-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Utwory niby od siebie niezależne, w jakiś przedziwny sposób tworzą zależną od siebie całość. Dużo śmierci w tych opowiadaniach. Dużo życia również. I prawdy, szczerości. Prostej, nieskomplikowanej, życiowej. Nadal jednak sporo tym wszystkim fantasmagorii, fantazji i snów. To wszystko tworzy klimat. Gęsty, czasem mroczny, niepewny, a trochę, wbrew wszystkiemu, eteryczny. Honek tka bowiem historie ulotne lecz mocne niczym pajęcza sieć. Nastrojowość tego zbioru jest nie do przecenienia. Jak i język, którym debiutantka żongluje. Sprawnie, z wyczuciem, na najwyższym poziomie.
I choć, tak!, powtórzę to po raz wtóry!, nie przepadam za opowiadaniami a motyw wsi zdaje się być wyeksploatowany w literaturze do cna, to myślę, że „Białe noce” warto przeczytać. Honek nie przedstawi tutaj, wzorem Kochanowskiego „wsi spokojnej i wsi wesołej”, wręcz przeciwnie. Napotkamy na miejsce niespokojne i kipiące od niewypowiedzianego lęku. Może nie zapałamy do niego od razu miłością. Nawet jeśli nie zaiskrzy od razu, to uwierzcie, lektura ta powoli będzie w Was rozkorzeniać się i dojrzewać. Nie tak łatwo wywietrzeje z głowy, a to tylko świadczyć może o jej wyjątkowości.
Utwory niby od siebie niezależne, w jakiś przedziwny sposób tworzą zależną od siebie całość. Dużo śmierci w tych opowiadaniach. Dużo życia również. I prawdy, szczerości. Prostej, nieskomplikowanej, życiowej. Nadal jednak sporo tym wszystkim fantasmagorii, fantazji i snów. To wszystko tworzy klimat. Gęsty, czasem mroczny, niepewny, a trochę, wbrew wszystkiemu, eteryczny....
więcej mniej Pokaż mimo to
Iskra życia” to boleśnie realistyczna powieść, w której jej autor – Erich Maria Remarque kreśli grozę nazistowskiej rzeczywistości roku 1945 z dwóch perspektyw. Pierwsza to koszmar życia w obozie koncentracyjnym w Mellern, widziana oczami osadzonych w nim, walczących każdego dnia o przetrwanie, wygłodzonych więźniów. Druga obejmuje płaszczyznę chylącej się ku upadkowi III Rzeszy. Ta przedstawiona zostaje głównie z punktu widzenia jednego z komendantów obozu – Brunona Neubauera i jego żony Selmy.
Obraz fikcyjnego obozu koncentracyjnego przedstawiony został w sposób werystyczny. Bezwzględne zasady, wszechobecne okrucieństwo wespół z niegasnącą wolą przetrwania osadzonych w nim, odliczających dosłownie dni do wyzwolenia więźniów, przedstawicielem których będzie przede wszystkim noszący numer 509 – Fredrich Koller, jego przyjaciel Bucher czy najmłodszy – rezolutny Karel, opisane zostały w sposób wierny i rzeczowy, przy tym jednak głęboko poruszający. Remarque daleki jest od epatowania przemocą. W typowym dla siebie reporterskim, trzeźwym, nieskomplikowanym stylu kreśli obozowe realia, które koncentrują się przede wszystkim na celnym i sugestywnym odmalowaniu kondycji psychicznej bohaterów skłębionych w barakach za drutem kolczastym.
„Walka o skórkę chleba stała się ważniejsza niż cała reszta, podobnie jak zrozumienie, że nienawiść i wspomnienia mogą zniszczyć zagrożone jestestwo tak samo jak ból.”
To prawdziwie wielkie studium ludzkiej psychiki, jej kondycji oraz nieustraszonej woli przetrwania w obliczu trwającego latami zniewolenia, więzienia, głodu i faszystowskiego okrucieństwa. „Kto by chciał zginąć w ostatnim momencie?”, pada stwierdzenie jednego z więźniów. Tytułowa „iskra życia” nieustraszenie tli się w osadzonych, często dogorywających już li jedynie ludziach. Remarque wiernie oddaje ich stan, wskazując jak wielka jest ich wola przeżycia oraz jak dalece mocno zakorzeniona tkwi w nich choć wątła, ale jednakże nadzieja na ocalenie, podsycana chociażby szczerą miłością (za przykład niech posłuży postawa Buchera i Ruth Holland).
Niemiec rzuca jednocześnie światło nie tylko na hierarchiczność, bezwzględność i kaprysy nazistów, ale przede wszystkim na ich zaślepienie, fanatyzm oraz wyrachowanie. Ich przedstawicielem okaże się Bruno Neubauer, do końca wierzący w faszystowską siłę, której jest reprezentantem. Nie dopuści do głosu myśli, iż zbliżający się nieubłaganie front oraz bombardowanie Mellern jest wyraźnym i czytelnym sygnałem, iż III Rzesza upada. Swojej siły upatrywać będzie zarówno we władzy, jaką piastuje w obozie, ale też w możliwościach okazyjnego zakupu nieruchomości poza nim. To zaślepiony „pan życia i śmierci”. Trzeźwo w tej sytuacji zdaje się myśleć jedynie jego żona Selma, zdająca sobie doskonale sprawę z powagi sytuacji, próbująca przekonać męża do swoich racji i ucieczki przed alianckim frontem.
