenzję książki na blogu: http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2015/02/r-groza-miejskiej-przestrzeni-wszystkie.html
Jeśli lubisz podążać za atramentowym królikiem odwiedź również profil FB "Alicya w Krainie Słów"
= GROZA MIEJSKIEJ PRZESTRZENI =
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZbiór otwiera bardzo króciutkie opowiadanie „Czwarte użycie noża”, które stanowi doskonały wstęp do całości. To historia o obrońcy uciśnionych, który zbudowanego jest z ich furii i bólu. Wspaniały początek, który zachęca do dalszego czytania i doskonale pokazuje, czego możemy się spodziewać w dalszej części. Żal, złość, przemoc, pęknięte...