„Iskra życia”, choć powieść to zatrważająca, zaskakująco dobrze oddająca realizm zarówno życia więźniów w obozie, jak i życia ich oprawców poza ich murami, głównie w obliczu upadku świata, w który fanatycznie ci drudzy do końca wierzyli. Będący przedstawicielem straconego pokolenia Erich Maria Remarque doskonale zna kondycję ludzkiej psychiki w obliczu grozy wojny, co po raz wtóry udowadnia. To książka zarówno o tlącym się do końca człowieczeństwie jak i jego upadku. Autentyzm tej narracji porusza do głębi.
www.bookiecik.pl
Iskra życia” to boleśnie realistyczna powieść, w której jej autor – Erich Maria Remarque kreśli grozę nazistowskiej rzeczywistości roku 1945 z dwóch perspektyw. Pierwsza to koszmar życia w obozie koncentracyjnym w Mellern, widziana oczami osadzonych w nim, walczących każdego dnia o przetrwanie, wygłodzonych więźniów. Druga obejmuje płaszczyznę chylącej się ku upadkowi III...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-02
Relacji Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z półtorarocznego pobytu w obozie pracy w Jercewie w Związku Radzieckim przedstawiać nikomu bliżej nie trzeba. Książka ikona. Książka świadectwo. Książka, niestety, nadal wstrząsająco aktualna. Po tej lekturze ma się wrażenie, że lata płyną, a na wschodzie cały czas ten sam świat. Inny świat.
„Inny świat. Zapiski sowieckie” przedstawia barbarzyństwo, niesprawiedliwość, bezwzględność systemu, który za cel obiera sobie wyzysk a może po prostu złamanie człowieka i jego godności. Książka dająca jednocześnie maluteńkie światełko nadziei – wiarę w moc literatury. „Zapiski z martwego domu” Dostojewskiego odgrywają podwójną rolę, dają autorowi siłę do przetrwania kolejnego dnia, a także stają się inspiracją do spisania wspomnień z pobytu w łagrze.
Relacji Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z półtorarocznego pobytu w obozie pracy w Jercewie w Związku Radzieckim przedstawiać nikomu bliżej nie trzeba. Książka ikona. Książka świadectwo. Książka, niestety, nadal wstrząsająco aktualna. Po tej lekturze ma się wrażenie, że lata płyną, a na wschodzie cały czas ten sam świat. Inny świat.
„Inny świat. Zapiski sowieckie”...
Strzygi, wilkołaki, zmory. Och, pamiętam jak czytałam „Starą Słaboniową i spiekładuchy” Joanny Łańcuckiej, w której tak wspaniale przywołany został świat nadprzyrodzonych stworzeń, mocno osadzony w wierze słowiańskiej, jednocześnie tak jakoś mi bliski, znajomy, swojski.
Okazuje się, że podobny klimat wyczarował Artur Żak w książce „Kołatanie”. Tutaj miast Starej Słabobiowej będzie babcia Aniela, wdowa po Bronku. Będzie też dusza Bronka, dla której Aniela uparcie będzie szykować codzienną strawę. Będzie również Piotr, wnuk Anieli, mocno stąpający po ziemi mężczyzna, który początkowo nie będzie zawierzał słowom babci, raz za razem przywołującej kolejne zabobony, ludowe wierzenia, przestrzegającej przed boginkami czy zmorą.
Świat istot nadprzyrodzonych okaże się równie bliski jak ten nam znany. A obecność w tych przeplatających się wzajemnie dwóch wymiarów, jakby stanowiły spójną całość, okaże się fascynującym i niemal mistycznym przeżyciem. Historia, która przeniesie dosłownie i w przenośni w inny świat, idealna dla lubiących powieści nie tylko w nurcie wiejskim, ale historie z wyrazistą nutą realizmu magicznego, zawierające wątki mitologii i wierzeń słowiańskich.
Słuchałam audiobooka w doskonałej interpretacji Janusza Zadury, ale korci mnie, by zakupić książkę. Lubię takie pozycje mieć na wyłączność, w sensie materialnym. Prowadząc cykl „soboty z audiobookiem”, wierzę, że wiecie, iż nie namawiam Was do słuchania omawianych książek wyłącznie formie audio. Jeśli nie lubicie tej formy, zawsze możecie oczywiście sięgnąć po tradycyjny egzemplarz. Szczególnie, gdy książka jest tego warta. Ta jest 🙂
www.bookiecik.pl
Strzygi, wilkołaki, zmory. Och, pamiętam jak czytałam „Starą Słaboniową i spiekładuchy” Joanny Łańcuckiej, w której tak wspaniale przywołany został świat nadprzyrodzonych stworzeń, mocno osadzony w wierze słowiańskiej, jednocześnie tak jakoś mi bliski, znajomy, swojski.
Okazuje się, że podobny klimat wyczarował Artur Żak w książce „Kołatanie”. Tutaj miast Starej...
Zagadka, wokół której toczy się akcja najnowszej powieści Roberta Małeckiego pt.: „Zapadlina” dotyczy zaginionego przed dwudziestoma laty Jacka Malinowskiego. Ciała mężczyzny nigdy nie odnaleziono, oficjalnie uznano, iż najprawdopodobniej zginął w wypadku. Wszystko zmieniają zeznania świadka, który to na łożu śmierci rzuca inne światło na sprawę, co też staje się przyczynkiem do wznowienia śledztwa. Do akcji wkracza komisarz Maria Herman. Tymczasem ktoś próbuje zamordować żnińskiego lekarza, sprawie przyglądać zaczyna się podkomisarz Olgierd Borewicz, były partner zawodowy Marii. Co i czy te dwie sprawy mają ze sobą wspólnego? Czy zdarzenia spowodują, że para znów połączy siły?
Robert Małecki łączy wiele wątków, nie tylko tych kryminalnych ale również dotyczących życia policjantów Archiwum X. Na wszystko i wszystkich kładzie się mroczny cień przeszłości, a sposób w jaki duet śledczych rozproszy ów mrok, by ujrzeć prawdę jest naprawdę wciągający. To pogmatwana historia, w centrum której stanie zdrada, w najróżniejszych swych odsłonach. Istotny będzie tutaj z jednej strony brak zrozumienia, współczucia i niszczący poczucie godności oraz wiarę w siebie ostracyzm, z drugiej zaś strony będziemy mieć do czynienia z usilną próbą poszukiwania szczęścia i wyrozumiałości, co finalnie okaże się zwodnicze i zgubne.
Nie będę zdradzać co, gdzie i kiedy, bo mocno bym musiała spoilerować, a tego nie chcę. Dlatego też pozostawię taką oględną zachętę. Powiem tylko, że warto sięgnąć po trzeci tom cyklu z Herman i Borewiczem, jeśli czytaliście dwie poprzednie. Jeśli nie znacie serii to i tak polecam. Ja nie czytałam poprzednich, a tutaj świetnie się odnalazłam. Co więcej, czuję się mocno zmotywowana, by nadrobić zaległości.
Na koniec dodam jeszcze, iż intrygujący w „Zapadlinie” jest również wątek starej, opuszczonej kopalni soli w Wapnie i informacje dotyczące katastrofy, w wyniku której na jej terenie doszło do poważnych skutkach zapadnięć ziemi. Bardzo lubię, gdy autorzy przemycają takie historie. Nie tylko bardzo uwiarygodniają tło powieści ale też motywują do własnych poszukiwań informacji w poruszanym temacie. Bardzo dobra robota Panie Robercie.
www.bookiecik.pl
Zagadka, wokół której toczy się akcja najnowszej powieści Roberta Małeckiego pt.: „Zapadlina” dotyczy zaginionego przed dwudziestoma laty Jacka Malinowskiego. Ciała mężczyzny nigdy nie odnaleziono, oficjalnie uznano, iż najprawdopodobniej zginął w wypadku. Wszystko zmieniają zeznania świadka, który to na łożu śmierci rzuca inne światło na sprawę, co też staje się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oto książka, którą pochłonęłam niemalże „na raz”.
„Sztuczny miód” splata losy dwóch pielęgniarek: Basi i Marylki. Basia jest żoną milicjanta i wiedzie dosyć wygodne, niemalże nowoczesne życie. Ubolewa, iż oceniania jest przez pryzmat pracy męża, ceni sobie jednak status majątkowy, jaki jego praca jej zapewnia. Wszystko staje jednak na głowie, gdy na jej drodze pojawi się kolega z pracy, zdecydowanie bardziej zaangażowany uczuciowo aniżeli jej własny mąż. Marylka zaś pochodzi z typowo śląskiej rodziny z tradycjami. Mąż pracuje w kopalni „Wujek” i angażuje się w działalność „Solidarności”. Z chwilą gdy kobieta postanowi pomóc choremu sąsiadowi i zorganizować lekarstwa u krewnego w NRF i jej związek poddany zostanie próbie. Na domowe kryzysy nałoży się dodatkowo gęstniejąca atmosfera na scenie polityczno-społecznej, strajki w kopalni i wzmagająca się potrzeba ustrojowych zmian.
Powieść Sabiny Waszut to sentymentalna podróż poprzez społeczno-polityczne transformacje, jakie miały miejsce we wczesnych latach 80-tych. Cudownie, z detalami oddane zostały realia tamtych czasów. Puste sklepowe półki i kolejki, świniobicie, panierowana mortadela czy paczki z zachodnich Niemiec – to tylko nieliczne odcienie tamtych miesięcy i lat. Schyłek PRL-u i narastająca fala zmian, odrzucająca komunizm i domagająca się demokracji, pacyfikacja kopalni „Wujek” czy zamach na Jana Pawła II – pisarka przywołuje większość kluczowych dla tych lat wydarzeń. Wszystko zaś zaskakująco wiernie, realistycznie, dokładnie, rzeczowo i prawdziwie.
Nie brak w tej powieści emocjonalnej nuty. Historyczna prawda wzrusza i wywołuje rozrzewnienie, ale ważne są tutaj również relacje pomiędzy bohaterami. Bywają osamotnieni, pogubieni, związani pracą ale niepozbawieni marzeń, jak to w życiu – nieustająco poszukują szczęścia i miłości. Czy je odnajdą nie zdradzę. Sięgnijcie po „Sztuczny miód”, by sprawdzić to osobiście. To ujmująca powieść o zwykłym, codziennym życiu w czasach schyłkowego PRL-u, napisana z czułością i wyczuciem, lekko ale solidnie. Historia, która i z którą się płynie.
www.bookiecik.pl
Oto książka, którą pochłonęłam niemalże „na raz”.
„Sztuczny miód” splata losy dwóch pielęgniarek: Basi i Marylki. Basia jest żoną milicjanta i wiedzie dosyć wygodne, niemalże nowoczesne życie. Ubolewa, iż oceniania jest przez pryzmat pracy męża, ceni sobie jednak status majątkowy, jaki jego praca jej zapewnia. Wszystko staje jednak na głowie, gdy na jej drodze pojawi się...
Tchnięta głęboką wewnętrzną potrzebą Katarina pakuje się i wsiada do pociągu relacji Zagrzeb – Osijek. Silne przeczucie i intuicja każą jej wracać do domu rodzinnego, by spotkać się z matką. Gdy do niego dociera okazuje się, że ta właśnie umarła. Smutne wieści przekazuje kobiecie Frau Józefina, kobieta ściśle przez lata związana z rodziną Kati. Pobyt w rodzinnej miejscowości, w pustym domu budzi w trzydziestosześciolatce wspomnienia z lat dziecinnych. To szczątkowe migawki z życia ważnych dla kobiety osób pod postacią wypłowiałych wspomnień, niedopowiedzeń, niewypowiedzianych słów i latami skrywanych tajemnic. Budzić się będą do życia dzięki starym fotografiom, dociekliwości Katariny i pomocy Frau Józefiny, która początkowo niepewnie, w końcu coraz śmielej poprowadzi kobietę poprzez meandry życia poszczególnych członków jej rodziny.
„Pewnego dnia tajemnice zaczęły wyskakiwać ze wszystkich stron, jak rwący potok, lawina, jak zgniecione prześcieradło i kołdra upchnięte do ciasnej skrzynki na pościel. Już nikt i nic nie mogło ich złapać i włożyć z powrotem do ciemności, do udawanego zapomnienia.”
„Unterstadt” to poruszająca saga rodzinna, w której Ivana Šojat splata losy czterech pokoleń kobiet mieszkających w chorwackim Osijeku. Ich życie boleśnie naznaczone będzie drugą wojną światową a później rządami Tity. Wojenna zawierucha, tożsamościowa nienawiść, niesprawiedliwe osądy okolicznej społeczności wywrą na nich bezpośredni wpływ, bezwzględnie je okaleczając i powodując, iż latami nie będą chciały przywoływać duchów przeszłości. Swoje prawdziwe korzenie i poczucie tożsamości skrzętnie zamkną w czeluściach niepamięci, co będzie się stopniowo acz skrupulatnie nawarstwiać, by finalnie przeistoczyć się głębokie traumy i zatruć ich egzystencję.
„Człowiek musi nauczyć się wybaczać drobne nieporozumienia, kłótnie strzepnąć z siebie jak zasuszone błoto. Inaczej sam ugrzęźnie, utonie w bagnie.”
Chorwatka snuje gęstą opowieść o grozie wojny, głównie z kobiecego punktu widzenia. To przez pryzmat kobiecych portretów ukaże toczącą się nienawiść pomiędzy poszczególnymi nacjami. Mężczyźni, aktywnie uczestniczący w konfliktach lub też wręcz przeciwnie – emigrujący z kraju, pozostaną tak naprawdę niemymi świadkami tragedii, których, chcąc nie chcąc, pozostaną integralną częścią a nawet ich przyczyną. To powieść o kobietach, ich zagubieniu, samotności i niesprawiedliwości, która toczy ścieżki ich życia.
Šojat pokaże, iż nie można tożsamości definiować zero-jedynkowo. Odwrócone zostaną tutaj role kata i ofiary. Wzorem rasistowskiego i jakże krzywdzącego „Untermensch” stworzy się tytułowy „Unterstadt”, miejsce, w którym główną drogą do przeżycia okaże się wyparcie własnych korzeni i okrycie przeszłości zasłoną milczenia. Istotną rolę odegra komunistyczny obóz pracy w Valpovo. Kluczowy okaże się tym samym aspekt niemieckości. Bycie Niemcem będzie bowiem równoznaczne z noszeniem tożsamościowego piętna. „To nie są czasy, aby mieć dzieci, właściwie to nie są czasy dla ludzi”, padnie jakże trafne i deprymujące jednocześnie stwierdzenie. „Każdy naród ma swoich zbrodniarzy”, ktoś skonstatuje. Wszystko to zaś celnie odda ducha historycznych zawirowań i uwarunkowań, które stały się kanwą niniejszej powieści.
Mroczne społeczno-historyczne realia złagodzone zostaną poetyckim językiem. Chorwatka snuje tę opowieść w sposób eteryczny, ujmująco piękny, co doskonale oddaje przekład Sinišy Kasumović. Groza wojny zmiękczona zostaje tutaj rutynową prozą życia, niepozbawioną scenami pełnymi czułości, jak chociażby scena oświadczyn Klary i Petera. Mocną stroną będą tutaj metafory, dzięki nim głos bohaterów „przytłoczony upałem, będzie zmieniał swą teksturę” a ich oczy przypominać będą przykładowo „szklane kulki”. Sam powrót do domu narratorki Katariny będzie zaś nosić znamiona katharsis, oczyszczenia, które, dzięki i za sprawą Frau Józefiny – strażniczki pamięci jej przodków – pozwoli kobiecie poznać prawdę, przepracować ją, w pełni zrozumieć, a finalnie odciąć się od niej. Piękna i jednocześnie dojmująco smutna powieść, w której zmowa milczenia, niczym węzeł gordyjski, splata losy spokrewnionych ze sobą osób.
www.bookiecik.pl
Tchnięta głęboką wewnętrzną potrzebą Katarina pakuje się i wsiada do pociągu relacji Zagrzeb – Osijek. Silne przeczucie i intuicja każą jej wracać do domu rodzinnego, by spotkać się z matką. Gdy do niego dociera okazuje się, że ta właśnie umarła. Smutne wieści przekazuje kobiecie Frau Józefina, kobieta ściśle przez lata związana z rodziną Kati. Pobyt w rodzinnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jego babcia ma na imię Rosemarie. Kim twierdzi, że kiedyś była potworem. Pragnie tym samym rozumieć jak to jest być nią i z czego wynikać może ów chłód, który spowija jej osobę. Przychodzi mu to jednak z trudem. Ona cierpi bowiem na demencję, leży w szpitalu i nie sposób już czegokolwiek jej dopytać. Pozostają wspomnienia – jego własne oraz jego Matki – niespełnionej życiowo fryzjerki, kobiety przeczesującej nie tylko włosy klientów ale również drzewo genealogiczne swojej rodziny. Migawki z życia bliskich Kima łączyć będą się z zapiskami na temat przodków, osoba autorska zaś w gąszczu rodowych anegdot poszukiwać będzie własnej tożsamości. „Drzewo krwi” to opowieść nie tylko o poszukiwaniu korzeni, ale przede wszystkim o poszukiwaniu własnego „ja”, szczególnie, gdy to „ja” długo pozostaje nieokreślone i niejednoznaczne.
W swej debiutanckiej powieści Kim de l’Horizon przywołuje historię osoby niebinarnej. Osoba autorska cały czas poszukuje swojej tożsamości. Boi się własnego ciała, czuje do niego pogardę, ma wrażenie, że ono nie jest jego własnością. „Jestem w języku obcym”, mówi o sobie. Jako dziecko nie potrafi zdecydować kim jest. Nie chce być chłopcem, gdyż zdaniem matki mężczyźni są ordynarni i traktują kobiety jak przedmioty. Nie chce też być kobietą, choć podoba mu się ich emocjonalność i fakt, iż mogą o siebie dbać. Nie wierzy jednak w płcie, dlatego też decyduje, że będzie płciowo niewidzialne. W narracji tej Kim próbuje wyrazić to, co czuje i jak doszło do momentu, w którym zdał_ sobie sprawę kim tak naprawdę jest.
„Drzewo krwi” to nie tylko powieść o poszukiwaniu siebie. To przede wszystkim dojmująco smutna narracja o ciężkim bagażu przeszłości, o opresji rodziny, rozczarowaniach, strachu i wstydzie, których doświadczają kobiecie postaci, a które przedkładają się na życie i wybory osoby autorskiej. Kim cały czas ma wrażenie, że matka chce ukarać go za swoje niepowodzenia, a on_ , studiując_, spełnia jedynie jej niespełnione marzenia. Istnieje nie dla siebie, a dla niej. Lodowate relacje pomiędzy nim a Matką zaś, wynikają z jej oziębłych i bezdusznych relacji z własną matką a babcią Kima. Stosunki między nimi pozostają nad wyraz chłodne i nieczułe, co przedkłada się w znacznej mierze na tożsamościowy chaos mentalny Kima, jego zagubienie i osamotnienie.
„Bo przecież faktycznie nigdy nie był_m gejem, bo bycie gejem jest możliwe jedynie wówczas, gdy człowiek wierzy w to, że istnieją dwie płcie, a człowiek leci na tę samą (…)”, stwierdzi pewnego dnia, raz za razem próbując znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić i zdefiniować nimi siebie. W tych wyznaniach będzie dużo dosadności i bezpośredniości, ale zwierzenia te pozostaną bardzo intymne, niejednokroć bolesne, wstrząsające i przeszywające na wskroś. To psychiczna ekspozycja osoby mentalnie poharatanej i pokaleczonej. Kiedy zdecyduje się finalnie wyjawić Babce to, kim jest i kim się przez lata stawał, z obawy przed jej gniewem i reakcją decyduje się w listach do niej na wykorzystanie języka angielskiego, który najlepiej Kima definiuje, ale którego nie jest w stanie zrozumieć Rosemarie.
Zarówno odważny i niecodzienny sposób narracji, w której to odnajdziemy dwa różne sposoby zapisu języka niebinarnego (poprzez stosowanie podkreślnika „_” , np. „pojechał_m” lub / i stosowania języka neutratywnego „pojechałom”), jak i kreacja postaci, w której ogromną rolę odgrywa wewnętrzne rozedrganie, tożsamościowa sporność, ogrom rodowych sekretów i legend, tak pełnych chłodu, niesprawiedliwości oraz tajemnych i magicznych powiązań z naturą, sprawiają, iż odbiór powieści jest doświadczeniem osobliwym. To eksperymentalna forma, obcowanie z którą wprawi w pewien dyskomfort psychiczny, zakłopotanie czy też poczucie zagubienia.
Uczucia te pogłębi dodatkowo zabieg tłumaczki Elżbiety Kalinowskiej, która nieszablonowo i zupełnie eksperymentalnie, w przypadku przekładu rozdziału w języku angielskim, wspomagała się narzędziem ChatGPT. Chwyt ów wpędza dodatkowo w poczucie niepewności, wzmaga odczucie mentalnej aberracji. To zdecydowanie lektura, która wymaga umiejętności wyjścia poza szeroko przyjęte ramy heteronormatywnego myślenia oraz wyjścia poza ogólnie przyjęte normy „naturalności” i mentalnego bezpieczeństwa. Powieść odważnie przesuwająca granice, ciekawa w formie, niejednoznaczna i świeża, wymagająca jednak skupienia i otwartego, tolerancyjnego umysłu.
www.bookiecik.pl
Jego babcia ma na imię Rosemarie. Kim twierdzi, że kiedyś była potworem. Pragnie tym samym rozumieć jak to jest być nią i z czego wynikać może ów chłód, który spowija jej osobę. Przychodzi mu to jednak z trudem. Ona cierpi bowiem na demencję, leży w szpitalu i nie sposób już czegokolwiek jej dopytać. Pozostają wspomnienia – jego własne oraz jego Matki – niespełnionej...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wszystko płynie” to powieść, w której Wasilij Grossman opisuje losy pięćdziesięcioletniego Iwana Grigorjewicza, mężczyzny, który po trzydziestoletnim czasie spędzonym w sowieckich łagrach odzyskuje wolność i próbuje od nowa dostosować się do życia w Związku Radzieckim. Adaptacja przychodzi mu z trudem, z jego dawnego życia pozostało bowiem niewiele. Relacje ze stryjecznym bratem okazują się oziębłe, spowodowane głównie jego obawami o swoją karierę naukową. Żona zaś wyszła ponownie za mąż. Łagiernik nie może przywyknąć do otaczającej go rzeczywistości. Czuje się samotny i wyobcowany, tuła się po kraju, a pamięcią wraca do czasów spędzonych w zamknięciu.
„I oto nastały dla niego dni życia na wolności, a on ciągle czeka na powrót czegoś dobrego, młodego.
Tamtego ranka w pociągu obudził się z poczuciem beznadziejnego osamotnienia. Był rozgoryczony po spotkaniu ze stryjecznym bratem, a Moskwa ogłuszyła go i przytłoczyła. Bryły wieżowców, strumień samochodów, sygnały świetlne, tłumy snujące chodnikami – wszystko to było mu obce, wydawało się dziwne.”
Uderzająca jest alienacja Grigorjewicza. Dojmująca samotność, poczucie oderwania od rzeczywistości, która płynie, a z której latami mężczyzna był wyłączony są dlań obezwładniające i opresyjne jak i opresyjny jest system, który skazał go najpierw na pobyt w obozach a później na tułaczą wędrówkę po kraju. Ten niewiele ma mu już do zaoferowania, prócz bolesnych wspomnień i gorzkich refleksji na temat totalitarnych rządów Stalina. Tym samym „Wszystko płynie” staje się historiozoficznym świadectwem zniewolenia jednostki przez ustrój, który przedkłada dobro państwa nad dobro jednostki oraz, który stawia na wykonanie założonego planu, nie zważając na dobrobyt swoich obywateli.
„(…) pali się, niebo się pali, ziemia się pali! (…) Nie, nie paliło się niebo, to życie się paliło.”
To powieść przepełniona migawkami z życia obywateli ZSRR epoki Stalina. Życie Iwana Grigorjewicza splatać się tutaj będzie z licznymi dygresjami, począwszy od przedstawienia brutalnej polityki wobec kułaków a w konsekwencji przywołania Hołodomoru, po próbę osądzenia wszelkich donosicieli i szpicli działających na usługach partii. Wasilij Grossman łączy tutaj konwencje, od poruszającego i wstrząsającego monologu współlokatorki głównego bohatera – Anny Sergiejewnej na temat Wielkiego Głodu w latach 1932-1933, po formę dramatu, w którym oskarżyciel pod osąd poddaje „Judaszów” i tajnych współpracowników systemu, przedstawiając ich pobudki, motywy działania i punkt widzenia.
„Ale czy wiecie, co jest najwstrętniejsze w szpiclach i donosicielach? Myślicie, że zło, które w nich tkwi?
Nie! Najstraszniejsze jest tkwiące w nich dobro, najsmutniejsze jest to, że są pełni zalet i cnót.
To kochający, czuli synowie, ojcowie, mężowie… Zdolni do dobrych uczynków, heroicznej pracy.”
Styl dzieła Wasilija Grossmana jest oszczędny lecz paraliżująco celnie i dosadnie dokumentujący realia życia w stalinowskim reżimie. Autor stroni od emocji, wiele obrazów przywołanych zostaje w reporterski sposób. Nie ograbia to jednak książki z historycznej prawdy. Wręcz przeciwnie, „Wszystko płynie” pozostaje bezapelacyjnym świadectwem stalinowskich zbrodni, traktatem na temat bezwzględności prowadzonej przez niego polityki oraz aktem oskarżenia wobec bezduszności opresyjnego systemu. To porażająca powieść drogi, w której jednostka zniewolona zostaje przez państwo, a towarzyszące jej poczucie strachu pozostaje uczuciem hipnotyzującym, odbierającym niejednokrotnie zdolność logicznego myślenia, a tym samym człowieczeństwo i przyzwoitość.
„Gdzie z jest epoka rosyjskiej wolnej duszy ludzkiej? Kiedyż nadejdzie? A może jej nie będzie, może nie nadejdzie nigdy?”, pyta Grossman, a pytanie to, w obliczu współczesnych wydarzeń na linii rosyjsko-światowej, pozostaje nie tylko zaskakująco, ale jednocześnie zatrważająco aktualne. Książka, obezwładniająca, wzmagająca czujność oraz poczucie strachu o współczesność. Wszak, jak pisze autor: „Po śmierci Stalina dzieło Stalina nie umarło. Tak jak w swoim czasie nie umarło dzieło Lenina. Żyje zbudowane przez Stalina państwo pozbawione wolności.”
www.bookiecik.pl
„Wszystko płynie” to powieść, w której Wasilij Grossman opisuje losy pięćdziesięcioletniego Iwana Grigorjewicza, mężczyzny, który po trzydziestoletnim czasie spędzonym w sowieckich łagrach odzyskuje wolność i próbuje od nowa dostosować się do życia w Związku Radzieckim. Adaptacja przychodzi mu z trudem, z jego dawnego życia pozostało bowiem niewiele. Relacje ze stryjecznym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mona Tarrile-Byrne to urodzona w Peru wykształcona Latynoska. Jej debiutancka powieść okrzyknięta została mianem „radykalnego zjawiska”, ona sama zyskuje tym samym uznanie i rozgłos. Zaproszona zostaje na najbardziej prestiżowy festiwal literacki w Szwecji, podczas którego wręczona zostaje ważna dla literackiego świata Nagroda Basske-Wortza. Wraz z dwunastoma innymi finalistami nagrody bierze udział w „Meetingu”, zamkniętym wydarzeniu z licznymi sesjami, panelami, wykładami i autorskimi przemowami. Literaci prowadzą dysputy na temat własnej twórczości i kondycji literatury, a ich przemowom przyświeca jeden cel: zgarnięcie zwycięskiej statuetki oraz 200 tysięcy euro głównej nagrody.
„Cicha bitwa pióra i atramentu jednoczy nas w oddział przyjaciół i kochanków”
Mona jest w trakcie pisania drugiej powieści, co spala ją do cna. Wspomaga się licznymi używkami, nie obcy jest jej alkohol, marihuana, ambien, ketamina czy valium. Dodatkowych doznań poszukuje poprzez sesje wirtualnego (i nie tylko) seksu. Nieustająco balansuje między jawą a snem, poszukując, jak sama mówi, „alkoholowej ekstazy i barbituranowej życzliwości”. Uczestnictwo w festiwalu jest dla niej okazją zakosztowania „Prawdziwego Życia”, co jednak nie pomaga jej w odnalezieniu psychicznego spokoju. Prowadzenie w kuluarach pozornie nieszkodliwego i przyjaznego „small talku” z kolegami i koleżankami po fachu wyzwoli w kobiecie głęboko skrywane demony a także sprawi, iż na światło dzienne wyjdzie mroczna tajemnica z przeszłości.
„My pisarze, jesteśmy dowodem na to, że życie jest książką i że się pisze.”
W swojej książce Pola Oloixarac brutalnie obnaża hipokryzję świata literatów, którzy zarówno podczas luźnych i niezobowiązujących rozmów oraz w trakcie oficjalnych przemów nieustająco taksować będą się wzrokiem i poddawać wzajemnym, krytycznym ocenom. Na wierzch wypłynie ich egoistyczna i megalomańska szczerość, przekonanie o własnej wyjątkowości i wyższości oraz powierzchowność ich wzajemnych relacji. Ta okaże się podszyta czystą zazdrością w stosunku do siebie nawzajem i odnoszonych sukcesów. To wszystko wyzwoli w zaproszonych gościach potrzebę obopólnej konfrontacji. Pisarze i pisarki, poeci i poetki będą nieustająco się zwodzić i uwodzić, ironizować i snuć insynuacje, po których nie jeden i nie jedna z nich odczuje psychiczny dyskomfort oraz niepewność. Nie zabraknie tutaj ciętych ripost i bolesnych przytyków, wszystko zaś pod otoczką pozornie przyjaznej, niezobowiązującej i luźnej atmosfery.
„Google to antypowieść dla ludzkiej powieści”.
Argentynka dodatkowo pochyla się nad poczuciem zagubienia początkujących literatów, nad którymi ciąży presja środowiska, by kolejna powieść okazała się lepsza od debiutu. Ów nacisk sprawia, iż tytułowa bohaterka często czuje „przypływ emocji, wzbierające nagle wewnętrzne burze, które próbowała stłumić za wszelką cenę”. Jednocześnie podjęta zostaje problematyka pisarskich osobowości, które ocenione zostają w kategorii przezroczystych i nijakich oraz braku w środowisku pisarskim świeżej krwi. Środowisko przedstawione zostaje jako megalomańskie i skoncentrowane na sobie i własnym dorobku. Wypunktowana zostaje tematyka twórczości, przesiąkniętej ideologicznymi pobudkami, polityką i nienawiścią, czy też odtwórczymi i nużącymi refleksjami na temat szeroko pojętej współczesności.
„Nigdy nie wiemy, czym jest prawdziwa poezja, ale to, co z wiersza robi poezję, to wrażenie, że cię z czegoś okrada (…)”.
To jednocześnie narracja o powolnej acz konsekwentnej dezintegracji osobowości oraz uprzedmiotowieniu nie tylko ciała ale też tożsamości. Wyniszczające się zatracanie w narkotycznym uniesieniu tytułowej bohaterki będzie silą napędową akcji „Mony”. Jej finał okaże się równie wstrząsający co nieprzewidywalny. Nie zabraknie w nim groteski, na pewno jednak pozostawi czytelnika w poczuciu niepewności. To bez wątpienia zakończenie podlegające wielu dyskusjom i możliwościom interpretacyjnym.
„Nienawiść sprawia, że pewne grupy stają się widoczne, a dyskursy czytelne”.
„Mona” to powieść zwodnicza. Oloixarac mistrzowsko łączy to, co rzeczywiste z tym, co halucynogenne i fantasmagoryczne. Erotyczne uniesienia, wspomnienia i fantazje bohaterki tak płynnie i zgrabnie splatać będą się z jawą, iż dociekanie co jest prawdą a co li narkotycznym uniesieniem okaże się trudem próżnym i z marszu spalonym na panewce. Dosadny i nieprzejednany język nie ułatwi sprawy. To utwór bezkompromisowy a jednocześnie niepozbawiony zapadającego w pamięć charakteru.
www.bookiecik.pl
Mona Tarrile-Byrne to urodzona w Peru wykształcona Latynoska. Jej debiutancka powieść okrzyknięta została mianem „radykalnego zjawiska”, ona sama zyskuje tym samym uznanie i rozgłos. Zaproszona zostaje na najbardziej prestiżowy festiwal literacki w Szwecji, podczas którego wręczona zostaje ważna dla literackiego świata Nagroda Basske-Wortza. Wraz z dwunastoma innymi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Akcja rozpoczyna się z chwilą, gdy w jeziorze znalezione zostają zwłoki młodej kobiety - Emilii. Sprawą zajmuje się detektyw Norbert Krzyż, który ma na celu nie odnalezienie mordercy nastolatki, a wybielenie z zarzutów podejrzanego o jej zabójstwo – Alana Węglarza, członka metalowego zespołu a także chłopaka dziewczyny.
Do połowy mamy do czynienia z rasowym kryminałem, mnóstwo poszlak i zagadek, z rozwiązywaniem których Krzyż jest zawsze o pół kroku przed policją. I to jest świetne – fani klasycznego kryminału nie powinni czuć się rozczarowani. Krzyż to dodatkowo postać nieszablonowa, działająca trochę chaotycznie, często spontanicznie, co nie zawsze wychodzi mu na dobre. To sprawia jednak, że z jednej strony się go lubi, z drugiej ma się nim ochotę potelepać. 😉
Rozczarowujące jest niestety zakończenie, w moim odczuciu, zbyt wydumane i mało prawdopodobne, jak i samo kłębowisko wydarzeń, które do zakończenia doprowadzają. Za dużo postaci, zbyt dużo wątków, za bardzo wszystko pogmatwane i mało prawdopodobne. Chwilami czułam się nimi przytłoczona.
Niemniej uważam czas spędzony z książką za całkiem udany. Ogromny plus za brak epatowania zbrodnią i nacisk na dedukcję. To w tego rodzaju książkach najbardziej lubię. Świetny również jest pomysł osadzenia akcji w Beskidzie Żywieckim. Czuć okoliczny klimat. Największy zaś plus za przemycenie kilku ciekawostek na temat Jeziora Żywieckiego. Dodają książce uroku.
www.bookiecik.pl
Akcja rozpoczyna się z chwilą, gdy w jeziorze znalezione zostają zwłoki młodej kobiety - Emilii. Sprawą zajmuje się detektyw Norbert Krzyż, który ma na celu nie odnalezienie mordercy nastolatki, a wybielenie z zarzutów podejrzanego o jej zabójstwo – Alana Węglarza, członka metalowego zespołu a także chłopaka dziewczyny.
więcej Pokaż mimo toDo połowy mamy do czynienia z rasowym kryminałem,...